Szpilman kontra Pilecki
Co musisz wiedzieć:
- Artykuł zestawia filmowy sukces „Pianisty” z brakiem wysokobudżetowych produkcji o bohaterach takich jak Pilecki, Fieldorf czy Karski, co wpływa na globalną pamięć o polskiej historii.
- Autor krytykuje, że hollywoodzka narracja promuje wybrane postaci (np. Szpilmana czy Schindlera), pomijając bardziej heroiczne, a w jego ocenie ważniejsze polskie losy wojenne.
- Tekst apeluje o inwestycję w duże, światowe produkcje o polskich bohaterach, aby „dobry, bo polski” stało się międzynarodowym standardem, a nie wyjątkiem.
Wiera Gran i Władysław Szpilman
W tej historii ważne miejsce zajmuje Wiera Gran (właściwie Weronika Grynberg). W czasie wojny jej i Szpilmanowi przyszło żyć w warszawskim getcie. Ona śpiewała, on jej akompaniował. Oboje przeżyli – głównie dzięki pomocy Polaków. Po latach Gran zarzuciła Szpilmanowi, że kolaborował z Niemcami. Zarzutów piosenkarki wobec kompozytora nigdy nie potwierdził żaden sąd. Ale przez wiele powojennych lat takie samo oskarżenie – o kolaborację z Niemcami – miotano właśnie wobec Gran. Zarzutów tych nigdy nie potwierdził żaden sąd.
Nie chcę rozsądzać, kto ma rację. Kto kolaborował, a kto zwariował. Tu chodzi o „Pianistę”. Bo dla większości Szpilman to przede wszystkim bohater filmu. A film ma być dobry, bo nakręcił go znany reżyser. Dobry, bo wysokobudżetowy. Dobry, bo główną rolę gra Adrien Brody. Dobry, bo hollywoodzki, czyli oglądany na całym świecie. I podobno poprawił stosunki polsko-żydowskie, mimo że pokazywał koszmar getta i rzekomy raj po aryjskiej stronie. „Pianista” ma być dobry, ale nie jest. Bo zakłamuje historię.
"Ogień", "Rój"
Ale w Polsce też kręcą ważne filmy – o Józefie Kurasiu „Ogniu” – antykomunistycznym królu Podhala czy jego odpowiedniku na Mazowszu Mieczysławie Dziemieszkiewiczu „Roju”. Czy dzięki tym obrazom będą znani? Już nawet nie na świecie, ale w Polsce? Nie. Bo to filmy niskobudżetowe, niehollywoodzkie, bez światowych gwiazd. Dlatego nigdy nie przebiją się do szerokiego grona widzów. Ogień dalej będzie się kojarzył z domową kuchenką, papierosami lub ogniskiem. Rój? Oczywiście pszczoły. A pianista? Od razu wiadomo, że Szpilman.
A może to wszystko nie tak. Przecież mieliśmy już filmy o innych bohaterach Polski Podziemnej – rotmistrzu Witoldzie Pileckim czy generale Auguście Fieldorfie. I co? I nic. Zobaczyła je – tylko w Polsce – garstka ludzi. Bo nie było na nie wielkiej kasy.
A ja bym wolał hollywoodzki film właśnie o nich, a nie o ukrywającym się Szpilmanie. Bo oni byli przykładami obywatelskich cnót, bezkompromisowości, odwagi. A Szpilman, gdy jego koledzy walczyli – w getcie warszawskim i półtora roku później w Powstaniu Warszawskim, chował się coraz bardziej w mieszkaniu. Zrozumiałe, chciał po prostu przeżyć, ale bohaterami byli ukrywający go z narażeniem życia Polacy. Tyle że oni w „Pianiście” są na drugim planie, są anonimowi. Wyeksponowany jest za to kapitan Wehrmachtu Wilm Hosenfeld, którego główną zasługą było to, że Szpilmana nie zabił.
Tematy dla Hollywood
Bohaterem był jak Jan Karski, Henryk Sławik czy Józef i Wiktoria Ulmowie. Oni nie myśleli - tak jak Szpilman - tylko o sobie. Oni ratowali Żydów. Ale jeżeli w Hollywood nie chcą takiej historii, są przecież bohaterowie z drugiej strony: Żołnierze Żydowskiego Związku Wojskowego – największej siły w getcie, czy Stanisław Aronson, podporucznik AK, bohater bitwy o Warszawę 1944 r., a potem wojny o niepodległość Izraela.
Kto dziś o nich pamięta? A może to kiepski materiał na film? Mało wyraziste postaci? Bo po co komu prawdziwy heroizm i opór w ekstremalnych warunkach, skoro można pokazać ten wymyślony – „Opór” braci Bielskich – rzekomo bohaterskich żydowskich partyzantów?
Obok „Oporu” była „Lista Schindlera”. Tyle że zasługi tytułowego Oskara Schindlera (znany aktor Liam Neeson) w chwili nieuchronnej klęski Niemców nie równoważą jego zysków czerpanych z niewolniczej żydowskiej pracy przez kilka lat wojny.
Tematów dla Hollywood mógłbym podrzucić jeszcze wiele. Osób, postaw wartościowych (nie tylko heroicznych). Ale marzy mi się, żeby takie postawy promowało polskie kino. I żeby oglądające je na świecie miliony mogły powiedzieć: dobry, bo polski. Nie musimy oglądać hollywoodzkich Szpilmanów, Schindlerów, Bielskich i Che Guevarów. Bohaterów mamy własnych.




