Zdrowie w nazwie, ideologia w treści

Co musisz wiedzieć:
- Proponowany przez MEN przedmiot edukacji zdrowotnej zawiera treści dotyczące edukacji seksualnej według modelu liberalnego
- Nowy przedmiot wzbudza wiele wątpliwości i opór wśród środowisk konserwatywnych. Kościół katolicki wzywa do wypisywania dzieci z tych zajęć
- Obszar edukacji seksualnej dotyczy m.in., zagadnień LGBTQ+, antykoncepcji i kontrowersyjne modele rodziny.
Kształt edukacji seksualnej w polskiej szkole od stu lat pozostaje polem bitwy między obozem konserwatywnym a postępowym. Już w dwudziestoleciu międzywojennym endecja krytykowała postępowe pomysły oświatowe Tadeusza Boya-Żeleńskiego i Ireny Krzywickiej. Argumenty od tego czasu właściwie się nie zmieniły: z jednej strony – zarzut o seksualizacji dzieci i zagrożenie dla tradycyjnego modelu rodziny, z drugiej – apel o konieczność szerzenia wiedzy i zapobiegania zagrożeniom, jakie czyhają na młodzież rozpoczynającą życie płciowe. Innego typu podchody obserwowaliśmy w PRL-u. Władze, choć mówiły o nowoczesnej rodzinie socjalistycznej i tak spychały kwestie seksualności, antykoncepcji czy aborcji w głęboki cień. Kościół katolicki przeciwstawiał się państwowej wizji życia rodzinnego na rzecz tej sakralmentalnej, a przeciętny uczeń dowiadywał się o „tych sprawach” głównie z podsłuchanych rozmów starszych koleżanek i kolegów.
Po 1989 roku temat wrócił ze zdwojoną siłą. Liberalna i kulturowa lewica zaczęła głośno upominać się o swoje postulaty, a kolejne rządy – wpychane w róg przez własnych ideowych „ultrasów”, a jednocześnie bojące się reakcji rodziców – podchodziły do edukacji seksualnej jak do jeża. Efektem były rozmaite zgniłe kompromisy w rodzaju „wiedzy o życiu seksualnym człowieka” – przedmiotu mającego zadowolić progresistów, ale rozłożonego na… 24 godziny w całym cyklu edukacji, tak by nie wystraszyć zachowawczych rodziców. Uśpić konserwatystów jednak się nie dało. W 1999 roku poprzedni koncept zastąpiło „wychowanie do życia w rodzinie”, które wpisało seksualność w szerszy, tradycyjny kontekst. Wojna jednak nie ustała. Dziś w roli atakującego występuje Barbara Nowacka i to ona wyprowadza kolejny cios, forsując przedmiot pt. „edukacja zdrowotna”.
Cwaniactwa pani Basi
- Według niemieckiego dziennika "Polsce nie przysługują żadne reparacje"
- Zaprotestują dokerzy zrzeszeni w NSZZ „Solidarność”
- Żurek zastrzegł dane o swoim majątku. Ujawniono nieruchomości na Pomorzu, w Bieszczadach i pod Krakowem
- Krzysztof Ruchniewicz przerwał milczenie
- Nie żyje legendarny aktor. Grał w „Tańczącym z wilkami”, „Zielonej mili”, „Szklanej Pułapce”
Plan stojący za wprowadzeniem liberalno-promiskuitywnej wizji seksualności, a także (co w Polsce jest nowością) arbitralności w określaniu własnej płci jest prosty i chytry zarazem. To realizacja starego aforyzmu: liść najlepiej ukryć w lesie, a trupa na pobojowisku. Zamiast działać z otwartą przyłbicą, jak niegdyś rządy SLD – PSL, obecna władza ukrywa kontrowersje w szerokim, „zdrowotnym” pakiecie. Teraz ktokolwiek spróbuje go skrytykować, natychmiast zostanie oskarżony o działanie na szkodę zdrowia i prawidłowego rozwoju dzieci. Owszem – w programie znajdziemy elementy słuszne, jak promocja aktywności fizycznej, wiedza na temat chorób zakaźnych czy zasady zdrowego odżywiania. Ale obok nich ukryto kwestie, o które tak naprawdę chodziło kulturowym rewolucjonistom.
Plan stojący za wprowadzeniem liberalno-promiskuitywnej wizji seksualności, a także arbitralności w określaniu własnej płci jest prosty i chytry zarazem.
Pierwsze zastrzeżenia budzi już punkt dotyczący modeli i funkcji rodziny. Wiadomo, jak szeroko „postępowe” środowiska rozumieją pojęcie rodziny, i trudno sobie wyobrazić, by nie uwzględniono tam paramałżeństw jednopłciowych. Kolejny przykład to inżynieria językowa: dzieci mają uczyć się, jak „z szacunkiem” formułować komunikaty o cudzych decyzjach dotyczących życia rodzinnego, partnerskiego czy rodzicielskiego, także o wyborze bezdzietności. Brzmi neutralnie, ale w praktyce taki trening prowadzi do zrównania wszystkich modeli życia – niezależnie od ich społecznej wartości. Tymczasem miękka afirmacja rodzicielstwa czy trwałych związków jest dla wspólnoty bardziej pożyteczna: zapewnia ciągłość biologiczną społeczeństwa i stabilniejsze warunki wychowania dzieci. Gaszenie prestiżu tych, którzy decydują się na poświęcenie, z jakim wiąże się rodzicielstwo – i to w momencie największego kryzysu demograficznego w historii Polski – to z punktu widzenia wspólnoty działanie samobójcze.
Jeszcze poważniejsza ingerencja dotyczy próby obejścia konstytucyjnie gwarantowanej wolności rodziców do wychowania dzieci w zgodzie z własnymi wartościami. Program przewiduje omawianie metod antykoncepcyjnych i kryteriów ich wyboru, a to de facto ich afirmacja (gdyby ktoś miał wątpliwości, niech wyobrazi sobie lekcję o właściwym doborze chemikaliów do produkcji ładunków wybuchowych – prowadzoną rzekomo „neutralnie”, bez popierania ich użycia). Podobnie niepokojące jest pojęcie „etycznych uwarunkowań przerywania ciąży” użyte w jednym z punktów. Samo jego brzmienie sugeruje, że istnieją sytuacje, w których aborcja może być etyczna. Dodajmy do tego ideologiczne określenie „przerywanie ciąży”, które całkowicie pomija fakt, że chodzi o życie dziecka w prenatalnym okresie rozwoju.
W programie nie zabrakło oczywiście „wiedzy” na temat tzw. społeczności LGBTQ+. To określenie od początku miało charakter polityczny i wywrotowy; choćby „queer” nie powstało jako neutralny opis, lecz jako broń w wojnie o destabilizację kategorii płci. Trudno wyobrazić sobie, by w szkolnych klasach nie doszło do normalizowania zjawisk, które jeszcze niedawno powszechnie uznawano za dewiacyjne, a które zostały przemianowane nie wskutek nowych odkryć naukowych, a głównie przez lobbing polityczny i presję zorganizowanych środowisk.
Chodzi o wychowanie nowego pokolenia w duchu wizji, która na świecie zdążyła już wyrządzić niemało szkód.
Na koniec – punkt niby niewinny, a jednak ideologiczny do szpiku: stereotypy płciowe i sposoby im „przeciwdziałania”. Zapis ten zakłada, że stereotyp zawsze jest czymś złym. Owszem, część dawnych ról mogła się zdezaktualizować, ale wiele z nich pozostaje prawdziwych i praktycznych. Brak rozróżnienia wrzuca wszystko do jednego worka, a sama idea przeciwdziałania brzmi, jakby została wyjęta z korporacyjnego „treningu inkluzywności”. W tle pobrzmiewa dogmatyczny egalitaryzm, który neguje oczywistość: mężczyźni i kobiety mają różne przewagi w różnych sferach, a pożytek płynie z ich właściwego wykorzystania, a nie zaprzeczania im w imię ideologicznej obsesji równości.
Opór
Wszystkie elementy nowego programu – jedne szeroko otwierające furtkę dla liberalno-lewicowej ideologii, inne wręcz wprost ją zakładające – nie pozostawiają złudzeń: chodzi o wychowanie nowego pokolenia w duchu wizji, która na świecie zdążyła już wyrządzić niemało szkód. Wystarczy spojrzeć na nagły wzrost liczby młodych osób identyfikujących się jako „LGBTQ+”. W niektórych krajach przekracza on 20 procent i trudno uwierzyć, że to tylko efekt większej „otwartości”. Przecież jeszcze niedawno nawet najbardziej optymistyczne, choć naciągane szacunki aktywistów i tzw. badań społecznie zaangażowanych zakładały odsetki znacznie niższe. To rezultat konsekwentnej normalizacji: od popkultury, poprzez politykę, aż po edukację. Coraz więcej państw wycofuje się też dziś z agendy „transpłciowej”, boleśnie ucząc się na własnych błędach. Polska zamiast obserwować i wyciągać wnioski zdaje się pędzić wprost w tę samą pułapkę. Jeśli dodać do tego relatywizowanie norm kulturowych sprzyjających rodzicielstwu oraz promocję systemu wartości, w którym decyzja jednostki waży więcej niż życie dziecka... trudno się dziwić, że rośnie opór społeczny wobec planu minister Nowackiej.
„Edukacja zdrowotna” Barbary Nowackiej próbuje sprytnie obejść konstytucyjnie gwarantowaną wolność rodziców do wychowania dzieci w zgodzie z własnymi wartościami.
Organizacje obywatelskie już prowadzą akcje uświadamiające rodziców, pokazując, jakie ryzyko kryje się za zwodniczym słowem „zdrowie” w tytule nowego przedmiotu. Sprzeciw wobec szantażu emocjonalnego ze strony ministerstwa nabiera rozpędu również na poziomie samorządowym. Przykładem może być rezolucja Rady Gminy Zabierzów, która potępiła zastąpienie „wychowania do życia w rodzinie” przez „edukację zdrowotną” jako decyzję „sprzeczną z żywotnym interesem lokalnej społeczności i całego Narodu Polskiego”. Trudno odmówić radnym racji. Każdy rodzic może okazać podobny sprzeciw i zabezpieczyć przed wyliczonymi zagrożeniami własne dziecko, składając proste oświadczenie, którego wzór znajduje się pod tym artykułem.