Blaski i nędze Złotej Palmy - rozpoczęła się kolejna edycja festiwalu w Cannes

W canneńskich wspomnieniach zmarłego w tym roku polityka i filmowca Frédérica Mitteranda światowa socjeta filmowa osnuta jest cekinami i konfetti. Festiwal zapowiada koniec zimy i pierwsze wiosenne przebłyski. Tymczasowa wspólnota bogaczy spędza filmowe dwa tygodnie na zażywaniu kąpieli słonecznych i piciu szampana, a noce na imprezach do rana na pokładach luksusowych jachtów miliarderów, którzy przybijają do portów Lazurowego Wybrzeża.
Złota Palma Blaski i nędze Złotej Palmy - rozpoczęła się kolejna edycja festiwalu w Cannes
Złota Palma / SNL https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/

Festiwal w Cannes to – w imaginarium byłego ministra kultury – przede wszystkim blichtr, przypadkowy seks, a także poważny biznes… Krzysztof Kieślowski nienawidził Festiwalu właśnie ze względu na smokingi, fotografie, autografy, merkantylizm nie licujący z powagą sztuki i… niemożność palenia papierosów w miejscach publicznych. Miał jeszcze inny powód, by nie lubić tego wydarzenia, ale o tym później. 
Canneńscy bywalcy – ci, którzy mieli okazję zobaczyć na otwarciu edycji festiwalu w 2016 roku filmowe arcydzieło Paola Sorrentina „Wielkie piękno”, musieli wpaść w niemałą konfuzję odwróconego zwierciadła. Czy ujrzeli siebie w cienkiej strużce światła rzuconej na białe sukno? Zblazowanych przedstawicieli panów umierającego świata? Włoski reżyser przezornie ukrył za kotarą teatralnych uśmiechów, okrągłych zdań i pieniędzy pierwsze symptomy dekadencji i upadku. 

Główny bohater Jep, rzymski król de la mondanità, po napisaniu jednej jedynej książki, nie widzi już sensu się starać. Życie skończyło się zanim na dobre się nie zaczęło. Jep, gdy już zasiadł na tronie nocnego życia, odrywa się od biegu zwyczajnych spraw codzienności, uciekając we wspomnienia. Gdy zamyka oczy, na suficie pojawia się morze okalające Neapol. Widzi również dziewczynę, z pewnością tę pierwszą, która mogła mieć siedemnaście, a może osiemnaście lat. Dziewczyna się rozbiera, a wspomnienie ulatuje w nicość. Wszystko stracone, efemeryczne „wielkie piękno” odeszło na zawsze. Ostatnia faza wewnętrznych postanowień Jepa musi przejść jeszcze przez dwa etapy. Po pierwsze: dążyć do wygumkowania emocjonalnego „ja”, ponieważ przykrości i troski czy tęsknota i radość sprowadzają nas do smutnej kondycji ciała. Po drugie: zlać się z otoczeniem i na wieki zapomnieć o konfliktach i kontrastach immanentnie należących do reguł życia we „wspólnotach ludzkich”. W ten sposób jeden jedyny człowiek może się przepoczwarzyć w nową jakość, w nowe „ja”. „Ja” wyzbytego pasji i dążeń. W „Wielkim pięknie” jest również figura „świętej”, stuletniej siostry zakonnej, na której czynione cuda nie robią już wrażenia. „Nie cuda doprowadzają realistę do wiary. Prawdziwy realista, jeżeli nie wierzy, nie uwierzy i w cud; jeżeli ujrzy go sam, raczej nie uwierzy swoim oczom” – pisał Dostojewski. 

Czytaj także: Syn podejrzanego o zamach na premiera Słowacji zabiera głos

77. edycja festiwalu 

W tym roku obraz „Parthenope” Paola Sorrentina będzie walczył o Złotą Palmę. Znów towarzyszą Włochowi mary i tematy, które go prześladują od lat: przemijające piękno, blaski i nędze rodzimego Neapolu oraz zmęczona sobą cywilizacja Zachodu, która przestała w siebie wierzyć. 

Podczas 77. odsłony Festiwalu Sorrentino będzie konkurował m.in. z Francisem Fordem Coppolą, Yorgosem Lanthimosem i Davidem Cronenbergiem. Warto również wspomnieć o polskich obrazach: w konkursie głównym „The Girl with the Needle” Magnusa von Horna oraz wyświetlany w ramach prestiżowej sekcji Tygodnia Krytyki Filmowej „Taniec w narożniku” Jana Bujnowskiego. 

Historia Cannes 

Kino daje wrażenie obcowania z konkretnością świata, a zarazem posiada zdolność przekazywania abstrakcyjnych idei. Pod tym względem nie zabrakło w historii Cannes filmów zapadających w pamięć. Proponuję subiektywny przegląd nieoczywistych – w moim odczuciu – obrazów konkurujących w przeszłości o Złotą Palmę. 

Rok 1992 – w przeglądzie Tygodnia Krytyki Filmowej pojawia się czarno-biały belgijski debiut dwudziestolatków – Rémego Belvaux, André Bonzela i Benoît Poelvoorde’a. „Człowiek pogryzł psa” można uznać za gatunkowego frankensteina – to niby czarna komedia z elementami społecznej satyry, choć nie sposób ją jednoznacznie skategoryzować. Dziś powiedzielibyśmy, że to mockument (bawił się tą formą wcześniej Woody Allen w „Bierz forsę i w nogi” – 1969; czy w „Zeligu” – 1983).

W skrócie jest to fikcja udająca film dokumentalny, a bohaterem „Człowieka…” jest monologizujący i przaśny Belg. Dzieli się swoimi rozważaniami na temat architektury osiedli z wielkiej płyty, przy piwie opowiada o miłostkach, deklamuje grafomańskie wiersze własnego autorstwa, przedstawia ekipie filmowej prowadzącą skromny sklep mamę. Rzecz nie byłaby funta kłaków warta, gdyby Benoît nie był zabójcą. Poznajemy tajniki jego pracy: raz w tygodniu śledzi listonosza, który roznosi emerytury, aby w ten sposób poznać adresy swoich ofiar. „Wolę robić przy staruszkach, to czysta robota. Zabójstwa bogatych to tylko zawracanie głowy i niepotrzebne ryzyko” – mówi z rozbrajającą szczerością do kamery. Gdy grzebie czarnoskórego robotnika, prosi o pomoc dźwiękowca Remiego, który odkłada na bok tyczkę z mikrofonem i przenosi ciało do „zabetonowania”. W końcu w wyniku strzelanin giną kolejni członkowie ekipy. Reżyser przejmuje rolę po operatorze. Benoît nie wydaje się tym wszystkim specjalnie poruszony, nie traci pogody ducha, pozostaje uroczym rzezimieszkiem bez czci i wiary. Po zabójstwach zabiera telewizyjnych przyjaciół na wernisaże (i okrasza je rozważaniami o sztuce Bernarda Buffeta) albo nad morze na belgijskie danie narodowe – mule, których pochłania dzikie ilości. Film już w 1992 roku – przed erą internetu i platform społecznościowych – przestrzegał przed niebezpieczeństwem pragnienia sławy tanim kosztem.

Twórcy inspirowali się bijącą wszelkie rekordy popularności w latach osiemdziesiątych serią filmów „streaptease”. Dokumenty miały prostą konstrukcję, nie były obarczone żadnym dziennikarskim komentarzem, bez głosu narratora, pokazywały egzystencję belgijskiej warstwy ludowej. Do legendy przeszedł odcinek o rolniku, który latami budował w ogródku latający spodek i z powagą opowiadał przed kamerą o swoich spotkaniach z przedstawicielami cywilizacji z odległych galaktyk, albo portret alfonsa prowadzącego dom publiczny w dzielnicy „różowych witryn”. Bohater okazał się człowiekiem niemal prawym, pełnym „ojcowskiej” troski dla swoich dziewczyn – wydzielał fawory, kupował im ubrania, pocieszał je, udzielał życiowych porad i zajmował się ich dziećmi. 

Czytaj także: Zamach na premiera Słowacji. Jest reakcja Mateusza Morawieckiego

Polskie akcenty 

Warto wspomnieć o polskich akcentach na Festiwalu w Cannes. Oczywiście tryumf „Człowieka z żelaza” w 1981 roku, najbardziej publicystycznego filmu Andrzeja Wajdy (nie licząc portretu Lecha Wałęsy – „Człowieka z nadziei”). Wcześniej jednak był „Kanał”, drugi film reżysera. Obraz nie zaspokajał wymagań tych, którzy czekali na pełną blasku apoteozę powstania. „Kanał” był przeto filmem brutalnym, pokazującym prawdę bez retuszu, nie był barwną czytanką o bohaterstwie Polaków. Był raczej epopeją zmarnowanego bohaterstwa młodych ludzi, którzy z długoletniej konspiracji wyszli walczyć o wyzwolenie Warszawy i których wepchnięto w otchłań piekła. Kiedy Wajda wybrał się ze swoim filmem do Cannes w 1957 roku, spotkał się z wyraźnym sceptycyzmem grupy amerykańskich scenarzystów. Jak twierdził Wajda, pogratulowali mu oni bogatej wyobraźni, która stworzyła tak wyraźnie nierzeczywistą historię. Byli zaskoczeni, gdy Wajda powiedział im, że cała opowieść jest prawdziwa, „to zaś, co uważali za bogatą wyobraźnię, było w gruncie rzeczy trudną prawdą na temat upadku powstania, doświadczoną osobiście przez autora scenariusza” (Jerzy Stefan Stawiński). 
Rok 1994 – Złota Palma, w pełni zasłużona, dla Quentina Tarantino za „Pulp Fiction” kosztem ostatniej części „kolorowej trylogii” Krzysztofa Kieślowskiego „Czerwony”. Reżyser był wtedy w szczytowym momencie artystycznych sił. Z uznaniem o serialu „Dekalog” wypowiadał się wówczas sam Ingmar Bergman. Po „Czerwonym” Kieślowski zaszył się na Mazurach i już nigdy nie nakręcił kolejnego filmu. Na ostatni polski sukces w Cannes musieliśmy czekać długo. Dopiero w 2002 roku najwyższą nagrodę uzyskał „Pianista” Romana Polańskiego. 

Przywołany wyżej Tarantino w 2004 roku wręczył Grand Prix Festiwalu koreańskiemu reżyserowi Parkowi Chan-Wookowi za film „Oldboy” – według mnie jeden z lepszych filmów ostatnich dwóch dekad.  To mroczna i brutalna opowieść o zemście, a właściwie: o konsekwencjach nietrzymania tajemnicy i o sile plotki. Najlepszą rekomendację obrazu wydał reżyser „Kill Billa”: „To najbardziej tarantinowski film, jaki do tej pory powstał”. 
Cannes to również kontrowersje. Nie sposób zrozumieć, dlaczego Złotej Palmy nie otrzymał w 2014 roku Xavier Dolan, kanadyjski twórca „Mamy”. Trzymająca w napięciu historia toksycznej miłości między niesfornym synem (chorujący na zdiagnozowany syndrom nadpobudliwości) a jego matką. Dolan nakręcił nad wyraz dojrzałą historię o tym, że miłość czasami nie zdoła wszystkiego przezwyciężyć. Film jest hołdem złożonym antropologicznej figurze „matki” uosabiającej bliskość, w odróżnieniu od zdystansowanej i karzącej figury „ojca” ustalającej reguły i ograniczenia. 

Nowy numer

Tekst ukaże się w nowym numerze „Tygodnika Solidarność” dostępnym już od środy w kioskach. 

Chcesz otrzymywać „Tygodnik Solidarność” prosto do swojego domu lub zakładu pracy? Zamów prenumeratę <TUTAJ>

 


 

POLECANE
To między innymi on doprowadził do lewitacji magnetycznej pierwszego żywego organizmu w historii [VIDEO] gorące
To między innymi on doprowadził do lewitacji magnetycznej pierwszego żywego organizmu w historii [VIDEO]

By to zrealizować, całe miasto musiało mieć ograniczony dostęp do energii. Dlatego eksperyment przeprowadzono w nocy. Dziś gościem naszego pierwszego w historii kanału „wywiadu rzeki” jest Laureat Nagrody Ig Nobla, Medalu Lorentza, Medal Diraca i Nagrody Wolfa w dziedzinie fizyki, sir Michael Berry.

Bartosz Zmarzlik ponownie mistrzem świata w żużlu z ostatniej chwili
Bartosz Zmarzlik ponownie mistrzem świata w żużlu

Bartosz Zmarzlik po raz kolejny zapisał się w historii polskiego sportu, zdobywając tytuł mistrza świata na żużlu. Polak potwierdził swoją dominację w sezonie, triumfując w klasyfikacji generalnej i zdobywając najwyższe trofeum w światowym speedwayu.

Świat zapomniał o sowieckich zbrodniach. A najszybciej zapomnieli Rosjanie tylko u nas
Świat zapomniał o sowieckich zbrodniach. A najszybciej zapomnieli Rosjanie

O zbrodniach i bestialstwach sowieckich, które miały miejsce na Polakach od 17 września 1939 roku, zapomniał nie tylko świat, ale również współczesne pokolenia Polaków. Tylko nieliczne osoby przypominają o tych wydarzeniach, traktując je jako przestrogę przed zagrożeniem, które wciąż istnieje i pozostaje aktualne. Nikt również nie porusza kwestii odszkodowań od Rosji.

Radna Platformy zaatakowana w Gdańsku przez taksówkarza-imigranta Wiadomości
Radna Platformy zaatakowana w Gdańsku przez taksówkarza-imigranta

Sylwia Cisoń, radna Gdańska, przeżyła dramatyczną sytuację w Gdańsku. Kierowca jednej z aplikacji przewozowych zaatakował ją gazem pieprzowym po tym, jak zwróciła mu uwagę, że pomylił trasę i wysadził pasażerów w niewłaściwym miejscu. Dodatkowo kierowca nie znał języka polskiego, co wskazuje, że był cudzoziemcem, imigrantem.

Komunikat dla mieszkańców Lublina z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Lublina

Ponad 30,5 tys. dzieci i młodzieży weźmie udział w eksperymentach, warsztatach i wykładach przygotowanych w ramach XXI Lubelskiego Festiwalu Nauki. Impreza popularyzująca naukę rozpoczęła się w sobotę i potrwa do przyszłego piątku.

Iga Świątek opublikowała wpis. Internauci nie kryją radości Wiadomości
Iga Świątek opublikowała wpis. Internauci nie kryją radości

Po intensywnym lecie i krótkim odpoczynku Iga Świątek ponownie wraca na korty. Liderka światowego rankingu wylądowała w Seulu, gdzie rozpocznie kolejny etap azjatyckiej części sezonu.

Dramat w Tatrach. Nie żyje 32-letnia turystka Wiadomości
Dramat w Tatrach. Nie żyje 32-letnia turystka

32-letnia Polka zginęła w Tatrach Wysokich w rejonie Miedzianej Kotliny. Świadkami upadku wspinaczki z wysokości około 100 metrów była para Słowaków, którzy uwięźli w Klimkowej Dolinie. Do tragedii doszło w piątek. Ratownicy z Horskej Zahrannej Slużby (HZS) dotarli do ciała w sobotę.

RCB ostrzega mieszkańców Lubelszczyzny: Zagrożenie atakiem z powietrza z ostatniej chwili
RCB ostrzega mieszkańców Lubelszczyzny: Zagrożenie atakiem z powietrza

Niepokojący alert Rządowego Centrum Bezpieczeństwa trafił w sobotę do mieszkańców kilku powiatów województwa lubelskiego. Powodem jest możliwe zagrożenie atakiem z powietrza w rejonie przygranicznym.

Pierwszy polski instruktor F-35 kończy szkolenie w USA Wiadomości
Pierwszy polski instruktor F-35 kończy szkolenie w USA

Pierwszy polski pilot ukończył kurs instruktorski na myśliwcu F-35 Lightning II w bazie Ebbing Air National Guard Base w Stanach Zjednoczonych.

IMGW wydał ostrzeżenie przed burzami Wiadomości
IMGW wydał ostrzeżenie przed burzami

W sobotę rano IMGW wydał ostrzeżenia I stopnia przed burzami i towarzyszącym im silnym deszczem. Podczas ich trwania można spodziewać się opadów deszczu do 40 mm z porywami wiatru do 65 km/h. Będą one obowiązywały w pasie kraju przechodzącym od Suwałk po Zakopane.

REKLAMA

Blaski i nędze Złotej Palmy - rozpoczęła się kolejna edycja festiwalu w Cannes

W canneńskich wspomnieniach zmarłego w tym roku polityka i filmowca Frédérica Mitteranda światowa socjeta filmowa osnuta jest cekinami i konfetti. Festiwal zapowiada koniec zimy i pierwsze wiosenne przebłyski. Tymczasowa wspólnota bogaczy spędza filmowe dwa tygodnie na zażywaniu kąpieli słonecznych i piciu szampana, a noce na imprezach do rana na pokładach luksusowych jachtów miliarderów, którzy przybijają do portów Lazurowego Wybrzeża.
Złota Palma Blaski i nędze Złotej Palmy - rozpoczęła się kolejna edycja festiwalu w Cannes
Złota Palma / SNL https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/

Festiwal w Cannes to – w imaginarium byłego ministra kultury – przede wszystkim blichtr, przypadkowy seks, a także poważny biznes… Krzysztof Kieślowski nienawidził Festiwalu właśnie ze względu na smokingi, fotografie, autografy, merkantylizm nie licujący z powagą sztuki i… niemożność palenia papierosów w miejscach publicznych. Miał jeszcze inny powód, by nie lubić tego wydarzenia, ale o tym później. 
Canneńscy bywalcy – ci, którzy mieli okazję zobaczyć na otwarciu edycji festiwalu w 2016 roku filmowe arcydzieło Paola Sorrentina „Wielkie piękno”, musieli wpaść w niemałą konfuzję odwróconego zwierciadła. Czy ujrzeli siebie w cienkiej strużce światła rzuconej na białe sukno? Zblazowanych przedstawicieli panów umierającego świata? Włoski reżyser przezornie ukrył za kotarą teatralnych uśmiechów, okrągłych zdań i pieniędzy pierwsze symptomy dekadencji i upadku. 

Główny bohater Jep, rzymski król de la mondanità, po napisaniu jednej jedynej książki, nie widzi już sensu się starać. Życie skończyło się zanim na dobre się nie zaczęło. Jep, gdy już zasiadł na tronie nocnego życia, odrywa się od biegu zwyczajnych spraw codzienności, uciekając we wspomnienia. Gdy zamyka oczy, na suficie pojawia się morze okalające Neapol. Widzi również dziewczynę, z pewnością tę pierwszą, która mogła mieć siedemnaście, a może osiemnaście lat. Dziewczyna się rozbiera, a wspomnienie ulatuje w nicość. Wszystko stracone, efemeryczne „wielkie piękno” odeszło na zawsze. Ostatnia faza wewnętrznych postanowień Jepa musi przejść jeszcze przez dwa etapy. Po pierwsze: dążyć do wygumkowania emocjonalnego „ja”, ponieważ przykrości i troski czy tęsknota i radość sprowadzają nas do smutnej kondycji ciała. Po drugie: zlać się z otoczeniem i na wieki zapomnieć o konfliktach i kontrastach immanentnie należących do reguł życia we „wspólnotach ludzkich”. W ten sposób jeden jedyny człowiek może się przepoczwarzyć w nową jakość, w nowe „ja”. „Ja” wyzbytego pasji i dążeń. W „Wielkim pięknie” jest również figura „świętej”, stuletniej siostry zakonnej, na której czynione cuda nie robią już wrażenia. „Nie cuda doprowadzają realistę do wiary. Prawdziwy realista, jeżeli nie wierzy, nie uwierzy i w cud; jeżeli ujrzy go sam, raczej nie uwierzy swoim oczom” – pisał Dostojewski. 

Czytaj także: Syn podejrzanego o zamach na premiera Słowacji zabiera głos

77. edycja festiwalu 

W tym roku obraz „Parthenope” Paola Sorrentina będzie walczył o Złotą Palmę. Znów towarzyszą Włochowi mary i tematy, które go prześladują od lat: przemijające piękno, blaski i nędze rodzimego Neapolu oraz zmęczona sobą cywilizacja Zachodu, która przestała w siebie wierzyć. 

Podczas 77. odsłony Festiwalu Sorrentino będzie konkurował m.in. z Francisem Fordem Coppolą, Yorgosem Lanthimosem i Davidem Cronenbergiem. Warto również wspomnieć o polskich obrazach: w konkursie głównym „The Girl with the Needle” Magnusa von Horna oraz wyświetlany w ramach prestiżowej sekcji Tygodnia Krytyki Filmowej „Taniec w narożniku” Jana Bujnowskiego. 

Historia Cannes 

Kino daje wrażenie obcowania z konkretnością świata, a zarazem posiada zdolność przekazywania abstrakcyjnych idei. Pod tym względem nie zabrakło w historii Cannes filmów zapadających w pamięć. Proponuję subiektywny przegląd nieoczywistych – w moim odczuciu – obrazów konkurujących w przeszłości o Złotą Palmę. 

Rok 1992 – w przeglądzie Tygodnia Krytyki Filmowej pojawia się czarno-biały belgijski debiut dwudziestolatków – Rémego Belvaux, André Bonzela i Benoît Poelvoorde’a. „Człowiek pogryzł psa” można uznać za gatunkowego frankensteina – to niby czarna komedia z elementami społecznej satyry, choć nie sposób ją jednoznacznie skategoryzować. Dziś powiedzielibyśmy, że to mockument (bawił się tą formą wcześniej Woody Allen w „Bierz forsę i w nogi” – 1969; czy w „Zeligu” – 1983).

W skrócie jest to fikcja udająca film dokumentalny, a bohaterem „Człowieka…” jest monologizujący i przaśny Belg. Dzieli się swoimi rozważaniami na temat architektury osiedli z wielkiej płyty, przy piwie opowiada o miłostkach, deklamuje grafomańskie wiersze własnego autorstwa, przedstawia ekipie filmowej prowadzącą skromny sklep mamę. Rzecz nie byłaby funta kłaków warta, gdyby Benoît nie był zabójcą. Poznajemy tajniki jego pracy: raz w tygodniu śledzi listonosza, który roznosi emerytury, aby w ten sposób poznać adresy swoich ofiar. „Wolę robić przy staruszkach, to czysta robota. Zabójstwa bogatych to tylko zawracanie głowy i niepotrzebne ryzyko” – mówi z rozbrajającą szczerością do kamery. Gdy grzebie czarnoskórego robotnika, prosi o pomoc dźwiękowca Remiego, który odkłada na bok tyczkę z mikrofonem i przenosi ciało do „zabetonowania”. W końcu w wyniku strzelanin giną kolejni członkowie ekipy. Reżyser przejmuje rolę po operatorze. Benoît nie wydaje się tym wszystkim specjalnie poruszony, nie traci pogody ducha, pozostaje uroczym rzezimieszkiem bez czci i wiary. Po zabójstwach zabiera telewizyjnych przyjaciół na wernisaże (i okrasza je rozważaniami o sztuce Bernarda Buffeta) albo nad morze na belgijskie danie narodowe – mule, których pochłania dzikie ilości. Film już w 1992 roku – przed erą internetu i platform społecznościowych – przestrzegał przed niebezpieczeństwem pragnienia sławy tanim kosztem.

Twórcy inspirowali się bijącą wszelkie rekordy popularności w latach osiemdziesiątych serią filmów „streaptease”. Dokumenty miały prostą konstrukcję, nie były obarczone żadnym dziennikarskim komentarzem, bez głosu narratora, pokazywały egzystencję belgijskiej warstwy ludowej. Do legendy przeszedł odcinek o rolniku, który latami budował w ogródku latający spodek i z powagą opowiadał przed kamerą o swoich spotkaniach z przedstawicielami cywilizacji z odległych galaktyk, albo portret alfonsa prowadzącego dom publiczny w dzielnicy „różowych witryn”. Bohater okazał się człowiekiem niemal prawym, pełnym „ojcowskiej” troski dla swoich dziewczyn – wydzielał fawory, kupował im ubrania, pocieszał je, udzielał życiowych porad i zajmował się ich dziećmi. 

Czytaj także: Zamach na premiera Słowacji. Jest reakcja Mateusza Morawieckiego

Polskie akcenty 

Warto wspomnieć o polskich akcentach na Festiwalu w Cannes. Oczywiście tryumf „Człowieka z żelaza” w 1981 roku, najbardziej publicystycznego filmu Andrzeja Wajdy (nie licząc portretu Lecha Wałęsy – „Człowieka z nadziei”). Wcześniej jednak był „Kanał”, drugi film reżysera. Obraz nie zaspokajał wymagań tych, którzy czekali na pełną blasku apoteozę powstania. „Kanał” był przeto filmem brutalnym, pokazującym prawdę bez retuszu, nie był barwną czytanką o bohaterstwie Polaków. Był raczej epopeją zmarnowanego bohaterstwa młodych ludzi, którzy z długoletniej konspiracji wyszli walczyć o wyzwolenie Warszawy i których wepchnięto w otchłań piekła. Kiedy Wajda wybrał się ze swoim filmem do Cannes w 1957 roku, spotkał się z wyraźnym sceptycyzmem grupy amerykańskich scenarzystów. Jak twierdził Wajda, pogratulowali mu oni bogatej wyobraźni, która stworzyła tak wyraźnie nierzeczywistą historię. Byli zaskoczeni, gdy Wajda powiedział im, że cała opowieść jest prawdziwa, „to zaś, co uważali za bogatą wyobraźnię, było w gruncie rzeczy trudną prawdą na temat upadku powstania, doświadczoną osobiście przez autora scenariusza” (Jerzy Stefan Stawiński). 
Rok 1994 – Złota Palma, w pełni zasłużona, dla Quentina Tarantino za „Pulp Fiction” kosztem ostatniej części „kolorowej trylogii” Krzysztofa Kieślowskiego „Czerwony”. Reżyser był wtedy w szczytowym momencie artystycznych sił. Z uznaniem o serialu „Dekalog” wypowiadał się wówczas sam Ingmar Bergman. Po „Czerwonym” Kieślowski zaszył się na Mazurach i już nigdy nie nakręcił kolejnego filmu. Na ostatni polski sukces w Cannes musieliśmy czekać długo. Dopiero w 2002 roku najwyższą nagrodę uzyskał „Pianista” Romana Polańskiego. 

Przywołany wyżej Tarantino w 2004 roku wręczył Grand Prix Festiwalu koreańskiemu reżyserowi Parkowi Chan-Wookowi za film „Oldboy” – według mnie jeden z lepszych filmów ostatnich dwóch dekad.  To mroczna i brutalna opowieść o zemście, a właściwie: o konsekwencjach nietrzymania tajemnicy i o sile plotki. Najlepszą rekomendację obrazu wydał reżyser „Kill Billa”: „To najbardziej tarantinowski film, jaki do tej pory powstał”. 
Cannes to również kontrowersje. Nie sposób zrozumieć, dlaczego Złotej Palmy nie otrzymał w 2014 roku Xavier Dolan, kanadyjski twórca „Mamy”. Trzymająca w napięciu historia toksycznej miłości między niesfornym synem (chorujący na zdiagnozowany syndrom nadpobudliwości) a jego matką. Dolan nakręcił nad wyraz dojrzałą historię o tym, że miłość czasami nie zdoła wszystkiego przezwyciężyć. Film jest hołdem złożonym antropologicznej figurze „matki” uosabiającej bliskość, w odróżnieniu od zdystansowanej i karzącej figury „ojca” ustalającej reguły i ograniczenia. 

Nowy numer

Tekst ukaże się w nowym numerze „Tygodnika Solidarność” dostępnym już od środy w kioskach. 

Chcesz otrzymywać „Tygodnik Solidarność” prosto do swojego domu lub zakładu pracy? Zamów prenumeratę <TUTAJ>

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe