Lepper powtarzał: "Balcerowicz musi odejść". Dziś Tusk mówi: "Wszyscy będziecie siedzieć"

Ugrupowanie Donalda Tuska przeszło niespotykaną we współczesnym świecie transformację – z pozycji umiarkowanie liberalnych do skrajnie antydemokratycznych. Pozbawione jakiegokolwiek rysu ideologicznego zmieniło się w partię protestu przeciw PiS i Karolowi Nawrockiemu – twierdzi Mariusz Staniszewski.
 Lepper powtarzał:
/ fot. PAP/ Mikołaj Kuras

Co musisz wiedzieć:

  • Andrzej Lepper jak mantrę powtarzał: „Balcerowicz musi odejść”, Donald Tusk w kółko plecie: „Wszyscy będziecie siedzieć”.

  • Z klęski Platformy został wyciągnięty jeden wniosek: za mało było rozliczeń.

  • Po półtora roku naparzanki główna partia rządzącej koalicji straciła zdolność do pracy. Zbyt wiele barier zostało przekroczonych.

 

W świecie zachodnim ewolucja zwykle przebiega w odwrotnym kierunku. Partie protestu – przeciw establishmentowi, polityce socjalnej, korupcji, nierówności szans, polityce rolnej itp. – dochodzą do władzy z radykalnymi hasłami, by później, po zderzeniu z realiami rządzenia, tonować własne żądania. Na polskiej scenie politycznej najlepszym przykładem takiej formacji była Samoobrona. Chciała rozgonić na cztery wiatry cały układ polityczny i ustanowić sprawiedliwszy porządek. Gdy jednak Andrzej Lepper i jego współpracownicy rozsiedli się w wygodnych fotelach, przejechali się luksusowymi limuzynami, zjedli wystawne koalicje w drogich restauracjach, ich wrażliwość społeczna się stępiła.

Zasmakowali we władzy oraz poczuciu siły. Rozumieli, że system podejmowania decyzji jest skomplikowany i obwarowany wieloma ograniczeniami – prawnymi, budżetowymi, międzynarodowymi. Rozkosz władzy jest jednak ogromna i upajająca. Dla wielu zniewalająca jak narkotyk. Politycy Samoobrony się w niej nieco zatracili, a gdy polityczne trzęsienie ziemi wybudziło ich z błogiego snu, okazali się bezradni jak dzieci, którym zabrano zabawki. Nie umieli już się pozbierać. Nawet gdyby chcieli stanąć na czele zrewoltowanych tłumów, byliby niewiarygodni.

 

Niebezpieczna transformacja

Politycy Platformy Obywatelskiej smak władzy znają doskonale. Są crème de la crème polskiego establishmentu. Uważają się za partię inteligencką i rzeczywiście znaczny procent osób z wyższym wykształceniem w każdych wyborach oddaje na nich głos. Rozumieją mechanikę rządzenia. Wiedzą, na czym polega trójpodział władz oraz jak wygląda proces legislacyjny. Umieją rozmawiać z różnymi grupami interesów, równoważyć ich wpływy oraz zawierać kompromisy.

Powinni więc rozumieć, że wola przywódcy nie jest wystarczająca, by rządzić państwem prawa. Jednak przechodzą transformację z partii przewidywalnej w fundamentalnie antysystemową. Stają się establishmentową Samoobroną, której celem nie jest rządzenie państwem w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Władza ma im służyć jedynie do jednego – zniszczenia Jarosława Kaczyńskiego i jego formacji.

Andrzej Lepper jak mantrę powtarzał: „Balcerowicz musi odejść”, Donald Tusk w kółko plecie: „Wszyscy będziecie siedzieć”. Przed laty słowa lidera Samoobrony były uznane za objaw chamstwa, dziś Tusk i jego uśmiechnięta drużyna tak daleko przesunęli granice dobrego smaku, że nie wstydzą się krzyczeć: „Wypier****j!” albo „Jeb*ć PiS!”.

Nawet przegrane wybory prezydenckie nie spowodowały otrzeźwienia. Z klęski został wyciągnięty jeden wniosek: za mało było rozliczeń. Innymi słowy, gdyby za kratki, choćby na chwilę, trafiło większe grono polityków Prawa i Sprawiedliwości, to Rafał Trzaskowski zostałby prezydentem. Albo jeszcze inaczej – Nawrocki wygrał, ponieważ Adam Bodnar, Tomasz Siemoniak i reszta miękiszonów okazali politykom PiS zbyt wiele litości.

Zaślepienie zawsze odbiera rozum. Gdyby ekipa Tuska chciała go na powrót uruchomić, zorientowałaby się, że tego rodzaju działania przynoszą efekt odwrotny. W państwie nawet na poły demokratycznym punktem brzegowym jest używanie przemocy. Jeśli władza nie może go stosować według własnego uznania, bez prawnych ograniczeń, represje odnoszą odwrotny skutek. Powodują bunt. To on właśnie zmiótł ze sceny politycznej ekipę Demokratów w Stanach Zjednoczonych oraz wywołuje narastającą falę sprzeciwu w krajach Unii Europejskiej.

Jedynym wyjściem z tego klinczu byłby pozytywny program rządzenia, a więc żmudne zajmowanie się ustawami, budżetem, inwestycjami, ochroną zdrowia. PO nie może jednak pójść w tym kierunku z dwóch powodów. Po pierwsze, Tusk bardzo tego nie lubi, ponieważ tę część sprawowania władzy uważa za nudną. Po drugie, po półtora roku naparzanki główna partia rządzącej koalicji straciła zdolność do pracy. Zbyt wiele barier zostało przekroczonych.

Pozostaje więc dalsze przeobrażanie się w partię antysystemową.

 

Zagrożenie wewnętrzne

Aby utrzymać napięcie i mobilizację we własnych szeregach – o co zresztą coraz trudniej – premier uznał, że głównym zagrożeniem dla Polski jest dziś wróg wewnętrzny. Nie imperialna, dokonująca aktów sabotażu Rosja, dryfująca w odmętach klimatycznego szaleństwa Unia Europejska, rosnące w siłę Chiny, destabilizujący państwo i odbierający Polakom bezpieczeństwo imigranci czy pogrążające się w kryzysie politycznym oraz gospodarczym Niemcy, ale Jarosław Kaczyński, Karol Nawrocki, Mateusz Morawiecki, Mariusz Błaszczak, Przemysław Czarnek czy Sławomir Cenckiewicz. To nimi mają zajmować się służby specjalne i skarbowe oraz zastępy prokuratorów.

Już na pierwszy rzut oka widać w tym objawy politycznej paranoi. Walka z wrogiem wewnętrznym jest charakterystyczna dla systemów totalitarnych. Specjalne formacje do zwalczania takich sił powstały w sowieckiej Rosji i nazistowskich Niemczech. W obu tych systemach władza wymagała od tych służb szczególnego okrucieństwa wobec nieprzyjaciela, który ukrywał się wśród swoich. Uważały go za bardziej niebezpiecznego, ponieważ trudniejszego do zidentyfikowania.

Pokonanie wewnętrznego wroga było zresztą głównym motywem i motorem napędowym rekonstrukcji rządu. Skoro Adam Bodnar i Tomasz Siemoniak nie dali rady, to trzeba znaleźć bardziej zdeterminowanych i pozbawionych skrupułów następców, by ręka nie zadrżała.

Tyle tylko że tego rodzaju marzenia to raczej mokry sen kieszonkowego dyktatora. Mimo wszystko nie żyjemy w latach trzydziestych zeszłego wieku i choć ekipa Donalda Tuska podeptała konstytucję i ład prawny, ciągle nie może ona rozgonić sądów, zamykać bez wyroków, wyrywać paznokci czy sadzać przesłuchiwanych na odwróconych stołkach. Nawet jeśli w pierwszych miesiącach rządzenia podległe jej służby dopuściły się tortur wobec ks. Michała Olszewskiego, urzędniczek z Ministerstwa Sprawiedliwości, byłej szefowej biura premiera Mateusza Morawieckiego Anny Wójcik czy wymusiły zeznania na Jacku Szopie, to nie wywołały efektu mrożącego.

Nawet przyjaźni im sędziowie uznali, że Polska to nie Białoruś i należy przestrzegać choćby minimalnych standardów. Wypuścili więc aresztowanych na wolność i wyrzucili do kosza napisane pod dyktando prokuratora zeznania. Waldemar Żurek w pierwszych dniach rządzenia zawiesił czterdziestu sześciu prezesów i wiceprezesów sądów, czym zyskał uznanie Donalda Tuska i jego nadwornego hejtera Romana Giertycha. Zamiast nastraszyć danych kolegów po fachu, wywołał bunt. W Gdańsku na kolegium sędziów minister Waldemar Żurek przegrał głosowanie 1:10. W kolejnych miastach będzie podobnie. Aby pokazać moc sprawczą, Waldemar Żurek z Marcinem Kierwińskim musieliby sędziów wygonić siłą, ale jeszcze nie mają swoich bojówek, które mogłyby to wykonać.

Wychodzi więc na to, że z wrogiem wewnętrznym nie da się wygrać. Szczególnie że czai się wszędzie. Nawet w przyjaznych sądach.

 

Zakładnicy sekty

Gdy rzeczywistość okazuje się nie do okiełznania dostępnymi metodami, pozostają dwa wyjścia: zmienić metody lub rzeczywistość. Opór w pozornie opanowanych instytucjach – jak choćby w prokuraturze – oraz ograniczenia prawne i międzynarodowe powodują, że obecna władza nie ma dość siły sprawczej, by przejąć pełną kontrolę nad procesami politycznymi w kraju.

Niepokorni sędziowie, wolne media – tradycyjne i społecznościowe – organizacje społeczne czy wreszcie opozycja okazali się zbyt silni. Polski gen wolności znów dał o sobie znać i wziął górę nad totalitarnymi ciągotkami PO.

Dlatego trzeba było zmienić rzeczywistość. Okazuje się to znacznie łatwiejsze od pokonania realnego przeciwnika. Tuskowi i jego ekipie udało się przekonać znaczną część społeczeństwa – od dwudziestu pięciu do trzydziestu procent – że wybory zostały sfałszowane, a PiS z Nawrockim ukradli Platformie zwycięstwo. Ogromny wkład mieli w tym poseł Dariusz Matecki z podstępną aplikacją, ojciec Tadeusz Rydzyk i osławieni patostreamerzy „Bracia Kamraci”. Co więcej, miało to być elementem większego światowego spisku, co udowadniał kapłan paranoi Roman Giertych. Według niego w zmowie z prawicą był TikTok, ponieważ stworzył algorytmy promujące treści konserwatywne.

W tej rzeczywistości Tusk broni praworządności, rozpoczął uszczelnianie wschodniej granicy, wprowadził w Polsce 800 plus, zainicjował proces modernizacji armii, rusza z budową elektrowni atomowych i zawsze był przeciwny napływowi imigrantów.

Tworzenie alternatywnego świata ma jednak zasadniczą wadę. Wymaga stałego dostarczania szaleńczych treści. Wytworzona i ukształtowana w dużej mierze przez Giertycha sekta musi być karmiona codziennie odpowiednią dawką nienawiści oraz spiskowych teorii. Na razie Tuskowi jeszcze wystarcza wyobraźni. Tuż przed zaprzysiężeniem Karola Nawrockiego nagrał oświadczenie, w którym biadolił o tym, jak wielkim niebezpieczeństwem jest nowy prezydent, i zagrzewał do zwarcia szeregów. Kilkadziesiąt minut później przekonywał, że najsmutniejszym człowiekiem w Polsce był Jarosław Kaczyński, ponieważ nie udało mu się utrzymać wpływu na nową głowę państwa.

To jednak wystarczy tylko na chwilę. Prawdziwa eksplozja szaleństwa nastąpi pewnie w najbliższych dniach.

 

 


 

POLECANE
USA grozi shutdown. Trump mówi wprost z ostatniej chwili
USA grozi shutdown. Trump mówi wprost

Prezydent USA Donald Trump powiedział we wtorek, że zawieszenie działalności rządu (shutdown) jest prawdopodobne i obarczył za to winą Demokratów. Możliwe, że ze względu na panujący w Kongresie impas shutdown rozpocznie się o północy w środę (godz. 6 rano polskiego czasu).

Pożar w Koszalinie. Ewakuacja mieszkańców z ostatniej chwili
Pożar w Koszalinie. Ewakuacja mieszkańców

We wtorek wieczorem doszło do pożaru mieszkania w bloku przy ulicy Moniuszki w Koszalinie w woj. zachodniopomorskim. Służby ewakuowały mieszkańców – informują lokalne media.

Moskwa ingerowała w wybory w Mołdawii, ale Bruksela jeszcze bardziej tylko u nas
Moskwa ingerowała w wybory w Mołdawii, ale Bruksela jeszcze bardziej

Wybory parlamentarne w Mołdawii zakończyły się zwycięstwem partii proeuropejskiej. Głosowaniu towarzyszyły oskarżenia o ingerencję zewnętrzną – zarówno ze strony Rosji, jak i Unii Europejskiej.

Tragedia na Podkarpaciu. Nie żyją dziadek i wnuczka z ostatniej chwili
Tragedia na Podkarpaciu. Nie żyją dziadek i wnuczka

We wtorek 30 września w miejscowości Chorzelów w woj. podkarpackim doszło do zdarzenia. "Szynobus na przejściu kolejowym potrącił dwie osoby" – poinformowała stacja RMF FM.

Niemieckie firmy ruszyły na Polskę tylko u nas
Niemieckie firmy ruszyły na Polskę

Niemieckie przedsiębiorstwa coraz częściej wybierają Polskę jako miejsce inwestycji i relokacji działalności. Przyciągają je niskie podatki, dobrze rozwinięta logistyka i nowe projekty modernizacji kolei.

Anonimowy Sędzia: Trzeba po bandzie! tylko u nas
Anonimowy Sędzia: "Trzeba po bandzie!"

Obudził go ostry dźwięk telefonu. Spał jak zwykle na kanapie w gabinecie, nawet koszuli nie zmieniał, bo taki styl pogniecionego bojownika dobrze się sprzedawał w tefałenach.

Znany dziennikarz dołącza do Radia ZET z ostatniej chwili
Znany dziennikarz dołącza do Radia ZET

Marcin Zaborski od października będzie jednym z prowadzących program "Gość Radia ZET" – poinformował we wtorek serwis Wirtualne Media.

Media: Jest akt oskarżenia przeciwko Ryszardowi Rynkowskiemu z ostatniej chwili
Media: Jest akt oskarżenia przeciwko Ryszardowi Rynkowskiemu

Brodnicka prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia przeciwko Ryszardowi Rynkowskiemu. Sprawa dotyczy zdarzenia z 14 czerwca 2025 r., gdy artysta po kolizji drogowej miał oddalić się z miejsca zdarzenia.

Trump: Wysłałem atomowy okręt podwodny w stronę Rosji Wiadomości
Trump: Wysłałem atomowy okręt podwodny w stronę Rosji

Rosja nam ostatnio zagroziła, wysłałem atomowy okręt podwodny, najgroźniejszą broń, jaką stworzono - powiedział prezydent USA Donald Trump podczas wystąpienia do generałów w bazie Quantico w Wirginii.

Dron odkryty na Mazurach. Komunikat służb z ostatniej chwili
Dron odkryty na Mazurach. Komunikat służb

Na terenie gminy Płośnica w powiecie działdowskim (woj. warmińsko-mazurskie) natrafiono na kolejnego drona-wabika. Według RMF FM maszynę odnalazł operator kombajnu podczas prac na polu kukurydzy. 

REKLAMA

Lepper powtarzał: "Balcerowicz musi odejść". Dziś Tusk mówi: "Wszyscy będziecie siedzieć"

Ugrupowanie Donalda Tuska przeszło niespotykaną we współczesnym świecie transformację – z pozycji umiarkowanie liberalnych do skrajnie antydemokratycznych. Pozbawione jakiegokolwiek rysu ideologicznego zmieniło się w partię protestu przeciw PiS i Karolowi Nawrockiemu – twierdzi Mariusz Staniszewski.
 Lepper powtarzał:
/ fot. PAP/ Mikołaj Kuras

Co musisz wiedzieć:

  • Andrzej Lepper jak mantrę powtarzał: „Balcerowicz musi odejść”, Donald Tusk w kółko plecie: „Wszyscy będziecie siedzieć”.

  • Z klęski Platformy został wyciągnięty jeden wniosek: za mało było rozliczeń.

  • Po półtora roku naparzanki główna partia rządzącej koalicji straciła zdolność do pracy. Zbyt wiele barier zostało przekroczonych.

 

W świecie zachodnim ewolucja zwykle przebiega w odwrotnym kierunku. Partie protestu – przeciw establishmentowi, polityce socjalnej, korupcji, nierówności szans, polityce rolnej itp. – dochodzą do władzy z radykalnymi hasłami, by później, po zderzeniu z realiami rządzenia, tonować własne żądania. Na polskiej scenie politycznej najlepszym przykładem takiej formacji była Samoobrona. Chciała rozgonić na cztery wiatry cały układ polityczny i ustanowić sprawiedliwszy porządek. Gdy jednak Andrzej Lepper i jego współpracownicy rozsiedli się w wygodnych fotelach, przejechali się luksusowymi limuzynami, zjedli wystawne koalicje w drogich restauracjach, ich wrażliwość społeczna się stępiła.

Zasmakowali we władzy oraz poczuciu siły. Rozumieli, że system podejmowania decyzji jest skomplikowany i obwarowany wieloma ograniczeniami – prawnymi, budżetowymi, międzynarodowymi. Rozkosz władzy jest jednak ogromna i upajająca. Dla wielu zniewalająca jak narkotyk. Politycy Samoobrony się w niej nieco zatracili, a gdy polityczne trzęsienie ziemi wybudziło ich z błogiego snu, okazali się bezradni jak dzieci, którym zabrano zabawki. Nie umieli już się pozbierać. Nawet gdyby chcieli stanąć na czele zrewoltowanych tłumów, byliby niewiarygodni.

 

Niebezpieczna transformacja

Politycy Platformy Obywatelskiej smak władzy znają doskonale. Są crème de la crème polskiego establishmentu. Uważają się za partię inteligencką i rzeczywiście znaczny procent osób z wyższym wykształceniem w każdych wyborach oddaje na nich głos. Rozumieją mechanikę rządzenia. Wiedzą, na czym polega trójpodział władz oraz jak wygląda proces legislacyjny. Umieją rozmawiać z różnymi grupami interesów, równoważyć ich wpływy oraz zawierać kompromisy.

Powinni więc rozumieć, że wola przywódcy nie jest wystarczająca, by rządzić państwem prawa. Jednak przechodzą transformację z partii przewidywalnej w fundamentalnie antysystemową. Stają się establishmentową Samoobroną, której celem nie jest rządzenie państwem w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Władza ma im służyć jedynie do jednego – zniszczenia Jarosława Kaczyńskiego i jego formacji.

Andrzej Lepper jak mantrę powtarzał: „Balcerowicz musi odejść”, Donald Tusk w kółko plecie: „Wszyscy będziecie siedzieć”. Przed laty słowa lidera Samoobrony były uznane za objaw chamstwa, dziś Tusk i jego uśmiechnięta drużyna tak daleko przesunęli granice dobrego smaku, że nie wstydzą się krzyczeć: „Wypier****j!” albo „Jeb*ć PiS!”.

Nawet przegrane wybory prezydenckie nie spowodowały otrzeźwienia. Z klęski został wyciągnięty jeden wniosek: za mało było rozliczeń. Innymi słowy, gdyby za kratki, choćby na chwilę, trafiło większe grono polityków Prawa i Sprawiedliwości, to Rafał Trzaskowski zostałby prezydentem. Albo jeszcze inaczej – Nawrocki wygrał, ponieważ Adam Bodnar, Tomasz Siemoniak i reszta miękiszonów okazali politykom PiS zbyt wiele litości.

Zaślepienie zawsze odbiera rozum. Gdyby ekipa Tuska chciała go na powrót uruchomić, zorientowałaby się, że tego rodzaju działania przynoszą efekt odwrotny. W państwie nawet na poły demokratycznym punktem brzegowym jest używanie przemocy. Jeśli władza nie może go stosować według własnego uznania, bez prawnych ograniczeń, represje odnoszą odwrotny skutek. Powodują bunt. To on właśnie zmiótł ze sceny politycznej ekipę Demokratów w Stanach Zjednoczonych oraz wywołuje narastającą falę sprzeciwu w krajach Unii Europejskiej.

Jedynym wyjściem z tego klinczu byłby pozytywny program rządzenia, a więc żmudne zajmowanie się ustawami, budżetem, inwestycjami, ochroną zdrowia. PO nie może jednak pójść w tym kierunku z dwóch powodów. Po pierwsze, Tusk bardzo tego nie lubi, ponieważ tę część sprawowania władzy uważa za nudną. Po drugie, po półtora roku naparzanki główna partia rządzącej koalicji straciła zdolność do pracy. Zbyt wiele barier zostało przekroczonych.

Pozostaje więc dalsze przeobrażanie się w partię antysystemową.

 

Zagrożenie wewnętrzne

Aby utrzymać napięcie i mobilizację we własnych szeregach – o co zresztą coraz trudniej – premier uznał, że głównym zagrożeniem dla Polski jest dziś wróg wewnętrzny. Nie imperialna, dokonująca aktów sabotażu Rosja, dryfująca w odmętach klimatycznego szaleństwa Unia Europejska, rosnące w siłę Chiny, destabilizujący państwo i odbierający Polakom bezpieczeństwo imigranci czy pogrążające się w kryzysie politycznym oraz gospodarczym Niemcy, ale Jarosław Kaczyński, Karol Nawrocki, Mateusz Morawiecki, Mariusz Błaszczak, Przemysław Czarnek czy Sławomir Cenckiewicz. To nimi mają zajmować się służby specjalne i skarbowe oraz zastępy prokuratorów.

Już na pierwszy rzut oka widać w tym objawy politycznej paranoi. Walka z wrogiem wewnętrznym jest charakterystyczna dla systemów totalitarnych. Specjalne formacje do zwalczania takich sił powstały w sowieckiej Rosji i nazistowskich Niemczech. W obu tych systemach władza wymagała od tych służb szczególnego okrucieństwa wobec nieprzyjaciela, który ukrywał się wśród swoich. Uważały go za bardziej niebezpiecznego, ponieważ trudniejszego do zidentyfikowania.

Pokonanie wewnętrznego wroga było zresztą głównym motywem i motorem napędowym rekonstrukcji rządu. Skoro Adam Bodnar i Tomasz Siemoniak nie dali rady, to trzeba znaleźć bardziej zdeterminowanych i pozbawionych skrupułów następców, by ręka nie zadrżała.

Tyle tylko że tego rodzaju marzenia to raczej mokry sen kieszonkowego dyktatora. Mimo wszystko nie żyjemy w latach trzydziestych zeszłego wieku i choć ekipa Donalda Tuska podeptała konstytucję i ład prawny, ciągle nie może ona rozgonić sądów, zamykać bez wyroków, wyrywać paznokci czy sadzać przesłuchiwanych na odwróconych stołkach. Nawet jeśli w pierwszych miesiącach rządzenia podległe jej służby dopuściły się tortur wobec ks. Michała Olszewskiego, urzędniczek z Ministerstwa Sprawiedliwości, byłej szefowej biura premiera Mateusza Morawieckiego Anny Wójcik czy wymusiły zeznania na Jacku Szopie, to nie wywołały efektu mrożącego.

Nawet przyjaźni im sędziowie uznali, że Polska to nie Białoruś i należy przestrzegać choćby minimalnych standardów. Wypuścili więc aresztowanych na wolność i wyrzucili do kosza napisane pod dyktando prokuratora zeznania. Waldemar Żurek w pierwszych dniach rządzenia zawiesił czterdziestu sześciu prezesów i wiceprezesów sądów, czym zyskał uznanie Donalda Tuska i jego nadwornego hejtera Romana Giertycha. Zamiast nastraszyć danych kolegów po fachu, wywołał bunt. W Gdańsku na kolegium sędziów minister Waldemar Żurek przegrał głosowanie 1:10. W kolejnych miastach będzie podobnie. Aby pokazać moc sprawczą, Waldemar Żurek z Marcinem Kierwińskim musieliby sędziów wygonić siłą, ale jeszcze nie mają swoich bojówek, które mogłyby to wykonać.

Wychodzi więc na to, że z wrogiem wewnętrznym nie da się wygrać. Szczególnie że czai się wszędzie. Nawet w przyjaznych sądach.

 

Zakładnicy sekty

Gdy rzeczywistość okazuje się nie do okiełznania dostępnymi metodami, pozostają dwa wyjścia: zmienić metody lub rzeczywistość. Opór w pozornie opanowanych instytucjach – jak choćby w prokuraturze – oraz ograniczenia prawne i międzynarodowe powodują, że obecna władza nie ma dość siły sprawczej, by przejąć pełną kontrolę nad procesami politycznymi w kraju.

Niepokorni sędziowie, wolne media – tradycyjne i społecznościowe – organizacje społeczne czy wreszcie opozycja okazali się zbyt silni. Polski gen wolności znów dał o sobie znać i wziął górę nad totalitarnymi ciągotkami PO.

Dlatego trzeba było zmienić rzeczywistość. Okazuje się to znacznie łatwiejsze od pokonania realnego przeciwnika. Tuskowi i jego ekipie udało się przekonać znaczną część społeczeństwa – od dwudziestu pięciu do trzydziestu procent – że wybory zostały sfałszowane, a PiS z Nawrockim ukradli Platformie zwycięstwo. Ogromny wkład mieli w tym poseł Dariusz Matecki z podstępną aplikacją, ojciec Tadeusz Rydzyk i osławieni patostreamerzy „Bracia Kamraci”. Co więcej, miało to być elementem większego światowego spisku, co udowadniał kapłan paranoi Roman Giertych. Według niego w zmowie z prawicą był TikTok, ponieważ stworzył algorytmy promujące treści konserwatywne.

W tej rzeczywistości Tusk broni praworządności, rozpoczął uszczelnianie wschodniej granicy, wprowadził w Polsce 800 plus, zainicjował proces modernizacji armii, rusza z budową elektrowni atomowych i zawsze był przeciwny napływowi imigrantów.

Tworzenie alternatywnego świata ma jednak zasadniczą wadę. Wymaga stałego dostarczania szaleńczych treści. Wytworzona i ukształtowana w dużej mierze przez Giertycha sekta musi być karmiona codziennie odpowiednią dawką nienawiści oraz spiskowych teorii. Na razie Tuskowi jeszcze wystarcza wyobraźni. Tuż przed zaprzysiężeniem Karola Nawrockiego nagrał oświadczenie, w którym biadolił o tym, jak wielkim niebezpieczeństwem jest nowy prezydent, i zagrzewał do zwarcia szeregów. Kilkadziesiąt minut później przekonywał, że najsmutniejszym człowiekiem w Polsce był Jarosław Kaczyński, ponieważ nie udało mu się utrzymać wpływu na nową głowę państwa.

To jednak wystarczy tylko na chwilę. Prawdziwa eksplozja szaleństwa nastąpi pewnie w najbliższych dniach.

 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe