Stocznia Gdańska. Co słychać w kolebce Solidarności?

Dla większości Polaków zawsze będzie symbolem oporu wobec komunistycznej represji. Wielokrotnie zwiastowano jej upadek; mimo to wciąż funkcjonuje, a wielu ludzi pracuje bez wytchnienia, by zapisać w jej historii nowy rozdział. Czy sędziwa Stocznia Gdańska znajdzie dla siebie godne miejsce we współczesnym przemyśle? - pisze na łamach "TS" Robert Wąsik.
 Stocznia Gdańska. Co słychać w kolebce Solidarności?
/ Fot. A. Chojnacki
Czytaj więcej na ten temat: Roman Gałęzewski [stoczniowa "S"]: Stocznia Gdańska musi być wybudowana na zupełnie nowych zasadach

Niegdyś była Stocznią im. Lenina. Jedna z największych polskich stoczni, zlokalizowana w Gdańsku na lewym brzegu Martwej Wisły i na Ostrowiu. Kolebka Solidarności. Właśnie tam narodził się pierwszy niezależny, samorządny związek zawodowy, właśnie tam zamordowano trzech stoczniowców – ofiary wydarzeń z grudnia 1970 roku. Na jej terenie podpisano Porozumienia Sierpniowe. Ponad 20 lat temu padła ofiarą wolności, o którą tak zaciekle walczyła – bezlitosna kapitalistyczna konkurencja doprowadziła ją do upadku. Produkcja wtedy nie została jednak przerwana, a mimo wielu zakrętów, zawirowań i trudnych chwil, Stocznia funkcjonuje do dziś. I wszystko wskazuje na to, że niebawem w jej bogatej historii będzie można zapisać kolejny, nowy rozdział. 

W prywatnych rękach
Po upadku komunizmu w Polsce Stocznia Gdańska stanęła przed zupełnie nową sytuacją. Skończyła się gospodarka planowana z góry, polityczne i ekonomiczne uzależnienie od ZSRR, a ceny statków nie były już ustalane centralnie. Przestawienie gospodarki na zasady wolnorynkowe drastycznie zmieniło sytuację zakładu, dotychczas funkcjonującego w oparciu o tanie kredyty operacyjne. Utrata dotychczasowych rynków zbytu, brak finansowania, technologiczne zapóźnienie wobec rywali w Europie i Azji – przyczyn lawinowo rosnącego zadłużenia można wymienić wiele. Brak pomysłu na wyjście z kryzysu spowodował, że w 1996 roku upadek legendarnej Stoczni stał się faktem – Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy ogłosiło upadłość spółki. Spowodowało to odejście wielu doświadczonych pracowników, jednak produkcja statków nie została przerwana. Dwa lata później właścicielem 100 procent akcji Stoczni Gdańskiej została Stocznia Gdynia. Kolebka „S” wciąż jednak borykała się z dużymi problemami ekonomicznymi, dlatego w listopadzie 2007 roku zakład został sprywatyzowany. Głównym udziałowcem Stoczni stała się spółka Gdańsk Shipyard Group należąca do Siergieja Taruty, który zapewniał, że powstanie w tym miejscu nowoczesna, konkurencyjna stocznia. Czy ukraiński oligarcha, który dzierży większościowe udziały w spółce po dziś dzień, spełnił swoje obietnice?

„Stocznia wciąż oddycha komuną”
– Stoczniowcem jestem, odkąd zacząłem pracę. To już ponad 10 lat, więc parę stoczni w tym czasie zwiedziłem. Teraz pracuję w miarę dobrych warunkach – opowiada w rozmowie z „TS” Pan Marek, monter wyposażenia okrętowego. – W Stoczni Gdańskiej pracowałem w ubiegłym roku, ale nie wytrzymałem zbyt długo. Około cztery miesiące. Nowi pracownicy, którzy tam przychodzą jak ja, raczej szybko się zwijają. Bo jak ktoś pracował w innych firmach i wie, jak to wygląda gdzieś indziej, długo tam miejsca nie zagrzeje – twierdzi. – Tam są starzy pracownicy, którzy pracują od początku istnienia tej stoczni i oni są tam zakorzenieni. Starych drzew się nie przesadza. Oni pracują, bo pracowali tam całe życie i tego się trzymają. Ogólnie jest dziwnie tam w środku, to miejsce żyje swoim życiem – powiedział. – Z zewnątrz, na rozmowach, wygląda wszystko bardzo fajnie. Ale rzeczywistość, niestety... zupełnie inna. Tam jest klimat, który był w latach 70., 80. i to cały czas jest, tam się nic nie zmieniło od tamtej pory. Mówię o sprzęcie, o podejściu ludzi, to miejsce wciąż oddycha komuną. Widać to, jak się wchodzi. Bije po oczach. 

Zakład jest przestarzały 
– Stocznia kiedyś budowała statki, była jednym z głównych producentów w Polsce – wspomina nasz rozmówca. – A teraz zajmują się głównie wieżami wiatrowymi, ale nie ma tego jakoś mega wiele. Dodatkowo spółki niezależne od stoczni zlecają budowę części do statków, więc z tego także się utrzymują. Samych okrętów stocznia obecnie nie produkuje – informuje Pan Marek. W jego opinii zakład jest po prostu przestarzały. – Jeśli chodzi o linię produkcyjną tych wież wiatrowych, to faktycznie są tam nowe maszyny. Ale poza tym za dużo nie zostało zrobione. Hala jest wielka, jedna z największych, jak nie największa w Europie. Ale są dziury w dachu, woda leci, także jakichś inwestycji wielkich tam nikt nie zrobił – dodaje. A jak ocenia Stocznię z punktu widzenia pracownika? – Zatrudnienie na umowie o pracę jest, ale jeśli chodzi o zarobki... słabo, kiedyś naprawdę było lepiej. Nie ma nawet średniej krajowej. Ale problemów z wypłatą nigdy nie miałem, pieniądze zawsze docierały bez problemu. Nie wiem jak jest teraz, w jakiej są sytuacji, ale jak stocznia upadała, to wiem, że wtedy były problemy z pieniędzmi, duże problemy. Takie rzeczy jak warunki BHP, odzież robocza, stopery, z tym akurat w porządku. Problemem są natomiast koszmarne warunki sanitarne, jest to masakra po prostu. Łazienki, prysznice, szatnie, stan jest tragiczny, momentami strach wchodzić. To przede wszystkim było przyczyną mojego odejścia – powiedział. – Dodatkowo nie dostałem się tam, gdzie chciałem iść. Miałem robić wieże wiatrowe, a przydzielono mnie do budowania elementów do platformy, takie bardziej kadłubowe rzeczy. Ciężka praca, dużo cięższa niż to, co miało być. Jako nowy pracownik nie miałem nic do powiedzenia, nie było szansy się stamtąd wybić – podsumował.

Brak konsekwencji, trochę pech…
Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Stocznia od lat ma poważne problemy ekonomiczne. Zamiast rozwoju można obserwować wygaszanie działalności, zamiast zysków – straty. Dzieje się to w czasach, w których panuje ożywienie na rynku stoczniowym. Czego zatem zabrakło ukraińskiemu inwestorowi, aby postawić Stocznię na nogi? 

– Konsekwencji. Konsekwencji, ale mieli też trochę pecha – odpowiada Roman Gałęzewski, przewodniczący stoczniowej „S”. – Na początku Ukraińcy mówili, że będą się trzymali tylko trzech produktów finalnych, bo to jest rozsądne: wieże, konstrukcje stalowe i statki. Jednak gdy przemysł okrętowy był w kryzysie, zarządca, zamiast utrzymywać go na poziomie minimalnym, ale utrzymywać, praktycznie z niego zrezygnował. Postawiono tylko na wiatrowe wieże. A proszę mi wskazać najlepsze zakłady, które opierają swoją produkcję na jednym, może dwóch odbiorcach? Nie ma takiej możliwości. Po jakimś czasie skupujący produkt dojdą do wniosku, że skoro są monopolistami, mogą zmusić producenta do obniżenia cen. I to się właśnie stało – opowiada przewodniczący. – A zakład został tak przerobiony, że był uzależniony od trzech klientów. Tymczasem oni mieli dostawców gdzieś indziej, więc mogli sobie pozwolić na wywieranie presji na stocznię. Ponadto nie inwestowano regularnie w odnawianie urządzeń, co poskutkowało spadkiem wydajności. Co prawda urządzenia, których używamy, nie są stare, to jednak technologicznie nie nadążamy za Zachodem. A przecież działamy i konkurujemy na tym samym na rynku: światowym – twierdzi Gałęzewski. Dodał, że w takim biznesie fundamentalna jest umiejętność odpowiedniego zareagowania na zmieniające się warunki światowe. – Gdy jeden z produktów przestaje być opłacalny, to się wprowadza kolejny. Tak się dzieje w nowoczesnych firmach: produkcja jest utrzymywana do poziomu opłacalności na jakiejś marży określonej dla danego działu. A później już zmienia się produkty – robią to inne przedsiębiorstwa, które zadowalają się mniejszą marżą – podsumował.

Nowy rozdział
Prawda jest jednak taka, że gdyby stocznia nie trafiła w ręce ukraińskiego inwestora, w ogóle by jej dzisiaj nie było. I choć ilość zakrętów, jakie w swej historii pokonała kolebka Solidarności, jest imponująca, dzisiaj znów wróciliśmy do punktu wyjścia – Stoczni zajrzało w oczy widmo upadłości, a do przetrwania konieczna jest pomoc z zewnątrz. Tutaj z pomocą przychodzi skarb państwa, gdyż rząd Prawa i Sprawiedliwości jako jeden z celów postawił sobie odbudowę polskiego przemysłu stoczniowego, a premierowi Mateuszowi Morawieckiemu „sprawy gdańskiej Stoczni leżą głęboko na sercu”. Agencja Rozwoju Przemysłu usiłuje odzyskać nad zakładem kontrolę operacyjną już ponad rok. I choć nikt nie odważy się powiedzieć tego głośno, wszystko wskazuje na to, że intensywne negocjacje w sprawie przejęcia przez państwową spółkę Stoczni Gdańsk i GSG Towers są coraz bliżej szczęśliwego końca...



#REKLAMA_POZIOMA#

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Tadeusz Płużański: Tak Pilecki uciekł z piekła Wiadomości
Tadeusz Płużański: Tak Pilecki uciekł z piekła

81 lat temu, w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Witold Pilecki uciekł z KL Auschwitz, do którego dobrowolnie trafił w 1940 r., aby zdobywać informacje o niemieckiej machinie zbrodni i docelowo – wyzwolić obóz.

Wyzwanie przyjęte: dojdzie do debaty Biden kontra Trump z ostatniej chwili
Wyzwanie przyjęte: dojdzie do debaty Biden kontra Trump

Prezydent Joe Biden powiedział w piątek w wywiadzie z kontrowersyjnym prezenterem radiowym Howarderm Sternem, że jest gotowy do debaty z Donaldem Trumpem. Trump zadeklarował, że może debatować z Bidenem nawet na sali sądowej, gdzie odbywa się jego proces karny.

To koniec tanich wakacji all inclusive? Popularna wyspa mówi nie wczasowiczom z ostatniej chwili
To koniec tanich wakacji all inclusive? Popularna wyspa mówi "nie" wczasowiczom

Co roku na hiszpańską Teneryfę przybywają tłumy turystów, często korzystając z hoteli z opcją All Inclusive. Dużą grupę wśród nich stanowią podróżujący z Wielkiej Brytanii i to właśnie do nich zwrócił się ostatnio zastępca burmistrza stolicyTeneryfy, który wezwał ich do przemyślenia swoich wakacyjnych planów, ale ostrzeżenie w istocie dotyczy wszystkich turystów. 

Jest nowy pakiet uzbrojenia dla Ukrainy z ostatniej chwili
Jest nowy pakiet uzbrojenia dla Ukrainy

Szef Pentagonu Lloyd Austin ogłosił w piątek, że Stany Zjednoczone zakupią dla Ukrainy rakiety Patriot oraz inne rodzaje broni i sprzętu wojskowego o wartości 6 mld dolarów. Jest to największy jak dotąd pakiet uzbrojenia USA dla Kijowa.

Koniec pewnego rozdziału motoryzacji: te modele samochodów już nie powstaną z ostatniej chwili
Koniec pewnego rozdziału motoryzacji: te modele samochodów już nie powstaną

Portal Autoblog.com przygotował listę pojazdów co do których posiada on potwierdzienie lub raporty świadczące o tym, że zostaną one wycofane w 2024 roku. Zwraca on uwagę, że lista ta jest naprawdę pokaźna i zawiera wiele znanych i uznanych serii. 

Szukasz wakacyjnej inspiracji? Tych pięć miejsc w Grecji po prostu musisz zobaczyć tylko u nas
Szukasz wakacyjnej inspiracji? Tych pięć miejsc w Grecji po prostu musisz zobaczyć

Niesłabnącą popularnością wśród Polaków wciąż cieszą się wakacje w Grecji. Co roku tłumy naszych rodaków udają się do tego kraju zarówno w wyjazdach zorganizowanych, często w formule all inclusive, czy też na własną rękę.

PSL odsłania karty: kogo wystawią w wyborach do europarlamentu? z ostatniej chwili
PSL odsłania karty: kogo wystawią w wyborach do europarlamentu?

Lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz przekazał, że na listach Trzeciej Drogi z ramienia jego formacji znajdą się wiceministrowie, parlamentarzyści i samorządowcy. "Staramy się wystawić najmocniejsze nazwiska, żeby zmobilizować wyborców do pójścia na te wybory" - mówił.

Sąd umorzył postępowanie wobec sędziego z Suwałk za jazdę po pijanemu z ostatniej chwili
Sąd umorzył postępowanie wobec sędziego z Suwałk za jazdę po pijanemu

– Sąd Okręgowy w Elblągu umorzył postępowanie wobec sędziego z Suwałk, który był oskarżony o jazdę po pijanemu. Sąd ustalił, że w sprawie nie było wymaganego zezwolenia na ściganie. Wyrok jest prawomocny – podał PAP w piątek rzecznik elbląskiego sądu.

Prokuratura umorzyła sprawę Duszy, Pytla i Noska. Prof. Cenckiewicz komentuje z ostatniej chwili
Prokuratura umorzyła sprawę Duszy, Pytla i Noska. Prof. Cenckiewicz komentuje

Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo przeciwko byłym szefom Służby Kontrwywiadu Wojskowego - gen. Januszowi Noskowi, gen. Piotrowi Pytlowi oraz pułkownikowi Krzysztofowi Duszy.

Ostatnie Pokolenie zapowiada: Rozpoczynamy akcje, które będą łamały prawo z ostatniej chwili
Ostatnie Pokolenie zapowiada: "Rozpoczynamy akcje, które będą łamały prawo"

– Rozpoczynamy cykl akcji, które będą łamały prawo, będą alarmistyczne, dyskomfortowe, być może radykalne (...). Żądamy nagłej, radykalnej zmiany – zapowiada Łukasz Stanek, ekoaktywista z Ostatniego Pokolenia.

REKLAMA

Stocznia Gdańska. Co słychać w kolebce Solidarności?

Dla większości Polaków zawsze będzie symbolem oporu wobec komunistycznej represji. Wielokrotnie zwiastowano jej upadek; mimo to wciąż funkcjonuje, a wielu ludzi pracuje bez wytchnienia, by zapisać w jej historii nowy rozdział. Czy sędziwa Stocznia Gdańska znajdzie dla siebie godne miejsce we współczesnym przemyśle? - pisze na łamach "TS" Robert Wąsik.
 Stocznia Gdańska. Co słychać w kolebce Solidarności?
/ Fot. A. Chojnacki
Czytaj więcej na ten temat: Roman Gałęzewski [stoczniowa "S"]: Stocznia Gdańska musi być wybudowana na zupełnie nowych zasadach

Niegdyś była Stocznią im. Lenina. Jedna z największych polskich stoczni, zlokalizowana w Gdańsku na lewym brzegu Martwej Wisły i na Ostrowiu. Kolebka Solidarności. Właśnie tam narodził się pierwszy niezależny, samorządny związek zawodowy, właśnie tam zamordowano trzech stoczniowców – ofiary wydarzeń z grudnia 1970 roku. Na jej terenie podpisano Porozumienia Sierpniowe. Ponad 20 lat temu padła ofiarą wolności, o którą tak zaciekle walczyła – bezlitosna kapitalistyczna konkurencja doprowadziła ją do upadku. Produkcja wtedy nie została jednak przerwana, a mimo wielu zakrętów, zawirowań i trudnych chwil, Stocznia funkcjonuje do dziś. I wszystko wskazuje na to, że niebawem w jej bogatej historii będzie można zapisać kolejny, nowy rozdział. 

W prywatnych rękach
Po upadku komunizmu w Polsce Stocznia Gdańska stanęła przed zupełnie nową sytuacją. Skończyła się gospodarka planowana z góry, polityczne i ekonomiczne uzależnienie od ZSRR, a ceny statków nie były już ustalane centralnie. Przestawienie gospodarki na zasady wolnorynkowe drastycznie zmieniło sytuację zakładu, dotychczas funkcjonującego w oparciu o tanie kredyty operacyjne. Utrata dotychczasowych rynków zbytu, brak finansowania, technologiczne zapóźnienie wobec rywali w Europie i Azji – przyczyn lawinowo rosnącego zadłużenia można wymienić wiele. Brak pomysłu na wyjście z kryzysu spowodował, że w 1996 roku upadek legendarnej Stoczni stał się faktem – Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy ogłosiło upadłość spółki. Spowodowało to odejście wielu doświadczonych pracowników, jednak produkcja statków nie została przerwana. Dwa lata później właścicielem 100 procent akcji Stoczni Gdańskiej została Stocznia Gdynia. Kolebka „S” wciąż jednak borykała się z dużymi problemami ekonomicznymi, dlatego w listopadzie 2007 roku zakład został sprywatyzowany. Głównym udziałowcem Stoczni stała się spółka Gdańsk Shipyard Group należąca do Siergieja Taruty, który zapewniał, że powstanie w tym miejscu nowoczesna, konkurencyjna stocznia. Czy ukraiński oligarcha, który dzierży większościowe udziały w spółce po dziś dzień, spełnił swoje obietnice?

„Stocznia wciąż oddycha komuną”
– Stoczniowcem jestem, odkąd zacząłem pracę. To już ponad 10 lat, więc parę stoczni w tym czasie zwiedziłem. Teraz pracuję w miarę dobrych warunkach – opowiada w rozmowie z „TS” Pan Marek, monter wyposażenia okrętowego. – W Stoczni Gdańskiej pracowałem w ubiegłym roku, ale nie wytrzymałem zbyt długo. Około cztery miesiące. Nowi pracownicy, którzy tam przychodzą jak ja, raczej szybko się zwijają. Bo jak ktoś pracował w innych firmach i wie, jak to wygląda gdzieś indziej, długo tam miejsca nie zagrzeje – twierdzi. – Tam są starzy pracownicy, którzy pracują od początku istnienia tej stoczni i oni są tam zakorzenieni. Starych drzew się nie przesadza. Oni pracują, bo pracowali tam całe życie i tego się trzymają. Ogólnie jest dziwnie tam w środku, to miejsce żyje swoim życiem – powiedział. – Z zewnątrz, na rozmowach, wygląda wszystko bardzo fajnie. Ale rzeczywistość, niestety... zupełnie inna. Tam jest klimat, który był w latach 70., 80. i to cały czas jest, tam się nic nie zmieniło od tamtej pory. Mówię o sprzęcie, o podejściu ludzi, to miejsce wciąż oddycha komuną. Widać to, jak się wchodzi. Bije po oczach. 

Zakład jest przestarzały 
– Stocznia kiedyś budowała statki, była jednym z głównych producentów w Polsce – wspomina nasz rozmówca. – A teraz zajmują się głównie wieżami wiatrowymi, ale nie ma tego jakoś mega wiele. Dodatkowo spółki niezależne od stoczni zlecają budowę części do statków, więc z tego także się utrzymują. Samych okrętów stocznia obecnie nie produkuje – informuje Pan Marek. W jego opinii zakład jest po prostu przestarzały. – Jeśli chodzi o linię produkcyjną tych wież wiatrowych, to faktycznie są tam nowe maszyny. Ale poza tym za dużo nie zostało zrobione. Hala jest wielka, jedna z największych, jak nie największa w Europie. Ale są dziury w dachu, woda leci, także jakichś inwestycji wielkich tam nikt nie zrobił – dodaje. A jak ocenia Stocznię z punktu widzenia pracownika? – Zatrudnienie na umowie o pracę jest, ale jeśli chodzi o zarobki... słabo, kiedyś naprawdę było lepiej. Nie ma nawet średniej krajowej. Ale problemów z wypłatą nigdy nie miałem, pieniądze zawsze docierały bez problemu. Nie wiem jak jest teraz, w jakiej są sytuacji, ale jak stocznia upadała, to wiem, że wtedy były problemy z pieniędzmi, duże problemy. Takie rzeczy jak warunki BHP, odzież robocza, stopery, z tym akurat w porządku. Problemem są natomiast koszmarne warunki sanitarne, jest to masakra po prostu. Łazienki, prysznice, szatnie, stan jest tragiczny, momentami strach wchodzić. To przede wszystkim było przyczyną mojego odejścia – powiedział. – Dodatkowo nie dostałem się tam, gdzie chciałem iść. Miałem robić wieże wiatrowe, a przydzielono mnie do budowania elementów do platformy, takie bardziej kadłubowe rzeczy. Ciężka praca, dużo cięższa niż to, co miało być. Jako nowy pracownik nie miałem nic do powiedzenia, nie było szansy się stamtąd wybić – podsumował.

Brak konsekwencji, trochę pech…
Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Stocznia od lat ma poważne problemy ekonomiczne. Zamiast rozwoju można obserwować wygaszanie działalności, zamiast zysków – straty. Dzieje się to w czasach, w których panuje ożywienie na rynku stoczniowym. Czego zatem zabrakło ukraińskiemu inwestorowi, aby postawić Stocznię na nogi? 

– Konsekwencji. Konsekwencji, ale mieli też trochę pecha – odpowiada Roman Gałęzewski, przewodniczący stoczniowej „S”. – Na początku Ukraińcy mówili, że będą się trzymali tylko trzech produktów finalnych, bo to jest rozsądne: wieże, konstrukcje stalowe i statki. Jednak gdy przemysł okrętowy był w kryzysie, zarządca, zamiast utrzymywać go na poziomie minimalnym, ale utrzymywać, praktycznie z niego zrezygnował. Postawiono tylko na wiatrowe wieże. A proszę mi wskazać najlepsze zakłady, które opierają swoją produkcję na jednym, może dwóch odbiorcach? Nie ma takiej możliwości. Po jakimś czasie skupujący produkt dojdą do wniosku, że skoro są monopolistami, mogą zmusić producenta do obniżenia cen. I to się właśnie stało – opowiada przewodniczący. – A zakład został tak przerobiony, że był uzależniony od trzech klientów. Tymczasem oni mieli dostawców gdzieś indziej, więc mogli sobie pozwolić na wywieranie presji na stocznię. Ponadto nie inwestowano regularnie w odnawianie urządzeń, co poskutkowało spadkiem wydajności. Co prawda urządzenia, których używamy, nie są stare, to jednak technologicznie nie nadążamy za Zachodem. A przecież działamy i konkurujemy na tym samym na rynku: światowym – twierdzi Gałęzewski. Dodał, że w takim biznesie fundamentalna jest umiejętność odpowiedniego zareagowania na zmieniające się warunki światowe. – Gdy jeden z produktów przestaje być opłacalny, to się wprowadza kolejny. Tak się dzieje w nowoczesnych firmach: produkcja jest utrzymywana do poziomu opłacalności na jakiejś marży określonej dla danego działu. A później już zmienia się produkty – robią to inne przedsiębiorstwa, które zadowalają się mniejszą marżą – podsumował.

Nowy rozdział
Prawda jest jednak taka, że gdyby stocznia nie trafiła w ręce ukraińskiego inwestora, w ogóle by jej dzisiaj nie było. I choć ilość zakrętów, jakie w swej historii pokonała kolebka Solidarności, jest imponująca, dzisiaj znów wróciliśmy do punktu wyjścia – Stoczni zajrzało w oczy widmo upadłości, a do przetrwania konieczna jest pomoc z zewnątrz. Tutaj z pomocą przychodzi skarb państwa, gdyż rząd Prawa i Sprawiedliwości jako jeden z celów postawił sobie odbudowę polskiego przemysłu stoczniowego, a premierowi Mateuszowi Morawieckiemu „sprawy gdańskiej Stoczni leżą głęboko na sercu”. Agencja Rozwoju Przemysłu usiłuje odzyskać nad zakładem kontrolę operacyjną już ponad rok. I choć nikt nie odważy się powiedzieć tego głośno, wszystko wskazuje na to, że intensywne negocjacje w sprawie przejęcia przez państwową spółkę Stoczni Gdańsk i GSG Towers są coraz bliżej szczęśliwego końca...



#REKLAMA_POZIOMA#


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe