Przegląd Prasy Niemieckiej. "Część zachodniej Polski włączona do regionu z Brandenburgią i Berlinem"

"Potrafię sobie wyobrazić, że część zachodniej Polski włączona zostałaby do regionu z Brandenburgią i Berlinem" - mówi niemiecka "badaczka demokracji" (Demokratie-Forscherin), Urlike Guérot, w wywiadzie dla berlińskiej rozgłośni "RBB"
 Przegląd Prasy Niemieckiej. "Część zachodniej Polski włączona do regionu z Brandenburgią i Berlinem"
/ screen YouTube
W mijającym tygodniu niemieckie media tematyce polskiej poświęciły jakby trochę mniej uwagi, skupiając się przede wszystkim (wciąż jeszcze) na "zaskakujących" wynikach wyborów do Bundestagu, na polityce Donalda Trumpa (bo bez tego ani rusz) i trochę też na mających się odbyć w tę niedzielę wyborach parlamentarnych w sąsiedniej Austrii - co już spędza sen z powiek niemieckim liberałom. Oczywiście nie znaczy to, że tematyka polska została całkowicie pominięta, nie, takiej opcji nie ma. Na wysokości zadania stanęła jak zwykle "niezawodna" Deutschlandfunk. Bardzo zabolał ich film animowany "Niezwyciężeni" stworzony na zlecenie polskiego IPN.
W tekście pt. "My Polacy - i wy, ci inni" autor Paul Vorreiter zaczyna swój artykuł następująco: 

Z lewej hakenkreuz, z prawej sierp i młot - a pomiędzy nimi bohaterski polski żołnierz. Takim oto animowanym obrazem w stylu amerykańskich blockbusterów Instytut Pamięci Narodowej  w Warszawie postanowił przybliżyć publiczności polską historię. Ale jaki obraz tej historii został w ten sposób przekazany? 

- pyta na wstępie niemiecka rozgłośnia.

"Na początku tego spektakularnego trailera widzimy młodego polskiego żołnierza, któremu grozi zmiażdżenie pomiędzy dwoma ścianami. Na ścianie po lewej bije w oczy swastyka, a na prawej sierp i młot. Cała sceneria stylizowana jest na grę komputerową. Wszystko w ołowianych kolorach, w antracytowych szarościach, a gęste czarno-czerwone cienie spowijają sceny filmu. Opowieść toczy się przez 6  lat II Wojny Światowej. Opowiada o losie setek tysięcy robotników przymusowych w Związku Sowieckim, o polskiej armii, która stanęła u boku aliantów, a także o roli polskiego społeczeństwa organizującego opór:
 

"Ratowaliśmy Żydów, choć groziła za to kara śmierci. W piekle niemieckich obozów koncentracyjnych organizowaliśmy ruch oporu. Byliśmy pierwszymi, którzy poinformowali świat o zbrodni holokaustu."


Gertrud Pickham, historyk z Instytutu Wschodnioeuropejskiego Wolnego Uniwersytetu w Berlinie ogląda ten film w swoim biurze. "Nie mam nic przeciwko popularnej, porywającej formie tego filmu, ale jak chodzi o treść, to zaczyna być już bardzo problematycznie. "My, Polacy i wy, ci inni." Nie, aż takie proste to nie jest.

Owszem, jest rzeczą potrzebną pokazywać, że były odważne Polki i dzielni Polacy, którzy udzielali pomocy prześladowanym Żydom. Ale jest równie ważne, aby pokazać i tę drugą stronę medalu: że byli  denuncjatorzy, że brano pieniądze za udzielenie pomocy, a także - co pokazuje przypadek Jedwabnego - nie brakowało i takich Polaków, którzy brali bezpośredni czynny udział w zagładzie polskich Żydówek i Żydów. 

Dalej film dochodzi do roku 1945 i osiąga w tym miejscu swój pierwszy kulminacyjny punkt: Pomimo poniesionej przez Polaków tak wielkiej ofiary, historia obeszła się z ich krajem bardzo niełaskawie.  

"Ratowaliśmy życie milionów ludzi, a w podzięce zostaliśmy zdradzeni. Wolny świat odciął się od nas żelazną kurtyną."

(...)

Ale wreszcie po ponad 40 latach istnienia PRL-u, który w tym filmie przedstawiony jest jako czas obcego panowania, nastaje wolność. 

"To jest wielka przesada" - uważa Gertrud Pickhan. "Fakt, że byli także polscy komuniści, że system ten cieszył się w polskim społeczeństwie pewnym wsparciem - to wszystko zostało skrzętnie zamiecione pod dywan, a to jest niedopuszczalne. 

(...)

W internecie ów blockbuster jest tematem gorących dyskusji. Wielu internautów dzieli się swoimi wrażeniami. Niektórzy są wprost zachwyceni. Dwaj młodzi Australijczycy piszą:

"They shoot over 250-thousand officers during the Katyn massacre" 
"This is like the starting to a game."
"I wanna play this as a Poland warrior, go and fucking kill some nazis and fucking russians just to protect myself, this is a fun way to learn."
"Make all educational videos like this!" 


Czy więc mamy do czynienia z przerażająco uproszczonym obrazem historii?

- pyta autor artykułu.

Owszem tak, odpowiada Gertruda Pickhan i nie jest tym bynajmniej zaskoczona. "Obecnie silni faceci mają dobrą koniunkturę, nie tylko zresztą w Polsce"  - mówi i podsumowuje słowami zaczerpniętymi z Bertolta Brechta:

"Nieszczęśliwy jest naród, który nie ma bohaterów, na co Galileusz odpowiada: nieszczęśliwy ten kraj, który bohaterów potrzebuje. (...) Nikomu to nie pomoże, jeśli opowiadać się będzie wciąż tego rodzaju heroiczne historie. Takie utożsamianie się z bohaterami może w danym momencie dać uczucie niezwykłej siły, nie rozwiązuje to jednak żadnych problemów."



W innym z kolei tekście ta sama rozgłośnia po raz już co najmniej setny podejmuje kwestię rzekomego łamania  praw człowieka w Polsce. Jako pretekst posłużyła im 40 rocznica przyznania Pokojowej Nagrody Nobla organizacji Amnesty International. Piszą tak:

(...) Filozof prawa Peter Koller dostrzega defekty systemu również w samej Europie, gdzie prawa człowieka w porównaniu z innymi rejonami świata są względnie dobrze chronione.

"Jednakże  i tutaj potrzebne jest krytyczne społeczeństwo obywatelskie i krytyczna opinia publiczna, która śledzić będzie rozwój wydarzeń. Nie jest jeszcze tak dobrze, jak by się chciało. Zwłaszcza, że ten głos opinii publicznej wydaje się tak  bardzo podzielony, co pokazuje  reakcja na to, co dzieje się aktualnie w Polsce czy na Węgrzech."

Brak rzeczywistego trójpodziału władzy, ograniczona wolność prasy i badań naukowych: Sytuacja w Polsce i na Węgrzech pokazują, że nawet w obrębie Unii Europejskiej prawa człowieka bynajmniej nie są w pełni zabezpieczone. (...)"


A skoro jesteśmy przy wspomnianej wolności słowa, to warto przyjrzeć się, jak z tym jest w Niemczech. Pewnie nie tak źle, skoro pojawiają się tam tego rodzaju teksty, jak ten, który zaanonsuję poniżej. Rzecz w tym, że taki tekst ma szansę pojawić się tam co najwyżej w mediach prywatnych, takich jak "Focus", choć i tam rzadko kiedy ktoś by się na coś takiego odważył.  I właśnie o tym, o wolności słowa w Niemczech, o autocenzurze, o "spirali milczenia" i o wiele jeszcze innych ciekawych rzeczach jest ów rekomendowany przeze mnie, naprawdę bardzo interesujący artykuł.

Tekst nosi tytuł "Co można w Niemczech powiedzieć - a czego nie? i jest bardzo obszerny. Nie sposób omówić go w całości. Przetłumaczyłem sam początek. 

"Zakaz mówienia o czymś i wszelkiego rodzaju tabu kształtują dyskurs społeczny w Niemczech: »Kto nie ma poglądów socjaldemokratycznych ląduje albo w domu wariatów albo na emigracji« - uważa filozof Peter Sloterdijk. Analiza "dos and donts" republiki."

"W Niemczech istnieją liczne tabu. Kto jest na przykład przeciwko walucie Euro i głosi to publicznie, ten ma z reguły ciężki żywot. Wszelkiej maści "Gutmenschen" (dobrzy ludzie) denuncjują posiadaczy takich euro-krytycznych poglądów w różnych "tokszołach" jako wrogich Europie rewanżystów.

Również ci, którzy kwestionują "spowodowane przez człowieka" zmiany klimatu nie znajdą w tym kraju wielu zwolenników. "Tacy ludzie nie mają za grosz poczucia odpowiedzialności za przyszłość naszych dzieci" - brzmi najbardziej śmiercionośny argument. A kto by jeszcze ważył się doszukiwać winy za czyjąś biedę u samych tych, którzy są nią dotknięci, ten uznany zostanie za człowieka pozbawionego serca i elementarnej solidarności. Tylko chrześcijaństwo można odrzucać do woli, gdyż papież zakazuje pigułki, a księża żyją w celibacie. Natomiast wobec islamu wszelka krytyka jest zabroniona. To byłaby ksenofobia.

I choć nasza konstytucja gwarantuje każdemu obywatelowi wolność słowa: mówionego, pisanego czy przedstawianego w obrazie, to niemiecką debatę publiczną opanowały wszelkiego rodzaju zakazy myślenia i mówienia. A funkcjonuje to bez wyraźnego nacisku ze strony państwa, ostatecznie w artykule 5, rozdział III Ustawy Zasadniczej stoi jak byk: "cenzura nie istnieje". W takim razie dlaczego ludzie pozwalają sobie narzucać tego rodzaju ograniczenia w zakresie swobodnego wyrażania poglądów? A ileż najbardziej palących pytań z powodu takiej kurateli nad ludzkimi poglądami nigdy nie doczeka się odpowiedzi?

Zdumiewającego wyjaśnienia fenomenu tak skutecznego funkcjonowania owego systemu zakazów i tabu dostarczyła już w latach 70-tych badaczka opinii publicznej Elisabeth Noelle-Neumann, w swojej teorii nazwanej "Spiralą milczenia". (...) 

Tyle tytułem zachęty.
http://www.focus.de/finanzen/news/tid-29319/political-correctness-klappe-zu_aid_911015.html


Powrócę jeszcze do kwestii postrzegania i traktowania historii. U nas przyjęło się oczywiście uważać, że nasi zachodni sąsiedzi, w przeciwieństwie na przykład do Ukraińców (nie mówiąc już o Rosjanach), wzorowo rozliczyli się już ze swą przeszłością. No więc jak to w praktyce wygląda z tym rozliczeniem?   

"Führer nie zawsze miał łatwo. On w ogóle nie miał zamiaru napaść na Polskę. Hitler chciał pokoju. Jemu zależało jedynie na tym, by połączyć lepiej Danzig z Rzeszą. Ale cóż miał zrobić? Agresywni Polacy i Czesi, podstępni Brytyjczycy i zawsze żądni awantury Amerykanie szukali na gwałt pretekstu, by wypowiedzieć Niemcom wojnę. Uważam, że II Wojna Światowa miała wielu ojców, nie tylko Hitler i Niemcy."


To nie jest wypowiedź jakiegoś podpitego "wehrmacht-weterana" na jakimś przyjęciu urodzinowym w jakimś niemieckim domu  (w dzieciństwie i wczesnej młodości sam bywałem świadkiem takich pijackich tyrad na moim rodzinnym Śląsku), lecz fragment przemowy generała Bunderwehry w stanie spoczynku, Gerda Schultze-Rhonhofa, wygłoszonej w 2015 roku na zebraniu członków Towarzystwa Przyjaciół Bawarskiego Muzeum Wojskowego (Bayerischen Armeemuseums) w Ingolstadt. Co więcej cała wypowiedź owego generała znalazła się na stronie internetowej tegoż Towarzystwa i niczym nie niepokojone wisiało to tam przez całe dwa lata, aż parę dni temu odkrył to dyrektor owego muzeum i zażądał usunięcia tekstu i zablokowania całej strony, gdyż podobnie rewizjonistycznych tekstów znalazło się tam więcej. 

Oczywiście niemieckie media (pisała o tym lokalna gazeta a także Süddeutsche Zeitung) skwitowały całą sprawę dwoma poręczynmi hasłami: "Rechtsradikale" i "AfD".

Każdy kto interesuje się niemiecką polityką i niemieckimi mediami dostrzegł zapewne, że w zasadzie nie lubią oni zbytnio epatować swoim przywiązaniem do ojczyzny. Nie lubią słowa "patriotyzm" i drażni ich okropnie pojęcie "państwo narodowe". Oni są bowiem już ponad to, oni realizują ambitny projekt wspólnej Europy (oczywiście pod ich przywództwem), z celem ostatecznym stworzenia czegoś na kształt Stanów Zjednoczonych Europy, czy lepiej powiedziawszy "Bundesrepubliki Europa". I gdzie nie byłoby już miejsca dla tych wstrętnych państw narodowych, a zamiast tego postałyby mniej więcej równej wielkości, liczące optymalnie po kilkanaście milionów mieszkańców, dość arbitralnie wyznaczone regiony. Przy czym obecne granice w owym podziale nie odgrywałyby już żadnej roli i nie stanowiłyby żadnej przeszkody. Taką koncepcję przedstawiła między innymi niemiecka "badaczka demokracji" (Demokratie-Forscherin), Urlike Guérot, w wywiadzie dla berlińskiej rozgłośni "RBB"

Powiedziała na przykład tak:

"Potrafię sobie wyobrazić, że część zachodniej Polski włączona zostałaby do regionu z Brandenburgią i Berlinem"


Tytułem ciekawostki dodam, że Frau Urlike Guérot parę dni przed owym wywiadem gościła  w Warszawie, gdzie w siedzibie Krytyki Politycznej wystąpiła  5 października  z  referatem na powyższy temat. Czyżby to tam ktoś ją zainspirował do takiego pomysłu? A przynajmniej nie odwiódł?


Oczywiście media niemieckie wciąż nie odpuszczają kwestii relokacji uchodźców. W przeciwieństwie do polskich mediów, zwłaszcza tych konserwatywnych, gdzie ostatnio pisze się, iż sprawa została już jakoby odłożona ad acta z powodu upłynięcia jakiegoś tam terminu, te niemieckie nie uważają sprawy bynajmniej za zamkniętą.  Wysokonakładowy "Tagesspiegel" podejmuje ten temat przy okazji informacji o przedłużeniu kontroli granicznej przez Niemcy i 5 krajów Unii w związku z ciągłym zagrożeniem terrorystycznym. Taka kontrola wprowadzona została przez te kraje w roku 2015, a teraz miałaby zostać przedłużona, co jednak spotkało się z ostrą krytyką Komisji Europejskiej. Komisarz do spraw wewnętrznych Unii, Dimitris Avramopoulos, w piątek w Luksemburgu powiedział wprost:

"Jeśli umrze Schengen, umrze także Unia Europejska"


A w kwestii relokacji uchodźców gazeta pisze tak:

"Przeciwko trwałemu rozdziałowi uchodźców na poszczególne kraje występują przede wszystkim kraje tak zwanej Grupy Wyszehradzkiej: Czechy, Słowacja, Polska i Węgry. Obecnie 28 krajów członkowskich Unii stara się o jakiś konsensus w sprawie możliwości rozwiązania tego problemu i wypracowania na przyszłość odpowiedniego modelu azylowego. 
Z punktu widzenia czysto prawnego wystarczyłaby tu kwalifikowana większość, przy czym zgodę wyrazić musiałyby 55 procent krajów, które reprezentują co najmniej 65 procent ludności Unii. To byłaby ostatnia deska ratunku - mówi niemiecki minister spraw wewnętrznych  Thomas de Maizière. Szefowie państw i rządów krajów członkowskich Unii starają się wywrzeć nacisk na szybkie rozwiązanie tego problemu i do końca tego roku oczekują jakichś propozycji. Estonia, która obecnie sprawuje prezydencję w Radzie Unii zamierza w przyszłym tygodniu przedłożyć jakieś propozycje kompromisu."



Na koniec coś o wspomnianych przeze mnie wyborach parlamentarnych w Austrii, które jak wiadomo mają się odbyć w najbliższą niedzielę, 15 października. Frankfurter Allgemeine Zeitung nie kryje swojego zaniepokojenia:

"Co prawda bezpośredniego, dramatycznego wpływu na ogólną kondycję austriackiej polityki nie należy się po tych wyborach spodziewać, jednak taka Austria, w której pośrednio współrządzić będzie (nacjonalistyczno-konserwatywna) ideologia i eurosceptycyzm FPÖ (Wolnościowej Partii Austrii) nie może już liczyć na odgrywanie znaczącej roli w Unii Europejskiej Angeli Merkel, Emmanuela Macrona i Jean-Claude Junckera. Po tych wyborach Austria, z obojętnie jaką możliwą nową koalicją, prawdopodobnie nie stanie się oficjalnie częścią Grupy Wyszehradzkiej, jednak nieformalnie, na płaszczyźnie europejskiej, bliżej jej będzie do Węgier i do Polski, niż do Niemiec i Luksemburga." 

Marian Panic

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Proces Donalda Trumpa: mężczyzna podpalił się przed sądem [WIDEO] z ostatniej chwili
Proces Donalda Trumpa: mężczyzna podpalił się przed sądem [WIDEO]

Nieznany mężczyzna podpalił się pod budynkiem sądu na Manhattanie, gdzie odbywa się proces Donalda Trumpa. Jego tożsamość i przyczyny podpalenia nie są dotąd znane.

To wyrok dla europejskich producentów samochodów? Mocne wejście Chin z ostatniej chwili
To wyrok dla europejskich producentów samochodów? Mocne wejście Chin

Premier Hiszpanii Pedro Sanchez otworzył w piątek symbolicznie pierwszą europejską fabrykę chińskich samochodów. Będą one produkowane w dawnym zakładzie Nissana w Barcelonie.

Jeden z liderów Polski 2050 ma wystartować w wyborach do Europarlamentu z ostatniej chwili
Jeden z liderów Polski 2050 ma wystartować w wyborach do Europarlamentu

Z dużym prawdopodobieństwem wystartuję w wyborach do Parlamentu Europejskiego - przekazał szef klubu Polska2050-TD Mirosław Suchoń. Polityk ma kandydować z województwa śląskiego.

Nieoficjalnie: Zinedine Zidane wraca na ławkę trenerską z ostatniej chwili
Nieoficjalnie: Zinedine Zidane wraca na ławkę trenerską

Według katalońskiego dziennika "Mundo Deportivo" były trener Realu i Madryt i jedna z największych gwiazd piłki nożnej w historii Zinedine Zidane wkrótce wróci na ławkę trenerską. Według ich ustaleń ma on objąć niemiecki Bayern Monachium.

Nie żyje ceniony polski reżyser z ostatniej chwili
Nie żyje ceniony polski reżyser

Media obiegła informacja o śmierci cenionego polskiego reżysera i scenarzysty. Andrzej Szczygieł odszedł 17 kwietnia 2024 roku w wieku 88 lat.

Dramat w Neapolu. 30 osób zostało rannych z ostatniej chwili
Dramat w Neapolu. 30 osób zostało rannych

Około 30 osób odniosło w piątek obrażenia, gdy w porcie w Neapolu statek pasażerski uderzył o nabrzeże - podała agencja Ansa.

Wystawa Michała Wiertla Przebłysk w Centrum Sztuki Współczesnej Wiadomości
Wystawa Michała Wiertla "Przebłysk" w Centrum Sztuki Współczesnej

Wystawa Michała Wirtela jest czwartą ekspozycją z cyklu prezentacji młodych twórców {Project Room} 23/24, w ramach którego dostają szansę zrealizowania indywidualnej wystawy w jednej z najważniejszych instytucji sztuki współczesnej w Polsce. Wystawę można oglądać w CSW Zamek Ujazdowski do 19 maja.

Uczestnik programu Gogglebox przekazał radosną wiadomość z ostatniej chwili
Uczestnik programu "Gogglebox" przekazał radosną wiadomość

"Gogglebox. Przed telewizorem" to program cieszący się popularnością wśród polskich widzów. Jeden z uczestników show podzielił się właśnie radosną wiadomością.

Akcja służb w Paryżu: Mężczyzna groził, że się wysadzi w konsulacie Iranu z ostatniej chwili
Akcja służb w Paryżu: Mężczyzna groził, że się wysadzi w konsulacie Iranu

Zatrzymano mężczyznę, który groził, że się wysadzi w konsulacie Iranu w Paryżu –Według informacji podanych przez media, około godz. 11 widziano mężczyznę, który wszedł do irańskiego konsulatu około godz. 11 z czymś, co przypominało granat i kamizelkę z materiałami wybuchowymi. Niedługo potem policja przekazała, że jest na miejscu zdarzenia, a ruch na linii metra nr 6, położonej koło konsulatu, został zawieszony. Zatrzymano mężczyznę grożącego wysadzeniem się w konsulacie Jak podkreśla stacja BFM, policja zatrzymała mężczyznę, który groził, że wysadzi się w irańskim konsulacie. Dodano, że zatrzymany nie miał przy sobie materiałów wybuchowych. informuje telewizja BFM. Zatrzymany nie miał przy sobie materiałów wybuchowych.

Wyciek niebezpiecznej substancji. Dwie osoby w szpitalu z ostatniej chwili
Wyciek niebezpiecznej substancji. Dwie osoby w szpitalu

W zakładzie piekarniczym w Nowym Dworze Mazowieckim doszło do wycieku amoniaku. Dziesięć osób skarżyło się na złe samopoczucie, dwie z nich trafiły do szpitala. Na miejscu w pierwszej fazie akcji działało dziewięć zastępów straży pożarnej. Wyciek został szybko zatrzymany.

REKLAMA

Przegląd Prasy Niemieckiej. "Część zachodniej Polski włączona do regionu z Brandenburgią i Berlinem"

"Potrafię sobie wyobrazić, że część zachodniej Polski włączona zostałaby do regionu z Brandenburgią i Berlinem" - mówi niemiecka "badaczka demokracji" (Demokratie-Forscherin), Urlike Guérot, w wywiadzie dla berlińskiej rozgłośni "RBB"
 Przegląd Prasy Niemieckiej. "Część zachodniej Polski włączona do regionu z Brandenburgią i Berlinem"
/ screen YouTube
W mijającym tygodniu niemieckie media tematyce polskiej poświęciły jakby trochę mniej uwagi, skupiając się przede wszystkim (wciąż jeszcze) na "zaskakujących" wynikach wyborów do Bundestagu, na polityce Donalda Trumpa (bo bez tego ani rusz) i trochę też na mających się odbyć w tę niedzielę wyborach parlamentarnych w sąsiedniej Austrii - co już spędza sen z powiek niemieckim liberałom. Oczywiście nie znaczy to, że tematyka polska została całkowicie pominięta, nie, takiej opcji nie ma. Na wysokości zadania stanęła jak zwykle "niezawodna" Deutschlandfunk. Bardzo zabolał ich film animowany "Niezwyciężeni" stworzony na zlecenie polskiego IPN.
W tekście pt. "My Polacy - i wy, ci inni" autor Paul Vorreiter zaczyna swój artykuł następująco: 

Z lewej hakenkreuz, z prawej sierp i młot - a pomiędzy nimi bohaterski polski żołnierz. Takim oto animowanym obrazem w stylu amerykańskich blockbusterów Instytut Pamięci Narodowej  w Warszawie postanowił przybliżyć publiczności polską historię. Ale jaki obraz tej historii został w ten sposób przekazany? 

- pyta na wstępie niemiecka rozgłośnia.

"Na początku tego spektakularnego trailera widzimy młodego polskiego żołnierza, któremu grozi zmiażdżenie pomiędzy dwoma ścianami. Na ścianie po lewej bije w oczy swastyka, a na prawej sierp i młot. Cała sceneria stylizowana jest na grę komputerową. Wszystko w ołowianych kolorach, w antracytowych szarościach, a gęste czarno-czerwone cienie spowijają sceny filmu. Opowieść toczy się przez 6  lat II Wojny Światowej. Opowiada o losie setek tysięcy robotników przymusowych w Związku Sowieckim, o polskiej armii, która stanęła u boku aliantów, a także o roli polskiego społeczeństwa organizującego opór:
 

"Ratowaliśmy Żydów, choć groziła za to kara śmierci. W piekle niemieckich obozów koncentracyjnych organizowaliśmy ruch oporu. Byliśmy pierwszymi, którzy poinformowali świat o zbrodni holokaustu."


Gertrud Pickham, historyk z Instytutu Wschodnioeuropejskiego Wolnego Uniwersytetu w Berlinie ogląda ten film w swoim biurze. "Nie mam nic przeciwko popularnej, porywającej formie tego filmu, ale jak chodzi o treść, to zaczyna być już bardzo problematycznie. "My, Polacy i wy, ci inni." Nie, aż takie proste to nie jest.

Owszem, jest rzeczą potrzebną pokazywać, że były odważne Polki i dzielni Polacy, którzy udzielali pomocy prześladowanym Żydom. Ale jest równie ważne, aby pokazać i tę drugą stronę medalu: że byli  denuncjatorzy, że brano pieniądze za udzielenie pomocy, a także - co pokazuje przypadek Jedwabnego - nie brakowało i takich Polaków, którzy brali bezpośredni czynny udział w zagładzie polskich Żydówek i Żydów. 

Dalej film dochodzi do roku 1945 i osiąga w tym miejscu swój pierwszy kulminacyjny punkt: Pomimo poniesionej przez Polaków tak wielkiej ofiary, historia obeszła się z ich krajem bardzo niełaskawie.  

"Ratowaliśmy życie milionów ludzi, a w podzięce zostaliśmy zdradzeni. Wolny świat odciął się od nas żelazną kurtyną."

(...)

Ale wreszcie po ponad 40 latach istnienia PRL-u, który w tym filmie przedstawiony jest jako czas obcego panowania, nastaje wolność. 

"To jest wielka przesada" - uważa Gertrud Pickhan. "Fakt, że byli także polscy komuniści, że system ten cieszył się w polskim społeczeństwie pewnym wsparciem - to wszystko zostało skrzętnie zamiecione pod dywan, a to jest niedopuszczalne. 

(...)

W internecie ów blockbuster jest tematem gorących dyskusji. Wielu internautów dzieli się swoimi wrażeniami. Niektórzy są wprost zachwyceni. Dwaj młodzi Australijczycy piszą:

"They shoot over 250-thousand officers during the Katyn massacre" 
"This is like the starting to a game."
"I wanna play this as a Poland warrior, go and fucking kill some nazis and fucking russians just to protect myself, this is a fun way to learn."
"Make all educational videos like this!" 


Czy więc mamy do czynienia z przerażająco uproszczonym obrazem historii?

- pyta autor artykułu.

Owszem tak, odpowiada Gertruda Pickhan i nie jest tym bynajmniej zaskoczona. "Obecnie silni faceci mają dobrą koniunkturę, nie tylko zresztą w Polsce"  - mówi i podsumowuje słowami zaczerpniętymi z Bertolta Brechta:

"Nieszczęśliwy jest naród, który nie ma bohaterów, na co Galileusz odpowiada: nieszczęśliwy ten kraj, który bohaterów potrzebuje. (...) Nikomu to nie pomoże, jeśli opowiadać się będzie wciąż tego rodzaju heroiczne historie. Takie utożsamianie się z bohaterami może w danym momencie dać uczucie niezwykłej siły, nie rozwiązuje to jednak żadnych problemów."



W innym z kolei tekście ta sama rozgłośnia po raz już co najmniej setny podejmuje kwestię rzekomego łamania  praw człowieka w Polsce. Jako pretekst posłużyła im 40 rocznica przyznania Pokojowej Nagrody Nobla organizacji Amnesty International. Piszą tak:

(...) Filozof prawa Peter Koller dostrzega defekty systemu również w samej Europie, gdzie prawa człowieka w porównaniu z innymi rejonami świata są względnie dobrze chronione.

"Jednakże  i tutaj potrzebne jest krytyczne społeczeństwo obywatelskie i krytyczna opinia publiczna, która śledzić będzie rozwój wydarzeń. Nie jest jeszcze tak dobrze, jak by się chciało. Zwłaszcza, że ten głos opinii publicznej wydaje się tak  bardzo podzielony, co pokazuje  reakcja na to, co dzieje się aktualnie w Polsce czy na Węgrzech."

Brak rzeczywistego trójpodziału władzy, ograniczona wolność prasy i badań naukowych: Sytuacja w Polsce i na Węgrzech pokazują, że nawet w obrębie Unii Europejskiej prawa człowieka bynajmniej nie są w pełni zabezpieczone. (...)"


A skoro jesteśmy przy wspomnianej wolności słowa, to warto przyjrzeć się, jak z tym jest w Niemczech. Pewnie nie tak źle, skoro pojawiają się tam tego rodzaju teksty, jak ten, który zaanonsuję poniżej. Rzecz w tym, że taki tekst ma szansę pojawić się tam co najwyżej w mediach prywatnych, takich jak "Focus", choć i tam rzadko kiedy ktoś by się na coś takiego odważył.  I właśnie o tym, o wolności słowa w Niemczech, o autocenzurze, o "spirali milczenia" i o wiele jeszcze innych ciekawych rzeczach jest ów rekomendowany przeze mnie, naprawdę bardzo interesujący artykuł.

Tekst nosi tytuł "Co można w Niemczech powiedzieć - a czego nie? i jest bardzo obszerny. Nie sposób omówić go w całości. Przetłumaczyłem sam początek. 

"Zakaz mówienia o czymś i wszelkiego rodzaju tabu kształtują dyskurs społeczny w Niemczech: »Kto nie ma poglądów socjaldemokratycznych ląduje albo w domu wariatów albo na emigracji« - uważa filozof Peter Sloterdijk. Analiza "dos and donts" republiki."

"W Niemczech istnieją liczne tabu. Kto jest na przykład przeciwko walucie Euro i głosi to publicznie, ten ma z reguły ciężki żywot. Wszelkiej maści "Gutmenschen" (dobrzy ludzie) denuncjują posiadaczy takich euro-krytycznych poglądów w różnych "tokszołach" jako wrogich Europie rewanżystów.

Również ci, którzy kwestionują "spowodowane przez człowieka" zmiany klimatu nie znajdą w tym kraju wielu zwolenników. "Tacy ludzie nie mają za grosz poczucia odpowiedzialności za przyszłość naszych dzieci" - brzmi najbardziej śmiercionośny argument. A kto by jeszcze ważył się doszukiwać winy za czyjąś biedę u samych tych, którzy są nią dotknięci, ten uznany zostanie za człowieka pozbawionego serca i elementarnej solidarności. Tylko chrześcijaństwo można odrzucać do woli, gdyż papież zakazuje pigułki, a księża żyją w celibacie. Natomiast wobec islamu wszelka krytyka jest zabroniona. To byłaby ksenofobia.

I choć nasza konstytucja gwarantuje każdemu obywatelowi wolność słowa: mówionego, pisanego czy przedstawianego w obrazie, to niemiecką debatę publiczną opanowały wszelkiego rodzaju zakazy myślenia i mówienia. A funkcjonuje to bez wyraźnego nacisku ze strony państwa, ostatecznie w artykule 5, rozdział III Ustawy Zasadniczej stoi jak byk: "cenzura nie istnieje". W takim razie dlaczego ludzie pozwalają sobie narzucać tego rodzaju ograniczenia w zakresie swobodnego wyrażania poglądów? A ileż najbardziej palących pytań z powodu takiej kurateli nad ludzkimi poglądami nigdy nie doczeka się odpowiedzi?

Zdumiewającego wyjaśnienia fenomenu tak skutecznego funkcjonowania owego systemu zakazów i tabu dostarczyła już w latach 70-tych badaczka opinii publicznej Elisabeth Noelle-Neumann, w swojej teorii nazwanej "Spiralą milczenia". (...) 

Tyle tytułem zachęty.
http://www.focus.de/finanzen/news/tid-29319/political-correctness-klappe-zu_aid_911015.html


Powrócę jeszcze do kwestii postrzegania i traktowania historii. U nas przyjęło się oczywiście uważać, że nasi zachodni sąsiedzi, w przeciwieństwie na przykład do Ukraińców (nie mówiąc już o Rosjanach), wzorowo rozliczyli się już ze swą przeszłością. No więc jak to w praktyce wygląda z tym rozliczeniem?   

"Führer nie zawsze miał łatwo. On w ogóle nie miał zamiaru napaść na Polskę. Hitler chciał pokoju. Jemu zależało jedynie na tym, by połączyć lepiej Danzig z Rzeszą. Ale cóż miał zrobić? Agresywni Polacy i Czesi, podstępni Brytyjczycy i zawsze żądni awantury Amerykanie szukali na gwałt pretekstu, by wypowiedzieć Niemcom wojnę. Uważam, że II Wojna Światowa miała wielu ojców, nie tylko Hitler i Niemcy."


To nie jest wypowiedź jakiegoś podpitego "wehrmacht-weterana" na jakimś przyjęciu urodzinowym w jakimś niemieckim domu  (w dzieciństwie i wczesnej młodości sam bywałem świadkiem takich pijackich tyrad na moim rodzinnym Śląsku), lecz fragment przemowy generała Bunderwehry w stanie spoczynku, Gerda Schultze-Rhonhofa, wygłoszonej w 2015 roku na zebraniu członków Towarzystwa Przyjaciół Bawarskiego Muzeum Wojskowego (Bayerischen Armeemuseums) w Ingolstadt. Co więcej cała wypowiedź owego generała znalazła się na stronie internetowej tegoż Towarzystwa i niczym nie niepokojone wisiało to tam przez całe dwa lata, aż parę dni temu odkrył to dyrektor owego muzeum i zażądał usunięcia tekstu i zablokowania całej strony, gdyż podobnie rewizjonistycznych tekstów znalazło się tam więcej. 

Oczywiście niemieckie media (pisała o tym lokalna gazeta a także Süddeutsche Zeitung) skwitowały całą sprawę dwoma poręczynmi hasłami: "Rechtsradikale" i "AfD".

Każdy kto interesuje się niemiecką polityką i niemieckimi mediami dostrzegł zapewne, że w zasadzie nie lubią oni zbytnio epatować swoim przywiązaniem do ojczyzny. Nie lubią słowa "patriotyzm" i drażni ich okropnie pojęcie "państwo narodowe". Oni są bowiem już ponad to, oni realizują ambitny projekt wspólnej Europy (oczywiście pod ich przywództwem), z celem ostatecznym stworzenia czegoś na kształt Stanów Zjednoczonych Europy, czy lepiej powiedziawszy "Bundesrepubliki Europa". I gdzie nie byłoby już miejsca dla tych wstrętnych państw narodowych, a zamiast tego postałyby mniej więcej równej wielkości, liczące optymalnie po kilkanaście milionów mieszkańców, dość arbitralnie wyznaczone regiony. Przy czym obecne granice w owym podziale nie odgrywałyby już żadnej roli i nie stanowiłyby żadnej przeszkody. Taką koncepcję przedstawiła między innymi niemiecka "badaczka demokracji" (Demokratie-Forscherin), Urlike Guérot, w wywiadzie dla berlińskiej rozgłośni "RBB"

Powiedziała na przykład tak:

"Potrafię sobie wyobrazić, że część zachodniej Polski włączona zostałaby do regionu z Brandenburgią i Berlinem"


Tytułem ciekawostki dodam, że Frau Urlike Guérot parę dni przed owym wywiadem gościła  w Warszawie, gdzie w siedzibie Krytyki Politycznej wystąpiła  5 października  z  referatem na powyższy temat. Czyżby to tam ktoś ją zainspirował do takiego pomysłu? A przynajmniej nie odwiódł?


Oczywiście media niemieckie wciąż nie odpuszczają kwestii relokacji uchodźców. W przeciwieństwie do polskich mediów, zwłaszcza tych konserwatywnych, gdzie ostatnio pisze się, iż sprawa została już jakoby odłożona ad acta z powodu upłynięcia jakiegoś tam terminu, te niemieckie nie uważają sprawy bynajmniej za zamkniętą.  Wysokonakładowy "Tagesspiegel" podejmuje ten temat przy okazji informacji o przedłużeniu kontroli granicznej przez Niemcy i 5 krajów Unii w związku z ciągłym zagrożeniem terrorystycznym. Taka kontrola wprowadzona została przez te kraje w roku 2015, a teraz miałaby zostać przedłużona, co jednak spotkało się z ostrą krytyką Komisji Europejskiej. Komisarz do spraw wewnętrznych Unii, Dimitris Avramopoulos, w piątek w Luksemburgu powiedział wprost:

"Jeśli umrze Schengen, umrze także Unia Europejska"


A w kwestii relokacji uchodźców gazeta pisze tak:

"Przeciwko trwałemu rozdziałowi uchodźców na poszczególne kraje występują przede wszystkim kraje tak zwanej Grupy Wyszehradzkiej: Czechy, Słowacja, Polska i Węgry. Obecnie 28 krajów członkowskich Unii stara się o jakiś konsensus w sprawie możliwości rozwiązania tego problemu i wypracowania na przyszłość odpowiedniego modelu azylowego. 
Z punktu widzenia czysto prawnego wystarczyłaby tu kwalifikowana większość, przy czym zgodę wyrazić musiałyby 55 procent krajów, które reprezentują co najmniej 65 procent ludności Unii. To byłaby ostatnia deska ratunku - mówi niemiecki minister spraw wewnętrznych  Thomas de Maizière. Szefowie państw i rządów krajów członkowskich Unii starają się wywrzeć nacisk na szybkie rozwiązanie tego problemu i do końca tego roku oczekują jakichś propozycji. Estonia, która obecnie sprawuje prezydencję w Radzie Unii zamierza w przyszłym tygodniu przedłożyć jakieś propozycje kompromisu."



Na koniec coś o wspomnianych przeze mnie wyborach parlamentarnych w Austrii, które jak wiadomo mają się odbyć w najbliższą niedzielę, 15 października. Frankfurter Allgemeine Zeitung nie kryje swojego zaniepokojenia:

"Co prawda bezpośredniego, dramatycznego wpływu na ogólną kondycję austriackiej polityki nie należy się po tych wyborach spodziewać, jednak taka Austria, w której pośrednio współrządzić będzie (nacjonalistyczno-konserwatywna) ideologia i eurosceptycyzm FPÖ (Wolnościowej Partii Austrii) nie może już liczyć na odgrywanie znaczącej roli w Unii Europejskiej Angeli Merkel, Emmanuela Macrona i Jean-Claude Junckera. Po tych wyborach Austria, z obojętnie jaką możliwą nową koalicją, prawdopodobnie nie stanie się oficjalnie częścią Grupy Wyszehradzkiej, jednak nieformalnie, na płaszczyźnie europejskiej, bliżej jej będzie do Węgier i do Polski, niż do Niemiec i Luksemburga." 

Marian Panic


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe