Rosja? Izrael? Co wiemy na temat poglądów Kamali Harris?
Znana dotąd z tego, że w polityce międzynarodowej była nieobecna. I się na niej kompletnie nie zna. Poglądy kandydata republikanów na kluczowe problemy świata rozłożono już po sto razy na czynniki pierwsze. Gdyby jeszcze dało się to zrobić z poglądami Harris. Sęk w tym, że nikt ich nie zna. Ba! Nie wiadomo, czy jakiekolwiek ma? Bo sądząc po dotychczasowym urzędowaniu w roli wiceprezydenta, zagraniczna aktywność Kamali sprowadzała się do przekazywania tego, co napisał jej Joe Biden i powtarzania komunałów zgodnych z linią administracji.
Poglądy Trumpa
Trump rządził już cztery lata. Znamy więc jego poglądy i sposób uprawiania polityki międzynarodowej nie tylko z deklaracji, ale też czynów. Oczywiście, gdyby wygrał, nowa kadencja nie musi wcale oznaczać takiej samej polityki zagranicznej, co w latach 2017-2021. Sam kandydat Słoników mógł zmienić w pewnych sprawach zdanie, ważne będzie też jego otoczenie, doradcy, no i jak mówi, nieprzewidywalność to ważny (zdaniem samego Trumpa mocny) element jego działania. Bez wątpienia, ojciec ideologicznego nurtu MAGA, uczył się w dużej mierze świata i uprawiania polityki międzynarodowej podczas pierwszej kadencji. Ważne było jego otoczenie, doradcy, szefowie dyplomacji i Pentagonu. Wyszło to całkiem dobrze. Trump w pewnym sensie nieco poszedł w ślady republikańskich poprzedników, którzy także w dużej mierze swoją politykę prowadzili pod wpływem doświadczonych, dobrych fachowców: Ronalda Reagana i George’a W. Busha. Oczywiście przy wszystkich różnicach między obu prezydentami.
Może nie być czego sprzątać
Podobnie jak oni, w ewentualnej drugiej kadencji Trump z pewnością będzie bardziej samodzielnie uprawiał dyplomację i politykę bezpieczeństwa. Zresztą nawet wybór kandydata na wiceprezydenta o tym świadczy. W latach 2017-2021 był to polityk mainstreamu GOP, doświadczony w sprawach bezpieczeństwa i polityki zagranicznej Mike Pence. Był swego rodzaju stabilizatorem dla bardziej porywczego i niedoświadczonego prezydenta. Teraz jest na odwrót. Skoro J.D. Vance ma być numerem 2, to znaczy tylko jedno: podczas gdy on raczej zajmie się sprawami krajowymi i ideologicznymi, Trump mocno weźmie w dłonie sprawy zewnętrzne. Co jest tym ważniejsze, że współczesny świat jest dużo bardziej niestabilny, pełen wojen i kryzysów, niż gdy Trump opuszczał Biały Dom w styczniu 2021 roku. Ale co tu się dziwić. Musiał sprzątać po dwóch kadencjach Baracka Obamy, teraz będzie, być może sprzątał po jednej kadencji Bidena. Oby. Bo jeśli wygra Kamala Harris, to za kolejne 4,5 roku może już nie być nawet czego sprzątać…
"Poglądy" Kamali Harris
No właśnie, wszak to o niej tutaj ma być przede wszystkim. Ale świadomie zacząłem od Trumpa, żeby było z czym zderzyć jej dokonania (?), poglądy (?) i doradców od świata i bezpieczeństwa (tutaj pewnie wiemy najwięcej). W sumie, to nie można mieć nawet do Kamali Harris pretensji. Pochodząca z dobrej (i finansowo, i zawodowo) hindusko-afroamerykańskiej rodziny w Kalifornii, większość kariery spędziła w biurze prokuratorskim. Gdy została wybrana do Senatu, należała do lewicy demokratów w Kongresie. Biden wziął ją na wiceprezydenta nie po to, by zajmowała się polityką zagraniczną, ale po to, by w wyborach zapewniła dodatkowe głosy skrajnej lewicy i czarnych Amerykanów, jako przedstawicielka kolorowych społeczności, a przy tym młoda (przy Bidenie) kobieta, obrończyni LGBT i aborcji na życzenie. Dodatkowo, mająca męża Żyda, prawnika wielkich korporacji. Zresztą właśnie ten background sprawił, że teraz – po rezygnacji Bidena i namaszczeniu Harris – spłynął na nią natychmiast potężny strumień pieniędzy. Plus poparcie Alexa Sorosa…
Rosja
To ostatnie nie pozostawia zresztą wątpliwości, jakiej polityki zagranicznej po Kamali, gdyby wygrała, oczekuje lewicowo-liberalne „deep state”, aktualnie kontrolujące w coraz większym stopniu Partię Demokratyczną. Faktycznie zresztą, gdyby Harris zasiadła w Białym Domu, to nie ona by prowadziła politykę zagraniczną i bezpieczeństwa USA. Robiliby to jej doradcy, a szefów Departamentu Stanu czy Pentagonu, nie wspominając o CIA i FBI, wyznaczałby w rzeczywistości ktoś inny. W ekipie Harris dominują dziś ludzie, którzy kariery zaczynali za Clintona, a rozwinęli za Obamy. W tym reseciarze i lewicowi ideowcy, którzy wiele zła uczynili Ameryce i światu, robiąc politykę zewnętrzną podporządkowaną tęczowymi barwom, aborcji na życzenie, masowej antykoncepcji, braku zrozumienia lokalnych tradycji, narzucaniu liberalno-lewicowego światopoglądu. Wymarzony przeciwnik dla ubierającego się fałszywie w szaty konserwatysty Putina.
Skoro już mowa o Rosji. Jaką politykę wobec tego agresora prowadziłaby Kamala Harris? Nie raz wypowiadała się ostro o Moskwie, występowała na konferencji bezpieczeństwa w Monachium, odwiedzała wschodnią flankę NATO, ostatnio zastępowała Bidena na „konferencji pokojowej” dotyczącej wojny na Ukrainie w Szwajcarii. No właśnie, zastępowała. Tylko tyle. Powtarzała stanowisko Bidena. Nie wiemy, jakie jest tak naprawdę jej osobiste. A co ważniejsze, jej doradców. Wiadomo, że jej zespół jest znacznie na lewo od zespołu ds. bezpieczeństwa obecnego prezydenta. To samo można powiedzieć o stanowisku (?) Harris wobec zagrożenia chińskiego. Jedno jest pewne, na miejscu Ukraińców wcale bym tak wielkich nadziei z Harris nie wiązał. Bo może się okazać, że jej doradcy od Clintona i Obamy, wymyślą nowy reset.
Izrael
Najwięcej emocji budzi, i najwięcej wiadomo o jej stanowisku wobec Izraela i obecnej wojny w Strefie Gazy. Jeśli Harris wygra, rząd Netanjahu na pewno będzie miał pod górkę. Nie tyle chodzi o sam fakt sojuszu USA z Izraelem i uznania, że niejako moralnym obowiązkiem Ameryki jest obrona państwa żydowskiego. Chodzi o metody walki z terroryzmem. Harris jest przeciwna radykalnej strategii Izraela w Strefie Gazy z powodów humanitarnych. Będzie też – jeśli wygra Biały Dom – naciskać w kwestii realizacji projektu państwa palestyńskiego. Biorąc pod uwagę jej deklarowane poglądy na cały Bliski Wschód, to można stwierdzić, iż nadzieje z nią wiąże Iran (zacieśniający sojusz z Moskwą), a Turcja czy Arabia Saudyjska wręcz przeciwnie. Jej rządy mogą oznaczać pogłębienie problemów w regionie.