Rząd Tuska chce kontrolować internet

Co musisz wiedzieć:
- Cyfrowy zamordyzm ma swoje źródło w oświeceniowych utopiach, jak choćby - dziełach Louisa-Sébastiena Merciera.
- Historia pokazuje, że odgórne wprowadzanie przymusu emancypacji kończy się tragicznie.
- Polski Rząd próbuje wprowadzić system kar, zakazów i inwigilacji wykorzystując jako pretekst walkę z dezinformacją.
- Uznanie dezinformacji za wystarczający powód cenzury, pozwala właściwie zakazać wszystkiego.
Londyn mekką lewicowego szaleństwa
Mekką lewicowego i liberalnego szaleństwa jest dziś Wielka Brytania. Można tam pójść do więzienia lub zapłacić wysoki mandat za wywieszenie flagi narodowej czy napisanie w internecie, że imigranci powinni pracować. Władza – niczym Wielki Brat z „1984” George’a Orwella – śledzi każde słowo napisane na forach czy w mediach społecznościowych. Pragnie kontrolować nie tylko czyny, ale również emocje, intencje i myśli obywateli. Usiłuje tak ich zaprogramować, by nie przyszło im do głowy, aby mieć inne zdanie, niż wskazuje rząd wszechmogący.
Oczy całej światowej lewicy patrzą dziś na Londyn tęsknym wzrokiem i marzą, by dostać do ręki podobne narzędzia. Zamordyzm próbują ubierać w szaty walki z zagrożeniem demokracji, cenzurę zaś w pióra wolności od nienawiści oraz zapobiegania dezinformacji. To wszystko ma się dziać w imię dobra jednostki oraz jej lepszego jutra. Tyle tylko, że tak rozumiane przez lewicę szczęście i postęp są do szpiku zdeprawowane – polegają na podważeniu całego dorobku judeochrześcijańskiej i antycznej kultury. Mają odebrać jednostkom wolność oraz podmiotowość, a cały ciężar władzy przekazać w ręce garstki „oświeconych mędrców”, którzy wiedzą i rozumieją lepiej. Aby to osiągnąć, potrzebna jest powszechna inwigilacja połączona z systemem zakazów i kar.
Człowiek doskonały
Nie wiem, czy wicepremier Krzysztof Gawkowski, który niedawno chwalił się przyjęciem przez rząd projektu ustawy o świadczeniu usług elektronicznych, zna pojęcie transhumanizmu – osobiście bym go o to nie podejrzewał – ale z pewnością jest, obok większości ministrów tego rządu, gorącym zwolennikiem tej idei. W skrócie polega ona na tym, że dzięki rozwijającej się technologii i postępowi człowiek będzie w stanie tak zapanować nad materią – ale również ludzkim umysłem, pragnieniami, instynktami – że na zawsze będziemy mogli wyrugować ze swojego życia wszystko, co nadprzyrodzone. Bogiem ma stać się człowiek, który wyposażony w coraz doskonalszą technologię będzie w pełni racjonalny. W zasadzie stanie się nadczłowiekiem.
Pewnie wielu dostrzeże groteskę tego mniemania – wszak Bóg miał umrzeć już kilka razy. No i oczywiście będzie to stuprocentowa racja.
Od rewolucji francuskiej, Oświecenia, Immanuela Kanta, Georga Friedricha Hegla i Friedricha Nietzschego takie przekonanie o nadludzkiej sile człowieka pojawia się co jakiś czas. Zaskakujące jest, że lewica niepomna poprzednich pomyłek ciągle do tego powraca, mając nadzieję, że tym razem na pewno się uda.
Jakby nie dostrzegli, że poprzednie próby zakończyły się morzem krwi, upodleniem i wielkimi mogiłami bezimiennych ofiar.
Zapomniana utopia
Pierwszą taką utopię zaprezentował na przełomie wieków XVIII i XIX mało dziś znany Louis-Sébastien Mercier. Opisując stolicę Francji z 2444 roku, miał nadzieję, że wszystkie instytucje religijne przestaną istnieć, a każdy piszący wyraża swoją naturę. Mercier oczywiście nie był w stanie przewidzieć tak ogromnego postępu techniki, szczególnie rewolucji cyfrowej, nie mógł więc wyobrazić sobie mediów społecznościowych, w których miliardy ludzi każdego dnia zamieszczają swoje przemyślenia i emocje. Francuski myśliciel miał nadzieję, że specjalny urząd będzie sprawdzał, czy treści pisane przez paryżan odpowiadają wymogom wyzwolenia i emancypacji od starego świata oraz jego wartości. Jeśli ktoś ciągle tkwiłby w zacofaniu, musiałby ponieść karę.
Projekt Gawkowskiego
Krzysztof Gawkowski pewnie nie zna nazwiska Mercier, ale najwyraźniej pragnie jego wizję wprowadzić w życie. Według firmowanego przez wicepremiera z Nowej Lewicy projektu ustawy to urzędnicy podlegli rządowi mają decydować, które treści są właściwe, a które nie. To oni mają nakazywać usunięcie wpisów pod groźbą kary lub nawet zamknięcia witryny. Bez sądu, rozprawy i podawania realnych powodów. Cyfrowy zamordyzm w czystej postaci.
Ma się to wszystko odbywać pod płaszczykiem walki z dezinformacją i pedofilią. To bardzo sprytne zagranie. Wrzucenie do jednego worka dwóch kompletnie różnych kategorii naruszania zasad społecznych jest oczywistą manipulacją. Państwo – policja, prokuratura, służby specjalne – mają dziś wystarczające środki i uprawnienia, by zamykać strony z dziecięcą pornografią oraz fora internetowe służące do zwabiania dzieci. To zresztą dzieje się stale, a winni co jakiś czas trafiają za kratki.
"Dezinformacja"
Zupełnie czym innym jest dezinformacja. Bandyckie państwa – na przykład takie jak Rosja – wyspecjalizowały się w wykorzystywaniu tego narzędzia do destabilizowania sytuacji w państwach Zachodu. Nie jest to jednak wyłącznie domeną rosyjskich trolli. Ostatnio dezinformacji dopuściła się Polska Agencja Prasowa, która błędnie przetłumaczyła słowa prezydenta USA Donalda Trumpa. W ślad za PAP dezinformację rozprzestrzeniał rzecznik rządu Adam Szłapka, interpretując niewypowiedziane opinie i wyciągając z nich daleko idące, całkowicie błędne wnioski. Dezinformację stale szerzy minister sprawiedliwości, który – co zauważają konstytucjonaliści – nieprawidłowo tłumaczy podstawę własnych działań.
Czy urząd podległy rządowi zamknąłby stronę PAP i ukarał Adama Szłapkę oraz Waldemara Żurka? Trudno tego oczekiwać. Czy jednak błąd popełniony przez medium nieprzychylne władzy nie zostałby wykorzystany do uciszenia go? Tego można być w zasadzie pewnym.
Zwłaszcza gdy rządzi lewica, która przypisuje sobie misję ulepszenia świata, a nieprzyjazne jej media traktuje jako przeszkodę na drodze do celu.
Nowy wspaniały świat
W tym zresztą tkwi główne niebezpieczeństwo socjalistycznych i liberalnych dążeń. Przedstawiciele tych formacji dążą do zmiany natury ludzkiej, która z założenia jest ułomna. Dla wierzących wynika to z grzechu pierworodnego, więc jedną drogą radzenia sobie ze słabościami jest dążenie do bliskości Boga, który jest absolutnym dobrem i doskonałością.
Lewica jednak Boga uznała za swojego wroga, nawet jeśli w niego nie wierzy. Próbuje więc cechy nadprzyrodzone nadać rządowi. To on ma posiadać pełnię władzy nad człowiekiem, a więc wyznaczać mu ramy, w których może funkcjonować. Stara się uregulować każdą dziedzinę życia, by w ten sposób ograniczyć możliwość pomyłki i zachowania sprzecznego z oczekiwaniami rządu. Wraz z kolejnymi przekroczeniami ustalonych zasad władza stara się napisać nowe przepisy, wymyśla nowe kary i wyznacza kolejne ograniczenia. Oczywiście w imię wolności i szczęścia.
Psy Pawłowa
Lewica wierzy, że kluczem do okiełznania natury ludzkiej jest zapanowanie nad umysłem. Gdy władzy uda się wreszcie wejść do głów poddanych, będzie mogła zmienić ich sposób myślenia. Ale tu czeka na lewicę pasmo rozczarowań. Jak na razie nie jest w stanie przeprogramować naszych mózgów, stara się zatem wymusić pożądane postawy – akceptację istnienia pięćdziesięciu sześciu płci, religii klimatycznej, wyrzeczenie się własności itp. – za pomocą strachu i kar. Przemienić wolnych ludzi w cyfrowe psy Pawłowa, które poddane pełnej cyberkontroli ze strony władzy będą bezwolnie reagować na bodźce. Nagrodą będzie możliwość zatopienia się w cyfrowym świecie, karą odcięcie od niego lub nawet sama tego groźba.
Taki właśnie cel ma ustawa Gawkowskiego. Nie chodzi o nasze bezpieczeństwo, ale o kontrolowanie i wymuszanie postaw.
Początkowo nowe prawo ma dotyczyć właścicieli platform cyfrowych, ale przecież chodzi o usuwanie treści wytworzonych przez zwykłych obywateli. Raczej prędzej niż później władza zażyczy sobie wykazu osób najbardziej agresywnych i najmniej podatnych na lewicowy postęp.
Zagrożenie wolności
Jak zwykle przeszkodą w osiągnięciu celu przez Lewicę jest prawda – czy to oparta na nauce, czy też objawiona przez Boga. W jednym i drugim przypadku człowiek nie jest jej twórcą, a jedynie może stać się odkrywcą i dysponentem. Dla wierzących, że nadczłowiek może zastąpić Wszechmogącego czy zmienić prawo natury, to bariera nie do obejścia.
Dlatego ludzi, którzy nie poddają się sile postępu, ale trwają przy tradycji, lewica uznaje za gorszych. Właściwie podludzi, którzy nie dojrzeli do wymogów współczesnego świata. Jedynym dla nich ratunkiem jest poddanie ich zbiorowej terapii. Tu znów współczesne media, ale także szkoła z jej edukacją seksualną/zdrowotną, mogą odegrać kluczową rolę.
Pokusa władzy
Skoro rząd przyzna sobie prawo do określania, co jest prawdą, a co dezinformacją, to może zakazywać w zasadzie wszystkich treści, które uzna za szkodliwe.
Już nie tylko religijne, jak u Merciera, a na przykład dotyczące przeszłości – widzimy przecież wielkie kampanie mające na celu przedefiniowanie historii – czy biologii, fizyki i medycyny.
Władza rzadko potrafi pozbyć się posiadanych narzędzi sprawowania kontroli nad społeczeństwem. A już z pewnością nigdy nie robi tego lewica. Bez względu na to, czy jest czerwona, tęczowa, czy brunatna. Jej paternalistyczny stosunek do obywatela wynika z poczucia wyższości. Z przekonania, że rząd wie lepiej, czego chcą poddani. No i oczywiście z braku zaufania do zwykłego człowieka, który jakoś rzadko wykazuje zrozumienie dla idei rewolucji. Woli raczej wolność od zamordyzmu i cenzury.
[Sekcje "Co musisz wiedzieć, FAQ i śródtytuły od Redakcji]
Najczęściej zadawane pytania - FAQ
Na czym polega pomysł rządu dotyczący kontroli internetu? Według zapowiedzi przedstawicieli rządu, planowane są działania mające przeciwdziałać "dezinformacji" i "mowie nienawiści" w sieci. Projekt zakłada powstanie nowych instytucji lub procedur monitorujących treści publikowane online – szczególnie w mediach społecznościowych, za pośrednictwem procedur administracyjnych.
Czy rząd ma prawo wprowadzać regulacje dotyczące treści w internecie? Tak, ale zakres takich regulacji jest ograniczony konstytucyjnie i musi pozostawać w zgodzie z zasadami wolności słowa oraz prawem Unii Europejskiej. Działania państwa nie mogą prowadzić do cenzury prewencyjnej ani naruszać prawa obywateli do swobodnego wyrażania opinii.
Jakie argumenty przedstawia rząd za zwiększoną kontrolą sieci? Oficjalnie podkreślany jest cel walki z "dezinformacją", cyberprzestępczością oraz szerzeniem treści ekstremistycznych. Minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski wskazuje, że nowe przepisy mają chronić użytkowników przed manipulacją i przemocą słowną w sieci.
Jakie obawy wyrażają krytycy projektu? Przeciwnicy ostrzegają, że regulacje mogą otworzyć drogę do cenzury politycznej i ograniczania wolności wypowiedzi. Wskazują, że niejasne definicje „mowy nienawiści” lub „dezinformacji” mogą być wykorzystywane do blokowania niepożądanych treści decyzją urzędników.
Czy podobne rozwiązania istnieją w innych krajach Unii Europejskiej? Tak. Niektóre państwa, jak Niemcy czy Francja, wprowadziły przepisy zobowiązujące platformy społecznościowe do szybszego reagowania na nielegalne treści. Jednak większość krajów unika centralnej kontroli państwowej i preferuje samoregulację branży.
Jakie mogą być skutki dla zwykłych użytkowników internetu? W zależności od ostatecznego kształtu ustawy, możliwe mogą być zmiany w sposobie moderowania treści na platformach społecznościowych, a także wzrost liczby blokad kont lub postów, czy konsekwencje karne.
Kiedy nowe przepisy mogą wejść w życie? Na moment publikacji artykułu rząd zapowiada konsultacje społeczne i przygotowanie projektu ustawy. Konkretne daty wejścia w życie przepisów nie zostały jeszcze podane, tym bardziej, że taką ustawę prawdopodobnie zawetowałby Prezydent RP Karol Nawrocki. Nie jest jednak wykluczone, że rząd Donalda Tuska użyje metod pozaprawnych.