Przegląd prasy niemieckiej: Czy Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?

- Macron i Kurz - obaj politycy stylizują się na „młodych gniewnych” (...). „Im więcej będzie sceptycyzmu w Unii, tym mniej nam wyjdzie z naszych europejskich ambicji” - powiedział niedawno Macron tygodnikowi „der Spiegel". Kurz natomiast wyznaje zasadę subsydiarności. Unia powinna działać wyłącznie w tych obszarach, w których jest to absolutnie konieczne i gdzie może liczyć na pozytywne rezultaty. Cała reszta powinna pozostać w gestii poszczególnych krajów członkowskich.Ale co to oznacza dla roli Angeli Merkel w Europie - pisze Sueddeutsche Zeitung
 Przegląd prasy niemieckiej: Czy Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?
/ screen YouTube

W mijającym tygodniu tematem numer jeden w niemieckich mediach były wybory w Austrii, których rozstrzygniecie bardzo zaniepokoiło niemiecki establishment polityczny oraz wiodące media (de facto rządowe). Oczywiście, jak łatwo się domyślić, ów - jak to oni nazywają - „austriacki skręt w prawo” stał się też okazją do zaatakowania naszego kraju przy użyciu oczywiście najbardziej wyświechtanych argumentów.

W sposób najbardziej przewidywalny podejmuje ten temat monachijska „Süddeutsche Zeitung”

W artykule pod raczej mało oryginalnym tytułem „Austriacki skręt w prawo” bezimienny autor pisze tak:

W Unii Europejskiej mamy do czynienia z częstymi konfliktami między tak zwaną Grupą Wyszehradzką a starymi zachodnimi członkami wspólnoty. Przede wszystkim w kwestii dotyczącej uchodźców występuje silna polaryzacja na linii Wchód-Zachód. Utworzona w 2004 roku Grupa Wyszehradzka, w skład której wchodzą Polska, Węgry, Czechy i Słowacja odrzuca obowiązującą prawnie zasadę dyslokacji 120 tys. uchodźców w obrębie Unii. (...) Ponadto Unia Europejska zaprowadziła wobec Polski procedurę kontrolną w związku z zagrożeniem praworządności i niezależności sądownictwa. Również Węgry pozostają z Unią Europejską w stałym konflikcie z powodu różnorakich projektów ustawodawczych o charakterze narodowych.
(...)

Co prawda Austrii, jako krajowi należącemu do samego rdzenia Unii, w większości punktów nie jest po drodze z państwami Grupy Wyszehradzkiej, jednak w przypadku gdyby znane ze swojej ksenofobicznej postawy FPÖ (Austriacka Partia Wolnościowa) miała w przyszłym rządzie objąć resort spraw wewnętrznych, wówczas - przynajmniej w temacie uchodźców - pojawiłaby się dodatkowa wspólna płaszczyzna. Również Sebastian Kurz, który w swej nieomal monotematycznej kampanii wyborczej wciąż podejmował temat nielegalnych imigrantów, mógłby chcieć zacumować w tamtym porcie.”

- pisze SZ i kontynuuje:

Co prawda przewodniczący ÖVP (Austriacka Partia Ludowa) Sebastian Kurz swój zasadniczo proeuropejski kurs traktuje jako warunek przyszłej koalicji, jednakowoż zarówno ÖVP jak i FPÖ opowiadają się za odchudzoną Unią, która ograniczać się będzie wyłącznie do kwestii fundamentalnych, a państwom członkowskim pozostawi więcej pola manewru. Dodać przy tym wypada, że w drugiej połowie 2018 Austria obejmuje przewodnictwo w radzie Unii Europejskiej. (...)

W związku z tym szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, w swym liście gratulacyjnym skierowanym na ręce Sebastiana Kurza, nie omieszkał dołączyć kilka słów napomnień. „Myśląc o nieodległym przewodnictwie Austrii w UE, chciałbym przypomnieć, że na Waszym kraju spoczywać będzie odpowiedzialność za cały szereg ważnych decyzji odnośnie przyszłości Unii Europejskiej” - napisał w swym liście Juncker. ”Życzę Panu dużo sukcesów w tworzeniu stabilnego, proeuropejskiego rządu i cieszę się na naszą przyszłą współpracę.”

Czy zatem młody Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?

- pyta SZ.

Macron i Kurz - obaj politycy stylizują się na „młodych gniewnych” (...). „Im więcej będzie sceptycyzmu w Unii, tym mniej nam wyjdzie z naszych europejskich ambicji” - powiedział niedawno Macron tygodnikowi „der Spiegel". Kurz natomiast wyznaje zasadę subsydiarności. Unia powinna działać wyłącznie w tych obszarach, w których jest to absolutnie konieczne i gdzie może liczyć na pozytywne rezultaty. Cała reszta powinna pozostać w gestii poszczególnych krajów członkowskich.Ale co to oznacza dla roli Angeli Merkel w Europie

- pyta dalej SZ

Entuzjazm Angeli Merkel po wyborach w Austrii jest raczej dość ograniczony. Co prawda pani kanclerz pochwaliła Kurza za jego „nowoczesną” kampanię i energiczną przebudowę jego partii, ale wysoki wynik FPO dostarcza jej najwyraźniej zmartwień. „Wynik wyborów nie jest raczej oznaką, że jakiekolwiek problemy w Europie zdołaliśmy już rozwiązać, jeśli dzieje się tak, jak w Austrii” - wyraziła swój wyraźny sceptycyzm kanclerz Merkel.

(...)

Populizm prawicowy wydawał się ostatnio nieco przytłumiony, jednak - jak widać - znów może ulec wzmocnieniu. (...). Przede wszystkim w nowych krajach członkowskich Unii, takich jak Polska czy Węgry, za sprawą tamtejszych rządów wszelkie prawicowo-nacjonalistyczne wykolejenia są już niemal na porządku dziennym. „Wprawdzie FPÖ w tej kampanii zachowywało się bardzo powściągliwie, tak powściągliwie jak nigdy wcześniej” - mówi minister spraw zagranicznych Luksemburga Jean Asselborn. „Dlatego wierzę, że owa powściągliwość przeniesie się również na odpowiedzialność w ewentualnym przyszłym rządzie”

kończy wypowiedzią luksemburskiego polityka Süddeutsche Zeitung.

 

Ta sama gazeta poświęca też sporo uwagi nowym propozycjom Donalda Tuska w odpowiedzi na wspomniane wyżej inicjatywy reformatorskie Macrona. W artykule pt: „Jak miałaby się zmienić Unia” pisze tak:

Donald Tusk poczuł się w obowiązku zareagowania na ów reformatorski rausz, który rozniecił Emmanuel Macron. W czasie swojej przemowy przed trzema tygodniami na Sorbonie francuski prezydent narysował tak wiele różnych wizji co do przyszłości Europy, że niektórzy w Brukseli nie bardzo wiedzą od czego by zacząć. Tusk w każdym razie chciałby to macronowskie espit jakoś wykorzystać, aby pchnąć do przodu co się tylko da. W tym celu w czwartek i w piątek, w czasie spotkania szefów państw i rządów Unii, przedstawił swój projekt, coś w rodzaju mapy drogowej. Owa mapa drogowa, określana jako „leader agenda” miałaby posłużyć maksymalnemu wykorzystaniu czasu pozostałego do wyborów do PE w 2019. W przeciwieństwie do Macrona, Tuskowi zależy przede wszystkim na tym, aby przy realizacji koniecznych reform zachować jednak spójność Unii. „Niektórzy twierdzą, że mam obsesje na punkcie jedności” - pisze w zaproszeniu na szczyt, ale zgodnie ze swymi osobistymi doświadczeniami jest on przekonany, że właśnie jedność europejska stanowi jej największą siłę.

Lecz jak miałaby ta jedność wyglądać, w sytuacji gdy państwa członkowskie w wielu fundamentalnych kwestiach tak bardzo się różnią? Nie tylko dla Tuska jest to sprawa pewnego balansu. Jedność nie może być usprawiedliwieniem dla nie pójścia do przodu” - pisze dalej. Z drugiej zaś strony „nadmierne ambicje nie powinny prowadzić do rozbicia.” - pisze przewodniczący RE. Dla wszystkich jest rzeczą jasną do kogo skierowane było to ostrzeżenie, mianowicie do owego nader ambitnego młodego francuskiego prezydenta .

(...)

I pewnie w dalszym ciągu będą podejmowane próby rozwiązania tej kwestii przy pomocy różnych skomplikowanych dopłat wyrównawczych, ale fiasko wydaje się być przesądzone. W Berlinie nie zamierza się zbyt długo przyglądać spokojnie tym gierkom. Jeśli nie dojdzie do konsensusu  sprawie uchodźców, wówczas problem musi być rozwiązany decyzją większości i to bardzo szybko - mówi się w Berlinie. Dla krajów Europy Wschodniej oznacza to nic innego, tylko wypowiedzenie "wojny". Ten kto się tak zachowuje, musi być świadom konsekwencji - słychać w Brukseli ostrzegawcze szepty pod adresem dyplomatów z tych krajów.


Ten sam temat podejmuje również Tagespiegel w komentarzu Albrechta Meira.

Propozycje przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, o których dyskutuje się na obecnym szczycie UE, mogą zmierzać do „Europy dwóch prędkości".

Unię Europejską można porównać do tankowca, którego kursu nie da się zmienić ot tak za skinieniem palca. Jednak obecnie sprawy mogą przyspieszyć, a zależy to od dwóch osób. Pierwszym jest prezydent Francji Emmanuel Macron, który ideę wspólnej Europy po wielu latach małostkowości znów napełnił tak bardzo potrzebnym patosem. A drugim jest przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk, który na szczycie UE przedstawił dokument, który niektórych szefów państw i rządów wspólnoty wpędzi z pewnością w głęboką zadumę. Polak, Donald Tusk, na czas do następnych wyborów do Parlamentu Europejskiego za półtora roku, proponuje Unię z przyspieszonym rytmem: więcej szczytów unijnych, więcej odwagi w podejmowaniu decyzji, a na koniec być może bardziej zacieśnioną współpracę niektórych krajów. To może zmierzać w prostej linii do tak zwanej „Europy dwóch prędkości", co zresztą ma przed oczami również Emmanuel Macron. Tak czy inaczej wychodzi to daleko poza drobiazgową debatę na temat nowych koszyków finansowych w strefie Euro (...). Najistotniejsze pytanie odnośnie przyszłości Europy sprowadza się bowiem do tego, czy dojdzie do stworzenia tak zwanego „europejskiego jądra"? W każdym razie nie byłoby bynajmniej stratę czasu, gdyby potencjalni uczestnicy koalicji „Jamajka” zaczęli się poważnie nad tym problemem zastanawiać.


Tematem dyżurnym niemieckich mediów są też od dawna - jakkolwiek dość wybiórczo traktowane - prawa człowieka. Przypadki ich łamań znajdują obecnie niemal wszędzie na świecie, z wyjątkiem oczywiście samych Niemiec. Do kolejnego zderzenia się z tym tematem posłużyła niemieckim mediom sprawa morderstwa dziennikarki na Malcie. Temat ten podejmuje między innymi niezawodna i kilkakrotnie dziś przeze mnie przywoływana Süddeutsche Zeitung. Tytuł artykułu (a jakże!): „Morderstwo dziennikarki na Malcie to atak na europejskie wartości”

Już przed tym morderstwem na Malcie, na całym świece wolność prasy zagrożona była ze strony reżimów autorytarnych, jak choćby w Turcji, czy też syndykatów przestępczych w Ameryce Środkowej. Także ze strony amerykańskiego prezydenta, który dziennikarzy nazywa „wrogami narodu amerykańskiego”. Powstaje pytanie, czy jest to jedynie zwykła bezczelność, czy też początek kampanii, która może zakończyć się wprowadzeniem cenzury, a nawet tym, że dziennikarzy będzie się pędzić przez miasto.

W Unii Europejskiej, w innej ojczyźnie praw człowieka, nie jest bynajmniej lepiej. Raj podatkowy Malta, która na szkodę innych krajów Unii przyciąga do siebie różnych „optymalizatorów podatkowych” znana jest właśnie z tego, że nielubianych dziennikarzy politycy tego kraju doprowadzają do ruiny finansowej ciągłymi procesami sądowymi. Również w Polsce i na Węgrzech wolne media są zastraszane i wystawione są na polityczne represje. Ale nawet w Niemczech (wobec mediów publicznych) pojęcie „Lügenpresse” (kłamliwa prasa) weszło już częściowo na salony.


A przechodząc do tematyki stricte polskiej, to nie warto chyba ani przez chwilę wątpić, że niemieckie media mogłyby pominąć takie ważne tematy, jak desperacki czyn Polaka, który jakoby w proteście przeciwko rządowi PiS podpalił się pod Pałacem Kultury, czy też strajk głodowy polskich lekarzy. Ba, nie pominięto nawet ataku nożownika w centrum handlowym w Stalowej Woli. O tej pierwszej sprawie relacjonuje na przykład „der Spiegel", pisząc tak:

W centrum polskiej stolicy, w proteście przeciwko polityce narodowo-konserwatywnego polskiego rządu podpalił się ok. 60 letni mężczyzna. (...) Z ciężkimi oparzeniami przewieziony został do szpitala. Wokół niego na ulicy rozrzucone były ulotki krytykujące rząd.

Narodowo-konserwatywny rząd od momentu objęcia urzędu przed równo rokiem (!!!) wprowadził cały szereg reform, które krytykuje nie tylko opozycja, ale i Unia Europejska - jako poważne naruszenia zasad państwa prawa. W lipcu dziesiątki tysięcy Polaków demonstrowało na przykład przeciwko reformie wymiaru sprawiedliwości.

Posłanka Paulina Piechna-Więckiewicz oświadczyła, iż widziała płonącego mężczyznę idąc na posiedzenie sejmu. Ludzie próbowali ugasić płomienie. Z głośników dobiegały słowa pieśni: „Kocham i rozumiem wolność” - polskiej grupy rockowej z lat 90-tych. Posłanka z liberalnej opozycji opublikowała na Twitterze treść owej dwustronicowej ulotki. Było w niej napisane: „Wierzę, że moja śmierć poruszy wielu ludzi.” Mężczyzna zarzuca partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość między innymi ograniczenie praw obywatelskich, łamanie konstytucji i niszczenie niezależnego sądownictwa.

Pod tekstem Spiegel nie zapomniał oczywiście opublikować owego twitterowego wpisu liberalnej posłanki.
 

I jak wspomniałem niemiecka prasa nie przeoczyła też strajku lekarzy w Polsce, który to według tychże mediów uzyskał już międzynarodowy rozgłos. Rozgłośnia Deutschandfunk skomentowała to (nie dalej jak wczoraj) w taki oto sposób:

"Światowy związek lekarzy wyraził swoją solidarność z prowadzącymi strajk głodowy lekarzami z Polski.

W czasopiśmie lekarskim czytamy, iż światowy związek lekarzy wezwał polski rząd do ochrony życia lekarzy szpitalnych i do odpowiedniego finansowania służby zdrowia. W warszawskim szpitalu dziecięcym od ponad dwóch tygodni ponad 20 lekarzy prowadzi strajk głodowy. Protestują przeciwko zbyt niskim płacom i złym warunkom pracy. W Polsce lekarz asystent zarabia około 500 Euro miesięcznie. Według medyków jest to stanowczo zbyt mało do życia. Związek lekarzy rezydentów, który ten strajk organizuje, skarży się ponadto na poważne braki personalne w polskich szpitalach. Prowadzi to do ekstremalnie wydłużonych godzin pracy. Wielu lekarzy zmarło już na skutek zbytniego przepracowania.

Również w innych polskich miastach pracownicy sektora medycznego zapowiedzieli już chęć przyłączenia się do strajku głodowego.


Odchodząc na koniec od tematów bieżących, chciałbym zwrócić uwagę na dość w sumie ciekawy artykuł w lewicowej Tageszeitung, anonsujący wystawę poświęconą polskim tak zwanym „displaced persons", czyli ofiarom wojny, którzy znaleźli się w taki czy inny sposób na terenie Niemiec, tworząc tam zaraz po wojnie nawet coś w rdzaju własnego miasteczka. Niestety, bez antysemickiej łatki przypiętej Polakom obejść się i tym razem nie mogło. Tytuł artykułu: „Gdy w Emsland istniała mała Polska". Przetłumaczyłem niektóre fragmenty

"Na wystawie w Miejscu Pamięci Bergen-Belsen przedstawiono obiekty związane z życiem codziennym, kulturalnym i artystycznym Polaków (tak zwanych „displaced persons") w powojennych Niemczech.

(...)

"Ponad milion owych „displaced persons” pochodziło z Polski. Byli wśród nich jeńcy wojenni, więźniowie obozów koncentracyjnych, robotnicy przymusowi i cywilni, z których wielu straciło podczas wojny całe swoje rodziny. Niewielu było takich, którzy chcieliby tutaj zostać na stałe, jednak niejednokrotnie przyszło im spędzić wiele lat w obozach DP, gdyż sprawy związane ich wyjazdem mocno się komplikowały. Dlatego też życie kulturalne stanowiło dla nich nierzadko jedyne źródło nadziei oraz wsparcie duchowe w tym stanie permanentnego oczekiwania. I o tym traktuje otwarta właśnie wystawa w Miejscu Pamięci Bergen-Belsen pt: „Między niepewnością a ufnością. Sztuka, kultura i życie codzienne polskich DP w Niemczech w latach 1945-1955".

(...)

"Niemal we wszystkich obozach powstawały teatry amatorskie. Muzycy, chóry i grupy taneczne uświetniały wieczorki towarzyskie, a gazetki obozowe dostarczały informacji z ojczyzny. Chodziło przede wszystkim o utrwalanie przez tyle lat zagrożonej narodowej tożsamości, o pielęgnowanie języka polskiego i polskiej kultury. Na scenie wystawiana była polska klasyka, uprawiano tradycyjne rzemiosło artystyczne, szyto stroje ludowe. Na wystawie, obok przykładów sztuki ludowej pokazano również dzieła zawodowych artystów, którym przyszło spędzić przymusowo czas wojny na terenie Niemiec. Na przykład rękopis książki „Obóz Wszystkich Świętych” Tadeusza Nowakowskiego, który po swoim uwolnieniu z obozu koncentracyjnego Salzwedel pracował jako nauczyciel w DP-Camp Haren w powiecie Emsland. Pierwsze szkice tej wydanej w 1957 roku książki powstały jeszcze w Haren; dzieło należy do tych nielicznych, które podejmuje zarówno temat zbrodni nazistowskich, jak i zemsty wyzwoleńców na miejscowej ludności, którą zmuszono do opuszczenia Haren, aby zrobić miejsce dla 4000 polskich DP. Sama zaś miejscowość przemianowana została przez Polaków na Maczków. Aż do 1948 istniało to polskie miasteczko, z własną polską administracją, z polskimi szkołami, przedszkolami, teatrami i gazetami.

(...)

Niestety, owa aktywność kulturalna, poprzez którą starano się wnieść nieco więcej zrozumienia między Polakami i Niemcami, na niewiele się zdała. „W niemieckim społeczeństwie po zakończeniu wojny nadal panowała wszechobecna nienawiść w stosunku do Polaków” - mówi kurator wystawy Dietmar Osses. „Miejscowa ludność widziała siebie jako ofiarę morderczych polskich band” pomimo, że przestępczość wśród Polaków nie była wcale wyższa niż wśród Niemców. „Propaganda nazistowska wciąż jeszcze działała” - przekonuje Osses. Stanowiło to największy problem dla tych około 100 tys. Polaków, którzy jako „bezdomni obcokrajowcy” pozostali na stałe w Niemczech, osiedlając się choćby w takich miejscach jak Hannover-Buchholz.

Tego rodzaju konflikty przedstawione zostały na wystawie jedynie pobieżnie. Dotyczy to także napięć, jakie panowały między polskimi i żydowskimi DP, na temat których można się nieco więcej dowiedzieć z książeczki towarzyszącej wystawie. Na skutek licznych skarg w związku z gwałtownymi konfliktami pomiędzy tymi dwoma grupami narodowościowymi, na jesieni 1945 roku, w polskim DP-Camp w Bergen-Belsen zdecydowano się na oddzielenie 9 tys. żydowskich od pozostałych 10 tys. nieżydowskich mieszkańców obozu. W różnych innych miejscach również zrezygnowano ze wspólnych polsko-żydowskich obozów DP, gdyż Żydzi nie chcieli mieć dłużej nic wspólnego z często bardzo antysemickimi Polakami. Z kolei nie żydowscy Polacy czuli się dyskryminowani, jako że trudniej im było otrzymać prawo do emigracji za Ocean.
(...)

Marian Panic


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Sąd Najwyższy podjął decyzję w sprawie wnuka byłego prezydenta Lecha Wałęsy z ostatniej chwili
Sąd Najwyższy podjął decyzję w sprawie wnuka byłego prezydenta Lecha Wałęsy

Sąd Najwyższy oddalił wniosek kasacyjny w sprawie dwóch młodych mężczyzn skazanych za rozbój i pobicie obywateli Szwecji. Jednym z nich był wnuk byłego prezydenta Lecha Wałęsy. Bartłomiej W. odbywa karę 4 lat więzienia.

PE za wprowadzeniem limitu płatności gotówką. O jakie kwoty chodzi? z ostatniej chwili
PE za wprowadzeniem limitu płatności gotówką. O jakie kwoty chodzi?

Europarlament przyjął w środę przepisy, które mają wzmocnić walkę z praniem brudnych pieniędzy w UE. Jeśli zatwierdzi je Rada UE, zakaz płatności gotówką powyżej określonej kwoty zostanie wprowadzony.

Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów! Zobacz najdłuższy skok w historii [WIDEO] z ostatniej chwili
Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów! Zobacz najdłuższy skok w historii [WIDEO]

Japończyk Ryoyu Kobayashi ustanowił nieoficjalny rekord świata w długości lotu narciarskiego, osiągając odległość 291 metrów na specjalnie przygotowanej skoczni na zboczu wzgórza Hlidarfjall w miejscowości Akureyri na Islandii.

Były premier alarmuje: Ceny prądu dla przedsiębiorców będą no limit z ostatniej chwili
Były premier alarmuje: Ceny prądu dla przedsiębiorców będą no limit

„Pani Hennig-Kloska zapominała złożyć wniosek o notyfikacje pomocy dla przedsiębiorców. Innymi słowy ceny prądu dla przedsiębiorców będą noLimit” – alarmuje były premier Mateusz Morawiecki.

Obrońca ks. Michała Olszewskiego ujawnia szokujące kulisy sprawy z ostatniej chwili
Obrońca ks. Michała Olszewskiego ujawnia szokujące kulisy sprawy

„Ponieważ sprawa się rozlewa po dziennikarzach (rozmaitych barw i orientacji) pragnę odnieść się do ujawnionych już informacji” – pisze mec. dr Krzysztof Wąsowski, pełnomocnik ks. Michała Olszewskiego.

Mariusz Kamiński: Nie bójcie się, czasy walki z korupcją wrócą z ostatniej chwili
Mariusz Kamiński: Nie bójcie się, czasy walki z korupcją wrócą

– Jedyne moje przesłanie do funkcjonariuszy służb antykorupcyjnych w naszym kraju było takie: walić w złodziei niezależnie od tego, do jakiego ugrupowania się przykleili – mówił na antenie RMF były szef MSWiA Mariusz Kamiński.

Lista podsłuchwianych przez system Pegasus nie będzie jawna. Bodnar podał powody z ostatniej chwili
Lista podsłuchwianych przez system Pegasus nie będzie jawna. Bodnar podał powody

– To jest dla mnie przykre, że nawet na tej sali zwracam się do osób, które zostały objęte inwigilacją – mówił w Sejmie minister sprawiedliwości Adam Bodnar, przedstawiając sprawozdanie w Sejmie. Dodał, że lista podsłuchiwanych przez system Pegasus nie będzie jawna.

Niemieckie media: Polski pokaz siły w Waszyngtonie z ostatniej chwili
Niemieckie media: Polski pokaz siły w Waszyngtonie

„Pozycja Polski w NATO daje jej ogromny wpływ na sojuszników. Mówi się, że dyplomaci odegrali ważną rolę w porozumieniu USA w sprawie miliardowej pomocy dla Ukrainy. W przeciwieństwie do swoich europejskich sojuszników Warszawa ma do dyspozycji ważny zestaw instrumentów” – pisze niemiecki „Die Welt”.

Apel Piotra Dudy: To nie czas na bierność, to czas na solidarność z ostatniej chwili
Apel Piotra Dudy: To nie czas na bierność, to czas na solidarność

Piotr Duda, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, wystosował apel do członków i sympatyków NSZZ „Solidarność”, w którym wzywa do obecności na demonstracji, jaką Solidarność i Solidarność RI organizują 10 maja w Warszawie.

„Narodowy Dzień gwałtu”. Szokująca akcja na TikToku z ostatniej chwili
„Narodowy Dzień gwałtu”. Szokująca akcja na TikToku

Na platformie społecznościowej TikTok w Niemczech pojawiają się fake'owe materiały promujące informację, jakoby 24 kwietnia miał miejsce „National Rape Day” [Narodowy Dzień Gwałtu – red.], w którym napaści seksualne na kobiety i dziewczynki rzekomo pozostają bezkarne. Sprawa wzbudziła reakcję berlińskich władz.

REKLAMA

Przegląd prasy niemieckiej: Czy Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?

- Macron i Kurz - obaj politycy stylizują się na „młodych gniewnych” (...). „Im więcej będzie sceptycyzmu w Unii, tym mniej nam wyjdzie z naszych europejskich ambicji” - powiedział niedawno Macron tygodnikowi „der Spiegel". Kurz natomiast wyznaje zasadę subsydiarności. Unia powinna działać wyłącznie w tych obszarach, w których jest to absolutnie konieczne i gdzie może liczyć na pozytywne rezultaty. Cała reszta powinna pozostać w gestii poszczególnych krajów członkowskich.Ale co to oznacza dla roli Angeli Merkel w Europie - pisze Sueddeutsche Zeitung
 Przegląd prasy niemieckiej: Czy Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?
/ screen YouTube

W mijającym tygodniu tematem numer jeden w niemieckich mediach były wybory w Austrii, których rozstrzygniecie bardzo zaniepokoiło niemiecki establishment polityczny oraz wiodące media (de facto rządowe). Oczywiście, jak łatwo się domyślić, ów - jak to oni nazywają - „austriacki skręt w prawo” stał się też okazją do zaatakowania naszego kraju przy użyciu oczywiście najbardziej wyświechtanych argumentów.

W sposób najbardziej przewidywalny podejmuje ten temat monachijska „Süddeutsche Zeitung”

W artykule pod raczej mało oryginalnym tytułem „Austriacki skręt w prawo” bezimienny autor pisze tak:

W Unii Europejskiej mamy do czynienia z częstymi konfliktami między tak zwaną Grupą Wyszehradzką a starymi zachodnimi członkami wspólnoty. Przede wszystkim w kwestii dotyczącej uchodźców występuje silna polaryzacja na linii Wchód-Zachód. Utworzona w 2004 roku Grupa Wyszehradzka, w skład której wchodzą Polska, Węgry, Czechy i Słowacja odrzuca obowiązującą prawnie zasadę dyslokacji 120 tys. uchodźców w obrębie Unii. (...) Ponadto Unia Europejska zaprowadziła wobec Polski procedurę kontrolną w związku z zagrożeniem praworządności i niezależności sądownictwa. Również Węgry pozostają z Unią Europejską w stałym konflikcie z powodu różnorakich projektów ustawodawczych o charakterze narodowych.
(...)

Co prawda Austrii, jako krajowi należącemu do samego rdzenia Unii, w większości punktów nie jest po drodze z państwami Grupy Wyszehradzkiej, jednak w przypadku gdyby znane ze swojej ksenofobicznej postawy FPÖ (Austriacka Partia Wolnościowa) miała w przyszłym rządzie objąć resort spraw wewnętrznych, wówczas - przynajmniej w temacie uchodźców - pojawiłaby się dodatkowa wspólna płaszczyzna. Również Sebastian Kurz, który w swej nieomal monotematycznej kampanii wyborczej wciąż podejmował temat nielegalnych imigrantów, mógłby chcieć zacumować w tamtym porcie.”

- pisze SZ i kontynuuje:

Co prawda przewodniczący ÖVP (Austriacka Partia Ludowa) Sebastian Kurz swój zasadniczo proeuropejski kurs traktuje jako warunek przyszłej koalicji, jednakowoż zarówno ÖVP jak i FPÖ opowiadają się za odchudzoną Unią, która ograniczać się będzie wyłącznie do kwestii fundamentalnych, a państwom członkowskim pozostawi więcej pola manewru. Dodać przy tym wypada, że w drugiej połowie 2018 Austria obejmuje przewodnictwo w radzie Unii Europejskiej. (...)

W związku z tym szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, w swym liście gratulacyjnym skierowanym na ręce Sebastiana Kurza, nie omieszkał dołączyć kilka słów napomnień. „Myśląc o nieodległym przewodnictwie Austrii w UE, chciałbym przypomnieć, że na Waszym kraju spoczywać będzie odpowiedzialność za cały szereg ważnych decyzji odnośnie przyszłości Unii Europejskiej” - napisał w swym liście Juncker. ”Życzę Panu dużo sukcesów w tworzeniu stabilnego, proeuropejskiego rządu i cieszę się na naszą przyszłą współpracę.”

Czy zatem młody Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?

- pyta SZ.

Macron i Kurz - obaj politycy stylizują się na „młodych gniewnych” (...). „Im więcej będzie sceptycyzmu w Unii, tym mniej nam wyjdzie z naszych europejskich ambicji” - powiedział niedawno Macron tygodnikowi „der Spiegel". Kurz natomiast wyznaje zasadę subsydiarności. Unia powinna działać wyłącznie w tych obszarach, w których jest to absolutnie konieczne i gdzie może liczyć na pozytywne rezultaty. Cała reszta powinna pozostać w gestii poszczególnych krajów członkowskich.Ale co to oznacza dla roli Angeli Merkel w Europie

- pyta dalej SZ

Entuzjazm Angeli Merkel po wyborach w Austrii jest raczej dość ograniczony. Co prawda pani kanclerz pochwaliła Kurza za jego „nowoczesną” kampanię i energiczną przebudowę jego partii, ale wysoki wynik FPO dostarcza jej najwyraźniej zmartwień. „Wynik wyborów nie jest raczej oznaką, że jakiekolwiek problemy w Europie zdołaliśmy już rozwiązać, jeśli dzieje się tak, jak w Austrii” - wyraziła swój wyraźny sceptycyzm kanclerz Merkel.

(...)

Populizm prawicowy wydawał się ostatnio nieco przytłumiony, jednak - jak widać - znów może ulec wzmocnieniu. (...). Przede wszystkim w nowych krajach członkowskich Unii, takich jak Polska czy Węgry, za sprawą tamtejszych rządów wszelkie prawicowo-nacjonalistyczne wykolejenia są już niemal na porządku dziennym. „Wprawdzie FPÖ w tej kampanii zachowywało się bardzo powściągliwie, tak powściągliwie jak nigdy wcześniej” - mówi minister spraw zagranicznych Luksemburga Jean Asselborn. „Dlatego wierzę, że owa powściągliwość przeniesie się również na odpowiedzialność w ewentualnym przyszłym rządzie”

kończy wypowiedzią luksemburskiego polityka Süddeutsche Zeitung.

 

Ta sama gazeta poświęca też sporo uwagi nowym propozycjom Donalda Tuska w odpowiedzi na wspomniane wyżej inicjatywy reformatorskie Macrona. W artykule pt: „Jak miałaby się zmienić Unia” pisze tak:

Donald Tusk poczuł się w obowiązku zareagowania na ów reformatorski rausz, który rozniecił Emmanuel Macron. W czasie swojej przemowy przed trzema tygodniami na Sorbonie francuski prezydent narysował tak wiele różnych wizji co do przyszłości Europy, że niektórzy w Brukseli nie bardzo wiedzą od czego by zacząć. Tusk w każdym razie chciałby to macronowskie espit jakoś wykorzystać, aby pchnąć do przodu co się tylko da. W tym celu w czwartek i w piątek, w czasie spotkania szefów państw i rządów Unii, przedstawił swój projekt, coś w rodzaju mapy drogowej. Owa mapa drogowa, określana jako „leader agenda” miałaby posłużyć maksymalnemu wykorzystaniu czasu pozostałego do wyborów do PE w 2019. W przeciwieństwie do Macrona, Tuskowi zależy przede wszystkim na tym, aby przy realizacji koniecznych reform zachować jednak spójność Unii. „Niektórzy twierdzą, że mam obsesje na punkcie jedności” - pisze w zaproszeniu na szczyt, ale zgodnie ze swymi osobistymi doświadczeniami jest on przekonany, że właśnie jedność europejska stanowi jej największą siłę.

Lecz jak miałaby ta jedność wyglądać, w sytuacji gdy państwa członkowskie w wielu fundamentalnych kwestiach tak bardzo się różnią? Nie tylko dla Tuska jest to sprawa pewnego balansu. Jedność nie może być usprawiedliwieniem dla nie pójścia do przodu” - pisze dalej. Z drugiej zaś strony „nadmierne ambicje nie powinny prowadzić do rozbicia.” - pisze przewodniczący RE. Dla wszystkich jest rzeczą jasną do kogo skierowane było to ostrzeżenie, mianowicie do owego nader ambitnego młodego francuskiego prezydenta .

(...)

I pewnie w dalszym ciągu będą podejmowane próby rozwiązania tej kwestii przy pomocy różnych skomplikowanych dopłat wyrównawczych, ale fiasko wydaje się być przesądzone. W Berlinie nie zamierza się zbyt długo przyglądać spokojnie tym gierkom. Jeśli nie dojdzie do konsensusu  sprawie uchodźców, wówczas problem musi być rozwiązany decyzją większości i to bardzo szybko - mówi się w Berlinie. Dla krajów Europy Wschodniej oznacza to nic innego, tylko wypowiedzenie "wojny". Ten kto się tak zachowuje, musi być świadom konsekwencji - słychać w Brukseli ostrzegawcze szepty pod adresem dyplomatów z tych krajów.


Ten sam temat podejmuje również Tagespiegel w komentarzu Albrechta Meira.

Propozycje przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, o których dyskutuje się na obecnym szczycie UE, mogą zmierzać do „Europy dwóch prędkości".

Unię Europejską można porównać do tankowca, którego kursu nie da się zmienić ot tak za skinieniem palca. Jednak obecnie sprawy mogą przyspieszyć, a zależy to od dwóch osób. Pierwszym jest prezydent Francji Emmanuel Macron, który ideę wspólnej Europy po wielu latach małostkowości znów napełnił tak bardzo potrzebnym patosem. A drugim jest przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk, który na szczycie UE przedstawił dokument, który niektórych szefów państw i rządów wspólnoty wpędzi z pewnością w głęboką zadumę. Polak, Donald Tusk, na czas do następnych wyborów do Parlamentu Europejskiego za półtora roku, proponuje Unię z przyspieszonym rytmem: więcej szczytów unijnych, więcej odwagi w podejmowaniu decyzji, a na koniec być może bardziej zacieśnioną współpracę niektórych krajów. To może zmierzać w prostej linii do tak zwanej „Europy dwóch prędkości", co zresztą ma przed oczami również Emmanuel Macron. Tak czy inaczej wychodzi to daleko poza drobiazgową debatę na temat nowych koszyków finansowych w strefie Euro (...). Najistotniejsze pytanie odnośnie przyszłości Europy sprowadza się bowiem do tego, czy dojdzie do stworzenia tak zwanego „europejskiego jądra"? W każdym razie nie byłoby bynajmniej stratę czasu, gdyby potencjalni uczestnicy koalicji „Jamajka” zaczęli się poważnie nad tym problemem zastanawiać.


Tematem dyżurnym niemieckich mediów są też od dawna - jakkolwiek dość wybiórczo traktowane - prawa człowieka. Przypadki ich łamań znajdują obecnie niemal wszędzie na świecie, z wyjątkiem oczywiście samych Niemiec. Do kolejnego zderzenia się z tym tematem posłużyła niemieckim mediom sprawa morderstwa dziennikarki na Malcie. Temat ten podejmuje między innymi niezawodna i kilkakrotnie dziś przeze mnie przywoływana Süddeutsche Zeitung. Tytuł artykułu (a jakże!): „Morderstwo dziennikarki na Malcie to atak na europejskie wartości”

Już przed tym morderstwem na Malcie, na całym świece wolność prasy zagrożona była ze strony reżimów autorytarnych, jak choćby w Turcji, czy też syndykatów przestępczych w Ameryce Środkowej. Także ze strony amerykańskiego prezydenta, który dziennikarzy nazywa „wrogami narodu amerykańskiego”. Powstaje pytanie, czy jest to jedynie zwykła bezczelność, czy też początek kampanii, która może zakończyć się wprowadzeniem cenzury, a nawet tym, że dziennikarzy będzie się pędzić przez miasto.

W Unii Europejskiej, w innej ojczyźnie praw człowieka, nie jest bynajmniej lepiej. Raj podatkowy Malta, która na szkodę innych krajów Unii przyciąga do siebie różnych „optymalizatorów podatkowych” znana jest właśnie z tego, że nielubianych dziennikarzy politycy tego kraju doprowadzają do ruiny finansowej ciągłymi procesami sądowymi. Również w Polsce i na Węgrzech wolne media są zastraszane i wystawione są na polityczne represje. Ale nawet w Niemczech (wobec mediów publicznych) pojęcie „Lügenpresse” (kłamliwa prasa) weszło już częściowo na salony.


A przechodząc do tematyki stricte polskiej, to nie warto chyba ani przez chwilę wątpić, że niemieckie media mogłyby pominąć takie ważne tematy, jak desperacki czyn Polaka, który jakoby w proteście przeciwko rządowi PiS podpalił się pod Pałacem Kultury, czy też strajk głodowy polskich lekarzy. Ba, nie pominięto nawet ataku nożownika w centrum handlowym w Stalowej Woli. O tej pierwszej sprawie relacjonuje na przykład „der Spiegel", pisząc tak:

W centrum polskiej stolicy, w proteście przeciwko polityce narodowo-konserwatywnego polskiego rządu podpalił się ok. 60 letni mężczyzna. (...) Z ciężkimi oparzeniami przewieziony został do szpitala. Wokół niego na ulicy rozrzucone były ulotki krytykujące rząd.

Narodowo-konserwatywny rząd od momentu objęcia urzędu przed równo rokiem (!!!) wprowadził cały szereg reform, które krytykuje nie tylko opozycja, ale i Unia Europejska - jako poważne naruszenia zasad państwa prawa. W lipcu dziesiątki tysięcy Polaków demonstrowało na przykład przeciwko reformie wymiaru sprawiedliwości.

Posłanka Paulina Piechna-Więckiewicz oświadczyła, iż widziała płonącego mężczyznę idąc na posiedzenie sejmu. Ludzie próbowali ugasić płomienie. Z głośników dobiegały słowa pieśni: „Kocham i rozumiem wolność” - polskiej grupy rockowej z lat 90-tych. Posłanka z liberalnej opozycji opublikowała na Twitterze treść owej dwustronicowej ulotki. Było w niej napisane: „Wierzę, że moja śmierć poruszy wielu ludzi.” Mężczyzna zarzuca partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość między innymi ograniczenie praw obywatelskich, łamanie konstytucji i niszczenie niezależnego sądownictwa.

Pod tekstem Spiegel nie zapomniał oczywiście opublikować owego twitterowego wpisu liberalnej posłanki.
 

I jak wspomniałem niemiecka prasa nie przeoczyła też strajku lekarzy w Polsce, który to według tychże mediów uzyskał już międzynarodowy rozgłos. Rozgłośnia Deutschandfunk skomentowała to (nie dalej jak wczoraj) w taki oto sposób:

"Światowy związek lekarzy wyraził swoją solidarność z prowadzącymi strajk głodowy lekarzami z Polski.

W czasopiśmie lekarskim czytamy, iż światowy związek lekarzy wezwał polski rząd do ochrony życia lekarzy szpitalnych i do odpowiedniego finansowania służby zdrowia. W warszawskim szpitalu dziecięcym od ponad dwóch tygodni ponad 20 lekarzy prowadzi strajk głodowy. Protestują przeciwko zbyt niskim płacom i złym warunkom pracy. W Polsce lekarz asystent zarabia około 500 Euro miesięcznie. Według medyków jest to stanowczo zbyt mało do życia. Związek lekarzy rezydentów, który ten strajk organizuje, skarży się ponadto na poważne braki personalne w polskich szpitalach. Prowadzi to do ekstremalnie wydłużonych godzin pracy. Wielu lekarzy zmarło już na skutek zbytniego przepracowania.

Również w innych polskich miastach pracownicy sektora medycznego zapowiedzieli już chęć przyłączenia się do strajku głodowego.


Odchodząc na koniec od tematów bieżących, chciałbym zwrócić uwagę na dość w sumie ciekawy artykuł w lewicowej Tageszeitung, anonsujący wystawę poświęconą polskim tak zwanym „displaced persons", czyli ofiarom wojny, którzy znaleźli się w taki czy inny sposób na terenie Niemiec, tworząc tam zaraz po wojnie nawet coś w rdzaju własnego miasteczka. Niestety, bez antysemickiej łatki przypiętej Polakom obejść się i tym razem nie mogło. Tytuł artykułu: „Gdy w Emsland istniała mała Polska". Przetłumaczyłem niektóre fragmenty

"Na wystawie w Miejscu Pamięci Bergen-Belsen przedstawiono obiekty związane z życiem codziennym, kulturalnym i artystycznym Polaków (tak zwanych „displaced persons") w powojennych Niemczech.

(...)

"Ponad milion owych „displaced persons” pochodziło z Polski. Byli wśród nich jeńcy wojenni, więźniowie obozów koncentracyjnych, robotnicy przymusowi i cywilni, z których wielu straciło podczas wojny całe swoje rodziny. Niewielu było takich, którzy chcieliby tutaj zostać na stałe, jednak niejednokrotnie przyszło im spędzić wiele lat w obozach DP, gdyż sprawy związane ich wyjazdem mocno się komplikowały. Dlatego też życie kulturalne stanowiło dla nich nierzadko jedyne źródło nadziei oraz wsparcie duchowe w tym stanie permanentnego oczekiwania. I o tym traktuje otwarta właśnie wystawa w Miejscu Pamięci Bergen-Belsen pt: „Między niepewnością a ufnością. Sztuka, kultura i życie codzienne polskich DP w Niemczech w latach 1945-1955".

(...)

"Niemal we wszystkich obozach powstawały teatry amatorskie. Muzycy, chóry i grupy taneczne uświetniały wieczorki towarzyskie, a gazetki obozowe dostarczały informacji z ojczyzny. Chodziło przede wszystkim o utrwalanie przez tyle lat zagrożonej narodowej tożsamości, o pielęgnowanie języka polskiego i polskiej kultury. Na scenie wystawiana była polska klasyka, uprawiano tradycyjne rzemiosło artystyczne, szyto stroje ludowe. Na wystawie, obok przykładów sztuki ludowej pokazano również dzieła zawodowych artystów, którym przyszło spędzić przymusowo czas wojny na terenie Niemiec. Na przykład rękopis książki „Obóz Wszystkich Świętych” Tadeusza Nowakowskiego, który po swoim uwolnieniu z obozu koncentracyjnego Salzwedel pracował jako nauczyciel w DP-Camp Haren w powiecie Emsland. Pierwsze szkice tej wydanej w 1957 roku książki powstały jeszcze w Haren; dzieło należy do tych nielicznych, które podejmuje zarówno temat zbrodni nazistowskich, jak i zemsty wyzwoleńców na miejscowej ludności, którą zmuszono do opuszczenia Haren, aby zrobić miejsce dla 4000 polskich DP. Sama zaś miejscowość przemianowana została przez Polaków na Maczków. Aż do 1948 istniało to polskie miasteczko, z własną polską administracją, z polskimi szkołami, przedszkolami, teatrami i gazetami.

(...)

Niestety, owa aktywność kulturalna, poprzez którą starano się wnieść nieco więcej zrozumienia między Polakami i Niemcami, na niewiele się zdała. „W niemieckim społeczeństwie po zakończeniu wojny nadal panowała wszechobecna nienawiść w stosunku do Polaków” - mówi kurator wystawy Dietmar Osses. „Miejscowa ludność widziała siebie jako ofiarę morderczych polskich band” pomimo, że przestępczość wśród Polaków nie była wcale wyższa niż wśród Niemców. „Propaganda nazistowska wciąż jeszcze działała” - przekonuje Osses. Stanowiło to największy problem dla tych około 100 tys. Polaków, którzy jako „bezdomni obcokrajowcy” pozostali na stałe w Niemczech, osiedlając się choćby w takich miejscach jak Hannover-Buchholz.

Tego rodzaju konflikty przedstawione zostały na wystawie jedynie pobieżnie. Dotyczy to także napięć, jakie panowały między polskimi i żydowskimi DP, na temat których można się nieco więcej dowiedzieć z książeczki towarzyszącej wystawie. Na skutek licznych skarg w związku z gwałtownymi konfliktami pomiędzy tymi dwoma grupami narodowościowymi, na jesieni 1945 roku, w polskim DP-Camp w Bergen-Belsen zdecydowano się na oddzielenie 9 tys. żydowskich od pozostałych 10 tys. nieżydowskich mieszkańców obozu. W różnych innych miejscach również zrezygnowano ze wspólnych polsko-żydowskich obozów DP, gdyż Żydzi nie chcieli mieć dłużej nic wspólnego z często bardzo antysemickimi Polakami. Z kolei nie żydowscy Polacy czuli się dyskryminowani, jako że trudniej im było otrzymać prawo do emigracji za Ocean.
(...)

Marian Panic



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe