Marek Budzisz: "Amerykańska oferta pod adresem Kremla"

Po spotkaniu w Helsinkach w rosyjskiej prasie pojawiło się szereg artykułów, które można odczytać w kategoriach krytyki dotychczasowej polityki Moskwy i wezwania, choć nie wprost, do rewizji jej zasadniczej linii. Przypomnijmy, że generalnie polega ona na „odwróceniu wektorów na Wschód” oraz próbie budowy antyamerykańskich platform integracji krajów chcących uprawiać politykę od Waszyngtonu niezależną, takich jak BRIKS czy SZOS. Przy czym nie idzie tu o zmianę kierunku. Wśród rosyjskich elit panuje dość zgodne przeświadczenie, że w dłuższej perspektywie ta opcja jest dla interesów kraju korzystna, ale raczej o pewne przesunięcie akcentów, o skoncentrowanie się na własnych sprawach i większe uniezależnienia, a może zniuansowanie polityki wobec Chin. Przy czym pojawiające się głosy mogą być odczytane również w kategorii apelu o pewne uspokojenie w polityce zagranicznej, o rezygnację z wielkomocarstwowych ambicji, bo próby ich realizacji, mogą w praktyce oznaczać polityczne niepowodzenia i wymierne ekonomiczne straty.
 Marek Budzisz: "Amerykańska oferta pod adresem Kremla"
/ Kremlin.ru - Wikimedia Commons/Uznanie autorstwa 4.0 Międzynarodowe (CC BY 4.0)

Najlepszym przykładem w tym względzie jest Republika Południowej Afryki, której władze właśnie poinformowały o tym, że rezygnują z ambitnego i wartego 50 mld dolarów programu budowy sieci elektrowni atomowych. Całe przedsięwzięcie zostało zablokowane w wyniku decyzji sądu jeszcze w ubiegłym roku, co obserwatorzy wiązali z toczącą się w RPA wewnętrzną „wojną” wokół prezydentury Jacoba Zumy. Ale teraz, w trakcie spotkania państw BRIKS prezydent kraju Cyril Ramaphosa, powołując się na brak środków poinformował o zamknięciu programu. Z punktu widzenia Rosjan informacja ta to bardzo gorzka pigułka. Z dwóch powodów. Przede wszystkim, dlatego, że rosyjska państwowa korporacja Rosatom uchodziła za jednego z faworytów w ogłoszonych jeszcze przez Zumę przetargach. Formalnie zablokowane one zostały decyzją sądu, który tak zareagował na skargę ekologów, ale faktycznie, jak argumentują obserwatorzy był to element władzy z Zumą. Moskwa wspierała byłego prezydenta RPA w jego wewnętrznych rozgrywkach, a kiedy jego pozycja była na tyle słaba, że wiadomo było, iż zmuszony zostanie do odejścia zaangażowała się w projekt polegający na promowaniu, w charakterze następcy, jednej z jego żon. I teraz zbiera owoce tego niepotrzebnego zaangażowania. Ale zdaniem rosyjskich obserwatorów to nie jedyna gorzka pigułka, którą Putin musiał przełknąć w Johanesburgu. Drugą była sama formuła spotkania. Otóż Rosja, w przeciwieństwie do Chin, jest dość sceptyczna, jeśli idzie o pomysły przyjmowania do grupy innych państw. Ale Pekin postawił na swoim i na szczyt BRIKS zaproszeni zostali liderzy Turcji, Egiptu, Indonezji, Argentyny oraz wielu mniejszych, głównie afrykańskich krajów. Rosjanie obawiają się, że grupa przekształci się, trochę w wyniku dysproporcji potencjałów między Chinami a pozostałymi uczestnikami formatu (może za wyjątkiem Indii) w narzędzie ekspansji Pekinu.

    Niezawisimaja Gazieta, publikuje artykuł Igora Pankratienko, politologa, eksperta Instytutu Azji Środkowej i Afganistanu, poświęcony narastającej, w jego opinii, fali sinofobii w krajach regionu. (http://www.ng.ru/kartblansh/2018-07-29/3_7276_kart.html). Gazeta kierowana przez Konstantina Remczukowa dość regularnie publikuje artykuły, które mogą być odczytane, jako próba sformułowania ostrzeżenia przed zbyt daleko idącym politycznym aliansem z Pekinem. Remczukow stanął niedawno na czele komitetu wyborczego mera Moskwy w zbliżających się w rosyjskiej stolicy wyborach, zatem głosy pojawiające się w kierowanej przez niego gazecie mogą być odczytywane w kategoriach jednej z opinii rosyjskiego establishmentu. Panktarienko w swym artykule zauważa, iż społeczna recepcja chińskich inwestycji w krajach Azji Środkowej zmieniła się w ostatnich latach dość znacznie. Wzrosła mianowicie grupa przeciwników napływu Chińczyków. Jego zdaniem zarysował się nawet trend – im więcej inwestycji, tym większe niezadowolenie społeczne. Dzieje się tak za sprawą tego, w jaki sposób Chińskie firmy są obecne w krajach regionu – nie zatrudniają miejscowych, nie dają zarobić lokalnym kooperantom i w gruncie rzeczy wszystkie korzyści z kapitałowej ekspansji Pekinu wzbogacają tylko jedną, i tak już bogatą stronę, tych relacji. Co oczywiście nie oznacza, że inwestycje zostaną wstrzymane. Zdaniem rosyjskiego analityka głosy społecznego sprzeciwu od Kirgizji, przez Kazachstan po Uzbekistan świadczą o czymś innym. A mianowicie o tym, że Chińczycy dogadują się z centralną władzą a zapominają o lokalnych, klanowych uwarunkowaniach. I ta wzbierająca fala szemrania pobudzona jest przez pominiętą przy „podziale tortu” starszyznę klanową. W jego opinii trend ten w sposób dość zasadniczy zmienić może sytuację w regionie, bo lokalne elity, i takim ostrzeżeniem Pankratienko kończy swój artykuł, dostrzegły w sinofobii, wygodne polityczne narzędzie podniesienia własnej ceny. Jest już tylko kwestią czasu, konkluduje, kiedy „wystawią je na międzynarodową licytację”. Tym dość oczywistym, choć nie wprost ostrzeżeniem, kończy się tekst.

    Ale w tej samej Niezawisimej wydrukowano też wywiad z Edwardem Luttwakiem, specjalistą ds. geostrategii, byłym doradcą amerykańskich prezydentów Reagana i Busha seniora. O ile Pankratienko pozostawia pewne rzeczy niedopowiedziane, o tyle Luttwak stawia sprawę jasno. Jego zdaniem amerykańska polityka zagraniczna w najbliższych latach, jeśli nie dziesięcioleciach będzie koncentrowała się na powstrzymywaniu Chin. W jego opinii, przede wszystkim z tego względu, że dla Waszyngtonu szokiem były niedawne zmiany chińskiego systemu sprawowania rządów i odejście od zasady dwukadencyjności. O ile, w poprzednim systemie można było liczyć, że kraj, choć bardzo powoli zmierza w stronę demokratyzacji, o tyle teraz jest oczywiste, że nic takiego nie następuje. A zatem lata wspierania przez Amerykę chińskiego cudu gospodarczego poszły na marne. Zdaniem Luttwaka zmiana w amerykańskiej polityce zagranicznej, jej wyraźne zaostrzenie jest nie tylko efektem różnicy w temperamentach. Co prawda w miejsce strachliwego Obamy przyszedł wojowniczy Trump, ale istotą jest to, że ten ostatni przemyślał amerykańską linię polityczną i dąży do jej zasadniczej zmiany. W gruncie rzeczy zmiana ta ma polegać na uprawianiu polityki Kissingera, tylko o odwróconych wektorach. W latach siedemdziesiątych Waszyngton postanowił rozprawić się z ZSRR, ale aby to było możliwe potrzebował normalizacji z Pekinem. I na tym polegał manewr ówczesnego szefa Departamentu Stanu. Złożył on Pekinowi propozycję „nie mieszania się” w rozgrywkę z Moskwą. Nie chodziło o żaden alians tylko o „nie mieszanie się”. I teraz Trump składa podobną propozycję, ale pod adresem Moskwy. Chce jednym słowem, po to, aby uzyskać wolną rękę w rozgrywce z Pekinem, normalizacji z Kremlem. Nie jakiegoś tam resetu, ale tylko normalizacji. Luttwak mówi, wprost – jeśli Waszyngton będzie blokował transfer technologii do Chin, np. w zabraniając sprzedaży silników rakietowych, to byłoby dobrze widziane, aby Moskwa nie wchodziła w to miejsce. Ale po to, aby przełamać opozycję Kongresu Trump musi uzyskać od Moskwy znaczące zmiany w polityce wobec Kijowa. Bez dwóch zdań Kreml musi wycofać się z wojskowej obecności w Donbasie i doprowadzić do normalizacji sytuacji. Bez tego Kongres zablokuje wszelkie próby normalizacji i nie będzie, o czym mówić. A na stole leży jeszcze kwestia Krymu.

    Luttwak mówi też, wprost, co z pewnym zdziwieniem skonstatowały niedawno rosyjskie media, iż Europa w najbliższym czasie raczej nie zmieni swego stanowiska wobec Moskwy. Nawet w kwestii zaopatrzenia w surowce energetyczne Bruksela i kraje Unii mogą zacząć uprawiać politykę zagrażającą interesom Rosji. Rosyjskie media z pewnym zdziwieniem odnotowały coraz liczniejsze w Europie głosy, iż dotychczasowa strategia Unii i państw członkowskich może zacząć ulegać zmianie. Deklaracje prezydenta Francji o budowie systemu gazociągów łączących jego kraj z Hiszpanią oraz przyłączenie się do tego systemu Portugalii w Moskwie odczytano, jako zagrożenie dla europejskiej pozycji Gazpromu. Hiszpania dysponuje największą w Europie liczbą instalacji do przyjmowania skroplonego gazu zza oceanu i budowa takich rurociągów oznacza, zdaniem rosyjskich ekspertów, próbę budowy konkurencyjnego wobec Niemiec i Austrii, hubu gazowego. Tym bardziej, że deklaracjom tym towarzyszyły informacje o planach położenia gazociągów do Afryki Północnej. Ale to nie wszystko. Szef Komisji Europejskiej Juncker zaprezentował ostatnio w Waszyngtonie bardzo koncyliacyjne stanowisko, co w Moskwie zostało odczytane w ten sposób, że wywierana przez Amerykanów presja zaczyna działać. A dodatkowo, tę opinię, wzmogły niedawne doniesienia niemieckiego Handelsblatt, że Berlin planuje budowę pierwszej w kraju instalacji do skraplania gazu nad Bałtykiem. Popularna w Rosji po ostatnim Mundialu prezydent Chorwacji powiedziała też w wywiadzie dla Kommiersanta, że jej kraj nie zamierza rezygnować z planów zbudowania podobnej instalacji na Adriatyku, choć zarazem zadeklarowała, że nie ma nic przeciwko współpracy z Rosją. Jednymi słowy, w Moskwie dochodzą do wniosku, że Europa, choć z oporami i narzekając ugnie się pod presją Waszyngtonu. Co oznacza, że będzie kupowała stamtąd więcej gazu skroplonego. Nie oznacza to wyparcia Gazpromu z europejskiego rynku, ale w języku polityki sygnał jest dość wyraźny. Interesy gospodarcze ustępują, kiedy do głosu zaczynają dochodzić kwestie strategiczne. I jeśli Moskwa nie zrewiduje swej polityki aliansu z Chinami, to może stać się ofiarą, ze względu na swą relatywną słabość, konfliktu gigantów.


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Dramat w Niemczech. Polka wśród ofiar śmiertelnych z ostatniej chwili
Dramat w Niemczech. Polka wśród ofiar śmiertelnych

47-letnia Polka jest jedną z ofiar śmiertelnych wypadku autobusowego, do którego doszło w środę na autostradzie A9 w pobliżu Lipska na wschodzie Niemiec. Policja przekazała w czwartek informacje na temat tożsamości trzech spośród czterech osób zabitych w wypadku.

Dziwne zachowanie Kołodziejczaka na spotkaniu z Ukraińcami. Jest reakcja wiceministra z ostatniej chwili
Dziwne zachowanie Kołodziejczaka na spotkaniu z Ukraińcami. Jest reakcja wiceministra

W środę i w czwartek przedstawiciele resortów infrastruktury, funduszy, rozwoju, finansów, aktywów państwowych oraz rolnictwa uczestniczyli w spotkaniach ze stroną ukraińską. W sieci Ukraińcy opublikowali zdjęcie z nietypową pozą Michała Kołodziejczaka. Jest reakcja wiceministra.

Zełenski: Nie mamy już prawie artylerii z ostatniej chwili
Zełenski: Nie mamy już prawie artylerii

Rosja na 100 proc. wykorzystuje przerwę we wsparciu USA dla Ukrainy; nie mamy już prawie w ogóle artylerii - powiedział w wyemitowanym w czwartek wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Ostrzegł, że bez amerykańskiego wsparcia Ukraina przegra, a wojna bardzo szybko może "przyjść do Europy".

Dramatyczne wyznanie Zbigniewa Ziobry z ostatniej chwili
Dramatyczne wyznanie Zbigniewa Ziobry

"Choroba bardzo przyspieszyła. W ciągu miesiąca schudłem 10 kilogramów, pojawiły się bardzo mocne bóle i towarzyszył mi coraz większy problem z głosem" - powiedział w programie "Debata Dnia" o stanie swojego zdrowia Zbigniew Ziobro.

Naukowy wieczór z dr Kaweckim: Przez 10 lat Polak nominował do Nobla z fizyki Wiadomości
Naukowy wieczór z dr Kaweckim: Przez 10 lat Polak nominował do Nobla z fizyki

Przez ponad 10 lat Polak formalnie nominował do Nagród Nobla z fizyki! To pierwszy przypadek, gdy opinia publiczna się o tym dowiaduje.

Były minister Tuska zaatakował Dominika Tarczyńskiego: Bedzie miał proces z ostatniej chwili
Były minister Tuska zaatakował Dominika Tarczyńskiego: "Bedzie miał proces"

Były minister finansów, Jan Vincent Rostowski zaatakował na Twitterze [X] Dominika Tarczyńskiego. "Będzie miał proces za publikowanie obrzydliwych fake newsów" - odpowiada europoseł Prawa i Sprawiedliwości

Adam Bodnar powinien podać się do dymisji z ostatniej chwili
"Adam Bodnar powinien podać się do dymisji"

Radosław Fogiel, poseł PiS uważa, że służby złamały prawo, wchodząc do domu b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Jak mówił w czwartek w Studiu PAP, w jego ocenie prokurator Marzena Kowalska i szef MS Adam Bodnar powinni za to ponieść odpowiedzialność i podać się do dymisji.

Ukraińcy opublikowali specyficzne zdjęcie Kołodziejczaka. Zachowywał się dziwnie. Wybiegał z pokoju, pociągał nosem z ostatniej chwili
Ukraińcy opublikowali specyficzne zdjęcie Kołodziejczaka. "Zachowywał się dziwnie. Wybiegał z pokoju, pociągał nosem"

W środę i w czwartek przedstawiciele resortów infrastruktury, funduszy, rozwoju, finansów, aktywów państwowych oraz rolnictwa uczestniczyli w spotkaniach ze stroną ukraińską. W sieci Ukraińcy opublikowali zdjęcie z nietypową pozą Michała Kołodziejczaka.

Zastępca Bodnara: Co Pan zamierza zrobić Panie Ministrze? Wiadomości
Zastępca Bodnara: Co Pan zamierza zrobić Panie Ministrze?

Dziś opinią publiczną wstrząsnęły fakty przedstawione w artykule Patryka Słowika "Sienkiewicz, Wrzosek, Wolne Sądy i wniosek. Jak prokurator walczyła o wolne media". Neoprokuratura opublikowała komunikat o tym, że zajmuje się opisanym w artykule wątkami. Do sprawy odniósł się również prokurator Michał Ostrowski, powołany za czasów Zbigniewa Ziobry, ale pełniący nadal obowiązki, zastępca Prokuratora Generalnego. Prokuratorem Generalnym, wbrew zapowiedziom rozdzielenia tych funkcji, jest obecnie minister sprawiedliwości Adam Bodnar.

Rosyjski myślwiec zestrzelony z ostatniej chwili
Rosyjski myślwiec zestrzelony

Rosyjski myśliwiec Su-35 runął w czwartek do morza w pobliżu Sewastopola na okupowanym przez Rosję Krymie; według wstępnych doniesień pilot przeżył, a maszyna mogła zostać zestrzelona omyłkowo przez rosyjską obronę przeciwlotniczą - podało Radio Swoboda.

REKLAMA

Marek Budzisz: "Amerykańska oferta pod adresem Kremla"

Po spotkaniu w Helsinkach w rosyjskiej prasie pojawiło się szereg artykułów, które można odczytać w kategoriach krytyki dotychczasowej polityki Moskwy i wezwania, choć nie wprost, do rewizji jej zasadniczej linii. Przypomnijmy, że generalnie polega ona na „odwróceniu wektorów na Wschód” oraz próbie budowy antyamerykańskich platform integracji krajów chcących uprawiać politykę od Waszyngtonu niezależną, takich jak BRIKS czy SZOS. Przy czym nie idzie tu o zmianę kierunku. Wśród rosyjskich elit panuje dość zgodne przeświadczenie, że w dłuższej perspektywie ta opcja jest dla interesów kraju korzystna, ale raczej o pewne przesunięcie akcentów, o skoncentrowanie się na własnych sprawach i większe uniezależnienia, a może zniuansowanie polityki wobec Chin. Przy czym pojawiające się głosy mogą być odczytane również w kategorii apelu o pewne uspokojenie w polityce zagranicznej, o rezygnację z wielkomocarstwowych ambicji, bo próby ich realizacji, mogą w praktyce oznaczać polityczne niepowodzenia i wymierne ekonomiczne straty.
 Marek Budzisz: "Amerykańska oferta pod adresem Kremla"
/ Kremlin.ru - Wikimedia Commons/Uznanie autorstwa 4.0 Międzynarodowe (CC BY 4.0)

Najlepszym przykładem w tym względzie jest Republika Południowej Afryki, której władze właśnie poinformowały o tym, że rezygnują z ambitnego i wartego 50 mld dolarów programu budowy sieci elektrowni atomowych. Całe przedsięwzięcie zostało zablokowane w wyniku decyzji sądu jeszcze w ubiegłym roku, co obserwatorzy wiązali z toczącą się w RPA wewnętrzną „wojną” wokół prezydentury Jacoba Zumy. Ale teraz, w trakcie spotkania państw BRIKS prezydent kraju Cyril Ramaphosa, powołując się na brak środków poinformował o zamknięciu programu. Z punktu widzenia Rosjan informacja ta to bardzo gorzka pigułka. Z dwóch powodów. Przede wszystkim, dlatego, że rosyjska państwowa korporacja Rosatom uchodziła za jednego z faworytów w ogłoszonych jeszcze przez Zumę przetargach. Formalnie zablokowane one zostały decyzją sądu, który tak zareagował na skargę ekologów, ale faktycznie, jak argumentują obserwatorzy był to element władzy z Zumą. Moskwa wspierała byłego prezydenta RPA w jego wewnętrznych rozgrywkach, a kiedy jego pozycja była na tyle słaba, że wiadomo było, iż zmuszony zostanie do odejścia zaangażowała się w projekt polegający na promowaniu, w charakterze następcy, jednej z jego żon. I teraz zbiera owoce tego niepotrzebnego zaangażowania. Ale zdaniem rosyjskich obserwatorów to nie jedyna gorzka pigułka, którą Putin musiał przełknąć w Johanesburgu. Drugą była sama formuła spotkania. Otóż Rosja, w przeciwieństwie do Chin, jest dość sceptyczna, jeśli idzie o pomysły przyjmowania do grupy innych państw. Ale Pekin postawił na swoim i na szczyt BRIKS zaproszeni zostali liderzy Turcji, Egiptu, Indonezji, Argentyny oraz wielu mniejszych, głównie afrykańskich krajów. Rosjanie obawiają się, że grupa przekształci się, trochę w wyniku dysproporcji potencjałów między Chinami a pozostałymi uczestnikami formatu (może za wyjątkiem Indii) w narzędzie ekspansji Pekinu.

    Niezawisimaja Gazieta, publikuje artykuł Igora Pankratienko, politologa, eksperta Instytutu Azji Środkowej i Afganistanu, poświęcony narastającej, w jego opinii, fali sinofobii w krajach regionu. (http://www.ng.ru/kartblansh/2018-07-29/3_7276_kart.html). Gazeta kierowana przez Konstantina Remczukowa dość regularnie publikuje artykuły, które mogą być odczytane, jako próba sformułowania ostrzeżenia przed zbyt daleko idącym politycznym aliansem z Pekinem. Remczukow stanął niedawno na czele komitetu wyborczego mera Moskwy w zbliżających się w rosyjskiej stolicy wyborach, zatem głosy pojawiające się w kierowanej przez niego gazecie mogą być odczytywane w kategoriach jednej z opinii rosyjskiego establishmentu. Panktarienko w swym artykule zauważa, iż społeczna recepcja chińskich inwestycji w krajach Azji Środkowej zmieniła się w ostatnich latach dość znacznie. Wzrosła mianowicie grupa przeciwników napływu Chińczyków. Jego zdaniem zarysował się nawet trend – im więcej inwestycji, tym większe niezadowolenie społeczne. Dzieje się tak za sprawą tego, w jaki sposób Chińskie firmy są obecne w krajach regionu – nie zatrudniają miejscowych, nie dają zarobić lokalnym kooperantom i w gruncie rzeczy wszystkie korzyści z kapitałowej ekspansji Pekinu wzbogacają tylko jedną, i tak już bogatą stronę, tych relacji. Co oczywiście nie oznacza, że inwestycje zostaną wstrzymane. Zdaniem rosyjskiego analityka głosy społecznego sprzeciwu od Kirgizji, przez Kazachstan po Uzbekistan świadczą o czymś innym. A mianowicie o tym, że Chińczycy dogadują się z centralną władzą a zapominają o lokalnych, klanowych uwarunkowaniach. I ta wzbierająca fala szemrania pobudzona jest przez pominiętą przy „podziale tortu” starszyznę klanową. W jego opinii trend ten w sposób dość zasadniczy zmienić może sytuację w regionie, bo lokalne elity, i takim ostrzeżeniem Pankratienko kończy swój artykuł, dostrzegły w sinofobii, wygodne polityczne narzędzie podniesienia własnej ceny. Jest już tylko kwestią czasu, konkluduje, kiedy „wystawią je na międzynarodową licytację”. Tym dość oczywistym, choć nie wprost ostrzeżeniem, kończy się tekst.

    Ale w tej samej Niezawisimej wydrukowano też wywiad z Edwardem Luttwakiem, specjalistą ds. geostrategii, byłym doradcą amerykańskich prezydentów Reagana i Busha seniora. O ile Pankratienko pozostawia pewne rzeczy niedopowiedziane, o tyle Luttwak stawia sprawę jasno. Jego zdaniem amerykańska polityka zagraniczna w najbliższych latach, jeśli nie dziesięcioleciach będzie koncentrowała się na powstrzymywaniu Chin. W jego opinii, przede wszystkim z tego względu, że dla Waszyngtonu szokiem były niedawne zmiany chińskiego systemu sprawowania rządów i odejście od zasady dwukadencyjności. O ile, w poprzednim systemie można było liczyć, że kraj, choć bardzo powoli zmierza w stronę demokratyzacji, o tyle teraz jest oczywiste, że nic takiego nie następuje. A zatem lata wspierania przez Amerykę chińskiego cudu gospodarczego poszły na marne. Zdaniem Luttwaka zmiana w amerykańskiej polityce zagranicznej, jej wyraźne zaostrzenie jest nie tylko efektem różnicy w temperamentach. Co prawda w miejsce strachliwego Obamy przyszedł wojowniczy Trump, ale istotą jest to, że ten ostatni przemyślał amerykańską linię polityczną i dąży do jej zasadniczej zmiany. W gruncie rzeczy zmiana ta ma polegać na uprawianiu polityki Kissingera, tylko o odwróconych wektorach. W latach siedemdziesiątych Waszyngton postanowił rozprawić się z ZSRR, ale aby to było możliwe potrzebował normalizacji z Pekinem. I na tym polegał manewr ówczesnego szefa Departamentu Stanu. Złożył on Pekinowi propozycję „nie mieszania się” w rozgrywkę z Moskwą. Nie chodziło o żaden alians tylko o „nie mieszanie się”. I teraz Trump składa podobną propozycję, ale pod adresem Moskwy. Chce jednym słowem, po to, aby uzyskać wolną rękę w rozgrywce z Pekinem, normalizacji z Kremlem. Nie jakiegoś tam resetu, ale tylko normalizacji. Luttwak mówi, wprost – jeśli Waszyngton będzie blokował transfer technologii do Chin, np. w zabraniając sprzedaży silników rakietowych, to byłoby dobrze widziane, aby Moskwa nie wchodziła w to miejsce. Ale po to, aby przełamać opozycję Kongresu Trump musi uzyskać od Moskwy znaczące zmiany w polityce wobec Kijowa. Bez dwóch zdań Kreml musi wycofać się z wojskowej obecności w Donbasie i doprowadzić do normalizacji sytuacji. Bez tego Kongres zablokuje wszelkie próby normalizacji i nie będzie, o czym mówić. A na stole leży jeszcze kwestia Krymu.

    Luttwak mówi też, wprost, co z pewnym zdziwieniem skonstatowały niedawno rosyjskie media, iż Europa w najbliższym czasie raczej nie zmieni swego stanowiska wobec Moskwy. Nawet w kwestii zaopatrzenia w surowce energetyczne Bruksela i kraje Unii mogą zacząć uprawiać politykę zagrażającą interesom Rosji. Rosyjskie media z pewnym zdziwieniem odnotowały coraz liczniejsze w Europie głosy, iż dotychczasowa strategia Unii i państw członkowskich może zacząć ulegać zmianie. Deklaracje prezydenta Francji o budowie systemu gazociągów łączących jego kraj z Hiszpanią oraz przyłączenie się do tego systemu Portugalii w Moskwie odczytano, jako zagrożenie dla europejskiej pozycji Gazpromu. Hiszpania dysponuje największą w Europie liczbą instalacji do przyjmowania skroplonego gazu zza oceanu i budowa takich rurociągów oznacza, zdaniem rosyjskich ekspertów, próbę budowy konkurencyjnego wobec Niemiec i Austrii, hubu gazowego. Tym bardziej, że deklaracjom tym towarzyszyły informacje o planach położenia gazociągów do Afryki Północnej. Ale to nie wszystko. Szef Komisji Europejskiej Juncker zaprezentował ostatnio w Waszyngtonie bardzo koncyliacyjne stanowisko, co w Moskwie zostało odczytane w ten sposób, że wywierana przez Amerykanów presja zaczyna działać. A dodatkowo, tę opinię, wzmogły niedawne doniesienia niemieckiego Handelsblatt, że Berlin planuje budowę pierwszej w kraju instalacji do skraplania gazu nad Bałtykiem. Popularna w Rosji po ostatnim Mundialu prezydent Chorwacji powiedziała też w wywiadzie dla Kommiersanta, że jej kraj nie zamierza rezygnować z planów zbudowania podobnej instalacji na Adriatyku, choć zarazem zadeklarowała, że nie ma nic przeciwko współpracy z Rosją. Jednymi słowy, w Moskwie dochodzą do wniosku, że Europa, choć z oporami i narzekając ugnie się pod presją Waszyngtonu. Co oznacza, że będzie kupowała stamtąd więcej gazu skroplonego. Nie oznacza to wyparcia Gazpromu z europejskiego rynku, ale w języku polityki sygnał jest dość wyraźny. Interesy gospodarcze ustępują, kiedy do głosu zaczynają dochodzić kwestie strategiczne. I jeśli Moskwa nie zrewiduje swej polityki aliansu z Chinami, to może stać się ofiarą, ze względu na swą relatywną słabość, konfliktu gigantów.



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe