Od Zachodu do podmiotowości: Nowe aspiracje Polaków

Dzieje III Rzeczypospolitej to także historia stanu zbiorowej świadomości. Przekonania i nastawienie, z którymi żyjemy, kształtują naszą rzeczywistość i przyszłość w nie mniejszym stopniu niż stan gospodarki, obronności czy usług publicznych.
Warszawa, zdjęcie podglądowe
Warszawa, zdjęcie podglądowe / fot. Flickr – Radek Kołakowski / CC BY 2.0

Co musisz wiedzieć?

  • III RP od początku próbowała dogonić zachodnie kraje.
  • Polacy chcą rozwoju i bogactwa oraz prześcignięcia innych państw.
  • Rozwój kraju może zostać ograniczony, jeśli nie zostanie przyjęty paradygmat o niezależności.

 

Zbiorowa świadomość to powszechne wyobrażenia żywione zarówno przez suwerena, czyli naród, jak i jego elity, czyli polityków, intelektualistów, publicystów, artystów, duchownych, różnego rodzaju działaczy i inne grupy mające decydujący wpływ na stan umysłów.

Od tego, jaki w danym momencie dominuje nastrój i zespół przekonań, zależy bardzo wiele – w sensie bezpośrednim i pośrednim.

Wpływ bezpośredni jest dość oczywisty: na przykład chęć do pracy czy rozmnażania się w niemałej mierze zależy od paradygmatów, w jakich poruszają się obywatele. Poczucie bezpieczeństwa, stałości, wiara w lepszą przyszłość, chęć wysiłku na rzecz zbiorowości – to wszystko wpływa na ludzkie postawy i codzienne decyzje. Albo chęć poświęcenia w obronie ojczyzny ma związek z oceną własnego państwa. Czy taka skłonność do emigracji: oczywiście wynika z obiektywnych okoliczności (jak poziom życia czy swobód obywatelskich), ale też z wiary – lub jej braku – że będzie lepiej.

Wpływ pośredni jest bardziej doniosły. Chociaż w państwie demokratycznym wyraża się w dwóch dość prostych parametrach: wyborze stronnictw, które na jakiś czas mają rządzić krajem, oraz w poziomie zaufania i spokoju społecznego (czyli poziomie tolerancji na posunięcia władzy), to jednak z tych dwóch czynników wyrasta cały skomplikowany układ skutków.

Zespół przekonań żywionych przez wielkie grupy społeczne i elity współprogramuje przyszłość kraju. Można postawić tezę, że im bardziej trzeźwe, choć nie pozbawione optymizmu przekonania, tym kraj będzie lepiej się rozwijał.

Ma się rozumieć, nie jest to jedyny czynnik, jest ich o wiele więcej, na przykład kultura (która jest czymś głębszym niż tylko zmienne paradygmaty), zasoby materialne, w tym naturalne, położenie geopolityczne czy poziom korupcji. Albo sąsiedztwo. Przecież inaczej myślelibyśmy o świecie i sobie samych, gdybyśmy byli położeni – powiedzmy – między Czechami a Austrią, a inaczej, gdy z jednej strony mamy Niemcy, a z drugiej Rosję.

 

Depresja wspomagana

Początki III RP, poza krótką fazą entuzjazmu okrągłostołowego, charakteryzowały się powszechnym i prostym przekonaniem o absolutnej i wyrażającej się dosłownie w każdym aspekcie doskonałości monolitycznego „Zachodu”. Wszystko, co zachodnie, było lepsze: od przywódców, przez samochody i popkulturę, skończywszy na jakości pasty do zębów. Przekonanie to przenieśliśmy z PRL-u.

Różnica między Polską komunistyczną a postkomunistyczną, gdy chodzi o dogmat o doskonałości Zachodu, szybko się uwidoczniła. O ile bowiem w PRL wiedzieliśmy, że jesteśmy gorsi, bo „oni” trzymają nas w biedzie i niewoli, o tyle po 1989 roku uzmysłowiliśmy sobie bardzo prędko, że samo obalenie muru berlińskiego i wydanie ludziom paszportów nie oznacza, że my także jesteśmy częścią pierwszego świata. I że ten świat uznaje nas za równych sobie.

Paradygmat wspaniałego, a jednak odległego Zachodu pozostał z nami na wiele lat. Z jednej strony motywował Polaków do pościgu, a z drugiej utrwalał poczucie niższości.

Chęć doganiania i kompleksy z kolei stanowiły znakomitą podbudowę i pożywkę dla najróżniejszych tez, które dziwnym zbiegiem okoliczności były bardzo korzystne z punktu widzenia naszych zachodnich partnerów

Tezy te, w różnych odmianach i miejscach, składały się w dwuelementowy komplet: po pierwsze, powinniśmy ZAWSZE czuć się gorsi i zacofani, a po drugie, powinniśmy być maksymalnie otwarci na wszelkie idee, rozwiązania i w ogóle na wszystko, co z Zachodu przyjdzie. Czy chodzi tu o otwarcie naszego rynku na penetrację kapitału, czy model kultury, społeczeństwa, czy zgodę na kolejne modyfikacje zasad wyrażonych w traktatach unijnych.

To stąd najróżniejsze prawdy objawione tak łatwo przenikały do naszych elit oraz mas i kształtowały decyzje. Najlepsza polityka przemysłowa to brak polityki, kapitał nie ma narodowości, jeśli panna jest brzydka i nie ma posagu, powinna przynajmniej się uśmiechać, biznes zajmuje się wyłącznie pieniędzmi i nie ma innych celów, polityka to brudna sprawa, zostaw ją innym – doskonale pamiętamy te zasady wiary, które kształtowały całe pokolenie. Wymienione powyżej uległy, co prawda, już erozji, ale nie całkowitej, a poza tym zostały zastąpione przez nowe. Czy raczej nowe nałożyły się na stare.

Dla porządku należy dodać (dla Czytelników sprawa jest oczywista), że na straży przekonań stanął cały złożony system: od intelektualistów przesiąkniętych duchem 1968 roku, przez fundacje i inne instytucje wyłapujące i kształtujące młode talenty, media w dużej mierze opanowane przez kapitał zagraniczny, skończywszy na partiach politycznych, a nawet interweniujących bezpośrednio obcych politykach czy ambasadach.

 

Stare i stare-nowe

Niektóre stare paradygmaty nie wytrzymały próby czasu, bo Polacy zrozumieli, że nie wszystko na Zachodzie jest cudowne, zresztą sam Zachód nie przypomina samego siebie z lat świetności, a Polska w niektórych dziedzinach dorównała mu i przewyższyła go. I wiele już razy to my mieliśmy rację, a nie oni.

W dodatku rządy ostatniej dekady (i to jeszcze w nowych okolicznościach geopolitycznych) pokazały, że jednak coś w kraju może się zmienić: rząd dotrzymywać zasadniczych obietnic, prowadzić bardziej podmiotową politykę, niekoniecznie zgadzać się we wszystkim z mocarstwami, a kraj – omijać różne rafy, na które wpadają inni.

Ale stare przekonania są stale zastępowane przez kolejne, będące odmianami tych pierwotnych. Już mało kto na przykład sądzi, że dogonienie pierwszego świata pod względem gospodarczym jest poza zasięgiem. Zamiast tego zaczęło się mówić, że wejście do ekskluzywnego klubu jest już tuż-tuż, trzeba tylko... i tu pojawiają się kolejne warunki. A to pozbycie się „faszyzmu” (czyli partii innych niż lewicowe i liberalne), a to przyjęcie euro lub zgoda na taką czy inną zmianę traktatów europejskich. Z najbardziej upragnioną likwidacją zasady jednomyślności na czele. A to stawianie kompletnie fałszywej alternatywy „Bruksela albo Moskwa”. Jest to w gruncie rzeczy wciąż gra na tych samych kompleksach i poczuciu niższości w celu osiągnięcia tych samych celów, co przed trzydziestu laty.

Jednocześnie pojawiają się zupełnie nowe paradygmaty. Prawdziwe albo fałszywe, z tym bywa różnie, ale nowe. Na przykład koncept, że powinniśmy więcej współpracować (także w dziedzinie bezpieczeństwa) z krajami regionu i spoza niego, a przestać polegać wyłącznie na mocarstwach. Czyli że przyjacielem jest niekoniecznie ten, kto jest najsilniejszy, ale ten, kto ma wspólny z nami interes.

Albo świadomość, że jeśli nie zbudujemy własnej siły, nikt nie będzie się z nami liczył ani też nie pospieszy z pomocą. To dlatego kosztowny program zbrojeń został bez najmniejszego sprzeciwu zaakceptowany przez społeczeństwo. Co więcej, nawet komunikat premiera Donalda Tuska o potrzebie pozyskania broni jądrowej nie wywołał śmiechu czy oburzenia (co najwyżej niedowierzanie), a jeden z kandydatów na prezydenta nawet zapowiadał budowę lotniskowca!

Polacy chcą też rozwoju, bogactwa i prześcignięcia pod tym względem państw, z którymi wcześniej nawet nie śmieli się porównywać. Są też gotowi na zmianę gospodarczo-społecznych dogmatów. To dlatego premier Donald Tusk regularnie ogłasza nowe wizje: rok przełomu, doktrynę piastowską czy nacjonalizm gospodarczy. Bo wie, że to znajdzie posłuch.

Polska kultura i tożsamość zaś odniosły trwałe zwycięstwo w sferze symbolicznej. Niezorientowany obserwator zakończonej właśnie kampanii wyborczej mógłby odnieść wrażenie, że brali w niej udział sami nacjonalistyczni kandydaci. Wszyscy biało-czerwoni, prawie nie niebiescy, a tęczowa flaga pojawiała się tylko z rzadka na lewicy.

 

Pod fałszywą flagą

To wszystko świadczy o tym, że Polakom nie da się (a ściślej: politycznie nie opłaca się) wmawiać już, że są gorsi, bez szans, że muszą się ciągle zmieniać i dostosowywać. I wtedy mogą liczyć na status, jak to określił kiedyś Jarosław Kaczyński, wice-Niemców. To już nie działa.

Obóz liberalno-lewicowy (nie tylko u nas zresztą) zmienił więc taktykę, bo musiał dostosować się do nowych aspiracji i oczekiwań.

Tyle że za „doktrynami piastowskimi” czy „wgniataniem Putina w ziemię” kryje się albo żadna, albo ta sama, dobrze znana treść. Strategia „roku przełomu” nie zawiera żadnych nowych treści. Nacjonalizm gospodarczy nie przeszkadza oddawać kolejnych pól firmom zagranicznym. Budowa tarczy Wschód nie posuwa się – a już na pewno nie ma żadnych działań na granicy zachodniej, która jest całkowicie po naszej stronie otwarta (choć Niemcy zawiesili zasady Schengen).

Pod buńczucznymi deklaracjami o suwerenności i podmiotowości kryją się zaś działania albo zaniechania, które wprost prowadzą do ograniczenia swobody ruchów czy perspektyw rozwojowych. Jak w przypadku programu ReArm Europe, reklamowanego jako wielki krok w dziedzinie obronności europejskiej. A tymczasem jest to pożyczka udzielana na zamówienia w unijnych firmach – czyli w zasadzie niemieckich lub francuskich. Jak w wielu takich przypadkach firmy z Polski będą musiały się zadowolić okruchami z pańskiego stołu. Za to będzie to silny instrument ograniczania zamówień poza Unią.

Innym doskonałym przykładem jest sprawa Centralnego Portu Komunikacyjnego i ewolucja przekazów ze strony dawnej opozycji, a obecnej koalicji. Od wrogości i zapowiedzi skasowania inwestycji do pełnego wsparcia i kontynuacji... tyle że już opóźnionej o kilka lat.

Można oczywiście przyjąć, że wszelkie te zapowiedzi, programy i strategie ulegną dość szybkiej weryfikacji. I następnym krokiem w rozwoju aspiracji Polaków będzie oczekiwanie nie tylko deklaracji, na które naród liczy, ale i realizacji.

 

Prawda zwycięży

Ta weryfikacja w ustroju demokratycznym w końcu następuje, a nawet w niedemokratycznym, ale nieco innymi metodami. I nastąpi, tak jak już nieraz następowała. 

Tymczasem powinniśmy zastanowić się, jakie nowe paradygmaty przyjąć. Skoro bezrobocie nie ma już charakteru strukturalnego, mamy ładne drogi, Niemcy przestali opowiadać dowcipy o polnische Wirtschaft, a zachodnie media są wypełnione zachwytami nad rozwojem, siłą militarną i spójnością Polski, wydaje się, że możemy pogrzebać stare kompleksy już na dobre. I stare aspiracje – oczywiście nie zapominając, że jeśli pójdzie źle, mogą wrócić.

Po pierwsze, powinniśmy puste wizje zastąpić takimi samymi, ale prawdziwymi. Czyli jeśli mowa o broni jądrowej, należałoby rozpocząć analizy i debatę o jej pozyskaniu, a nie poprzestawać na jednozdaniowej deklaracji. Jeśli jakiś rok (bo raczej nie bieżący) ma być rokiem przełomu gospodarczego, to tego znakiem niech będzie reforma rynku kapitałowego czy – powiedzmy – nowa polityka inwestycyjna albo prorozwojowy projekt zmiany systemu podatkowego. Doktryna piastowska czy nacjonalizm gospodarczy ma też znaleźć jakieś odbicie w realnych działaniach.

Ale to nie wszystko. Po drugie, rozwój kraju na najbliższe dekady będzie co najmniej utrudniony, jeśli nie przyjmiemy nowych paradygmatów, aspiracji czy wręcz mitów. Na przykład zasady maksymalnej niezależności w sensie politycznym, gospodarczym i mentalnym. Nie chodzi o to, by wychodzić z Unii i odgradzać się murem, ale o to, by być odpornym na naciski, szantaże czy wstrzymywanie środków europejskich, czyli o przyjęcie doktryny realnej podmiotowości. Z tym powinna wiązać się zasada eliminacji obcych wpływów – na przykład poprzez skopiowanie francuskich reguł ładu medialnego albo ograniczenie finansowania NGO z zagranicy.

Czas też na myślenie o Polsce jako o mocarstwie – to jest kraju, który ma interesy za granicą i działa, by je tam realizować. Dotąd byliśmy raczej przedmiotem niż podmiotem takich działań. Stać nas na odwrócenie wektora, choćby na małą skalę. Nie chodzi o jakieś imperialistyczne mrzonki, ale o zwykłą opiekę nad interesami, co skutecznie robią też kraje mniejsze i biedniejsze od nas.

Ale najważniejszym paradygmatem na przyszłość jest ugruntowanie i rozwój przekonania o wspólnocie politycznej i kulturowej Polaków jako o najwyższej doczesnej wartości. To przekonanie już się odrodziło po dekadach smuty i braku poczucia własnej wartości. Trzeba je wzmacniać. W końcu jesteśmy jednym z najbardziej spójnych i najmniej zatrutych multikulturalizmem społeczeństw Europy. To potężny kapitał, którego nie wolno zmarnować. I – prawdopodobnie – w przyszłych dekadach będzie on więcej wart niż zasoby materialne.


 

POLECANE
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę Wiadomości
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę

Piłkarze Barcelony, bez Polaków na boisku, w meczu 16. kolejki ekstraklasy Hiszpanii po bramkach Brazylijczyka Raphinhi wygrali z Osasuną Pampeluna 2:0. Katalończycy umocnili się na prowadzeniu w tabeli i do siedmiu punktów powiększyli przewagę nad drugim Realem Madryt.

Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków? gorące
Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków?

Dwóch 30-letnich Polaków znalazło się na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI magazynu TIME – obok Elona Muska, Sama Altmana i Marka Zuckerberga. Mati Staniszewski wraz z Piotrem Dąbkowskim stworzyli globalną firmę wartą miliardy dolarów, która dziś wyznacza światowe standardy w sztucznej inteligencji. Na liście magazynu TIME znalazł się również wybitny polski informatyk JakubPachocki.

Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia z ostatniej chwili
Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia

Bruce Willis od kilku lat walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi. W 2022 roku zdiagnozowano u niego afazję, a rok później demencję czołowo-skroniową. Choroba postępuje, dlatego aktor przebywa obecnie w specjalistycznym ośrodku pod stałą opieką.

Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys Wiadomości
Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys

W sobotę 13 grudnia 2025 r. reżim Alaksandra Łukaszenki uwolnił 123 więźniów politycznych. Decyzja jest efektem negocjacji z administracją prezydenta USA Donalda Trumpa - w zamian Stany Zjednoczone zniosły sankcje na kluczowy dla Białorusi koncern nawozowy Bielaruskali.

Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego

W nowym rozkładzie jazdy, który zacznie obowiązywać 14 grudnia, będzie więcej regionalnych połączeń kolejowych, m.in. z Olsztyna do Działdowa i Elbląga - przekazał w sobotę Urząd Marszałkowski w Olsztynie. Na finansowanie transportu kolejowego samorząd województwa przeznacza ponad 100 mln zł rocznie.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19 Wiadomości
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19

Amerykańska FDA planuje dodać ostrzeżenie w czarnej ramce (black box warning) do szczepionek przeciwko COVID-19. To najpoważniejsze ostrzeżenie agencji, stosowane przy ryzyku śmierci, poważnych reakcji czy niepełnosprawności.

„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska Wiadomości
„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska

W sobotę, 13 grudnia 2025 roku, mijają dokładnie dwa lata od zaprzysiężenia koalicyjnego rządu Donalda Tuska - złożonego z KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy. Z tej okazji Sławomir Mentzen, lider Konfederacji, opublikował na X ostrą krytykę premiera i jego ekipy. „Ten rząd jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać po Tusku - leniwy i pozbawiony ambicji” - napisał.

Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia z ostatniej chwili
Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia

Mieszkająca we Włoszech białoruska działaczka opozycyjna Julia Juchno poinformowała w sobotę PAP, że dziennikarz przebywający w białoruskim więzieniu Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia i dlatego nie znalazł się na liście osób uwolnionych przez reżim Łukaszenki.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, północna Europa oraz Wyspy Brytyjskie pozostaną pod wpływem głębokiego niżu islandzkiego. Również północno-zachodnia Rosja będzie w obszarze niżu. Natomiast południowa, centralna części kontynentu oraz większość zachodniej Europy będą pod wpływem rozległego wyżu z centrami nad Alpami oraz Bałkanami. Polska pozostanie w obszarze przejściowym pomiędzy wyżej wspomnianym wyżem a niżem islandzkim. Będziemy w dość ciepłym powietrzu polarnym morskim.

Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany z ostatniej chwili
Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany

Niemieckie media informują o planowanym zaangażowaniu Bundeswehry we wzmocnienie wschodniej granicy Polski. Żołnierze mają uczestniczyć w działaniach inżynieryjnych w ramach polskiej operacji ochronnej, której celem jest zabezpieczenie granicy z Białorusią i Rosją. Misja ma rozpocząć się w kwietniu 2026 roku i potrwać kilkanaście miesięcy.

REKLAMA

Od Zachodu do podmiotowości: Nowe aspiracje Polaków

Dzieje III Rzeczypospolitej to także historia stanu zbiorowej świadomości. Przekonania i nastawienie, z którymi żyjemy, kształtują naszą rzeczywistość i przyszłość w nie mniejszym stopniu niż stan gospodarki, obronności czy usług publicznych.
Warszawa, zdjęcie podglądowe
Warszawa, zdjęcie podglądowe / fot. Flickr – Radek Kołakowski / CC BY 2.0

Co musisz wiedzieć?

  • III RP od początku próbowała dogonić zachodnie kraje.
  • Polacy chcą rozwoju i bogactwa oraz prześcignięcia innych państw.
  • Rozwój kraju może zostać ograniczony, jeśli nie zostanie przyjęty paradygmat o niezależności.

 

Zbiorowa świadomość to powszechne wyobrażenia żywione zarówno przez suwerena, czyli naród, jak i jego elity, czyli polityków, intelektualistów, publicystów, artystów, duchownych, różnego rodzaju działaczy i inne grupy mające decydujący wpływ na stan umysłów.

Od tego, jaki w danym momencie dominuje nastrój i zespół przekonań, zależy bardzo wiele – w sensie bezpośrednim i pośrednim.

Wpływ bezpośredni jest dość oczywisty: na przykład chęć do pracy czy rozmnażania się w niemałej mierze zależy od paradygmatów, w jakich poruszają się obywatele. Poczucie bezpieczeństwa, stałości, wiara w lepszą przyszłość, chęć wysiłku na rzecz zbiorowości – to wszystko wpływa na ludzkie postawy i codzienne decyzje. Albo chęć poświęcenia w obronie ojczyzny ma związek z oceną własnego państwa. Czy taka skłonność do emigracji: oczywiście wynika z obiektywnych okoliczności (jak poziom życia czy swobód obywatelskich), ale też z wiary – lub jej braku – że będzie lepiej.

Wpływ pośredni jest bardziej doniosły. Chociaż w państwie demokratycznym wyraża się w dwóch dość prostych parametrach: wyborze stronnictw, które na jakiś czas mają rządzić krajem, oraz w poziomie zaufania i spokoju społecznego (czyli poziomie tolerancji na posunięcia władzy), to jednak z tych dwóch czynników wyrasta cały skomplikowany układ skutków.

Zespół przekonań żywionych przez wielkie grupy społeczne i elity współprogramuje przyszłość kraju. Można postawić tezę, że im bardziej trzeźwe, choć nie pozbawione optymizmu przekonania, tym kraj będzie lepiej się rozwijał.

Ma się rozumieć, nie jest to jedyny czynnik, jest ich o wiele więcej, na przykład kultura (która jest czymś głębszym niż tylko zmienne paradygmaty), zasoby materialne, w tym naturalne, położenie geopolityczne czy poziom korupcji. Albo sąsiedztwo. Przecież inaczej myślelibyśmy o świecie i sobie samych, gdybyśmy byli położeni – powiedzmy – między Czechami a Austrią, a inaczej, gdy z jednej strony mamy Niemcy, a z drugiej Rosję.

 

Depresja wspomagana

Początki III RP, poza krótką fazą entuzjazmu okrągłostołowego, charakteryzowały się powszechnym i prostym przekonaniem o absolutnej i wyrażającej się dosłownie w każdym aspekcie doskonałości monolitycznego „Zachodu”. Wszystko, co zachodnie, było lepsze: od przywódców, przez samochody i popkulturę, skończywszy na jakości pasty do zębów. Przekonanie to przenieśliśmy z PRL-u.

Różnica między Polską komunistyczną a postkomunistyczną, gdy chodzi o dogmat o doskonałości Zachodu, szybko się uwidoczniła. O ile bowiem w PRL wiedzieliśmy, że jesteśmy gorsi, bo „oni” trzymają nas w biedzie i niewoli, o tyle po 1989 roku uzmysłowiliśmy sobie bardzo prędko, że samo obalenie muru berlińskiego i wydanie ludziom paszportów nie oznacza, że my także jesteśmy częścią pierwszego świata. I że ten świat uznaje nas za równych sobie.

Paradygmat wspaniałego, a jednak odległego Zachodu pozostał z nami na wiele lat. Z jednej strony motywował Polaków do pościgu, a z drugiej utrwalał poczucie niższości.

Chęć doganiania i kompleksy z kolei stanowiły znakomitą podbudowę i pożywkę dla najróżniejszych tez, które dziwnym zbiegiem okoliczności były bardzo korzystne z punktu widzenia naszych zachodnich partnerów

Tezy te, w różnych odmianach i miejscach, składały się w dwuelementowy komplet: po pierwsze, powinniśmy ZAWSZE czuć się gorsi i zacofani, a po drugie, powinniśmy być maksymalnie otwarci na wszelkie idee, rozwiązania i w ogóle na wszystko, co z Zachodu przyjdzie. Czy chodzi tu o otwarcie naszego rynku na penetrację kapitału, czy model kultury, społeczeństwa, czy zgodę na kolejne modyfikacje zasad wyrażonych w traktatach unijnych.

To stąd najróżniejsze prawdy objawione tak łatwo przenikały do naszych elit oraz mas i kształtowały decyzje. Najlepsza polityka przemysłowa to brak polityki, kapitał nie ma narodowości, jeśli panna jest brzydka i nie ma posagu, powinna przynajmniej się uśmiechać, biznes zajmuje się wyłącznie pieniędzmi i nie ma innych celów, polityka to brudna sprawa, zostaw ją innym – doskonale pamiętamy te zasady wiary, które kształtowały całe pokolenie. Wymienione powyżej uległy, co prawda, już erozji, ale nie całkowitej, a poza tym zostały zastąpione przez nowe. Czy raczej nowe nałożyły się na stare.

Dla porządku należy dodać (dla Czytelników sprawa jest oczywista), że na straży przekonań stanął cały złożony system: od intelektualistów przesiąkniętych duchem 1968 roku, przez fundacje i inne instytucje wyłapujące i kształtujące młode talenty, media w dużej mierze opanowane przez kapitał zagraniczny, skończywszy na partiach politycznych, a nawet interweniujących bezpośrednio obcych politykach czy ambasadach.

 

Stare i stare-nowe

Niektóre stare paradygmaty nie wytrzymały próby czasu, bo Polacy zrozumieli, że nie wszystko na Zachodzie jest cudowne, zresztą sam Zachód nie przypomina samego siebie z lat świetności, a Polska w niektórych dziedzinach dorównała mu i przewyższyła go. I wiele już razy to my mieliśmy rację, a nie oni.

W dodatku rządy ostatniej dekady (i to jeszcze w nowych okolicznościach geopolitycznych) pokazały, że jednak coś w kraju może się zmienić: rząd dotrzymywać zasadniczych obietnic, prowadzić bardziej podmiotową politykę, niekoniecznie zgadzać się we wszystkim z mocarstwami, a kraj – omijać różne rafy, na które wpadają inni.

Ale stare przekonania są stale zastępowane przez kolejne, będące odmianami tych pierwotnych. Już mało kto na przykład sądzi, że dogonienie pierwszego świata pod względem gospodarczym jest poza zasięgiem. Zamiast tego zaczęło się mówić, że wejście do ekskluzywnego klubu jest już tuż-tuż, trzeba tylko... i tu pojawiają się kolejne warunki. A to pozbycie się „faszyzmu” (czyli partii innych niż lewicowe i liberalne), a to przyjęcie euro lub zgoda na taką czy inną zmianę traktatów europejskich. Z najbardziej upragnioną likwidacją zasady jednomyślności na czele. A to stawianie kompletnie fałszywej alternatywy „Bruksela albo Moskwa”. Jest to w gruncie rzeczy wciąż gra na tych samych kompleksach i poczuciu niższości w celu osiągnięcia tych samych celów, co przed trzydziestu laty.

Jednocześnie pojawiają się zupełnie nowe paradygmaty. Prawdziwe albo fałszywe, z tym bywa różnie, ale nowe. Na przykład koncept, że powinniśmy więcej współpracować (także w dziedzinie bezpieczeństwa) z krajami regionu i spoza niego, a przestać polegać wyłącznie na mocarstwach. Czyli że przyjacielem jest niekoniecznie ten, kto jest najsilniejszy, ale ten, kto ma wspólny z nami interes.

Albo świadomość, że jeśli nie zbudujemy własnej siły, nikt nie będzie się z nami liczył ani też nie pospieszy z pomocą. To dlatego kosztowny program zbrojeń został bez najmniejszego sprzeciwu zaakceptowany przez społeczeństwo. Co więcej, nawet komunikat premiera Donalda Tuska o potrzebie pozyskania broni jądrowej nie wywołał śmiechu czy oburzenia (co najwyżej niedowierzanie), a jeden z kandydatów na prezydenta nawet zapowiadał budowę lotniskowca!

Polacy chcą też rozwoju, bogactwa i prześcignięcia pod tym względem państw, z którymi wcześniej nawet nie śmieli się porównywać. Są też gotowi na zmianę gospodarczo-społecznych dogmatów. To dlatego premier Donald Tusk regularnie ogłasza nowe wizje: rok przełomu, doktrynę piastowską czy nacjonalizm gospodarczy. Bo wie, że to znajdzie posłuch.

Polska kultura i tożsamość zaś odniosły trwałe zwycięstwo w sferze symbolicznej. Niezorientowany obserwator zakończonej właśnie kampanii wyborczej mógłby odnieść wrażenie, że brali w niej udział sami nacjonalistyczni kandydaci. Wszyscy biało-czerwoni, prawie nie niebiescy, a tęczowa flaga pojawiała się tylko z rzadka na lewicy.

 

Pod fałszywą flagą

To wszystko świadczy o tym, że Polakom nie da się (a ściślej: politycznie nie opłaca się) wmawiać już, że są gorsi, bez szans, że muszą się ciągle zmieniać i dostosowywać. I wtedy mogą liczyć na status, jak to określił kiedyś Jarosław Kaczyński, wice-Niemców. To już nie działa.

Obóz liberalno-lewicowy (nie tylko u nas zresztą) zmienił więc taktykę, bo musiał dostosować się do nowych aspiracji i oczekiwań.

Tyle że za „doktrynami piastowskimi” czy „wgniataniem Putina w ziemię” kryje się albo żadna, albo ta sama, dobrze znana treść. Strategia „roku przełomu” nie zawiera żadnych nowych treści. Nacjonalizm gospodarczy nie przeszkadza oddawać kolejnych pól firmom zagranicznym. Budowa tarczy Wschód nie posuwa się – a już na pewno nie ma żadnych działań na granicy zachodniej, która jest całkowicie po naszej stronie otwarta (choć Niemcy zawiesili zasady Schengen).

Pod buńczucznymi deklaracjami o suwerenności i podmiotowości kryją się zaś działania albo zaniechania, które wprost prowadzą do ograniczenia swobody ruchów czy perspektyw rozwojowych. Jak w przypadku programu ReArm Europe, reklamowanego jako wielki krok w dziedzinie obronności europejskiej. A tymczasem jest to pożyczka udzielana na zamówienia w unijnych firmach – czyli w zasadzie niemieckich lub francuskich. Jak w wielu takich przypadkach firmy z Polski będą musiały się zadowolić okruchami z pańskiego stołu. Za to będzie to silny instrument ograniczania zamówień poza Unią.

Innym doskonałym przykładem jest sprawa Centralnego Portu Komunikacyjnego i ewolucja przekazów ze strony dawnej opozycji, a obecnej koalicji. Od wrogości i zapowiedzi skasowania inwestycji do pełnego wsparcia i kontynuacji... tyle że już opóźnionej o kilka lat.

Można oczywiście przyjąć, że wszelkie te zapowiedzi, programy i strategie ulegną dość szybkiej weryfikacji. I następnym krokiem w rozwoju aspiracji Polaków będzie oczekiwanie nie tylko deklaracji, na które naród liczy, ale i realizacji.

 

Prawda zwycięży

Ta weryfikacja w ustroju demokratycznym w końcu następuje, a nawet w niedemokratycznym, ale nieco innymi metodami. I nastąpi, tak jak już nieraz następowała. 

Tymczasem powinniśmy zastanowić się, jakie nowe paradygmaty przyjąć. Skoro bezrobocie nie ma już charakteru strukturalnego, mamy ładne drogi, Niemcy przestali opowiadać dowcipy o polnische Wirtschaft, a zachodnie media są wypełnione zachwytami nad rozwojem, siłą militarną i spójnością Polski, wydaje się, że możemy pogrzebać stare kompleksy już na dobre. I stare aspiracje – oczywiście nie zapominając, że jeśli pójdzie źle, mogą wrócić.

Po pierwsze, powinniśmy puste wizje zastąpić takimi samymi, ale prawdziwymi. Czyli jeśli mowa o broni jądrowej, należałoby rozpocząć analizy i debatę o jej pozyskaniu, a nie poprzestawać na jednozdaniowej deklaracji. Jeśli jakiś rok (bo raczej nie bieżący) ma być rokiem przełomu gospodarczego, to tego znakiem niech będzie reforma rynku kapitałowego czy – powiedzmy – nowa polityka inwestycyjna albo prorozwojowy projekt zmiany systemu podatkowego. Doktryna piastowska czy nacjonalizm gospodarczy ma też znaleźć jakieś odbicie w realnych działaniach.

Ale to nie wszystko. Po drugie, rozwój kraju na najbliższe dekady będzie co najmniej utrudniony, jeśli nie przyjmiemy nowych paradygmatów, aspiracji czy wręcz mitów. Na przykład zasady maksymalnej niezależności w sensie politycznym, gospodarczym i mentalnym. Nie chodzi o to, by wychodzić z Unii i odgradzać się murem, ale o to, by być odpornym na naciski, szantaże czy wstrzymywanie środków europejskich, czyli o przyjęcie doktryny realnej podmiotowości. Z tym powinna wiązać się zasada eliminacji obcych wpływów – na przykład poprzez skopiowanie francuskich reguł ładu medialnego albo ograniczenie finansowania NGO z zagranicy.

Czas też na myślenie o Polsce jako o mocarstwie – to jest kraju, który ma interesy za granicą i działa, by je tam realizować. Dotąd byliśmy raczej przedmiotem niż podmiotem takich działań. Stać nas na odwrócenie wektora, choćby na małą skalę. Nie chodzi o jakieś imperialistyczne mrzonki, ale o zwykłą opiekę nad interesami, co skutecznie robią też kraje mniejsze i biedniejsze od nas.

Ale najważniejszym paradygmatem na przyszłość jest ugruntowanie i rozwój przekonania o wspólnocie politycznej i kulturowej Polaków jako o najwyższej doczesnej wartości. To przekonanie już się odrodziło po dekadach smuty i braku poczucia własnej wartości. Trzeba je wzmacniać. W końcu jesteśmy jednym z najbardziej spójnych i najmniej zatrutych multikulturalizmem społeczeństw Europy. To potężny kapitał, którego nie wolno zmarnować. I – prawdopodobnie – w przyszłych dekadach będzie on więcej wart niż zasoby materialne.



 

Polecane