Aborcja jako obowiązek – choć sprzeczna z prawem i sumieniem. Rozmowa z położnymi
Olivier Bault: Jakie mają panie stosunek do aborcji? Mam na myśli aborcję legalną, np. jeżeli ciąża jest wynikiem gwałtu, kiedy aborcja jest dozwolona w Polsce do 12. tygodnia ciąży. Ale mam też na myśli te bezprawne aborcje, które teraz są dokonywane na bazie zaświadczenia od psychiatry.
Pani Agnieszka: Tu pojawia się pierwszy problem. Mówi się, że Trybunał Konstytucyjny zmienił prawo w 2020 roku i przez to były te tzw. marsze kobiet. Jednak tak naprawdę nic w tej kwestii się nie zmieniło. I rzeczywiście nie jest to jednoznaczne. Czy legalna aborcja jest tylko i wyłącznie z gwałtu? Czy też wtedy, kiedy dziecko jest chore?
OB: Prawo jest jasne: po wyroku TK z 2020 r. przesłanka tak zwana eugeniczna, czyli wtedy, kiedy dziecko jest chore lub niepełnosprawne, nie jest już podstawą do wykonania aborcji.
Pani Maria: Odpowiadając na pytanie, ja tutaj mam jasny, wyraźny pogląd. Ani taka, ani żadna. Dla mnie życie jest święte. Nawet gdy aborcja jest dozwolona prawnie, nie chcę w tym uczestniczyć.
Pani Agnieszka: Ja podobnie. A już te przesłanki psychiatryczne, to jest w ogóle dla mnie nie do przyjęcia. Dlatego, że tutaj się dokonuje aborcji, po pierwsze na zdrowych dzieciach, a poza tym na przykład na dzieciach z zespołem Downa, a zespół Downa nie jest wadą letalną.
Praca położnej bardzo się zmieniła po wydaniu wytycznych aborcyjnych
OB: Czy w szpitalu, w którym panie pracują, coś się zmieniło od momentu wydania wytycznych aborcyjnych pani minister Leszczyny latem ubiegłego roku? Chodzi mi o te wytyczne, które mówią, że jak jest zaświadczenie od lekarza psychiatry, że ciąża stanowi zagrożenie dla zdrowia psychicznego matki, wtedy szpital ma obowiązek dokonać aborcji.
Pani Agnieszka: Bardzo się zmieniło. Do tej pory w ogóle nie było takich przypadków. Nie było to przesłanką do usunięcia ciąży. Nie wykonywało się aborcji, chyba, że sporadycznie kiedy zagrożone było życie kobiety – najczęściej sepsą, zagrożenie sepsą w bezwodziu i tak dalej. Czyli była hospitalizacja i dochodzono do konsensusu, że jednak ta ciąża nie może być dalej kontynuowana. Natomiast teraz zdarza się bardzo często, że jest zaświadczenie od lekarza psychiatry i wtedy status danej ciąży nie ma znaczenia. Jest zaświadczenie od psychiatry, ciąża bardzo zagraża zdrowiu psychicznemu i to ma rzekomo pani pomóc, kropka. Nikt nie wnika, czy to dziecko jest zdrowe, niezdrowe, jakie ono jest. Dziecko nie ma tu znaczenia. I to nam się zdarza kilka razy w miesiącu. Nie powiem dokładnie ile, ponieważ nie mam dostępu do takich danych, ale z pewnością jest ich kilka w miesiącu, podczas gdy wcześniej w ogóle takich sytuacji nie było.
OB: A pani potwierdza, że to się zmieniło, pani Mario?
Pani Maria: Przez lata mojej pracy było tak, że jeżeli pacjentka według prawa miała dozwoloną aborcję, to zbierało się konsylium, podczas którego grupa lekarzy potwierdzała, że tak jest. Ale to nie były zaświadczenia psychiatryczne tylko decydował zespół specjalistów.
Pani Agnieszka: Natomiast teraz wręcz jest to narzucone. To jakby obejście prawa i obejście tych wszystkich zasad. Czy wolno, nie wolno, zdrowe dziecko, niezdrowe dziecko, czy ma szansę, czy jej nie ma – to już nie ma znaczenia.
Pani Maria: Wiemy, że przy okazji kontroli czy starania się o akredytację pada pytanie od Centrum Monitorowania jakości w ochronie zdrowia czy dana placówka wykonuję aborcje, tzn. terminację ciąży, bo tak to nazywają. Oczywiście, z racji tego, że w szpitalu my raczej nie ukrywamy swoich poglądów, przy nas pewnych tematów się nie porusza i nie dochodzą do nas pewne informacje. Jest to jasny przekaz do szpitali, że jeżeli chcesz uzyskać akredytacje i działać zgodnie z nowymi narzuconymi standardami, musisz wykonywać terminację. W przeciwnym wypadku szpital może stracić płynność finansową, bo przecież to władze miasta, w naszym przypadku Pan Prezydent Trzaskowski, decydują o finansowaniu placówek medycznych.
Zamach na prawo do sprzeciwu sumienia
Pani Agnieszka: Warto podkreślić również że na każdym etapie kontaktu z pacjentką jesteśmy manipulowane i zmuszane, żeby w tym procederze uczestniczyć. Nie bierze się pod uwagę żadnego wywiadu psychiatrycznego: pacjentka wręcz po przekroczeniu progu szpitala ma wykonywaną aborcje. Powoduje to, że szpitale i personel poniekąd zmusza się do uczestniczenia w tym procederze. Tłumaczy nam się, że wskazówki psychiatry określane jako „niezwłoczne” są niepodważalne i natychmiastowe – pacjentka nie może czekać.
Pani Maria: Poza tym zawsze w takich sytuacjach wprowadza się leki, które wywołują czynność skurczową, ale one czasami działają po po kilku godzinach albo kilku dniach. Więc tak naprawdę trudno przewidzieć, jak zareaguje na nie pacjentka. Czy, powiedzmy, na dzisiejszym dyżurze dojdzie do „terminacji ciąży”, a w zasadzie uśmiercenia tego dziecka, bo nie da się tego inaczej nazwać, czy na przykład dopiero za kilka dni jej organizm zareaguje i wtedy się to dokona. Nikt z nami nie rozmawiał, nikt nas nie pyta, czy chcemy, czy nie chcemy w tym brać udziału. Wręcz przeciwnie, kiedy podnosimy temat klauzuli sumienia, to nam mówią, że to jest nielegalne i w ogóle nie mamy do niej prawa.
Pani Agnieszka: Przecież są lekarze, którzy nie uczestniczą w jakichś zabiegach, bo nie mają kompetencji, albo nie mają odpowiednich umiejętności i tak dalej. Czemu my nie możemy zaznaczyć, że nie chcemy brać udziału w aborcjach?
Pani Maria: Do tej pory było coś takiego, jak niepisana umowa. Raczej wiedzieliśmy, że ktoś czegoś nie robi i nie wsadzało się takiej osoby „na minę”. Natomiast teraz wręcz jest wypychanie tych ludzi na tę przysłowiową minę, stawianie ich w trudnej sytuacji właściwie bez żadnych rozmów i bez możliwości decydowania.
A poza tym nie nazywamy rzeczy po imieniu, tylko zaczynamy brnąć w taką „normalność” i traktować kobiety, które przychodzą abortować swoje dzieci w sposób szczególny. Jest to takie zakłamanie rzeczywistości.
OB: Rozumiem, że założenie osób decyzyjnych w szpitalu jest takie, że nawet jeśli takie dziecko urodzi się żywe, to ma umrzeć, zgadza się?
Pani Maria: Te dzieci w stosunkowo wczesnej ciąży bez pomocy medycyny nie przeżyją, nie mają żadnych szans.
OB: Ale czy ta pomoc jest dziecku dostarczona czy nie, jeśli urodzi się żywe po „terminacji ciąży”?
Obie panie położne: Nie, nie jest dostarczona.
Pani Maria: Pozwala im się umrzeć. „Godnie” – w cudzysłowie. Taki jest zamysł i taki jest przekaz. Godnie umrzeć. No ale co to znaczy godnie? Ja pamiętam, jeszcze jakieś dwadzieścia lat temu, kiedy medycyna była na takim etapie, że do porodu dzieci ponad dwudziestotygodniowych, które dzisiaj ratujemy, wtedy nie wołaliśmy nawet pediatry. Wiadomo było, że medycyna jest bezradna i takie dzieci umierały. I rzeczywiście, my wtedy pozwalaliśmy tym dzieciom godnie umrzeć. Czyli takie dziecko było zaopatrzone tak jak każde nowo narodzone włożone do inkubatora, żeby było w cieple. Można powiedzieć, że godnie umierało. Zdarza się nawet, że dzieci które nie miały żadnej szansy na przeżycie nadal żyją i mają się dobrze – wbrew medycynie. Przecież medycyna to jest miejsce, gdzie każdego dnia patrzymy na cuda.
To nastawienie mi imponowało. Byłam dumna i szczęśliwa, że pracuję w tym miejscu, gdzie tak się traktuje dzieci i kobiety na każdym etapie życia – z szacunkiem. I to było w tym samym szpitalu, gdzie pracuję do dziś. Ale to się właśnie zmienia. Ktoś nas popchnął w zupełnie inną sytuację, w której my stajemy się oprawcami.
Pani Agnieszka: Tak, to się bardzo zmieniło, bo kiedyś wszyscy w tym szpitalu byli nastawieni na ratowanie życia dziecka i matki. W końcu ustawa o zawodzie położnej wyraźnie wskazuje, że położna zobowiązuje się do ochrony zdrowia i życia pacjentki oraz noworodka. Położna ma obowiązek działać z należytą starannością, musi udzielać pomocy w stanach zagrożenia życia matki i jej dziecka. Położna jest więc zawodem, którego misją jest ochrona zdrowia! Położna nie ma uprawnień ani kompetencji, ani nawet prawnego umocowania, żeby przeprowadzać aborcję, podawać środki w celu zakończenia ciąży, a już tym bardziej podejmować działania prowadzące do śmierci płodu. Dla nas położnych, działać w celu zakończenia życia dziecka jest przestępstwem. Naszym zdaniem jest to jednoznaczne w świetle prawa, etyki zawodowej oraz praktyki medycznej. Czy w takim razie nie można tu mówić o podżeganiu nas do popełnienia przestępstwa?
Prawo pielęgniarek i położnych do postępowania zgodnie z sumieniem – broszura Ordo Iuris
Jakie skutki aborcji na zdrowie psychiczne personelu medycznego?
Pani Maria: Dodatkowo kolejna rzecz, która dla mnie też jest dzisiaj bardzo trudna, to fakt, że stworzono taką atmosferę wobec całej tej sytuacji, w której te osoby, które nie chcą brać udziału w „terminacjach ciąży”, postrzegane są jako te złe. Coraz częściej jest taka ogólna atmosfera, że jak ktoś ma jasną postawę w tych sprawach, to działa na szkodę przyjętych kobiet. A przecież prawda jest zupełnie inna. Ja chcę dobra tej kobiety i jej dziecka. O ile wiem, nie ma badań naukowych, które potwierdzałyby, że aborcja czy terminacja ciąży poprawia stan psychiczny kogokolwiek. Najbardziej sprzyjające aborcję badania mówią, że co najwyżej aborcja nie pogarsza stanu psychicznego kobiety. Ale więc uśmiercamy dziecko i nic nie zyskujemy.
Zespół Stresu Pourazowego czy inne traumy psychiczne mogą się pojawiać np. u kierowca, maszynisty czy kogokolwiek innego, który nieumyślnie spowoduje śmierć innej osoby, albo też u żołnierzy wykonujących swoje obowiązki, a ktoś próbuje mi powiedzieć, że matka wydająca wyrok na swoje dziecko nie będzie miała żadnego urazu psychicznego z tego powodu? A co z położną czy lekarzem, którzy biorą udział w zabijaniu nienarodzonych dzieci? Trudno uwierzyć, że to bez konsekwencji dla naszego zdrowia psychicznego.
Pani Agnieszka: A mnie to nawet przeraża. Z drugiej strony jest też takie częste podejście wśród personelu, że mnie to jeszcze nie spotkało i może jeszcze to odsunę w czasie. Oby mnie to nie dotyczyło. Obym ja w tym nie uczestniczyła. Uf, tym razem mnie to ominęło. Mówi się też, że przecież nie ty tego dokonujesz. Przecież to nie twoja rola. Ty tylko panią przyjmujesz i się nią zajmujesz. Ty tylko podłączasz oksytocynę. Ty tylko to i tamto. Przepraszam bardzo, ale prawdą jest, że na każdym etapie biorę w tym udział, na swoim stanowisku pracy ewidentnie wiem w jakim celu ta pani przyszła. Coś mi się tu przypomina – „ja tylko wykonywałem rozkazy”. Podobnie dzisiaj: „ja położna tylko wykonuje zlecenia”.
Można tu mówić o pewnego rodzaju mobbingu. Osoby takie jak my są dyskredytowane. Niektórzy twierdzą że przecież skoro mamy nie brać udziału w terminacjach ciąży to nie powinnyśmy takiego zawodu wykonywać.
OB: A czy szpitalu, gdzie Panie pracują, zwolniono już niektóre osoby za odmowę uczestniczenia w aborcji?
Pani Agnieszka: Nie, ale są tacy, którzy chętnie by się nas pozbyli z tego powodu.
Pani Maria: Oni się też trochę boją konfrontacji, bo nie do końca wiedzą, jak ludzie zareagują i czy nie straciliby za dużo doświadczonych ludzi. Dopóki to się robi po cichu i się brudzi ludziom ręce, stawiając się ich trochę pod ścianą, gdzie nawet nie mają czasu zastanowić się i pomyśleć, to jakoś idzie. Natomiast kiedy jasno i wyraźnie każda z nas musiałaby się zdeklarować, czy chce brać udział w „terminacji” albo zdecydowanie nie, to mogliby tutaj się bardzo zdziwić. Jestem bardzo zasmucona – to chyba najlepsze słowo, że masa moich koleżanek jest za aborcją, pracując w takim miejscu, mając do czynienia, doświadczając cudu życia, wiedząc wszystko przed i po, wiedząc, że zdrowe dziecko to jest w ogóle złudzenie i wiedząc, że to wszystko nie od nas zależy. Ale wiem z rozmów, że nawet niektóre z nich nie były zainteresowane badaniami genetycznymi, kiedy były w ciąży, bo nawet gdyby ich dziecko miało być zdiagnozowane z zespołem Downa lub inną wadą, to by chciały urodzić, bo to jest ich dziecko. To mnie przekonuje, że jest pewny zamęt w myśleniu. Te osoby nie mają wcale takich jednolitych poglądów, że są za aborcją, tylko po prostu mają pewien zamęt.
Pani Agnieszka: Albo poddają się trendom. Natomiast jest jeszcze grupa zdeklarowanych „aborcjonistek”, jeśli można ich tak nazywać, które uważają: „Dlaczego tylko my mamy to robić?”. A one nieraz chciałyby nam też ręce pobrudzić. Przecież ja tak samo mogę, o co mi chodzi? One nie widzą problemów w tym i chcą narzucić nam swój punkt widzenia. Takie zróżnicowane postawy są w naszym szpitalu. Kiedyś, każde życie było cenne. A teraz niestety nie.
Sprawa Felka też mocno mnie wzruszyła, wzruszyła też niektóre osoby, które dotychczas były letnie. Choć usłyszałam też, że przecież my takich dużych dzieci nie mamy, bo u nas takie aborcje były prowadzone do 20. tygodnia ciąży. Tylko ja nie mogę pojąć, czym to dziecko się różni od dziecka 20. tygodniowego? Mówią, że różni się tym, że jak się urodzi, to nie przeżyje. No ale my nie wiemy, kiedy się urodzi. To my je zmuszamy do urodzenia się.
Psychiatra jako „rozwiązanie problemu”
Natomiast tutaj jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której trzeba powiedzieć w kontekście tych pań, które przychodzą do szpitala z zaświadczeniem od psychiatry. Szpital, w którym pracujemy kładzie teraz bardzo duży nacisk na diagnozowanie psychiatryczne i na pomoc paniom w ciąży, jeśli mają jakieś problemy. Każda pacjentka, która jest przyjmowana do szpitala, ma zadawane pytania: czy jest pod opieką psychologa albo psychiatry, czy coś się działo w ciąży, czy jest w psychoterapii, czy ma depresję, a także co działo się przy poprzednich porodach i tak dalej. Generalnie wszystkie panie mają takie badanie przesiewowe.
Robimy poza tym wywiad medyczny i są panie, które rzeczywiście przyjmują leki psychotropowe w różnych dawkach. Są i takie, które biorą takie leki w maksymalnych dawkach. I na to też musimy zwrócić uwagę, ponieważ wiemy wtedy, że taka pani ma jakiś problem. Mówimy tu przecież o lekach przepisywanych przez psychiatrę, które nie są dostępne bez recepty. Wtedy możemy domniemać, że pani ma jakiś problem psychiatryczny. Natomiast nie spotkałam się – i wszyscy, z którym rozmawiam w naszym środowisku to potwierdzają – żeby pacjentki z zaświadczeniami od psychiatry do „terminacji ciąży” były pod opieką psychiatryczną. Wszystkie mówią zgodnie, że nie są, tzn. wszystkie z którymi rozmawiałam lub o których wiem. I jest tu niezgodność i dysonans. No bo skoro pani ma jakieś zaburzenia, które są przesłanką do aborcji, która ma jej rzekomo pomóc, to jak to się ma do faktu, że miała tylko jednorazową wizytę u psychiatry?
Skoro my tak bardzo otaczamy te kobiety opieką, dlaczego w przypadku „terminacji ciąży” na bazie zaświadczenia od psychiatry panie nie są poddane opiece psychiatrycznej?
OB: Od kiedy tak się dzieje w tym szpitalu?
Pani Maria: To jest świeża sytuacja. We wrześniu ubiegłego roku pojawiły się te nowe wytyczne minister zdrowia i na jesieni to się trochę zaczęło zmieniać, a od nowego roku to już coraz częściej mamy tzw. terminacje i czujemy dużą presję, żeby w tym uczestniczyć.
OB: Chodzi najczęściej o panie, których dziecko zostało zdiagnozowane z wadą letalną?
Pani Agnieszka: Nie, najczęściej chodzi o podejrzenie zespołu Downa. Ponad trzy czwarte tych aborcji na bazie zaświadczenia od psychiatry są to dzieci z podejrzeniem zespołu Downa.
Pani Maria: Ostatnio była taka sytuacja, jak byłam na dyżurze. Została przyjęta pani do „terminacji ciąży” i ja powiedziałam jasno, że nie ma takiej opcji, żebym w tym uczestniczyła. Koleżanka, która ze mną była na dyżurze także stwierdziła, że wolałaby w tym nie uczestniczyć. A później przyszła trzecia położna i powiedziała, że ona się tym zajmie. I tak to mniej więcej wygląda. W tym przypadku też chodziło o zespół Downa, aczkolwiek tam było dużo innych wad i wydawało się, że to dziecko ma bardzo małe szanse na jakiekolwiek życie. No ale jednak, dla mnie jako kobiety, jako matki, jasne jest, że życie jest święte, że Pan Bóg ma swój plan i nawet pomijając kwestię Pana Boga wiem, że ja bym chciała dla swojego dziecka zrobić wszystko, co możliwe. Nawet gdyby było chore albo gdyby było umierające. Znam zresztą kobiety, które wiedziały, że ich dzieci umrą tuż po urodzeniu. I choć to było dla nich bardzo bolesne przeżycie, to wiem, jaki mają komfort, że zrobiły wszystko, co mogły.
OB: Czy w tym szpitalu, gdzie panie pracują i o którym teraz mówimy, kobieta, u której dziecko zostało zdiagnozowane z wadą letalną, jest poinformowana o istnieniu hospicjów perinatalnych, gdzie mogą dostać kompleksowe wsparcie?
Pani Maria: Dotychczas, do września ubiegłego roku, tak było. Byliśmy, podejrzewam, liderem, jeżeli chodzi o humanitarne traktowanie człowieka na każdym etapie i z każdym problemem. Teraz, co najbardziej mnie gdzieś dotyka wewnętrznie, mamy pomieszanie z poplątaniem.
Pani Agnieszka: Wiem również z wiarygodnego źródła, że panię które mają trudną diagnozę u dziecka, nie są informowane o istnieniu hospicjów perinatalnych. Normą staje się takie przekonywanie kobiety, że nie ma po co dalej prowadzić taką ciążę. Istnieje wręcz przekonanie, że trzeba dokonać aborcji, masz prawo, możesz, i trzeba to zakończyć.
Miałam niedawno młodą dziewczynę, która nosiła pod sercem dziecko z bardzo dużymi wadami. Skierowana została właśnie do „terminacji”. Doktor, która jest, że tak powiem, w naszym nurcie, mówi do mnie: – Agnieszko, idź z nią porozmawiaj, powiedz, że to dziecko być może samo umrze w łonie jeszcze. Czemu mamy w osiemnastym czy siedemnastym tygodniu dokonywać aborcji?
Dziewczyna była tak zdruzgotana, tak zaplątana i tak pogubiona – no bo przecież ma dopiero dwadzieścia dwa lata, startuje w życiu, ma narzeczonego i tak dalej. I ja mówię do tej pani doktor, że nie bardzo mam jak z nią porozmawiać, mając szereg innych pacjentek pod opieką i gdy dziewczyna stawia mur, bo przecież ona tu przyszła na „terminację ciąży”. No ale porozmawiałam z nią oczywiście. Wzięłam ją za rękę i zapytałam dyskretnie, dlaczego tego chce. Odpowiedziała mi, że właściwie dostała takie wytyczne od swojego lekarza prowadzącego i że psychiatra wypisał jej gotową receptę, i że miała się tu zgłosić. Zapytałam ją wtedy: – A nie przyszło pani do głowy, żeby zaczekać?
Powiedziałam jej oczywiście, że nie będę w tym uczestniczyć, ale trafiła do lekarza, do gabinetu, bo zawsze jest wcześniejsza konsultacja. Okazało się w gabinecie, że dziecko nie żyje więc pani i tak trafiła na oddział. Nie wyobraża sobie Pan, jaką ulgę ta pani miała. Ulgę, że jest to jednak zmiana wstępnej diagnozy przyjęcia. A ja zostałam oczywiście przez koleżanki i lekarza wyśmiana, bo już się zajęłam tą panią dalej: – I co? Teraz już możesz? – kpili ze mnie. Ja im odpowiedziałam, że tak, skoro dziecko jest nieżywe i wiadomo, że trzeba. Dla mnie to zupełnie inna sytuacja.
Płynność finansowa szpitala ponad pacjentem i prawem — efekt rządowego szantażu
OB: I to też jest zmiana od września ubiegłego roku?
Pani Agnieszka: Zdecydowanie tak. Natomiast też podejrzewam, że jest to troszkę recepta na mniejszą dzietność. Dlatego, że ta procedura jest wyceniana jak każdy inny poród czy poronienie i dostajemy za to pieniądze, a więc rachunek się zgadza. To jest chyba troszkę tak, że przebranżowujemy się niestety.
Pani Maria: Odkąd pracuję w tym szpitalu, zawsze było wiadomo, że personel niezbyt dobrze się traktuje, ale pacjent jest ważny. Dzisiaj pacjent już nie jest ważny. Ja w ogóle nie wiem, co jest teraz ważne. Oprócz kasy, to chyba nic nie jest ważne. Choć, żeby mieć certyfikaty, to podkreśla się nam, że misja naszego szpitala jest najważniejsza, ale to tylko gra pozorów.
Pani Agnieszka: I nie chodzi tylko o nasz szpital. Wiem o tym, bo przecież mamy do czynienia z koleżankami po fachu. Wszyscy siedzą cicho, ale takie rzeczy się odbywają też w innych szpitalach i nie są to jednostkowe przypadki. Takie aborcje są wykonywane na podstawie zaświadczeń od psychiatrów. A aborcje są teraz dokonywane również na dzieciach zdrowych.
OB: Czyli to już jest w zasadzie aborcja na życzenie.
Pani Maria: Dokładnie tak.
OB: I to do dziewiątego miesiąca?
Pani Maria: Tak.
Pani Agnieszka: A nam się wmawia, że musimy w tym uczestniczyć, że trzeba i tak dalej.
W jednym z innych dużych, warszawskich szpitali właściwie położne uciekają masowo, bo albo są cięcia cesarskie, albo „terminacje”, więc takich fizjologicznych porodów to właściwie już nie ma.
Położne tam nie realizują swojej misji i swojego powołania do zawodu. Staje się to normą, to jak pakt z diabłem, bo przecież skoro nie mam porodów, no to może w tę stronę. Przecież finansowo musimy być płynni. Pomijane są nasze prawa, jesteśmy oszukiwane. Jeśli chodzi o klauzulę sumienia, nie możemy z niej skorzystać, a jeśli już wychylimy głowę, to wmawia nam się, że nie możemy pracować, że przecież decydując się na taki zawód, musimy to wziąć z całym inwentarzem. Zaraz okaże się, że tylko mogą wykonywać ten zawód lekarze, położne czy pielęgniarki, którzy są przeciwko życiu. Za chwilę będzie eutanazja. Mówi się, że pielęgniarek to nie dotyczy, ale to iluzja. I czy dziadziuś się męczy, czy się nie męczy, trzeba będzie mu podać, co trzeba, bo po co się ma męczyć?
Pani Maria: Tego jeszcze nie mamy, ale od stycznia mamy rzeczywiście już aborcję na życzenie w Polsce, wystarczy zaświadczenie od psychiatry.
Pani Agnieszka: To prawda. Znam taki świeży przypadek, gdzie państwo zdecydowali się na aborcję, bo nie chcieli mieć kolejnego dziecka. Jej mąż zajął się starszymi dziećmi, żeby ona mogła iść spokojnie do szpitala i zabić to najmłodsze, które jeszcze nosiła w brzuchu. I to zrobiła, mając zaświadczenie od psychiatry, że ciąża stanowi zagrożenie dla jej zdrowia psychicznego. I nam położnym się wmawia, że mamy w tym uczestniczyć, że nie możemy skorzystać z klauzuli sumienia, choć przecież to nasze prawo.





