Związek_zawodowy.exe

- Każdy z nas słyszał o wysokich zarobkach programistów i innych speców z branży IT, o ich luźnych warunkach pracy, wygodzie i braku stresu związanego z potencjalną utratą pracy. To raczej rekruterzy szukają ich, a nie na odwrót. Wydawać by się mogło, że tacy ludzie nawet nie pomyślą o założeniu związku zawodowego. Nic bardziej mylnego - Pisze Konrad Wernicki w nowym numerze "Tygodnika Solidarność".
Johnny Silverhand, kadr z traileru do gry Cyberpunk 2077 Związek_zawodowy.exe
Johnny Silverhand, kadr z traileru do gry Cyberpunk 2077 / screen YT - Cyberpunk 2077

Co musisz wiedzieć?

  • Branża IT tylko z pozoru jest rajem – za wysokimi zarobkami i elastycznością kryją się przemęczenie, wypalenie i brak wpływu na warunki pracy.
  • Historia CD PROJEKT RED pokazuje paradoks gamedevu – twórcy gier o buncie wobec systemu sami założyli związek zawodowy, by bronić się przed nadgodzinami, presją i niepewnością zatrudnienia.
  • Związki zawodowe w IT rosną w siłę – przykład ING Hubs Poland pokazuje, że nawet w firmach „z nowej ekonomii” ludzie chcą przejrzystości, szacunku i realnego dialogu z pracodawcą.
  • Pieniądze to za mało – millenialsi i pokolenie Z coraz głośniej domagają się psychicznego komfortu, godności i wpływu na swoje życie zawodowe.
  • Solidarność wraca do świata technologii – jako nowoczesna siła społeczna, która rozumie cyfrowe realia, ale stawia człowieka na pierwszym miejscu.

 

Wstawaj, programisto!

W grze komputerowej „Cyberpunk 2077” wyprodukowanej przez polskie studio CD PROJEKT RED jednym z głównych wątków fabularnych jest podłożenie bomby pod wieżowiec międzynarodowej korporacji „Arasaka”. Jest to wyraz radykalnego buntu głównego bohatera wobec dystopijnego systemu panującego w świecie przyszłości — systemu opartego na kontroli, wyzysku i nierównościach, napędzanych przez nowe technologie, które w teorii miały uczynić życie łatwiejszym, a nie jeszcze bardziej brutalnym.

Metaforycznie można to porównać do wyłomu w systemie, którego w rzeczywistości dokonali… sami pracownicy CD PROJEKT RED, zakładając w firmie swój związek zawodowy. Ten nie był jednak bombą, tylko chipem usprawniającym działanie firmy, a przede wszystkim dbającym o dobrostan pracowników. Co ciekawe, musieli zadbać o swoje prawa w branży, która uchodzi za najlepszą emanację rynku pracownika, wysokich zarobków i komfortowych warunków pracy. Jak widać, nawet najlepiej opłacani programiści odczuli potrzebę zrzeszenia się w organizacji pracowniczej. Co ich do tego skłoniło?

 

System_error

Branża IT cieszy się świetną reputacją w świecie pracy. To legendarne wysokie zarobki programistów, elastyczne warunki pracy, wciąż nienasycony popyt na nowych specjalistów (backendowców, DevOpsów, speców od AI), ciągle stymulowany rozwój zawodowy, a także prestiż związany z udziałem w międzynarodowych, znanych projektach. Na pierwszy rzut oka to raj bez skazy. Jeśli masz kompetencje i znasz się na swojej robocie, którą wykonujesz wygodnie zza biurka, często z własnego domu, to praktycznie masz gwarancję bardzo wysokich zarobków. Nawet bez doświadczenia, ale z odpowiednimi umiejętnościami można relatywnie szybko znaleźć pracę (choć to powoli się zmienia) i piąć się coraz wyżej w branży albo poprzestać na tym, co się ma. Z głodu się raczej nie umrze. O płacy minimalnej w takich miejscach tylko się słyszało, ale nigdy nie widziało na własne oczy. Pracowników IT niespecjalnie ruszają rosnące ceny pieczywa czy masła, za to już odnotowują kuriozalne koszty biletów na koncerty ulubionych kapel. Metallica za blisko 1400 zł? Chore, no ale trudno, przecież nie będą się ograniczać.

Jednak za tą grubą ścianą dobrobytu kryje się pogniłe dno, zżerające wielu świetnie zarabiających pracowników od środka. Praca przy wielkich, często globalnych projektach to prestiż, a także idąca za tym presja, deadline’y, nadgodziny i tzw. crunche, czyli intensywne okresy pracy, często związane z nadgodzinami, które mają na celu jak najszybsze zakończenie projektu lub nadrobienie zaległości. Termin ten szersza opinia publiczna poznała właśnie przy okazji premiery „Cyberpunka”. W tamtym okresie REDZI (kolokwialna nazwa studia CD PROJEKT RED) byli na szczycie światowego gamedevu (skrót od „Game Development” – tworzenie gier komputerowych i wideo). Po rewelacyjnym „Wiedźminie”, którego pokochał cały świat (przez długi czas był najlepiej ocenianym tytułem w historii gier komputerowych), jego autorzy zapowiedzieli grę, która miała go prześcignąć pod każdym względem. 

Przy pracy nad Cyberpunkiem zatrudniono nawet Keanu Reevesa, hollywoodzkiego aktora uwielbianego przez geeków (pasjonatów świata technologii i s.f./fantasy), by ten użyczył swojego głosu i wizerunku jednej z głównych postaci cyfrowej historii. Marketing polskiego studia szalał, wydając miliony na pompowanie balona oczekiwań graczy na całym świecie. Ktoś je musiał spełnić i „dowieźć” produkt spełniający marzenia nie tylko użytkowników, ale też akcjonariuszy firmy. To wszystko spadło na barki programistów, którzy w najgorętszym okresie pracowali po kilkanaście godzin na dobę. Zdarzały się przypadki nocowania w biurze, wprowadzono 6-dniowy tydzień pracy, byle zdążyć z premierą gry, którą… przełożono. I to dwukrotnie. Presja rosła, a to tylko potęgowało wycieńczające warunki pracy.

Sytuacja niezwykle toksyczna, bo zapewne większość pracowników branży gier komputerowych dosłownie marzyła, by pracować przy tak głośnym i wielkim tytule. Ci, którym się udało, poświęcali własne życie i zdrowie, a ich entuzjazm skrzętnie wykorzystywano, co prowadziło do tłumionej frustracji i wypalenia, już nawet nie tylko zawodowego, ale też życiowego. Poświęcając całą energię na pracę, ci ludzie nie mieli już sił na swoje życie. To zmieniło się w cyfrową próżnię. Moment otrzeźwienia nastąpił już po całej kampanii produkcyjnej „Cyberpunka”, po którym przyszła fala zwolnień w 2023 r. obejmująca 9% załogi, czyli około 100 osób. W walce o stabilność zatrudnienia i ochronę swoich praw pracowniczych zdecydowano się założyć Komisję Zakładową w CD Projekt S.A., która dała życie Związkowi Pracowników Branży Gier, który dziś chce przyciągać pracowników z całej branży.

 

System_repair

Przykład CD PROJEKTU jak w soczewce skupia blaski i cienie branży IT oraz udowadnia, że organizacje pracownicze są tam jak najbardziej potrzebne. W świecie pełnym pieniędzy, technologii, pędu za wynikami i projektami związki zawodowe przywracają normalność i stawiają człowieka na pierwszym miejscu. Sprawiają, że praca może być nie tylko intratna, ale też sprawiedliwa. Okazuje się, że pracownikom do szczęścia nie są potrzebne jedynie pieniądze, ale też czas dla siebie i chęć bycia traktowanym podmiotowo, a nie przedmiotowo niczym program komputerowy, do którego wprowadza się kolejne zadania do wykonania.

Pieniądze zaspokajają podstawowe potrzeby człowieka, jak jedzenie, dach nad głową i bieżąca konsumpcja. Bez nich ani rusz, natomiast niezależna od nich jest potrzeba przynależności, uznania i szacunku. To właśnie dają związki zawodowe. Tego się nie kupi. Jeśli miejsce pracy sprowadza cię do roli wyrobnika, a cała branża jest tym przesiąknięta i masz niewielkie szanse na poprawienie swojego „ludzkiego” statusu, to związki zawodowe są tą instytucją, która może poprawić Twój dobrostan psychiczny w świecie zawodowym.

To nie przypadek, że kwestie zdrowia psychicznego są coraz częściej podnoszone przez millenialsów i pokolenie Z, które cierpi właśnie ze względu na bezduszne warunki pracy technologicznych korporacji. Ciągła praca przy monitorze, ślęczenie nad kodami programistycznymi, aplikacjami, analizami, widywanie kolegów z pracy głównie przez Zooma czy Teamsy, zamiast na żywo, spożywanie przetworzonego jedzenia w pędzie zamiast normalnego obiadu „jak u mamy”, deadline’y, asapy, kejpiaje i inne bulszity. Ludziom to się ulewa, przeciąża ich procesor, tzn. mózg, i coraz częściej tacy pracownicy szukają schronienia: przed komputerami, telefonami, internetem, czyli elementami dociskającej ich na co dzień pracowniczej rzeczywistości. Powszechnie funkcjonujące sformułowanie „Rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady” to motto wszystkich przebodźcowanych pracowników dużych korporacji. Renesans przeżywają swojskie agrowczasy, podczas których miastowi mogą nieco poobcować z wiejską rzeczywistością. Na popularności zyskują takie doświadczenia jak bushcraft, czyli nocowanie w lesie bez dachu nad głową, by być bliżej natury. Ci bardziej wybredni wybierają glamping, czyli kemping w warunkach premium, z wygodnym łóżkiem, ogrzewaniem i wystrojem w stylu boho. Form jest wiele, ale wszystkie sprowadzają się do jednego: uciec z biura, uciec z miasta, zostawić telefon, komputer, zaznać ciszy i spokoju.

Oddechem dla takich pracowników może być właśnie przynależność do związku zawodowego – organizacji z krwi i kości, która daje poczucie wpływu na otaczającą rzeczywistość. Właśnie tego brakowało pracownikom ING Hubs Poland, którzy postanowili zrzeszyć się w ramach NSZZ „Solidarność” w kwietniu tego roku.

 

Trade_union_loading

– To były trzy miesiące rozmów z pracownikami. Od części słyszałem wprost, że jest chęć założenia związków zawodowych, o czym mówiło się od trzech, czterech lat. Pytałem, jakie problemy w ramach firmy chcieliby rozwiązać. To nie były tematy stricte płacowe, raczej chodziło o transparentność działania firmy, pokazanie przez pracodawcę jasnych ścieżek awansu, podwyżek, dostępu do budżetów szkoleniowych, wyjaśniania, z czego wynikają podwyżki jednego działu, a drugiego nie – mówi Jarosław Rzepski, przewodniczący zakładowej Solidarności w ING Hubs, które jest globalnym centrum kompetencyjnym ING w zakresie usług IT. Przy wszystkich wcześniej wymienionych zaletach związków zawodowych i ich roli społecznej, integracyjnej, najważniejsza wciąż pozostaje twarda działalność operacyjna. Związek zawodowy to narzędzie w rękach pracowników do skuteczniejszej komunikacji z pracodawcą, wzmacniania i formalizowania swoich postulatów. Twarde negocjacje, a nie tylko prośby. Założenie organizacji pracowniczej to otrzepanie się z naiwnej wiary, że pracodawca zawsze nas wysłucha i spełni nasze oczekiwania bez żadnych nacisków cz presji.
W podjęciu decyzji o założeniu związków zawodowych w ING Hubs pomógł swoimi działaniami sam pracodawca. – Doszło do sytuacji, która mocno zastanowiła wielu ludzi. Na początku tego roku została ogłoszona spora redukcja, o około 400 osób. Nie przeprowadzono tego w formie zwolnień grupowych, tylko zaproponowano program odejść dobrowolnych. Wiem od pracowników, jak te rozmowy wyglądały. Była wywierana na nich presja, postawiono im warunki, których złamanie mogło skutkować odebraniem odprawy. Manipulowano nimi, że jeśli teraz nie podpiszą wypowiedzenia, to za chwilę w ogóle nie będą mogli skorzystać z dobrowolnego odejścia. Nie tak powinno się załatwiać takie sprawy – mówi przewodniczący. A jak sam ocenia warunki pracy w branży informatycznej od kuchni?

Mimo że jesteśmy w tej mitycznej IT, to jesteśmy traktowani jako zasób. Nas się nie pyta o zdanie, tylko mówi się nam, co mamy zrobić. Nie ma w ogóle przestrzeni na to, by przekazać swoje uwagi, że coś może być bez sensu. Mówi się, że w IT jest eldorado, ale mam trochę kolegów w branży i wiem, że spotykamy się tu ze specyficznymi problemami, nie zawsze widzianymi na zewnątrz. Wypalenie zawodowe, depresja – u nas jest tego naprawdę dużo. Tutaj człowiek rzadko ma poczucie pracy zrobionej i skończonej. Może się to wydawać śmieszne, ale nasze mózgi tego potrzebują – dopaminy po wykonanych zadaniach i pewnego poczucia satysfakcji z pracy. Na przykład jeśli ktoś pracuje w sklepie i wykłada towar na półki, to gdy go wyłoży, wie, że skończył ten fragment swojej pracy. W IT ciągle są dodawane nowe rzeczy, jest ciągła konieczność zdobywania wiedzy i ciągłe wrażenie, że świat i technologia biegną do przodu, a my zawsze jesteśmy z tyłu. Często nie ma się poczucia wykonania danej czynności, bo realizuje się zadania na ekranie komputera. To wszystko długoterminowo powoduje wypalenie zawodowe, problemy z motywacją oraz negatywny wpływ na psychikę pracowników. To obciążenie, o którym powinno się mówić głośno

– puentuje Jarosław Rzepski.


Solidarity_status_active

W świecie robotów ludzie sami nie chcą stać się robotami, tylko pozostać żywi, prawdziwi. Solidarność ze swoją historią buntu ludzi pracy wobec systemu ma wielki potencjał, by zachęcić do siebie programistów, informatyków i wszelkich innych speców od nowych technologii, których starsi związkowcy nazwaliby pewnie „komputerowcami”. Związek zawodowy powinien umieć korzystać z nowych narzędzi i nie zostawać w tyle w scyfryzowanym świecie, ale jednocześnie pozostać sobą, stawiać ludzi na pierwszym miejscu. I tu pojawia się Solidarność z krwi i kości, a nie z krzemu i pikseli.


 

POLECANE
Tadeusz Płużański: „Człowiek z bunkra”. Jeden z najdłużej ukrywających się Żołnierzy Niezłomnych tylko u nas
Tadeusz Płużański: „Człowiek z bunkra”. Jeden z najdłużej ukrywających się Żołnierzy Niezłomnych

14 czerwca 2017 r. zmarł w wieku 95 lat w Gryficach w zachodniopomorskim mjr Andrzej Kiszka, ps. "Dąb", żołnierz Armii Krajowej i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Na mocy amnestii z 1947 r. ujawnił się, ale zagrożony aresztowaniem powrócił do walki z czerwonymi okupantami Polski, którą kontynuował przez następne 15 lat - do grudnia 1961 r. Wtedy, na skutek zdrady, został zatrzymany przez milicję w bunkrze, w którym się ukrywał. Komuniści skazali go na dożywocie, zamienione ostatecznie na 15 lat więzienia.

Przyszedł Giertych do Tuska.... Opublikowano szokujące nagranie z ostatniej chwili
"Przyszedł Giertych do Tuska...". Opublikowano szokujące nagranie

Michał Karnowski w programie "Minęła 20:15" na antenie Telewizji wPolsce24 ujawnił fragment taśm, na których – jak przekazał – mają rozmawiać Roman Giertych oraz Donald Tusk.

Izrael zaatakował Iran. Głos zabrał Ali Chamenei Wiadomości
Izrael zaatakował Iran. Głos zabrał Ali Chamenei

Izrael zaatakował w piątek irańskie obiekty nuklearne i wojskowe. Głos w tej sprawie zabrał przywódca Iranu Ali Chamenei.

Die Welt: autorytet Tuska się chwieje Wiadomości
Die Welt: autorytet Tuska się chwieje

- Autorytet Tuska się chwieje - pisze niemiecki "Die Welt", gdzie w warszawski korespondent Philip Fritz przygląda się sytuacji rządu Donalda Tuska.

Kosiniak-Kamysz krytykuje Giertycha: To nieodpowiedzialne z ostatniej chwili
Kosiniak-Kamysz krytykuje Giertycha: To nieodpowiedzialne

– Każdy głos jest ważny i wszystkie wątpliwości powinny być wyjaśnione. Ale dzisiaj podważanie w jakikolwiek sposób decyzji Polaków jest nieodpowiedzialne – powiedział wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz komentując w ten sposób zachowanie posła KO Romana Giertycha.

Niemcy oszukali Ukraińców. Któż mógłby się spodziewać Wiadomości
Niemcy oszukali Ukraińców. "Któż mógłby się spodziewać"

Jak poinformował minister obrony Niemiec Boris Pistorius, rząd Friedricha Merza nie rozważa przekazania Ukrainie pocisków Taurus.

Iran wystrzelił rakiety w stronę Izraela z ostatniej chwili
Iran wystrzelił rakiety w stronę Izraela

W piątek po godz. 20 czasu polskiego Iran rozpoczął atak odwetowy na Izrael. W całym Izraelu obowiązują alarmy rakietowe.

Izrael zaatakował Iran. Polskie MSZ bije na alarm z ostatniej chwili
Izrael zaatakował Iran. Polskie MSZ bije na alarm

Polskie MSZ odradza wszelkie podróże do Izraela. Informuje też, że tymczasowo zamknięta jest przestrzeń powietrzna, a ruch lotniczy został wstrzymany.

Noc długich noży w Platformie Obywatelskiej Wiadomości
"Noc długich noży w Platformie Obywatelskiej"

Jak twierdzi Marcin Torz kilku radnych miejskich z Wrocławia może zostać wyrzuconych z Platformy Obywatelskiej.

Tȟašúŋke Witkó: Stan gry po Stambule tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Stan gry po Stambule

Moi wspaniali Czytelnicy zapewne zwrócili uwagę, że z przestrzeni dyplomatyczno-medialnej zniknął – lub został zahibernowany i to dość dawno temu – pomysł wysłania europejskiego kontyngentu zbrojnego, którego zadaniem miałoby być rozdzielenie walczących wojsk rosyjskich i ukraińskich oraz strzeżenie pasa ziemi niczyjej, tworzącego strefę buforową pomiędzy zwaśnionymi stronami.

REKLAMA

Związek_zawodowy.exe

- Każdy z nas słyszał o wysokich zarobkach programistów i innych speców z branży IT, o ich luźnych warunkach pracy, wygodzie i braku stresu związanego z potencjalną utratą pracy. To raczej rekruterzy szukają ich, a nie na odwrót. Wydawać by się mogło, że tacy ludzie nawet nie pomyślą o założeniu związku zawodowego. Nic bardziej mylnego - Pisze Konrad Wernicki w nowym numerze "Tygodnika Solidarność".
Johnny Silverhand, kadr z traileru do gry Cyberpunk 2077 Związek_zawodowy.exe
Johnny Silverhand, kadr z traileru do gry Cyberpunk 2077 / screen YT - Cyberpunk 2077

Co musisz wiedzieć?

  • Branża IT tylko z pozoru jest rajem – za wysokimi zarobkami i elastycznością kryją się przemęczenie, wypalenie i brak wpływu na warunki pracy.
  • Historia CD PROJEKT RED pokazuje paradoks gamedevu – twórcy gier o buncie wobec systemu sami założyli związek zawodowy, by bronić się przed nadgodzinami, presją i niepewnością zatrudnienia.
  • Związki zawodowe w IT rosną w siłę – przykład ING Hubs Poland pokazuje, że nawet w firmach „z nowej ekonomii” ludzie chcą przejrzystości, szacunku i realnego dialogu z pracodawcą.
  • Pieniądze to za mało – millenialsi i pokolenie Z coraz głośniej domagają się psychicznego komfortu, godności i wpływu na swoje życie zawodowe.
  • Solidarność wraca do świata technologii – jako nowoczesna siła społeczna, która rozumie cyfrowe realia, ale stawia człowieka na pierwszym miejscu.

 

Wstawaj, programisto!

W grze komputerowej „Cyberpunk 2077” wyprodukowanej przez polskie studio CD PROJEKT RED jednym z głównych wątków fabularnych jest podłożenie bomby pod wieżowiec międzynarodowej korporacji „Arasaka”. Jest to wyraz radykalnego buntu głównego bohatera wobec dystopijnego systemu panującego w świecie przyszłości — systemu opartego na kontroli, wyzysku i nierównościach, napędzanych przez nowe technologie, które w teorii miały uczynić życie łatwiejszym, a nie jeszcze bardziej brutalnym.

Metaforycznie można to porównać do wyłomu w systemie, którego w rzeczywistości dokonali… sami pracownicy CD PROJEKT RED, zakładając w firmie swój związek zawodowy. Ten nie był jednak bombą, tylko chipem usprawniającym działanie firmy, a przede wszystkim dbającym o dobrostan pracowników. Co ciekawe, musieli zadbać o swoje prawa w branży, która uchodzi za najlepszą emanację rynku pracownika, wysokich zarobków i komfortowych warunków pracy. Jak widać, nawet najlepiej opłacani programiści odczuli potrzebę zrzeszenia się w organizacji pracowniczej. Co ich do tego skłoniło?

 

System_error

Branża IT cieszy się świetną reputacją w świecie pracy. To legendarne wysokie zarobki programistów, elastyczne warunki pracy, wciąż nienasycony popyt na nowych specjalistów (backendowców, DevOpsów, speców od AI), ciągle stymulowany rozwój zawodowy, a także prestiż związany z udziałem w międzynarodowych, znanych projektach. Na pierwszy rzut oka to raj bez skazy. Jeśli masz kompetencje i znasz się na swojej robocie, którą wykonujesz wygodnie zza biurka, często z własnego domu, to praktycznie masz gwarancję bardzo wysokich zarobków. Nawet bez doświadczenia, ale z odpowiednimi umiejętnościami można relatywnie szybko znaleźć pracę (choć to powoli się zmienia) i piąć się coraz wyżej w branży albo poprzestać na tym, co się ma. Z głodu się raczej nie umrze. O płacy minimalnej w takich miejscach tylko się słyszało, ale nigdy nie widziało na własne oczy. Pracowników IT niespecjalnie ruszają rosnące ceny pieczywa czy masła, za to już odnotowują kuriozalne koszty biletów na koncerty ulubionych kapel. Metallica za blisko 1400 zł? Chore, no ale trudno, przecież nie będą się ograniczać.

Jednak za tą grubą ścianą dobrobytu kryje się pogniłe dno, zżerające wielu świetnie zarabiających pracowników od środka. Praca przy wielkich, często globalnych projektach to prestiż, a także idąca za tym presja, deadline’y, nadgodziny i tzw. crunche, czyli intensywne okresy pracy, często związane z nadgodzinami, które mają na celu jak najszybsze zakończenie projektu lub nadrobienie zaległości. Termin ten szersza opinia publiczna poznała właśnie przy okazji premiery „Cyberpunka”. W tamtym okresie REDZI (kolokwialna nazwa studia CD PROJEKT RED) byli na szczycie światowego gamedevu (skrót od „Game Development” – tworzenie gier komputerowych i wideo). Po rewelacyjnym „Wiedźminie”, którego pokochał cały świat (przez długi czas był najlepiej ocenianym tytułem w historii gier komputerowych), jego autorzy zapowiedzieli grę, która miała go prześcignąć pod każdym względem. 

Przy pracy nad Cyberpunkiem zatrudniono nawet Keanu Reevesa, hollywoodzkiego aktora uwielbianego przez geeków (pasjonatów świata technologii i s.f./fantasy), by ten użyczył swojego głosu i wizerunku jednej z głównych postaci cyfrowej historii. Marketing polskiego studia szalał, wydając miliony na pompowanie balona oczekiwań graczy na całym świecie. Ktoś je musiał spełnić i „dowieźć” produkt spełniający marzenia nie tylko użytkowników, ale też akcjonariuszy firmy. To wszystko spadło na barki programistów, którzy w najgorętszym okresie pracowali po kilkanaście godzin na dobę. Zdarzały się przypadki nocowania w biurze, wprowadzono 6-dniowy tydzień pracy, byle zdążyć z premierą gry, którą… przełożono. I to dwukrotnie. Presja rosła, a to tylko potęgowało wycieńczające warunki pracy.

Sytuacja niezwykle toksyczna, bo zapewne większość pracowników branży gier komputerowych dosłownie marzyła, by pracować przy tak głośnym i wielkim tytule. Ci, którym się udało, poświęcali własne życie i zdrowie, a ich entuzjazm skrzętnie wykorzystywano, co prowadziło do tłumionej frustracji i wypalenia, już nawet nie tylko zawodowego, ale też życiowego. Poświęcając całą energię na pracę, ci ludzie nie mieli już sił na swoje życie. To zmieniło się w cyfrową próżnię. Moment otrzeźwienia nastąpił już po całej kampanii produkcyjnej „Cyberpunka”, po którym przyszła fala zwolnień w 2023 r. obejmująca 9% załogi, czyli około 100 osób. W walce o stabilność zatrudnienia i ochronę swoich praw pracowniczych zdecydowano się założyć Komisję Zakładową w CD Projekt S.A., która dała życie Związkowi Pracowników Branży Gier, który dziś chce przyciągać pracowników z całej branży.

 

System_repair

Przykład CD PROJEKTU jak w soczewce skupia blaski i cienie branży IT oraz udowadnia, że organizacje pracownicze są tam jak najbardziej potrzebne. W świecie pełnym pieniędzy, technologii, pędu za wynikami i projektami związki zawodowe przywracają normalność i stawiają człowieka na pierwszym miejscu. Sprawiają, że praca może być nie tylko intratna, ale też sprawiedliwa. Okazuje się, że pracownikom do szczęścia nie są potrzebne jedynie pieniądze, ale też czas dla siebie i chęć bycia traktowanym podmiotowo, a nie przedmiotowo niczym program komputerowy, do którego wprowadza się kolejne zadania do wykonania.

Pieniądze zaspokajają podstawowe potrzeby człowieka, jak jedzenie, dach nad głową i bieżąca konsumpcja. Bez nich ani rusz, natomiast niezależna od nich jest potrzeba przynależności, uznania i szacunku. To właśnie dają związki zawodowe. Tego się nie kupi. Jeśli miejsce pracy sprowadza cię do roli wyrobnika, a cała branża jest tym przesiąknięta i masz niewielkie szanse na poprawienie swojego „ludzkiego” statusu, to związki zawodowe są tą instytucją, która może poprawić Twój dobrostan psychiczny w świecie zawodowym.

To nie przypadek, że kwestie zdrowia psychicznego są coraz częściej podnoszone przez millenialsów i pokolenie Z, które cierpi właśnie ze względu na bezduszne warunki pracy technologicznych korporacji. Ciągła praca przy monitorze, ślęczenie nad kodami programistycznymi, aplikacjami, analizami, widywanie kolegów z pracy głównie przez Zooma czy Teamsy, zamiast na żywo, spożywanie przetworzonego jedzenia w pędzie zamiast normalnego obiadu „jak u mamy”, deadline’y, asapy, kejpiaje i inne bulszity. Ludziom to się ulewa, przeciąża ich procesor, tzn. mózg, i coraz częściej tacy pracownicy szukają schronienia: przed komputerami, telefonami, internetem, czyli elementami dociskającej ich na co dzień pracowniczej rzeczywistości. Powszechnie funkcjonujące sformułowanie „Rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady” to motto wszystkich przebodźcowanych pracowników dużych korporacji. Renesans przeżywają swojskie agrowczasy, podczas których miastowi mogą nieco poobcować z wiejską rzeczywistością. Na popularności zyskują takie doświadczenia jak bushcraft, czyli nocowanie w lesie bez dachu nad głową, by być bliżej natury. Ci bardziej wybredni wybierają glamping, czyli kemping w warunkach premium, z wygodnym łóżkiem, ogrzewaniem i wystrojem w stylu boho. Form jest wiele, ale wszystkie sprowadzają się do jednego: uciec z biura, uciec z miasta, zostawić telefon, komputer, zaznać ciszy i spokoju.

Oddechem dla takich pracowników może być właśnie przynależność do związku zawodowego – organizacji z krwi i kości, która daje poczucie wpływu na otaczającą rzeczywistość. Właśnie tego brakowało pracownikom ING Hubs Poland, którzy postanowili zrzeszyć się w ramach NSZZ „Solidarność” w kwietniu tego roku.

 

Trade_union_loading

– To były trzy miesiące rozmów z pracownikami. Od części słyszałem wprost, że jest chęć założenia związków zawodowych, o czym mówiło się od trzech, czterech lat. Pytałem, jakie problemy w ramach firmy chcieliby rozwiązać. To nie były tematy stricte płacowe, raczej chodziło o transparentność działania firmy, pokazanie przez pracodawcę jasnych ścieżek awansu, podwyżek, dostępu do budżetów szkoleniowych, wyjaśniania, z czego wynikają podwyżki jednego działu, a drugiego nie – mówi Jarosław Rzepski, przewodniczący zakładowej Solidarności w ING Hubs, które jest globalnym centrum kompetencyjnym ING w zakresie usług IT. Przy wszystkich wcześniej wymienionych zaletach związków zawodowych i ich roli społecznej, integracyjnej, najważniejsza wciąż pozostaje twarda działalność operacyjna. Związek zawodowy to narzędzie w rękach pracowników do skuteczniejszej komunikacji z pracodawcą, wzmacniania i formalizowania swoich postulatów. Twarde negocjacje, a nie tylko prośby. Założenie organizacji pracowniczej to otrzepanie się z naiwnej wiary, że pracodawca zawsze nas wysłucha i spełni nasze oczekiwania bez żadnych nacisków cz presji.
W podjęciu decyzji o założeniu związków zawodowych w ING Hubs pomógł swoimi działaniami sam pracodawca. – Doszło do sytuacji, która mocno zastanowiła wielu ludzi. Na początku tego roku została ogłoszona spora redukcja, o około 400 osób. Nie przeprowadzono tego w formie zwolnień grupowych, tylko zaproponowano program odejść dobrowolnych. Wiem od pracowników, jak te rozmowy wyglądały. Była wywierana na nich presja, postawiono im warunki, których złamanie mogło skutkować odebraniem odprawy. Manipulowano nimi, że jeśli teraz nie podpiszą wypowiedzenia, to za chwilę w ogóle nie będą mogli skorzystać z dobrowolnego odejścia. Nie tak powinno się załatwiać takie sprawy – mówi przewodniczący. A jak sam ocenia warunki pracy w branży informatycznej od kuchni?

Mimo że jesteśmy w tej mitycznej IT, to jesteśmy traktowani jako zasób. Nas się nie pyta o zdanie, tylko mówi się nam, co mamy zrobić. Nie ma w ogóle przestrzeni na to, by przekazać swoje uwagi, że coś może być bez sensu. Mówi się, że w IT jest eldorado, ale mam trochę kolegów w branży i wiem, że spotykamy się tu ze specyficznymi problemami, nie zawsze widzianymi na zewnątrz. Wypalenie zawodowe, depresja – u nas jest tego naprawdę dużo. Tutaj człowiek rzadko ma poczucie pracy zrobionej i skończonej. Może się to wydawać śmieszne, ale nasze mózgi tego potrzebują – dopaminy po wykonanych zadaniach i pewnego poczucia satysfakcji z pracy. Na przykład jeśli ktoś pracuje w sklepie i wykłada towar na półki, to gdy go wyłoży, wie, że skończył ten fragment swojej pracy. W IT ciągle są dodawane nowe rzeczy, jest ciągła konieczność zdobywania wiedzy i ciągłe wrażenie, że świat i technologia biegną do przodu, a my zawsze jesteśmy z tyłu. Często nie ma się poczucia wykonania danej czynności, bo realizuje się zadania na ekranie komputera. To wszystko długoterminowo powoduje wypalenie zawodowe, problemy z motywacją oraz negatywny wpływ na psychikę pracowników. To obciążenie, o którym powinno się mówić głośno

– puentuje Jarosław Rzepski.


Solidarity_status_active

W świecie robotów ludzie sami nie chcą stać się robotami, tylko pozostać żywi, prawdziwi. Solidarność ze swoją historią buntu ludzi pracy wobec systemu ma wielki potencjał, by zachęcić do siebie programistów, informatyków i wszelkich innych speców od nowych technologii, których starsi związkowcy nazwaliby pewnie „komputerowcami”. Związek zawodowy powinien umieć korzystać z nowych narzędzi i nie zostawać w tyle w scyfryzowanym świecie, ale jednocześnie pozostać sobą, stawiać ludzi na pierwszym miejscu. I tu pojawia się Solidarność z krwi i kości, a nie z krzemu i pikseli.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe