W świecie dobrobytu, zacierania granic i nadmiaru bodźców podstawową potrzebą staje się wybór

W świecie dobrobytu, zacierania wszelkich granic i nadmiaru bodźców podstawową potrzebą staje się wybór. Uciekamy przed: hałasem, zanieczyszczeniami, innymi ludźmi. W „strefach wolnych od” szukamy komfortu i budujemy poczucie sprawczości wraz z przywracaniem granic.
Drut kolczasty - zdjęcie poglądowe W świecie dobrobytu, zacierania granic i nadmiaru bodźców podstawową potrzebą staje się wybór
Drut kolczasty - zdjęcie poglądowe / fot. pixabay.com

Dzisiejsi czterdziesto-, pięćdziesięciolatkowie nie mają wielu takich wspomnień jak rodzinne wyjścia do restauracji czy tym bardziej bieganie po hotelowych korytarzach. Rodzice znacznie rzadziej wychodzili, a nawet wyjeżdżali ze swoimi dziećmi. Podział na miejsca tylko dla dorosłych był silniej zaznaczony i mało kto kwestionował te zasady. Maluchy jechały na kolonie, zimowiska, harcerskie obozy lub spędzały czas u dziadków. Nierzadko, gdy rodzice chcieli spędzić wieczór w kawiarni lub teatrze, dziećmi po lekcjach opiekowali się sąsiedzi, którzy sami mieli pociechy w podobnym wieku.

Elementarne potrzeby, sytuacyjne roszczenia

Dziś zmieniło się wszystko. Obiad w restauracji – cokolwiek by nie powiedzieć o wysokości cen – nie jest już egzotycznym luksusem. Dziadkowie albo sami jeszcze pracują albo zmagając się z chorobami, chodzą od lekarza do lekarza. Więzi sąsiedzkie praktycznie zanikły, dzieci nie przyzwyczajone zaś do podwórkowych zabaw i samodzielnych wyjazdów stały się niemal nieodłącznym towarzyszem swoich rodziców. Inne są też dzisiejsze kilkulatki. Silnym zmianom uległy zasady wychowawcze i społeczne oczekiwania. Ale czy faktycznie tak bardzo zmieniły się jednostkowe pragnienia człowieka wraz z ciasnymi ogrodzonymi osiedlami, życiem w ciągłym biegu i permanentnym hałasie? Całodobowe lokale rozrywkowe, uciążliwe budowy w środku miasta, nocne wyścigi samochodowe i motocyklowe tylko w teorii przesunęły granice naszej wrażliwości. Chcemy odzyskać zawieszone prawa do odpoczynku, czystego powietrza i ciszy. Stąd zamiast norm regulowanych przepisami pojawiają się oddolnie strefy wolne od: spalin, dymu nikotynowego, przeszkód, a nawet… dzieci. Niespełna 10 lat temu w pewnej włoskiej restauracji właściciel zainicjował eksperyment polegający na zakazie wstępu do jego obiektu małym dzieciom. W krótkim czasie ta pozornie kontrowersyjna decyzja przełożyła się na napływ wielu pełnoletnich klientów. Z marketingowego punktu widzenia restaurator odniósł wymierny sukces. W Korei Południowej w podobnym czasie także powstały „strefy wolne od dzieci” będące skutkiem nieszczęśliwego wypadku, do którego przyczynił się nieumyślnie kelner w zderzeniu z biegnącym maluchem. Według Koreańskiej Agencji Konsumenckiej (KCA) w latach 2018–2023 w hotelach i restauracjach doszło do blisko 3000 wypadków związanych z bezpieczeństwem dzieci. W każdym z nich bezwzględną winą obarczono właścicieli. Czy wobec tak ustawionych priorytetów można się dziwić popularności „stref wolnych od dzieci”? Ale to tylko wierzchołek zjawiska rozlewającego się na wiele krajów różnych kulturowo.

Nie ma rynku bez klienta

Mikołaj Juliusz Wachowicz, polonista i politolog, były nauczyciel z uprawnieniami rodziny zastępczej, w pierwszej kolejności zwraca uwagę na przebodźcowanie ludzi żyjących w miastach. Na ten czynnik wskazuje również Katarzyna Gmiterek, psycholog w warszawskiej Szkole Podstawowej Montessori im. św. Urszuli Ledóchowskiej, prywatnie mama trójki pociech.

– Dzieci są ruchliwe, ekspresyjne, jeszcze nie mają tak dobrze wykształconych umiejętności hamowania oraz kontrolowania swojego zachowania, dlatego są dużo bardziej energiczne i często bardziej hałaśliwe, niż dorośli tego oczekują. Jeżeli są w grupie oddziałują na siebie nawzajem i często bez wyraźnych i egzekwowanych granic trudno opanować ten żywioł – zauważa.

– Dzieci generują dodatkowe bodźce – wymienia w pierwszej kolejności Wachowicz. – Z moich obserwacji wynika też, że ludziom bardzo poważnym, pozbawionym poczucia humoru towarzystwo dzieci kojarzy się z infantylizacją; najmłodsi nie są dla nich partnerami w rozmowie. Poza tym niektórzy dorośli wstydzą się albo obawiają podejmować pewne tematy w obecności dzieci. Nie czują się komfortowo, swobodnie, zatem nie poruszają przy nich i dla ich dobra kontrowersyjnych treści typu samobójstwa, przemoc na wojnie. I dlatego woleliby spotkać się z interlokutorami w strefie wolnej od małoletnich – dodaje.

– Rynek jest odpowiedzią na wyraźną potrzebę – analizuje zjawisko Katarzyna Gmiterek.

Komentarze na forach internetowych i pod tematycznymi artykułami pokazują, jakie przesłanki stoją za takimi potrzebami. Wybrałam opinie, w których powtarzają się te same wątki:

„Dobrze wychowane dzieci i kulturalne mamy nikomu nie przeszkadzają. Niestety do restauracji zaczęli chodzić ludzie, którzy nie mają pojęcia o kulturze, o zachowaniu przy stole, nie mają zamiaru tego uczyć swoich dzieci. Problem nie leży w dzieciach, ale w braku kultury i wychowania. Dobrze by było, gdyby dzieci przychodziły, patrzyły, jak należy się zachować, ale często od dzieci nic się nie wymaga”.
„Jeśli dziecko jest dobrze wychowane, to nie mam z tym żadnego problemu, ale jeśli rodzic jest zdania że «płacę, wymagam», a moje dziecko jest pępkiem świata i może krzyczeć, biegać itd., no to sorry... Powinny być do tego specjalnie przystosowane miejsca […]. Dla mnie wyjście do restauracji jest rodzajem luksusu, rozrywki, więc dlaczego mam wysłuchiwać wrzasków?”.

„Są ludzie, którzy nie rozumieją, że życie w społeczeństwie nakłada na jednostkę pewne ograniczenia. Zastanawiam się, czy jest to efekt migracji ze wsi do miast, czy pokolenie «róbta, co chceta»? Jedno jest pewne. Brak kultury i bezmyślność, połączone z egoizmem”.
Nieodpowiednie wychowanie wynikające z egoizmu i deficytów obyczajowych to jednak błędy, które popełniają dorośli. Dziecko porusza się w obszarze wyznaczonym przez rodziców i najbliższe otoczenie. Z ankiety znalezionej w internecie dowiaduję się, że tylko 10% bywalców restauracji nie przeszkadza zachowanie dzieci, a mimo tego 23% reaguje wyłącznie, gdy już nie jest w stanie wytrzymać dyskomfortowej sytuacji. Zaledwie 8% prosi obsługę o interwencję. Niemal 60% zjada szybko swoją porcję i wychodzi z lokalu lub cierpi w milczeniu. Boimy się, czy nie czujemy już odpowiedzialności za własne społeczeństwo?

Inny świat, inny człowiek

Jedni powiedzą, że współczesnym dzieciom wolno dużo więcej. Drudzy, że mają więcej, ale – wyzwań i problemów emocjonalnych. Każde z tych spostrzeżeń jest trafne.

Dr Rima Gaidamowicz w publikacji „ADHD – plaga XXI wieku?” (2018) przedstawia dwa medyczne stanowiska w kwestii rozwoju zaburzenia i prognoz jego społecznej dynamiki. „Nadspodziewanie szybki rozwój technologii, komputerów, internetu, telefonii komórkowej itp., jaki dokonał się w ciągu ostatnich 20–30 lat, sprawił, że komunikacja międzyludzka oraz sposób spędzania czasu uległy radykalnym przekształceniom, pojawiły się nowe wymagania społeczne i metody działania, co wymusiło zmianę w zakresie podziału uwagi, a tymczasem działanie mózgu nie dostosowuje się tak błyskawicznie do nowych warunków, co z kolei mogło spowodować wystąpienie objawów czynnościowych, które zwykle mogłyby świadczyć o chorobie psychicznej. W dzisiejszym świecie zmiany w zakresie koncentracji uwagi, emocji oraz zachowania mogą wynikać ze zmieniającego się społecznego profilu człowieka”.

Zmiany są nam narzucone przez dynamikę cywilizacyjną, ale stanowią także pokłosie naszych świadomych decyzji. Katarzyna Gmiterek zauważa, że w rozmowach z rodzicami pojawia się często stwierdzenie: „Nie chcemy popełniać tych samych błędów, które popełniono wobec nas”. Dlatego zbyt mała ingerencja w zachowanie dziecka stanowi niejednokrotnie przejaw troski będącej odpowiedzią na przeżycia z własnego dzieciństwa, z epoki silnej krytyki i opresyjnych wymagań. Katarzyna Gmiterek dostrzega również nowy trend społeczny, który w znacznie większym stopniu bierze pod uwagę potrzeby dzieci i przedkłada je nad wychowaniem. Jednocześnie po pandemii wiele osób zdało sobie sprawę z potrzeby budowania samodzielności i zaradności w dzieciach. Rodzicie przy wyborze szkoły zaczęli zwracać uwagę na to, jakie oferuje ona wyzwania. Czyżby skończył się czas „pokolenia płatków śniegu”?

A jak wyglądają statystyki? Co piąty Polak uważa, że współcześni rodzice są nadmiernie opiekuńczy – takie dane wyłaniają się z badań opublikowanych przez CBOS w 2022 r. Poprzedni sondaż o tej tematyce został przeprowadzony w 2009 r. Aktualny model wychowawczy w znacznie większym stopniu promuje koncentrację na własnych sprawach, umiejętności walki oraz osobistym spełnieniu. „Chcę, by moje dziecko postępowało moralnie” – cecha najwyżej punktowana 15 lat temu – w najnowszym badaniu znalazła się dopiero na czwartym miejscu. To dobitnie pokazuje esencję zmian społecznych z regresem etyki na rzecz walki o przetrwanie w świecie nie tylko dostatku, ale również naznaczonym kolejnymi epidemiami i wojnami.

Wylanie dziecka z kąpielą

Budując tzw. strefy wolne od konkretnych działań czy osób – owszem, tworzymy sobie pożądany aktualnie azyl, ale jednocześnie – jakże często – zadeptujemy pozytywne skutki naszych dążeń. Bo separując się od nieporadnych rodzin z małymi dziećmi, odmawiamy im społecznego wsparcia w wychowaniu i socjalizacji młodego pokolenia, z którym tak czy inaczej zetkniemy się i my, i nasze dzieci w bliższej lub dalszej przyszłości. Mniej zaradni rodzice nie muszą wcale być etatowymi egoistami i ludźmi z bagażem dysfunkcji. Tylko jaka będzie ich reakcja na zwrócenie uwagi w miejscu publicznym, do którego przychodzą nie respektując norm? Nasza empatia może spotkać się z wrogością i być potraktowana jak atak na sferę prywatną, mimo że została ona przeniesiona do sfery wspólnej. W tym miejscu nasuwa się nawiązanie do profetycznej filozofii Joségo Ortegi y Gasseta, który trafnie ze 100-letnim wyprzedzeniem opisał nasze aktualne społeczeństwo. W ponadczasowym „Buncie mas” przedstawił współczesną kulturę masową jako zjawisko roszczeniowości i braku chęci skoncentrowania uwagi na drugiej osobie. Autor pisał: „Człowiek masowy uważa się za uosobienie doskonałości; żąda, by pospolitość stała się prawem powszechnym; ma zestaw gotowych «myśli», ale nie posiada umiejętności myślenia”.

CZYTAJ TAKŻE:


 

POLECANE
Morderca i gwałciciel dzieci. Mariusz Trynkiewicz nie żyje z ostatniej chwili
Morderca i gwałciciel dzieci. Mariusz Trynkiewicz nie żyje

- Seryjny morderca i przestępca seksualny zwany „Szatanem z Piotrkowa” Mariusz Trynkiewicz zmarł w wieku 62 lat - podaje portal gostynin24.pl. Media potwierdziły net fakt w rozmowie z rzecznikiem prasowym Dyrektora Generalnego Służby Więziennej.

Pogoda na najbliższe dni. Jest komunikat IMGW Wiadomości
Pogoda na najbliższe dni. Jest komunikat IMGW

Nad wschodnimi krańcami Europy utrzymają się układy niskiego ciśnienia, przynosząc chłodne temperatury i opady śniegu na południu kraju – informuje IMGW.

Jaś Kapela otrzymał roczne stypendium ministerstwa kultury Wiadomości
Jaś Kapela otrzymał roczne stypendium ministerstwa kultury

Jaś Kapela otrzymał stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Polityk PiS przekazał, że skieruje interpelację do ministerstwa, w której będzie żądał informacji o tym, za co i w jakiej wysokości stypendium dostał Kapela.

Polska zablokowała przelot słowackiej delegacji do Moskwy? MSZ reaguje Wiadomości
Polska zablokowała przelot słowackiej delegacji do Moskwy? MSZ reaguje

Rzecznik MSZ Paweł Wroński poinformował PAP, że Polska nie odmówiła słowackiej delegacji, która w niedzielę rozpoczęła wizytę w Moskwie, możliwości przelotu nad swoim terytorium. Według Wrońskiego strona słowacka wysłała niekompletne dokumenty, a poproszona o ich uzupełnienie zdecydowała o zmianie trasy.

W Bukareszcie wielotysięczna demonstracja przeciwko manipulacjom wyborczym gorące
W Bukareszcie wielotysięczna demonstracja przeciwko manipulacjom wyborczym

Tysiące Rumunów protestowało w niedzielę w Bukareszcie przeciwko decyzji o unieważnieniu wyborów prezydenckich.

Zgrzyt w koalicji. Nowacka wbija szpilę Kosiniakowi-Kamyszowi Wiadomości
Zgrzyt w koalicji. Nowacka wbija szpilę Kosiniakowi-Kamyszowi

"Ktoś znów pomylił MON z MEN jak czytam" – skomentowała stanowisko wicepremiera Władysława Kosiniaka-Kamysza w sprawie "edukacji zdrowotnej" minister edukacji Barbara Nowacka.

Wybory prezydenckie w Chorwacji. Są wyniki exit poll z ostatniej chwili
Wybory prezydenckie w Chorwacji. Są wyniki exit poll

Według badania exit poll, ubiegający się o reelekcję Zoran Milanović wygrywa wybory prezydenckie zdobywając 77,86 proc. głosów.

Cofka nad Bałtykiem. Woda zalewa ulice i przesiąka przez wały Wiadomości
Cofka nad Bałtykiem. Woda zalewa ulice i przesiąka przez wały

Strażacy odnotowali interwencje związane z cofką w miejscowościach nadmorskich: w Sztutowie, Kątach Rybackich, Świerznicy, Rewie i Mechelinkach – podała straż pożarna w Gdańsku. Niebezpieczna sytuacja jest także w Elblągu.

Wybory w Niemczech. Agenda 2030 - niemieccy chadecy mają plan tylko u nas
Wybory w Niemczech. Agenda 2030 - niemieccy chadecy "mają plan"

Agenda 2030 – tak nazywa się chadeckie panaceum na postępującą zapaść niemieckiej gospodarki. A sytuacja jest na tyle poważna, że Friedrich Merz ściąga na pomoc autorytet samego Konrada Adenauera porównując przełom roku 1949 do tego, który ma nastąpić jego zdaniem w 2025 r. wraz z wyborami parlamentarnymi. I w istocie, ta krótka kampania wyborcza w Niemczech jest jakaś inna. Nie jednak za sprawą patosu Merza czy nieporadności kampanijnej Olafa Scholza a na skutek dość bezpardonowych ukąszeń zza Oceanu.

Gwiazda znanego programu w żałobie. Proszę was o modlitwę z ostatniej chwili
Gwiazda znanego programu w żałobie. "Proszę was o modlitwę"

Gwiazda programu "Królowe życia" Monika Chwajoł przekazała smutną wiadomość o śmierci swojego ojca.

REKLAMA

W świecie dobrobytu, zacierania granic i nadmiaru bodźców podstawową potrzebą staje się wybór

W świecie dobrobytu, zacierania wszelkich granic i nadmiaru bodźców podstawową potrzebą staje się wybór. Uciekamy przed: hałasem, zanieczyszczeniami, innymi ludźmi. W „strefach wolnych od” szukamy komfortu i budujemy poczucie sprawczości wraz z przywracaniem granic.
Drut kolczasty - zdjęcie poglądowe W świecie dobrobytu, zacierania granic i nadmiaru bodźców podstawową potrzebą staje się wybór
Drut kolczasty - zdjęcie poglądowe / fot. pixabay.com

Dzisiejsi czterdziesto-, pięćdziesięciolatkowie nie mają wielu takich wspomnień jak rodzinne wyjścia do restauracji czy tym bardziej bieganie po hotelowych korytarzach. Rodzice znacznie rzadziej wychodzili, a nawet wyjeżdżali ze swoimi dziećmi. Podział na miejsca tylko dla dorosłych był silniej zaznaczony i mało kto kwestionował te zasady. Maluchy jechały na kolonie, zimowiska, harcerskie obozy lub spędzały czas u dziadków. Nierzadko, gdy rodzice chcieli spędzić wieczór w kawiarni lub teatrze, dziećmi po lekcjach opiekowali się sąsiedzi, którzy sami mieli pociechy w podobnym wieku.

Elementarne potrzeby, sytuacyjne roszczenia

Dziś zmieniło się wszystko. Obiad w restauracji – cokolwiek by nie powiedzieć o wysokości cen – nie jest już egzotycznym luksusem. Dziadkowie albo sami jeszcze pracują albo zmagając się z chorobami, chodzą od lekarza do lekarza. Więzi sąsiedzkie praktycznie zanikły, dzieci nie przyzwyczajone zaś do podwórkowych zabaw i samodzielnych wyjazdów stały się niemal nieodłącznym towarzyszem swoich rodziców. Inne są też dzisiejsze kilkulatki. Silnym zmianom uległy zasady wychowawcze i społeczne oczekiwania. Ale czy faktycznie tak bardzo zmieniły się jednostkowe pragnienia człowieka wraz z ciasnymi ogrodzonymi osiedlami, życiem w ciągłym biegu i permanentnym hałasie? Całodobowe lokale rozrywkowe, uciążliwe budowy w środku miasta, nocne wyścigi samochodowe i motocyklowe tylko w teorii przesunęły granice naszej wrażliwości. Chcemy odzyskać zawieszone prawa do odpoczynku, czystego powietrza i ciszy. Stąd zamiast norm regulowanych przepisami pojawiają się oddolnie strefy wolne od: spalin, dymu nikotynowego, przeszkód, a nawet… dzieci. Niespełna 10 lat temu w pewnej włoskiej restauracji właściciel zainicjował eksperyment polegający na zakazie wstępu do jego obiektu małym dzieciom. W krótkim czasie ta pozornie kontrowersyjna decyzja przełożyła się na napływ wielu pełnoletnich klientów. Z marketingowego punktu widzenia restaurator odniósł wymierny sukces. W Korei Południowej w podobnym czasie także powstały „strefy wolne od dzieci” będące skutkiem nieszczęśliwego wypadku, do którego przyczynił się nieumyślnie kelner w zderzeniu z biegnącym maluchem. Według Koreańskiej Agencji Konsumenckiej (KCA) w latach 2018–2023 w hotelach i restauracjach doszło do blisko 3000 wypadków związanych z bezpieczeństwem dzieci. W każdym z nich bezwzględną winą obarczono właścicieli. Czy wobec tak ustawionych priorytetów można się dziwić popularności „stref wolnych od dzieci”? Ale to tylko wierzchołek zjawiska rozlewającego się na wiele krajów różnych kulturowo.

Nie ma rynku bez klienta

Mikołaj Juliusz Wachowicz, polonista i politolog, były nauczyciel z uprawnieniami rodziny zastępczej, w pierwszej kolejności zwraca uwagę na przebodźcowanie ludzi żyjących w miastach. Na ten czynnik wskazuje również Katarzyna Gmiterek, psycholog w warszawskiej Szkole Podstawowej Montessori im. św. Urszuli Ledóchowskiej, prywatnie mama trójki pociech.

– Dzieci są ruchliwe, ekspresyjne, jeszcze nie mają tak dobrze wykształconych umiejętności hamowania oraz kontrolowania swojego zachowania, dlatego są dużo bardziej energiczne i często bardziej hałaśliwe, niż dorośli tego oczekują. Jeżeli są w grupie oddziałują na siebie nawzajem i często bez wyraźnych i egzekwowanych granic trudno opanować ten żywioł – zauważa.

– Dzieci generują dodatkowe bodźce – wymienia w pierwszej kolejności Wachowicz. – Z moich obserwacji wynika też, że ludziom bardzo poważnym, pozbawionym poczucia humoru towarzystwo dzieci kojarzy się z infantylizacją; najmłodsi nie są dla nich partnerami w rozmowie. Poza tym niektórzy dorośli wstydzą się albo obawiają podejmować pewne tematy w obecności dzieci. Nie czują się komfortowo, swobodnie, zatem nie poruszają przy nich i dla ich dobra kontrowersyjnych treści typu samobójstwa, przemoc na wojnie. I dlatego woleliby spotkać się z interlokutorami w strefie wolnej od małoletnich – dodaje.

– Rynek jest odpowiedzią na wyraźną potrzebę – analizuje zjawisko Katarzyna Gmiterek.

Komentarze na forach internetowych i pod tematycznymi artykułami pokazują, jakie przesłanki stoją za takimi potrzebami. Wybrałam opinie, w których powtarzają się te same wątki:

„Dobrze wychowane dzieci i kulturalne mamy nikomu nie przeszkadzają. Niestety do restauracji zaczęli chodzić ludzie, którzy nie mają pojęcia o kulturze, o zachowaniu przy stole, nie mają zamiaru tego uczyć swoich dzieci. Problem nie leży w dzieciach, ale w braku kultury i wychowania. Dobrze by było, gdyby dzieci przychodziły, patrzyły, jak należy się zachować, ale często od dzieci nic się nie wymaga”.
„Jeśli dziecko jest dobrze wychowane, to nie mam z tym żadnego problemu, ale jeśli rodzic jest zdania że «płacę, wymagam», a moje dziecko jest pępkiem świata i może krzyczeć, biegać itd., no to sorry... Powinny być do tego specjalnie przystosowane miejsca […]. Dla mnie wyjście do restauracji jest rodzajem luksusu, rozrywki, więc dlaczego mam wysłuchiwać wrzasków?”.

„Są ludzie, którzy nie rozumieją, że życie w społeczeństwie nakłada na jednostkę pewne ograniczenia. Zastanawiam się, czy jest to efekt migracji ze wsi do miast, czy pokolenie «róbta, co chceta»? Jedno jest pewne. Brak kultury i bezmyślność, połączone z egoizmem”.
Nieodpowiednie wychowanie wynikające z egoizmu i deficytów obyczajowych to jednak błędy, które popełniają dorośli. Dziecko porusza się w obszarze wyznaczonym przez rodziców i najbliższe otoczenie. Z ankiety znalezionej w internecie dowiaduję się, że tylko 10% bywalców restauracji nie przeszkadza zachowanie dzieci, a mimo tego 23% reaguje wyłącznie, gdy już nie jest w stanie wytrzymać dyskomfortowej sytuacji. Zaledwie 8% prosi obsługę o interwencję. Niemal 60% zjada szybko swoją porcję i wychodzi z lokalu lub cierpi w milczeniu. Boimy się, czy nie czujemy już odpowiedzialności za własne społeczeństwo?

Inny świat, inny człowiek

Jedni powiedzą, że współczesnym dzieciom wolno dużo więcej. Drudzy, że mają więcej, ale – wyzwań i problemów emocjonalnych. Każde z tych spostrzeżeń jest trafne.

Dr Rima Gaidamowicz w publikacji „ADHD – plaga XXI wieku?” (2018) przedstawia dwa medyczne stanowiska w kwestii rozwoju zaburzenia i prognoz jego społecznej dynamiki. „Nadspodziewanie szybki rozwój technologii, komputerów, internetu, telefonii komórkowej itp., jaki dokonał się w ciągu ostatnich 20–30 lat, sprawił, że komunikacja międzyludzka oraz sposób spędzania czasu uległy radykalnym przekształceniom, pojawiły się nowe wymagania społeczne i metody działania, co wymusiło zmianę w zakresie podziału uwagi, a tymczasem działanie mózgu nie dostosowuje się tak błyskawicznie do nowych warunków, co z kolei mogło spowodować wystąpienie objawów czynnościowych, które zwykle mogłyby świadczyć o chorobie psychicznej. W dzisiejszym świecie zmiany w zakresie koncentracji uwagi, emocji oraz zachowania mogą wynikać ze zmieniającego się społecznego profilu człowieka”.

Zmiany są nam narzucone przez dynamikę cywilizacyjną, ale stanowią także pokłosie naszych świadomych decyzji. Katarzyna Gmiterek zauważa, że w rozmowach z rodzicami pojawia się często stwierdzenie: „Nie chcemy popełniać tych samych błędów, które popełniono wobec nas”. Dlatego zbyt mała ingerencja w zachowanie dziecka stanowi niejednokrotnie przejaw troski będącej odpowiedzią na przeżycia z własnego dzieciństwa, z epoki silnej krytyki i opresyjnych wymagań. Katarzyna Gmiterek dostrzega również nowy trend społeczny, który w znacznie większym stopniu bierze pod uwagę potrzeby dzieci i przedkłada je nad wychowaniem. Jednocześnie po pandemii wiele osób zdało sobie sprawę z potrzeby budowania samodzielności i zaradności w dzieciach. Rodzicie przy wyborze szkoły zaczęli zwracać uwagę na to, jakie oferuje ona wyzwania. Czyżby skończył się czas „pokolenia płatków śniegu”?

A jak wyglądają statystyki? Co piąty Polak uważa, że współcześni rodzice są nadmiernie opiekuńczy – takie dane wyłaniają się z badań opublikowanych przez CBOS w 2022 r. Poprzedni sondaż o tej tematyce został przeprowadzony w 2009 r. Aktualny model wychowawczy w znacznie większym stopniu promuje koncentrację na własnych sprawach, umiejętności walki oraz osobistym spełnieniu. „Chcę, by moje dziecko postępowało moralnie” – cecha najwyżej punktowana 15 lat temu – w najnowszym badaniu znalazła się dopiero na czwartym miejscu. To dobitnie pokazuje esencję zmian społecznych z regresem etyki na rzecz walki o przetrwanie w świecie nie tylko dostatku, ale również naznaczonym kolejnymi epidemiami i wojnami.

Wylanie dziecka z kąpielą

Budując tzw. strefy wolne od konkretnych działań czy osób – owszem, tworzymy sobie pożądany aktualnie azyl, ale jednocześnie – jakże często – zadeptujemy pozytywne skutki naszych dążeń. Bo separując się od nieporadnych rodzin z małymi dziećmi, odmawiamy im społecznego wsparcia w wychowaniu i socjalizacji młodego pokolenia, z którym tak czy inaczej zetkniemy się i my, i nasze dzieci w bliższej lub dalszej przyszłości. Mniej zaradni rodzice nie muszą wcale być etatowymi egoistami i ludźmi z bagażem dysfunkcji. Tylko jaka będzie ich reakcja na zwrócenie uwagi w miejscu publicznym, do którego przychodzą nie respektując norm? Nasza empatia może spotkać się z wrogością i być potraktowana jak atak na sferę prywatną, mimo że została ona przeniesiona do sfery wspólnej. W tym miejscu nasuwa się nawiązanie do profetycznej filozofii Joségo Ortegi y Gasseta, który trafnie ze 100-letnim wyprzedzeniem opisał nasze aktualne społeczeństwo. W ponadczasowym „Buncie mas” przedstawił współczesną kulturę masową jako zjawisko roszczeniowości i braku chęci skoncentrowania uwagi na drugiej osobie. Autor pisał: „Człowiek masowy uważa się za uosobienie doskonałości; żąda, by pospolitość stała się prawem powszechnym; ma zestaw gotowych «myśli», ale nie posiada umiejętności myślenia”.

CZYTAJ TAKŻE:



 

Polecane
Emerytury
Stażowe