Coraz większy paraliż decyzyjny: drogi rządowej koalicji się rozjeżdżają

Rządząca koalicja nie ma wspólnego celu – nie łączy jej program, istotne projekty rozwojowe czy infrastrukturalne, a nawet jedność światopoglądowa. Także chęć rozliczania PiS przestała być spoiwem. Pozostała tylko chęć utrzymania władzy.
posiedzenie rządu Coraz większy paraliż decyzyjny: drogi rządowej koalicji się rozjeżdżają
posiedzenie rządu / gov.pl

Obrazek sprzed kilku tygodni. Przy stoliku w znajdującej się koło Sejmu kawiarni „Czytelnik” siedzi trzech wiceministrów z niedawnego rządu PiS. Piją kawę, śmieją się i żartują. Widać jednak, że są nieco znudzeni. Mimo trwającej sesji parlamentu nie mają zbyt wiele do roboty, gdyż ani rząd, ani koalicyjna większość nie przygotowują zbyt wielu projektów ustaw. Posiedzenia sejmowych komisji są więc krótkie i niewiele się na nich dzieje. Posłowie nie przemęczają się zanadto, w zasadzie nie pamiętają, kiedy panował taki spokój. 

Dla porównania. W pierwszych ośmiu miesiącach poprzedniej kadencji Sejm przyjął siedemdziesiąt trzy ustawy. W obecnej sześćdziesiąt sześć. Różnica niby niewielka, ale w pracach obecnego parlamentu siedem ustaw to ratyfikacja międzynarodowych umów lub dokumentów. Jeśli dodamy do tego ustawę o depenalizacji aborcji, języku śląskim i likwidacji komisji ds. badania wpływów rosyjskich, to mamy prawdziwy obraz prac rządzącej koalicji. 

Zaledwie kilka projektów dotyczy gospodarki. A zmiany podatkowe przyniosły obniżkę VAT dla branży beauty i podniesienie stawki VAT na żywność. 

Najważniejsza jest zemsta

Pierwsze osiem miesięcy można w zasadzie streścić jednym stwierdzeniem – próba zniszczenia Prawa i Sprawiedliwości. Choć dokładniej chodzi raczej o zemstę nie tylko na samej partii, ale również na jej wyborcach oraz zapleczu. W realizacji tego planu wszystkie chwyty są dozwolone oraz możliwe jest łamanie obowiązujących zasad prawa i politycznych zwyczajów. 

O ile w pierwszej fazie rządów obecnej koalicji cel ten spajał wszystkie siły tworzące rząd, o tyle po wyborach samorządowych, a zwłaszcza do Parlamentu Europejskiego, priorytety się zmieniły. Lewica i Trzecia Droga dostrzegły, że stanie w jednym szeregu z Donaldem Tuskiem i jego Platformą Obywatelską jest drogą ku przepaści. W tym momencie stało się jasne, że każdy z członów rządzącej ekipy ma inne cele. Ale nawet w ramach poszczególnych ugrupowań nie są one do końca jasne.
Największym problemem PO jest spójność wewnątrz samej partii. Coraz ostrzej rysują się spory na linii Adam Bodnar – Roman Giertych. I nie chodzi jedynie o to, że podległa ministrowi sprawiedliwości prokuratura przedłużyła śledztwo w sprawie wyłudzenia przez Giertycha 92 mln zł ze spółki Polnord, ale także o to, kto ma odgrywać główną rolę w machinie rozliczania PiS oraz jakie metody należy stosować. 

Bodnar, który ciągle jeszcze liczy na stanowisko w Brukseli, musi chociaż udawać, że przestrzega zasad praworządności. Z kolei pałający wolą zemsty Giertych pragnie za wszelką cenę wsadzić za kratki wszystkich, przez których musiał uciekać z Polski i chronić się we Włoszech. Jednocześnie obaj pragną pokazać swoją skuteczność przed Donaldem Tuskiem. 

Coraz więcej wątpliwości wśród szeregowych posłów KO budzi sama polityka obecnego rządu. A dokładnie jej brak. Już dziś zdają sobie sprawę, że masowe podwyżki energii, wody i żywności odbiją się na poparciu partii rządzącej w najbliższych wyborach. Najbardziej znani politycy Platformy oczywiście na reelekcję będą mogli liczyć, ale ci z ostatnich ław poselskich już niekoniecznie. 

Czarę goryczy przelewają niezbyt rozgarnięci politycy KO, którzy znaleźli się w rządzie. Prym wiedzie chyba wiceminister środowiska Urszula Zielińska, która kompromituje się niemal przy każdej publicznej wypowiedzi. To ona – wzbudzając sporą konsternację – uznała, że transport wodny jest droższy od kolejowego czy drogowego i kraje UE rezygnują z niego. Poza wysokimi kosztami argumentem miał być także fakt, że pływające po rzekach barki masowo zabijają ryby. Przez takie postaci jak Zielińska KO staje się formacją coraz bardziej groteskową, choć stara się być partią inteligencką. 

Właśnie dlatego nic w polityce premiera Tuska w najbliższym czasie się nie zmieni. Priorytetem pozostaną eskalacja emocji i ściganie polityków PiS. 

Czytaj także: Poznaj historie nawróconych wiedźm

PSL na rozdrożu

To, co w samej PO wywołuje jedynie pomruk niezadowolenia, w Polskim Stronnictwie Ludowym stało się zaczątkiem nowego otwarcia. Władysław Kosiniak-Kamysz postanowił zmienić swoją pozycję w rządzie i przejść do ofensywy. Podpisał kilka kontraktów zbrojeniowych – w tym kluczową umowę o zakupie helikopterów Apache. Nie ulega presji w sprawach światopoglądowych, podkreślając swoją konserwatywną tożsamość. Na dodatek kilka razy otwarcie stwierdził, że Tusk jest premierem dzięki niemu. 

Był to jasny sygnał, że udzielone poparcie zawsze można cofnąć. Szczególnie jeśli szef rządu nadal będzie traktował PSL z pogardą i starał się je marginalizować. Sytuację zaostrzył wpływowy poseł Marek Sawicki, który nie tylko nie głosował za uchyleniem immunitetu Marcinowi Romanowskiemu z Suwerennej Polski, ale też otwarcie zarzuca Platformie sabotaż gospodarczy. 

Politycy PSL zdają sobie dziś sprawę, że projekt Trzeciej Drogi w każdej chwili może się skończyć i w najbliższych wyborach muszą liczyć wyłącznie na siebie. Aby nie spaść poniżej wyborczego progu, powinni w koalicji odgrywać rolę najbardziej rozsądnej siły, czyli partii nastawionej na uspokojenie nastrojów społecznych, chcącej realizować plan rozwoju kraju i dużych inwestycji. Te ostatnie postulaty zbliżają ich do PiS, ale i tu ludowcy zachowują daleko idący dystans. Wiedzą, że nagłą woltą zraziliby do siebie zwolenników, którzy za partią Jarosława Kaczyńskiego nie przepadają. Do wyborów prezydenckich muszą więc balansować między PO i PiS, wysyłając sygnały do obu stron, że każdy wariant jest możliwy. Gdyż – i tu znów przywołamy Marka Sawickiego – to PSL może zdecydować, kto zostanie następną głową państwa. 

Czytaj także: Europejska integracja czy niemiecka dominacja? Jak Polska podporządkowuje się Berlinowi

Szymek bez pomysłu

Zęby na start w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego ostrzy sobie Szymon Hołownia, ale jego gwiazda już znacznie przygasła. Sondaże nie są już dla niego tak łaskawe, jak jeszcze pół roku temu. Z żadnego badania nie można wyczytać, że może on znaleźć się w drugiej turze. Przegrywa z kandydatami PiS i PO. 

Na dodatek jego formacja, która od początku przypominała raczej klub lobbystów niż partię polityczną, teraz rozjeżdża się zupełnie. Ryszard Petru pragnie realizować politykę à la Leszek Balcerowicz, czyli pragnie wszystko prywatyzować i ciąć wydatki socjalne. Z drugiej strony minister środowiska Paulina Henning-Kloska robi wszystko, by uprzykrzyć życie polskim przedsiębiorcom i za pomocą upiornych pomysłów ochrony środowiska uderza w kolejne gałęzie przemysłu. 
Sam Hołownia, który przed wyborami był przeciwnikiem budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, teraz jest jego gorącym zwolennikiem. Oczywiście w rzeczywistości nie chodzi o CPK, bo gołym okiem widać, że ta kluczowa dla polskiej gospodarki inwestycja za rządów obecnego premiera nie zostanie zrealizowana. Hołownia stara się maksymalnie dystansować od Platformy, która nie tylko nie ma żadnego pozytywnego planu na rządzenie, ale staje się coraz bardziej toksyczna. Współpraca z nią pociąga za sobą niechęć coraz większej części umiarkowanego elektoratu, a to właśnie ci wyborcy dali Szymonowi Hołowni stanowisko marszałka Sejmu. 

Czytaj także: [Felieton „TS”] Rafał Woś: Skok na bank. Bank centralny

Lewica na pełnym odlocie

Na przeciwległym skraju koalicji również widać wzmożenie. Tu jednak nie chodzi ani o ambicje prezydenckie, ani o stworzenie sobie pola do alternatywnego rządu. Gra idzie o przetrwanie, a dokładnie o zapobieżenie przejęcia lewicowego elektoratu przez Koalicję Obywatelską. 

Donald Tusk już wykonał kilka ruchów, by pokazać, że to właśnie on i jego ugrupowanie są najbardziej progresywni: przyspieszył głosowanie w sprawie depenalizacji aborcji, ruguje religię ze szkół, zamierza wprowadzić agresywną ideologicznie edukację seksualną w szkołach (choć bardziej adekwatne byłoby tu słowo „deprawacja”), wprowadził do obiegu (choć bez większego powodzenia) pigułkę „dzień po”. 

Lider PO w pewnym sensie wpada jednak we własne sidła. Skoro pokazał, że ma wrażliwość współczesnej lewicy, to jego koalicjant próbuje iść dalej. W czasie, gdy widać symptomy spowolnienia gospodarczego, a zagraniczni inwestorzy bądź wstrzymują w Polsce swoje przedsięwzięcia, bądź się z naszego kraju wycofują, Lewica zamierza skrócić tydzień pracy. Na razie oczywiście pilotażowo, ale jest przecież jasne, że to metoda salami. Plasterek po plasterku mają być wprowadzane coraz bardziej obłędne rozwiązania.

Nie ma sensu omawiać szczegółowo proponowanych projektów – siedmiogodzinny dzień czy czterodniowy tydzień pracy – bo wszystkie prowadzą do gospodarczej katastrofy. W efekcie wyścigu na lewicowość Platforma Obywatelska, na którą głosowali przedsiębiorcy, może stracić część żelaznego elektoratu. 

Narastające konflikty i rozbieżności między tworzącymi rząd ugrupowaniami skutkują paraliżem decyzyjnym. Bardziej świadomi wyborcy widzą już, że premier nie rządzi, a jedynie miota się od kryzysu do kryzysu, które stara się przykryć atakami na PiS. 

To mogło wystarczyć na kampanię wyborczą, ale do realnego sprawowania potrzebny jest program. Nie było go przed 15 października 2023 r., nie ma go i teraz. Zresztą, skąd niby miał się wziąć?

Czytaj także: Tragedia w Chorzowie: nie żyje dwóch mężczyzn


 

POLECANE
Waldemar Krysiak: Klimat a ceny oliwek - aktywistyczne manipulacje tylko u nas
Waldemar Krysiak: Klimat a ceny oliwek - aktywistyczne manipulacje

Aktywista klimatyczny Jakub Wiech twierdzi, że ceny oliwy z oliwek w Hiszpanii osiągnęły swój rekord przez „zmiany klimatu”. Jest to jednak bezczelna półprawda, która w imię narracji o „katastrofie klimatycznej” pomija ogrom innych czynników. Wiech manipuluje świadomie, albo jest tzn. one trick pony, kucykiem, który zna jedną sztuczkę i wszystko tłumaczy swoim światopoglądem.

Są zarzuty dla Ryszarda Cz. z ostatniej chwili
Są zarzuty dla Ryszarda Cz.

Prokuratura informuje w czwartek wieczorem o postawieniu zarzutów znanemu politykowi Prawa i Sprawiedliwości Ryszardowi Cz., oraz jego żonie, Emilii H.

Nieoficjalnie: Oto nowe stanowisko Jensa Stoltenberga z ostatniej chwili
Nieoficjalnie: Oto nowe stanowisko Jensa Stoltenberga

Jak podają media, dotychczasowy sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg otrzymał już nowe, prestiżowe stanowisko.

Czy czarne dziury stanowią bramę do innych Wszechświatów? wideo
Czy czarne dziury stanowią bramę do innych Wszechświatów?

Stworzyliśmy pierwszy w historii materiał, w którym o czarnych dziurach wypowiadają się w jednym miejscu tak wybitni fizycy.

To będzie oznaczać stan wojny z NATO. Putin grozi Zachodowi z ostatniej chwili
"To będzie oznaczać stan wojny z NATO". Putin grozi Zachodowi

Rosyjski przywódca Rosji Władimir Putin ostrzegł w czwartek, że jeśli Zachód pozwoli Ukrainie uderzać w terytorium Rosji rakietami dalekiego zasięgu, będzie to oznaczać, że "kraje NATO są w stanie wojny z Rosją".

Poczdam: Adam Bodnar odebrał europejską nagrodę od Niemców dla Donalda Tuska z ostatniej chwili
Poczdam: Adam Bodnar odebrał "europejską" nagrodę od Niemców dla Donalda Tuska

W imieniu premiera Donalda Tuska, nagrodę M100 Media Award odebrał minister sprawiedliwości Adam Bodnar.

Beata Szydło: Jeśli Polacy nie sprzeciwią się Tuskowi, wkrótce przestaniemy być demokratycznym państwem z ostatniej chwili
Beata Szydło: Jeśli Polacy nie sprzeciwią się Tuskowi, wkrótce przestaniemy być demokratycznym państwem

"Dzisiaj Tusk oficjalnie zapowiada łamanie prawa. I co? I cisza. Tutaj, w Brukseli, też nikt na ten temat nie chce rozmawiać" – pisze na platformie X była premier Beata Szydło.

Czwartkowe posiedzenie prezydium PiS. Nieoficjalnie: O tym rozmawiano z ostatniej chwili
Czwartkowe posiedzenie prezydium PiS. Nieoficjalnie: O tym rozmawiano

Podczas czwartkowego spotkania Prezydium Komitetu Politycznego PiS dyskutowano o sprawie b. europosła Ryszarda Czarneckiego, przygotowaniach do kongresu partii, który odbędzie się 28 września w Przysusze oraz planowanej na sobotę manifestacji - wynika z informacji PAP.

Nie żyje kultowy muzyk Wiadomości
Nie żyje kultowy muzyk

Nie żyje słynny muzyk Frankie Beverly. Był wokalistą soulowym i liderem zespołu funkowego Maze. Miał 77 lat.

Zbigniew Kuźmiuk: Tak rządzi Donald Tusk. Obiecanej waloryzacji emerytur nie będzie z ostatniej chwili
Zbigniew Kuźmiuk: Tak rządzi Donald Tusk. Obiecanej waloryzacji emerytur nie będzie

Na wtorkowym posiedzeniu Rady Ministrów, rząd omawiał projekt ustawy o dodatkowej waloryzacji emerytur i rent, w sytuacji kiedy tzw. inflacja konsumencka (CPI), w I półroczu danego roku, przekroczy 5 proc. Przypomnijmy, że coroczna waloryzacja rent i emerytur dokonywana od marca każdego roku jest oparta na średniorocznym wskaźniku inflacji konsumenckiej z poprzedniego roku kalendarzowego, zwiększonego o 20 proc. wzrostu średniej płacy w gospodarce. Ta dodatkowa waloryzacja miałaby dotyczyć sytuacji, w której w bieżącym roku kalendarzowym, mamy do czynienia z podwyższoną inflacją i miałaby ona zapobiec utracie realnej wartości świadczeń emerytalno-rentowych.

REKLAMA

Coraz większy paraliż decyzyjny: drogi rządowej koalicji się rozjeżdżają

Rządząca koalicja nie ma wspólnego celu – nie łączy jej program, istotne projekty rozwojowe czy infrastrukturalne, a nawet jedność światopoglądowa. Także chęć rozliczania PiS przestała być spoiwem. Pozostała tylko chęć utrzymania władzy.
posiedzenie rządu Coraz większy paraliż decyzyjny: drogi rządowej koalicji się rozjeżdżają
posiedzenie rządu / gov.pl

Obrazek sprzed kilku tygodni. Przy stoliku w znajdującej się koło Sejmu kawiarni „Czytelnik” siedzi trzech wiceministrów z niedawnego rządu PiS. Piją kawę, śmieją się i żartują. Widać jednak, że są nieco znudzeni. Mimo trwającej sesji parlamentu nie mają zbyt wiele do roboty, gdyż ani rząd, ani koalicyjna większość nie przygotowują zbyt wielu projektów ustaw. Posiedzenia sejmowych komisji są więc krótkie i niewiele się na nich dzieje. Posłowie nie przemęczają się zanadto, w zasadzie nie pamiętają, kiedy panował taki spokój. 

Dla porównania. W pierwszych ośmiu miesiącach poprzedniej kadencji Sejm przyjął siedemdziesiąt trzy ustawy. W obecnej sześćdziesiąt sześć. Różnica niby niewielka, ale w pracach obecnego parlamentu siedem ustaw to ratyfikacja międzynarodowych umów lub dokumentów. Jeśli dodamy do tego ustawę o depenalizacji aborcji, języku śląskim i likwidacji komisji ds. badania wpływów rosyjskich, to mamy prawdziwy obraz prac rządzącej koalicji. 

Zaledwie kilka projektów dotyczy gospodarki. A zmiany podatkowe przyniosły obniżkę VAT dla branży beauty i podniesienie stawki VAT na żywność. 

Najważniejsza jest zemsta

Pierwsze osiem miesięcy można w zasadzie streścić jednym stwierdzeniem – próba zniszczenia Prawa i Sprawiedliwości. Choć dokładniej chodzi raczej o zemstę nie tylko na samej partii, ale również na jej wyborcach oraz zapleczu. W realizacji tego planu wszystkie chwyty są dozwolone oraz możliwe jest łamanie obowiązujących zasad prawa i politycznych zwyczajów. 

O ile w pierwszej fazie rządów obecnej koalicji cel ten spajał wszystkie siły tworzące rząd, o tyle po wyborach samorządowych, a zwłaszcza do Parlamentu Europejskiego, priorytety się zmieniły. Lewica i Trzecia Droga dostrzegły, że stanie w jednym szeregu z Donaldem Tuskiem i jego Platformą Obywatelską jest drogą ku przepaści. W tym momencie stało się jasne, że każdy z członów rządzącej ekipy ma inne cele. Ale nawet w ramach poszczególnych ugrupowań nie są one do końca jasne.
Największym problemem PO jest spójność wewnątrz samej partii. Coraz ostrzej rysują się spory na linii Adam Bodnar – Roman Giertych. I nie chodzi jedynie o to, że podległa ministrowi sprawiedliwości prokuratura przedłużyła śledztwo w sprawie wyłudzenia przez Giertycha 92 mln zł ze spółki Polnord, ale także o to, kto ma odgrywać główną rolę w machinie rozliczania PiS oraz jakie metody należy stosować. 

Bodnar, który ciągle jeszcze liczy na stanowisko w Brukseli, musi chociaż udawać, że przestrzega zasad praworządności. Z kolei pałający wolą zemsty Giertych pragnie za wszelką cenę wsadzić za kratki wszystkich, przez których musiał uciekać z Polski i chronić się we Włoszech. Jednocześnie obaj pragną pokazać swoją skuteczność przed Donaldem Tuskiem. 

Coraz więcej wątpliwości wśród szeregowych posłów KO budzi sama polityka obecnego rządu. A dokładnie jej brak. Już dziś zdają sobie sprawę, że masowe podwyżki energii, wody i żywności odbiją się na poparciu partii rządzącej w najbliższych wyborach. Najbardziej znani politycy Platformy oczywiście na reelekcję będą mogli liczyć, ale ci z ostatnich ław poselskich już niekoniecznie. 

Czarę goryczy przelewają niezbyt rozgarnięci politycy KO, którzy znaleźli się w rządzie. Prym wiedzie chyba wiceminister środowiska Urszula Zielińska, która kompromituje się niemal przy każdej publicznej wypowiedzi. To ona – wzbudzając sporą konsternację – uznała, że transport wodny jest droższy od kolejowego czy drogowego i kraje UE rezygnują z niego. Poza wysokimi kosztami argumentem miał być także fakt, że pływające po rzekach barki masowo zabijają ryby. Przez takie postaci jak Zielińska KO staje się formacją coraz bardziej groteskową, choć stara się być partią inteligencką. 

Właśnie dlatego nic w polityce premiera Tuska w najbliższym czasie się nie zmieni. Priorytetem pozostaną eskalacja emocji i ściganie polityków PiS. 

Czytaj także: Poznaj historie nawróconych wiedźm

PSL na rozdrożu

To, co w samej PO wywołuje jedynie pomruk niezadowolenia, w Polskim Stronnictwie Ludowym stało się zaczątkiem nowego otwarcia. Władysław Kosiniak-Kamysz postanowił zmienić swoją pozycję w rządzie i przejść do ofensywy. Podpisał kilka kontraktów zbrojeniowych – w tym kluczową umowę o zakupie helikopterów Apache. Nie ulega presji w sprawach światopoglądowych, podkreślając swoją konserwatywną tożsamość. Na dodatek kilka razy otwarcie stwierdził, że Tusk jest premierem dzięki niemu. 

Był to jasny sygnał, że udzielone poparcie zawsze można cofnąć. Szczególnie jeśli szef rządu nadal będzie traktował PSL z pogardą i starał się je marginalizować. Sytuację zaostrzył wpływowy poseł Marek Sawicki, który nie tylko nie głosował za uchyleniem immunitetu Marcinowi Romanowskiemu z Suwerennej Polski, ale też otwarcie zarzuca Platformie sabotaż gospodarczy. 

Politycy PSL zdają sobie dziś sprawę, że projekt Trzeciej Drogi w każdej chwili może się skończyć i w najbliższych wyborach muszą liczyć wyłącznie na siebie. Aby nie spaść poniżej wyborczego progu, powinni w koalicji odgrywać rolę najbardziej rozsądnej siły, czyli partii nastawionej na uspokojenie nastrojów społecznych, chcącej realizować plan rozwoju kraju i dużych inwestycji. Te ostatnie postulaty zbliżają ich do PiS, ale i tu ludowcy zachowują daleko idący dystans. Wiedzą, że nagłą woltą zraziliby do siebie zwolenników, którzy za partią Jarosława Kaczyńskiego nie przepadają. Do wyborów prezydenckich muszą więc balansować między PO i PiS, wysyłając sygnały do obu stron, że każdy wariant jest możliwy. Gdyż – i tu znów przywołamy Marka Sawickiego – to PSL może zdecydować, kto zostanie następną głową państwa. 

Czytaj także: Europejska integracja czy niemiecka dominacja? Jak Polska podporządkowuje się Berlinowi

Szymek bez pomysłu

Zęby na start w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego ostrzy sobie Szymon Hołownia, ale jego gwiazda już znacznie przygasła. Sondaże nie są już dla niego tak łaskawe, jak jeszcze pół roku temu. Z żadnego badania nie można wyczytać, że może on znaleźć się w drugiej turze. Przegrywa z kandydatami PiS i PO. 

Na dodatek jego formacja, która od początku przypominała raczej klub lobbystów niż partię polityczną, teraz rozjeżdża się zupełnie. Ryszard Petru pragnie realizować politykę à la Leszek Balcerowicz, czyli pragnie wszystko prywatyzować i ciąć wydatki socjalne. Z drugiej strony minister środowiska Paulina Henning-Kloska robi wszystko, by uprzykrzyć życie polskim przedsiębiorcom i za pomocą upiornych pomysłów ochrony środowiska uderza w kolejne gałęzie przemysłu. 
Sam Hołownia, który przed wyborami był przeciwnikiem budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, teraz jest jego gorącym zwolennikiem. Oczywiście w rzeczywistości nie chodzi o CPK, bo gołym okiem widać, że ta kluczowa dla polskiej gospodarki inwestycja za rządów obecnego premiera nie zostanie zrealizowana. Hołownia stara się maksymalnie dystansować od Platformy, która nie tylko nie ma żadnego pozytywnego planu na rządzenie, ale staje się coraz bardziej toksyczna. Współpraca z nią pociąga za sobą niechęć coraz większej części umiarkowanego elektoratu, a to właśnie ci wyborcy dali Szymonowi Hołowni stanowisko marszałka Sejmu. 

Czytaj także: [Felieton „TS”] Rafał Woś: Skok na bank. Bank centralny

Lewica na pełnym odlocie

Na przeciwległym skraju koalicji również widać wzmożenie. Tu jednak nie chodzi ani o ambicje prezydenckie, ani o stworzenie sobie pola do alternatywnego rządu. Gra idzie o przetrwanie, a dokładnie o zapobieżenie przejęcia lewicowego elektoratu przez Koalicję Obywatelską. 

Donald Tusk już wykonał kilka ruchów, by pokazać, że to właśnie on i jego ugrupowanie są najbardziej progresywni: przyspieszył głosowanie w sprawie depenalizacji aborcji, ruguje religię ze szkół, zamierza wprowadzić agresywną ideologicznie edukację seksualną w szkołach (choć bardziej adekwatne byłoby tu słowo „deprawacja”), wprowadził do obiegu (choć bez większego powodzenia) pigułkę „dzień po”. 

Lider PO w pewnym sensie wpada jednak we własne sidła. Skoro pokazał, że ma wrażliwość współczesnej lewicy, to jego koalicjant próbuje iść dalej. W czasie, gdy widać symptomy spowolnienia gospodarczego, a zagraniczni inwestorzy bądź wstrzymują w Polsce swoje przedsięwzięcia, bądź się z naszego kraju wycofują, Lewica zamierza skrócić tydzień pracy. Na razie oczywiście pilotażowo, ale jest przecież jasne, że to metoda salami. Plasterek po plasterku mają być wprowadzane coraz bardziej obłędne rozwiązania.

Nie ma sensu omawiać szczegółowo proponowanych projektów – siedmiogodzinny dzień czy czterodniowy tydzień pracy – bo wszystkie prowadzą do gospodarczej katastrofy. W efekcie wyścigu na lewicowość Platforma Obywatelska, na którą głosowali przedsiębiorcy, może stracić część żelaznego elektoratu. 

Narastające konflikty i rozbieżności między tworzącymi rząd ugrupowaniami skutkują paraliżem decyzyjnym. Bardziej świadomi wyborcy widzą już, że premier nie rządzi, a jedynie miota się od kryzysu do kryzysu, które stara się przykryć atakami na PiS. 

To mogło wystarczyć na kampanię wyborczą, ale do realnego sprawowania potrzebny jest program. Nie było go przed 15 października 2023 r., nie ma go i teraz. Zresztą, skąd niby miał się wziąć?

Czytaj także: Tragedia w Chorzowie: nie żyje dwóch mężczyzn



 

Polecane
Emerytury
Stażowe