Maciej Szlinder: Potrzebujemy podatku katastralnego od trzeciego mieszkania

Sytuacja mieszkaniowa w Polsce jest jednym z najpoważniejszych problemów społecznych. Prawie jedna trzecia Polek i Polaków mieszka w przeludnionych mieszkaniach. Nie mają się jednak gdzie przenieść, bo nie stać ich ani na wynajem ani tym bardziej na kupno nowego mieszkania. Koszty mieszkania są dziś najważniejszym elementem comiesięcznych wydatków najemców. Co trzeci z nich płaci za wynajem więcej niż 40% swojego wynagrodzenia.
 Maciej Szlinder: Potrzebujemy podatku katastralnego od trzeciego mieszkania
/ fot. pixabay.com

Co musisz wiedzieć:

  • Mieszkań jest za mało i są one niedostępne dla większości społeczeństwa. Gdybyśmy chcieli dorównać do europejskiej średniej w liczbie mieszkań na mieszkańca kraju, musielibyśmy mieć ich dziś o 5 milionów więcej.
  • Dla podatku katastralnego podstawą opodatkowania jest wartość rynkowa nieruchomości, a nie jej powierzchnia
  • Aby zwiększyć efekt antyspekulacyjny proponowanego podatku, warto rozważyć progresję w stawce opodatkowania, i to w podwójnym sensie. Z jednej strony, każde następne mieszkanie może być opodatkowane wyższą stawką. Z drugiej, można by również różnicować stawki zależnie od wartości samego mieszkania.

Mieszkań jest za mało i są one niedostępne dla większości społeczeństwa. W III RP buduje się znacznie mniej niż w PRL-u. Gdybyśmy chcieli dorównać do europejskiej średniej w liczbie mieszkań na mieszkańca kraju, musielibyśmy mieć ich dziś o 5 milionów więcej. W ostatnich latach sytuacja stale się pogarsza, bo ceny mieszkań rosną szybciej niż płace. W Warszawie za metr kwadratowy nowego mieszkania trzeba zapłacić średnio 16,4 tys. zł. Niewiele taniej jest w Krakowie (15,7 tys. zł), Wrocławiu (14,3 tys. zł) czy Gdańsku (13,2 tys. zł).

Ci szczęśliwcy, którzy mogą dostać kredyt, popadają w zobowiązania na większość dalszego życia i pogłębiają problem zadłużenia prywatnego Polaków. Jest ono znacznie bardziej niebezpieczne od zadłużenia publicznego, którym straszą i nadmiernie zajmują się ekonomiści głównego nurtu i mainstreamowe media. Wszak w przeciwieństwie do państwa obywatele nie mogą emitować własnej waluty. Są też od niego znacznie słabsi w relacji z bankami i mniej wiarygodni dla instytucji finansowych. A aż 70% prywatnego zadłużenia polskich gospodarstw domowych to hipoteki.

Nie wszystkie kupowane mieszkania wymagają oczywiście kredytu, ale spośród tych kupowanych za gotówkę lokale nabywane przez zwykłe rodziny, by w nich mieszkać, stanowią mniejszość. Większość z tych mieszkań trafia do zamożnych osób traktujących je jako inwestycję kapitału. Mieszkanie z realizacji podstawowej potrzeby życiowej stało się elementem gry spekulacyjnej, środkiem pomnażania i zachowywania wartości kapitału właśnie.

 

Rozwiązanie podatkowe

W dyskusji nad rozwiązaniami tych problemów doszliśmy już do konsensusu, że nieskuteczne są stosowane przez ostatnie rządy programy stymulowania popytu poprzez dopłaty do kredytów. Podnoszą one tylko ceny i zmniejszają ogólną dostępność mieszkań. Coraz powszechniejsze jest uznanie, że istotnym elementem programu mieszkaniowego powinna być znacznie szersza niż obecnie budowa mieszkań komunalnych na wynajem. Ale pomysłem, który w ostatnich miesiącach najbardziej rozgrzał opinię publiczną, także w kontekście prezydenckiej kampanii wyborczej, stał się podatek katastralny, czyli podatek płacony corocznie od wartości posiadanej nieruchomości.

Dotychczas żaden polski rząd nie zdecydował się na jego wprowadzenie, chociaż jest to rozwiązanie funkcjonujące w wielu krajach zarówno europejskich (Niemcy, Hiszpania, Szwecja, Litwa, Czechy i wiele innych), jak i na całym świecie. Podatek katastralny jest jednym z najstarszych podatków w Stanach Zjednoczonych, obowiązuje też w Singapurze czy Kanadzie.

W Polsce mamy za to bardzo niski i niesprawiedliwy podatek od nieruchomości, który zależny jest nie od wartości mieszkania, ale od jego wielkości. Tym samym właściciel 60-metrowej rudery w kiepskiej lokalizacji płaci często więcej niż posiadacz 50-metrowego luksusowego apartamentu w najbardziej prestiżowej lokalizacji. Dokładny wymiar opłaty ustalają samorządy, ale w widełkach wskazanych przez ministra finansów obecnie maksymalna stawka dla nieruchomości mieszkalnych wynosi 1,19 zł za metr kwadratowy.

 

Kataster od trzeciego mieszkania

Przyczyną braku odwagi we wprowadzeniu podatku katastralnego jest jego zła opinia wśród polskiego społeczeństwa. I nie może to dziwić, ponieważ taki podatek nałożony na każde mieszkanie dotknąłby znacznie większej części społeczeństwa niż w innych państwach. W naszym kraju w rękach prywatnych znajduje się bowiem 87% mieszkań, a na przykład w Niemczech jedynie ok. 50%.

Jednak żadne poważne środowisko polityczne nie proponuje wprowadzenia podatku katastralnego od pierwszego mieszkania. Nikt nie chce zmuszać biednych samotnych emerytów do płacenia dodatkowych kilku tysięcy złotych rocznie. Ale dlaczego nie obciążyć osób lokujących swój kapitał w mieszkaniach, tym samym zmniejszając dostęp do nich dla przeciętnych polskich rodzin?

Adrian Zandberg, kandydat partii Razem, w swojej kampanii prezydenckiej proponował, by zwolnić z podatku katastralnego pierwsze dwa mieszkania własnościowe i opodatkowywać dopiero te od trzeciego wzwyż. Podobne rozwiązanie popiera głośno minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz z Polski 2050. Taki podatek dotknąłby jedynie ok. 1 procenta gospodarstw domowych.

Szef sztabu ówczesnego kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego Paweł Szefernaker odżegnywał się od podatku katastralnego „dla zwykłych Polaków”, ale popierał taki podatek dla „tych, którzy żyją” z posiadania wielu mieszkań. Warto zaznaczyć, że za optymalną liczbę mieszkań podlegających opodatkowaniu uznał cztery, a nie trzy, jak wcześniej wymienieni politycy.

Przeciwne na ten moment temu rozwiązaniu zdaje się być jednak Ministerstwo Finansów, bez poparcia którego oczywiście nie ma co liczyć na jego wprowadzenie za tego rządu.

 

Wątpliwości

Podatek katastralny nawet w takiej rozsądnej wersji wciąż budzi pewien opór. Część obywateli obawia się, że jego wprowadzenie umożliwi późniejsze obłożenie nim wszystkich nieruchomości. To typowy przykład tak zwanego argumentu równi pochyłej. Zgodnie z nim sprzeciwiamy się jakiemuś rozwiązaniu, chociaż uznajemy je za ogólnie dobre, dlatego że obawiamy się, że będzie jedynie krokiem do wprowadzenia innego rozwiązania, które oceniamy już bardzo negatywnie. W ten sposób jednak odbieramy sprawczość sobie samym w przyszłości (czemu możemy zaprotestować teraz przy korzystnym rozwiązaniu, a nie będziemy mogli zaprotestować później, gdy ktoś miałby je zastąpić niekorzystnym?) albo odbieramy prawo do podejmowania decyzji o sobie przez przyszłe pokolenia (które mogą mieć inne poglądy w świetle innych warunków i okoliczności). W skrócie – jest to argument po prostu fałszywy.

Inni twierdzą, że wprowadzenie takiego podatku zostanie przerzucone na najemców. Ich zdaniem właściciele wielu mieszkań podniosą po prostu czynsze i zwiększą już wysokie koszty wynajmu. Tego zdania nie podziela jednak większość ekonomistów. Ich zdaniem zwiększy się podaż mieszkań oferowanych na wynajem, ponieważ wzrośnie koszt trzymania pustego mieszkania. Pustostanów jest zaś w Polsce całkiem sporo, bo prawdopodobnie nawet 2 miliony.

Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, krytykując podatek katastralny, wskazuje m.in. na jego niesprawiedliwość wynikającą z tego, że opodatkowywałby on mieszkania, które są dobrem pierwszej potrzeby, a nie dotykałby innych luksusowych form własności takich jak jachty czy drogie obrazy. Jednak trzecie i kolejne mieszkania nie są już realizacją „pierwszej potrzeby” właścicieli, ale właśnie dobrem luksusowym przynoszącym zyski. Co więcej, z tego argumentu może co najwyżej wynikać, że warto poza podatkiem katastralnym rozważyć także inne formy podatków majątkowych. Polska w całej tej grupie znajduje się bowiem w ogonie państw rozwiniętych i nieproporcjonalnie bardziej w porównaniu z nimi obciąża podatkami osoby mniej zamożne. Wszak kluczową rolę w polskim systemie podatkowym odgrywają podatki od konsumpcji (VAT, akcyza) dotykające w większym stopniu wydających niemal wszystkie swoje dochody nisko i średnio zarabiających niż bogatych, którzy znaczną część swoich dochodów oszczędzają.

Ostatni argument, który pojawia się czasem w debacie publicznej, przeciwko podatkowi katastralnemu przypisuje mu potencjalne negatywne skutki związane z niszczeniem budynków, których właściciele nie będą remontować, aby uniknąć wzrostu ich wartości, a tym samym wysokości podatku. Jednak wówczas również nie będą w stanie utrzymać zainteresowania najemców, więc postępując w ten sposób, działaliby na swoją własną niekorzyść.

 

Główne zalety

Proponowany podatek katastralny miałby za to wiele pozytywnych skutków. Po pierwsze, rozkładałby obciążenia w zdecydowanie bardziej sprawiedliwy sposób niż obecny podatek od nieruchomości.

Po drugie, ograniczyłby spekulację na rynku mieszkaniowym. Podniesienie kosztów posiadania wielu mieszkań skłoniłoby do ich zbycia. W ten sposób zwiększyłaby się podaż mieszkań, co czyniłoby je tańszymi i bardziej dostępnymi.

Po trzecie, taki podatek przynosiłby stabilne dochody dla budżetu samorządów – szacuje się, że mógłby przynieść ok. 2 mld zł rocznie. Te pieniądze można by przeznaczyć na budownictwo komunalne i jeszcze zwiększyć dostępność mieszkań.

Wreszcie po czwarte, stworzenie baz danych wykorzystywanych w katastrze zwiększyłoby bezpieczeństwo obrotu nieruchomościami oraz stabilność i przewidywalność całego rynku nieruchomości.

 

Usunąć diabła ze szczegółów

Te pozytywne rezultaty można osiągnąć, nie wywołując szkodliwych skutków ubocznych, jeśli odpowiednio doprecyzuje się także inne szczegóły podatku niż tylko to, od której nieruchomości ma obowiązywać.

Trzeba precyzyjnie określić, jak to wyliczać – konieczne jest sumowanie udziałów w nieruchomościach. Jeśli ktoś posiada po 70% udziałów w czterech nieruchomościach, to de facto wciąż nie posiada pełnych trzech. Warto rozważyć, czy podatek nie powinien zatem obowiązywać np. od każdej nadwyżki ponad dwa pełne mieszkania.

Głównym problemem technicznym byłaby sama wycena nieruchomości. Miasta czy gminy, co prawda, posiadają dane dotyczące transakcji nieruchomości na swoim terenie, ale to za mało. Wycena wszystkich nieruchomości może być kosztowna. Gminom powinien pomóc w tym zakresie rząd. Istnieją również inne sposoby rozwiązania tego problemu. W Irlandii wartość określana jest samodzielnie przez właścicieli, a rolę straszaka przed oszustwem pełnią wysokie kary za sprzedaż nieruchomości powyżej 110% deklarowanej wartości katastralnej. Innym tego typu bodźcem do uczciwej wyceny mógłby być przepis o obowiązku sprzedaży na rzecz Skarbu Państwa w wypadku wyraźnie zaniżonych wartości.

Bardzo ważne jest, by z podatku nie były zwolnione duże fundusze inwestycyjne, czyli tzw. REIT-y. Taki błąd popełniono m.in. w Stanach Zjednoczonych i Niemczech, w których fundusze te zdominowały rynek nieruchomości. Ta dominacja doprowadziła do wypierania prywatnych nabywców z rynku, wzrostu cen nieruchomości i spadku dostępności mieszkań.

Nie ma sensu rozwadniać zasady „trzeciego mieszkania” poprzez uzależnienie wysokości podatku od liczby dzieci w rodzinie (co proponowała w pewnym momencie m.in. Pełczyńska-Nałęcz). Można przecież od razu przepisać na dzieci kupione dla nich mieszkania. Zanim dzieci staną się pełnoletnie, rodzice mogą wynajmować te mieszkania i nie muszą być obciążeni podatkiem katastralnym.

Wreszcie, aby zwiększyć efekt antyspekulacyjny proponowanego podatku, warto rozważyć progresję w stawce opodatkowania, i to w podwójnym sensie. Z jednej strony, każde następne mieszkanie może być opodatkowane wyższą stawką. Stawka przy pierwszym i drugim mieszkaniu wynosiłaby 0%, ale przy trzecim mogłaby wynosić 1%, przy czwartym – 2%, przy piątym – 3% itd. Z drugiej, można by również różnicować stawki zależnie od wartości samego mieszkania, i tak trzecie mieszkanie warte mniej niż 300 tys. zł mogłoby być obłożone stawką 0,5%, to o wartości między 300 tys. a 1 mln zł 0,75%, a powyżej 1 mln zł – 1%. Połączenie obu progresji prawdopodobnie przyniosłoby efekt najbardziej sprawiedliwy z jednej strony i najbardziej efektywny (z punktu widzenia ograniczenia spekulacji i zwiększenia dostępności mieszkań) z drugiej.

Interes osobisty, środowiskowy czy społeczny?

Większość Polaków negatywnie ocenia podatek katastralny, ale tylko w odniesieniu do każdego mieszkania. Na wprowadzeniu podatku w wyżej opisanym kształcie zyskaliby praktycznie wszyscy poza 1% Polaków, którzy posiadają co najmniej 3 mieszkania.

Czy nadszedł moment, w którym politycy odważą się wreszcie rozwiązać jeden z najważniejszych problemów społecznych dzisiejszej Polski? Czy przeważą jednak bliskie relacje obozu rządzącego z deweloperami i osobiste interesy niemal co piątego posła, który zarabia na najmie nieruchomości? Stosunek do podatku katastralnego od trzeciego mieszkania może nam służyć za jeden z papierków lakmusowych wskazujących to, jakie interesy ktoś reprezentuje: własne, swojego środowiska i zaplecza czy całego społeczeństwa.


 

POLECANE
Donald Trump ogłasza nowe cła. Padła data z ostatniej chwili
Donald Trump ogłasza nowe cła. Padła data

Prezydent USA Donald Trump zapowiedział w poniedziałek cła na importowane ciężarówki. Podatek ma wynieść 25 proc. i wejść w życie 1 listopada, choć pierwotnie Trump zapowiadał, że wprowadzi go z początkiem października.

Komunikat dla mieszkańców woj. lubelskiego z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców woj. lubelskiego

W dniach 28–29 października br. w Nałęczowie odbędzie się V Lubelskie Forum Turystyki.

Paweł Jędrzejewski: w kwestii kary śmierci nie zgadzam się z papieżem tylko u nas
Paweł Jędrzejewski: w kwestii kary śmierci nie zgadzam się z papieżem

"Ktoś, kto mówi: »Jestem przeciwny aborcji«, ale opowiada się za karą śmierci, tak naprawdę nie jest pro-life" – stwierdził przed paroma dniami papież Leon XIV.

Niemcy mieli przeszukać mieszkanie Wołodymyra Ż. i wywieźć rzeczy z Polski z ostatniej chwili
Niemcy mieli przeszukać mieszkanie Wołodymyra Ż. i wywieźć rzeczy z Polski

We wrześniu 2024 r. do domu, w którym mieszka Wołodymyr Z. wraz z rodziną, "zawitały polskie i niemieckie służby" – powiedział w rozmowie z Radiem ZET mec. Tymoteusz Paprocki, obrońca Wołodymyra Z., podejrzewanego o wysadzenie Nord Stream.

Policja dostała czerwonego mustanga. Pierwsza taka sytuacja z ostatniej chwili
Policja dostała czerwonego mustanga. Pierwsza taka sytuacja

Sąd prawomocnie skazał kierowcę, który prowadził czerwonego Forda Mustanga, mając ponad 2 promile alkoholu. Samochód został przejęty przez Skarb Państwa i będzie służył policjantom w ściganiu piratów drogowych.

Lustro na chodniku za 86 tys. zł wywołało burzę. Autor Nieba Kielc odpowiada z ostatniej chwili
Lustro na chodniku za 86 tys. zł wywołało burzę. Autor "Nieba Kielc" odpowiada

Instalacja artystyczna "Niebo Kielc" wywołała burzę. To wbudowane w chodnik lustro kosztowało ponad 86 tys. zł. "Mają rozmach. Ale kto bogatemu zabroni?" – pyta poseł PiS Anna Krupka.

Koniec obławy za 63-latkiem. Policja odnalazła jego zwłoki z ostatniej chwili
Koniec obławy za 63-latkiem. Policja odnalazła jego zwłoki

Policja zakończyła trwające od dwóch tygodni poszukiwania 63-letniego mieszkańca gminy Osiek, podejrzewanego o atak na żonę. Mężczyzna został odnaleziony martwy. Ciało zabezpieczono do sekcji zwłok.

Wraca Klaus Bachmann. Tym razem namawia do ataku na NBP Wiadomości
Wraca Klaus Bachmann. Tym razem namawia do ataku na NBP

Klaus Bachmann w artykule opublikowanym w „Berliner Zeitung” przedstawia niebezpieczny plan wobec Narodowego Banku Polskiego: sugeruje, by rząd Donalda Tuska usunął prezesa Adama Glapińskiego i w praktyce przejął kontrolę nad rezerwami NBP („tam leży 260 miliardów dolarów”), aby sfinansować programy socjalne i załatać dziurę budżetową. Bachmann postuluje działania opisane w tekście jako celowe obejście prawa i niezależności instytucji — scenariusz, który autor traktuje jako polityczną konieczność, mimo ryzyka kryzysu finansowego.

Wiceminister chwali kaucję: Niektórzy pamiętają lata 70. Nikt z tego nie robił problemu z ostatniej chwili
Wiceminister chwali kaucję: Niektórzy pamiętają lata 70. Nikt z tego nie robił problemu

– W tym roku musimy dobrze skupić się na wdrożeniu obecnego systemu kaucyjnego, przyzwyczaić się do niego, powrócić do tych tradycji, które niektórzy z nas pamiętają z lat 70. 80., kiedy nosiliśmy do sklepu butelki po mleku i nikt z tego wtedy nie robił problemu – stwierdziła wiceminister klimatu i środowiska Urszula Zielińska.

Komunikat warszawskiego zoo. „Trupie główki” w ogrodzie z ostatniej chwili
Komunikat warszawskiego zoo. „Trupie główki” w ogrodzie

W stołecznym ogrodzie zoologicznym na świat przyszły trzy małpki – sajmiri wiewiórcze. To jeden z najbardziej towarzyskich i inteligentnych gatunków małp Nowego Świata. Zwierzątka te mają wyjątkowo duże mózgi w stosunku do masy ciała, co sprawia, że są bardzo spostrzegawcze i sprytne.

REKLAMA

Maciej Szlinder: Potrzebujemy podatku katastralnego od trzeciego mieszkania

Sytuacja mieszkaniowa w Polsce jest jednym z najpoważniejszych problemów społecznych. Prawie jedna trzecia Polek i Polaków mieszka w przeludnionych mieszkaniach. Nie mają się jednak gdzie przenieść, bo nie stać ich ani na wynajem ani tym bardziej na kupno nowego mieszkania. Koszty mieszkania są dziś najważniejszym elementem comiesięcznych wydatków najemców. Co trzeci z nich płaci za wynajem więcej niż 40% swojego wynagrodzenia.
 Maciej Szlinder: Potrzebujemy podatku katastralnego od trzeciego mieszkania
/ fot. pixabay.com

Co musisz wiedzieć:

  • Mieszkań jest za mało i są one niedostępne dla większości społeczeństwa. Gdybyśmy chcieli dorównać do europejskiej średniej w liczbie mieszkań na mieszkańca kraju, musielibyśmy mieć ich dziś o 5 milionów więcej.
  • Dla podatku katastralnego podstawą opodatkowania jest wartość rynkowa nieruchomości, a nie jej powierzchnia
  • Aby zwiększyć efekt antyspekulacyjny proponowanego podatku, warto rozważyć progresję w stawce opodatkowania, i to w podwójnym sensie. Z jednej strony, każde następne mieszkanie może być opodatkowane wyższą stawką. Z drugiej, można by również różnicować stawki zależnie od wartości samego mieszkania.

Mieszkań jest za mało i są one niedostępne dla większości społeczeństwa. W III RP buduje się znacznie mniej niż w PRL-u. Gdybyśmy chcieli dorównać do europejskiej średniej w liczbie mieszkań na mieszkańca kraju, musielibyśmy mieć ich dziś o 5 milionów więcej. W ostatnich latach sytuacja stale się pogarsza, bo ceny mieszkań rosną szybciej niż płace. W Warszawie za metr kwadratowy nowego mieszkania trzeba zapłacić średnio 16,4 tys. zł. Niewiele taniej jest w Krakowie (15,7 tys. zł), Wrocławiu (14,3 tys. zł) czy Gdańsku (13,2 tys. zł).

Ci szczęśliwcy, którzy mogą dostać kredyt, popadają w zobowiązania na większość dalszego życia i pogłębiają problem zadłużenia prywatnego Polaków. Jest ono znacznie bardziej niebezpieczne od zadłużenia publicznego, którym straszą i nadmiernie zajmują się ekonomiści głównego nurtu i mainstreamowe media. Wszak w przeciwieństwie do państwa obywatele nie mogą emitować własnej waluty. Są też od niego znacznie słabsi w relacji z bankami i mniej wiarygodni dla instytucji finansowych. A aż 70% prywatnego zadłużenia polskich gospodarstw domowych to hipoteki.

Nie wszystkie kupowane mieszkania wymagają oczywiście kredytu, ale spośród tych kupowanych za gotówkę lokale nabywane przez zwykłe rodziny, by w nich mieszkać, stanowią mniejszość. Większość z tych mieszkań trafia do zamożnych osób traktujących je jako inwestycję kapitału. Mieszkanie z realizacji podstawowej potrzeby życiowej stało się elementem gry spekulacyjnej, środkiem pomnażania i zachowywania wartości kapitału właśnie.

 

Rozwiązanie podatkowe

W dyskusji nad rozwiązaniami tych problemów doszliśmy już do konsensusu, że nieskuteczne są stosowane przez ostatnie rządy programy stymulowania popytu poprzez dopłaty do kredytów. Podnoszą one tylko ceny i zmniejszają ogólną dostępność mieszkań. Coraz powszechniejsze jest uznanie, że istotnym elementem programu mieszkaniowego powinna być znacznie szersza niż obecnie budowa mieszkań komunalnych na wynajem. Ale pomysłem, który w ostatnich miesiącach najbardziej rozgrzał opinię publiczną, także w kontekście prezydenckiej kampanii wyborczej, stał się podatek katastralny, czyli podatek płacony corocznie od wartości posiadanej nieruchomości.

Dotychczas żaden polski rząd nie zdecydował się na jego wprowadzenie, chociaż jest to rozwiązanie funkcjonujące w wielu krajach zarówno europejskich (Niemcy, Hiszpania, Szwecja, Litwa, Czechy i wiele innych), jak i na całym świecie. Podatek katastralny jest jednym z najstarszych podatków w Stanach Zjednoczonych, obowiązuje też w Singapurze czy Kanadzie.

W Polsce mamy za to bardzo niski i niesprawiedliwy podatek od nieruchomości, który zależny jest nie od wartości mieszkania, ale od jego wielkości. Tym samym właściciel 60-metrowej rudery w kiepskiej lokalizacji płaci często więcej niż posiadacz 50-metrowego luksusowego apartamentu w najbardziej prestiżowej lokalizacji. Dokładny wymiar opłaty ustalają samorządy, ale w widełkach wskazanych przez ministra finansów obecnie maksymalna stawka dla nieruchomości mieszkalnych wynosi 1,19 zł za metr kwadratowy.

 

Kataster od trzeciego mieszkania

Przyczyną braku odwagi we wprowadzeniu podatku katastralnego jest jego zła opinia wśród polskiego społeczeństwa. I nie może to dziwić, ponieważ taki podatek nałożony na każde mieszkanie dotknąłby znacznie większej części społeczeństwa niż w innych państwach. W naszym kraju w rękach prywatnych znajduje się bowiem 87% mieszkań, a na przykład w Niemczech jedynie ok. 50%.

Jednak żadne poważne środowisko polityczne nie proponuje wprowadzenia podatku katastralnego od pierwszego mieszkania. Nikt nie chce zmuszać biednych samotnych emerytów do płacenia dodatkowych kilku tysięcy złotych rocznie. Ale dlaczego nie obciążyć osób lokujących swój kapitał w mieszkaniach, tym samym zmniejszając dostęp do nich dla przeciętnych polskich rodzin?

Adrian Zandberg, kandydat partii Razem, w swojej kampanii prezydenckiej proponował, by zwolnić z podatku katastralnego pierwsze dwa mieszkania własnościowe i opodatkowywać dopiero te od trzeciego wzwyż. Podobne rozwiązanie popiera głośno minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz z Polski 2050. Taki podatek dotknąłby jedynie ok. 1 procenta gospodarstw domowych.

Szef sztabu ówczesnego kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego Paweł Szefernaker odżegnywał się od podatku katastralnego „dla zwykłych Polaków”, ale popierał taki podatek dla „tych, którzy żyją” z posiadania wielu mieszkań. Warto zaznaczyć, że za optymalną liczbę mieszkań podlegających opodatkowaniu uznał cztery, a nie trzy, jak wcześniej wymienieni politycy.

Przeciwne na ten moment temu rozwiązaniu zdaje się być jednak Ministerstwo Finansów, bez poparcia którego oczywiście nie ma co liczyć na jego wprowadzenie za tego rządu.

 

Wątpliwości

Podatek katastralny nawet w takiej rozsądnej wersji wciąż budzi pewien opór. Część obywateli obawia się, że jego wprowadzenie umożliwi późniejsze obłożenie nim wszystkich nieruchomości. To typowy przykład tak zwanego argumentu równi pochyłej. Zgodnie z nim sprzeciwiamy się jakiemuś rozwiązaniu, chociaż uznajemy je za ogólnie dobre, dlatego że obawiamy się, że będzie jedynie krokiem do wprowadzenia innego rozwiązania, które oceniamy już bardzo negatywnie. W ten sposób jednak odbieramy sprawczość sobie samym w przyszłości (czemu możemy zaprotestować teraz przy korzystnym rozwiązaniu, a nie będziemy mogli zaprotestować później, gdy ktoś miałby je zastąpić niekorzystnym?) albo odbieramy prawo do podejmowania decyzji o sobie przez przyszłe pokolenia (które mogą mieć inne poglądy w świetle innych warunków i okoliczności). W skrócie – jest to argument po prostu fałszywy.

Inni twierdzą, że wprowadzenie takiego podatku zostanie przerzucone na najemców. Ich zdaniem właściciele wielu mieszkań podniosą po prostu czynsze i zwiększą już wysokie koszty wynajmu. Tego zdania nie podziela jednak większość ekonomistów. Ich zdaniem zwiększy się podaż mieszkań oferowanych na wynajem, ponieważ wzrośnie koszt trzymania pustego mieszkania. Pustostanów jest zaś w Polsce całkiem sporo, bo prawdopodobnie nawet 2 miliony.

Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, krytykując podatek katastralny, wskazuje m.in. na jego niesprawiedliwość wynikającą z tego, że opodatkowywałby on mieszkania, które są dobrem pierwszej potrzeby, a nie dotykałby innych luksusowych form własności takich jak jachty czy drogie obrazy. Jednak trzecie i kolejne mieszkania nie są już realizacją „pierwszej potrzeby” właścicieli, ale właśnie dobrem luksusowym przynoszącym zyski. Co więcej, z tego argumentu może co najwyżej wynikać, że warto poza podatkiem katastralnym rozważyć także inne formy podatków majątkowych. Polska w całej tej grupie znajduje się bowiem w ogonie państw rozwiniętych i nieproporcjonalnie bardziej w porównaniu z nimi obciąża podatkami osoby mniej zamożne. Wszak kluczową rolę w polskim systemie podatkowym odgrywają podatki od konsumpcji (VAT, akcyza) dotykające w większym stopniu wydających niemal wszystkie swoje dochody nisko i średnio zarabiających niż bogatych, którzy znaczną część swoich dochodów oszczędzają.

Ostatni argument, który pojawia się czasem w debacie publicznej, przeciwko podatkowi katastralnemu przypisuje mu potencjalne negatywne skutki związane z niszczeniem budynków, których właściciele nie będą remontować, aby uniknąć wzrostu ich wartości, a tym samym wysokości podatku. Jednak wówczas również nie będą w stanie utrzymać zainteresowania najemców, więc postępując w ten sposób, działaliby na swoją własną niekorzyść.

 

Główne zalety

Proponowany podatek katastralny miałby za to wiele pozytywnych skutków. Po pierwsze, rozkładałby obciążenia w zdecydowanie bardziej sprawiedliwy sposób niż obecny podatek od nieruchomości.

Po drugie, ograniczyłby spekulację na rynku mieszkaniowym. Podniesienie kosztów posiadania wielu mieszkań skłoniłoby do ich zbycia. W ten sposób zwiększyłaby się podaż mieszkań, co czyniłoby je tańszymi i bardziej dostępnymi.

Po trzecie, taki podatek przynosiłby stabilne dochody dla budżetu samorządów – szacuje się, że mógłby przynieść ok. 2 mld zł rocznie. Te pieniądze można by przeznaczyć na budownictwo komunalne i jeszcze zwiększyć dostępność mieszkań.

Wreszcie po czwarte, stworzenie baz danych wykorzystywanych w katastrze zwiększyłoby bezpieczeństwo obrotu nieruchomościami oraz stabilność i przewidywalność całego rynku nieruchomości.

 

Usunąć diabła ze szczegółów

Te pozytywne rezultaty można osiągnąć, nie wywołując szkodliwych skutków ubocznych, jeśli odpowiednio doprecyzuje się także inne szczegóły podatku niż tylko to, od której nieruchomości ma obowiązywać.

Trzeba precyzyjnie określić, jak to wyliczać – konieczne jest sumowanie udziałów w nieruchomościach. Jeśli ktoś posiada po 70% udziałów w czterech nieruchomościach, to de facto wciąż nie posiada pełnych trzech. Warto rozważyć, czy podatek nie powinien zatem obowiązywać np. od każdej nadwyżki ponad dwa pełne mieszkania.

Głównym problemem technicznym byłaby sama wycena nieruchomości. Miasta czy gminy, co prawda, posiadają dane dotyczące transakcji nieruchomości na swoim terenie, ale to za mało. Wycena wszystkich nieruchomości może być kosztowna. Gminom powinien pomóc w tym zakresie rząd. Istnieją również inne sposoby rozwiązania tego problemu. W Irlandii wartość określana jest samodzielnie przez właścicieli, a rolę straszaka przed oszustwem pełnią wysokie kary za sprzedaż nieruchomości powyżej 110% deklarowanej wartości katastralnej. Innym tego typu bodźcem do uczciwej wyceny mógłby być przepis o obowiązku sprzedaży na rzecz Skarbu Państwa w wypadku wyraźnie zaniżonych wartości.

Bardzo ważne jest, by z podatku nie były zwolnione duże fundusze inwestycyjne, czyli tzw. REIT-y. Taki błąd popełniono m.in. w Stanach Zjednoczonych i Niemczech, w których fundusze te zdominowały rynek nieruchomości. Ta dominacja doprowadziła do wypierania prywatnych nabywców z rynku, wzrostu cen nieruchomości i spadku dostępności mieszkań.

Nie ma sensu rozwadniać zasady „trzeciego mieszkania” poprzez uzależnienie wysokości podatku od liczby dzieci w rodzinie (co proponowała w pewnym momencie m.in. Pełczyńska-Nałęcz). Można przecież od razu przepisać na dzieci kupione dla nich mieszkania. Zanim dzieci staną się pełnoletnie, rodzice mogą wynajmować te mieszkania i nie muszą być obciążeni podatkiem katastralnym.

Wreszcie, aby zwiększyć efekt antyspekulacyjny proponowanego podatku, warto rozważyć progresję w stawce opodatkowania, i to w podwójnym sensie. Z jednej strony, każde następne mieszkanie może być opodatkowane wyższą stawką. Stawka przy pierwszym i drugim mieszkaniu wynosiłaby 0%, ale przy trzecim mogłaby wynosić 1%, przy czwartym – 2%, przy piątym – 3% itd. Z drugiej, można by również różnicować stawki zależnie od wartości samego mieszkania, i tak trzecie mieszkanie warte mniej niż 300 tys. zł mogłoby być obłożone stawką 0,5%, to o wartości między 300 tys. a 1 mln zł 0,75%, a powyżej 1 mln zł – 1%. Połączenie obu progresji prawdopodobnie przyniosłoby efekt najbardziej sprawiedliwy z jednej strony i najbardziej efektywny (z punktu widzenia ograniczenia spekulacji i zwiększenia dostępności mieszkań) z drugiej.

Interes osobisty, środowiskowy czy społeczny?

Większość Polaków negatywnie ocenia podatek katastralny, ale tylko w odniesieniu do każdego mieszkania. Na wprowadzeniu podatku w wyżej opisanym kształcie zyskaliby praktycznie wszyscy poza 1% Polaków, którzy posiadają co najmniej 3 mieszkania.

Czy nadszedł moment, w którym politycy odważą się wreszcie rozwiązać jeden z najważniejszych problemów społecznych dzisiejszej Polski? Czy przeważą jednak bliskie relacje obozu rządzącego z deweloperami i osobiste interesy niemal co piątego posła, który zarabia na najmie nieruchomości? Stosunek do podatku katastralnego od trzeciego mieszkania może nam służyć za jeden z papierków lakmusowych wskazujących to, jakie interesy ktoś reprezentuje: własne, swojego środowiska i zaplecza czy całego społeczeństwa.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe