Ordo Iuris komentuje rezolucje PE ws. praworządności: Mocno zideologizowana, polityczna
Innym przykładem bardzo jednostronnego prezentowania sytuacji w Polsce są stwierdzenia mówiące o wszczynaniu postępowań o wykroczenia wobec „osób uczestniczących w pokojowych manifestacjach”. Europosłowie pomijają fakt, że zarzuty dotyczą najczęściej nie tyle udziału w protestach, co zakłócania przebiegu innych pokojowych zgromadzeń. Postępowania w takich sprawach oparte są o przepisy art. 249 kodeksu karnego i art. 52 kodeksu wykroczeń, obecnych i stosowanych w polskim systemie prawnym od ponad 20 lat. Dotyczą one przy tym nie tylko przeciwników obecnego rządu, ale także osób które protestowały przeciwko „paradom równości”. Nie jest to zatem mechanizm ograniczający prawo do zgromadzeń, tylko element obowiązującego od dawna prawa. Warto przy tym zauważyć – co pomijają europosłowie – że w ostatnich dwóch latach nieporównywalnie rzadziej niż dotychczas działania wobec manifestantów podejmowały Oddziały Prewencji Policji wyposażone w pałki szturmowe, gaz łzawiący, czy broń gładkolufową – incydenty takie zdarzały się wielokrotnie przed rokiem 2015.
Posłowie do PE kwestionują również niezawisłość Trybunału Konstytucyjnego. W rzeczywistości jednak, trwający od ponad dwóch lat spór dotyczy nie tyle gwarancji niezawisłości, co raczej jego składu (a konkretnie – 3 z 15 jego członków). Kształt ustawowych i konstytucyjnych gwarancji niezależności sędziów pozostał natomiast w zasadzie niezmienione. Choć można zrozumieć, że parlamentarna opozycja jest niechętnie nastawiona do sędziów wybranych głosami rządzącej większości, to mechanizm ten funkcjonuje od lat bez jakichkolwiek zasadniczych zmian – i nigdy nie stanowił podstaw do twierdzenia, że prowadzi do uzależnienia Trybunału od władzy ustawodawczej czy wykonawczej.
Bardzo mało konkretnie brzmią również stwierdzenia o „głębokim zaniepokojeniu”, jakie wzbudzać mają prace nad ustawami regulującymi ustrój sądownictwa, które mają „strukturalnie naruszać sędziowską niezawisłość”. Nie wskazano bowiem żadnych konkretnych rozwiązań prawnych, które miałyby mieć ten skutek. Dotychczasowy przebieg prac nad projektami legislacyjnymi regulującymi ustrój sądownictwa w Polsce pokazuje, że funkcjonujące mechanizmy kontroli politycznej (weto prezydenckie) działają skutecznie i z formułowaniem ocen podobnie stanowczych co te, zawarte w projekcie rezolucji, należy poczekać.
W dwóch miejscach projektu poruszono również wątek aborcji. Sformułowano kontrowersyjną tezę o związku między prawami człowieka a tzw. zdrowiem seksualnym i reprodukcyjnym kobiet, która rzekomo ma mieć oparcie w prawie unijnym, orzecznictwie międzynarodowym, a nawet polskim prawie konstytucyjnym. Nie jest to jednak prawda - pojęcie "zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego" nie jest pojęciem prawnym, lecz polityczno-publicystycznym wykorzystywanym w narracji środowisk lewicowych do forsowania radykalnych postulatów, zwłaszcza zniesienia ochrony prawnej dzieci przed narodzeniem. Tymczasem, ani prawo Unii Europejskiej, ani standardy Rady Europy, ani Konstytucja RP nie przyznaje kobietom prawa do aborcji czy antykoncepcji.
O ideologicznym charakterze rezolucji świadczy również pochwała czarnych marszy w przedostatnim umocowaniu projektu. Finansowane ze środków G. Sorosa akcje polityczne chwali się za to, że zapobiegły wprowadzeniu pełnej ochrony życia dzieci w prenatalnych okresie ich rozwoju. W świetle deklarowanego przedmiotu rezolucji, którym ma być "stan demokracji i rządów prawa w Polsce", właściwsze byłoby raczej ubolewanie nad faktem, że podjęta przez obywateli próba ochrony praw najmłodszych i najsłabszych Polaków została zniweczona.
Wszystko to sprawia, że projekt rezolucji należy uznać za działanie stricte polityczne będące przedłużeniem politycznej i ideowej konfrontacji mającej miejsce w Polsce, na poziom Unii Europejskiej.
źródło: Ordo Iuris