Przegląd prasy niemieckiej: Czy Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?

- Macron i Kurz - obaj politycy stylizują się na „młodych gniewnych” (...). „Im więcej będzie sceptycyzmu w Unii, tym mniej nam wyjdzie z naszych europejskich ambicji” - powiedział niedawno Macron tygodnikowi „der Spiegel". Kurz natomiast wyznaje zasadę subsydiarności. Unia powinna działać wyłącznie w tych obszarach, w których jest to absolutnie konieczne i gdzie może liczyć na pozytywne rezultaty. Cała reszta powinna pozostać w gestii poszczególnych krajów członkowskich.Ale co to oznacza dla roli Angeli Merkel w Europie - pisze Sueddeutsche Zeitung
 Przegląd prasy niemieckiej: Czy Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?
/ screen YouTube

W mijającym tygodniu tematem numer jeden w niemieckich mediach były wybory w Austrii, których rozstrzygniecie bardzo zaniepokoiło niemiecki establishment polityczny oraz wiodące media (de facto rządowe). Oczywiście, jak łatwo się domyślić, ów - jak to oni nazywają - „austriacki skręt w prawo” stał się też okazją do zaatakowania naszego kraju przy użyciu oczywiście najbardziej wyświechtanych argumentów.

W sposób najbardziej przewidywalny podejmuje ten temat monachijska „Süddeutsche Zeitung”

W artykule pod raczej mało oryginalnym tytułem „Austriacki skręt w prawo” bezimienny autor pisze tak:

W Unii Europejskiej mamy do czynienia z częstymi konfliktami między tak zwaną Grupą Wyszehradzką a starymi zachodnimi członkami wspólnoty. Przede wszystkim w kwestii dotyczącej uchodźców występuje silna polaryzacja na linii Wchód-Zachód. Utworzona w 2004 roku Grupa Wyszehradzka, w skład której wchodzą Polska, Węgry, Czechy i Słowacja odrzuca obowiązującą prawnie zasadę dyslokacji 120 tys. uchodźców w obrębie Unii. (...) Ponadto Unia Europejska zaprowadziła wobec Polski procedurę kontrolną w związku z zagrożeniem praworządności i niezależności sądownictwa. Również Węgry pozostają z Unią Europejską w stałym konflikcie z powodu różnorakich projektów ustawodawczych o charakterze narodowych.
(...)

Co prawda Austrii, jako krajowi należącemu do samego rdzenia Unii, w większości punktów nie jest po drodze z państwami Grupy Wyszehradzkiej, jednak w przypadku gdyby znane ze swojej ksenofobicznej postawy FPÖ (Austriacka Partia Wolnościowa) miała w przyszłym rządzie objąć resort spraw wewnętrznych, wówczas - przynajmniej w temacie uchodźców - pojawiłaby się dodatkowa wspólna płaszczyzna. Również Sebastian Kurz, który w swej nieomal monotematycznej kampanii wyborczej wciąż podejmował temat nielegalnych imigrantów, mógłby chcieć zacumować w tamtym porcie.”

- pisze SZ i kontynuuje:

Co prawda przewodniczący ÖVP (Austriacka Partia Ludowa) Sebastian Kurz swój zasadniczo proeuropejski kurs traktuje jako warunek przyszłej koalicji, jednakowoż zarówno ÖVP jak i FPÖ opowiadają się za odchudzoną Unią, która ograniczać się będzie wyłącznie do kwestii fundamentalnych, a państwom członkowskim pozostawi więcej pola manewru. Dodać przy tym wypada, że w drugiej połowie 2018 Austria obejmuje przewodnictwo w radzie Unii Europejskiej. (...)

W związku z tym szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, w swym liście gratulacyjnym skierowanym na ręce Sebastiana Kurza, nie omieszkał dołączyć kilka słów napomnień. „Myśląc o nieodległym przewodnictwie Austrii w UE, chciałbym przypomnieć, że na Waszym kraju spoczywać będzie odpowiedzialność za cały szereg ważnych decyzji odnośnie przyszłości Unii Europejskiej” - napisał w swym liście Juncker. ”Życzę Panu dużo sukcesów w tworzeniu stabilnego, proeuropejskiego rządu i cieszę się na naszą przyszłą współpracę.”

Czy zatem młody Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?

- pyta SZ.

Macron i Kurz - obaj politycy stylizują się na „młodych gniewnych” (...). „Im więcej będzie sceptycyzmu w Unii, tym mniej nam wyjdzie z naszych europejskich ambicji” - powiedział niedawno Macron tygodnikowi „der Spiegel". Kurz natomiast wyznaje zasadę subsydiarności. Unia powinna działać wyłącznie w tych obszarach, w których jest to absolutnie konieczne i gdzie może liczyć na pozytywne rezultaty. Cała reszta powinna pozostać w gestii poszczególnych krajów członkowskich.Ale co to oznacza dla roli Angeli Merkel w Europie

- pyta dalej SZ

Entuzjazm Angeli Merkel po wyborach w Austrii jest raczej dość ograniczony. Co prawda pani kanclerz pochwaliła Kurza za jego „nowoczesną” kampanię i energiczną przebudowę jego partii, ale wysoki wynik FPO dostarcza jej najwyraźniej zmartwień. „Wynik wyborów nie jest raczej oznaką, że jakiekolwiek problemy w Europie zdołaliśmy już rozwiązać, jeśli dzieje się tak, jak w Austrii” - wyraziła swój wyraźny sceptycyzm kanclerz Merkel.

(...)

Populizm prawicowy wydawał się ostatnio nieco przytłumiony, jednak - jak widać - znów może ulec wzmocnieniu. (...). Przede wszystkim w nowych krajach członkowskich Unii, takich jak Polska czy Węgry, za sprawą tamtejszych rządów wszelkie prawicowo-nacjonalistyczne wykolejenia są już niemal na porządku dziennym. „Wprawdzie FPÖ w tej kampanii zachowywało się bardzo powściągliwie, tak powściągliwie jak nigdy wcześniej” - mówi minister spraw zagranicznych Luksemburga Jean Asselborn. „Dlatego wierzę, że owa powściągliwość przeniesie się również na odpowiedzialność w ewentualnym przyszłym rządzie”

kończy wypowiedzią luksemburskiego polityka Süddeutsche Zeitung.

 

Ta sama gazeta poświęca też sporo uwagi nowym propozycjom Donalda Tuska w odpowiedzi na wspomniane wyżej inicjatywy reformatorskie Macrona. W artykule pt: „Jak miałaby się zmienić Unia” pisze tak:

Donald Tusk poczuł się w obowiązku zareagowania na ów reformatorski rausz, który rozniecił Emmanuel Macron. W czasie swojej przemowy przed trzema tygodniami na Sorbonie francuski prezydent narysował tak wiele różnych wizji co do przyszłości Europy, że niektórzy w Brukseli nie bardzo wiedzą od czego by zacząć. Tusk w każdym razie chciałby to macronowskie espit jakoś wykorzystać, aby pchnąć do przodu co się tylko da. W tym celu w czwartek i w piątek, w czasie spotkania szefów państw i rządów Unii, przedstawił swój projekt, coś w rodzaju mapy drogowej. Owa mapa drogowa, określana jako „leader agenda” miałaby posłużyć maksymalnemu wykorzystaniu czasu pozostałego do wyborów do PE w 2019. W przeciwieństwie do Macrona, Tuskowi zależy przede wszystkim na tym, aby przy realizacji koniecznych reform zachować jednak spójność Unii. „Niektórzy twierdzą, że mam obsesje na punkcie jedności” - pisze w zaproszeniu na szczyt, ale zgodnie ze swymi osobistymi doświadczeniami jest on przekonany, że właśnie jedność europejska stanowi jej największą siłę.

Lecz jak miałaby ta jedność wyglądać, w sytuacji gdy państwa członkowskie w wielu fundamentalnych kwestiach tak bardzo się różnią? Nie tylko dla Tuska jest to sprawa pewnego balansu. Jedność nie może być usprawiedliwieniem dla nie pójścia do przodu” - pisze dalej. Z drugiej zaś strony „nadmierne ambicje nie powinny prowadzić do rozbicia.” - pisze przewodniczący RE. Dla wszystkich jest rzeczą jasną do kogo skierowane było to ostrzeżenie, mianowicie do owego nader ambitnego młodego francuskiego prezydenta .

(...)

I pewnie w dalszym ciągu będą podejmowane próby rozwiązania tej kwestii przy pomocy różnych skomplikowanych dopłat wyrównawczych, ale fiasko wydaje się być przesądzone. W Berlinie nie zamierza się zbyt długo przyglądać spokojnie tym gierkom. Jeśli nie dojdzie do konsensusu  sprawie uchodźców, wówczas problem musi być rozwiązany decyzją większości i to bardzo szybko - mówi się w Berlinie. Dla krajów Europy Wschodniej oznacza to nic innego, tylko wypowiedzenie "wojny". Ten kto się tak zachowuje, musi być świadom konsekwencji - słychać w Brukseli ostrzegawcze szepty pod adresem dyplomatów z tych krajów.


Ten sam temat podejmuje również Tagespiegel w komentarzu Albrechta Meira.

Propozycje przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, o których dyskutuje się na obecnym szczycie UE, mogą zmierzać do „Europy dwóch prędkości".

Unię Europejską można porównać do tankowca, którego kursu nie da się zmienić ot tak za skinieniem palca. Jednak obecnie sprawy mogą przyspieszyć, a zależy to od dwóch osób. Pierwszym jest prezydent Francji Emmanuel Macron, który ideę wspólnej Europy po wielu latach małostkowości znów napełnił tak bardzo potrzebnym patosem. A drugim jest przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk, który na szczycie UE przedstawił dokument, który niektórych szefów państw i rządów wspólnoty wpędzi z pewnością w głęboką zadumę. Polak, Donald Tusk, na czas do następnych wyborów do Parlamentu Europejskiego za półtora roku, proponuje Unię z przyspieszonym rytmem: więcej szczytów unijnych, więcej odwagi w podejmowaniu decyzji, a na koniec być może bardziej zacieśnioną współpracę niektórych krajów. To może zmierzać w prostej linii do tak zwanej „Europy dwóch prędkości", co zresztą ma przed oczami również Emmanuel Macron. Tak czy inaczej wychodzi to daleko poza drobiazgową debatę na temat nowych koszyków finansowych w strefie Euro (...). Najistotniejsze pytanie odnośnie przyszłości Europy sprowadza się bowiem do tego, czy dojdzie do stworzenia tak zwanego „europejskiego jądra"? W każdym razie nie byłoby bynajmniej stratę czasu, gdyby potencjalni uczestnicy koalicji „Jamajka” zaczęli się poważnie nad tym problemem zastanawiać.


Tematem dyżurnym niemieckich mediów są też od dawna - jakkolwiek dość wybiórczo traktowane - prawa człowieka. Przypadki ich łamań znajdują obecnie niemal wszędzie na świecie, z wyjątkiem oczywiście samych Niemiec. Do kolejnego zderzenia się z tym tematem posłużyła niemieckim mediom sprawa morderstwa dziennikarki na Malcie. Temat ten podejmuje między innymi niezawodna i kilkakrotnie dziś przeze mnie przywoływana Süddeutsche Zeitung. Tytuł artykułu (a jakże!): „Morderstwo dziennikarki na Malcie to atak na europejskie wartości”

Już przed tym morderstwem na Malcie, na całym świece wolność prasy zagrożona była ze strony reżimów autorytarnych, jak choćby w Turcji, czy też syndykatów przestępczych w Ameryce Środkowej. Także ze strony amerykańskiego prezydenta, który dziennikarzy nazywa „wrogami narodu amerykańskiego”. Powstaje pytanie, czy jest to jedynie zwykła bezczelność, czy też początek kampanii, która może zakończyć się wprowadzeniem cenzury, a nawet tym, że dziennikarzy będzie się pędzić przez miasto.

W Unii Europejskiej, w innej ojczyźnie praw człowieka, nie jest bynajmniej lepiej. Raj podatkowy Malta, która na szkodę innych krajów Unii przyciąga do siebie różnych „optymalizatorów podatkowych” znana jest właśnie z tego, że nielubianych dziennikarzy politycy tego kraju doprowadzają do ruiny finansowej ciągłymi procesami sądowymi. Również w Polsce i na Węgrzech wolne media są zastraszane i wystawione są na polityczne represje. Ale nawet w Niemczech (wobec mediów publicznych) pojęcie „Lügenpresse” (kłamliwa prasa) weszło już częściowo na salony.


A przechodząc do tematyki stricte polskiej, to nie warto chyba ani przez chwilę wątpić, że niemieckie media mogłyby pominąć takie ważne tematy, jak desperacki czyn Polaka, który jakoby w proteście przeciwko rządowi PiS podpalił się pod Pałacem Kultury, czy też strajk głodowy polskich lekarzy. Ba, nie pominięto nawet ataku nożownika w centrum handlowym w Stalowej Woli. O tej pierwszej sprawie relacjonuje na przykład „der Spiegel", pisząc tak:

W centrum polskiej stolicy, w proteście przeciwko polityce narodowo-konserwatywnego polskiego rządu podpalił się ok. 60 letni mężczyzna. (...) Z ciężkimi oparzeniami przewieziony został do szpitala. Wokół niego na ulicy rozrzucone były ulotki krytykujące rząd.

Narodowo-konserwatywny rząd od momentu objęcia urzędu przed równo rokiem (!!!) wprowadził cały szereg reform, które krytykuje nie tylko opozycja, ale i Unia Europejska - jako poważne naruszenia zasad państwa prawa. W lipcu dziesiątki tysięcy Polaków demonstrowało na przykład przeciwko reformie wymiaru sprawiedliwości.

Posłanka Paulina Piechna-Więckiewicz oświadczyła, iż widziała płonącego mężczyznę idąc na posiedzenie sejmu. Ludzie próbowali ugasić płomienie. Z głośników dobiegały słowa pieśni: „Kocham i rozumiem wolność” - polskiej grupy rockowej z lat 90-tych. Posłanka z liberalnej opozycji opublikowała na Twitterze treść owej dwustronicowej ulotki. Było w niej napisane: „Wierzę, że moja śmierć poruszy wielu ludzi.” Mężczyzna zarzuca partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość między innymi ograniczenie praw obywatelskich, łamanie konstytucji i niszczenie niezależnego sądownictwa.

Pod tekstem Spiegel nie zapomniał oczywiście opublikować owego twitterowego wpisu liberalnej posłanki.
 

I jak wspomniałem niemiecka prasa nie przeoczyła też strajku lekarzy w Polsce, który to według tychże mediów uzyskał już międzynarodowy rozgłos. Rozgłośnia Deutschandfunk skomentowała to (nie dalej jak wczoraj) w taki oto sposób:

"Światowy związek lekarzy wyraził swoją solidarność z prowadzącymi strajk głodowy lekarzami z Polski.

W czasopiśmie lekarskim czytamy, iż światowy związek lekarzy wezwał polski rząd do ochrony życia lekarzy szpitalnych i do odpowiedniego finansowania służby zdrowia. W warszawskim szpitalu dziecięcym od ponad dwóch tygodni ponad 20 lekarzy prowadzi strajk głodowy. Protestują przeciwko zbyt niskim płacom i złym warunkom pracy. W Polsce lekarz asystent zarabia około 500 Euro miesięcznie. Według medyków jest to stanowczo zbyt mało do życia. Związek lekarzy rezydentów, który ten strajk organizuje, skarży się ponadto na poważne braki personalne w polskich szpitalach. Prowadzi to do ekstremalnie wydłużonych godzin pracy. Wielu lekarzy zmarło już na skutek zbytniego przepracowania.

Również w innych polskich miastach pracownicy sektora medycznego zapowiedzieli już chęć przyłączenia się do strajku głodowego.


Odchodząc na koniec od tematów bieżących, chciałbym zwrócić uwagę na dość w sumie ciekawy artykuł w lewicowej Tageszeitung, anonsujący wystawę poświęconą polskim tak zwanym „displaced persons", czyli ofiarom wojny, którzy znaleźli się w taki czy inny sposób na terenie Niemiec, tworząc tam zaraz po wojnie nawet coś w rdzaju własnego miasteczka. Niestety, bez antysemickiej łatki przypiętej Polakom obejść się i tym razem nie mogło. Tytuł artykułu: „Gdy w Emsland istniała mała Polska". Przetłumaczyłem niektóre fragmenty

"Na wystawie w Miejscu Pamięci Bergen-Belsen przedstawiono obiekty związane z życiem codziennym, kulturalnym i artystycznym Polaków (tak zwanych „displaced persons") w powojennych Niemczech.

(...)

"Ponad milion owych „displaced persons” pochodziło z Polski. Byli wśród nich jeńcy wojenni, więźniowie obozów koncentracyjnych, robotnicy przymusowi i cywilni, z których wielu straciło podczas wojny całe swoje rodziny. Niewielu było takich, którzy chcieliby tutaj zostać na stałe, jednak niejednokrotnie przyszło im spędzić wiele lat w obozach DP, gdyż sprawy związane ich wyjazdem mocno się komplikowały. Dlatego też życie kulturalne stanowiło dla nich nierzadko jedyne źródło nadziei oraz wsparcie duchowe w tym stanie permanentnego oczekiwania. I o tym traktuje otwarta właśnie wystawa w Miejscu Pamięci Bergen-Belsen pt: „Między niepewnością a ufnością. Sztuka, kultura i życie codzienne polskich DP w Niemczech w latach 1945-1955".

(...)

"Niemal we wszystkich obozach powstawały teatry amatorskie. Muzycy, chóry i grupy taneczne uświetniały wieczorki towarzyskie, a gazetki obozowe dostarczały informacji z ojczyzny. Chodziło przede wszystkim o utrwalanie przez tyle lat zagrożonej narodowej tożsamości, o pielęgnowanie języka polskiego i polskiej kultury. Na scenie wystawiana była polska klasyka, uprawiano tradycyjne rzemiosło artystyczne, szyto stroje ludowe. Na wystawie, obok przykładów sztuki ludowej pokazano również dzieła zawodowych artystów, którym przyszło spędzić przymusowo czas wojny na terenie Niemiec. Na przykład rękopis książki „Obóz Wszystkich Świętych” Tadeusza Nowakowskiego, który po swoim uwolnieniu z obozu koncentracyjnego Salzwedel pracował jako nauczyciel w DP-Camp Haren w powiecie Emsland. Pierwsze szkice tej wydanej w 1957 roku książki powstały jeszcze w Haren; dzieło należy do tych nielicznych, które podejmuje zarówno temat zbrodni nazistowskich, jak i zemsty wyzwoleńców na miejscowej ludności, którą zmuszono do opuszczenia Haren, aby zrobić miejsce dla 4000 polskich DP. Sama zaś miejscowość przemianowana została przez Polaków na Maczków. Aż do 1948 istniało to polskie miasteczko, z własną polską administracją, z polskimi szkołami, przedszkolami, teatrami i gazetami.

(...)

Niestety, owa aktywność kulturalna, poprzez którą starano się wnieść nieco więcej zrozumienia między Polakami i Niemcami, na niewiele się zdała. „W niemieckim społeczeństwie po zakończeniu wojny nadal panowała wszechobecna nienawiść w stosunku do Polaków” - mówi kurator wystawy Dietmar Osses. „Miejscowa ludność widziała siebie jako ofiarę morderczych polskich band” pomimo, że przestępczość wśród Polaków nie była wcale wyższa niż wśród Niemców. „Propaganda nazistowska wciąż jeszcze działała” - przekonuje Osses. Stanowiło to największy problem dla tych około 100 tys. Polaków, którzy jako „bezdomni obcokrajowcy” pozostali na stałe w Niemczech, osiedlając się choćby w takich miejscach jak Hannover-Buchholz.

Tego rodzaju konflikty przedstawione zostały na wystawie jedynie pobieżnie. Dotyczy to także napięć, jakie panowały między polskimi i żydowskimi DP, na temat których można się nieco więcej dowiedzieć z książeczki towarzyszącej wystawie. Na skutek licznych skarg w związku z gwałtownymi konfliktami pomiędzy tymi dwoma grupami narodowościowymi, na jesieni 1945 roku, w polskim DP-Camp w Bergen-Belsen zdecydowano się na oddzielenie 9 tys. żydowskich od pozostałych 10 tys. nieżydowskich mieszkańców obozu. W różnych innych miejscach również zrezygnowano ze wspólnych polsko-żydowskich obozów DP, gdyż Żydzi nie chcieli mieć dłużej nic wspólnego z często bardzo antysemickimi Polakami. Z kolei nie żydowscy Polacy czuli się dyskryminowani, jako że trudniej im było otrzymać prawo do emigracji za Ocean.
(...)

Marian Panic


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Czy Luna ma jakiekolwiek szanse na Eurowizji? Poznaj typy buckmacherów z ostatniej chwili
Czy Luna ma jakiekolwiek szanse na Eurowizji? Poznaj typy buckmacherów

Ranking przygotowany na podstawie średnich kursów buckmacherów nie pozostawia złudzeń. Luna praktycznie nie ma żadnych szans na osiągnięcie dobrego wyniku na tegorocznej Eurowizji.

Niemiecka rafineria emitująca szkodliwe substancje przy granicy z Polską na krawędzi wideo
Niemiecka rafineria emitująca szkodliwe substancje przy granicy z Polską na krawędzi

Rafineria PCK wnioskuje do Landu Branderburgia o pozwolenie na podwojenie emisji dwutlenku siarki, ale Land Brandenburgia jak na razie, nie zgodził się na to - zauważył Aleksandra Fedorska w materiale opublikowanym w serwisie Youtube.

Rosja wzięła na celownik Wołodymyra Zełenskiego gorące
Rosja wzięła na celownik Wołodymyra Zełenskiego

Rosyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych umieściło w sobotę ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego na liście poszukiwanych przestępców, poinformował portal The Moscow Times.

Niemcy: radykalni ekolodzy protestują przeciwko... fabryce samochodów elektrycznych z ostatniej chwili
Niemcy: radykalni ekolodzy protestują przeciwko... fabryce samochodów elektrycznych

Niemiecki "Bild" informuje, że w przyszłym tygodniu radykalni ekolodzy planują demonstracje, okupacje i blokady przeciwko rozbudowie fabryki samochodów Tesli.

To już koniec ciepłych dni z ostatniej chwili
To już koniec ciepłych dni

W weekend będzie można podzielić Polskę na dwie części - pogodny wschód i pochmurny zachód. Niedziela będzie ostatnim fajnym, ciepłym dniem - poinformowała synoptyk Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Ewa Łapińska.

Minister Marcin Kierwiński pod wpływem alkoholu? Polityk zabiera głos gorące
Minister Marcin Kierwiński pod wpływem alkoholu? Polityk zabiera głos

- Nie mam pojęcia, czemu mój głos został tak zniekształcony. Albo to pogłos, albo kwestie techniczne - przekonuje Marcin Kierwiński w rozmowie z Onetem, tłumacząc to, że podczas wystąpienia na uroczystościach z okazji Dnia Strażaka zdaniem internautów brzmiał, jakby był pod wpływem alkoholu.

Niemcy boją się eskalacji antysemityzmu z ostatniej chwili
Niemcy boją się eskalacji antysemityzmu

Komisarz rządu federalnego ds. antysemityzmu Felix Klein obawia się eskalacji propalestyńskich protestów na uczelniach. Postawa antysemicka jest "niestety powszechna i może bardzo szybko doprowadzić do eskalacji" - powiedział Klein.

Dziwne zachowanie ministra spraw wewnętrznych i administracji. Fala komentarzy w sieci z ostatniej chwili
Dziwne zachowanie ministra spraw wewnętrznych i administracji. Fala komentarzy w sieci

Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Marcin Kierwiński wygłosił przemówienie podczas głównych uroczystości z okazji Dnia Strażaka. Uwagę polityków formacji opozycyjnych i internautów zwróciło jednak uwagę dziwne zachowanie polityka.

Dzień Strażaka. Prezydent Andrzej Duda zabrał głos podczas głównych uroczystości z ostatniej chwili
Dzień Strażaka. Prezydent Andrzej Duda zabrał głos podczas głównych uroczystości

Prezydent Andrzej Duda podziękował w sobotę strażakom za służbę ludziom i Rzeczypospolitej. Podczas centralnych obchodów Dnia Strażaka przypomniał, że tylko w 2023 r. strażacy podjęli pół miliona interwencji, podczas których udzielali wszechstronnej pomocy.

Atak nożownika w Wolbromiu. Są nowe informacje gorące
Atak nożownika w Wolbromiu. Są nowe informacje

Prokuratura i policja wyjaśniają okoliczności i motywy ataku 24-letniego nożownika w Wolbromiu (Małopolskie). W wyniku zdarzenia, do którego doszło w piątek wieczorem, 30-latek kilkukrotnie ugodzony nożem trafił do szpitala, gdzie walczy o życie.

REKLAMA

Przegląd prasy niemieckiej: Czy Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?

- Macron i Kurz - obaj politycy stylizują się na „młodych gniewnych” (...). „Im więcej będzie sceptycyzmu w Unii, tym mniej nam wyjdzie z naszych europejskich ambicji” - powiedział niedawno Macron tygodnikowi „der Spiegel". Kurz natomiast wyznaje zasadę subsydiarności. Unia powinna działać wyłącznie w tych obszarach, w których jest to absolutnie konieczne i gdzie może liczyć na pozytywne rezultaty. Cała reszta powinna pozostać w gestii poszczególnych krajów członkowskich.Ale co to oznacza dla roli Angeli Merkel w Europie - pisze Sueddeutsche Zeitung
 Przegląd prasy niemieckiej: Czy Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?
/ screen YouTube

W mijającym tygodniu tematem numer jeden w niemieckich mediach były wybory w Austrii, których rozstrzygniecie bardzo zaniepokoiło niemiecki establishment polityczny oraz wiodące media (de facto rządowe). Oczywiście, jak łatwo się domyślić, ów - jak to oni nazywają - „austriacki skręt w prawo” stał się też okazją do zaatakowania naszego kraju przy użyciu oczywiście najbardziej wyświechtanych argumentów.

W sposób najbardziej przewidywalny podejmuje ten temat monachijska „Süddeutsche Zeitung”

W artykule pod raczej mało oryginalnym tytułem „Austriacki skręt w prawo” bezimienny autor pisze tak:

W Unii Europejskiej mamy do czynienia z częstymi konfliktami między tak zwaną Grupą Wyszehradzką a starymi zachodnimi członkami wspólnoty. Przede wszystkim w kwestii dotyczącej uchodźców występuje silna polaryzacja na linii Wchód-Zachód. Utworzona w 2004 roku Grupa Wyszehradzka, w skład której wchodzą Polska, Węgry, Czechy i Słowacja odrzuca obowiązującą prawnie zasadę dyslokacji 120 tys. uchodźców w obrębie Unii. (...) Ponadto Unia Europejska zaprowadziła wobec Polski procedurę kontrolną w związku z zagrożeniem praworządności i niezależności sądownictwa. Również Węgry pozostają z Unią Europejską w stałym konflikcie z powodu różnorakich projektów ustawodawczych o charakterze narodowych.
(...)

Co prawda Austrii, jako krajowi należącemu do samego rdzenia Unii, w większości punktów nie jest po drodze z państwami Grupy Wyszehradzkiej, jednak w przypadku gdyby znane ze swojej ksenofobicznej postawy FPÖ (Austriacka Partia Wolnościowa) miała w przyszłym rządzie objąć resort spraw wewnętrznych, wówczas - przynajmniej w temacie uchodźców - pojawiłaby się dodatkowa wspólna płaszczyzna. Również Sebastian Kurz, który w swej nieomal monotematycznej kampanii wyborczej wciąż podejmował temat nielegalnych imigrantów, mógłby chcieć zacumować w tamtym porcie.”

- pisze SZ i kontynuuje:

Co prawda przewodniczący ÖVP (Austriacka Partia Ludowa) Sebastian Kurz swój zasadniczo proeuropejski kurs traktuje jako warunek przyszłej koalicji, jednakowoż zarówno ÖVP jak i FPÖ opowiadają się za odchudzoną Unią, która ograniczać się będzie wyłącznie do kwestii fundamentalnych, a państwom członkowskim pozostawi więcej pola manewru. Dodać przy tym wypada, że w drugiej połowie 2018 Austria obejmuje przewodnictwo w radzie Unii Europejskiej. (...)

W związku z tym szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, w swym liście gratulacyjnym skierowanym na ręce Sebastiana Kurza, nie omieszkał dołączyć kilka słów napomnień. „Myśląc o nieodległym przewodnictwie Austrii w UE, chciałbym przypomnieć, że na Waszym kraju spoczywać będzie odpowiedzialność za cały szereg ważnych decyzji odnośnie przyszłości Unii Europejskiej” - napisał w swym liście Juncker. ”Życzę Panu dużo sukcesów w tworzeniu stabilnego, proeuropejskiego rządu i cieszę się na naszą przyszłą współpracę.”

Czy zatem młody Sebastian Kurz będzie kimś w rodzaju anty-Macrona?

- pyta SZ.

Macron i Kurz - obaj politycy stylizują się na „młodych gniewnych” (...). „Im więcej będzie sceptycyzmu w Unii, tym mniej nam wyjdzie z naszych europejskich ambicji” - powiedział niedawno Macron tygodnikowi „der Spiegel". Kurz natomiast wyznaje zasadę subsydiarności. Unia powinna działać wyłącznie w tych obszarach, w których jest to absolutnie konieczne i gdzie może liczyć na pozytywne rezultaty. Cała reszta powinna pozostać w gestii poszczególnych krajów członkowskich.Ale co to oznacza dla roli Angeli Merkel w Europie

- pyta dalej SZ

Entuzjazm Angeli Merkel po wyborach w Austrii jest raczej dość ograniczony. Co prawda pani kanclerz pochwaliła Kurza za jego „nowoczesną” kampanię i energiczną przebudowę jego partii, ale wysoki wynik FPO dostarcza jej najwyraźniej zmartwień. „Wynik wyborów nie jest raczej oznaką, że jakiekolwiek problemy w Europie zdołaliśmy już rozwiązać, jeśli dzieje się tak, jak w Austrii” - wyraziła swój wyraźny sceptycyzm kanclerz Merkel.

(...)

Populizm prawicowy wydawał się ostatnio nieco przytłumiony, jednak - jak widać - znów może ulec wzmocnieniu. (...). Przede wszystkim w nowych krajach członkowskich Unii, takich jak Polska czy Węgry, za sprawą tamtejszych rządów wszelkie prawicowo-nacjonalistyczne wykolejenia są już niemal na porządku dziennym. „Wprawdzie FPÖ w tej kampanii zachowywało się bardzo powściągliwie, tak powściągliwie jak nigdy wcześniej” - mówi minister spraw zagranicznych Luksemburga Jean Asselborn. „Dlatego wierzę, że owa powściągliwość przeniesie się również na odpowiedzialność w ewentualnym przyszłym rządzie”

kończy wypowiedzią luksemburskiego polityka Süddeutsche Zeitung.

 

Ta sama gazeta poświęca też sporo uwagi nowym propozycjom Donalda Tuska w odpowiedzi na wspomniane wyżej inicjatywy reformatorskie Macrona. W artykule pt: „Jak miałaby się zmienić Unia” pisze tak:

Donald Tusk poczuł się w obowiązku zareagowania na ów reformatorski rausz, który rozniecił Emmanuel Macron. W czasie swojej przemowy przed trzema tygodniami na Sorbonie francuski prezydent narysował tak wiele różnych wizji co do przyszłości Europy, że niektórzy w Brukseli nie bardzo wiedzą od czego by zacząć. Tusk w każdym razie chciałby to macronowskie espit jakoś wykorzystać, aby pchnąć do przodu co się tylko da. W tym celu w czwartek i w piątek, w czasie spotkania szefów państw i rządów Unii, przedstawił swój projekt, coś w rodzaju mapy drogowej. Owa mapa drogowa, określana jako „leader agenda” miałaby posłużyć maksymalnemu wykorzystaniu czasu pozostałego do wyborów do PE w 2019. W przeciwieństwie do Macrona, Tuskowi zależy przede wszystkim na tym, aby przy realizacji koniecznych reform zachować jednak spójność Unii. „Niektórzy twierdzą, że mam obsesje na punkcie jedności” - pisze w zaproszeniu na szczyt, ale zgodnie ze swymi osobistymi doświadczeniami jest on przekonany, że właśnie jedność europejska stanowi jej największą siłę.

Lecz jak miałaby ta jedność wyglądać, w sytuacji gdy państwa członkowskie w wielu fundamentalnych kwestiach tak bardzo się różnią? Nie tylko dla Tuska jest to sprawa pewnego balansu. Jedność nie może być usprawiedliwieniem dla nie pójścia do przodu” - pisze dalej. Z drugiej zaś strony „nadmierne ambicje nie powinny prowadzić do rozbicia.” - pisze przewodniczący RE. Dla wszystkich jest rzeczą jasną do kogo skierowane było to ostrzeżenie, mianowicie do owego nader ambitnego młodego francuskiego prezydenta .

(...)

I pewnie w dalszym ciągu będą podejmowane próby rozwiązania tej kwestii przy pomocy różnych skomplikowanych dopłat wyrównawczych, ale fiasko wydaje się być przesądzone. W Berlinie nie zamierza się zbyt długo przyglądać spokojnie tym gierkom. Jeśli nie dojdzie do konsensusu  sprawie uchodźców, wówczas problem musi być rozwiązany decyzją większości i to bardzo szybko - mówi się w Berlinie. Dla krajów Europy Wschodniej oznacza to nic innego, tylko wypowiedzenie "wojny". Ten kto się tak zachowuje, musi być świadom konsekwencji - słychać w Brukseli ostrzegawcze szepty pod adresem dyplomatów z tych krajów.


Ten sam temat podejmuje również Tagespiegel w komentarzu Albrechta Meira.

Propozycje przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, o których dyskutuje się na obecnym szczycie UE, mogą zmierzać do „Europy dwóch prędkości".

Unię Europejską można porównać do tankowca, którego kursu nie da się zmienić ot tak za skinieniem palca. Jednak obecnie sprawy mogą przyspieszyć, a zależy to od dwóch osób. Pierwszym jest prezydent Francji Emmanuel Macron, który ideę wspólnej Europy po wielu latach małostkowości znów napełnił tak bardzo potrzebnym patosem. A drugim jest przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk, który na szczycie UE przedstawił dokument, który niektórych szefów państw i rządów wspólnoty wpędzi z pewnością w głęboką zadumę. Polak, Donald Tusk, na czas do następnych wyborów do Parlamentu Europejskiego za półtora roku, proponuje Unię z przyspieszonym rytmem: więcej szczytów unijnych, więcej odwagi w podejmowaniu decyzji, a na koniec być może bardziej zacieśnioną współpracę niektórych krajów. To może zmierzać w prostej linii do tak zwanej „Europy dwóch prędkości", co zresztą ma przed oczami również Emmanuel Macron. Tak czy inaczej wychodzi to daleko poza drobiazgową debatę na temat nowych koszyków finansowych w strefie Euro (...). Najistotniejsze pytanie odnośnie przyszłości Europy sprowadza się bowiem do tego, czy dojdzie do stworzenia tak zwanego „europejskiego jądra"? W każdym razie nie byłoby bynajmniej stratę czasu, gdyby potencjalni uczestnicy koalicji „Jamajka” zaczęli się poważnie nad tym problemem zastanawiać.


Tematem dyżurnym niemieckich mediów są też od dawna - jakkolwiek dość wybiórczo traktowane - prawa człowieka. Przypadki ich łamań znajdują obecnie niemal wszędzie na świecie, z wyjątkiem oczywiście samych Niemiec. Do kolejnego zderzenia się z tym tematem posłużyła niemieckim mediom sprawa morderstwa dziennikarki na Malcie. Temat ten podejmuje między innymi niezawodna i kilkakrotnie dziś przeze mnie przywoływana Süddeutsche Zeitung. Tytuł artykułu (a jakże!): „Morderstwo dziennikarki na Malcie to atak na europejskie wartości”

Już przed tym morderstwem na Malcie, na całym świece wolność prasy zagrożona była ze strony reżimów autorytarnych, jak choćby w Turcji, czy też syndykatów przestępczych w Ameryce Środkowej. Także ze strony amerykańskiego prezydenta, który dziennikarzy nazywa „wrogami narodu amerykańskiego”. Powstaje pytanie, czy jest to jedynie zwykła bezczelność, czy też początek kampanii, która może zakończyć się wprowadzeniem cenzury, a nawet tym, że dziennikarzy będzie się pędzić przez miasto.

W Unii Europejskiej, w innej ojczyźnie praw człowieka, nie jest bynajmniej lepiej. Raj podatkowy Malta, która na szkodę innych krajów Unii przyciąga do siebie różnych „optymalizatorów podatkowych” znana jest właśnie z tego, że nielubianych dziennikarzy politycy tego kraju doprowadzają do ruiny finansowej ciągłymi procesami sądowymi. Również w Polsce i na Węgrzech wolne media są zastraszane i wystawione są na polityczne represje. Ale nawet w Niemczech (wobec mediów publicznych) pojęcie „Lügenpresse” (kłamliwa prasa) weszło już częściowo na salony.


A przechodząc do tematyki stricte polskiej, to nie warto chyba ani przez chwilę wątpić, że niemieckie media mogłyby pominąć takie ważne tematy, jak desperacki czyn Polaka, który jakoby w proteście przeciwko rządowi PiS podpalił się pod Pałacem Kultury, czy też strajk głodowy polskich lekarzy. Ba, nie pominięto nawet ataku nożownika w centrum handlowym w Stalowej Woli. O tej pierwszej sprawie relacjonuje na przykład „der Spiegel", pisząc tak:

W centrum polskiej stolicy, w proteście przeciwko polityce narodowo-konserwatywnego polskiego rządu podpalił się ok. 60 letni mężczyzna. (...) Z ciężkimi oparzeniami przewieziony został do szpitala. Wokół niego na ulicy rozrzucone były ulotki krytykujące rząd.

Narodowo-konserwatywny rząd od momentu objęcia urzędu przed równo rokiem (!!!) wprowadził cały szereg reform, które krytykuje nie tylko opozycja, ale i Unia Europejska - jako poważne naruszenia zasad państwa prawa. W lipcu dziesiątki tysięcy Polaków demonstrowało na przykład przeciwko reformie wymiaru sprawiedliwości.

Posłanka Paulina Piechna-Więckiewicz oświadczyła, iż widziała płonącego mężczyznę idąc na posiedzenie sejmu. Ludzie próbowali ugasić płomienie. Z głośników dobiegały słowa pieśni: „Kocham i rozumiem wolność” - polskiej grupy rockowej z lat 90-tych. Posłanka z liberalnej opozycji opublikowała na Twitterze treść owej dwustronicowej ulotki. Było w niej napisane: „Wierzę, że moja śmierć poruszy wielu ludzi.” Mężczyzna zarzuca partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość między innymi ograniczenie praw obywatelskich, łamanie konstytucji i niszczenie niezależnego sądownictwa.

Pod tekstem Spiegel nie zapomniał oczywiście opublikować owego twitterowego wpisu liberalnej posłanki.
 

I jak wspomniałem niemiecka prasa nie przeoczyła też strajku lekarzy w Polsce, który to według tychże mediów uzyskał już międzynarodowy rozgłos. Rozgłośnia Deutschandfunk skomentowała to (nie dalej jak wczoraj) w taki oto sposób:

"Światowy związek lekarzy wyraził swoją solidarność z prowadzącymi strajk głodowy lekarzami z Polski.

W czasopiśmie lekarskim czytamy, iż światowy związek lekarzy wezwał polski rząd do ochrony życia lekarzy szpitalnych i do odpowiedniego finansowania służby zdrowia. W warszawskim szpitalu dziecięcym od ponad dwóch tygodni ponad 20 lekarzy prowadzi strajk głodowy. Protestują przeciwko zbyt niskim płacom i złym warunkom pracy. W Polsce lekarz asystent zarabia około 500 Euro miesięcznie. Według medyków jest to stanowczo zbyt mało do życia. Związek lekarzy rezydentów, który ten strajk organizuje, skarży się ponadto na poważne braki personalne w polskich szpitalach. Prowadzi to do ekstremalnie wydłużonych godzin pracy. Wielu lekarzy zmarło już na skutek zbytniego przepracowania.

Również w innych polskich miastach pracownicy sektora medycznego zapowiedzieli już chęć przyłączenia się do strajku głodowego.


Odchodząc na koniec od tematów bieżących, chciałbym zwrócić uwagę na dość w sumie ciekawy artykuł w lewicowej Tageszeitung, anonsujący wystawę poświęconą polskim tak zwanym „displaced persons", czyli ofiarom wojny, którzy znaleźli się w taki czy inny sposób na terenie Niemiec, tworząc tam zaraz po wojnie nawet coś w rdzaju własnego miasteczka. Niestety, bez antysemickiej łatki przypiętej Polakom obejść się i tym razem nie mogło. Tytuł artykułu: „Gdy w Emsland istniała mała Polska". Przetłumaczyłem niektóre fragmenty

"Na wystawie w Miejscu Pamięci Bergen-Belsen przedstawiono obiekty związane z życiem codziennym, kulturalnym i artystycznym Polaków (tak zwanych „displaced persons") w powojennych Niemczech.

(...)

"Ponad milion owych „displaced persons” pochodziło z Polski. Byli wśród nich jeńcy wojenni, więźniowie obozów koncentracyjnych, robotnicy przymusowi i cywilni, z których wielu straciło podczas wojny całe swoje rodziny. Niewielu było takich, którzy chcieliby tutaj zostać na stałe, jednak niejednokrotnie przyszło im spędzić wiele lat w obozach DP, gdyż sprawy związane ich wyjazdem mocno się komplikowały. Dlatego też życie kulturalne stanowiło dla nich nierzadko jedyne źródło nadziei oraz wsparcie duchowe w tym stanie permanentnego oczekiwania. I o tym traktuje otwarta właśnie wystawa w Miejscu Pamięci Bergen-Belsen pt: „Między niepewnością a ufnością. Sztuka, kultura i życie codzienne polskich DP w Niemczech w latach 1945-1955".

(...)

"Niemal we wszystkich obozach powstawały teatry amatorskie. Muzycy, chóry i grupy taneczne uświetniały wieczorki towarzyskie, a gazetki obozowe dostarczały informacji z ojczyzny. Chodziło przede wszystkim o utrwalanie przez tyle lat zagrożonej narodowej tożsamości, o pielęgnowanie języka polskiego i polskiej kultury. Na scenie wystawiana była polska klasyka, uprawiano tradycyjne rzemiosło artystyczne, szyto stroje ludowe. Na wystawie, obok przykładów sztuki ludowej pokazano również dzieła zawodowych artystów, którym przyszło spędzić przymusowo czas wojny na terenie Niemiec. Na przykład rękopis książki „Obóz Wszystkich Świętych” Tadeusza Nowakowskiego, który po swoim uwolnieniu z obozu koncentracyjnego Salzwedel pracował jako nauczyciel w DP-Camp Haren w powiecie Emsland. Pierwsze szkice tej wydanej w 1957 roku książki powstały jeszcze w Haren; dzieło należy do tych nielicznych, które podejmuje zarówno temat zbrodni nazistowskich, jak i zemsty wyzwoleńców na miejscowej ludności, którą zmuszono do opuszczenia Haren, aby zrobić miejsce dla 4000 polskich DP. Sama zaś miejscowość przemianowana została przez Polaków na Maczków. Aż do 1948 istniało to polskie miasteczko, z własną polską administracją, z polskimi szkołami, przedszkolami, teatrami i gazetami.

(...)

Niestety, owa aktywność kulturalna, poprzez którą starano się wnieść nieco więcej zrozumienia między Polakami i Niemcami, na niewiele się zdała. „W niemieckim społeczeństwie po zakończeniu wojny nadal panowała wszechobecna nienawiść w stosunku do Polaków” - mówi kurator wystawy Dietmar Osses. „Miejscowa ludność widziała siebie jako ofiarę morderczych polskich band” pomimo, że przestępczość wśród Polaków nie była wcale wyższa niż wśród Niemców. „Propaganda nazistowska wciąż jeszcze działała” - przekonuje Osses. Stanowiło to największy problem dla tych około 100 tys. Polaków, którzy jako „bezdomni obcokrajowcy” pozostali na stałe w Niemczech, osiedlając się choćby w takich miejscach jak Hannover-Buchholz.

Tego rodzaju konflikty przedstawione zostały na wystawie jedynie pobieżnie. Dotyczy to także napięć, jakie panowały między polskimi i żydowskimi DP, na temat których można się nieco więcej dowiedzieć z książeczki towarzyszącej wystawie. Na skutek licznych skarg w związku z gwałtownymi konfliktami pomiędzy tymi dwoma grupami narodowościowymi, na jesieni 1945 roku, w polskim DP-Camp w Bergen-Belsen zdecydowano się na oddzielenie 9 tys. żydowskich od pozostałych 10 tys. nieżydowskich mieszkańców obozu. W różnych innych miejscach również zrezygnowano ze wspólnych polsko-żydowskich obozów DP, gdyż Żydzi nie chcieli mieć dłużej nic wspólnego z często bardzo antysemickimi Polakami. Z kolei nie żydowscy Polacy czuli się dyskryminowani, jako że trudniej im było otrzymać prawo do emigracji za Ocean.
(...)

Marian Panic



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe