Jan Krzysztof Ardanowski: Żądałem i żądam skierowania sprawy do sądu
Co musisz wiedzieć:
- Jan Krzysztof Ardanowski był politykiem, który sprzeciwił się tzw. piątce dla zwierząt.
- Jako minister rolnictwa walczył o polskich rolników.
- Obecnie angażuje się w protesty przeciwko umowie UE-Mercosur.
„Pokrzyżowałem plany niemieckiej firmie”
„Sprawa dotyczy decyzji, które podjąłem jako minister rolnictwa w 2018 roku, czyli minęło 7 lat od działań, które w jednym przypadku ratowały polskich sadowników przed bankructwem, ponieważ wprowadziłem mechanizm, który pozwolił uzyskać tym rolnikom cenę, która dała im szansę przetrwać do następnego roku. Dominująca na rynku niemiecka firma usiłowała narzucić cenę wtedy 10 groszy i mniej za kilogram jabłek przemysłowych. Cena, przy której każdy musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy taka cena jest ceną godną i czy rolnicy przy tej cenie mogliby przeżyć. Druga dotyczyła próby przejęcia spółdzielni mleczarskiej przez prywatnego przedsiębiorcę, bardzo nowoczesnej, dobrze rozwijającej się spółdzielni mleczarskiej. Członkowie spółdzielni i jej Zarząd, co oczywiste, nie byli zainteresowani, by się sprzedać prywatnemu przedsiębiorcy. Doprowadzono więc do jej upadku i ten, który zamierzał ją wcześniej przejąć, kupił tę firmę od syndyka. Ja również starałem się tych rolników, prawie tysiąc rolników właścicieli tej spółdzielni, ratować, wyrażając zgodę na udzielenie gwarancji kredytowej dla kredytu, który mógł być ratunkiem dla tej spółdzielni”
- wyjaśnia Ardanowski.
- Pilny komunikat dla odbiorców energii z PGE
- Awaria ciepłownicza w Gdańsku. Setki osób bez ogrzewania
- Przez Polskę pojedzie pociąg z Przemyśla prosto na lotnisko we Frankfurcie
- Droga S7 całkowicie zablokowana. „Stoimy od godzin, nie mamy jedzenia ani picia” [WIDEO]
- Komunikat dla mieszkańców woj. lubelskiego
- Komunikat dla mieszkańców Olsztyna
- Węgry pozywają TSUE. To test granic władzy Trybunału Sprawiedliwości UE
- Cofka na rzece Elbląg. Odwołano alarm przeciwpowodziowy
Nieistniejąca afera
„Prokuratorzy od praktycznie 6 lat prowadzą śledztwo, wcześniej prowadziło je Centralne Biuro Antykorupcyjne, bo cała sprawa ma wątek również polityczny, mianowicie Kamiński i Wąsik wymyślili nieistniejącą aferę po to, by zamknąć mi usta, bym nie wypowiadał się w sprawach politycznych, a tym bardziej, bym nie wyrażał się krytycznie o polityce Prawa i Sprawiedliwości, a może i prezesa Kaczyńskiego”
- mówi Ardanowski.
„Oczekuję procesu przed sądem”
„Oczekiwałem, żeby to postępowanie, które Prokuratura Regionalna w Warszawie prowadzi, zakończyło się postawieniem mi oskarżeń i skierowaniem sprawy do sądu. Nie wiem, czy kosztowne śledztwo przeciwko kilkudziesięciu osobom, prowadzone przez kilka lat przez kilku prokuratorów nie pozwalało wcześniej przedstawić aktu oskarżenia? Czy, jak sądzę, czekano na wyraźnie polecenie polityczne, które Żurek, w imieniu aktualnej władzy, w pełni dyspozycyjnym prokuratorom przekazał. W tzw. międzyczasie wymyślono jeszcze dla mnie Trybunał Stanu, czyli taką formę odpowiedzialności politycznej. Dla mnie konieczność podejmowania decyzji w obronie polskich rolników, czyli de facto polskiej racji stanu, była oczywista. Oskarżyć by mnie można, gdybym wtedy polskiego rolnictwa nie ratował. Nie jest najważniejsze, czy prawda i bezzasadność zarzutów CBA i dyspozycyjnych prokuratorów będzie ujawniana w sądzie, czy przed Trybunałem Stanu. . Decyzje, które podejmowałem, były decyzjami na polecenie Rady Ministrów, podkreślam to bardzo wyraźnie. I w sądzie świadkami będzie ówczesna, z 2018 roku, Rada Ministrów z premierem Morawieckim. Udzielenie gwarancji kredytowej było w zgodzie z prawem – to potwierdziła Prokuratoria Generalna. Nie była to pomoc publiczna w znaczeniu europejskim, ponieważ od gwarancji kredytowej zostały naliczone prowizje i zabezpieczono się na majątku firmy, która te gwarancje otrzymała na zasadzie, że jeżeli ona by sobie nie poradziła z obsługą zaciągniętych kredytów i trzeba by uruchomić gwarancję kredytową, to wtedy Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, który występował w imieniu Skarbu Państwa, miał prawo zająć majątek spółki, akcje, ale również tzw. zastaw rejestrowy, czyli wszystkie produkty wytworzone ze skupionych jabłek. W ostateczności tak się odbyło, ponieważ działalność CBA doprowadziła do upadłości tej prywatnej firmy, która miała wszelkie szanse, by sobie poradzić, ratując sadowników. Więc w związku z koniecznością uruchomienia gwarancji kredytowej został przejęty zastaw rejestrowy, którego wartość, zgodnie z umową przejęcia, była wyceniona na 114 milionów 880 tysięcy, a przypomnę, że gwarancja była na 100 mln. Wartość przejętego przez państwo majątku, wg ówczesnych stanów magazynowych i cen rynkowych, była również weryfikowana, na polecenie ministra rolnictwa, pół roku temu. Wartość produktów, które wtedy mogły trafić na rynek, a zostały zablokowane przez CBA, została oszacowana przez najważniejszą polską instytucję naukowo-badawczą z zakresu przetwórstwa rolno-spożywczego, czyli Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej – Państwowy Instytut Badawczy. Instytut stwierdził, że wartość rynkowa tego przejętego zastawu rejestrowego wynosiła 190 mln, czyli prawie dwa razy tyle, ile trzeba było uruchomić gwarancji kredytowej, więc firma została okradziona przez państwo, ponieważ przejęto majątek znacznie przekraczający gwarancję udzieloną przez Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, który odpowiednio zabezpieczył interes Skarbu Państwa. Uważam, że zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku wymyślenie nieistniejącej afery, która miała zamknąć mi usta, było działaniem politycznym ze strony Centralnego Biura Antykorupcyjnego, szefów tego biura, jak również prokuratorów Prokuratury Regionalnej w Warszawie, która sprawę od CBA przejęła. Czym wytłumaczyć działanie na szkodę polskich sadowników, tysięcy gospodarstw, które dzięki mojej determinacji zostały uratowane, a działania CBA miały tej grupie sadowników zaszkodzić? Nie wiem, czy było to w interesie firmy niemieckiej dominującej na rynku jabłek przemysłowych, czy z jakichś innych, bliżej mi nieznanych powodów. Warto podkreślić, że po tej walce z 2018 roku już nigdy w następnych latach firmy dominujące na rynku skupu jabłek nie odważyły się narzucać sadownikom tak oszukańczych, łajdackich cen. Również ratowanie spółdzielni mleczarskiej, będącej własnością 950 rolników, było jak najbardziej zasadne. A działania, które podjęła CBA, doprowadziły do upadku tej spółdzielni mleczarskiej”
- wyjaśniał.
„Chcę przedstawić dokumenty i świadków”
"Oczekuję, że te wszystkie sprawy zostaną wyjaśnione w sądzie. Wierzę w niezawisły sąd, który oceni, czy to było działanie na szkodę państwa i złamanie prawa przeze mnie i inne oskarżane osoby. Ja chcę przedstawić zarówno dokumenty, jak i świadków przed niezawisłym sądem. Szereg innych faktów, również ustalonych przez Najwyższą Izbę Kontroli, dostępnych powszechnie w raportach NIK, która badała sprawę zarówno skupu jabłek, jak i spółdzielni mleczarskiej Bielmlek wskazują, że działania zarówno CBA, jak i działania prokuratury regionalnej w Warszawie, były działaniami na szkodę Skarbu Państwa, na szkodę polskich rolników"
- stwierdził.
„Chcę wyjaśnień prokuratury”
"Oddzielnego wyjaśnienia wymaga, i ja tego żądam, sprawa, co stało się ze spirytusem wytworzonym z koncentratu jabłkowego, którego przydatność, ze względu na działania CBA, by się skończyła? Wyjaśniam, że decyzją dyrektora generalnego KOWR, bardzo słuszną i racjonalną, ten koncentrat został przerobiony na spirytus – najlepszy jak sądzę spirytus w Polsce – i ten spirytus trafił do Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Został przekazany nieodpłatnie przez Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa i po przekazaniu jakieś dziwne sprawy z tym spirytusem zaczęły się dziać. Część tego spirytusu, takie są dokumenty, trafiła na Ukrainę, nieodpłatnie, jako pomoc dla Ukrainy, a większość, ponad 1,5 mln litrów, została zdaniem Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, zutylizowana. Chciałbym, żeby prokuratura również ten wątek wyjaśniła, co stało się ze spirytusem o ogromnej wartości rynkowej, który z zapasów państwowych zniknął, a pochodził z jabłek kupionych od polskich sadowników"
- mówił.
"Ja za swoje decyzje, ratujące polskich sadowników i mleczarzy, biorę odpowiedzialność. Tak zachowałbym się i obecnie. Zdaniem byłych ministrów rolnictwa, którzy w mojej obronie skierowali pismo do ówczesnego Prokuratora Generalnego p. Adama Bodnara, chodzi o takie zastraszenie kolejnych, następnych ministrów i szefów centralnych instytucji państwowych, odpowiedzialnych za rynki rolne, by nikt, nigdy nie odważył się podejmować odważnych, ale koniecznych decyzji, zasłaniając się Unią Europejską, czy procedurami., w których biurokracja jest zawsze w stanie wytłumaczyć się z bierności. Szkoda mi tylko wielu osób, które, wykonując decyzje Rady Ministrów, realizowane przeze mnie, działając w interesie polskiego państwa, w dobrej wierze, bez osobistych korzyści, są szykanowane i zastraszane przez instytucje, które powinny tego państwa i jego obywateli, w tym rolników, bronić"
- dodał.
Walka o rolnictwo
Obecnie toczy się batalia o rolnictwo. Jan Krzysztof Ardanowski jest w ofensywie.




