Zdelegalizować KPP, bo od zawsze była przeciw Polsce

Prezydent Karol Nawrocki chce delegalizacji Komunistycznej Partii Polski. Powód jest prosty. Dzisiejsza KPP wprost nawiązuje do swojej poprzedniczki z II RP o tej samej nazwie. Przedwojenni komuniści dążyli do likwidacji polskiego państwa, dokonywali aktów dywersji i terroru, i przynajmniej dwukrotnie próbowali zamordować marszałka Józefa Piłsudskiego.
Czerwona gwiazda. Sierp i młot
Czerwona gwiazda. Sierp i młot / morguefile.com

Co musisz wiedzieć?

 

Komunistyczna Partia Polski istniała od 1918 r. przez pierwsze lata niepodległej Rzeczpospolitej pod nazwą Komunistycznej Partii Robotniczej Polski.

Agenci Międzynarodówki Komunistycznej (Kominternu) działali na kilku odcinkach – najbardziej oczywistym było polskie pogranicze wschodnie, poddawane ciągłej infiltracji połączonej z atakami terrorystycznymi. Według wciąż niepełnych danych w okresie od kwietnia 1921 do końca 1924 r. bolszewickie bojówki przeprowadziły 260 takich ataków. Z tego właśnie powodu władze II RP powołały Korpus Ochrony Pogranicza, rozbity dopiero 17 września 1939 r. podczas „wkroczenia”, czyli agresji ZSRS.

 

Nasilenie agitacji

Prócz penetrowania i rozbijania polskich posterunków i instytucji przygranicznych komuniści przygotowywali akcje wewnątrz naszego kraju. Polegały one przede wszystkim na nasileniu strajków i demonstracji ulicznych, a z czasem na zwiększeniu aktów terroru. Powód był prosty i oczywisty: wywołanie zamętu, a w konsekwencji rozpad II RP i zainstalowanie weń – na drodze rewolucji – ustroju komunistycznego. Zadanie to nie należało do zbyt trudnych – Polska dopiero podnosiła się z zaborów i wojny. Po drugie, w pierwszych latach niepodległości szalał kryzys gospodarczy i bez większego problemu można było podsycać i wykorzystywać niezadowolenie tzw. mas pracujących.

Hasło do nasilenia agitacji komunistycznej i działalności dywersyjnej dał Władimir Milutin, wysoki przedstawiciel Kominternu, który przybył do Warszawy wiosną 1923 r. Owe wrogie Polsce zamiary miał realizować pierwszy kierownik sowieckiej rezydentury wywiadowczej w Polsce, którym został Mieczysław Łoganowski. Ten polski komunista należał do zawiązanego w czasie wojny 1920 r. ośrodka sowieckiej agentury – Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski. Gdy Armia Czerwona dochodziła do Białegostoku, zagarnął on Pałac Branickich, przemianowany na Pałac Pracy i umieścił tam Białostocki Komitet Wojskowo-Rewolucyjny, zwany przez komunistów rządem białostockim, który w imieniu chłopów i robotników miał przejąć władzę na „wyzwalanych” terenach.

 

Piłsudskiego uratował Dzierżyński

Łoganowski był człowiekiem Dzierżyńskiego – podobnie jak on okrutnik, cieszył się bezgranicznym zaufaniem twórcy Czeki. Zanim zainstalował się w Warszawie, bo tu mieściło się centrum dowodzenia sowieckiej siatki agenturalnej, pracował jako rezydent czerwonego wywiadu w Wiedniu.

Prawą ręką Łoganowskiego został z kolei inny polski komunista – Kazimierz Kobecki. Miał opinię świetnego organizatora, który posiadał w stolicy Polski dziesiątki informatorów w wielu środowiskach. Siatkę szpiegowską pomagał budować Łoganowskiemu Stefan Uzdański-Jeleński, oficjalnie oficer Sztabu Generalnego Armii Czerwonej, a w praktyce wywiadu.

Plan likwidacji Józefa Piłsudskiego

Jednym z głównych zadań komunistycznej agentury było zlikwidowanie Józefa Piłsudskiego. Przeprowadzenie zamachu było dość proste – wiedzieli o tym sowieccy agenci. Marszałek mieszkał w willi w Sulejówku i nie był dobrze chroniony. Akcję podjęli ludzie Łoganowskiego przy pomocy warszawskich komunistów, w tym Ignacego Sosnowskiego (oficer polskiej „Dwójki”, po aresztowaniu został agentem sowieckiego wywiadu). Milusin miał być zaatakowany w nocy.

Rzecz jasna Rosja nie zamierzała przyznać się do morderstwa – komunistyczna bojówka miała być ucharakteryzowana na studentów nacjonalistów. Jakie cele, prócz najważniejszego – pozbycia się przywódcy polskiego państwa – chcieli osiągnąć Sowieci? Otóż słusznie spodziewali się wybuchu zamieszek, a nawet wojny domowej. Inspirowana przez agenturę lewica niechybnie wystąpiłaby przeciw endecji, co nakręciłoby spiralę przemocy. Do akcji odwetowej przystąpiliby zwolennicy zgładzonego Marszałka. Przypomnijmy, że niedawno zabity został pierwszy prezydent II RP – Gabriel Narutowicz i sytuacja społeczno-polityczna była mocno kryzysowa. Korzystając z tych nastrojów, komuniści zamierzali wzniecić upragnioną rewolucję.
Plan Łoganowskiego gorąco popierał jeden ze zdrajców z Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski – Józef Unszlicht. Nie został jednak zrealizowany, gdyż zdecydowanie sprzeciwiła się mu... centrala w Moskwie w osobie Feliksa Dzierżyńskiego, przełożonego Łoganowskiego. Krwawy Feluś uznał, że w walce z pańską Polską wystarczy agitacja i dywersja.

 

W rocznicę Konstytucji 3 maja

Mieczysław Łoganowski jednak nie poddawał się i wkrótce wpadł na następny pomysł. Przygotował potężny ładunek wybuchowy, aby odpalić go w centrum Warszawy. Termin ustalono na 3 maja 1923 r. – kolejną rocznicę uchwalenia pierwszej nowoczesnej konstytucji nowożytnej Europy. W obchodach polskiego święta narodowego nie mogło zabraknąć najważniejszej osoby... Józefa Piłsudskiego. Eksplozja bomby była przewidziana w momencie, gdy marszałek Polski, razem z zaproszonym gościem – marszałkiem Francji Ferdinandem Fochem, odsłaniał pomnik ks. Józefa Poniatowskiego na placu przed Pałacem Saskim. Wybuch miał zabić również dowódców Wojska Polskiego – naszą generalicję, oraz najwyższych dostojników państwowych. Ofiarami padliby ponadto zagraniczni notable i warszawiacy (święto 3 Maja przyciągało po odzyskaniu niepodległości tłumy ludzi).

Wstrzymana akcja

Tym razem Moskwa zaakceptowała plan. Zaakceptowała, by za pięć dwunasta go odwołać. W ostatniej chwili terrorystyczny zamach został zastopowany przez wysokiego rangą urzędnika sowieckiego, który ponoć przestraszył się konsekwencji. Nie ulega jednak wątpliwości, że akcję musiał wstrzymać ktoś na Kremlu – Dzierżyński, a może nawet Stalin.

 

Ataki terrorystyczne

W efekcie Łoganowski został zmuszony do przygotowywania drobniejszych akcji, co nie znaczy, że mniej szkodliwych dla państwa polskiego. Teraz nie chodziło już o wyeliminowanie konkretnych osób, czyli głównie Józefa Piłsudskiego, ale ataki na strategiczne cele publiczne – siedziby urzędów państwowych, administracji centralnej, partii politycznych, wojskowych komend uzupełnień, obiekty kolejowe, redakcje gazet. Bomby miały wybuchać też m.in. w odwiedzanych przez śmietankę II RP restauracjach.

Akcje przeprowadzały oczywiście komunistyczne bojówki. W pierwszej połowie 1923 r. zaatakowały one np. lokal Bratniej Pomocy na Uniwersytecie Warszawskim, redakcje stołecznych dzienników: „Rzeczpospolitej” i „Gazety Warszawskiej”, oraz siedziby wojskowych komend uzupełnień w Białymstoku i Częstochowie. Zamachami kierowali dwaj oficerowie WP, którzy przeszli na stronę komunistów – porucznicy Walery Bagiński i Antoni Wieczorkiewicz.

 

Wydaleni z kraju

Do kolejnej wielkiej akcji doszło kilka miesięcy później – 13 października 1923 r. O godz. 9.00 potężny wybuch wstrząsnął Cytadelą Warszawską. Zniszczeniu uległy wszystkie obiekty w tym byłym carskim kompleksie (razem z najbardziej ponurym X Pawilonem), a także wiele budynków obok. Podmuch był tak silny, że naruszył nawet obie wieże kościoła św. Floriana na przeciwległej Pradze. Zginęło 29 osób, a 90 zostało ciężko rannych. Rząd, którym kierował wówczas Wincenty Witos, nie miał wątpliwości, że za zamachem stoją komuniści. Aresztowania objęły kilkaset osób (w samej tylko Warszawie ponad 200), m.in. znanych nam już Bagińskiego i Wieczorkiewicza (to oni podłożyli bombę w piwnicy Cytadeli, w której był skład amunicji – stąd ogromna siła eksplozji), a także głównych pomocników Łoganowskiego: Kazimierza Kobeckiego i Stefana Uzdańskiego-Jeleńskiego (Łoganowski został wcześniej odwołany do Moskwy). Polacy uznali ich za persona non grata i wydalili z kraju.

 

Zdrajcy

Siatka sowieckich szpiegów została rozbita, ale po odtworzeniu działała aż do rozpoczęcia wojny. Jej trzonem byli nadal oficerowie WP, np. mjr Piotr Demkowski, pracownik Oddziału IV Sztabu Głównego. Przynajmniej dwóch z nich – ppłk Ludwik Lepiarz (służył jeszcze w I Brygadzie Legionów, czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych oraz Krzyżem Virtuti Militari) i rtm. Władysław Borakowski (oficer wywiadu w Samodzielnym Referacie „Rosja Sowiecka”) – zostało zwerbowanych „na alkoholizm” (sowieccy szpiedzy tak chętnie i często pożyczali im ogromne sumy na używki, że w końcu rzeczeni oficerowie uzależnili się od tych pożyczek i przystali na współpracę). Obaj alkoholicy zostali następnie przez polskie służby aresztowani i straceni. Wspomnijmy jeszcze, że cennym agentem sowieckiego wywiadu był Michał Żymierski (właściwie Łyżwiński) – wydalony z polskiej armii degenerat i łapówkarz, późniejszy „ludowy” generał, a nawet marszałek, a także przewerbowani przez komunistów polscy wywiadowcy – Alfred Jaroszewicz i Włodzimierz Lechowicz, skazani po latach w stalinowskiej Polsce.
 


 

POLECANE
Blokada Trumpa wystawiona na próbę. Gigantyczny chiński supertankowiec zmierza do Wenezueli pilne
Blokada Trumpa wystawiona na próbę. Gigantyczny chiński supertankowiec zmierza do Wenezueli

Tankowiec Thousand Sunny, od lat obsługujący transport ropy z Wenezueli do Chin, kieruje się w stronę objętego amerykańską blokadą kraju. Jednostka nie zmieniła kursu mimo zapowiedzi „całkowitej i kompletnej” blokady ogłoszonej przez Waszyngton, liczy 330 metrów długości i 60 wysokości.

Zwrot ws. nominacji. Prezydent podpisze awanse w kontrwywiadzie pilne
Zwrot ws. nominacji. Prezydent podpisze awanse w kontrwywiadzie

Po tygodniach napięć między Pałacem Prezydenckim a rządem zapadła decyzja o zakończeniu konfliktu wokół nominacji oficerskich. Prezydent ma podpisać awanse po zaplanowanym spotkaniu z szefami służb.

Tysiące odbiorców bez prądu. Energa wydała komunikat z ostatniej chwili
Tysiące odbiorców bez prądu. Energa wydała komunikat

Trudne warunki atmosferyczne doprowadziły do awarii sieci elektrycznej w województwie warmińsko-mazurskim, prądu pozbawionych zostało 5,5 tys. odbiorców – poinformowała w środę spółka Energa-Operator. Firma zaznaczyła, że jej służby pracują nad możliwie szybkim przywróceniem zasilania.

Prokuratura przedstawiła akt oskarżenia ministrowi rolnictwa rządu PiS z ostatniej chwili
Prokuratura przedstawiła akt oskarżenia ministrowi rolnictwa rządu PiS

Sprawa dotycząca decyzji KOWR z lat 2018–2019 trafiła do sądu. Jan Krzysztof Ardanowski konsekwentnie podkreśla, że działał w interesie publicznym i nie wyrządził żadnych szkód Skarbowi Państwa.

Paraliż na S7. Policja wyznaczyła objazd z ostatniej chwili
Paraliż na S7. Policja wyznaczyła objazd

Paraliż na S7 w powiecie mławskim. Policja wyznaczyła objazd dla aut do 3,5 t jadących od Olsztyna na Warszawę.

Śnieżyca sparaliżowała lotnisko w Modlinie. Nikt nie przekazywał żadnych informacji z ostatniej chwili
Śnieżyca sparaliżowała lotnisko w Modlinie. "Nikt nie przekazywał żadnych informacji"

Setki pasażerów czekały w terminalu bez informacji, a część rejsów została całkowicie odwołana. Gwałtowna śnieżyca doprowadziła do wielogodzinnego paraliżu jednego z kluczowych lotnisk w regionie.

Trzeci największy bank w Polsce znika. Co z kontami klientów? Wiadomości
Trzeci największy bank w Polsce znika. Co z kontami klientów?

Jedna z największych instytucji finansowych w Polsce przygotowuje się do rebrandingu. Zmiana ma nastąpić w 2026 roku, a klienci nie muszą obawiać się rewolucji w codziennym bankowaniu.

Paraliż na S7. Stoją w korku już ponad 14 godzin z ostatniej chwili
Paraliż na S7. "Stoją w korku już ponad 14 godzin"

Nie ustępują utrudnienia na trasie S7, a kierowcy informują o wielogodzinnych korkach w rejonie Mławy. "Niektórzy kierowcy stoją w korku już ponad 14 godzin!" – informuje serwis miejskireporter.pl.

Pilny apel szefa MSWiA: Polacy powinni unikać podróży w najbliższych godzinach z ostatniej chwili
Pilny apel szefa MSWiA: Polacy powinni unikać podróży w najbliższych godzinach

Intensywne opady śniegu i silny wiatr mogą w nocy sparaliżować drogi w wielu regionach kraju. Szef MSWiA Marcin Kierwiński apeluje o rozwagę i ograniczenie podróży do absolutnego minimum.

Policja zatrzymała Nigeryjczyka podejrzanego o milionowe oszustwa i pranie pieniędzy gorące
Policja zatrzymała Nigeryjczyka podejrzanego o milionowe oszustwa i pranie pieniędzy

Śledczy mówią o wieloletnim procederze, dziesiątkach fałszywych tożsamości i niemal milionie złotych strat. Zatrzymany Nigeryjczyk usłyszał 12 zarzutów i trafił do tymczasowego aresztu.

REKLAMA

Zdelegalizować KPP, bo od zawsze była przeciw Polsce

Prezydent Karol Nawrocki chce delegalizacji Komunistycznej Partii Polski. Powód jest prosty. Dzisiejsza KPP wprost nawiązuje do swojej poprzedniczki z II RP o tej samej nazwie. Przedwojenni komuniści dążyli do likwidacji polskiego państwa, dokonywali aktów dywersji i terroru, i przynajmniej dwukrotnie próbowali zamordować marszałka Józefa Piłsudskiego.
Czerwona gwiazda. Sierp i młot
Czerwona gwiazda. Sierp i młot / morguefile.com

Co musisz wiedzieć?

 

Komunistyczna Partia Polski istniała od 1918 r. przez pierwsze lata niepodległej Rzeczpospolitej pod nazwą Komunistycznej Partii Robotniczej Polski.

Agenci Międzynarodówki Komunistycznej (Kominternu) działali na kilku odcinkach – najbardziej oczywistym było polskie pogranicze wschodnie, poddawane ciągłej infiltracji połączonej z atakami terrorystycznymi. Według wciąż niepełnych danych w okresie od kwietnia 1921 do końca 1924 r. bolszewickie bojówki przeprowadziły 260 takich ataków. Z tego właśnie powodu władze II RP powołały Korpus Ochrony Pogranicza, rozbity dopiero 17 września 1939 r. podczas „wkroczenia”, czyli agresji ZSRS.

 

Nasilenie agitacji

Prócz penetrowania i rozbijania polskich posterunków i instytucji przygranicznych komuniści przygotowywali akcje wewnątrz naszego kraju. Polegały one przede wszystkim na nasileniu strajków i demonstracji ulicznych, a z czasem na zwiększeniu aktów terroru. Powód był prosty i oczywisty: wywołanie zamętu, a w konsekwencji rozpad II RP i zainstalowanie weń – na drodze rewolucji – ustroju komunistycznego. Zadanie to nie należało do zbyt trudnych – Polska dopiero podnosiła się z zaborów i wojny. Po drugie, w pierwszych latach niepodległości szalał kryzys gospodarczy i bez większego problemu można było podsycać i wykorzystywać niezadowolenie tzw. mas pracujących.

Hasło do nasilenia agitacji komunistycznej i działalności dywersyjnej dał Władimir Milutin, wysoki przedstawiciel Kominternu, który przybył do Warszawy wiosną 1923 r. Owe wrogie Polsce zamiary miał realizować pierwszy kierownik sowieckiej rezydentury wywiadowczej w Polsce, którym został Mieczysław Łoganowski. Ten polski komunista należał do zawiązanego w czasie wojny 1920 r. ośrodka sowieckiej agentury – Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski. Gdy Armia Czerwona dochodziła do Białegostoku, zagarnął on Pałac Branickich, przemianowany na Pałac Pracy i umieścił tam Białostocki Komitet Wojskowo-Rewolucyjny, zwany przez komunistów rządem białostockim, który w imieniu chłopów i robotników miał przejąć władzę na „wyzwalanych” terenach.

 

Piłsudskiego uratował Dzierżyński

Łoganowski był człowiekiem Dzierżyńskiego – podobnie jak on okrutnik, cieszył się bezgranicznym zaufaniem twórcy Czeki. Zanim zainstalował się w Warszawie, bo tu mieściło się centrum dowodzenia sowieckiej siatki agenturalnej, pracował jako rezydent czerwonego wywiadu w Wiedniu.

Prawą ręką Łoganowskiego został z kolei inny polski komunista – Kazimierz Kobecki. Miał opinię świetnego organizatora, który posiadał w stolicy Polski dziesiątki informatorów w wielu środowiskach. Siatkę szpiegowską pomagał budować Łoganowskiemu Stefan Uzdański-Jeleński, oficjalnie oficer Sztabu Generalnego Armii Czerwonej, a w praktyce wywiadu.

Plan likwidacji Józefa Piłsudskiego

Jednym z głównych zadań komunistycznej agentury było zlikwidowanie Józefa Piłsudskiego. Przeprowadzenie zamachu było dość proste – wiedzieli o tym sowieccy agenci. Marszałek mieszkał w willi w Sulejówku i nie był dobrze chroniony. Akcję podjęli ludzie Łoganowskiego przy pomocy warszawskich komunistów, w tym Ignacego Sosnowskiego (oficer polskiej „Dwójki”, po aresztowaniu został agentem sowieckiego wywiadu). Milusin miał być zaatakowany w nocy.

Rzecz jasna Rosja nie zamierzała przyznać się do morderstwa – komunistyczna bojówka miała być ucharakteryzowana na studentów nacjonalistów. Jakie cele, prócz najważniejszego – pozbycia się przywódcy polskiego państwa – chcieli osiągnąć Sowieci? Otóż słusznie spodziewali się wybuchu zamieszek, a nawet wojny domowej. Inspirowana przez agenturę lewica niechybnie wystąpiłaby przeciw endecji, co nakręciłoby spiralę przemocy. Do akcji odwetowej przystąpiliby zwolennicy zgładzonego Marszałka. Przypomnijmy, że niedawno zabity został pierwszy prezydent II RP – Gabriel Narutowicz i sytuacja społeczno-polityczna była mocno kryzysowa. Korzystając z tych nastrojów, komuniści zamierzali wzniecić upragnioną rewolucję.
Plan Łoganowskiego gorąco popierał jeden ze zdrajców z Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski – Józef Unszlicht. Nie został jednak zrealizowany, gdyż zdecydowanie sprzeciwiła się mu... centrala w Moskwie w osobie Feliksa Dzierżyńskiego, przełożonego Łoganowskiego. Krwawy Feluś uznał, że w walce z pańską Polską wystarczy agitacja i dywersja.

 

W rocznicę Konstytucji 3 maja

Mieczysław Łoganowski jednak nie poddawał się i wkrótce wpadł na następny pomysł. Przygotował potężny ładunek wybuchowy, aby odpalić go w centrum Warszawy. Termin ustalono na 3 maja 1923 r. – kolejną rocznicę uchwalenia pierwszej nowoczesnej konstytucji nowożytnej Europy. W obchodach polskiego święta narodowego nie mogło zabraknąć najważniejszej osoby... Józefa Piłsudskiego. Eksplozja bomby była przewidziana w momencie, gdy marszałek Polski, razem z zaproszonym gościem – marszałkiem Francji Ferdinandem Fochem, odsłaniał pomnik ks. Józefa Poniatowskiego na placu przed Pałacem Saskim. Wybuch miał zabić również dowódców Wojska Polskiego – naszą generalicję, oraz najwyższych dostojników państwowych. Ofiarami padliby ponadto zagraniczni notable i warszawiacy (święto 3 Maja przyciągało po odzyskaniu niepodległości tłumy ludzi).

Wstrzymana akcja

Tym razem Moskwa zaakceptowała plan. Zaakceptowała, by za pięć dwunasta go odwołać. W ostatniej chwili terrorystyczny zamach został zastopowany przez wysokiego rangą urzędnika sowieckiego, który ponoć przestraszył się konsekwencji. Nie ulega jednak wątpliwości, że akcję musiał wstrzymać ktoś na Kremlu – Dzierżyński, a może nawet Stalin.

 

Ataki terrorystyczne

W efekcie Łoganowski został zmuszony do przygotowywania drobniejszych akcji, co nie znaczy, że mniej szkodliwych dla państwa polskiego. Teraz nie chodziło już o wyeliminowanie konkretnych osób, czyli głównie Józefa Piłsudskiego, ale ataki na strategiczne cele publiczne – siedziby urzędów państwowych, administracji centralnej, partii politycznych, wojskowych komend uzupełnień, obiekty kolejowe, redakcje gazet. Bomby miały wybuchać też m.in. w odwiedzanych przez śmietankę II RP restauracjach.

Akcje przeprowadzały oczywiście komunistyczne bojówki. W pierwszej połowie 1923 r. zaatakowały one np. lokal Bratniej Pomocy na Uniwersytecie Warszawskim, redakcje stołecznych dzienników: „Rzeczpospolitej” i „Gazety Warszawskiej”, oraz siedziby wojskowych komend uzupełnień w Białymstoku i Częstochowie. Zamachami kierowali dwaj oficerowie WP, którzy przeszli na stronę komunistów – porucznicy Walery Bagiński i Antoni Wieczorkiewicz.

 

Wydaleni z kraju

Do kolejnej wielkiej akcji doszło kilka miesięcy później – 13 października 1923 r. O godz. 9.00 potężny wybuch wstrząsnął Cytadelą Warszawską. Zniszczeniu uległy wszystkie obiekty w tym byłym carskim kompleksie (razem z najbardziej ponurym X Pawilonem), a także wiele budynków obok. Podmuch był tak silny, że naruszył nawet obie wieże kościoła św. Floriana na przeciwległej Pradze. Zginęło 29 osób, a 90 zostało ciężko rannych. Rząd, którym kierował wówczas Wincenty Witos, nie miał wątpliwości, że za zamachem stoją komuniści. Aresztowania objęły kilkaset osób (w samej tylko Warszawie ponad 200), m.in. znanych nam już Bagińskiego i Wieczorkiewicza (to oni podłożyli bombę w piwnicy Cytadeli, w której był skład amunicji – stąd ogromna siła eksplozji), a także głównych pomocników Łoganowskiego: Kazimierza Kobeckiego i Stefana Uzdańskiego-Jeleńskiego (Łoganowski został wcześniej odwołany do Moskwy). Polacy uznali ich za persona non grata i wydalili z kraju.

 

Zdrajcy

Siatka sowieckich szpiegów została rozbita, ale po odtworzeniu działała aż do rozpoczęcia wojny. Jej trzonem byli nadal oficerowie WP, np. mjr Piotr Demkowski, pracownik Oddziału IV Sztabu Głównego. Przynajmniej dwóch z nich – ppłk Ludwik Lepiarz (służył jeszcze w I Brygadzie Legionów, czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych oraz Krzyżem Virtuti Militari) i rtm. Władysław Borakowski (oficer wywiadu w Samodzielnym Referacie „Rosja Sowiecka”) – zostało zwerbowanych „na alkoholizm” (sowieccy szpiedzy tak chętnie i często pożyczali im ogromne sumy na używki, że w końcu rzeczeni oficerowie uzależnili się od tych pożyczek i przystali na współpracę). Obaj alkoholicy zostali następnie przez polskie służby aresztowani i straceni. Wspomnijmy jeszcze, że cennym agentem sowieckiego wywiadu był Michał Żymierski (właściwie Łyżwiński) – wydalony z polskiej armii degenerat i łapówkarz, późniejszy „ludowy” generał, a nawet marszałek, a także przewerbowani przez komunistów polscy wywiadowcy – Alfred Jaroszewicz i Włodzimierz Lechowicz, skazani po latach w stalinowskiej Polsce.
 



 

Polecane