Kryzys polityczny w Niemczech. Upadek rządu to tylko wierzchołek góry lodowej

Upadek rządu w Niemczech to tylko wierzchołek góry lodowej problemów za naszą zachodnią granicą. Wątpliwe, by przyspieszone wybory zaplanowane na 23 lutego przyniosły Niemcom stabilizację polityczną lub rozwiązanie problemów gospodarczych. Kryzys w obu wiodących państwach UE oznacza zaś rozchwianie całej Europy.
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz Kryzys polityczny w Niemczech. Upadek rządu to tylko wierzchołek góry lodowej
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz / PAP/EPA/Clemens Bilan

Przez długie dekady po II wojnie światowej, a tym bardziej po zjednoczeniu RFN i NRD w 1990 r. i upadku bloku wschodniego, spokój w Niemczech był fundamentem stabilnego porządku politycznego w Europie. Krajem naprzemiennie rządzili chadecy i socjaldemokraci, którzy łącznie gromadzili ponad 80%, a niekiedy nawet ponad 90% głosów. Od wojny miał zaledwie dziewięcioro kanclerzy, gdy sąsiednie Włochy ponad trzydziestu premierów. Pokazywało to nie tylko siłę instytucji czy kultury politycznej, ale też względne zadowolenie społeczeństwa z sytuacji w ich kraju i słynnej Erhardowskiej społecznej gospodarki rynkowej, w latach 70. uzupełnionej o mocniejszy komponent socjalny.

Niemcy były bowiem wyraźnym beneficjentem globalizacji, wolnego handlu i powstania strefy euro. Niemiecki przemysł korzystał z rosyjskich surowców, eksportował swoje produkty na cały świat, a niemieckie firmy zdominowały postkomunistyczną Europę Środkowo-Wschodnią. Berlin stopniowo coraz bardziej odjeżdżał Paryżowi, choć pierwotnie zgodnie z założeniami generała Charles’a de Gaulle’a „Francja miała być dżokejem, a Niemcy koniem”. Niemcy rozwijały relacje handlowe z Chinami i Rosją, jednocześnie pozostając kluczowym sojusznikiem USA – to w Berlinie był „telefon, do którego trzeba dzwonić, gdy chce się porozmawiać z Europą”, którego domagał się ongiś Henry Kissinger – skądinąd urodzony w Bawarii. Amerykańscy żołnierze byli przez część Niemców odbierani jako siły okupacyjne (i rzeczywiście w takim charakterze pierwotnie nad Ren przybyli), ale stanowili też gwarancję bezpieczeństwa. Jednobiegunowa chwila dominacji liberalizmu i Pax Americana w skali świata była w dużej mierze tożsama z Pax Germanica w Europie.

Koniec epoki Merkel

W XXI w. model ten personifikowała Angela Merkel – obok Ottona von Bismarcka i Helmuta Kohla najdłużej urzędująca kanclerz w historii. Mutti była niezaprzeczalnym numerem jeden w Unii Europejskiej. Uosabiała także zrośnięcie się dwóch sił dominujących przez dekady w europejskiej polityce w wielki blok liberalny – trzy z czterech jej kadencji to „wielka koalicja” chadeków i socjaldemokratów. Merkel była przez pełne szesnaście lat fetowana przez media głównego nurtu, a gdy prezydentem USA został nieoczekiwanie Donald Trump, to ją ogłoszono „przywódczynią wolnego świata”. Jako pierwsza kanclerz od Adenauera odeszła z własnej woli, przechodząc na emeryturę wśród peanów liberalnej prasy.

Szybko jednak się okazało, że pani kapitan zeszła z okrętu, w którym było wiele dziur. Już kilka miesięcy po jej zastąpieniu w Urzędzie Kanclerskim przez Olafa Scholza runął fundament geopolitycznego i gospodarczego modelu Merkel – Rosja zaatakowała Ukrainę. Bokiem Niemcom wychodzą także inne kluczowe decyzje pani kanclerz, takie jak wycofanie się z energetyki atomowej i postawienie na daleko idącą zieloną transformację, która w praktyce oznaczała rosnące koszty życia Niemców i uzależnienie się od Chin. Do tego dochodzi zaniedbanie wojska oraz polityka imigracyjna pod dyktando wielkiego biznesu – masowe osiedlanie legalnych imigrantów zarobkowych, w tym z krajów muzułmańskich, oraz ideologiczna otwartość na imigrantów nielegalnych, choć jeszcze w 2010 r. sama Merkel deklarowała publicznie, że „multikulturalizm nie działa”.

Kryzys i dekompozycja rządu

Już w 2021 r. widzieliśmy słabnięcie potężnego niegdyś duopolu. Pierwszy raz w historii CDU/CSU i SPD dostały razem mniej niż 50% głosów. Także pierwszy raz żadna partia nie zdobyła nawet 30% poparcia. Olaf Scholz stanął na czele najbardziej wielobarwnego rządu po wojnie, w którym w dodatku nie był niekwestionowanym liderem, a bardziej primus inter pares. Od początku pojawiały się oczywiste napięcia między wolnorynkowym FDP, którego szef Christian Lindner został ministrem finansów, a lewicowymi Zielonymi z ministrem gospodarki Robertem Habeckiem, którzy – jak sama nazwa wskazuje – pragnęli iść w awangardzie transformacji. Partia chciała np. ustawą zobowiązać Niemców do wymiany pieców grzewczych na ekologiczne w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Po protestach społeczeństwa i kłótniach wewnątrz koalicji – przeciw była zwłaszcza FDP – termin przesunięto o dwa lata w dużych miastach i cztery w mniejszych. Wprowadzono też częściowe dopłaty do wymiany pieców, ale i tak tysiące Niemców będzie musiało ponieść spore koszty.

Scholz, który wygrał wybory, rozwijając skrót SPD jako „Soziale Politik fur dich” – „Społeczna polityka dla Ciebie” – mimo pewnych ruchów, takich jak podwyżka płacy minimalnej, nie dostarczył jakościowej zmiany niemieckim pracownikom. Trudno zresztą byłoby oczekiwać rewolucji, skoro Scholz był bezpośrednio wcześniej wicekanclerzem i ministrem finansów u Merkel, a SPD była u władzy przez 22 z ostatnich 26 lat. Do tego doszedł wzrost cen energii, który dotknął całą Europę, ale nad Renem i Szprewą był szczególnie dotkliwy. Nasi zachodni sąsiedzi mają dziś najdroższy prąd w całej Unii – aż 39,5 euro za 100 kWh (w Polsce płacimy 21,12 euro). Niemiecka gospodarka w 2023 r. zaliczyła spadek PKB o 0,3 p.p., a w 2024 r. prawdopodobnie spadek o ok. 0,1 p.p. Oznacza to pierwsze od 2003 r. dwa lata z rzędu z recesją. Kolejny objaw kryzysu to seria zwolnień w niemieckim przemyśle – m.in. w Volkswagenie, Boschu i Thyssenkrupp Steel. 

W tych okolicznościach poparcie dla rządu leciało stopniowo w dół, a koalicjantów paraliżowały dodatkowe wewnętrzne konflikty, które narastały od miesięcy. Z jednej strony FDP planowało wyjście z koalicji na tle negocjacji budżetowych, by doprowadzić do przyspieszonych wyborów i pójść do nich w kontrze do socjaldemokratów i Zielonych, z tradycyjną agendą probiznesową i wolnorynkową oraz hasłem „uratowania Niemiec przed gospodarką planową”. Z drugiej także Scholz chciał odzyskać wiarygodność wśród swoich wyborców poprzez odcięcie się od liberałów, na których mógł zrzucić odpowiedzialność za brak dalej posuniętej polityki socjalnej. Na koalicji tracili bowiem wszyscy jej uczestnicy, co pokazały wyniki czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego oraz wrześniowych wyborów landowych w Saksonii i Turyngii. PD odniosła sukces jedynie w Brandenburgii, gdzie premier Dietmar Woidke demonstracyjnie trzymał się na dystans od Scholza i krytykował rząd własnej partii. Żaden kanclerz w Niemczech od lat 60. nie stracił popularności tak szybko, nie uzyskując drugiej kadencji. Porażka jest sierotą.

Ostatecznie rozwód odbył się z inicjatywy Scholza, który 7 listopada ogłosił dymisję Lindnera. Liberalna FDP wyszła z koalicji, a rząd stał się mniejszościowy. Scholz poprosił następnie pro forma o wotum zaufania, które 16 grudnia przegrał, a następnie prezydent Frank-Walter Steinmeier rozpisał przyspieszone wybory do Bundestagu na 23 lutego. Dodatkowy kontekst rozstaniu nadał wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych, które Donald Trump wygrał dosłownie kilkadziesiąt godzin przed decyzją Scholza.

Nowojorski miliarder, który wróci na urząd prezydenta USA jeszcze w styczniu, personifikuje zrywanie największego zachodniego państwa z globalizacją, która w optyce jego, dużej części elit w Waszyngtonie oraz milionów zwykłych Amerykanów przestała być dla Trumpa korzystna. Nadwyżka handlowa Niemiec w relacjach z USA jest od lat wskazywana przez Trumpa jako szczególnie bolesny problem, który należy rozwiązać poprzez większą asertywność wobec Berlina w polityce celnej. Nowy-stary prezydent uwielbia odwoływać się do przykładu eksportu niemieckich samochodów do USA, który uderza w amerykańskich producentów z tej samej branży i amerykańskich pracowników. 

Kurs kolizyjny z USA?

Prezydentura Trumpa może być dla Niemiec i kontynuowanego przez Scholza „modelu Merkel” problematyczna na aż pięciu różnych płaszczyznach. Po pierwsze, zapewne wzrosną cła na wiele niemieckich produktów importowanych do Ameryki. Po drugie, Trump będzie wywierał na Niemcy i inne państwa europejskie presję na rzecz zrywania relacji handlowych z Chinami. Po trzecie, Trump będzie w mniejszym lub większym stopniu odchodził od zielonej transformacji, której Niemcy chciały być pionierem i głównym orędownikiem oraz na której chciały opierać swój przemysł. Energetyczna rewolucja z dużymi kosztami społecznymi bez USA w samej Europie, emitującej ledwie 7% dwutlenku węgla w skali świata, będzie tym bardziej jaskrawo bezsensowna. Po czwarte, Trump będzie chciał blokować jakikolwiek powrót Niemiec do importu surowców z Rosji – chce uzależnić Europę od własnego gazu. Ursula von der Leyen na wynik wyborów w USA zareagowała zresztą właśnie zapowiedzią większej otwartości na amerykański LNG. Po piąte wreszcie, Trump będzie chciał, by Niemcy zwiększyli znacząco wydatki na własną obronność, co oznacza dodatkowe koszty.

W tych okolicznościach relacje z Waszyngtonem stały się jednym z głównych tematów kampanii. Przywódca opozycji, szef CDU i prawdopodobny przyszły kanclerz Friedrich Merz wygarnął Scholzowi w debacie w Bundestagu, że „Trump zgasi go jak zapałkę”. Obecny przywódca chadecji funkcjonował kilkanaście lat w biznesie, gdy przegrał partyjną rywalizację z Merkel i został wypchnięty z polityki. W tym czasie był m. in. szefem niemieckiego oddziału amerykańskiej firmy BlackRock, największego na świecie przedsiębiorstwa inwestycyjnego. Merz przedstawia się jako naturalny partner dla Trumpa, który znajdzie z nim wspólny język, jak człowiek biznesu z człowiekiem biznesu.

Jest jednak mało prawdopodobne, by 69-letni Merz dokonał w Niemczech rewolucji, uzdrowił tamtejszą gospodarkę lub uspokoił nastroje społeczne. Wydaje się politykiem starszego pokolenia, który w gruncie rzeczy dobrze odnalazłby się w latach 90., a nie innowatorem dającym nowe odpowiedzi na nowe czasy. To typowy konserwatywny liberał starej szkoły, który chce wolnorynkowych reform, ograniczenia zielonej transformacji i zaostrzenia polityki imigracyjnej. Nie proponuje jednak radykalnych zmian na żadnym polu, a raczej korekty w ramach tego samego paradygmatu. Dodatkowo Merz odbudował poparcie CDU jedynie o kilka punktów procentowych, a jego rząd także będzie zapewne oparty na szerokiej koalicji. Albo z rządzącą obecnie SPD Scholza, albo z Zielonymi, albo nawet z jednymi i drugimi, jeśli „wielka koalicja” nie będzie miała większości. Z parlamentu mogą zniknąć liberałowie z FDP, którzy balansują na granicy progu wyborczego, a byliby dla Merza najwygodniejszym partnerem.

Dobry wynik w rodzaju drugiego miejsca i 18–20% może zaś uzyskać AfD, a z drugiej strony w Bundestagu prawdopodobnie pojawią się także lewicowi populiści ze Związku Sahry Wagenknecht. Rządowi nie pomógł także niedawny krwawy zamach terrorystyczny w Magdeburgu – kolejny już przeprowadzony przez arabskiego imigranta. Sprawca był zresztą pracującym lekarzem, co pokazuje ułomność wiary, że problematyczni są jedynie imigranci nielegalni lub system zasiłków społecznych.

Niemcy są więc w kryzysie i nie mają z niego łatwego wyjścia. Ta niestabilność, połączona z nie mniej głębokimi problemami we Francji, będzie przekładać się na rozchwianie sytuacji w całej Europie. Długofalowo możemy też spodziewać się kolejnych desperackich ruchów mających poprawić sytuację niemieckiego przemysłu, jak np. trwająca próba narzucenia całej Europie umowy o wolnym handlu z państwami Mercosur.


 

POLECANE
Łukasz Jasina: Problemem jest Zełenski tylko u nas
Łukasz Jasina: Problemem jest Zełenski

Relacje polsko-ukraińskie po czterech latach wojny weszły w fazę wyraźnego ochłodzenia. Coraz więcej napięć pojawia się wokół decyzji prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, które – zdaniem części ekspertów – utrudniają dialog z Polską i osłabiają pozycję samej Ukrainy. Najnowsze wydarzenia pokazują, że powrót do bliskiej współpracy z pierwszych miesięcy wojny staje się coraz trudniejszy

Niemiecki dom aukcyjny handluje rzeczami ofiar niemieckich zbrodni gorące
Niemiecki dom aukcyjny handluje rzeczami ofiar niemieckich zbrodni

Niemiecki dom aukcyjny Felzmann chce sprzedać na licytacji dokumenty należące do ofiar obozów koncentracyjnych. Wśród wystawionych przedmiotów są listy więźniów, kartoteki Gestapo i osobiste pamiątki. Organizacje pamięci o Holokauście mówią o „skandalu” i żądają natychmiastowego przerwania aukcji.

Tragedia w Wielkopolsce: 45-latek znaleziony martwy z ostatniej chwili
Tragedia w Wielkopolsce: 45-latek znaleziony martwy

Policja wyjaśnia, jak zginął 45-latek, którego ciało zostało znalezione w sobotę po południu na jednej z ulic w Poznaniu. Niewykluczone, że mężczyzna został pobity; zatrzymano dwie osoby.

Zdjęcie Polaka otrzymało wyróżnienie od NASA Wiadomości
Zdjęcie Polaka otrzymało wyróżnienie od NASA

Zdjęcie wykonane przez Piotra Czerskiego trafiło 15 listopada na stronę NASA jako Astronomy Picture of the Day. To ogromne wyróżnienie, przyznawane jedynie najbardziej wyjątkowym fotografiom związanym z kosmosem. Jego praca, zatytułowana „Andromeda i Przyjaciele”, przedstawia Galaktykę Andromedy oraz towarzyszące jej mniejsze galaktyki - M32 i M110.

Karol Nawrocki: zapraszam Zełenskiego do Warszawy Wiadomości
Karol Nawrocki: zapraszam Zełenskiego do Warszawy

Prezydent Karol Nawrocki w rozmowie z tygodnikiem Do Rzeczy (która ukaże się w najbliższym wydaniu) stwierdził, że oczekuje przyjazdu Wołodymyra Zełenskiego do Polski. Podkreślił, że wizyta w Warszawie byłaby okazją do spotkania z ukraińską diasporą oraz do podziękowania Polakom za wsparcie udzielane Ukrainie od początku wojny.

Kontuzja w reprezentacji Polski przed meczem z Maltą z ostatniej chwili
Kontuzja w reprezentacji Polski przed meczem z Maltą

Sebastian Szymański opuścił zgrupowanie kadry przed poniedziałkowym meczem z Maltą, który zakończy fazę grupową eliminacji mistrzostw świata - poinformował selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Jan Urban, cytowany na stronie PZPN.

Niemiecki historyk: Berlin wykorzystuje „kulturę pamięci”, aby blokować reparacje wojenne tylko u nas
Niemiecki historyk: Berlin wykorzystuje „kulturę pamięci”, aby blokować reparacje wojenne

Niemiecki historyk Karl Heinz Roth ujawnia, że Berlin stosuje „kulturę pamięci” jako strategię odsuwania rozmów o odszkodowaniach za II wojnę światową. Jego analiza pokazuje, jak ta metoda zadziałała wobec Grecji — i jak podobny mechanizm ma dziś dotyczyć Polski.

Atak zimy nad Polską: nadchodzą śnieg i przymrozki Wiadomości
Atak zimy nad Polską: nadchodzą śnieg i przymrozki

Jak informuje Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, nad wschodnią i południowo-wschodnią częścią Europy będzie zalegał jeszcze słabnący układ wyżowy. Resztę kontynentu zdominują liczne niże z frontami atmosferycznymi. Polska od południowego zachodu będzie się dostawać pod wpływ zatoki niżowej z pofalowanym frontem chłodnym. Na froncie tym utworzy się płytki ośrodek niżowy, który w ciągu dnia przemieszczać się będzie przez północną część kraju. Napływać będzie wilgotne powietrze polarne morskie, które przejściowo będzie wypierać z północy kraju chłodniejsze powietrze pochodzenia arktycznego.

Ważny komunikat dla mieszkańców Łodzi z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Łodzi

Od 7 listopada 2025 roku w Łodzi działa pierwszy odcinkowy pomiar prędkości. System pojawił się na ul. Chocianowickiej i ma zwiększyć bezpieczeństwo kierowców oraz pieszych. Gdzie dokładnie stanęły kamery, jakie obowiązuje tu ograniczenie oraz dlaczego wybrano właśnie to miejsce?

Tusk znowu kłamał? Naczelna Izba Lekarska odpowiada premierowi z ostatniej chwili
Tusk znowu kłamał? Naczelna Izba Lekarska odpowiada premierowi

Premier Donald Tusk podczas piątkowej konferencji prasowej w Retkowie stanowczo zaprzeczył doniesieniom o odsyłaniu pacjentów onkologicznych ze szpitali. „To jest kłamstwo, prostowaliśmy te informacje” - mówił szef rządu. Dodał: „Do tej pory informacje, jakie przekazywano, były sprawdzane natychmiast i okazywały się nieprawdziwe”. Podkreślił, że szpitale nie mają prawa odsyłać tych chorych, a w razie choćby jednego przypadku osobiście interweniuje minister zdrowia. Tusk wspomniał też o rozmowie z szefową MZ, Jolantą Sobierańską-Grendą.

REKLAMA

Kryzys polityczny w Niemczech. Upadek rządu to tylko wierzchołek góry lodowej

Upadek rządu w Niemczech to tylko wierzchołek góry lodowej problemów za naszą zachodnią granicą. Wątpliwe, by przyspieszone wybory zaplanowane na 23 lutego przyniosły Niemcom stabilizację polityczną lub rozwiązanie problemów gospodarczych. Kryzys w obu wiodących państwach UE oznacza zaś rozchwianie całej Europy.
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz Kryzys polityczny w Niemczech. Upadek rządu to tylko wierzchołek góry lodowej
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz / PAP/EPA/Clemens Bilan

Przez długie dekady po II wojnie światowej, a tym bardziej po zjednoczeniu RFN i NRD w 1990 r. i upadku bloku wschodniego, spokój w Niemczech był fundamentem stabilnego porządku politycznego w Europie. Krajem naprzemiennie rządzili chadecy i socjaldemokraci, którzy łącznie gromadzili ponad 80%, a niekiedy nawet ponad 90% głosów. Od wojny miał zaledwie dziewięcioro kanclerzy, gdy sąsiednie Włochy ponad trzydziestu premierów. Pokazywało to nie tylko siłę instytucji czy kultury politycznej, ale też względne zadowolenie społeczeństwa z sytuacji w ich kraju i słynnej Erhardowskiej społecznej gospodarki rynkowej, w latach 70. uzupełnionej o mocniejszy komponent socjalny.

Niemcy były bowiem wyraźnym beneficjentem globalizacji, wolnego handlu i powstania strefy euro. Niemiecki przemysł korzystał z rosyjskich surowców, eksportował swoje produkty na cały świat, a niemieckie firmy zdominowały postkomunistyczną Europę Środkowo-Wschodnią. Berlin stopniowo coraz bardziej odjeżdżał Paryżowi, choć pierwotnie zgodnie z założeniami generała Charles’a de Gaulle’a „Francja miała być dżokejem, a Niemcy koniem”. Niemcy rozwijały relacje handlowe z Chinami i Rosją, jednocześnie pozostając kluczowym sojusznikiem USA – to w Berlinie był „telefon, do którego trzeba dzwonić, gdy chce się porozmawiać z Europą”, którego domagał się ongiś Henry Kissinger – skądinąd urodzony w Bawarii. Amerykańscy żołnierze byli przez część Niemców odbierani jako siły okupacyjne (i rzeczywiście w takim charakterze pierwotnie nad Ren przybyli), ale stanowili też gwarancję bezpieczeństwa. Jednobiegunowa chwila dominacji liberalizmu i Pax Americana w skali świata była w dużej mierze tożsama z Pax Germanica w Europie.

Koniec epoki Merkel

W XXI w. model ten personifikowała Angela Merkel – obok Ottona von Bismarcka i Helmuta Kohla najdłużej urzędująca kanclerz w historii. Mutti była niezaprzeczalnym numerem jeden w Unii Europejskiej. Uosabiała także zrośnięcie się dwóch sił dominujących przez dekady w europejskiej polityce w wielki blok liberalny – trzy z czterech jej kadencji to „wielka koalicja” chadeków i socjaldemokratów. Merkel była przez pełne szesnaście lat fetowana przez media głównego nurtu, a gdy prezydentem USA został nieoczekiwanie Donald Trump, to ją ogłoszono „przywódczynią wolnego świata”. Jako pierwsza kanclerz od Adenauera odeszła z własnej woli, przechodząc na emeryturę wśród peanów liberalnej prasy.

Szybko jednak się okazało, że pani kapitan zeszła z okrętu, w którym było wiele dziur. Już kilka miesięcy po jej zastąpieniu w Urzędzie Kanclerskim przez Olafa Scholza runął fundament geopolitycznego i gospodarczego modelu Merkel – Rosja zaatakowała Ukrainę. Bokiem Niemcom wychodzą także inne kluczowe decyzje pani kanclerz, takie jak wycofanie się z energetyki atomowej i postawienie na daleko idącą zieloną transformację, która w praktyce oznaczała rosnące koszty życia Niemców i uzależnienie się od Chin. Do tego dochodzi zaniedbanie wojska oraz polityka imigracyjna pod dyktando wielkiego biznesu – masowe osiedlanie legalnych imigrantów zarobkowych, w tym z krajów muzułmańskich, oraz ideologiczna otwartość na imigrantów nielegalnych, choć jeszcze w 2010 r. sama Merkel deklarowała publicznie, że „multikulturalizm nie działa”.

Kryzys i dekompozycja rządu

Już w 2021 r. widzieliśmy słabnięcie potężnego niegdyś duopolu. Pierwszy raz w historii CDU/CSU i SPD dostały razem mniej niż 50% głosów. Także pierwszy raz żadna partia nie zdobyła nawet 30% poparcia. Olaf Scholz stanął na czele najbardziej wielobarwnego rządu po wojnie, w którym w dodatku nie był niekwestionowanym liderem, a bardziej primus inter pares. Od początku pojawiały się oczywiste napięcia między wolnorynkowym FDP, którego szef Christian Lindner został ministrem finansów, a lewicowymi Zielonymi z ministrem gospodarki Robertem Habeckiem, którzy – jak sama nazwa wskazuje – pragnęli iść w awangardzie transformacji. Partia chciała np. ustawą zobowiązać Niemców do wymiany pieców grzewczych na ekologiczne w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Po protestach społeczeństwa i kłótniach wewnątrz koalicji – przeciw była zwłaszcza FDP – termin przesunięto o dwa lata w dużych miastach i cztery w mniejszych. Wprowadzono też częściowe dopłaty do wymiany pieców, ale i tak tysiące Niemców będzie musiało ponieść spore koszty.

Scholz, który wygrał wybory, rozwijając skrót SPD jako „Soziale Politik fur dich” – „Społeczna polityka dla Ciebie” – mimo pewnych ruchów, takich jak podwyżka płacy minimalnej, nie dostarczył jakościowej zmiany niemieckim pracownikom. Trudno zresztą byłoby oczekiwać rewolucji, skoro Scholz był bezpośrednio wcześniej wicekanclerzem i ministrem finansów u Merkel, a SPD była u władzy przez 22 z ostatnich 26 lat. Do tego doszedł wzrost cen energii, który dotknął całą Europę, ale nad Renem i Szprewą był szczególnie dotkliwy. Nasi zachodni sąsiedzi mają dziś najdroższy prąd w całej Unii – aż 39,5 euro za 100 kWh (w Polsce płacimy 21,12 euro). Niemiecka gospodarka w 2023 r. zaliczyła spadek PKB o 0,3 p.p., a w 2024 r. prawdopodobnie spadek o ok. 0,1 p.p. Oznacza to pierwsze od 2003 r. dwa lata z rzędu z recesją. Kolejny objaw kryzysu to seria zwolnień w niemieckim przemyśle – m.in. w Volkswagenie, Boschu i Thyssenkrupp Steel. 

W tych okolicznościach poparcie dla rządu leciało stopniowo w dół, a koalicjantów paraliżowały dodatkowe wewnętrzne konflikty, które narastały od miesięcy. Z jednej strony FDP planowało wyjście z koalicji na tle negocjacji budżetowych, by doprowadzić do przyspieszonych wyborów i pójść do nich w kontrze do socjaldemokratów i Zielonych, z tradycyjną agendą probiznesową i wolnorynkową oraz hasłem „uratowania Niemiec przed gospodarką planową”. Z drugiej także Scholz chciał odzyskać wiarygodność wśród swoich wyborców poprzez odcięcie się od liberałów, na których mógł zrzucić odpowiedzialność za brak dalej posuniętej polityki socjalnej. Na koalicji tracili bowiem wszyscy jej uczestnicy, co pokazały wyniki czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego oraz wrześniowych wyborów landowych w Saksonii i Turyngii. PD odniosła sukces jedynie w Brandenburgii, gdzie premier Dietmar Woidke demonstracyjnie trzymał się na dystans od Scholza i krytykował rząd własnej partii. Żaden kanclerz w Niemczech od lat 60. nie stracił popularności tak szybko, nie uzyskując drugiej kadencji. Porażka jest sierotą.

Ostatecznie rozwód odbył się z inicjatywy Scholza, który 7 listopada ogłosił dymisję Lindnera. Liberalna FDP wyszła z koalicji, a rząd stał się mniejszościowy. Scholz poprosił następnie pro forma o wotum zaufania, które 16 grudnia przegrał, a następnie prezydent Frank-Walter Steinmeier rozpisał przyspieszone wybory do Bundestagu na 23 lutego. Dodatkowy kontekst rozstaniu nadał wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych, które Donald Trump wygrał dosłownie kilkadziesiąt godzin przed decyzją Scholza.

Nowojorski miliarder, który wróci na urząd prezydenta USA jeszcze w styczniu, personifikuje zrywanie największego zachodniego państwa z globalizacją, która w optyce jego, dużej części elit w Waszyngtonie oraz milionów zwykłych Amerykanów przestała być dla Trumpa korzystna. Nadwyżka handlowa Niemiec w relacjach z USA jest od lat wskazywana przez Trumpa jako szczególnie bolesny problem, który należy rozwiązać poprzez większą asertywność wobec Berlina w polityce celnej. Nowy-stary prezydent uwielbia odwoływać się do przykładu eksportu niemieckich samochodów do USA, który uderza w amerykańskich producentów z tej samej branży i amerykańskich pracowników. 

Kurs kolizyjny z USA?

Prezydentura Trumpa może być dla Niemiec i kontynuowanego przez Scholza „modelu Merkel” problematyczna na aż pięciu różnych płaszczyznach. Po pierwsze, zapewne wzrosną cła na wiele niemieckich produktów importowanych do Ameryki. Po drugie, Trump będzie wywierał na Niemcy i inne państwa europejskie presję na rzecz zrywania relacji handlowych z Chinami. Po trzecie, Trump będzie w mniejszym lub większym stopniu odchodził od zielonej transformacji, której Niemcy chciały być pionierem i głównym orędownikiem oraz na której chciały opierać swój przemysł. Energetyczna rewolucja z dużymi kosztami społecznymi bez USA w samej Europie, emitującej ledwie 7% dwutlenku węgla w skali świata, będzie tym bardziej jaskrawo bezsensowna. Po czwarte, Trump będzie chciał blokować jakikolwiek powrót Niemiec do importu surowców z Rosji – chce uzależnić Europę od własnego gazu. Ursula von der Leyen na wynik wyborów w USA zareagowała zresztą właśnie zapowiedzią większej otwartości na amerykański LNG. Po piąte wreszcie, Trump będzie chciał, by Niemcy zwiększyli znacząco wydatki na własną obronność, co oznacza dodatkowe koszty.

W tych okolicznościach relacje z Waszyngtonem stały się jednym z głównych tematów kampanii. Przywódca opozycji, szef CDU i prawdopodobny przyszły kanclerz Friedrich Merz wygarnął Scholzowi w debacie w Bundestagu, że „Trump zgasi go jak zapałkę”. Obecny przywódca chadecji funkcjonował kilkanaście lat w biznesie, gdy przegrał partyjną rywalizację z Merkel i został wypchnięty z polityki. W tym czasie był m. in. szefem niemieckiego oddziału amerykańskiej firmy BlackRock, największego na świecie przedsiębiorstwa inwestycyjnego. Merz przedstawia się jako naturalny partner dla Trumpa, który znajdzie z nim wspólny język, jak człowiek biznesu z człowiekiem biznesu.

Jest jednak mało prawdopodobne, by 69-letni Merz dokonał w Niemczech rewolucji, uzdrowił tamtejszą gospodarkę lub uspokoił nastroje społeczne. Wydaje się politykiem starszego pokolenia, który w gruncie rzeczy dobrze odnalazłby się w latach 90., a nie innowatorem dającym nowe odpowiedzi na nowe czasy. To typowy konserwatywny liberał starej szkoły, który chce wolnorynkowych reform, ograniczenia zielonej transformacji i zaostrzenia polityki imigracyjnej. Nie proponuje jednak radykalnych zmian na żadnym polu, a raczej korekty w ramach tego samego paradygmatu. Dodatkowo Merz odbudował poparcie CDU jedynie o kilka punktów procentowych, a jego rząd także będzie zapewne oparty na szerokiej koalicji. Albo z rządzącą obecnie SPD Scholza, albo z Zielonymi, albo nawet z jednymi i drugimi, jeśli „wielka koalicja” nie będzie miała większości. Z parlamentu mogą zniknąć liberałowie z FDP, którzy balansują na granicy progu wyborczego, a byliby dla Merza najwygodniejszym partnerem.

Dobry wynik w rodzaju drugiego miejsca i 18–20% może zaś uzyskać AfD, a z drugiej strony w Bundestagu prawdopodobnie pojawią się także lewicowi populiści ze Związku Sahry Wagenknecht. Rządowi nie pomógł także niedawny krwawy zamach terrorystyczny w Magdeburgu – kolejny już przeprowadzony przez arabskiego imigranta. Sprawca był zresztą pracującym lekarzem, co pokazuje ułomność wiary, że problematyczni są jedynie imigranci nielegalni lub system zasiłków społecznych.

Niemcy są więc w kryzysie i nie mają z niego łatwego wyjścia. Ta niestabilność, połączona z nie mniej głębokimi problemami we Francji, będzie przekładać się na rozchwianie sytuacji w całej Europie. Długofalowo możemy też spodziewać się kolejnych desperackich ruchów mających poprawić sytuację niemieckiego przemysłu, jak np. trwająca próba narzucenia całej Europie umowy o wolnym handlu z państwami Mercosur.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe