Marcin Kacprzak: 13 grudnia dniem Nieznanej Ofiary Kaczyzmu

Z punktu widzenia ustrojowego to, co dzieje się w Polsce, jest w pewnym sensie bardziej drastyczne niż wprowadzenie stanu wojennego
No tak, a więc na co tu czekać. Czas przestać obchodzić jakieś dziwaczne ramoty, odprawiać jakieś jasełka przy koksownikach i wspominać o internowaniu. Idźmy ku przyszłości. Widzę oczami duszy, jak 13 grudnia każdego roku na ulice miast wyruszają tysiące ludzi w niemym proteście. Część z nich ma na twarzach maski polityków PiS-u, machają groźnie tak zwanymi tomfami - co prawda to tylko grupa rekonstrukcyjna, ale niejednego umęczonego latami Kaczyzmu przechodzi dreszcz. Inni zajmują niemal wszystkie Starbunie i przy kubełku gorącej sojowego latte wspominają przerażające czasy Kaczyzmu. Gdzieniegdzie uroni się jakaś łza. To być może ktoś ze starszych pokrzywdzonych przypomniał sobie swoje beztroskie lata osiemdziesiąte, kiedy to co prawda nie było jeszcze żadnego kaczyzmu, ale już jedna kaczka siedziała w areszcie, a druga schowała się pod łóżko ze strachu. Krystyna Janda odegrałaby scenę z "Przesłuchania" tyle że zamiast Gajosa oprawcę zagrałby ktoś łudząco podobny do posła Suskiego (nie bez kozery kamraci partyjni mówią o nim per Susłow).
Jak widzicie moi drodzy bohaterowie z Totalnej, pomysły mnożą się jak króliki, a ograniczyć was może jedynie wasza wyobraźnia. Pokażcie światu prawdę o historii Polski. W was cała nadzieja.