Więzień Auschwitz i ofiara niemieckiego potwora "dr" Mengele: "Najpierw nauczcie się historii, a potem otwierajcie gęby"

- To, co pamiętam na temat dr. Mengele, to to, że mi spuścił łomot. Wiem od lekarek polskich z bloku Mengelego, że kiedy miał jakiś przypływ „dobroci” i przyniósł dzieciom, między innymi dla mnie – jabłko – to pamiętam, pamiętam rękę, która mi podaje jabłko. A ja to jabłko wzięłam, naplułam na to jabłko – tfu, szkop! – i w niego. Dostałam łomot niesamowity – opowiada w rozmowie z Cezarym Krysztopą były więzień niemieckiego obozu Auschwitz i ofiara nieludzkich eksperymentów medycznych niemieckiego potwora dr. Mengele.
Barbara Wojnarowska-Gautier Więzień Auschwitz i ofiara niemieckiego potwora
Barbara Wojnarowska-Gautier / Screen YT Tysol.pl

- Pamiętam jak wsadzili nas w wagony. Ojciec mnie wrzucał. Nie mogłam wejść, bo byłam za mała. Ten wagon, coś okropnego, śmierdzący, zatłoczony. Stukot kół brzmi mi w uszach do tej pory. Ta podróż była bardzo ciężka, nie wiedzieliśmy gdzie jedziemy. Dopiero mój ociec, zorientował się koło Sosnowca (…) znał niemiecki i podsłuchał – nie chcę siać paniki, ale jedziemy do Auschwitz – powiedział. Wielu więźniów w transporcie nie wiedziała co to znaczy, ale mój ojciec, który był w wywiadzie AK, powiedział – Módlcie się żebyśmy wyszli z tego cało.

Co czuje 3,5-letnie dziecko kiedy rozdziela się je z rodzicami? To było okropne. Prowadzono nas jak owce. Ja byłam tak przestraszona, że nie reagowałam. Tak nas zaszczuli, że dzieciaki nie wiedziały co się dzieje. Młodsze płakały, ja też. Potem, na rampie, którą nazywa się „judenrampe”, choć przyjeżdżały tu transporty z Powstania Warszawskiego, rozdzielili nas, mężczyzn osobno, kobiety osobno, a dzieci osobno. Znalazłam się w tłumie dzieci, zapłakanych, zasmarkanych. Nie wiedzieliśmy o co chodzi. Dopiero rano zaczęłam się zastanawiać gdzie jest moja mama, gdzie jest mój dom, gdzie jest moje łóżko, gdzie jest moja niania, gdzie jest mój pies, gdzie są moje zabawki? Gdzie jest moje śniadanie?

- opowiada Barbara Wojnarowska-Gautier, która trafiła do obozu jako 3,5-letnie dziecko. Zaznacza, że część to jej własne wspomnienia, a część rekonstrukcja na podstawie opowieści matki i relacji innych więźniów.

"Zmarłe dzieci leżały przed blokiem"

- Z wygodnego życia trafiłam do nędzy. Z pluskwami, wszami. Z brakiem wody do mycia, mydła. Ni miałam mojej wanny, gdzie się mogłam wychlapać. Tego wszystkiego mi brakowało, brakowało mi toalety. Potrzeby trzeba było załatwiać na oczach innych. Pamiętam ile razy nie zdążyłam dobiec do takich dziur w deskach. Dostawałam straszny łomot za to, że się w majtki posikałam (…) Zaczęłam śmierdzieć, czułam to. 

Poprawiło się wtedy kiedy mama zaczęła się prześlizgiwać, jak inne matki, raz, dwa razy dziennie, czasami co dwa dni, do swoich dzieci. To było bardzo ryzykowne (…) Mama przyniosła skądś ubranie, jakąś cieplejszą sukieneczkę, bo zaczęło być zimno, jakąś koszulkę, żebym miała na zmianę. Jakiś mokry ręcznik, którym mnie wytarła. Przyniosła trochę jedzenia, jakiś chlebek, trochę wędliny, którą udało jej się „zwinąć”. Inne matki robiły to samo. Rozmawiałam z innymi dziewczynkami, mówiły, że to były dla nich cudowne momenty (…) To było dla mnie coś niemożliwego – zabierz mnie ze sobą, weź mnie z tego miejsca, ja tutaj nie chcę być – prosiłam – To jest niemożliwe, musimy być cierpliwi.

Dzieci widziały straszne sceny. Były wypychane na apele. Dzieci umierały. Te, które zmarły były wykładane przed blok, gdzie leżały. Po tym latały szczury, myszy. Te dzieci to widziały. Ja tego nie widziałam. Bóg mnie oszczędził. Inni widzieli. I to im zostało. Były dziewczynki starsze od nas, które miały po 10, po 12 lat. Powierzono im funkcję opieki nad młodszymi dziećmi, czasem dwuletnimi. Niektóre z nich wyszły ze środowisk, w których brutalność była w rodzinach. Te dzieci wychowały się w okrucieństwie, a w czasie okupacji to się jeszcze podwoiło. I czasem podkreślały swoją władzę rękoczynami.

- opowiada Pani Barbara.

 

Mengele

To co pamiętam na temat „dr” Mengele, to że mi spuścił łomot. Wiem od lekarek polskich z bloku Mengelego, że kiedy miał jakiś przypływ „dobroci” i przyniósł dzieciom, między innymi dla mnie – jabłko – to pamiętam, pamiętam rękę, która mi podaje jabłko. A ja to jabłko wzięłam, naplułam na to jabłko – tfu, szkop! – i w niego. Dostałam łomot niesamowity, ale nie połamał mi za bardzo kości, bo chodzę, ale już się tak nie spoufalał (…) Wstrzykiwali nam różne świństwa, bakterie, wirusy. Ja dostała bakterie gruźlicze. Do tej pory mam poważne kłopoty zdrowotne. Robili doświadczenia na oczach dzieci. Wpuszczali nam jakieś krople.

- snuje straszną opowieść były więzień Auschwitz.

 

"Proces norymberski należałoby powtórzyć"

Proces norymberski należałoby powtórzyć. W gronie prawników w ONZ, w komisji praw człowieka, zawsze mówiliśmy, że ten proces należało powtórzyć. Nie dlatego, że był sfałszowany, ale dlatego, że był niedoskonały. Prokurator generalny to był Amerykanin, starszy pan, który był chory na prostatę i bez przerwy „latał sobie na siusiu”, więc przerywało się obrady. Albo nie słyszał. Poza tym prokuratorów z niektórych krajów nie dopuszczono do głosu. Polska nie była dopuszczona do głosu w wielu przypadkach. Był prokurator Sawicki, który chciał poruszyć sprawę [Katynia - P, Barbara Wojnarowska-Gautier mówi o Rzezi Wołyńskiej, ale to pomyłka - przyp red.]. Był Ksawery Prószyński. Nie było mowy żeby się przebili. Do tego stopnia, że nawet nie dano im zakwaterowania z innymi prawnikami, sędziami i adwokatami. Musieli sami sobie znaleźć pomieszczenie, Polacy zawsze dają sobie radę, ale nie mogli się wypowiedzieć. Wielu zbrodniarzy zmieniało zeznania. Duże zamieszanie jest z zeznaniami Hoessa, który co innego mówił w Norymberdze, a co innego podczas procesu w Polsce. Np. kiedy go zapytano o to ile osób było zamordowanych w Auschwitz, rzucił liczbą 5-6 milionów. I to się w zasadzie zgadzało z tym co mówili Rosjanie. Ale podczas procesu w Polsce, te liczby mu się obniżały, to było 3 miliony, 2 miliony…

- mówi Barbara Wojnarowska-Gautier, która pracowała jako prawnik dla ONZ.

 

"Wyzwolenie"

- Podczas „wyzwolenia” obóz nie był pusty, uciekli z niego Niemcy, ale byli więźniowie (…) Sowiecka dywizja ukraińska miała rozkaz lecieć na Berlin. Nie mogli się zatrzymać. Zostawili parę bochenków chleba, zobaczyli co się dzieje i polecieli. Dopiero dwa czy trzy dni po nich pojawiła się armia sowiecka z Czerwonym Krzyżem. Więźniowie rzucili się na stare puszki, które były w „Kanadzie” (barak, w którym gromadzono zagrabione mienie więźniów – przyp. red.) (…) – Opowieści o gwałtach sałdatów na więźniarkach są prawdziwe? – Tak.

- potwierdza Barbara-Wojnarowska

 

Pierwsza wizyta w Auschwitz po wojnie

Wtedy (podczas pierwszej wizyty Barbary Wojnarowskiej-Gautier w Auschwitz po wojnie, w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku – przyp. red.) dyrektorem muzeum był więzień Pierwszego transportu, pan Smoleń, który nas oprowadzał. Przeszliśmy przez bramę „Arbeit mach frei”. To było jeszcze w trakcie organizacji. Natrafiliśmy na taką dużą górę butów. Były tam takie dziecięce czerwone sandałki. Była pewna, że to są moje sandały. Oczywiście nie były, ale to skojarzenie – zabrali nas latem – dziecięce sandałki… Odżyły horrory. Poleciałam przed wejście do obozu, usiadałam na ławeczce i czekałam aż wyjdą. A nie wiedzieli, że byłam w Auschwitz, bo rzadko o tym mówiłam. Był wśród nich polski fizyk jądrowy prof. Rotblat – Dlaczego pani uciekła? – Ja tu byłam panie profesorze w tym obozie jako dziecko – objął mnie ręką i mówi – Moja żona zginęła w Bełżcu.

Kiedy zaczęła pracę w Nowym Jorku (w ONZ w latach sześćdziesiątych – przyp. red.) zupełnie przypadkowo, w takim holu jest statua Artura Rubinsteina, przechodzimy z kolegami, a ja ich pytam – Czy wy wiecie co to jest? To jest Polak o żydowskich korzeniach, Artur Rubinstein, który jako jeden z pierwszych w ONZ zawalczył o Polskę – I oni nie wiedzieli – To co wy tutaj robicie? – nie znali historii ONZ – To była ofiara Holocaustu – mówili – Tak, ale to był Polak. Zawsze się uważał w pierwszej kolejności za Polaka. Ja to rozumiem, bo byłam w Auschwitz – A to ty jesteś ofiarą Holocaustu – Nie, ja jestem Polką, katoliczką – To Polacy, katolicy, byli w Auschwitz? Przecież to było tylko dla ofiar Holocaustu – Nie! Ten obóz powstał dla Polaków – Nie nie, co ty opowiadasz! Siejesz propagandę! – Pojedźcie tam, poczytajcie w archiwach i zanim otworzycie gębę, nauczcie się historii! – Potem zdarzało mi się bardzo często, że „skoro była w Auschwitz to byłam ofiarą Holocaustu”, nie. Ale to nie wina tych ludzi, to wina edukacji, o której ktoś zdecydował i ktoś o nią zadbał. To się stało po 1945 roku. 

- opowiada Barbara Wojnarowska-Gautier.

 

Przesłanie byłej więźniarki Auschwitz

- Niemieccy nauczyciele, którzy przyjeżdżają z grupami młodzieży do Auschwitz, przyjeżdżają z programem, który jest narzucony przez stronę niemiecką. Nawet jeśli polscy przewodnicy chcieliby coś poprawić, to nie mają szansy tego zrobić. W związku z tym, ja uważam, że byłoby dobrze, kiedy przyjeżdżają grupy do Muzeum Auschwitz, że, bez żadnych wyjątków, przewodnik ma być Polakiem. Przewodnicy w Polsce są dobrze wyszkoleni. Gdyby przekazali to co mają przekazać, byłoby dużo mniej nieporozumień.

(…) Historia, której do tej pory nie mogę zrozumieć. Do pewnego momentu od powstania Muzeum Auschwitz w 1947 roku, były obchody Pierwszego Transportu (Polaków, 14 czerwca – przyp. red.) do Auschwitz. Tysiące więźniów, hucznie i tak dalej. To trwało bardzo długo. Więźniowie z Pierwszego Transportu odchodzili, ale byli następni. Obchody bardzo uroczyste i bez polityki. Potem powierzono to takiemu komitetowi, który tego nie robił, potem robiło to takie stowarzyszenie rodzin chrześcijańskich, które zrzeszało również więźniów Pierwszego Transportu, którzy dopóki żyli, wszystko było dobrze. A potem zaczęli odchodzić, władzę w tym stowarzyszeniu zaczęły się zmieniać i zaczęli się kłócić. Nie wiem co dokładnie było powodem, ale padła decyzja ze strony ministerstw kultury, zwierzchnika Muzeum, ze obchody przejdą w ręce Muzeum. To chyba miało miejsce pod koniec 2015 roku. Pierwsze takie obchody zaczęły się w roku, jeśli się nie mylę 2016. Ale „obchody” to za dużo powiedziane, bo nie było nic. Wtedy z grupą innych więźniów postanowiliśmy, że coś trzeba zrobić. Znałam więźniów Pierwszego Transportu, mieli obawy, że kiedy odejdą wszyscy o nich zapomną (…) Udało nam się zrobić parę rzeczy.

Powinniśmy pamiętać, ze należy dbać o historię. Jakakolwiek by była, nie należy jej przekręcać. Przez to co przeszedł naród polski, nie dajmy się zdominować. Jestem bardzo niezadowolona z tego co się dzieje w Unii Europejskiej. Tej woli narzucenia nam modelu niemieckiego. Polacy sami potrafią się rządzić. I chciałabym żeby wyjaśniła się sprawa strat wojennych i odszkodowań.

(…) Zostało nas tak mało, interesujcie się więźniami, niech ktoś do nich zadzwoni, do nich wpadnie, przyniesie ciasteczko, zorganizować spotkanie, żeby czuli, ze ktoś się nimi interesuje, że chce ich słuchać. Bo mają wiele do powiedzenia.

- apeluje Barbara Wojnarowska-Gautier


 

POLECANE
Zachowaj ostrożność. Ważny komunikat Rządowego Centrum Bezpieczeństwa z ostatniej chwili
"Zachowaj ostrożność". Ważny komunikat Rządowego Centrum Bezpieczeństwa

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa (RCB) wydało pilny alert dotyczący pożaru składowiska odpadów w miejscowości Mokrawica (woj. zachodniopomorskie). Mieszkańcy otrzymali ostrzeżenie, by unikać okolicznych terenów i zamknąć okna w promieniu 2 km od miejsca zdarzenia.

Żądania Rosji ws. zniesienia sankcji. Trump odpowiada z ostatniej chwili
Żądania Rosji ws. zniesienia sankcji. Trump odpowiada

– Przyglądamy się rosyjskim warunkom dotyczącym rozejmu na Morzu Czarnym, w tym zniesieniu sankcji – oświadczył we wtorek prezydent USA Donald Trump.

Nie żyje Oleg Gordijewski. Mówią, że zapobiegł III wojnie światowej tylko u nas
Nie żyje Oleg Gordijewski. Mówią, że zapobiegł III wojnie światowej

Był wysokim rangą oficerem sowieckiego wywiadu. Stał się jednym z najważniejszych uciekinierów na Zachód w czasie zimnej wojny. Mało kto tak bardzo przyczynił się do zrozumienia, a w konsekwencji pokonania Imperium Zła.

Czy on jest psychopatą?. Zbigniew Ziobro nie przebiera w słowach polityka
"Czy on jest psychopatą?". Zbigniew Ziobro nie przebiera w słowach

Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro w ostrych słowach skomentował działalność posła Koalicji Obywatelskiej Romana Giertycha. – Giertych to człowiek skrajnie zdemoralizowany – mówił podczas wywiadu dla Telewizji Republika.

USA zawiesiły program ruchu bezwizowego dla Rumunii Wiadomości
USA zawiesiły program ruchu bezwizowego dla Rumunii

Ministerstwo Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) USA ogłosiło we wtorek, że wstrzymuje uczestnictwo Rumunii w programie ruchu bezwizowego Visa Waiver Program (VWP). Rumunia została przyłączona do programu w ostatnich dniach administracji Joego Bidena.

Najnowszy sondaż parlamentarny. Koalicja 13 grudnia straciłaby władzę polityka
Najnowszy sondaż parlamentarny. Koalicja 13 grudnia straciłaby władzę

Gdyby wybory parlamentarne odbyły się w najbliższą niedzielę, Koalicja Obywatelska (KO) uzyskałaby największe poparcie – wynika z najnowszego sondażu Opinia24 wykonanego na zlecenie tvn24 - jednak jej koalicjanci nie dostaliby się do Sejmu co musiałby spowodować utratę władzy przez Koalicję 13 grudnia.

Wielkopolska: Akcja służb pod Poznaniem. Tajemnicze znalezisko na polu z ostatniej chwili
Wielkopolska: Akcja służb pod Poznaniem. Tajemnicze znalezisko na polu

Na polu uprawnym koło Dopiewa w Wielkopolsce znaleziono kolejny tajemniczy obiekt, najprawdopodobniej resztki rakiety Falcon 9 – poinformował we wtorek rzecznik wielkopolskiej policji mł. insp. Andrzej Borowiak.

Komunikat dla mieszkańców Krakowa z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Krakowa

Dobre wieści dla mieszkańców Krakowa! Już wkrótce Łąki Nowohuckie staną się jeszcze bardziej przyjazne dla spacerowiczów i miłośników przyrody.

Amerykańska delegacja na Grenlandii polityka
Amerykańska delegacja na Grenlandii

Wizyta żony wiceprezydenta USA J.D. Vance'a, Ushy, a także doradcy amerykańskiego prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Mike'a Waltza i ministra energii Chrisa Wrighta na Grenladii została uznana przez premier Danii Mette Frederiksen jako przejaw "amerykańskiej presji".

Jest porozumienie z Rosją. Zełenski zabiera głos z ostatniej chwili
Jest porozumienie z Rosją. Zełenski zabiera głos

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poinformował we wtorek, że według USA wdrażanie porozumień o zawieszeniu broni między Rosją a Ukrainą na morzu oraz tych dotyczących obiektów infrastruktury energetycznej powinno rozpocząć się niezwłocznie po opublikowaniu wspólnych oświadczeń ukraińsko-amerykańskiego i amerykańsko-rosyjskiego .

REKLAMA

Więzień Auschwitz i ofiara niemieckiego potwora "dr" Mengele: "Najpierw nauczcie się historii, a potem otwierajcie gęby"

- To, co pamiętam na temat dr. Mengele, to to, że mi spuścił łomot. Wiem od lekarek polskich z bloku Mengelego, że kiedy miał jakiś przypływ „dobroci” i przyniósł dzieciom, między innymi dla mnie – jabłko – to pamiętam, pamiętam rękę, która mi podaje jabłko. A ja to jabłko wzięłam, naplułam na to jabłko – tfu, szkop! – i w niego. Dostałam łomot niesamowity – opowiada w rozmowie z Cezarym Krysztopą były więzień niemieckiego obozu Auschwitz i ofiara nieludzkich eksperymentów medycznych niemieckiego potwora dr. Mengele.
Barbara Wojnarowska-Gautier Więzień Auschwitz i ofiara niemieckiego potwora
Barbara Wojnarowska-Gautier / Screen YT Tysol.pl

- Pamiętam jak wsadzili nas w wagony. Ojciec mnie wrzucał. Nie mogłam wejść, bo byłam za mała. Ten wagon, coś okropnego, śmierdzący, zatłoczony. Stukot kół brzmi mi w uszach do tej pory. Ta podróż była bardzo ciężka, nie wiedzieliśmy gdzie jedziemy. Dopiero mój ociec, zorientował się koło Sosnowca (…) znał niemiecki i podsłuchał – nie chcę siać paniki, ale jedziemy do Auschwitz – powiedział. Wielu więźniów w transporcie nie wiedziała co to znaczy, ale mój ojciec, który był w wywiadzie AK, powiedział – Módlcie się żebyśmy wyszli z tego cało.

Co czuje 3,5-letnie dziecko kiedy rozdziela się je z rodzicami? To było okropne. Prowadzono nas jak owce. Ja byłam tak przestraszona, że nie reagowałam. Tak nas zaszczuli, że dzieciaki nie wiedziały co się dzieje. Młodsze płakały, ja też. Potem, na rampie, którą nazywa się „judenrampe”, choć przyjeżdżały tu transporty z Powstania Warszawskiego, rozdzielili nas, mężczyzn osobno, kobiety osobno, a dzieci osobno. Znalazłam się w tłumie dzieci, zapłakanych, zasmarkanych. Nie wiedzieliśmy o co chodzi. Dopiero rano zaczęłam się zastanawiać gdzie jest moja mama, gdzie jest mój dom, gdzie jest moje łóżko, gdzie jest moja niania, gdzie jest mój pies, gdzie są moje zabawki? Gdzie jest moje śniadanie?

- opowiada Barbara Wojnarowska-Gautier, która trafiła do obozu jako 3,5-letnie dziecko. Zaznacza, że część to jej własne wspomnienia, a część rekonstrukcja na podstawie opowieści matki i relacji innych więźniów.

"Zmarłe dzieci leżały przed blokiem"

- Z wygodnego życia trafiłam do nędzy. Z pluskwami, wszami. Z brakiem wody do mycia, mydła. Ni miałam mojej wanny, gdzie się mogłam wychlapać. Tego wszystkiego mi brakowało, brakowało mi toalety. Potrzeby trzeba było załatwiać na oczach innych. Pamiętam ile razy nie zdążyłam dobiec do takich dziur w deskach. Dostawałam straszny łomot za to, że się w majtki posikałam (…) Zaczęłam śmierdzieć, czułam to. 

Poprawiło się wtedy kiedy mama zaczęła się prześlizgiwać, jak inne matki, raz, dwa razy dziennie, czasami co dwa dni, do swoich dzieci. To było bardzo ryzykowne (…) Mama przyniosła skądś ubranie, jakąś cieplejszą sukieneczkę, bo zaczęło być zimno, jakąś koszulkę, żebym miała na zmianę. Jakiś mokry ręcznik, którym mnie wytarła. Przyniosła trochę jedzenia, jakiś chlebek, trochę wędliny, którą udało jej się „zwinąć”. Inne matki robiły to samo. Rozmawiałam z innymi dziewczynkami, mówiły, że to były dla nich cudowne momenty (…) To było dla mnie coś niemożliwego – zabierz mnie ze sobą, weź mnie z tego miejsca, ja tutaj nie chcę być – prosiłam – To jest niemożliwe, musimy być cierpliwi.

Dzieci widziały straszne sceny. Były wypychane na apele. Dzieci umierały. Te, które zmarły były wykładane przed blok, gdzie leżały. Po tym latały szczury, myszy. Te dzieci to widziały. Ja tego nie widziałam. Bóg mnie oszczędził. Inni widzieli. I to im zostało. Były dziewczynki starsze od nas, które miały po 10, po 12 lat. Powierzono im funkcję opieki nad młodszymi dziećmi, czasem dwuletnimi. Niektóre z nich wyszły ze środowisk, w których brutalność była w rodzinach. Te dzieci wychowały się w okrucieństwie, a w czasie okupacji to się jeszcze podwoiło. I czasem podkreślały swoją władzę rękoczynami.

- opowiada Pani Barbara.

 

Mengele

To co pamiętam na temat „dr” Mengele, to że mi spuścił łomot. Wiem od lekarek polskich z bloku Mengelego, że kiedy miał jakiś przypływ „dobroci” i przyniósł dzieciom, między innymi dla mnie – jabłko – to pamiętam, pamiętam rękę, która mi podaje jabłko. A ja to jabłko wzięłam, naplułam na to jabłko – tfu, szkop! – i w niego. Dostałam łomot niesamowity, ale nie połamał mi za bardzo kości, bo chodzę, ale już się tak nie spoufalał (…) Wstrzykiwali nam różne świństwa, bakterie, wirusy. Ja dostała bakterie gruźlicze. Do tej pory mam poważne kłopoty zdrowotne. Robili doświadczenia na oczach dzieci. Wpuszczali nam jakieś krople.

- snuje straszną opowieść były więzień Auschwitz.

 

"Proces norymberski należałoby powtórzyć"

Proces norymberski należałoby powtórzyć. W gronie prawników w ONZ, w komisji praw człowieka, zawsze mówiliśmy, że ten proces należało powtórzyć. Nie dlatego, że był sfałszowany, ale dlatego, że był niedoskonały. Prokurator generalny to był Amerykanin, starszy pan, który był chory na prostatę i bez przerwy „latał sobie na siusiu”, więc przerywało się obrady. Albo nie słyszał. Poza tym prokuratorów z niektórych krajów nie dopuszczono do głosu. Polska nie była dopuszczona do głosu w wielu przypadkach. Był prokurator Sawicki, który chciał poruszyć sprawę [Katynia - P, Barbara Wojnarowska-Gautier mówi o Rzezi Wołyńskiej, ale to pomyłka - przyp red.]. Był Ksawery Prószyński. Nie było mowy żeby się przebili. Do tego stopnia, że nawet nie dano im zakwaterowania z innymi prawnikami, sędziami i adwokatami. Musieli sami sobie znaleźć pomieszczenie, Polacy zawsze dają sobie radę, ale nie mogli się wypowiedzieć. Wielu zbrodniarzy zmieniało zeznania. Duże zamieszanie jest z zeznaniami Hoessa, który co innego mówił w Norymberdze, a co innego podczas procesu w Polsce. Np. kiedy go zapytano o to ile osób było zamordowanych w Auschwitz, rzucił liczbą 5-6 milionów. I to się w zasadzie zgadzało z tym co mówili Rosjanie. Ale podczas procesu w Polsce, te liczby mu się obniżały, to było 3 miliony, 2 miliony…

- mówi Barbara Wojnarowska-Gautier, która pracowała jako prawnik dla ONZ.

 

"Wyzwolenie"

- Podczas „wyzwolenia” obóz nie był pusty, uciekli z niego Niemcy, ale byli więźniowie (…) Sowiecka dywizja ukraińska miała rozkaz lecieć na Berlin. Nie mogli się zatrzymać. Zostawili parę bochenków chleba, zobaczyli co się dzieje i polecieli. Dopiero dwa czy trzy dni po nich pojawiła się armia sowiecka z Czerwonym Krzyżem. Więźniowie rzucili się na stare puszki, które były w „Kanadzie” (barak, w którym gromadzono zagrabione mienie więźniów – przyp. red.) (…) – Opowieści o gwałtach sałdatów na więźniarkach są prawdziwe? – Tak.

- potwierdza Barbara-Wojnarowska

 

Pierwsza wizyta w Auschwitz po wojnie

Wtedy (podczas pierwszej wizyty Barbary Wojnarowskiej-Gautier w Auschwitz po wojnie, w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku – przyp. red.) dyrektorem muzeum był więzień Pierwszego transportu, pan Smoleń, który nas oprowadzał. Przeszliśmy przez bramę „Arbeit mach frei”. To było jeszcze w trakcie organizacji. Natrafiliśmy na taką dużą górę butów. Były tam takie dziecięce czerwone sandałki. Była pewna, że to są moje sandały. Oczywiście nie były, ale to skojarzenie – zabrali nas latem – dziecięce sandałki… Odżyły horrory. Poleciałam przed wejście do obozu, usiadałam na ławeczce i czekałam aż wyjdą. A nie wiedzieli, że byłam w Auschwitz, bo rzadko o tym mówiłam. Był wśród nich polski fizyk jądrowy prof. Rotblat – Dlaczego pani uciekła? – Ja tu byłam panie profesorze w tym obozie jako dziecko – objął mnie ręką i mówi – Moja żona zginęła w Bełżcu.

Kiedy zaczęła pracę w Nowym Jorku (w ONZ w latach sześćdziesiątych – przyp. red.) zupełnie przypadkowo, w takim holu jest statua Artura Rubinsteina, przechodzimy z kolegami, a ja ich pytam – Czy wy wiecie co to jest? To jest Polak o żydowskich korzeniach, Artur Rubinstein, który jako jeden z pierwszych w ONZ zawalczył o Polskę – I oni nie wiedzieli – To co wy tutaj robicie? – nie znali historii ONZ – To była ofiara Holocaustu – mówili – Tak, ale to był Polak. Zawsze się uważał w pierwszej kolejności za Polaka. Ja to rozumiem, bo byłam w Auschwitz – A to ty jesteś ofiarą Holocaustu – Nie, ja jestem Polką, katoliczką – To Polacy, katolicy, byli w Auschwitz? Przecież to było tylko dla ofiar Holocaustu – Nie! Ten obóz powstał dla Polaków – Nie nie, co ty opowiadasz! Siejesz propagandę! – Pojedźcie tam, poczytajcie w archiwach i zanim otworzycie gębę, nauczcie się historii! – Potem zdarzało mi się bardzo często, że „skoro była w Auschwitz to byłam ofiarą Holocaustu”, nie. Ale to nie wina tych ludzi, to wina edukacji, o której ktoś zdecydował i ktoś o nią zadbał. To się stało po 1945 roku. 

- opowiada Barbara Wojnarowska-Gautier.

 

Przesłanie byłej więźniarki Auschwitz

- Niemieccy nauczyciele, którzy przyjeżdżają z grupami młodzieży do Auschwitz, przyjeżdżają z programem, który jest narzucony przez stronę niemiecką. Nawet jeśli polscy przewodnicy chcieliby coś poprawić, to nie mają szansy tego zrobić. W związku z tym, ja uważam, że byłoby dobrze, kiedy przyjeżdżają grupy do Muzeum Auschwitz, że, bez żadnych wyjątków, przewodnik ma być Polakiem. Przewodnicy w Polsce są dobrze wyszkoleni. Gdyby przekazali to co mają przekazać, byłoby dużo mniej nieporozumień.

(…) Historia, której do tej pory nie mogę zrozumieć. Do pewnego momentu od powstania Muzeum Auschwitz w 1947 roku, były obchody Pierwszego Transportu (Polaków, 14 czerwca – przyp. red.) do Auschwitz. Tysiące więźniów, hucznie i tak dalej. To trwało bardzo długo. Więźniowie z Pierwszego Transportu odchodzili, ale byli następni. Obchody bardzo uroczyste i bez polityki. Potem powierzono to takiemu komitetowi, który tego nie robił, potem robiło to takie stowarzyszenie rodzin chrześcijańskich, które zrzeszało również więźniów Pierwszego Transportu, którzy dopóki żyli, wszystko było dobrze. A potem zaczęli odchodzić, władzę w tym stowarzyszeniu zaczęły się zmieniać i zaczęli się kłócić. Nie wiem co dokładnie było powodem, ale padła decyzja ze strony ministerstw kultury, zwierzchnika Muzeum, ze obchody przejdą w ręce Muzeum. To chyba miało miejsce pod koniec 2015 roku. Pierwsze takie obchody zaczęły się w roku, jeśli się nie mylę 2016. Ale „obchody” to za dużo powiedziane, bo nie było nic. Wtedy z grupą innych więźniów postanowiliśmy, że coś trzeba zrobić. Znałam więźniów Pierwszego Transportu, mieli obawy, że kiedy odejdą wszyscy o nich zapomną (…) Udało nam się zrobić parę rzeczy.

Powinniśmy pamiętać, ze należy dbać o historię. Jakakolwiek by była, nie należy jej przekręcać. Przez to co przeszedł naród polski, nie dajmy się zdominować. Jestem bardzo niezadowolona z tego co się dzieje w Unii Europejskiej. Tej woli narzucenia nam modelu niemieckiego. Polacy sami potrafią się rządzić. I chciałabym żeby wyjaśniła się sprawa strat wojennych i odszkodowań.

(…) Zostało nas tak mało, interesujcie się więźniami, niech ktoś do nich zadzwoni, do nich wpadnie, przyniesie ciasteczko, zorganizować spotkanie, żeby czuli, ze ktoś się nimi interesuje, że chce ich słuchać. Bo mają wiele do powiedzenia.

- apeluje Barbara Wojnarowska-Gautier



 

Polecane
Emerytury
Stażowe