Handel w niedzielę po węgiersku: nie udało się przekonać rodzin do spędzania wspólnie niedziel
Zacznijmy od sięgnięcia do słownika etymologicznego, w którym szukamy węgierskiego odpowiednika niedzieli, czyli słowa „vasárnap”. Składa się ono z dwóch elementów – „vásár”, co oznacza „targ” i „nap” czyli „dzień”. A zatem vasárnap to dzień targowy. Występuje tu więc zupełnie inna etymologiczna korelacja pomiędzy nazwą dnia a handlem, aniżeli w Polsce, gdzie tradycyjnie uznajemy, iż siódmego dnia tygodnia nic „nie działa”.
Sięgnijmy jeszcze do historii. Święty Stefan, pierwszy król Węgier, któremu kraj ten zawdzięcza chrystianizację, nakazał, by niedziela była dniem wolnym od pracy, ale powiązał handel z uczestnictwem w obrzędach religijnych. Otóż tradycyjne targi zorganizowano przy kościołach, które zresztą miały na ich organizację monopol. Po mszy można było więc zaopatrzyć się w niezbędne produkty. Odnotujmy jednak również, że w XI wieku Władysław I Święty dekretem zakazał handlowania w niedzielę, wskazując, iż jeśli ktoś widzi, że w niedzielę ktoś rozstawia swój namiot targowy, powinien mu go połamać. Za niestosowanie się do dekretu groziła kara grzywny.
Projekt. Głosowanie. Sklepy zamknięte
Inicjatywa zamykania sklepów w niedzielę, występująca także pod nazwą wolnych niedziel, pojawiła się na jesieni 2014 roku, to jest pół roku po drugim z rzędu zwycięstwie wyborczym koalicji partii Fidesz i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP). Była to inicjatywa partii KDNP – to zastrzeżenie będzie potem decydujące. Głównym argumentem za wolnymi niedzielami w handlu było to, by pracujący rodzice spędzali ten czas z dziećmi. Nacisk kładziono głównie na pracownice-matki. Projekt miał wpisywać się w narrację państwa przyjaznego rodzinie.
#REKLAMA_POZIOMA#