Waldemar Krenc: Najważniejsi są ludzie

- Przyszło mi działać w czasach, kiedy tradycyjny łódzki przemysł ulegał zniszczeniu, kiedy firmy zwalniały często kilka czy kilkanaście tysięcy osób w miesiącu. Udało nam się jednak przejść przez ten czas, nie tracąc autorytetu – mówi Waldemar Krenc, przewodniczący Zarządu Regionu Łódzkiego NSZZ Solidarność, w rozmowie z Barbarą Michałowską.
M. Żegliński Waldemar Krenc: Najważniejsi są ludzie
M. Żegliński / Tygodnik Solidarność

– W 1980 roku miał pan dziewiętnaście lat. Jak trafił pan do związku?

– Pochodzę z okolic Koszalina. Bardzo wcześnie wyszedłem z domu, miałem 14 i pół roku, gdy pojechałem na Śląsk do szkoły górniczej. Potem pracowałem w kopalni. Wieczorem się uczyłem. A później dziewczyna zawróciła mi w głowie i przyjechałem za nią do Łodzi. To było w 1980 roku. Ożeniłem się i zacząłem pracę w Fonice na tokarce. Deklarację związkową podpisałem dokładnie 17 września 1980 roku. W roku 1990 zostałem oddelegowany do działań związkowych.

 

Od dwudziestu lat jest pan przewodniczącym Zarządu Regionu Łódzkiego. To nie były łatwe czasy.

– W 1998 roku, kiedy obejmowałem fotel przewodniczącego, AWS wygrała wybory, a ja współtworzyłem wówczas w Łodzi jej struktury. Był to czas wielkich reform: administracyjnej, oświatowej i ubezpieczeń zdrowotnych. Z perspektywy czasu jedne były lepsze, inne gorsze, ale wówczas mieliśmy ogromną nadzieję, że uda się dokończyć to, co zaczął rząd Jana Olszewskiego. A potem rząd upadł i rozpoczął się czas walki. Wytoczyliśmy batalię przeciw działaniom rządu SLD o zasiłki emerytalne, przeciwko zmianom w Kodeksie pracy, które jeszcze dziś pozwalają pracodawcom rozpisywać zmiany w zakładach pracy tak, że pracuje się także w niedziele. W 2001 roku, kiedy rząd AWS upadł, wielu ludzi zostało zostawionych samym sobie. Wtedy udało nam się przeforsować kandydaturę Jerzego Kropiwnickiego na prezydenta miasta. To był ewenement, szczególnie w „czerwonej Łodzi”. To było ogromne zwycięstwo.

 

Łódź jest tradycyjnie pracowniczym miastem. Związki zawodowe są tu silne?

– Miasto jest ogromnym pracodawcą. Przez ostatnie 20 lat toczyliśmy więc potworne bitwy tu, lokalnie, ale także takie, które miały przełożenie na cały kraj. Włączyliśmy się np. bardzo mocno w walkę o wolne od pracy święto Trzech Króli. To, że udało się do tego doprowadzić, pokazuje, jak dużą siłą jest Solidarność.

Na terenie regionu Solidarność wypracowała sobie autorytet. Ta silna pozycja to oczywiście zasługa całego ruchu, nie tylko moja. Pamiętam taki wyrok sądu z 2008 roku, który stwierdzał, że pracownik zatrudniony na czas określony jest chroniony przed zwolnieniem. Dziś jest to już oczywiste. Wówczas bardzo o to walczyliśmy.

Przyszło mi działać w czasach, kiedy tradycyjny łódzki przemysł ulegał zniszczeniu, kiedy firmy zwalniały często kilka czy kilkanaście tysięcy osób w miesiącu. Udało nam się jednak przejść przez ten czas, nie tracąc autorytetu.

W ostatnim czasie stawałem przed nowymi wyzwaniami. W ubiegłym roku mieliśmy wiele zwolnień działaczy Solidarności. Bardzo angażowaliśmy się w te sprawy. Byłem przesłuchiwany w związku ze sprawami przeciwko organizacjom związkowym w Jysk i w Lidlu. Musieliśmy ujawniać przed sądem deklaracje członkowskie. Toczyły się sprawy o prowadzenie strony internetowej. Ochrona pracowników w kryzysowych sytuacjach to chyba najważniejsze zadanie związku.

Ostatnio udało mi się też doprowadzić do podpisania zbiorowego układu pracy w Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej. Takie układy pracy podpisuje się rzadko, więc tym bardziej uważam, że jest to duży sukces Solidarności.

Jeśli w rozmowach dwustronnych nie możemy się dogadać, staram się sprawy dotyczące naszego regionu, służby zdrowia, pomocy społecznej, spraw obcokrajowców, przedstawiać na forum Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego i zwykle udaje się je tam przedyskutować. To bardzo dobry instrument i w naszym regionie rzeczywiście się sprawdza.

Najfajniejsze, że wciąż mogę współpracować z ludźmi, z którymi zaczynałem swoją związkową przygodę. W ciągu tych już niemal czterdziestu lat pozakładali organizacje związkowe i kontynuują działalność związkową w innych zakładach. Obecnie staramy się pamiętać, że związek to nie tylko dziś. Przede mną Region Łódzki miał dwóch przewodniczących: Andrzeja Słowika i Janusza Tomaszewskiego. Gdy oni mieli trudniejsze chwile, nigdy nas przy nich nie zabrakło. Mam ogromny szacunek dla nich. W Regionie Łódzkim wszyscy staramy się szanować nawzajem. Ludzie to widzą i wiedzą, że warto nam ufać.

 

Zaprosił pan byłych przewodniczących na zbliżający się WZD Regionu Łódzkiego?

– Tak, są zaproszeni. Czasami im coś wypada, wiadomo. Ale zasadniczo starają się być nie tylko na zjazdach, ale na rozmaitych naszych uroczystościach i spotkaniach.

 

W tym roku ma pan też kontrkandydata.

– We wcześniejszych wyborach również miewałem kontrkandydatów. Teraz jest jednak trochę inaczej. Ale nie chcę w mediach odnosić się do tej walki wyborczej. Myślę, że wszystko wyjaśnimy sobie na zjeździe.

 

Przed panem wybory na przewodniczącego Zarządu Regionu. Jeśli pan wygra, będzie to pana szósta kadencja. Czym przede wszystkim dziś powinien zająć się związek?

– Dziś największy problem do rozwiązania to kwestia cudzoziemców, którzy u nas pracują. Trzeba ją uregulować. Nie można nie dostrzegać, że obcokrajowcy przyjeżdżają i będą to robić. Warto opracować wzorce zachowań wobec nich i po prostu zaopiekować się nimi. Trzeba stworzyć takie instrumenty, aby konkurencja w Polsce była zdrowa. By wszyscy byli traktowani równo.

Druga sprawa to jasny, czytelny Kodeks pracy. Pojawiają się ludzie, którzy tą drogą chcą wyeliminować związek. Trzeba temu zapobiec.

I jeszcze jedna ważna związkowa kwestia. Chciałbym zawalczyć o to, by pracodawca pozwany za bezpodstawne zwolnienie pracownika z art. 52, tak jak działo się ostatnio w przypadku pracownika Urzędu Miasta w Radomsku, płacił za proces i ewentualne odszkodowanie z własnej kieszeni. Dziś płaci za niego państwo. Przez 30 lat nie udało nam się tego zmienić i dziś nadal jest tak, że często to związek ponosi koszty obrony zwolnionego związkowca oraz przekazuje pomoc finansową, aby zwolniony mógł przeżyć do momentu przywrócenia go do pracy. Pracodawca pokrywa te koszty z pieniędzy firmowych. W momencie, gdy pracodawcą jest państwo, są to pieniądze państwowe. Człowiek, który bezpodstawnie zwolnił, nie ponosi żadnej odpowiedzialności. A chcemy, by to on z własnej kieszeni płacił odszkodowanie oraz opłacał koszty sądowe.

Musimy rozwiązać także sporne kwestie związane z reprezentatywnością związku. Dziś pracodawcy zakładają własne związki tylko po to, by rozbijać działania innych organizacji związkowych.

Cieszę się z trzech wygranych ostatnio spraw o przywrócenie do pracy. Wszyscy ci związkowcy zostali wybrani jako delegaci na zjazd. To dla nas ogromny sukces. Możemy być dumni, że nie zostawiliśmy ich, kiedy potrzebowali pomocy.

 

Podobno są ludzie, którzy starają się pana złapać na robieniu zakupów w dużym markecie w niedzielę.

– I nie uda im się to (śmiech). Trzeba mieć swoje zasady. Oczywiście, bywam w mniejszych sklepach. Ale w marketach – nie. Prawdę mówiąc, staram się też nie chodzić do nich w soboty. Raczej robię zakupy w tygodniu. Natomiast jeśli chcę kupić sobie np. jakieś ubranie albo coś na prezent, wolę pójść na rynek w Rzgowie. Widzę wówczas radość u tych sklepikarzy, że promuje się ich lokalne, polskie produkty.

Już kilka lat temu wnioskowałem o to, by zakazać w Łodzi handlu w określonych godzinach. Wówczas nasz głos był zbyt słaby. Teraz też mieliśmy trudności z przeforsowaniem ustawy. Ale udało się i bardzo się z tego powodu cieszę. Pozostaje walka, żeby osoby pracujące w przysłowiowej fabryce śrubek także miały wolne niedziele.

 

Pod koniec czerwca ruszy kolejny Wyścig Solidarności i Olimpijczyków. To największa impreza sportowa organizowana przez związek. Jest pan z niej dumny?

– To nie moje dziecko, ale Andrzeja Słowika. Po nim prowadził i rozwijał projekt Janusz Tomaszewski, a od 1998 roku ja jako przewodniczący Zarządu Regionu. Choć oczywiście to święto całej Solidarności i ja dziś palmę pierwszeństwa oddaję zwykle przy tej okazji Piotrowi Dudzie.

To świetna inicjatywa. Związek nie jest tylko po to, by się domagać. My dajemy też coś od siebie. Bo priorytetem związku są ludzie.

 

 

 

 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Wyspy Kanaryjskie już nie dają sobie rady z liczbą nieletnich migrantów z ostatniej chwili
Wyspy Kanaryjskie już nie dają sobie rady z liczbą nieletnich migrantów

Hiszpański rząd ogłosił obowiązkową relokację nieletnich imigrantów z Afryki, którzy przybyli nielegalnie na Wyspy Kanaryjskie. Zapowiedź ich skierowania do innych hiszpańskich regionów to odpowiedź na prośby o wsparcie kierowane od kilku miesięcy przez władze archipelagu.

Przygotowuje Polskę do resetu 2.0 z Rosją. Mariusz Błaszczak ostro odpowiada Tuskowi z ostatniej chwili
"Przygotowuje Polskę do resetu 2.0 z Rosją". Mariusz Błaszczak ostro odpowiada Tuskowi

– Jeżeli rządzący dziś odnoszą się z dystansem do tego programu, to tylko o nich źle świadczy – mówił na wtorkowej konferencji prasowej w Sejmie były minister obrony Mariusz Błaszczak, komentując słowa Donalda Tuska ws. programu Nuclear Sharing.

Premier Wielkiej Brytanii: Zwiększymy wydatki na obronność do 2,5 proc. PKB z ostatniej chwili
Premier Wielkiej Brytanii: Zwiększymy wydatki na obronność do 2,5 proc. PKB

Wielka Brytania zwiększy wydatki na obronność do 2,5 proc. PKB do 2030 roku - zapowiedział we wtorek premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak podczas wystąpienia w 1. Warszawskiej Brygadzie Pancernej im. gen. Tadeusza Kościuszki w Warszawie.

Chińscy szpiedzy w Niemczech. Nowe zatrzymania z ostatniej chwili
Chińscy szpiedzy w Niemczech. Nowe zatrzymania

Współpracownik europosła prawicowo-narodowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD) został zatrzymany w Dreźnie pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin. Mężczyźnie zarzuca się przekazywanie informacji z Parlamentu Europejskiego oraz szpiegowanie chińskiej opozycji w Niemczech - przekazał prokurator generalny.

Abdykacja już pewna. Monarcha potwierdza z ostatniej chwili
Abdykacja już pewna. Monarcha potwierdza

Media obiegły sensacyjne informacje. Okazuje się, że kolejny monarcha z Europy zaplanował już abdykację.

PiS stawia na nowy kierunek? Stanisław Karczewski ujawnia w wywiadzie dla Tysol.pl tylko u nas
PiS stawia na nowy kierunek? Stanisław Karczewski ujawnia w wywiadzie dla Tysol.pl

- Młodzi wyborcy odchodzą od tej "koalicji 13 grudnia" ze względu na to, że jest ona niewiarygodna, nie realizuje swoich podstawowych obietnic z kampanii wyborczej. Młodzi zapewne dostrzegają, że to nie był program - mówię tutaj o Platformie Obywatelskiej - dla rozwoju Polski, był to jedynie zbitek wielu pomysłów, z których większość jest nierealizowana. Polacy nie lubią, jak się ich oszukuje, a Donald Tusk po prostu oszukał - powiedział senator Prawa i Sprawiedliwości, były marszałek Sejmu Stanisław Karczewski w wywiadzie dla Tysol.pl.

„Jest pan świnią”. Mariusz Kamiński opuścił posiedzenie komisji po pytaniu Jońskiego [WIDEO] z ostatniej chwili
„Jest pan świnią”. Mariusz Kamiński opuścił posiedzenie komisji po pytaniu Jońskiego [WIDEO]

We wtorek sejmowa komisja śledcza do spraw tzw. wyborów kopertowych przesłuchiwała byłego szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego. Po skandalicznym pytaniu, jakie zadał przewodniczący komisji Dariusz Joński, Mariusz Kamiński zdecydował się opuścić posiedzenie.

Wybory do Parlamentu Europejskiego: ważne zebranie PiS z ostatniej chwili
Wybory do Parlamentu Europejskiego: ważne zebranie PiS

Komitet Polityczny PiS w czwartek po południu będzie zatwierdzał listy kandydatów ugrupowania na wybory do PE; rejestracja list być może nastąpi w tym tygodniu. Ponadto w środę na wyjazdowym posiedzeniu zbierze się klub PiS - wynika z informacji PAP uzyskanych w ugrupowaniu.

Nie żyje uczestnik znanego programu. Ujawniono przyczynę z ostatniej chwili
Nie żyje uczestnik znanego programu. Ujawniono przyczynę

Ostatnio media obiegła informacja o śmierci jednego z uczestników znanego programu rozrywkowego „Gogglebox”. Wiadomo już, co się stało.

IMGW wydał ostrzeżenia pierwszego stopnia z ostatniej chwili
IMGW wydał ostrzeżenia pierwszego stopnia

Ostrzeżenie pierwszego stopnia przed przymrozkami w północnej i centralnej części woj. podlaskiego wydał we wtorek Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Na Suwalszczyźnie, zwanej polskim biegunem zimna, od kilku dni jest bardzo zimno.

REKLAMA

Waldemar Krenc: Najważniejsi są ludzie

- Przyszło mi działać w czasach, kiedy tradycyjny łódzki przemysł ulegał zniszczeniu, kiedy firmy zwalniały często kilka czy kilkanaście tysięcy osób w miesiącu. Udało nam się jednak przejść przez ten czas, nie tracąc autorytetu – mówi Waldemar Krenc, przewodniczący Zarządu Regionu Łódzkiego NSZZ Solidarność, w rozmowie z Barbarą Michałowską.
M. Żegliński Waldemar Krenc: Najważniejsi są ludzie
M. Żegliński / Tygodnik Solidarność

– W 1980 roku miał pan dziewiętnaście lat. Jak trafił pan do związku?

– Pochodzę z okolic Koszalina. Bardzo wcześnie wyszedłem z domu, miałem 14 i pół roku, gdy pojechałem na Śląsk do szkoły górniczej. Potem pracowałem w kopalni. Wieczorem się uczyłem. A później dziewczyna zawróciła mi w głowie i przyjechałem za nią do Łodzi. To było w 1980 roku. Ożeniłem się i zacząłem pracę w Fonice na tokarce. Deklarację związkową podpisałem dokładnie 17 września 1980 roku. W roku 1990 zostałem oddelegowany do działań związkowych.

 

Od dwudziestu lat jest pan przewodniczącym Zarządu Regionu Łódzkiego. To nie były łatwe czasy.

– W 1998 roku, kiedy obejmowałem fotel przewodniczącego, AWS wygrała wybory, a ja współtworzyłem wówczas w Łodzi jej struktury. Był to czas wielkich reform: administracyjnej, oświatowej i ubezpieczeń zdrowotnych. Z perspektywy czasu jedne były lepsze, inne gorsze, ale wówczas mieliśmy ogromną nadzieję, że uda się dokończyć to, co zaczął rząd Jana Olszewskiego. A potem rząd upadł i rozpoczął się czas walki. Wytoczyliśmy batalię przeciw działaniom rządu SLD o zasiłki emerytalne, przeciwko zmianom w Kodeksie pracy, które jeszcze dziś pozwalają pracodawcom rozpisywać zmiany w zakładach pracy tak, że pracuje się także w niedziele. W 2001 roku, kiedy rząd AWS upadł, wielu ludzi zostało zostawionych samym sobie. Wtedy udało nam się przeforsować kandydaturę Jerzego Kropiwnickiego na prezydenta miasta. To był ewenement, szczególnie w „czerwonej Łodzi”. To było ogromne zwycięstwo.

 

Łódź jest tradycyjnie pracowniczym miastem. Związki zawodowe są tu silne?

– Miasto jest ogromnym pracodawcą. Przez ostatnie 20 lat toczyliśmy więc potworne bitwy tu, lokalnie, ale także takie, które miały przełożenie na cały kraj. Włączyliśmy się np. bardzo mocno w walkę o wolne od pracy święto Trzech Króli. To, że udało się do tego doprowadzić, pokazuje, jak dużą siłą jest Solidarność.

Na terenie regionu Solidarność wypracowała sobie autorytet. Ta silna pozycja to oczywiście zasługa całego ruchu, nie tylko moja. Pamiętam taki wyrok sądu z 2008 roku, który stwierdzał, że pracownik zatrudniony na czas określony jest chroniony przed zwolnieniem. Dziś jest to już oczywiste. Wówczas bardzo o to walczyliśmy.

Przyszło mi działać w czasach, kiedy tradycyjny łódzki przemysł ulegał zniszczeniu, kiedy firmy zwalniały często kilka czy kilkanaście tysięcy osób w miesiącu. Udało nam się jednak przejść przez ten czas, nie tracąc autorytetu.

W ostatnim czasie stawałem przed nowymi wyzwaniami. W ubiegłym roku mieliśmy wiele zwolnień działaczy Solidarności. Bardzo angażowaliśmy się w te sprawy. Byłem przesłuchiwany w związku ze sprawami przeciwko organizacjom związkowym w Jysk i w Lidlu. Musieliśmy ujawniać przed sądem deklaracje członkowskie. Toczyły się sprawy o prowadzenie strony internetowej. Ochrona pracowników w kryzysowych sytuacjach to chyba najważniejsze zadanie związku.

Ostatnio udało mi się też doprowadzić do podpisania zbiorowego układu pracy w Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej. Takie układy pracy podpisuje się rzadko, więc tym bardziej uważam, że jest to duży sukces Solidarności.

Jeśli w rozmowach dwustronnych nie możemy się dogadać, staram się sprawy dotyczące naszego regionu, służby zdrowia, pomocy społecznej, spraw obcokrajowców, przedstawiać na forum Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego i zwykle udaje się je tam przedyskutować. To bardzo dobry instrument i w naszym regionie rzeczywiście się sprawdza.

Najfajniejsze, że wciąż mogę współpracować z ludźmi, z którymi zaczynałem swoją związkową przygodę. W ciągu tych już niemal czterdziestu lat pozakładali organizacje związkowe i kontynuują działalność związkową w innych zakładach. Obecnie staramy się pamiętać, że związek to nie tylko dziś. Przede mną Region Łódzki miał dwóch przewodniczących: Andrzeja Słowika i Janusza Tomaszewskiego. Gdy oni mieli trudniejsze chwile, nigdy nas przy nich nie zabrakło. Mam ogromny szacunek dla nich. W Regionie Łódzkim wszyscy staramy się szanować nawzajem. Ludzie to widzą i wiedzą, że warto nam ufać.

 

Zaprosił pan byłych przewodniczących na zbliżający się WZD Regionu Łódzkiego?

– Tak, są zaproszeni. Czasami im coś wypada, wiadomo. Ale zasadniczo starają się być nie tylko na zjazdach, ale na rozmaitych naszych uroczystościach i spotkaniach.

 

W tym roku ma pan też kontrkandydata.

– We wcześniejszych wyborach również miewałem kontrkandydatów. Teraz jest jednak trochę inaczej. Ale nie chcę w mediach odnosić się do tej walki wyborczej. Myślę, że wszystko wyjaśnimy sobie na zjeździe.

 

Przed panem wybory na przewodniczącego Zarządu Regionu. Jeśli pan wygra, będzie to pana szósta kadencja. Czym przede wszystkim dziś powinien zająć się związek?

– Dziś największy problem do rozwiązania to kwestia cudzoziemców, którzy u nas pracują. Trzeba ją uregulować. Nie można nie dostrzegać, że obcokrajowcy przyjeżdżają i będą to robić. Warto opracować wzorce zachowań wobec nich i po prostu zaopiekować się nimi. Trzeba stworzyć takie instrumenty, aby konkurencja w Polsce była zdrowa. By wszyscy byli traktowani równo.

Druga sprawa to jasny, czytelny Kodeks pracy. Pojawiają się ludzie, którzy tą drogą chcą wyeliminować związek. Trzeba temu zapobiec.

I jeszcze jedna ważna związkowa kwestia. Chciałbym zawalczyć o to, by pracodawca pozwany za bezpodstawne zwolnienie pracownika z art. 52, tak jak działo się ostatnio w przypadku pracownika Urzędu Miasta w Radomsku, płacił za proces i ewentualne odszkodowanie z własnej kieszeni. Dziś płaci za niego państwo. Przez 30 lat nie udało nam się tego zmienić i dziś nadal jest tak, że często to związek ponosi koszty obrony zwolnionego związkowca oraz przekazuje pomoc finansową, aby zwolniony mógł przeżyć do momentu przywrócenia go do pracy. Pracodawca pokrywa te koszty z pieniędzy firmowych. W momencie, gdy pracodawcą jest państwo, są to pieniądze państwowe. Człowiek, który bezpodstawnie zwolnił, nie ponosi żadnej odpowiedzialności. A chcemy, by to on z własnej kieszeni płacił odszkodowanie oraz opłacał koszty sądowe.

Musimy rozwiązać także sporne kwestie związane z reprezentatywnością związku. Dziś pracodawcy zakładają własne związki tylko po to, by rozbijać działania innych organizacji związkowych.

Cieszę się z trzech wygranych ostatnio spraw o przywrócenie do pracy. Wszyscy ci związkowcy zostali wybrani jako delegaci na zjazd. To dla nas ogromny sukces. Możemy być dumni, że nie zostawiliśmy ich, kiedy potrzebowali pomocy.

 

Podobno są ludzie, którzy starają się pana złapać na robieniu zakupów w dużym markecie w niedzielę.

– I nie uda im się to (śmiech). Trzeba mieć swoje zasady. Oczywiście, bywam w mniejszych sklepach. Ale w marketach – nie. Prawdę mówiąc, staram się też nie chodzić do nich w soboty. Raczej robię zakupy w tygodniu. Natomiast jeśli chcę kupić sobie np. jakieś ubranie albo coś na prezent, wolę pójść na rynek w Rzgowie. Widzę wówczas radość u tych sklepikarzy, że promuje się ich lokalne, polskie produkty.

Już kilka lat temu wnioskowałem o to, by zakazać w Łodzi handlu w określonych godzinach. Wówczas nasz głos był zbyt słaby. Teraz też mieliśmy trudności z przeforsowaniem ustawy. Ale udało się i bardzo się z tego powodu cieszę. Pozostaje walka, żeby osoby pracujące w przysłowiowej fabryce śrubek także miały wolne niedziele.

 

Pod koniec czerwca ruszy kolejny Wyścig Solidarności i Olimpijczyków. To największa impreza sportowa organizowana przez związek. Jest pan z niej dumny?

– To nie moje dziecko, ale Andrzeja Słowika. Po nim prowadził i rozwijał projekt Janusz Tomaszewski, a od 1998 roku ja jako przewodniczący Zarządu Regionu. Choć oczywiście to święto całej Solidarności i ja dziś palmę pierwszeństwa oddaję zwykle przy tej okazji Piotrowi Dudzie.

To świetna inicjatywa. Związek nie jest tylko po to, by się domagać. My dajemy też coś od siebie. Bo priorytetem związku są ludzie.

 

 

 

 



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe