Waldemar Żyszkiewicz: Szok, niedowierzanie, Mazurek Dąbrowskiego

Dwa szokująco mocne posunięcia w ciągu miesiąca: w grudniu roszada premierów, w styczniu przemiana niepokornego rządu dobrej zmiany w rząd przynajmniej wizerunkowo przyjazny opozycji bezpardonowo wymachującej ulicą i zagranicą. Pozostaję zresztą z nadzieją, że wcale tak nie jest, niech jednak prezes Jarosław Kaczyński ma świadomość, że tak to właśnie z zewnątrz wygląda.
 Waldemar Żyszkiewicz: Szok, niedowierzanie, Mazurek Dąbrowskiego
/ screen YouTube
Piszę o posunięciach, ale to eufemizm. W istocie były to dwa mocne, bardzo mocne ciosy wymierzone w najbardziej wierny elektorat Prawa i Sprawiedliwości. W jego patriotyczne emocje, w najgłębsze polityczne przywiązania, w uznanie, jakie Polacy bezsprzecznie żywią dla premier Beaty Szydło, a także w ogromny szacunek dla osoby i zasług Antoniego Macierewicza... To również cios w graniczące dotąd z pewnością przeświadczenie, że prezes Kaczyński nie tylko wie, co robi, ale że, co istotne, zawsze wybiera rozwiązania najlepsze dla Rzeczypospolitej.

Skutki wstrząsu grudniowego udało się po fakcie trochę spacyfikować, bo sprzyjała temu absolutnie lojalna postawa obu premierów - Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego - oraz przedświąteczna atmosfera, która w Polsce wciąż jeszcze działa tonizująco. Tym razem będzie chyba gorzej, zwłaszcza że z perspektywy czasu podział promowanego przez trzy miesiące spektaklu pn. rekonstrukcja rządu na dwa akty z długą świąteczną przerwą wydaje się oczywisty. Cała dawka, jaką przyszykowało Polakom kierownictwo rządzącej formacji, zaaplikowana naraz byłaby raczej nie do przyjęcia.
 
Zimny chów elektoratu
Dla ustalenia pozycji wyjściowych: nie dysponuję żadną wiedzą insajderską o przyczynach i celach operacji pożegnania rządu z etykietką 'dobrej zmiany'. Dopuszczam myśl, że dotychczasowy szyld mógł się już nieco zużyć i jego zamiana miała całkiem pragmatyczny sens. Zakładam, że motywy powołania gabinetu premiera Morawieckiego były zbożne, a cele i strategia szefa nowego rządu znakomicie propolskie. Trudno nie dać mu na wejście kredytu zaufania i nie zaczekać z merytoryczną oceną do pierwszych owoców.

Ale nie ma też żadnych powodów, żeby nie oceniać sposobu powołania rządu Morawieckiego do istnienia. I w tej kwestii naprawdę trudno znaleźć choćby jedno dobre słowo. Opozycji praktycznie nie ma, zasobami politycznymi potrzebnymi do zmiany gabinetu rządząca koalicja dysponuje w całej rozciągłości (nie wyłączając głębokich rezerw po UD, UW czy PO), cóż więc przeszkadzało pomyśleć o wrażliwości własnego elektoratu i przed, a nie po fakcie, nawet w odpowiednio dyplomatycznych formułach powiadomić, było nie było, suwerena o swych politycznych zamiarach, o ich motywach, głębszych przesłankach, zakładanych celach.

Czy demokratyczne cackanie się w państwie prawnym obowiązuje jedynie np. w relacjach z gen. Dukaczewskim, politykami typu Schetyna czy Petru, z Wałęsą, KOD-em, Obywatelami RP, ale z obywatelami, którzy popierają PiS w wyborach już nie? Oczywiście deklaracji takiej nikt nie złoży, bo to jako przejaw dyskryminacji podpadałoby pod kompetencje rzecznika Bodnara, jednak praktyka polityczna z upodobaniem od lat ponawiana przez Jarosława Kaczyńskiego raczej właśnie taki stan rzeczy potwierdza. 
 
Jak to wygląda? Wcale nie wygląda
Bez względu na to, jakie kalkulacje polityczne czy wizerunkowe, taktyczne czy strategiczne wpłynęły na taki a nie inny przebieg zdarzeń w ciągu minionego półrocza (bo cezurą dla rządów dobrej zmiany stały  się niewątpliwie lipcowe weta prezydenta Dudy wobec dwóch ustaw sądowniczych), przebieg obu aktów tzw. rekonstrukcji rządu nosił znamiona w najlepszym razie mocno improwizowanej partaniny opartej na trudnej do pojęcia decyzyjnej biegunce albo stanowił próbę minimalizacji strat własnych przy zaspokajaniu jakichś niedających się zbyć żądań przemożnych, ale trudnych do zdefiniowania czynników politycznych.

Jedynie takie dwie wykładnie, obie zresztą mało chwalebne, tłumaczyłyby nadmierną spastyczność procesu przebudowy rządu, która to czynność należy przecież do elementarza praktyk politycznych w demokracji parlamentarnej. Owszem, wcale nie bywa z tym łatwo, co widzimy właśnie u sąsiadów zza Odry, tam idzie jednak na udry między politycznymi aspirantami do rządów, którzy występują z podniesioną przyłbicą, o czym (wprawdzie oględnie, ale jednak) niemiecka opinia publiczna jest informowana na bieżąco.

Tymczasem u nas szok emocjonalny połączony dysonansem poznawczym zafundowanym żelaznemu elektoratowi PiS, ale także ikonie tego elektoratu, czyli ministrowi MON Macierewiczowi, który o swej dymisji dowiedział się dopiero na kilka godzin przed faktem, świadczy o czymś zgoła innym. O czym? Ano właśnie... Myślę, że pobieżny przegląd ścieżek, jakimi pod wpływem szoku podążyła w sieci myśl komentatorów i blogerów zajmujących się tematyką polityczną, mógłby być przydatny dla prezesa Kaczyńskiego oraz kręgu jego bliskich współpracowników.  
 
Blogerzy na tropie wajchowego
Cezary Krysztopa, redaktor naczelny portalu Tysol.pl, trafnie zauważył, że w wyniku tej zmiany rządu "poczucie wpływu na władzę zostaje w niemałym stopniu zastąpione poczuciem dominacji zakulisowej gry koterii ponad wolą wyborców". A bloger Rosemann (Tysol.pl i Salon24) skrytykował Jarosława Kaczyńskiego za niewywiązanie się po raz kolejny z obowiązku "wyjaśnienia wyborcom, czemu się robi to, co się robi". W rezultacie tego zaniechania, emocje wzmocnione ostrym dysonansem poznawczym skutkowały falą najrozmaitszych spekulacji.

Zmianę tłumaczono przyczynami wewnątrzformacyjnymi: albo kapryśną arbitralnością i wszechwładzą prezesa PiS (Eska, Salon24), albo rosnącymi ambicjami politycznymi prezydenta Andrzeja Dudy (dość częsta diagnoza), ewentualnie teamu Duda-Gowin (Uparty, Blogmedia24.pl). Nie brakło też wskazań na naciski zewnętrzne: trwająca od dwóch lat presja UE lub oczekiwania części amerykańsko-żydowskiej finasjery (35stan, Salon24). Blogerka Elig (Salon24, Niezależni.pl) skutki takiej sytuacji, nawet w obliczu tych mocno zróżnicowanych wyjaśnień, skwitowała krótko: "rząd PiS został zdecydowanie osłabiony".

Owo wpisywanie zmiany ekipy rządzącej w Warszawie w szeroki kontekst geopolityczny nie powinno zaskakiwać nikogo, kto zdaje sobie sprawę, że nawet tak szczegółowa kwestia, skądinąd stanowiąca warunek naszej realnej suwerenności, jak dogłębne wyjaśnienie smoleńskiej enigmy jest uwikłana w znacznie szerszy układ odniesienia niż tylko trójkąt Warszawa-Berlin-Moskwa... Więc blogerom, jeśli nawet dają się nieraz ponieść zbyt fantastycznym spekulacjom, bardziej od wymówek należy się wdzięczność, że nie rezygnują z prób wyjaśniania zawiłych kwestii, w sprawie których - jak w przypadku tragedii pod Smoleńskiem - wiele wyspecjalizowanych agend państwa przez lata zwyczajnie abdykowało.
 
Suweren czy Ciemny Lud
A przecież można inaczej. I nie postuluję tu bynajmniej podawania dokładnej receptury na polityczną kiełbasę, co zwykle nie jest ani możliwe, ani nawet wskazane. Po prostu, wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby w przededniu tak zdumiewające zmiany ktoś miarodajny, a najlepiej prezes Kaczyński przemówił do ludzi, którzy na jego partię głosowali: jesteśmy drużyną, traktujemy rząd zadaniowo i na tym etapie musimy uformować go w kształcie radykalnie odmiennym, bo... coś tam, coś tam.

Mielibyśmy wtedy do czynienia z inną jakością relacji władza - elektorat, a sami bohaterowie wydarzeń też uniknęliby momentu nieprzyjemnego zaskoczenia połączonego z chwilowym brakiem tchu w piersiach. Nie byłoby też potrzeby późniejszego, dość powszechnie skrytykowanego odwoływania się do wiary w UFO, bo to jednak wyeksploatowany już sposób komunikowania się z własnymi wyborcami.

Nie wierzę oczywiście, żeby Jarosław Kaczyński o tym wszystkim nie wiedział. Jest znacznie gorzej: prezes PiS po prostu ignoruje problem. Ale w tej sytuacji uczciwiej byłoby porzucić kategorię suwerena na rzecz przysłowiowego Ciemnego Luda. Tyle że jego zasoby zdecydowanie się w Polsce kurczą.
 

Waldemar Żyszkiewicz
 
Pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego nr 158.

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Chińscy szpiedzy w Niemczech. Nowe zatrzymania z ostatniej chwili
Chińscy szpiedzy w Niemczech. Nowe zatrzymania

Współpracownik europosła prawicowo-narodowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD) został zatrzymany w Dreźnie pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin. Mężczyźnie zarzuca się przekazywanie informacji z Parlamentu Europejskiego oraz szpiegowanie chińskiej opozycji w Niemczech - przekazał prokurator generalny.

Abdykacja już pewna. Monarcha potwierdza z ostatniej chwili
Abdykacja już pewna. Monarcha potwierdza

Media obiegły sensacyjne informacje. Okazuje się, że kolejny monarcha z Europy zaplanował już abdykację.

PiS stawia na nowy kierunek? Stanisław Karczewski ujawnił nam swoje powyborcze przemyślenia tylko u nas
PiS stawia na nowy kierunek? Stanisław Karczewski ujawnił nam swoje powyborcze przemyślenia

- Młodzi wyborcy odchodzą od tej "koalicji 13 grudnia" ze względu na to, że jest ona niewiarygodna, nie realizuje swoich podstawowych obietnic z kampanii wyborczej. Młodzi zapewne dostrzegają, że to nie był program - mówię tutaj o Platformie Obywatelskiej - dla rozwoju Polski, był to jedynie zbitek wielu pomysłów, z których większość jest nierealizowana. Polacy nie lubią, jak się ich oszukuje, a Donald Tusk po prostu oszukał - powiedział senator Prawa i Sprawiedliwości, były marszałek Sejmu Stanisław Karczewski w wywiadzie dla Tysol.pl.

„Jest pan świnią”. Mariusz Kamiński opuścił posiedzenie komisji po pytaniu Jońskiego [WIDEO] z ostatniej chwili
„Jest pan świnią”. Mariusz Kamiński opuścił posiedzenie komisji po pytaniu Jońskiego [WIDEO]

We wtorek sejmowa komisja śledcza do spraw tzw. wyborów kopertowych przesłuchiwała byłego szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego. Po skandalicznym pytaniu, jakie zadał przewodniczący komisji Dariusz Joński, Mariusz Kamiński zdecydował się opuścić posiedzenie.

Wybory do Parlamentu Europejskiego: ważne zebranie PiS z ostatniej chwili
Wybory do Parlamentu Europejskiego: ważne zebranie PiS

Komitet Polityczny PiS w czwartek po południu będzie zatwierdzał listy kandydatów ugrupowania na wybory do PE; rejestracja list być może nastąpi w tym tygodniu. Ponadto w środę na wyjazdowym posiedzeniu zbierze się klub PiS - wynika z informacji PAP uzyskanych w ugrupowaniu.

Nie żyje uczestnik znanego programu. Ujawniono przyczynę z ostatniej chwili
Nie żyje uczestnik znanego programu. Ujawniono przyczynę

Ostatnio media obiegła informacja o śmierci jednego z uczestników znanego programu rozrywkowego „Gogglebox”. Wiadomo już, co się stało.

IMGW wydał ostrzeżenia pierwszego stopnia z ostatniej chwili
IMGW wydał ostrzeżenia pierwszego stopnia

Ostrzeżenie pierwszego stopnia przed przymrozkami w północnej i centralnej części woj. podlaskiego wydał we wtorek Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Na Suwalszczyźnie, zwanej polskim biegunem zimna, od kilku dni jest bardzo zimno.

Tarczyński do von der Leyen: Przegracie te wybory i dobrze o tym wiecie z ostatniej chwili
Tarczyński do von der Leyen: Przegracie te wybory i dobrze o tym wiecie

– To szaleństwo związane z Zielonym Ładem, pani przewodnicząca, zostanie powstrzymane. A wasze uśmiechy i dobry humor nie zmienią faktu, że konserwatyści sprawią, że Europa znów będzie wielka – powiedział europoseł PiS Dominik Tarczyński w Parlamencie Europejskim.

To koniec legendarnego serialu TVP? z ostatniej chwili
To koniec legendarnego serialu TVP?

Czy legendarny serial emitowany na antenie TVP ma się ku końcowi?

Potężna afera w Niemczech. Główny śledczy rezygnuje z ostatniej chwili
Potężna afera w Niemczech. Główny śledczy rezygnuje

Prokurator z Kolonii Anne Brorhilker, będąca głównym śledczym w sprawie afery Cum-Ex, złożyła rezygnację. Podczas prośby o dymisję mocno skrytykowała niemiecki wymiar sprawiedliwości.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Szok, niedowierzanie, Mazurek Dąbrowskiego

Dwa szokująco mocne posunięcia w ciągu miesiąca: w grudniu roszada premierów, w styczniu przemiana niepokornego rządu dobrej zmiany w rząd przynajmniej wizerunkowo przyjazny opozycji bezpardonowo wymachującej ulicą i zagranicą. Pozostaję zresztą z nadzieją, że wcale tak nie jest, niech jednak prezes Jarosław Kaczyński ma świadomość, że tak to właśnie z zewnątrz wygląda.
 Waldemar Żyszkiewicz: Szok, niedowierzanie, Mazurek Dąbrowskiego
/ screen YouTube
Piszę o posunięciach, ale to eufemizm. W istocie były to dwa mocne, bardzo mocne ciosy wymierzone w najbardziej wierny elektorat Prawa i Sprawiedliwości. W jego patriotyczne emocje, w najgłębsze polityczne przywiązania, w uznanie, jakie Polacy bezsprzecznie żywią dla premier Beaty Szydło, a także w ogromny szacunek dla osoby i zasług Antoniego Macierewicza... To również cios w graniczące dotąd z pewnością przeświadczenie, że prezes Kaczyński nie tylko wie, co robi, ale że, co istotne, zawsze wybiera rozwiązania najlepsze dla Rzeczypospolitej.

Skutki wstrząsu grudniowego udało się po fakcie trochę spacyfikować, bo sprzyjała temu absolutnie lojalna postawa obu premierów - Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego - oraz przedświąteczna atmosfera, która w Polsce wciąż jeszcze działa tonizująco. Tym razem będzie chyba gorzej, zwłaszcza że z perspektywy czasu podział promowanego przez trzy miesiące spektaklu pn. rekonstrukcja rządu na dwa akty z długą świąteczną przerwą wydaje się oczywisty. Cała dawka, jaką przyszykowało Polakom kierownictwo rządzącej formacji, zaaplikowana naraz byłaby raczej nie do przyjęcia.
 
Zimny chów elektoratu
Dla ustalenia pozycji wyjściowych: nie dysponuję żadną wiedzą insajderską o przyczynach i celach operacji pożegnania rządu z etykietką 'dobrej zmiany'. Dopuszczam myśl, że dotychczasowy szyld mógł się już nieco zużyć i jego zamiana miała całkiem pragmatyczny sens. Zakładam, że motywy powołania gabinetu premiera Morawieckiego były zbożne, a cele i strategia szefa nowego rządu znakomicie propolskie. Trudno nie dać mu na wejście kredytu zaufania i nie zaczekać z merytoryczną oceną do pierwszych owoców.

Ale nie ma też żadnych powodów, żeby nie oceniać sposobu powołania rządu Morawieckiego do istnienia. I w tej kwestii naprawdę trudno znaleźć choćby jedno dobre słowo. Opozycji praktycznie nie ma, zasobami politycznymi potrzebnymi do zmiany gabinetu rządząca koalicja dysponuje w całej rozciągłości (nie wyłączając głębokich rezerw po UD, UW czy PO), cóż więc przeszkadzało pomyśleć o wrażliwości własnego elektoratu i przed, a nie po fakcie, nawet w odpowiednio dyplomatycznych formułach powiadomić, było nie było, suwerena o swych politycznych zamiarach, o ich motywach, głębszych przesłankach, zakładanych celach.

Czy demokratyczne cackanie się w państwie prawnym obowiązuje jedynie np. w relacjach z gen. Dukaczewskim, politykami typu Schetyna czy Petru, z Wałęsą, KOD-em, Obywatelami RP, ale z obywatelami, którzy popierają PiS w wyborach już nie? Oczywiście deklaracji takiej nikt nie złoży, bo to jako przejaw dyskryminacji podpadałoby pod kompetencje rzecznika Bodnara, jednak praktyka polityczna z upodobaniem od lat ponawiana przez Jarosława Kaczyńskiego raczej właśnie taki stan rzeczy potwierdza. 
 
Jak to wygląda? Wcale nie wygląda
Bez względu na to, jakie kalkulacje polityczne czy wizerunkowe, taktyczne czy strategiczne wpłynęły na taki a nie inny przebieg zdarzeń w ciągu minionego półrocza (bo cezurą dla rządów dobrej zmiany stały  się niewątpliwie lipcowe weta prezydenta Dudy wobec dwóch ustaw sądowniczych), przebieg obu aktów tzw. rekonstrukcji rządu nosił znamiona w najlepszym razie mocno improwizowanej partaniny opartej na trudnej do pojęcia decyzyjnej biegunce albo stanowił próbę minimalizacji strat własnych przy zaspokajaniu jakichś niedających się zbyć żądań przemożnych, ale trudnych do zdefiniowania czynników politycznych.

Jedynie takie dwie wykładnie, obie zresztą mało chwalebne, tłumaczyłyby nadmierną spastyczność procesu przebudowy rządu, która to czynność należy przecież do elementarza praktyk politycznych w demokracji parlamentarnej. Owszem, wcale nie bywa z tym łatwo, co widzimy właśnie u sąsiadów zza Odry, tam idzie jednak na udry między politycznymi aspirantami do rządów, którzy występują z podniesioną przyłbicą, o czym (wprawdzie oględnie, ale jednak) niemiecka opinia publiczna jest informowana na bieżąco.

Tymczasem u nas szok emocjonalny połączony dysonansem poznawczym zafundowanym żelaznemu elektoratowi PiS, ale także ikonie tego elektoratu, czyli ministrowi MON Macierewiczowi, który o swej dymisji dowiedział się dopiero na kilka godzin przed faktem, świadczy o czymś zgoła innym. O czym? Ano właśnie... Myślę, że pobieżny przegląd ścieżek, jakimi pod wpływem szoku podążyła w sieci myśl komentatorów i blogerów zajmujących się tematyką polityczną, mógłby być przydatny dla prezesa Kaczyńskiego oraz kręgu jego bliskich współpracowników.  
 
Blogerzy na tropie wajchowego
Cezary Krysztopa, redaktor naczelny portalu Tysol.pl, trafnie zauważył, że w wyniku tej zmiany rządu "poczucie wpływu na władzę zostaje w niemałym stopniu zastąpione poczuciem dominacji zakulisowej gry koterii ponad wolą wyborców". A bloger Rosemann (Tysol.pl i Salon24) skrytykował Jarosława Kaczyńskiego za niewywiązanie się po raz kolejny z obowiązku "wyjaśnienia wyborcom, czemu się robi to, co się robi". W rezultacie tego zaniechania, emocje wzmocnione ostrym dysonansem poznawczym skutkowały falą najrozmaitszych spekulacji.

Zmianę tłumaczono przyczynami wewnątrzformacyjnymi: albo kapryśną arbitralnością i wszechwładzą prezesa PiS (Eska, Salon24), albo rosnącymi ambicjami politycznymi prezydenta Andrzeja Dudy (dość częsta diagnoza), ewentualnie teamu Duda-Gowin (Uparty, Blogmedia24.pl). Nie brakło też wskazań na naciski zewnętrzne: trwająca od dwóch lat presja UE lub oczekiwania części amerykańsko-żydowskiej finasjery (35stan, Salon24). Blogerka Elig (Salon24, Niezależni.pl) skutki takiej sytuacji, nawet w obliczu tych mocno zróżnicowanych wyjaśnień, skwitowała krótko: "rząd PiS został zdecydowanie osłabiony".

Owo wpisywanie zmiany ekipy rządzącej w Warszawie w szeroki kontekst geopolityczny nie powinno zaskakiwać nikogo, kto zdaje sobie sprawę, że nawet tak szczegółowa kwestia, skądinąd stanowiąca warunek naszej realnej suwerenności, jak dogłębne wyjaśnienie smoleńskiej enigmy jest uwikłana w znacznie szerszy układ odniesienia niż tylko trójkąt Warszawa-Berlin-Moskwa... Więc blogerom, jeśli nawet dają się nieraz ponieść zbyt fantastycznym spekulacjom, bardziej od wymówek należy się wdzięczność, że nie rezygnują z prób wyjaśniania zawiłych kwestii, w sprawie których - jak w przypadku tragedii pod Smoleńskiem - wiele wyspecjalizowanych agend państwa przez lata zwyczajnie abdykowało.
 
Suweren czy Ciemny Lud
A przecież można inaczej. I nie postuluję tu bynajmniej podawania dokładnej receptury na polityczną kiełbasę, co zwykle nie jest ani możliwe, ani nawet wskazane. Po prostu, wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby w przededniu tak zdumiewające zmiany ktoś miarodajny, a najlepiej prezes Kaczyński przemówił do ludzi, którzy na jego partię głosowali: jesteśmy drużyną, traktujemy rząd zadaniowo i na tym etapie musimy uformować go w kształcie radykalnie odmiennym, bo... coś tam, coś tam.

Mielibyśmy wtedy do czynienia z inną jakością relacji władza - elektorat, a sami bohaterowie wydarzeń też uniknęliby momentu nieprzyjemnego zaskoczenia połączonego z chwilowym brakiem tchu w piersiach. Nie byłoby też potrzeby późniejszego, dość powszechnie skrytykowanego odwoływania się do wiary w UFO, bo to jednak wyeksploatowany już sposób komunikowania się z własnymi wyborcami.

Nie wierzę oczywiście, żeby Jarosław Kaczyński o tym wszystkim nie wiedział. Jest znacznie gorzej: prezes PiS po prostu ignoruje problem. Ale w tej sytuacji uczciwiej byłoby porzucić kategorię suwerena na rzecz przysłowiowego Ciemnego Luda. Tyle że jego zasoby zdecydowanie się w Polsce kurczą.
 

Waldemar Żyszkiewicz
 
Pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego nr 158.


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe