Prof. David Engels: Jak ślepa tolerancja spycha w otchłań kraj pozbawiony tożsamości

Przez wiele lat oczywiste fiasko polityki masowej imigracji muzułmanów służyło nie jako sygnał ostrzegawczy, lecz jako powód do składania sobie gratulacji: Jak w biblijnej przypowieści, wszystkie drzwi powinny być otwarte dla syna marnotrawnego, aby hojny ojciec mógł się pławić w blasku swojej tolerancji. Aby nie mówiło się już o „Niemcach”, tylko o „ludziach”.
Ogień. Pożar. Zdjęcie poglądowe Prof. David Engels: Jak ślepa tolerancja spycha w otchłań kraj pozbawiony tożsamości
Ogień. Pożar. Zdjęcie poglądowe / Pixabay.com

Można więc przecierać oczy ze zdumienia widząc i słysząc, z jaką to intensywnością pojawiła się w ostatnich dniach w niemieckich mediach dyskusja na temat migracji i związanych z nią problemów. Nie ma chyba „prominenta”, który w związku z wydarzeniami w Izraelu i Gazie nie wygłosiłby oracji, która jeszcze nie tak dawno oznaczały raczej jego polityczną śmierć.

Czytaj również: Tusk tylko na rok? Zaskakujące informacje mediów

PiS poprze pomysły rządu Tuska? Znamienne słowa Witek

Przez całe lata nawet najmniejszy sceptycyzm wobec niekontrolowanej, powodowanej głównie ubóstwem, masowej imigracji ludzi z krajów islamskich czy z Afryki Subsaharyjskiej do starej Europy był piętnowany jako rasistowski, ekstremistyczny, ultraprawicowy, populistyczny, identytarny lub ultranacjonalistyczny.

Ci, którzy odważyli się przekroczyć pewne granice, byli natychmiast skutecznie uciszani przy pomocy wszystkich możliwych środków współczesnej technologii medialnej.

Żadna obca kultura nie może zostać zintegrowana bez znaczących zachęt integracyjnych

Terroryzm, nadużywanie państwa opiekuńczego, przestępczość klanowa, poligamia, tworzenie gett, fundamentalizm, małżeństwa dzieci, masowe gwałty – wydawało się, że nic nie mogłoby mieć większego wpływu na psychikę mediów, uniwersytetów i elit, aby wreszcie zapragnąć odwrócić tę nierealistyczną koncepcję, zgodnie z którą miliony słabo lub ledwo wykształconych, kulturowo obcych ludzi dałoby się  w bardzo krótkim czasie przesiedlić do dotychczas raczej homogenicznych europejskich państw narodowych bez żadnych istotnych i znaczących zachęt integracyjnych i asymilacyjnych, nie narażając się wcześniej czy później na bardzo poważne problemy.

 

Lewicowo-zielona fascynacja utopiami politycznymi

Fascynacja utopiami politycznymi, sytuującymi się gdzieś pomiędzy Willą Kunterbunt, komunami po roku 1968, fantazjami pensjonarek  i „Wielkim Resetem” Klausa Schwaba, jakże popularnym wśród lewicowo-zielonych „polityków”, była jak dotąd silniejsza niż jakakolwiek forma rzeczywistości.

Oczywiście ten zasadniczy sceptycyzm nie oznacza, że ​​migracja i integracja, nawet ponad granicami kulturowymi, byłyby zawsze skazana na niepowodzenie. Jednakże tak duża liczba imigrantów, krótki czas, brak przygotowania instytucjonalnego, a przede wszystkim poważne wątpliwości co do własnej tożsamości u tych kultur, które miały zapewnić gościnę, stanowi konglomerat czynników będący przeszkodą niemal nie do pokonania na drodze do prawidłowego rozwoju.

I nawet w możliwie najbardziej pokojowym wariancie wciąż pojawiałoby się pytanie, w jakim stopniu owo nieodwracalne przekształcanie dotychczas stosunkowo jednorodnego obszaru cywilizacyjnego w swego rodzaju mozaikę różnorodnych, w dużej mierze obcych sobie cywilizacyjnie społeczeństw równoległych, koordynowanych praktycznie jedynie za sprawą kilku niejasnych regulacji prawnych, będzie krokiem, na który większość społeczeństwa udzieliłaby świadomej zgody.

 

Chwile zwątpienia

Teraz jednak, gdy straszliwe wydarzenia i konflikty w Izraelu i Strefie Gazy przesączają się do Europy, oglądając  te obrazy w mediach i gdy tak naprawdę już nie wiemy, czy Brama Brandenburska ma służyć jako symbol wandalizmowi w obronie klimatu, miejscem demonstracji islamistycznych czy też tłem dla flagi izraelskiej,  wszędzie w Niemczech słychać już zdziwione westchnienia: czyżby zatem otworzyło się jakieś małe okienko czasowe na jakąś introspekcję?

Czy też może zostanie ona zamknięta tak szybko, jak wszystkie tamte poprzednie sporadyczne chwile zwątpienia? Prawdopodobnie tak.

Co się zatem stało? Powojenna tożsamość Niemiec została w dużej mierze zbudowana na haśle „Nigdy więcej”. Na tym „Nigdy więcej”, które obok ludobójczych zbrodni na Polakach, obywatelach Związku Sowieckiego, osobach niepełnosprawnych, duchowieństwie, homoseksualistach i wielu innych grupach, opierało się przede wszystkim na polityce pamięci o strasznej zbrodni holokaustu na Żydach.

 

„Nie możemy mordować milionów Żydów, a potem - choć upłynęły dziesięciolecia - wpuszczać miliony ich najgorszych wrogów”

Nic więc dziwnego, że zdewastowane żydowskie nagrobki, pobici  posiadacze  jarmułek czy płonące gwiazdy Dawida nie mogą być już dłużej ignorowane, a raczej budzić pytania o trwałość tamtych dobrych powojennych zamierzeń, choć tym razem największe zagrożenie prawdopodobnie nie wynika z rodzimego antysemityzmu lecz z tego, który – mimo ignorowania wielokrotnych ostrzeżeń – został zaimportowany ze świata islamu.
Jak mogło dojść do tego historycznego  salto mortale, które Karl Lagerfeld opisał kiedyś słynną frazą: „Nie możemy mordować milionów Żydów, a potem - choć upłynęły dziesięciolecia - wpuszczać miliony ich najgorszych wrogów”?

Odpowiedź na to pytanie jest prosta: we współczesnych Niemczech wytężona tolerancja wobec wszystkiego, co obce, stała się psychologiczną przepustką do uwolnienia się od ciężaru własnej przeszłości.
Służy jako symbol, że oto teraz, w obliczu nowych wyzwań w związku z pojawieniem się nowych mniejszości, wszystko stało się „zupełnie inne” – choć summa summarum pozostaje bardziej instrumentalizacją tamtych innych w sensie samoafirmacji moralnej niż prawdziwym wewnętrznym otwarciem na świat.
Ucieczka od ciężaru własnej historii: „Niemcy” stali się „ludzcy”

Bowiem fiasko polityki masowej imigracji (głównie z krajów muzułmańskich) nie stało się przez te wszystkie lata jakimś sygnałem ostrzegawczym, lecz raczej, paradoksalnie, okazją do składania sobie gratulacji, do winszowania sobie: tak jak w owej przypowieści biblijnej o synu marnotrawnych, dla którego wszystkie drzwi powinny być zawsze otwarte, aby hojny ojciec mógł błyszczeć w blasku swojej dobroci i tolerancji,  nie będąc już „Niemcem”, lecz tylko „człowiekiem”, podczas gdy ów syn, „który tutaj mieszka od dawna”, należy po prostu do inwentarza i musi zapłacić za ucztę.

Czy ta antyżydowska nienawiść, której nie da się obecnie ukryć przed oczami nawet najbardziej zaślepionych polityków i która charakteryzuje niemałą część liczącej obecnie co najmniej sześć milionów społeczności muzułmańskiej w Niemczech, spowoduje zmianę myślenia w całym społeczeństwie? Nie ma nic bardziej pewnego niż to.

Bowiem prawdziwa polityka integracyjna obejmuje także konieczność istnienia kultury przewodniej, która jest czymś więcej niż tylko patriotyzmem konstytucyjnym. Jednak sytuacja przedstawia się  wyjątkowo ponuro, szczególnie w Niemczech, właśnie dlatego, że owa „wiodąca kultura” polega obecnie zasadniczo na postrzeganiu własnej tożsamości historycznej w dużej mierze jako preludium do Hitlera i na całkowitym jej odrzuceniu: posthistoria jako ucieczka od własnego ciężaru historii.

 

Szaleństwo wokeizmu przejmuje monopol interpretacyjny

Pobożny, dumny ze swej rodziny i strukturalnie konserwatywny muzułmanin mógłby zostać zintegrowany w stricte  katolickim społeczeństwem prawdopodobnie przy znacznie mniejszych tarciach niż przy szaleństwie intersekcjonalnego dekonstruktywizmu ideologii woke, która w coraz większym stopniu przejmuje monopol interpretacyjny w stosunku do Ustawy Zasadniczej.

Sprawę jeszcze bardziej utrudnia fakt, że w szczególności ów dekonstruktywizm wcale nie życzy sobie rzeczywistej i długotrwale harmonijnej integracji imigrantów w strukturę zachodniej kultury, lecz wręcz przeciwnie, całkowicie zwrócił się w stronę starego maoistowskiego kursu.

Z entuzjazmem promuje właśnie te grupy, które w rzeczywistości są najbardziej przeciwne lewicowemu poglądowi na ludzkość, jeśli tylko wspiera to i podsyca ich dialektykę rzekomo antyimperialistycznej i antykapitalistycznej rewolucji: przy pomocy islamu i klanów kultury macho chcą bowiem wypędzić ostatnie „staroświeckie” pozostałości chrześcijaństwa, klasyczną rodzinę i rycerskość, aby ostatecznie oczyścić drogę dla nowego, wspaniałego świata.

I tak oto przez wiele lat owo obywatelskie „Nigdy więcej” szło w parze z antyobywatelską, rewolucyjną polityką migracyjną, tak jak i uczciwie zamierzona polityka pamięci w duchu moralności judeochrześcijańskiej szła w parze z irracjonalną i samobójczą, powszechną nienawiścią do „starego białego człowieka”.

 

Bezbożny sojusz zaczyna się rozpadać

Alians ten wydaje się obecnie wykazywać pierwsze pęknięcia, gdyż trudno przeoczyć fakt, że bezbożny sojusz tej obywatelsko-humanistycznej polityki azylowej i lewicowo-zielono-rewolucyjnych projektów transformacyjnych sprowadził do Niemiec na masową skalę dokładnie to, co nigdy więcej nie powinno tutaj zagościć, mianowicie eksterminacyjny antysemityzm.

Obietnica niemieckiego powojennego społeczeństwa: Nigdy więcej!

Oczywiście ma to obecnie przede wszystkim zabarwienie islamistyczne, nie zaś europejskie, nawet jeśli mentalne zwarcie między uzasadnionym napiętnowaniem coraz bardziej spolaryzowanej sytuacji społecznej z jednej strony a antyżydowskimi stereotypami z drugiej z pewnością znajdzie odbiorców zarówno wśród lewicy jak i skrajnej prawicy.

Znacznie jednak większe ryzyko wiąże się z tym, że społeczeństwo większościowe stanie się pośrednio zakładnikiem sytuacji, a z powodu gwałtowności islamistycznych zamieszek z jednej strony i typowej nie tylko w Niemczech ale i we Francji propalestyńskiej narracji medialnej z drugiej, zmuszone zostanie do przyjęcia wobec kwestii migracyjnej i izraelskiej mniej więcej takiej samej postawy  jak wobec Ukrainy, czyli posthistorycznej polityki chowania głowy w piasek, która przy pomocy ciepłym słówek i okazjonalnych humanitarnym plastrów sumienia  pozwoliłaby na  przeczekanie owego okna czasowego, w którym mogłyby zapaść  rzeczywiste i odpowiedzialne decyzje.

I to tylko po to, aby jak najszybciej, w niezakłócony sposób, móc kontynuować tzw. „normalne życie”, aż w końcu gwarancje utrzymania tej tak upragnionej „normalności” nie będą już w jego własnych rękach, lecz wolny obywatel faktycznie stanie się obiektem szantażu, nawet nie zauważając tej zmiany...
--------
Tekst pierwotnie ukazał się na portalu NIUS (DIE STIMME DER MEHRHEIT)

[z niemieckiego tłumaczył Marian Panic]


 

POLECANE
Pożar w Ząbkach: 500 osób bez dachu nad głową. Na miejscu ekipa kryminalistyczna z ostatniej chwili
Pożar w Ząbkach: 500 osób bez dachu nad głową. Na miejscu ekipa kryminalistyczna

Przez całą noc trwała akcja gaśnicza budynków przy ul. Powstańców w podwarszawskich Ząbkach. W wyniku ogromnego pożaru 500 osób straciło dach nad głową, zniszczonych lub uszkodzonych zostało ok. 200 mieszkań. Na godzinę 8 w piątek zapowiedziano zebranie zespołu zarządzania kryzysowego. Na miejscu jest ekipa techników kryminalistycznych policji, zabezpieczająca ślady niezbędne do ustalenia przyczyn pożaru.

Geje uznali się za lesbijki i zgarnęli kobietom nagrody sprzed nosa tylko u nas
Geje uznali się za lesbijki i zgarnęli kobietom nagrody sprzed nosa

Kolejny raz kilku transseksualistów zabrało kobietom sportowe nagrody przeznaczone dla zawodniczek, które kobietami się urodziły, a nie tylko mianowały. Kto jednak transseksualiście zabroni, skoro każdy z nas może sobie dzisiaj dowolnie wybrać swoją prawdziwą rzekomo tożsamość?

Kongres USA przyjął wielką piękną ustawę Donalda Trumpa z ostatniej chwili
Kongres USA przyjął "wielką piękną ustawę" Donalda Trumpa

Izba Reprezentantów USA przyjęła ustawę "One Big Beautiful Bill Act" zapowiadaną przez prezydenta Donalda Trumpa, łączącą cięcia podatków, redukcje socjalne i większe środki na deportacje.

Ogromny pożar bloku mieszkalnego w Ząbkach z ostatniej chwili
Ogromny pożar bloku mieszkalnego w Ząbkach

Około 20 zastępów straży pożarnej walczy z pożarem budynku wielorodzinnego przy ulicy Powstańców 62 w podwarszawskich Ząbkach.

Qczaj dopiero co zrobił prawo jazdy: Mam BMW M2, to samochód dla wariatów gorące
Qczaj dopiero co zrobił prawo jazdy: "Mam BMW M2, to samochód dla wariatów"

Trener podkreśla, że decyzja o zrobieniu prawa jazdy była jedną z najlepszych w jego życiu. Teraz, kiedy odpowiedni dokument ma już w kieszeni, z ogromną przyjemnością wsiada za kierownicę i mknie przed siebie. Najbardziej lubi drogi szybkiego ruchu, bo tam może mocniej wcisnąć pedał gazu.

Straż Graniczna miała odesłać migranta do Niemiec pod presją mieszkańców Gubina z ostatniej chwili
Straż Graniczna miała odesłać migranta do Niemiec pod presją mieszkańców Gubina

Próba nielegalnego przekazania migranta na polską stronę granicy wywołała w czwartek nerwową interwencję mieszkańców Gubina – informuje Robert Bąkiewicz z Ruchu Obrony Granic.

Grafzero: Zew Zajdla 2024 z ostatniej chwili
Grafzero: Zew Zajdla 2024

Nadszedł czas na Nagrody Fandomu Polskiego, czyli popularne Zajdle! W 2025 roku nieco wcześniej, bo Polcon ma miejsce w lipcu, ale równie ciekawie. Sześć powieści i cztery opowiadania - Grafzero vlog literacki podaje swoje typy!

PGNiG wydało pilny komunikat dla klientów z ostatniej chwili
PGNiG wydało pilny komunikat dla klientów

Uwaga na fałszywych przedstawicieli PGNiG Obrót Detaliczny i Grupy Orlen. Sprawdź, jak się chronić przed oszustami podszywającymi się pod pracowników.

Nie żyje gwiazda filmów Quentina Tarantino z ostatniej chwili
Nie żyje gwiazda filmów Quentina Tarantino

W czwartek w wieku 67 lat po prawdopodobnym zawale serca zmarł Michael Madsen, gwiazda "Wściekłych psów" i "Kill Billa".

Przewodniczący Wojewódzkiej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego piratem drogowym tylko u nas
Przewodniczący Wojewódzkiej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego piratem drogowym

W Polsce, proszę Państwa, logika od dawna prosiła o azyl polityczny, ale ostatnio chyba wyemigrowała na stałe, i to bez prawa powrotu. Bo jak inaczej skomentować fakt, który nawet dla mnie, człowieka przywykłego do absurdów postkomunizmu, jest niczym diament w koronie groteski?

REKLAMA

Prof. David Engels: Jak ślepa tolerancja spycha w otchłań kraj pozbawiony tożsamości

Przez wiele lat oczywiste fiasko polityki masowej imigracji muzułmanów służyło nie jako sygnał ostrzegawczy, lecz jako powód do składania sobie gratulacji: Jak w biblijnej przypowieści, wszystkie drzwi powinny być otwarte dla syna marnotrawnego, aby hojny ojciec mógł się pławić w blasku swojej tolerancji. Aby nie mówiło się już o „Niemcach”, tylko o „ludziach”.
Ogień. Pożar. Zdjęcie poglądowe Prof. David Engels: Jak ślepa tolerancja spycha w otchłań kraj pozbawiony tożsamości
Ogień. Pożar. Zdjęcie poglądowe / Pixabay.com

Można więc przecierać oczy ze zdumienia widząc i słysząc, z jaką to intensywnością pojawiła się w ostatnich dniach w niemieckich mediach dyskusja na temat migracji i związanych z nią problemów. Nie ma chyba „prominenta”, który w związku z wydarzeniami w Izraelu i Gazie nie wygłosiłby oracji, która jeszcze nie tak dawno oznaczały raczej jego polityczną śmierć.

Czytaj również: Tusk tylko na rok? Zaskakujące informacje mediów

PiS poprze pomysły rządu Tuska? Znamienne słowa Witek

Przez całe lata nawet najmniejszy sceptycyzm wobec niekontrolowanej, powodowanej głównie ubóstwem, masowej imigracji ludzi z krajów islamskich czy z Afryki Subsaharyjskiej do starej Europy był piętnowany jako rasistowski, ekstremistyczny, ultraprawicowy, populistyczny, identytarny lub ultranacjonalistyczny.

Ci, którzy odważyli się przekroczyć pewne granice, byli natychmiast skutecznie uciszani przy pomocy wszystkich możliwych środków współczesnej technologii medialnej.

Żadna obca kultura nie może zostać zintegrowana bez znaczących zachęt integracyjnych

Terroryzm, nadużywanie państwa opiekuńczego, przestępczość klanowa, poligamia, tworzenie gett, fundamentalizm, małżeństwa dzieci, masowe gwałty – wydawało się, że nic nie mogłoby mieć większego wpływu na psychikę mediów, uniwersytetów i elit, aby wreszcie zapragnąć odwrócić tę nierealistyczną koncepcję, zgodnie z którą miliony słabo lub ledwo wykształconych, kulturowo obcych ludzi dałoby się  w bardzo krótkim czasie przesiedlić do dotychczas raczej homogenicznych europejskich państw narodowych bez żadnych istotnych i znaczących zachęt integracyjnych i asymilacyjnych, nie narażając się wcześniej czy później na bardzo poważne problemy.

 

Lewicowo-zielona fascynacja utopiami politycznymi

Fascynacja utopiami politycznymi, sytuującymi się gdzieś pomiędzy Willą Kunterbunt, komunami po roku 1968, fantazjami pensjonarek  i „Wielkim Resetem” Klausa Schwaba, jakże popularnym wśród lewicowo-zielonych „polityków”, była jak dotąd silniejsza niż jakakolwiek forma rzeczywistości.

Oczywiście ten zasadniczy sceptycyzm nie oznacza, że ​​migracja i integracja, nawet ponad granicami kulturowymi, byłyby zawsze skazana na niepowodzenie. Jednakże tak duża liczba imigrantów, krótki czas, brak przygotowania instytucjonalnego, a przede wszystkim poważne wątpliwości co do własnej tożsamości u tych kultur, które miały zapewnić gościnę, stanowi konglomerat czynników będący przeszkodą niemal nie do pokonania na drodze do prawidłowego rozwoju.

I nawet w możliwie najbardziej pokojowym wariancie wciąż pojawiałoby się pytanie, w jakim stopniu owo nieodwracalne przekształcanie dotychczas stosunkowo jednorodnego obszaru cywilizacyjnego w swego rodzaju mozaikę różnorodnych, w dużej mierze obcych sobie cywilizacyjnie społeczeństw równoległych, koordynowanych praktycznie jedynie za sprawą kilku niejasnych regulacji prawnych, będzie krokiem, na który większość społeczeństwa udzieliłaby świadomej zgody.

 

Chwile zwątpienia

Teraz jednak, gdy straszliwe wydarzenia i konflikty w Izraelu i Strefie Gazy przesączają się do Europy, oglądając  te obrazy w mediach i gdy tak naprawdę już nie wiemy, czy Brama Brandenburska ma służyć jako symbol wandalizmowi w obronie klimatu, miejscem demonstracji islamistycznych czy też tłem dla flagi izraelskiej,  wszędzie w Niemczech słychać już zdziwione westchnienia: czyżby zatem otworzyło się jakieś małe okienko czasowe na jakąś introspekcję?

Czy też może zostanie ona zamknięta tak szybko, jak wszystkie tamte poprzednie sporadyczne chwile zwątpienia? Prawdopodobnie tak.

Co się zatem stało? Powojenna tożsamość Niemiec została w dużej mierze zbudowana na haśle „Nigdy więcej”. Na tym „Nigdy więcej”, które obok ludobójczych zbrodni na Polakach, obywatelach Związku Sowieckiego, osobach niepełnosprawnych, duchowieństwie, homoseksualistach i wielu innych grupach, opierało się przede wszystkim na polityce pamięci o strasznej zbrodni holokaustu na Żydach.

 

„Nie możemy mordować milionów Żydów, a potem - choć upłynęły dziesięciolecia - wpuszczać miliony ich najgorszych wrogów”

Nic więc dziwnego, że zdewastowane żydowskie nagrobki, pobici  posiadacze  jarmułek czy płonące gwiazdy Dawida nie mogą być już dłużej ignorowane, a raczej budzić pytania o trwałość tamtych dobrych powojennych zamierzeń, choć tym razem największe zagrożenie prawdopodobnie nie wynika z rodzimego antysemityzmu lecz z tego, który – mimo ignorowania wielokrotnych ostrzeżeń – został zaimportowany ze świata islamu.
Jak mogło dojść do tego historycznego  salto mortale, które Karl Lagerfeld opisał kiedyś słynną frazą: „Nie możemy mordować milionów Żydów, a potem - choć upłynęły dziesięciolecia - wpuszczać miliony ich najgorszych wrogów”?

Odpowiedź na to pytanie jest prosta: we współczesnych Niemczech wytężona tolerancja wobec wszystkiego, co obce, stała się psychologiczną przepustką do uwolnienia się od ciężaru własnej przeszłości.
Służy jako symbol, że oto teraz, w obliczu nowych wyzwań w związku z pojawieniem się nowych mniejszości, wszystko stało się „zupełnie inne” – choć summa summarum pozostaje bardziej instrumentalizacją tamtych innych w sensie samoafirmacji moralnej niż prawdziwym wewnętrznym otwarciem na świat.
Ucieczka od ciężaru własnej historii: „Niemcy” stali się „ludzcy”

Bowiem fiasko polityki masowej imigracji (głównie z krajów muzułmańskich) nie stało się przez te wszystkie lata jakimś sygnałem ostrzegawczym, lecz raczej, paradoksalnie, okazją do składania sobie gratulacji, do winszowania sobie: tak jak w owej przypowieści biblijnej o synu marnotrawnych, dla którego wszystkie drzwi powinny być zawsze otwarte, aby hojny ojciec mógł błyszczeć w blasku swojej dobroci i tolerancji,  nie będąc już „Niemcem”, lecz tylko „człowiekiem”, podczas gdy ów syn, „który tutaj mieszka od dawna”, należy po prostu do inwentarza i musi zapłacić za ucztę.

Czy ta antyżydowska nienawiść, której nie da się obecnie ukryć przed oczami nawet najbardziej zaślepionych polityków i która charakteryzuje niemałą część liczącej obecnie co najmniej sześć milionów społeczności muzułmańskiej w Niemczech, spowoduje zmianę myślenia w całym społeczeństwie? Nie ma nic bardziej pewnego niż to.

Bowiem prawdziwa polityka integracyjna obejmuje także konieczność istnienia kultury przewodniej, która jest czymś więcej niż tylko patriotyzmem konstytucyjnym. Jednak sytuacja przedstawia się  wyjątkowo ponuro, szczególnie w Niemczech, właśnie dlatego, że owa „wiodąca kultura” polega obecnie zasadniczo na postrzeganiu własnej tożsamości historycznej w dużej mierze jako preludium do Hitlera i na całkowitym jej odrzuceniu: posthistoria jako ucieczka od własnego ciężaru historii.

 

Szaleństwo wokeizmu przejmuje monopol interpretacyjny

Pobożny, dumny ze swej rodziny i strukturalnie konserwatywny muzułmanin mógłby zostać zintegrowany w stricte  katolickim społeczeństwem prawdopodobnie przy znacznie mniejszych tarciach niż przy szaleństwie intersekcjonalnego dekonstruktywizmu ideologii woke, która w coraz większym stopniu przejmuje monopol interpretacyjny w stosunku do Ustawy Zasadniczej.

Sprawę jeszcze bardziej utrudnia fakt, że w szczególności ów dekonstruktywizm wcale nie życzy sobie rzeczywistej i długotrwale harmonijnej integracji imigrantów w strukturę zachodniej kultury, lecz wręcz przeciwnie, całkowicie zwrócił się w stronę starego maoistowskiego kursu.

Z entuzjazmem promuje właśnie te grupy, które w rzeczywistości są najbardziej przeciwne lewicowemu poglądowi na ludzkość, jeśli tylko wspiera to i podsyca ich dialektykę rzekomo antyimperialistycznej i antykapitalistycznej rewolucji: przy pomocy islamu i klanów kultury macho chcą bowiem wypędzić ostatnie „staroświeckie” pozostałości chrześcijaństwa, klasyczną rodzinę i rycerskość, aby ostatecznie oczyścić drogę dla nowego, wspaniałego świata.

I tak oto przez wiele lat owo obywatelskie „Nigdy więcej” szło w parze z antyobywatelską, rewolucyjną polityką migracyjną, tak jak i uczciwie zamierzona polityka pamięci w duchu moralności judeochrześcijańskiej szła w parze z irracjonalną i samobójczą, powszechną nienawiścią do „starego białego człowieka”.

 

Bezbożny sojusz zaczyna się rozpadać

Alians ten wydaje się obecnie wykazywać pierwsze pęknięcia, gdyż trudno przeoczyć fakt, że bezbożny sojusz tej obywatelsko-humanistycznej polityki azylowej i lewicowo-zielono-rewolucyjnych projektów transformacyjnych sprowadził do Niemiec na masową skalę dokładnie to, co nigdy więcej nie powinno tutaj zagościć, mianowicie eksterminacyjny antysemityzm.

Obietnica niemieckiego powojennego społeczeństwa: Nigdy więcej!

Oczywiście ma to obecnie przede wszystkim zabarwienie islamistyczne, nie zaś europejskie, nawet jeśli mentalne zwarcie między uzasadnionym napiętnowaniem coraz bardziej spolaryzowanej sytuacji społecznej z jednej strony a antyżydowskimi stereotypami z drugiej z pewnością znajdzie odbiorców zarówno wśród lewicy jak i skrajnej prawicy.

Znacznie jednak większe ryzyko wiąże się z tym, że społeczeństwo większościowe stanie się pośrednio zakładnikiem sytuacji, a z powodu gwałtowności islamistycznych zamieszek z jednej strony i typowej nie tylko w Niemczech ale i we Francji propalestyńskiej narracji medialnej z drugiej, zmuszone zostanie do przyjęcia wobec kwestii migracyjnej i izraelskiej mniej więcej takiej samej postawy  jak wobec Ukrainy, czyli posthistorycznej polityki chowania głowy w piasek, która przy pomocy ciepłym słówek i okazjonalnych humanitarnym plastrów sumienia  pozwoliłaby na  przeczekanie owego okna czasowego, w którym mogłyby zapaść  rzeczywiste i odpowiedzialne decyzje.

I to tylko po to, aby jak najszybciej, w niezakłócony sposób, móc kontynuować tzw. „normalne życie”, aż w końcu gwarancje utrzymania tej tak upragnionej „normalności” nie będą już w jego własnych rękach, lecz wolny obywatel faktycznie stanie się obiektem szantażu, nawet nie zauważając tej zmiany...
--------
Tekst pierwotnie ukazał się na portalu NIUS (DIE STIMME DER MEHRHEIT)

[z niemieckiego tłumaczył Marian Panic]



 

Polecane
Emerytury
Stażowe