Marcin Kacprzak: Szczęśliwego Roku 2025
Dziś wciąż mówi się dużo o Polakach - Euroentuzjastach. Zapewne sondaże to potwierdzają. Sondaże te jednak nie mówią całej prawdy. Ja sam znam bowiem wiele osób, które prawicowi dziennikarze z radością ochrzciliby mianem "lemingów", i oni rzeczywiście wykazują się tym sondażowym Euroentuzjazmem. Tyle, że jest to złożone z kilku warstw, bo, naprawdę, nawet lud anty-pisowski zdaje sobie sprawę z tego, że organizacja o nazwie UE jest organizacją delikatnie rzecz ujmując, mocno ułomną. Wiedzą oni, że jest przeadministrowany, niedemokratyczny, oligarchiczny i z założenia traktuje nas jako żerowisko. To że później ta wiedza nie przekłada się na dalsze wnioskowanie, to już oczywiście całkowicie inna sprawa. W każdym razie stawiam tezę, że polski Euroentuzjazm jest tyle samo silny, co powierzchowny, jakby to powiedział jakiś mundry socjolog - niezakorzeniony. Sądzę, że istnieje pewna linia graniczna tego ponoć bezwzględnego poparcia i niewykluczone, że jesteśmy dziś dużo bliżej niej niż jeszcze nawet i dwa lata temu.
Przyznam się, że nie do końca potrafię w tej chwili rozpoznać intencje Unii i jej niemieckich zawiadowców. To znaczy intencje znam i rozumiem (Ventotene) natomiast dziwi mnie trochę taktyka z ostatnich dwóch lat.Robota szła dobrze, praca organiczna na umysłach Polaków też nie najgorzej. Co prawda zagłosowali w 2015 roku nieco inaczej niż by sobie tego życzyli w Brukseli i Berlinie, ale przecież PiS z pewnością nie można nazwać partią anty-unijną, bo przecież udało się przekonać pisowskich polityków do podpisania Lizbony. A tu takie nerwy i pójście na zwarcie. Ja jestem mały żuczek, ale sądzę że lepszą taktyką byłoby to przeczekać. Tym bardziej, że Martin Schultz (aż chciałoby się to nazwisko wypowiedzieć z charakterystyczną pruską intonacją a'la Michalkiewicz) wytyczył perspektywę ostatecznego domknięcia trumny nad faszystowskimi z natury państwami narodowymi na rok 2025. Ok, ja póki co jeszcze popieram PiS, ale naprawdę, trudno uwierzyć mi, że oni utrzymają się przy władzy aż tyle czasu. A teraz, to kto wie, czy rosnące niezadowolenie nie zamieni się w mini-dekompresję, wraz z którą wyfrunie i choćby jedna trzecia naszego polskiego, szczerego Euro-entuzjazmu. A co raz wyfrunie, to potem trudno złapać.
Zostaje tylko jednak opcja. Pośpiech i porzucenie dobrych maniera ma swoje poważne uzasadnienie w postaci czegoś o czym jeszcze nie wiemy. Ale o tym nie ma co już pisać i psuć Wam przedświąteczny nastrój. Jedyne czego chcę Wam życzyć to tego, by 2025 rok był jednak rokiem bez wymiany dowodów osobistych.