Sprawiedliwość musi być po naszej stronie
Stan ochrony przed krwiożerczością dużych i bogatych – wprawdzie niedoskonały, ale jednak – panuje w USA. Porównując go z polskim, powiedziałabym, że parasol amerykański, choć lekko nadwyrężony, jakoś tam ciągle chroni maluczkich. Natomiast polskiego nie ma w ogóle. Rozleciał się, został połamany, zdemolowany, a obywatel wystawiony jest na wszelkie sztormy i ulewy postkomunistycznego bezprawia.
Kto ma sąd, ten ma władzę
Obecne porządki w sądzie polskim nie mają w sobie niczego niezwykłego, bo każda władza, która jest w zasadniczej opozycji ideologicznej do władzy poprzedniej, dokonuje czystek. Tak zrobił prezydent Donald Trump, a jego karzącą ręką sprawiedliwości stał się prokurator generalny Jeff Sessions, który zwolnił na dzień dobry 46 prokuratorów.
Prezydent Trump miał również dużo szczęścia, bo odziedziczył Sąd Najwyższy USA z jednym wakatem. W lutym 2016 roku niespodziewanie zmarł sędzia SN Antonin Scalia i przez rok sąd obradował w niepełnym składzie: 4 sędziów liberalnych i 4 konserwatywnych. Kandydatura ewentualnego następcy – Merricka Garlanda, proponowanego przez Baracka Obamę, została zignorowana przez senat. Tak jakby już za prezydenta Obamy szykowała się rewolucja pałacowa w Białym Domu, wyrażająca się walką o sąd, lub też jakby Obama nie naciskał, bo już mu nie zależało.
Prezydent Trump zatem dostał wakujące stanowisko sędziego SN USA jako gratyfikację. Wskazał Neila Gorsucha, który po długim i nieobiektywnym przesłuchaniu przez komisję senatorską został wybrany zwykłą większością głosów. Demokraci z Nancy Pelosi na czele niemal darli szaty z rozpaczy, że SN zdominowali konserwatyści, bo wiadomo że ten, kto ma sądy, ten ma władzę.
Cały artykuł w najnowszym numerze "TS" (30/2017) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.