[Felieton „TS”] Marek Jan Chodakiewicz: Studia w Kalifornii: Lekcja islamu

Przygotowany emocjonalnie – bardziej niż intelektualnie – zacząłem moją przygodę uniwersytecką w północnej Kalifornii w 1982 r. Islam funkcjonował w moim życiu jako nurt podrzędny w stosunku do mojego głównego zainteresowania, jakim była sowietologia, a oprócz tego fascynowała mnie przez wiele lat Japonia. Ale islam nigdy nie zniknął. Wprost przeciwnie – był stale obecny.
Marek Jan Chodakiewicz [Felieton „TS”] Marek Jan Chodakiewicz: Studia w Kalifornii: Lekcja islamu
Marek Jan Chodakiewicz / Tygodnik Solidarność

Poruszałem się między College’em w San Mateo (CSM), Uniwersytetem Stanforda, Uniwersytetem Kalifornijskim w Berkeley oraz Uniwersytetem Stanowym w San Francisco (SFSU). W CSM islam wystąpił epizodycznie: wykładowca astronomii wspomniał krótko o osiągnięciach muzułmańskich naukowców w Azji Środkowej. Nie wspomniał jednak, że ich praca była integralnie związana również z astrologią. Moja wyśmienita lektorka angielskiego (która mnie nauczyła pisać) profesor Betty M. Pex (1923–2017) nadmieniła raz, że Biblia Króla Jakuba (King James Bible) jest dla literatury angielskiej tym samym, czym Koran dla arabskiej poezji. Niewiele informacji, ale jakoś wbiło mi się w pamięć. Kolejne ziarno zostało zasiane.

Porządek w świecie dyplomacji

W Stanford i Berkely pokazywały się światowe sławy, również od islamu. Niestety ani nie miałem czasu, aby się temu bliżej przyjrzeć, ani nie doceniałem wtedy jeszcze konieczności całościowego zgłębienia tematu. Brałem tylko to, co myślałem, że mnie interesuje, oraz to, co uważałem za konieczne dla moich głównych zainteresowań.

Wyjątkowo na Uniwersytecie Stanowym w San Francisco profesor Marion Rappe (1928–2005) uporządkował dla mnie świat dyplomacji bałkańskiej w XIX w. Pokazał z lotu ptaka wielką grę Wielkich Potęg – z dala od karzełków, malutkich, pokonanych narodów. Parafrazował księcia Ottona von Bismarcka: „Może Bałkany nie są warte kości nawet jednego pomorskiego grenadiera, ale są zawsze warte poznania, są bowiem sworzniem geopolitycznym między imperiami Habsburgów, Hohenzollernów, Romanowów i Osmanów. To klucz do XIX i XX wieku!”. Profesor Rappe pokazał nam, jak padający turecki słabeusz nauczył się na przykładzie rozbiorów Rzeczypospolitej, jak uniknąć jej losów za pomocą gry dyplomatycznej, w ramach której Istambuł balansował na krawędzi, wyzyskując sprzeczność interesów Wielkich Potęg. Uznano, że nie jest w interesie doktryny równowagi sił, aby całkowicie zniszczyć Wysoką Portę.

Robiono to bardzo powoli i po kawałku. Wiedza ta przydała mi się potem na Uniwersytecie Columbia, o czym za chwilę.
Oprócz wykładów profesora Rappe’a na studiach licencjackich moje zainteresowanie islamem do dużego stopnia nie było usystematyzowane. Na przykład uczęszczałem na zajęcia, seminaria i wykłady o imperium bizantyjskim, które prowadził profesor William N. Bonds w SFSU. Zazębiało się to naturalnie z dżihadem Arabów i Turków, ale nie było naświetlone adekwatnie do potrzeb. Te zajęcia o wiele bardziej przydały mi się do zrozumienia historii Rusi i Moskwy, niż do zgłębienia wczesnego kalifatu, a w tym napaści Umajjadów, wypraw Abysydów, walk Seldżuków, a w końcu i zwycięskiej ofensywy Turków osmańskich przeciw Bałkanom i samemu Konstantynopolowi. Żałuję, że wewnętrzne tarcia w Imperium Bizantyjskim nie zostały naświetlone bardziej w kontekście rozmaitych procesów zachodzących jednocześnie w światach islamu. Pomogłoby to na przykład lepiej zrozumieć kryzys ikonoklastyczny, w czasie którego niektórzy prawosławni Grecy usiłowali wprowadzić zaczerpnięte z islamu restrykcje na ukazywanie boskich wizerunków. Nie przypominam sobie też, aby mówiono o związku koncepcji kalifa (przywódcy politycznego i jednocześnie duchownego) z cezaropapizmem. Czy wpływały na siebie wzajemnie, czy też bizantyjski model powielono w Medinie? Niemniej jednak profesor Bonds nauczył nas, jak przez niemal 1000 lat Grecy stali na straży cywilizacji chrześcijańskiej i nie tylko przekazali nam skarby intelektualne i artystyczne antyku, ale również walczyli – w zasadzie osamotnieni – przeciwko zalewowi islamu.

Podobnie profesor J. Chester Cheng w SFSU w swoim seminarium o historii Azji relegował mahometanizm do elementu wtórnego, niejako obcego na Dalekim Wschodzie. W jego rozumowaniu miejscowi dawali od początku islamowi odpór. Szczególnie wiele czasu poświęciliśmy walce hindusów przeciwko mahometanom w Indiach. Jednocześnie jednak podziwialiśmy cywilizację materialną, którą islam tam wybudował. W naszych wykładach o Azji Południowo-Wschodniej profesor Cheng nie podkreślał dostatecznie, że religia muzułmańska rozszerzyła się w tamtym rejonie głównie jako wynik działalności kupiecko-misjonarskiej. Sprawiał wrażenie, że prymat wiódł dżihad. Prawie zupełnie zignorował też obecność mahometanizmu w Chinach. Jednak jego wiedza pozwoliła nam wkomponować islam jako element kolorowej mozaiki cywilizacji azjatyckich.

Islam w afgańskiej formie

W Stanford i w San Francisco Bay Area (np. pamiętam świetną imprezę w Pałacu Sztuk Pięknych) słuchałem wykładów profesora Normana Daviesa. W islam raczej się nie zagłębiał, chociaż naturalnie wspominał chwałę oręża polskiego pod Wiedniem. Było to utrwalanie raczej mitów, których uczono mnie w domu, niż głębszy wgląd w tematykę, w której przecież profesor Davies się nie specjalizuje. Wyjątkiem były opowieści w Hoover Institution, głównie białych Rosjan, o oporze muzułmanów wobec bolszewików w Azji Środkowej.

Wśród plejady rozmaitych intelektualnych gwiazd pamiętam szczególnie jednego wybitnego specjalistę od islamu. Mimo że wieki XVI i XVII pozostawały poza zakresem moich badań, udało mi się wysłuchać odczytu odwiedzającego UC Berkeley światowej sławy osmanisty profesora Halila Inalcika (1916–2016), który przyjechał do nas z Uniwersytetu w Chicago. Ten trudny wykład zachęcił mnie do zgłębienia historii społecznej i gospodarczej Imperium Osmańskiego, którą do tej pory głupio ignorowałem, przypisując jej wtórną rolę do polityki zamiast równomierną, dopełniającą.

W Berkeley również miałem bezpośredni częsty kontakt z islamem w afgańskiej formie. Byłem wolontariuszem w tamtejszej komórce Amnesty International. Moja szefowa siostra Laola Hironaka (1925–2009) była uprzednio przełożoną w zakonie Sióstr Marianistek (Kongregacja Córek Maryi Niepokalanego Poczęcia/Congregation of the Daughters of Immaculate Conception). Siostra Laola pozwalała mi – naturalnie zakulisowo – zajmować się sprawami polskimi, ale ze względu na konflikt interesów (bo jestem Polakiem) koncentrowałem się głównie na Afganistanie, Kambodży, Laosie i Wietnamie. Pomagałem w organizowaniu spotkań, konferencji i imprez związanych z Afganistanem. Poznałem przy tym dzieci okrutnie okaleczone przez sowieckie bomby, mudżahedinów, jak również niektórych przedstawicieli rodziny królewskiej z klanu Durani. Zgłosiłem się wtedy na ochotnika, aby walczyć w Afganistanie. Awanturę klecił pisarz Henryk Skwarczyński i organizacja emigracyjna Pomost. Na dowódcę naszego wyznaczony był Rafał Gan-Ganowicz. Na szczęście po jakimś czasie Ronald Reagan anulował wyprawę i wysłał rakiety Stinger zamiast nas.

Cdn.

Waszyngton, DC, 19 sierpnia br.

CZYTAJ TAKŻE: [Felieton „TS”] Tadeusz Płużański: Sądowy morderca „Inki”


 

POLECANE
Potężny pożar w Zabrzu. Słup dymu widoczny z sąsiednich miast z ostatniej chwili
Potężny pożar w Zabrzu. Słup dymu widoczny z sąsiednich miast

Jak podaje portal gloszabrza24.pl, w mieście Zabrze w dzielnicy Zaborze Południe wybuchł groźny pożar. Ogień pojawił się przed godziną 14-tą na nieużytkach przy ul. Sierakowskiego.

Francja: Wybór nowego premiera nie rozwiązuje kryzysu politycznego polityka
Francja: Wybór nowego premiera nie rozwiązuje kryzysu politycznego

Dziennik "Le Monde" ocenia w sobotę, że powołanie Michela Barniera na premiera nie oznacza końca kryzysu politycznego we Francji. Winą za obecną sytuację dziennik obarcza ogółem scenę polityczną - zarówno prezydenta Emmanuela Macrona, jak i lewicę.

Przy granicy z Białorusią spadł obiekt latający. MSWiA zabiera głos z ostatniej chwili
Przy granicy z Białorusią spadł obiekt latający. MSWiA zabiera głos

W rozmowie na antenie TVN24 rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji Jacek Dobrzyński poinformował, że w powiecie augustowskim przy granicy z Białorusią spadł balon przemytniczy lub meteorologiczny.

Skandal, Zaraz mnie szlag trafi. W sieci wrze po emisji Dzień dobry TVN z ostatniej chwili
"Skandal", "Zaraz mnie szlag trafi". W sieci wrze po emisji "Dzień dobry TVN"

W sobotnim odcinku "Dzień dobry TVN" gościła pani Edyta, która opiekuje się małą Michalinką, od kiedy dziewczynka ukończyła miesiąc życia, czyli już dwa lata. Kobieta stara się o adopcję dziecka, jednak urzędnicy i sąd nie chcą się na to zgodzić. Po emisji odcinka w komentarzach w internecie wybuchła prawdziwa burza.

Tadeusz Płużański: Ciągle żyją ci, którzy o mordzie na bł. ks. Jerzym Popiełuszce mogliby wiele powiedzieć tylko u nas
Tadeusz Płużański: Ciągle żyją ci, którzy o mordzie na bł. ks. Jerzym Popiełuszce mogliby wiele powiedzieć

Od 2 września 1982 r. ks. Jerzy Popiełuszko był rozpracowywany przez komunistyczną bezpiekę w ramach Sprawy Operacyjnego Rozpracowania o krypt. „Popiel”. Był również objęty inwigilacją w ramach sprawy prowadzonej przeciwko ks. Stanisławowi Małkowskiemu. Represje zakończyły się porwaniem i śmiercią kapelana Solidarności.

200 próbek chemikaliów, jedno źródło promieniowania. Nowe informacje ws. odpadów radioaktywnych w Wielkopolsce z ostatniej chwili
200 próbek chemikaliów, jedno źródło promieniowania. Nowe informacje ws. odpadów radioaktywnych w Wielkopolsce

Strażacy zakończyli akcję w Siedlcu (pow. wolsztyński, woj. wielkopolskie), gdzie w piątek, na terenie jednej z posesji, odkryto różne substancje chemiczne. Ostatecznie ratownicy zabezpieczyli jeden przedmiot będący źródłem promieniowania, oraz prawie 200 próbek chemikaliów.

Celebrytka do ministra spraw zagranicznych: Ma pan 24 godziny na przeprosiny z ostatniej chwili
Celebrytka do ministra spraw zagranicznych: Ma pan 24 godziny na przeprosiny

"Widziałam różne odloty i stany świadomości, ale czegoś takiego i to jeszcze w wykonaniu wydawałoby się poważnego polityka - jeszcze nie" - pisze w mediach społecznościowych celebrytka Marianna Schreiber, odnosząc się do wpisu szefa MSZ Radosława Sikorskiego.

Barbara Piela skazana za satyrę z Owsiakiem gorące
Barbara Piela skazana za satyrę z Owsiakiem

Znana autorka tzw. "Plastusiów" została skazana za satyrę z Jerzym Owsiakiem. Razem z nią zostali skazani dziennikarze Telewizji Republika, a wcześniej TVP Michał Rachoń i Krystian Krawiel. Nie została nawet powiadomiona o terminie rozprawy.

Sędzia Manowska: Premier ogłosił, że doszło do porozumienia z prawnikami? Z którymi prawnikami? z ostatniej chwili
Sędzia Manowska: Premier ogłosił, że doszło do porozumienia z prawnikami? Z którymi prawnikami?

- Premier szumnie ogłosił, że doszło do porozumienia z prawnikami. Z którymi prawnikami? To jest po prostu działalność absolutnie jednostronna - tak piątkowe spotkanie premiera Tuska i szefa ministra sprawiedliwości Adama Bodnara ze środowiskami prawniczymi ws. zmiany statusu tzw. neosędziów oceniła prof. Małgorzata Manowska - przewodnicząca TS, I prezes Sądu Najwyższego.

Niemcy wybudują swoje CPK do 2030 roku Wiadomości
Niemcy wybudują swoje CPK do 2030 roku

Jak podaje Lufthansa w komunikacie prasowym, firma planuje do 2030 roku zainwestować prawie 600 milionów euro w gruntowną modernizację hubu cargo na lotnisku we Frankfurcie.

REKLAMA

[Felieton „TS”] Marek Jan Chodakiewicz: Studia w Kalifornii: Lekcja islamu

Przygotowany emocjonalnie – bardziej niż intelektualnie – zacząłem moją przygodę uniwersytecką w północnej Kalifornii w 1982 r. Islam funkcjonował w moim życiu jako nurt podrzędny w stosunku do mojego głównego zainteresowania, jakim była sowietologia, a oprócz tego fascynowała mnie przez wiele lat Japonia. Ale islam nigdy nie zniknął. Wprost przeciwnie – był stale obecny.
Marek Jan Chodakiewicz [Felieton „TS”] Marek Jan Chodakiewicz: Studia w Kalifornii: Lekcja islamu
Marek Jan Chodakiewicz / Tygodnik Solidarność

Poruszałem się między College’em w San Mateo (CSM), Uniwersytetem Stanforda, Uniwersytetem Kalifornijskim w Berkeley oraz Uniwersytetem Stanowym w San Francisco (SFSU). W CSM islam wystąpił epizodycznie: wykładowca astronomii wspomniał krótko o osiągnięciach muzułmańskich naukowców w Azji Środkowej. Nie wspomniał jednak, że ich praca była integralnie związana również z astrologią. Moja wyśmienita lektorka angielskiego (która mnie nauczyła pisać) profesor Betty M. Pex (1923–2017) nadmieniła raz, że Biblia Króla Jakuba (King James Bible) jest dla literatury angielskiej tym samym, czym Koran dla arabskiej poezji. Niewiele informacji, ale jakoś wbiło mi się w pamięć. Kolejne ziarno zostało zasiane.

Porządek w świecie dyplomacji

W Stanford i Berkely pokazywały się światowe sławy, również od islamu. Niestety ani nie miałem czasu, aby się temu bliżej przyjrzeć, ani nie doceniałem wtedy jeszcze konieczności całościowego zgłębienia tematu. Brałem tylko to, co myślałem, że mnie interesuje, oraz to, co uważałem za konieczne dla moich głównych zainteresowań.

Wyjątkowo na Uniwersytecie Stanowym w San Francisco profesor Marion Rappe (1928–2005) uporządkował dla mnie świat dyplomacji bałkańskiej w XIX w. Pokazał z lotu ptaka wielką grę Wielkich Potęg – z dala od karzełków, malutkich, pokonanych narodów. Parafrazował księcia Ottona von Bismarcka: „Może Bałkany nie są warte kości nawet jednego pomorskiego grenadiera, ale są zawsze warte poznania, są bowiem sworzniem geopolitycznym między imperiami Habsburgów, Hohenzollernów, Romanowów i Osmanów. To klucz do XIX i XX wieku!”. Profesor Rappe pokazał nam, jak padający turecki słabeusz nauczył się na przykładzie rozbiorów Rzeczypospolitej, jak uniknąć jej losów za pomocą gry dyplomatycznej, w ramach której Istambuł balansował na krawędzi, wyzyskując sprzeczność interesów Wielkich Potęg. Uznano, że nie jest w interesie doktryny równowagi sił, aby całkowicie zniszczyć Wysoką Portę.

Robiono to bardzo powoli i po kawałku. Wiedza ta przydała mi się potem na Uniwersytecie Columbia, o czym za chwilę.
Oprócz wykładów profesora Rappe’a na studiach licencjackich moje zainteresowanie islamem do dużego stopnia nie było usystematyzowane. Na przykład uczęszczałem na zajęcia, seminaria i wykłady o imperium bizantyjskim, które prowadził profesor William N. Bonds w SFSU. Zazębiało się to naturalnie z dżihadem Arabów i Turków, ale nie było naświetlone adekwatnie do potrzeb. Te zajęcia o wiele bardziej przydały mi się do zrozumienia historii Rusi i Moskwy, niż do zgłębienia wczesnego kalifatu, a w tym napaści Umajjadów, wypraw Abysydów, walk Seldżuków, a w końcu i zwycięskiej ofensywy Turków osmańskich przeciw Bałkanom i samemu Konstantynopolowi. Żałuję, że wewnętrzne tarcia w Imperium Bizantyjskim nie zostały naświetlone bardziej w kontekście rozmaitych procesów zachodzących jednocześnie w światach islamu. Pomogłoby to na przykład lepiej zrozumieć kryzys ikonoklastyczny, w czasie którego niektórzy prawosławni Grecy usiłowali wprowadzić zaczerpnięte z islamu restrykcje na ukazywanie boskich wizerunków. Nie przypominam sobie też, aby mówiono o związku koncepcji kalifa (przywódcy politycznego i jednocześnie duchownego) z cezaropapizmem. Czy wpływały na siebie wzajemnie, czy też bizantyjski model powielono w Medinie? Niemniej jednak profesor Bonds nauczył nas, jak przez niemal 1000 lat Grecy stali na straży cywilizacji chrześcijańskiej i nie tylko przekazali nam skarby intelektualne i artystyczne antyku, ale również walczyli – w zasadzie osamotnieni – przeciwko zalewowi islamu.

Podobnie profesor J. Chester Cheng w SFSU w swoim seminarium o historii Azji relegował mahometanizm do elementu wtórnego, niejako obcego na Dalekim Wschodzie. W jego rozumowaniu miejscowi dawali od początku islamowi odpór. Szczególnie wiele czasu poświęciliśmy walce hindusów przeciwko mahometanom w Indiach. Jednocześnie jednak podziwialiśmy cywilizację materialną, którą islam tam wybudował. W naszych wykładach o Azji Południowo-Wschodniej profesor Cheng nie podkreślał dostatecznie, że religia muzułmańska rozszerzyła się w tamtym rejonie głównie jako wynik działalności kupiecko-misjonarskiej. Sprawiał wrażenie, że prymat wiódł dżihad. Prawie zupełnie zignorował też obecność mahometanizmu w Chinach. Jednak jego wiedza pozwoliła nam wkomponować islam jako element kolorowej mozaiki cywilizacji azjatyckich.

Islam w afgańskiej formie

W Stanford i w San Francisco Bay Area (np. pamiętam świetną imprezę w Pałacu Sztuk Pięknych) słuchałem wykładów profesora Normana Daviesa. W islam raczej się nie zagłębiał, chociaż naturalnie wspominał chwałę oręża polskiego pod Wiedniem. Było to utrwalanie raczej mitów, których uczono mnie w domu, niż głębszy wgląd w tematykę, w której przecież profesor Davies się nie specjalizuje. Wyjątkiem były opowieści w Hoover Institution, głównie białych Rosjan, o oporze muzułmanów wobec bolszewików w Azji Środkowej.

Wśród plejady rozmaitych intelektualnych gwiazd pamiętam szczególnie jednego wybitnego specjalistę od islamu. Mimo że wieki XVI i XVII pozostawały poza zakresem moich badań, udało mi się wysłuchać odczytu odwiedzającego UC Berkeley światowej sławy osmanisty profesora Halila Inalcika (1916–2016), który przyjechał do nas z Uniwersytetu w Chicago. Ten trudny wykład zachęcił mnie do zgłębienia historii społecznej i gospodarczej Imperium Osmańskiego, którą do tej pory głupio ignorowałem, przypisując jej wtórną rolę do polityki zamiast równomierną, dopełniającą.

W Berkeley również miałem bezpośredni częsty kontakt z islamem w afgańskiej formie. Byłem wolontariuszem w tamtejszej komórce Amnesty International. Moja szefowa siostra Laola Hironaka (1925–2009) była uprzednio przełożoną w zakonie Sióstr Marianistek (Kongregacja Córek Maryi Niepokalanego Poczęcia/Congregation of the Daughters of Immaculate Conception). Siostra Laola pozwalała mi – naturalnie zakulisowo – zajmować się sprawami polskimi, ale ze względu na konflikt interesów (bo jestem Polakiem) koncentrowałem się głównie na Afganistanie, Kambodży, Laosie i Wietnamie. Pomagałem w organizowaniu spotkań, konferencji i imprez związanych z Afganistanem. Poznałem przy tym dzieci okrutnie okaleczone przez sowieckie bomby, mudżahedinów, jak również niektórych przedstawicieli rodziny królewskiej z klanu Durani. Zgłosiłem się wtedy na ochotnika, aby walczyć w Afganistanie. Awanturę klecił pisarz Henryk Skwarczyński i organizacja emigracyjna Pomost. Na dowódcę naszego wyznaczony był Rafał Gan-Ganowicz. Na szczęście po jakimś czasie Ronald Reagan anulował wyprawę i wysłał rakiety Stinger zamiast nas.

Cdn.

Waszyngton, DC, 19 sierpnia br.

CZYTAJ TAKŻE: [Felieton „TS”] Tadeusz Płużański: Sądowy morderca „Inki”



 

Polecane
Emerytury
Stażowe