Na poręczach wrocławskiego mostu pojawiły się orły z tarczami. Za czasów III Rzeszy były na nich swastyki

– Faktem jest, że we Wrocławiu w różnych miejscach podczas remontów pokazują się napisy czy symbole pozostawione przez poprzednich mieszkańców Wrocławia. Na poręczach jednego z wrocławskich mostów (Szczytnickiego), który w drugiej połowie lat 30. otrzymał imię Hitlera, motywem ozdobnym jest orzeł trzymający w łapach tarczę – obecnie pustą, ale wcześniej była tam swastyka... – mówi prof. Krzysztof Kawalec w rozmowie z Agnieszką Żurek.
Most Grunwaldzki we Wrocławiu Na poręczach wrocławskiego mostu pojawiły się orły z tarczami. Za czasów III Rzeszy były na nich swastyki
Most Grunwaldzki we Wrocławiu / fot. Emptywords, CC BY-SA 4.0 / Wikimedia Commons

Co musisz wiedzieć:

  • Wrocław planuje wyremontować Most Grunwaldzki. Projekt zakłada odtworzenie wyglądu mostu sprzed II wojny światowej.
  • Rekonstrukcja wielu detali ma objąć również niemiecki napis "Kaiserbrücke".
  • – Oczywiście możemy uważać, że miarą wielkości naszego ducha jest to, że będziemy w różnych miejscach umieszczać napisy o treści jątrzącej, ale czy to ma sens? – pyta prof. Kawalec.

 

– Niedawno pojawił się pomysł umieszczenia na wrocławskim moście Grunwaldzkim historycznej tabliczki „Kaiserbrücke” („most Cesarski”) z czasów panowania Wilhelma II. Kim był Wilhelm II, czy warto tę postać honorować i czy powinni to robić akurat Polacy?

– Mam wątpliwości, czy ktokolwiek chciałby Wilhelma II upamiętniać, i odnosi się to również do Niemiec. To jest władca, który ponosi znaczną część odpowiedzialności za pchnięcie Niemiec, będących wówczas kwitnącym państwem, jednym z supermocarstw światowych, w wojnę, która zakończyła się dla nich katastrofą. Trzeba także przypomnieć, że była ona prowadzona w sposób okrutny, łamiący prawo międzynarodowe, i że niemiecki władca się do tego przyczyniał. W wyniku swoich działań znalazł się na alianckiej liście zbrodniarzy wojennych. Lista ta liczyła kilka tysięcy nazwisk, jednak z różnych powodów do ukarania zbrodniarzy po I wojnie światowej nie doszło. Nie były to czasy Norymbergi, a niemiecki wymiar sprawiedliwości wówczas zawiódł. Wilhelm II w końcowych dniach wojny abdykował i ukrył się w Holandii, a alianci nie bardzo się starali, żeby został im wydany i osądzony.

Z perspektywy czasu można zrozumieć przyczyny tej powściągliwości. Tak spektakularne rozprawienie się z dawnym państwem niemieckim byłoby wodą na młyn komunistów, zwiększając ryzyko przewrotu społecznego w Niemczech – tego, że kraj ten poszedłby drogą sowiecką. To rzeczywiście byłaby katastrofa dla świata, także i z polskiej perspektywy.

Ale uwzględniając sytuacyjne subtelności, nie ma powodu, żeby traktować Wilhelma II ciepło. Był człowiekiem próżnym, groteskowym, z „parciem na szkło” – wówczas jeszcze rzecz jasna nie telewizyjne, ale aparatu fotograficznego. Jego rozbuchane ego w sytuacji narastającego napięcia grożącego wojną stało się jednym z czynników, który doprowadził do katastrofy.

Cesarz bał się ryzyka wojennego, ale nie odważył się przeciwstawić swoim generałom. A kiedy już wojna wybuchła, popierał prowadzenie jej w sposób bezprecedensowo bezwzględny.

– W jaki sposób skomentuje Pan słowa profesora Bogusława Czechowicza, z którym polemizował Pan już na łamach „Gazety Wrocławskiej”, o tym, że „Polska niepodległa zakotwiczona jest w cesarskim Berlinie”?

– Pierwsza wojna światowa była konfliktem o skali globalnej i można dowodzić, że gdyby do niego nie doszło, nie byłoby szans na tak istotną zmianę mapy politycznej, jak ta, która zakończyła się zmianą całej mapy Europy Środkowo-Wschodniej.

Polska nie była jedynym krajem, który odzyskał wówczas niepodległość. Można więc powiedzieć, że agresywni politycy, do których należał Wilhelm II, przyczynili się mimochodem do rozpadu imperiów i uwolnienia się narodów. Nie może nam jednak znikać z pola widzenia fakt, że nie to było ich intencją.

Przecież wojna okazała się katastrofą także i dla nich. Klęska wojenna, skutkująca zapewnieniem wolności narodom Europy Środkowo-Wschodniej, na pewno nie leżała w celach imperialnej polityki niemieckiej. Narody zyskały wolność, bo imperia (Rosja, Austro-Węgry oraz Niemcy) poniosły klęskę. Jeżeli wskazuje się na Józefa Piłsudskiego jako na twórcę niepodległości, to rolę, którą on odegrał na terenie Polski, kiedy się tam znalazł, zawdzięczał temu, że dzięki rewolucji niemieckiej i obaleniu Wilhelma wyszedł z niemieckiego więzienia. Sprowadzając do absurdu dowodzenie, jaki to Wilhelm II był dla nas dobry, można powiedzieć, że był dobry dlatego, że Piłsudskiego „tylko” uwięził, a nie uśmiercił. Jak w dowcipie o dobrym Leninie, który pogłaskał dziecko po głowie, a mógł zastrzelić. Nie możemy stawiać na piedestał ludzi, którzy wyróżnili się tym, że do długiego łańcuszka zbrodni nie dołożyli jeszcze jednej.

 

Szantaż intelektualny

– Przywołam jeszcze jeden cytat z pana profesora Czechowicza. „Do zmiany nazwy mostu [Grunwaldzkiego] droga chyba jeszcze daleka, ale na pewno jest czas na przywrócenie inskrypcji «Kaiserbrücke», także po to, by drążyła umysły zniewolone, przesycone absurdalną, delikatnie rzecz ujmując, niechęcią do wszystkiego, co niemieckie”. Jak Pan to skomentuje?

– Cóż, powtórzę, co napisałem w polemicznym tekście opublikowanym w „Gazecie Wrocławskiej”: takie stawianie sprawy jest szantażem intelektualnym. Oczywiście możemy uważać, że miarą wielkości naszego ducha jest to, że będziemy w różnych miejscach umieszczać napisy o treści jątrzącej, ale czy to ma sens? Czy mało u nas podziałów i koniecznie trzeba tworzyć nowe – na przykład poprzez umieszczanie w przestrzeni publicznej treści, które znaczną część opinii publicznej drażnią? Bo tu w grę wchodzą odwołania przecież nie do dziedzictwa kulturowego niemieckiego, ale do spadku po Prusach – państwie rozwiązanym w 1947 r. przez mocarstwa sprzymierzone.

Szerszą kwestią jest, czy warto podważać (jest modne słowo „dekonstruować”) mity konstytuujące daną społeczność, nawet jeśli nie akceptujemy ich w całości. Zalecałbym ostrożność. To jest bowiem sfera delikatna i niepozbawiona istotnego znaczenia dla funkcjonowania instytucji demokratycznego państwa prawa. Jeżeli wspólnota jest oparta na razem przeżywanych wartościach, to ludzie czują większą odpowiedzialność za to, co się z tą wspólnotą – a w efekcie z całym państwem – dzieje. Jeżeli uważają się za zbiorowość przypadkowo zebraną, mieszkającą nie na „swoim”, ale na miejscu urządzonym przez kogoś innego, o wiele trudniej wówczas o obywatelskie postawy. Więcej poczucia odpowiedzialności mamy za to, co uważamy za swoje. Jeżeli rządzący, w tym przypadku miasto, szanują ludzkie emocje i nawyki, nie wyśmiewają ich i nie próbują ich w sposób obcesowy zmieniać, wówczas – sądzę – dana społeczność funkcjonuje w niej lepiej.

 

Kto jest ważniejszy – kamienie czy ludzie?

– Głośno było ostatnio o kwestii umieszczenia portretu króla Prus Fryderyka II w Auli Leopoldyńskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Zniknęło stamtąd z kolei polskie godło. Jakiś czas temu we Wrocławiu ogłoszono także akcję pod tytułem „Spod tynku patrzy Breslau” mającą na celu stworzenie mapy niemieckich śladów w tym mieście. Mamy do czynienia z germanizacją Wrocławia? A jeśli tak – czemu to służy?

– To jest skomplikowana rzecz, bo jeżeli wyjdziemy od diagnozy, że mamy do czynienia z germanizacją miasta, łatwo taką tezę wyśmiać, mówiąc, że jeden czy drugi napis nie ma wpływu na przynależność polityczną całego obszaru. No bo nie ma, na pewno napisy nie zmieniają przynależności terytorialnej miasta. Czy jednak oznacza to, że można wydobywać spod tynku wszystko, co się spod niego wyłania? Mam wątpliwości.

Pytanie ogólne, które bym tutaj postawił, brzmi: Kto jest ważniejszy – kamienie czy ludzie? Dziedzictwo materialne czy pragnienia mieszkańców? Faktem jest, że we Wrocławiu w różnych miejscach podczas remontów pokazują się napisy czy symbole pozostawione przez poprzednich mieszkańców Wrocławia. Różnie to wygląda: na klatce schodowej domu, w którym mieszkałem, spod odłupującej się farby ukazywały się szare linie układające się w pruskiego orła ze swastyką w łapach, zamalowywane przy kolejnych remontach. Na poręczach jednego z wrocławskich mostów (Szczytnickiego), który w drugiej połowie lat 30. otrzymał imię Hitlera, motywem ozdobnym jest orzeł trzymający w łapach tarczę – obecnie pustą, ale wcześniej była tam swastyka...

Oczywiście nikt przytomny nie powie, by ją przywrócić. Ale to jest powód, by jednak nie stosować bezwarunkowo filozofii działania historyków sztuki: że jeżeli istnieje świadectwo przeszłości, to obowiązkowo musi być ono utrzymane w swej integralnej formie. Trzeba zrozumieć, że są i muszą być wyjątki od tej zasady. To się odnosi i do pytania o aulę uniwersytecką. Fryderyk II podobno tam straszył. Podobnie jak potem Bolesław Bierut. Aula Leopoldina ma kilkaset lat i wiele pamięta. Jest ona jednak nie tylko salą muzealną, po której oprowadza się turystów, ale też częścią państwowej uczelni wyższej, reprezentacyjnym miejscem, gdzie inauguruje się rok akademicki i wręcza dyplomy. Nie wyobrażam sobie, by godło państwowe tam nie wróciło.

Pytanie o cel „germanizacji” Wrocławia zakłada racjonalność łańcuszka bulwersujących poczynań. Tymczasem ta racjonalność wcale nie jest pewna. Przypuszczam, że w wielu wypadkach chodzi głównie o to, by odróżniać się od prawej strony sceny politycznej. Czasem również o to, by irytować lub aby zaistnieć. W grę mogą wchodzić i względy biznesowe: odkurzenie śladów pruskiej przeszłości miasta być może jest pomysłem na przyciągnięcie większej liczby turystów z pobliskich Niemiec. Jeśli tak, to byłaby w tym jakaś kalkulacja. Tyle że – nie wchodząc w kwestie godnościowe, chociaż nie są one bez znaczenia – pojawia się pytanie: kogo chcemy przyciągnąć?

Czy turystę szukającego tu śladów takiej niemczyzny, których nie znajdzie już we własnym kraju, ponieważ RFN jest krytyczna wobec swojego dziedzictwa nie tylko brunatnego, ale i tego z okresu wojowniczego imperializmu Wilhelma II? Czy to ma sens? I czy nie skończy się tym, że w jakiejś nowojorskiej gazecie ukaże się napastliwy tekst, którym poczujemy się obrażeni, ale niesłusznie, bo jeśli się bawimy w przywoływanie z niemieckiego dziedzictwa akurat tych jego elementów, które są w nim najgorsze, to się trzeba liczyć z konsekwencjami.

 

Nie relatywizować przekazu

– Tak, i jeszcze niemiecka swastyka stałaby się nagle emblematem polskim, stanowiąc doskonałe uzupełnienie skandalicznej wypowiedzi minister edukacji narodowej o „polskich nazistach”.

– Nie wierzę, żeby ktokolwiek chciał przywrócić swastykę na moście Szczytnickim. Powinniśmy jednak pamiętać, że pojawianie się w przestrzeni publicznej kontrowersyjnej symboliki idzie na konto polskich rządów. To my jesteśmy odpowiedzialni za to, co robimy w naszym kraju. Powinniśmy więc pamiętać o tym, żeby przekaz, który wychodzi z Polski, nie był zrelatywizowany, zwłaszcza że będzie odczytywany także w miejscach, gdzie się Polski zwyczajnie nie lubi.

Prof. Krzysztof Kawalec jest historykiem. Urodził się we Wrocławiu, z którym związał całe swoje życie prywatne i zawodowe. Zajmuje się historią myśli politycznej, historią Polski i powszechną XIX i XX wieku. Jest związany z Uniwersytetem Wrocławskim i Instytutem Pamięci Narodowej, gdzie pracuje w Oddziałowym Biurze Badań Historycznych we Wrocławiu. Jest pracownikiem Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN.


 

POLECANE
Waldemar Żurek chce reaktywować starą KRS. Obecna rada ma być wygaszona uchwałą pilne
Waldemar Żurek chce reaktywować starą KRS. Obecna rada ma być "wygaszona" uchwałą

Jak donosi "Rzeczpospolita" Waldemar Żurek rozważa przywrócenie starej Krajowej Rady Sądownictwa, w składzie sprzed reform sądownictwa PiS. W planach jest "wygaszenie" obecnej rady uchwałą sejmu, co pozwoli na taki skład KRS, który pozwoli na obejście prezydenckiego weta w sprawie zmian ustawowych.

Wydatki państwa idą w górę. MF podało informacje nt. deficytu pilne
Wydatki państwa idą w górę. MF podało informacje nt. deficytu

Jak podało w komunikacie Ministerstwo Finansów, wykonanie wydatków budżetu państwa w okresie styczeń-lipiec 2025 r. wyniosło 470,5 mld zł, tj. 51,1 proc. rocznego planu, jednocześnie było wyższe o ok. 31,3 mld zł (tj. o 7,1 proc.) w stosunku do tego samego okresu roku 2024 (439,3 mld zł, tj. 50,7 proc. planu).

Płonie hala koło Ciechocinka. Pożar zagraża całej okolicy pilne
Płonie hala koło Ciechocinka. Pożar zagraża całej okolicy

W Siarzewie w województwie kujawsko-pomorskim wybuchł pożar hali produkcyjno-magazynowej. Płomienie objęły cały obiekt i dwa budynki gospodarcze, a nad miejscowością unosi się gęsty, niebezpieczny dym. Mieszkańcy i turyści zostali wezwani do zachowania szczególnej ostrożności.

Media: kulisy kompromitacji urzędników Tuska. Działania spóźnione i desperackie z ostatniej chwili
Media: kulisy kompromitacji urzędników Tuska. "Działania spóźnione i desperackie"

W środę odbyła się kluczowa telekonferencja europejskich przywódców z byłym prezydentem USA Donaldem Trumpem. Choć pierwotnie rzecznik rządu informował, że w rozmowie udział weźmie premier Donald Tusk, ostatecznie Polskę reprezentował prezydent Karol Nawrocki, a premier w ogóle nie dostał zaproszenia. Wirtualna Polska pokazała kulisy kompromitacji rządowych urzędników.

Tysiące żołnierzy, czołgi, F-16 i grochówka wojskowa. Warszawa będzie areną wielkiego widowiska z ostatniej chwili
Tysiące żołnierzy, czołgi, F-16 i grochówka wojskowa. Warszawa będzie areną wielkiego widowiska

Tysiące żołnierzy, imponujące maszyny wojskowe i widowiskowe koncerty – Warszawa szykuje się na spektakularne obchody Święta Wojska Polskiego, które w tym roku będą wyjątkowym widowiskiem dla mieszkańców i gości stolicy.

Senator Koalicji 13 grudnia uderza w Krzysztofa Ruchniewicza z ostatniej chwili
Senator Koalicji 13 grudnia uderza w Krzysztofa Ruchniewicza

Nie milkną echa decyzji ogłoszonej przez Krzysztofa Ruchniewicza. Dyrektor Instytutu Pileckiego poinformował w czwartek, że odwołał szefową berlińskiej placówki, Hannę Radziejowską. "To kolejny akt niszczenia instytucji Instytutu Pileckiego" napisał na platformie X koalicyjny senator Kazimierz Ujazdowski.  Bez ogródek skomentowała sprawę również poseł Paulina Matysiak.

Proces Zbigniewa Komosy przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu. Jest decyzja sądu z ostatniej chwili
Proces Zbigniewa Komosy przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu. Jest decyzja sądu

W czwartek Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia zdecydował o umorzeniu postępowania wszczętego na podstawie oskarżenia Zbigniewa Komosy wobec prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego, dotyczącego naruszenia nietykalności cielesnej. Wyrok nie jest prawomocny, a Komosa zapowiedział złożenie odwołania do sądu wyższej instancji.

Karol Nawrocki mianował ośmiu nowych generałów z ostatniej chwili
Karol Nawrocki mianował ośmiu nowych generałów

W Belwederze Prezydent RP, Zwierzchnik Sił Zbrojnych RP Karol Nawrocki wręczył akty mianowania na stopnie generalskie ośmiu oficerom Wojska Polskiego.

Estonia nie chce dofinansować potężnej farmy wiatrowej z ostatniej chwili
Estonia nie chce dofinansować potężnej farmy wiatrowej

Estoński Enefit Green oraz japońska grupa inwestycyjna Sumitomo Corporation ogłosiły rezygnację z planów wspólnego rozwoju morskiej farmy wiatrowej Liivi Bay. Powód? Brak wsparcia ze strony państwa i niepewność na rynku.

Żukowska poucza Tuska, jak powinien się zachować w Pałacu Prezydenckim Wiadomości
Żukowska poucza Tuska, jak powinien się zachować w Pałacu Prezydenckim

Anna Maria Żukowska skomentowała nagrania Donalda Tuska, który m.in. ostentacyjnie patrzył na zegarek, czekając na prezydenta Karola Nawrockiego w Pałacu Prezydenckim. Szefowa parlamentarnego klubu Lewicy postanowiła dać kilka rad premierowi, przypominając jednocześnie, że spóźnianie się było dla Donalda Tuska normą zarówno za pierwszych, jak i obecnych rządów.    

REKLAMA

Na poręczach wrocławskiego mostu pojawiły się orły z tarczami. Za czasów III Rzeszy były na nich swastyki

– Faktem jest, że we Wrocławiu w różnych miejscach podczas remontów pokazują się napisy czy symbole pozostawione przez poprzednich mieszkańców Wrocławia. Na poręczach jednego z wrocławskich mostów (Szczytnickiego), który w drugiej połowie lat 30. otrzymał imię Hitlera, motywem ozdobnym jest orzeł trzymający w łapach tarczę – obecnie pustą, ale wcześniej była tam swastyka... – mówi prof. Krzysztof Kawalec w rozmowie z Agnieszką Żurek.
Most Grunwaldzki we Wrocławiu Na poręczach wrocławskiego mostu pojawiły się orły z tarczami. Za czasów III Rzeszy były na nich swastyki
Most Grunwaldzki we Wrocławiu / fot. Emptywords, CC BY-SA 4.0 / Wikimedia Commons

Co musisz wiedzieć:

  • Wrocław planuje wyremontować Most Grunwaldzki. Projekt zakłada odtworzenie wyglądu mostu sprzed II wojny światowej.
  • Rekonstrukcja wielu detali ma objąć również niemiecki napis "Kaiserbrücke".
  • – Oczywiście możemy uważać, że miarą wielkości naszego ducha jest to, że będziemy w różnych miejscach umieszczać napisy o treści jątrzącej, ale czy to ma sens? – pyta prof. Kawalec.

 

– Niedawno pojawił się pomysł umieszczenia na wrocławskim moście Grunwaldzkim historycznej tabliczki „Kaiserbrücke” („most Cesarski”) z czasów panowania Wilhelma II. Kim był Wilhelm II, czy warto tę postać honorować i czy powinni to robić akurat Polacy?

– Mam wątpliwości, czy ktokolwiek chciałby Wilhelma II upamiętniać, i odnosi się to również do Niemiec. To jest władca, który ponosi znaczną część odpowiedzialności za pchnięcie Niemiec, będących wówczas kwitnącym państwem, jednym z supermocarstw światowych, w wojnę, która zakończyła się dla nich katastrofą. Trzeba także przypomnieć, że była ona prowadzona w sposób okrutny, łamiący prawo międzynarodowe, i że niemiecki władca się do tego przyczyniał. W wyniku swoich działań znalazł się na alianckiej liście zbrodniarzy wojennych. Lista ta liczyła kilka tysięcy nazwisk, jednak z różnych powodów do ukarania zbrodniarzy po I wojnie światowej nie doszło. Nie były to czasy Norymbergi, a niemiecki wymiar sprawiedliwości wówczas zawiódł. Wilhelm II w końcowych dniach wojny abdykował i ukrył się w Holandii, a alianci nie bardzo się starali, żeby został im wydany i osądzony.

Z perspektywy czasu można zrozumieć przyczyny tej powściągliwości. Tak spektakularne rozprawienie się z dawnym państwem niemieckim byłoby wodą na młyn komunistów, zwiększając ryzyko przewrotu społecznego w Niemczech – tego, że kraj ten poszedłby drogą sowiecką. To rzeczywiście byłaby katastrofa dla świata, także i z polskiej perspektywy.

Ale uwzględniając sytuacyjne subtelności, nie ma powodu, żeby traktować Wilhelma II ciepło. Był człowiekiem próżnym, groteskowym, z „parciem na szkło” – wówczas jeszcze rzecz jasna nie telewizyjne, ale aparatu fotograficznego. Jego rozbuchane ego w sytuacji narastającego napięcia grożącego wojną stało się jednym z czynników, który doprowadził do katastrofy.

Cesarz bał się ryzyka wojennego, ale nie odważył się przeciwstawić swoim generałom. A kiedy już wojna wybuchła, popierał prowadzenie jej w sposób bezprecedensowo bezwzględny.

– W jaki sposób skomentuje Pan słowa profesora Bogusława Czechowicza, z którym polemizował Pan już na łamach „Gazety Wrocławskiej”, o tym, że „Polska niepodległa zakotwiczona jest w cesarskim Berlinie”?

– Pierwsza wojna światowa była konfliktem o skali globalnej i można dowodzić, że gdyby do niego nie doszło, nie byłoby szans na tak istotną zmianę mapy politycznej, jak ta, która zakończyła się zmianą całej mapy Europy Środkowo-Wschodniej.

Polska nie była jedynym krajem, który odzyskał wówczas niepodległość. Można więc powiedzieć, że agresywni politycy, do których należał Wilhelm II, przyczynili się mimochodem do rozpadu imperiów i uwolnienia się narodów. Nie może nam jednak znikać z pola widzenia fakt, że nie to było ich intencją.

Przecież wojna okazała się katastrofą także i dla nich. Klęska wojenna, skutkująca zapewnieniem wolności narodom Europy Środkowo-Wschodniej, na pewno nie leżała w celach imperialnej polityki niemieckiej. Narody zyskały wolność, bo imperia (Rosja, Austro-Węgry oraz Niemcy) poniosły klęskę. Jeżeli wskazuje się na Józefa Piłsudskiego jako na twórcę niepodległości, to rolę, którą on odegrał na terenie Polski, kiedy się tam znalazł, zawdzięczał temu, że dzięki rewolucji niemieckiej i obaleniu Wilhelma wyszedł z niemieckiego więzienia. Sprowadzając do absurdu dowodzenie, jaki to Wilhelm II był dla nas dobry, można powiedzieć, że był dobry dlatego, że Piłsudskiego „tylko” uwięził, a nie uśmiercił. Jak w dowcipie o dobrym Leninie, który pogłaskał dziecko po głowie, a mógł zastrzelić. Nie możemy stawiać na piedestał ludzi, którzy wyróżnili się tym, że do długiego łańcuszka zbrodni nie dołożyli jeszcze jednej.

 

Szantaż intelektualny

– Przywołam jeszcze jeden cytat z pana profesora Czechowicza. „Do zmiany nazwy mostu [Grunwaldzkiego] droga chyba jeszcze daleka, ale na pewno jest czas na przywrócenie inskrypcji «Kaiserbrücke», także po to, by drążyła umysły zniewolone, przesycone absurdalną, delikatnie rzecz ujmując, niechęcią do wszystkiego, co niemieckie”. Jak Pan to skomentuje?

– Cóż, powtórzę, co napisałem w polemicznym tekście opublikowanym w „Gazecie Wrocławskiej”: takie stawianie sprawy jest szantażem intelektualnym. Oczywiście możemy uważać, że miarą wielkości naszego ducha jest to, że będziemy w różnych miejscach umieszczać napisy o treści jątrzącej, ale czy to ma sens? Czy mało u nas podziałów i koniecznie trzeba tworzyć nowe – na przykład poprzez umieszczanie w przestrzeni publicznej treści, które znaczną część opinii publicznej drażnią? Bo tu w grę wchodzą odwołania przecież nie do dziedzictwa kulturowego niemieckiego, ale do spadku po Prusach – państwie rozwiązanym w 1947 r. przez mocarstwa sprzymierzone.

Szerszą kwestią jest, czy warto podważać (jest modne słowo „dekonstruować”) mity konstytuujące daną społeczność, nawet jeśli nie akceptujemy ich w całości. Zalecałbym ostrożność. To jest bowiem sfera delikatna i niepozbawiona istotnego znaczenia dla funkcjonowania instytucji demokratycznego państwa prawa. Jeżeli wspólnota jest oparta na razem przeżywanych wartościach, to ludzie czują większą odpowiedzialność za to, co się z tą wspólnotą – a w efekcie z całym państwem – dzieje. Jeżeli uważają się za zbiorowość przypadkowo zebraną, mieszkającą nie na „swoim”, ale na miejscu urządzonym przez kogoś innego, o wiele trudniej wówczas o obywatelskie postawy. Więcej poczucia odpowiedzialności mamy za to, co uważamy za swoje. Jeżeli rządzący, w tym przypadku miasto, szanują ludzkie emocje i nawyki, nie wyśmiewają ich i nie próbują ich w sposób obcesowy zmieniać, wówczas – sądzę – dana społeczność funkcjonuje w niej lepiej.

 

Kto jest ważniejszy – kamienie czy ludzie?

– Głośno było ostatnio o kwestii umieszczenia portretu króla Prus Fryderyka II w Auli Leopoldyńskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Zniknęło stamtąd z kolei polskie godło. Jakiś czas temu we Wrocławiu ogłoszono także akcję pod tytułem „Spod tynku patrzy Breslau” mającą na celu stworzenie mapy niemieckich śladów w tym mieście. Mamy do czynienia z germanizacją Wrocławia? A jeśli tak – czemu to służy?

– To jest skomplikowana rzecz, bo jeżeli wyjdziemy od diagnozy, że mamy do czynienia z germanizacją miasta, łatwo taką tezę wyśmiać, mówiąc, że jeden czy drugi napis nie ma wpływu na przynależność polityczną całego obszaru. No bo nie ma, na pewno napisy nie zmieniają przynależności terytorialnej miasta. Czy jednak oznacza to, że można wydobywać spod tynku wszystko, co się spod niego wyłania? Mam wątpliwości.

Pytanie ogólne, które bym tutaj postawił, brzmi: Kto jest ważniejszy – kamienie czy ludzie? Dziedzictwo materialne czy pragnienia mieszkańców? Faktem jest, że we Wrocławiu w różnych miejscach podczas remontów pokazują się napisy czy symbole pozostawione przez poprzednich mieszkańców Wrocławia. Różnie to wygląda: na klatce schodowej domu, w którym mieszkałem, spod odłupującej się farby ukazywały się szare linie układające się w pruskiego orła ze swastyką w łapach, zamalowywane przy kolejnych remontach. Na poręczach jednego z wrocławskich mostów (Szczytnickiego), który w drugiej połowie lat 30. otrzymał imię Hitlera, motywem ozdobnym jest orzeł trzymający w łapach tarczę – obecnie pustą, ale wcześniej była tam swastyka...

Oczywiście nikt przytomny nie powie, by ją przywrócić. Ale to jest powód, by jednak nie stosować bezwarunkowo filozofii działania historyków sztuki: że jeżeli istnieje świadectwo przeszłości, to obowiązkowo musi być ono utrzymane w swej integralnej formie. Trzeba zrozumieć, że są i muszą być wyjątki od tej zasady. To się odnosi i do pytania o aulę uniwersytecką. Fryderyk II podobno tam straszył. Podobnie jak potem Bolesław Bierut. Aula Leopoldina ma kilkaset lat i wiele pamięta. Jest ona jednak nie tylko salą muzealną, po której oprowadza się turystów, ale też częścią państwowej uczelni wyższej, reprezentacyjnym miejscem, gdzie inauguruje się rok akademicki i wręcza dyplomy. Nie wyobrażam sobie, by godło państwowe tam nie wróciło.

Pytanie o cel „germanizacji” Wrocławia zakłada racjonalność łańcuszka bulwersujących poczynań. Tymczasem ta racjonalność wcale nie jest pewna. Przypuszczam, że w wielu wypadkach chodzi głównie o to, by odróżniać się od prawej strony sceny politycznej. Czasem również o to, by irytować lub aby zaistnieć. W grę mogą wchodzić i względy biznesowe: odkurzenie śladów pruskiej przeszłości miasta być może jest pomysłem na przyciągnięcie większej liczby turystów z pobliskich Niemiec. Jeśli tak, to byłaby w tym jakaś kalkulacja. Tyle że – nie wchodząc w kwestie godnościowe, chociaż nie są one bez znaczenia – pojawia się pytanie: kogo chcemy przyciągnąć?

Czy turystę szukającego tu śladów takiej niemczyzny, których nie znajdzie już we własnym kraju, ponieważ RFN jest krytyczna wobec swojego dziedzictwa nie tylko brunatnego, ale i tego z okresu wojowniczego imperializmu Wilhelma II? Czy to ma sens? I czy nie skończy się tym, że w jakiejś nowojorskiej gazecie ukaże się napastliwy tekst, którym poczujemy się obrażeni, ale niesłusznie, bo jeśli się bawimy w przywoływanie z niemieckiego dziedzictwa akurat tych jego elementów, które są w nim najgorsze, to się trzeba liczyć z konsekwencjami.

 

Nie relatywizować przekazu

– Tak, i jeszcze niemiecka swastyka stałaby się nagle emblematem polskim, stanowiąc doskonałe uzupełnienie skandalicznej wypowiedzi minister edukacji narodowej o „polskich nazistach”.

– Nie wierzę, żeby ktokolwiek chciał przywrócić swastykę na moście Szczytnickim. Powinniśmy jednak pamiętać, że pojawianie się w przestrzeni publicznej kontrowersyjnej symboliki idzie na konto polskich rządów. To my jesteśmy odpowiedzialni za to, co robimy w naszym kraju. Powinniśmy więc pamiętać o tym, żeby przekaz, który wychodzi z Polski, nie był zrelatywizowany, zwłaszcza że będzie odczytywany także w miejscach, gdzie się Polski zwyczajnie nie lubi.

Prof. Krzysztof Kawalec jest historykiem. Urodził się we Wrocławiu, z którym związał całe swoje życie prywatne i zawodowe. Zajmuje się historią myśli politycznej, historią Polski i powszechną XIX i XX wieku. Jest związany z Uniwersytetem Wrocławskim i Instytutem Pamięci Narodowej, gdzie pracuje w Oddziałowym Biurze Badań Historycznych we Wrocławiu. Jest pracownikiem Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe