Prawa zwierząt czyli ofensywa marksizmu kulturowego
Ale zacznijmy od kwestii społeczno - gospodarczych.
Branża futerkowa w Polsce to około 13 tysięcy miejsc pracy, które - jeżeli nowe prawo zostanie uchwalone - znikną. Vacatio legis ustawy ma wynosić 6 tygodni (choć posłowie półgębkiem stwierdzili, że do druku wkradł się błąd) co oznacza, że trzynaście tysięcy osób niemal z dnia na dzień straci swoje źródło utrzymania. Ci ludzie mają rodziny, wielu z nich spłaca kredyty, utrata pracy może dla nich oznaczać oznaczać życiowy dramat, zwłaszcza w województwach, w których poziom bezrobocia znacznie odbiega od optymistycznych, rządowych statystyk.
Według danych GUS branża futrzarska to 4% polskiego eksportu artykułów rolnych zapewniająca roczne przychody w wysokości około 450 mln euro (1,9 mld złotych). Przy ogólnym poziomie eksportu może się to wydać niewielką sumą, którą można zlekceważyć. Ale trzeba pamiętać, że pieniądze te zasilają obszary wiejskie i trafiają nie do wielkich korporacji ale do małych i średnich rodzinnych przedsiębiorstw i ich pracowników. Likwidacja branży oznacza likwidację tych przychodów co zatrzyma rozwój wielu regionów Polski a niektóre nawet w rozwoju cofnie. W skrajnych przypadkach efekt może być podobny (choć nie na taką skalę oczywiście) jaki mogliśmy obserwować po likwidacji Państwowych Gospodarstw Rolnych.
Oczywiście odpowiedzialny za gospodarkę wicepremier Mateusz Morawiecki nic z tym fantem nie zrobi, nie spróbuje wpłynąć na swoich kolegów bo jego drobiazgi nie interesują. On zainteresowany jest rozwojem przemysłu na poziomie korporacji, wielkim kapitałem i innowacyjnością, patrzy na gospodarkę poprzez pryzmat statystyk i wskaźników a nie ludzi. Może przyznać ulgi podatkowe wielkiemu, ponadnarodowemu bankowi inwestycyjnemu (takiemu jak JP Morgan) ale nie będzie się pochylał nad jakimiś małymi firemkami zatrudniającymi co najwyżej kilkadziesiąt osób - to nie jest poziom na miarę jego ambicji. Jako człowiek wyznania bankierskiego nie jest w stanie pojąć, że to właśnie ci mali i średni decydują o potędze gospodarki i państwa a nie giganci.
Ale zostawmy pieniądze i skupmy się przez chwilę na sprawach ważniejszych.
Ustawa proponowana przez Prawo i Sprawiedliwość opiera się w całości na koncepcji "praw zwierząt" wynikającej z antyludzkiej ideologii marksizmu kulturowego. Pojawiła się ona w szerszym dyskursie po rewolucji roku 1968 i zakłada, że człowiek i zwierzę właściwie niewiele się od siebie różnią więc należy im się takie samo traktowanie. Z chrześcijańskiego, ale też logicznego, punktu widzenia jest to kompletny i bardzo szkodliwy absurd. Prawa (w sensie jurystycznym) mogą mieć tylko ludzie bo tylko oni są w stanie je zrozumieć - co zresztą wynika z uchwalonej w roku 1948 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, która - w artykule 1 - wywodzi prawa człowieka od tego, że jest on (człowiek) obdarzony rozumem i sumieniem. I chociaż często miałem wrażenie, że moje koty mają więcej rozumu ode mnie to jednak żadnym sposobem nie potrafię wymyślić sposobu na wytłumaczenie im, że powinny przestrzegać praw myszy.
Powtórzę zatem: prawa mogą posiadać tylko ludzie. Ale za prawami idą zawsze obowiązki. I tutaj właśnie dochodzimy do sedna problemu: bo o ile zwierzęta nie mają praw to człowiek ma wobec nich obowiązki: musi dbać o odpowiednie warunki bytowania, zapewnić pożywienie, opiekę weterynaryjną i tak dalej. Nie oznacza to jednak, że nie mogą być zabijane - wręcz przeciwnie, większość z nich właśnie po to trzyma się w niewoli by z ich ciał zrobić użytek dla człowieka. Gdyby ustawa proponowana przez Prawo i Sprawiedliwość szła w tym kierunku - czyli dążyła do egzekwowania obowiązków jakie ma człowiek wobec hodowanego przez siebie zwierzęcia - nie byłoby problemu a ja bym jej nawet nie próbował krytykować. Niestety politycy partii rządzącej chcąc całkowicie zakazać hodowli nie dość, że przyjęli istnienie "praw zwierząt" to jeszcze (patrząc przez pryzmat całej ich działalności) postawili je ponad prawami człowieka i uznając, że są one ważniejsze niż prawa człowieka (proszę porównać determinację w przepychaniu ustawy z całkowitą biernością wobec obywatelskiego projektu chroniącego życie od poczęcia) z naciskiem na prawa ludzi trudniących się hodowlą - ich los absolutnie projektodawców nie interesuje. Taka postawa jest całkowicie sprzeczna z konserwatywną (chrześcijańską) hierarchią wartości i jako taka nie może być zaakceptowana przez katolików.
Kłopot w tym, że wielu ludzi Kościoła - w tym kapłanów i zakonników - dało sobie wbić w głowy fałszywy mit świętego Franciszka rozmawiającego ze zwierzętami i twierdzi nawet, że to on zrównał zwierzęta z ludźmi nazywając ich naszymi "braćmi mniejszymi". Jest to oczywiście absolutna bzdura, z którą jednak nie sposób walczyć gdyż wtopiła się w kulturę popularną całkowicie zacierając prawdę o Franciszku jako bożym szaleńcu. Trudno w tej sytuacji oczekiwać głosu rozsądku ze strony Kościoła, instytucji - bądź co bądź - powołanej do głoszenia Prawdy i prawdy.
W tej sytuacji pozostaje tylko mieć nadzieję, że do polityków przemówią dane ekonomiczne i perspektywa utraty głosów tych, którzy na ustawie ucierpią.
Alexander Degrejt www.babaichlop.pl