Marcin Kacprzak: Słyszeliście? Narodowcy z PiS-u stawiają szubienice.

Trzeba być naprawdę naiwnym, by próbować tłumaczyć przeciętnemu czytelnikowi Wyborczej, że odległość, jaka dzieli radykalne środowiska narodowe od Prawa Sprawiedliwości, jest mniej więcej podobna do tej, którą musiałbym pokonać, gdybym teraz w tej chwili zapragnął wybrać się na Antarktydę.
Nieżyjący już niestety Paweł Zarzeczny przypominał często anegdotę z bramkarzem Arturem Borucem w roli głównej. Lata temu Boruc obraził się na jeden z dużych polskich tabloidów, i nie chciał udzielać żadnych wywiadów. Nagabywany przez dziennikarza, próbującego wyjaśnić mu, że on nie jest z tabloidu X (tego który w rzeczywistości coś tam o Borucu nazmyślał), tylko z zupełnie innego tabloidu Y, bramkarz odparł w swoim stylu: „jeden ...uj”, po czym oddalił się bez pożegnania. Tak samo jest u neomarksistów z postrzeganiem polityki, która jakimś przypadkiem nie zgrywa się z liberalno-lewicowym katechizmem. Dla nich nieważne: narodowcy, Korwin, Kowalski, Braun, i wreszcie Kaczyński – ich rozumki podpowiadają im, że to wszystko to „jeden ...uj”. Nie zdają sobie sprawy, że wśród młodzieży narodowej pomysł zawieszenia na mini-szubieniczce zdjęcia kogoś z PiS-u, mógłby spotkać się z wcale sporym zrozumieniem. Hasło: PiS, PO, jedno zło, mogłoby w zasadzie stać się tam hasłem wyborczym, idealnym na któreś kolejne, przegrane oczywiście, wybory.
A mnie przypominają się niedawne reakcje tych samych moralizatorów, kiedy wielu z nas bardzo nie spodobał się spektakl „Klątwa”. Przypominają mi się ironiczne wzruszenia ramionami wywołane niechętnymi reakcjami na publiczne darcie Biblii przez Adama Darskiego i krzyki: „żryjcie to g...o!!”. Cóż, ten sam sympatyczny zdaniem księdza Bonieckiego Darski zwany Nergalem, ma na swoim koncie autorstwo utworu pod wielce wymownym tytułem: Chwała mordercom świętego Wojciecha, który z tego co mi się wydaje zespół o uroczej nazwie Behemoth nadal wykonuje na estradach.
I tak dalej i dalej. Kiedy tylko ktoś wypowie się negatywnie na temat „szeroko pojętej wolności słowa” jako liberalnej zdobyczy objawiającej się różnorakimi mniej lub bardziej kontrowersyjnymi dziełami, tfu, sztuki, to zawszekroć z tamtej strony pada tajemnicze zaklęcie, a brzmi ono: „ to tylko performens”. A więc w imię performensu można spokojnie wkładać flagę Polski w psią kupę, albo spuszczać ją w klozecie, przybijać gumowe kaczuszki do transparentów i wrzeszczeć: „Giertych do wora, wór do jeziora”. A kto pamięta jeszcze słowa Palikota o patroszeniu? A firmowany przez jego blog komiks, w którym w wulgarny sposób nie nadający się nawet do zacytowania kpiono sobie z ofiar katastrofy smoleńskiej? To jest proszę ja was ekspresja, środek wyrazu. Nie rozumiecie konserwatywne tępaki? - prawią nam z Czerskiej. To jest taka hiperbola, nie to żeby rzeczywiście ktoś chciał uruchamiać crowdfunding na jakiegoś odważnego, co to odstrzeli Kaczyńskiego. Czy to was dociera, wy konserwatywne ramole?
Niestety, chłopcy-narodowcy ze swoimi szubieniczkami niestety nie podpadają pod szufladkę z napisem performens, co to, to nie. Dlaczego? To proste – bo to narodowcy, czyli innymi słowy tacy młodzi PiS-owcy tylko bardziej nienawistni. Tak mniej więcej działa, z gracją stuletniego cepa, znana nam już aż za dobrze neomarksistowska propaganda. Całe nasze szczęście, że, oni tam co jakiś czas, w czasie kręcenia kolejnego młynka i tak muszą zaprawić się tym cepem prosto w środek neomarksistowskiego czerepa. Tyle naszej satysfakcji.