1 marca 1951 roku, w więzieniu mokotowskim, został zamordowany ppłk Łukasz Ciepliński ps. "Pług"

W dniu 1 marca 1951 roku, w więzieniu mokotowskim w Warszawie zamordowany został ppłk Łukasz Ciepliński i sześciu jego podkomendnych, członków IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”: Adam Lazarowicz, Mieczysław Kawalec, Józef Rzepka, Franciszek Błażej, Józef Batory i Karol Chmiel. O rodzinie Łukasza na str. III
 1 marca 1951 roku, w więzieniu mokotowskim, został zamordowany ppłk Łukasz Ciepliński ps.
/ Zbiory Jerzy Klus

Niezrealizowany testament

W swoich grypsach z celi śmierci płk Łukasz Ciepliński, prezes IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, żegnając się z żoną i swoim malutkim synkiem pisał m.in.: „Andrzejku! (…) Cieszę się, że umierał będę jako katolik za Boga, Polak za Ojczyznę i człowiek za prawo i sprawiedliwość. Ja odchodzę, Ty zostaniesz, by w czyn wprowadzać pracę ojca. Wierzę w Ciebie! Błogosławię Ciebie! Matce Bożej polecam!” A w innym: „W tej ciężkiej dla mnie godzinie życia, świadomość, że ofiara moja nie pójdzie na marne, że niespełnione sny i marzenia nie zamknie nieznana mogiła, ale, że będziesz je realizował Ty, jest dla mnie wielkim szczęściem. Będę umierał w wierze, że nie zawiedziesz nadziei w Tobie pokładanych.” 

Płk Ciepliński przewidywał, że w komunistycznej Polsce jego rodzina może być szykanowana, lecz był przekonany, że zbrodniczy system wkrótce upadnie „Polska niepodległość, a człowiek pohańbiony godność ludzką, odzyska”. Niestety! Wprowadzony na sowieckich bagnetach komunizm trwał aż 45 lat, a Synowi Bohatera nie dane było zrealizować Testamentu Ojca…

Kilka zdań o Rodzinie Cieplińskich

Andrzeja - syna płk. Łukasza Cieplińskiego i Panią Jadwigę Cieplińską z Sicińskich – żonę Łukasza, a matkę Andrzeja, poznałem będąc kilkuletnim chłopcem w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Mogę jednak powiedzieć, że znałem ich od zawsze, gdyż odkąd sięgam pamięcią Andrzej był towarzyszem moich dziecięcych zabaw. Mieszkałem wówczas z rodzicami i moimi trzema siostrami w domu rodzinnym przy ulicy Grottgera w Rzeszowie. Dom składał się z ośmiu izb, w dwóch z nich zmuszona była pomieścić się nasza sześcioosobowa rodzina, a w dwóch kolejnych moje dwie ciotki i stryj, bo pozostałe izby władze miejskie przydzieliły lokatorom (dom był naszą własnością lecz podlegał zarządowi komunalnemu). Za domem było podwórko, a za nim dość duży ogród, będący doskonałym miejscem do dziecięcych zabaw.

Jedna z moich ciotek, Maria Klus, była dobrą znajomą Jadwigi Cieplińskiej. Pani Jadwiga, lub jak ją nazywaliśmy Pani Wisia, przychodziła do niej często ze swoim starszym ode mnie o rok synkiem Andrzejkiem, nazywanym przez nią pieszczotliwie Alusiem, a czasami także ze swoją sędziwą matką Józefą Sicińską. A ponieważ ciotka mieszkała w tym samym domu co my, w naturalny sposób staliśmy się znajomymi Cieplińskich, a Andrzejek towarzyszem moich dziecięcych zabaw. Najczęściej bawiliśmy się w ogrodzie naszego domu, ale bywałem także w mieszkaniu Cieplińskich, którzy mieszkali w starej kamienicy przy ulicy Turkienicza (obecnie ks. Jałowego).

Rodzina Sicińskich, skąd wywodziła się Jadwiga Cieplińska, należała przed wojną do bogatych. Sicińscy mieli przy ulicy Sobieskiego duży dom z ogrodem, a mąż Józefy był znanym i cenionym geodetą (śp. ks. Inf. Józef Sondej powiedział mi, że m.in. dokonywał on pomiarów pod budowę kościoła Chrystusa Króla). Jednak w okresie PRL Jadwiga Cieplińską, jej matka i synek cierpieli biedę.

Pani Wisia była bardzo miłą osobą, niezwykle ciepłą szczególnie dla dzieci. Potrafiła być wesołą, ale pod tą pozorną wesołością zauważyć można było głęboki smutek. Niekiedy widziałem, jak podczas prowadzenia z pozoru zwyczajnej, beztroskiej rozmowy zaczynały nagle cieknąć jej łzy. Nigdzie nie pracowała (podobno miała zakaz podejmowania pracy), utrzymując się głównie z robieniu swetrów na drutach i udzielaniu lekcji na pianinie. W latach 50-tych w jej mieszkaniu widziałem jeszcze nieco starych luksusowych mebli, które systematycznie wysprzedawała, by za uzyskane pieniądze kupić artykuły pierwszej potrzeby. 

Jej matka, Józefa Sicińska, była szczupłą stosunkowo niską kobietą, jak na swój wiek (urodziła się w 1875 roku) w bardzo dobrej kondycji. Była grzeczna, ale nerwowo reagowała gdy ktoś miał odmienne od niej zdanie, dotyczyło to nawet dzieci, które lubiła i zdarzało się, że opowiadała im o dawnych czasach. Nosiła długą do ziemi spódnicę.

Mieszkanie Cieplińskich składało się z kuchni i dwóch pokoi. Cieplińscy zajmowali ostatni pokój, do którego przechodziło się przez pokój zajmowany przez Marię Dzierżyńską - zasłużoną działaczkę WiN. Była ona kuzynką Jadwigi, a Andrzej zwracał się do niej przez ciociu. Dzierżyńska była osobą impulsywną. Pamiętam, jak pewnego razu, usłyszawszy w radiu jakieś kłamstwa na temat „bandytów” z WiN, wpadła do pokoju Cieplińskich krzycząc, że „jak oni mogą tak kłamać, gdy żyją jeszcze ludzie, którzy doskonale pamiętają jak było naprawdę!”.
Zarówno Jadwiga, jak i jej matka, bardzo kochały swojego Alusia i chyba zbyt nadmiernie go rozpieszczały. Spacerując z nim podczas chłodniejszych dni ubierały go w sweterki-płaszczyki, wykonywane na drutach przez Panią Wisię.

Tragedia Cieplińskich

Od najmłodszych lat słyszałem w domu o wielkiej tragedii, jaka dotknęła Cieplińskich. Opowiadała mi o niej zarówno ciotka, jak i mój ojciec. Jako dziecko nie znalem oczywiście szczegółów (zresztą znały je wtedy tylko nieliczne osoby) lecz wiedziałem, że ojciec Andrzejka był znanym działaczem podziemia antykomunistycznego i że zamordowany został strzałem w tył głowy, podobnie jak oficerowie polscy w Katyniu. Jednakże pouczano mnie w domu, że nie należy na ten temat rozmawiać z innymi osobami. Również w domu Cieplińskich na ogół nie poruszano tego tematu przy dzieciach, choć czasami wspominano przy nas o tragicznych losach płk. Cieplińskiego. Pamiętam, jak pewnego razu, podczas rozmowy o trudnych czasach, Pani Wisia wspomniała o śmierci ojca Andrzeja, a Andrzejek zamyślił się i powiedział, że jacy ci komuniści są źli, skoro zamordowali mi tatusia. Znacznie częściej rozmawiała Pani Wisia o tych sprawach z moją ciotką Marią, przekazując jej więcej szczegółów dotyczących m.in. swoich przeżyć związanych z aresztowaniem męża, jego procesem i tragiczną śmiercią. Ciotka w późniejszych latach zrelacjonowała mi te rozmowy. 

Z tego, co mi przekazała zapamiętałem, że Pani Wisia nie podejrzewała, że jej mąż mógł być zaangażowany w działalność w organizacji antykomunistycznej. Niepokoiło ją jednak to, że siedział czasami przez kilka godzin głęboko zamyślany i mimo jej nalegań nie chciał ujawnić o czym rozmyślał. Stąd też wielkim zaskoczeniem dla Pani Wisi było aresztowanie Łukasza przez UB i dopiero podczas jego procesu dowiedziała się, że nie tylko działał w konspiracji niepodległościowej, ale był jej przywódcą, jako prezes IV Zarządu Głównego WiN.

Po aresztowaniu płk. Cieplińskiego UB zorganizowało w mieszkaniu Cieplińskich tzw. „kocioł”, nie pozwalając pani Jadwidze na opuszczenie mieszkania, a zarazem zatrzymując w nim wszystkich, którzy tam przyszli (nawet zupełnie przypadkowe osoby). Długotrwała, stała obecność w mieszkaniu funkcjonariuszy UB (znanych z chamskiego zachowania i brutalności) nie pozwalała nawet na chwilę na zachowanie intymności. Dodatkowo, przypuszczając że być może wie ona coś na temat działalności męża, UB-cy podwali jej jakieś narkotyki lub środki psychotropowe. Z uwagi na to, że Pani Wisia była wtedy matką karmiącą, wszystko to musiało się w jakiś sposób odbić nie tylko na jej zdrowiu, ale także  na zdrowiu małego Andrzejka. Ciotka przypuszczała, że być może było to przyczyną tego, że Andrzejek stale później chorował.

Syn wroga ludu

Andrzej był stosunkowo dużym, dość grubym chłopcem, co osobom, które nie znały sytuacji materialnej Cieplińskich mogło sugerować, że był nadmiernie odżywiany, podczas gdy w rzeczywistości jego tusza była objawem chorobowym. Często chorował i być może z tego powodu był jak na swój wiek niezwykle spokojny i poważny. W gronie rówieśników miał opinię maminsynka, gdyż przebywał stale w towarzystwie matki i babki. Chodził z nimi na spacery, z wizytami i na wieczorne nabożeństwa w kościele bernardynów. Jako kilkuletni chłopiec został ministrantem. W zajmowanym przez Cieplińskich pokoju znajdowała się wnęka osłonięta kotarą, gdzie Andrzejek miał swój prywatny kącik, w którym bawił się i trzymał swoje zabawki.

Najczęściej bawiłem się z Andrzejem i innymi chłopcami w ogrodzie naszego domu, przeważnie w partyzantów (nieokreślonej formacji) i Niemców lub też w Indian i kowboi. Pamiętam, że pewnego razu, goniąc „Indianina” krzyczeliśmy na niego „ty czerwony diable” i zostaliśmy natychmiast przywołani do porządku przez dorosłych, że nie powinniśmy używać takich określeń, bo jakiś głupi milicjant uzna, że bawimy się w partyzantkę antykomunistyczną i będą z tego powodu poważne kłopoty. Podczas tych zabaw mój ojciec robił nam czasami zdjęcia.

Andrzej był wszechstronnie uzdolnionym chłopcem. Już jako kilkuletnie dziecko interesował się fotografią i historią fotografii (mając około dziesięciu lat opowiedział mi historię powstania firmy „Kodak”). Miał także zdolności do majsterkowania, w tym do konstruowania prostych urządzeń udogadniających życie. Jak wcześniej wspomniałem, do zajmowanego przez Cieplińskich pokoju wchodziło się przez pokój M. Dzierżyńskiej i kuchnię. Kuchnia ta oddzielona była od klatki schodowej solidnymi podwójnymi drzwiami, które dodatkowo ocieplono, obijając je kocami. Ponieważ w latach 50-tych Cieplińscy nie mieli przy drzwiach dzwonka elektrycznego, poprzez pukanie do drzwi nie sposób było powiadomić ich o przybyciu. Andrzej znalazł na to prosty sposób. Przewiercił jedne i drugie drzwi i przeciągnął przez nie cienki drut, od klatki schodowej zakończony uchwytem, a od strony kuchni niewielkim mosiężnym dzwonkiem. Cieplińscy posiadali stare pianino z przymocowanymi do niego lichtarzami na tradycyjne świece. Andrzej unowocześnił je montując w lichtarzach elektryczne żarówki imitujące świece. Podobnych udogodnień było więcej. Andrzej miał poetycką duszę i już jako kilkuletnie dziecko pisywał wiersze, z których Pani Wisia była bardzo dumna. Niejednokrotnie pokazywała mi je, zachęcając do przeczytania, ale mnie w tamtym czasie interesowały inne sprawy.

Obaj uczęszczaliśmy do Szkoły Podstawowej Nr 1 im. A. Mickiewicza, z tym, że Andrzej (będąc o rok starszym ode mnie) rozpoczął edukację w roku 1954, a ja w 1955. Choć uczyliśmy się w różnych klasach, spotykaliśmy się często na korytarzu szkolnym. Andrzej potrafił pięknie, z głębokim uczuciem, recytować wiersze, co natychmiast wykorzystały nauczycielki angażując go do recytowania wierszy podczas różnego rodzaju uroczystości szkolnych. Były to różne wiersze, w zależności od okoliczności, w jakich miał je recytować. Pamiętam, że podczas zakończenia roku szkolnego deklamował wiersz Staffa „Dwa wiatry”. Jednakże podczas rocznic świat komunistycznych zmuszony był recytować wiersze Broniewskiego, m.in.: „Towarzyszu więziennej celi”, „Na śmierć rewolucjonisty”, „Kłaniam się Rosyjskiej Rewolucji” itp. Z perspektywy lat oceniam angażowanie go przez nauczycielki do recytacji tego rodzaju utworów za co najmniej nietakt…

Obydwaj należeliśmy do funkcjonującej przy naszej szkole drużyny „Zuchów”. Każdy „Zuch” chciał mieć nóż-finkę, były one jednak wtedy bardzo drogie i tylko nielicznych rodziców stać było na ich zakup. Andrzej przychodził na zbiórki z przytroczonym do paska niewielkim kordzikiem w metalowej pochwie, którego rękojeść miała okładziny wykonane z jeleniego rogu. Bawił się nim także czasami w domu. Kordzik ten mógł być pamiątka po ojcu, gdyż przedwojenni oficerowie lubili tego rodzaju gadżety. Być może pamiątką po Łukaszu był także stary męski rower. Andrzej czasami na nim jeździł. Później, gdzieś na przełomie lat 50 i 60, by podreperować rodzinny budżet, Cieplińscy ten rower sprzedali. 

Dalsze losy Cieplińskich

Na początku lat 60-tych moje kontakty z rodziną Cieplińskich uległy pewnemu rozluźnieniu. Złożyło się na to kilka przyczyn. W pierwszym rzędzie było to związane z zabraniem nam w 1962 roku domu pod budowę dworca PKS. Przydzielono nam mieszkanie przy ówczesnej ulicy Obrońców Stalingradu (obecnie Hetmańskiej), a ciotkom i stryjkowi przy ul. Grottgera. A że Jadwiga Cieplińska przyjaźniła się z moją ciotką, przychodziła teraz głównie do niej, a do nas raczej sporadycznie. Dodatkowo, po ukończeniu szkoły podstawowej rozpoczęliśmy naukę w dwóch różnych liceach, ja w Nr 1 przy ul. 3-go Maja, a Andrzej w Nr 2 przy ul. Turkienicza.

Odwiedzałem wprawdzie nadal Andrzeja w jego domu, ale już znacznie rzadziej niż uprzednio, a Panią Wisię spotykałem głównie wtedy, gdy bywałem u ciotki, a ona przebywała u niej z wizytą. Andrzej starał się wszelkimi sposobami pomagać finansowo swojej matce, m.in. udzielając korepetycji mniej zdolnym uczniom. Dodatkowo, około połowy lat 60-tych, jako jeden z pierwszych fotografów-amatorów w Rzeszowie, rozpoczął wykonywanie odpłatnie zdjęć kolorowych, co chyba jednak nie przynosiło mu większych dochodów. We wspomnianej wcześniej wnęce w pokoju urządził ciemnię fotograficzną. Nie wiem skąd miał profesjonalny jak na tamte czasy aparat fotograficzny, który wtedy kosztował kilka tysięcy złotych, a także powiększalnik, kuwety itp. Osoba będąca szkolną koleżanką Andrzeja gdy pobierał nauki w L.O. Nr 2 mówiła mi, że Andrzej często bywał głodny. Zauważył to jeden z nauczycieli i wspomagał go w różny sposób, m.in. przynosząc mu do szkoły drugie śniadania.

Pomimo skrajnej biedy, Rodzina Cieplińskich starała się w miarę możliwości korzystać z dóbr kultury. Stąd też co jakiś czas Jadwiga Cieplińska udawała się z Andrzejem do pobliskiego Teatru im W. Siemaszkowej. Kupno biletów musiało się dla nich wiązać z wielkim wyrzeczeniem, choć możliwe jest także, że przekazywał im je za darmo jakiś znajomy aktor lub inny pracownik Teatru. Szczególnie lubili spektakle wystawiane na „Małej Scenie”. Jednym z pierwszych spektakli, jaki tam wystawiono po jej otwarciu była sztuka jakiegoś radzieckiego dramaturga nosząca chyba tytuł „Twój brat Abel” lub coś w tym rodzaju. Gdy kilka dni później odwiedziłem Andrzeja w jego domu, zarówno on, jak i jego mama wyrażali się o tej sztuce w superlatywach, podkreślając głęboki humanizm jej autora. Było to dla mnie zaskoczeniem, gdyż w tym czasie byłem głęboko uprzedzony do wszelkich wytworów kultury powstałych w Związku Sowieckim i ludzi, którzy je tworzyli. Dziwiłem się przy tym, że rodzina, która doznała tyle zła ze strony zbrodniczego systemu komunistycznego może odnosić się z szacunkiem do autora tworzącego i wystawianego w ZSRR. 

Człowiek Renesansu

Jak wcześniej wspomniałem Andrzej był wszechstronnie uzdolnionym chłopcem. Prawie z wszystkich przedmiotów uzyskiwał w szkole bardzo dobre oceny, ale z powodu ciągłych chorób zmuszony był powtórzyć klasę maturalną. Po zdaniu w 1966 roku matury, Andrzej rozpoczął studia w rzeszowskiej Wyższej Szkole Inżynieryjnej gdzie był w jakiś sposób szykanowany i zapewne z tej przyczyny przeniósł się do rzeszowskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej, gdzie studiował na kierunku „Wychowanie Techniczne”. Zetknął się tam z moja siostrą Lucyną.

- W roku akademickim 1970/71 na trzecim roku studiów pojawił się nowy student. Od razu rozpoznałam w nim Andrzeja Cieplińskiego, którego zapamiętałam z dzieciństwa, ale nie widziałam go od kilku lat. Zaczepiłam Andrzeja i przypomniałam mu się, chętnie nawiązał rozmowę


– wspomina po latach moja siostra.

Od tego czasu Andrzej znów zaczął częściej bywać w naszym domu. Chyba ostatni raz widziałem go na imieninach siostry, na których było także kilka koleżanek i kolegów z ich roku.

- Zdarzało mi się bywać u Andrzeja w domu. Jego mama – Pani Wisia, bardzo serdecznie mnie przyjęła. Była bardzo miłą, dobrą osobą, bez pretensji do świata. Andrzej nie utrzymywał z nikim bliższych stosunków, nie był rozrywkowy, nie mieszkał w akademiku, nie bywał tam, nie miał czasu na zabawę


– wspomina Lucyna.

Również ona zachwycona była wszechstronnymi zdolnościami Andrzeja, którego bez przesady określić można było jako „Człowieka Renesansu”.

- Uczyliśmy się razem do egzaminów z pedagogiki, historii wychowania, filozofii oraz ekonomii. Moje wielkie zdumienie wywoływała fenomenalna pamięć Andrzeja i umiejętność dostrzegania rzeczy ważnych podczas korzystania z zadanej nam lektury. Mieliśmy przedmiot Metodyka wychowania technicznego. Ćwiczenia prowadził młody asystent. Na każde zajęcia zadawał nam do przeczytania kilka tekstów i potem robił z nich kartkówki. Magister zadawał bardzo szczegółowe pytania. Trzeba było umieć odpowiedzieć konkretnymi zdaniami z przeczytanych lektur. Ja każdą książkę czytałam, podczas czytania robiłam notatki, potem w domu jeszcze kilka razy je przeglądałam. I nigdy nie udało mi się odpowiedzieć na wszystkie pytania. A Andrzej niczego nie notował i tylko on jeden był w stanie odpowiedzieć dokładnie tak, jak wymagał prowadzący zajęcia. To było niesamowite!


Miał przy tym ogromne zdolności manualne. Kiedy przyszłam do jego domu pierwszy raz, pokazywał mi stare krzesła, które dokładnie czyścił, bo chciał je odnowić i ponownie polakierować. Pomyślałam, że to syzyfowa praca. Krzesła były dość skomplikowane w budowie i samo oczyszczenie ich wydawało mi się niemożliwe. Pomyliłam się, Andrzej te krzesła zregenerował. W trakcie studiów mieliśmy różne pracownie.

Między innymi kowalstwo. Każdy z naszej grupy miał wykonać jakiś prosty przedmiot na zaliczenie. Nikomu nie udało się wykuć niczego sensownego, tylko Andrzej się uparł, że zrobi świecznik. Mocno się natrudził. I zrobił. Udało mu się też coś wykonać w pracowni szklarskiej, ale nie pamiętam co to było. Wymagało to jednak formowania z gorącego szkła. Pokazywał mi też paski i klamry do nich, które zrobił dla swojej przyszłej żony.

Andrzej zajmował się fotografiką od dość wczesnych lat. Z dumą pokazywał mi zdjęcia, które zrobił na ślubie Grażyny Marzec i Olgierda Łukaszewicza. Sama też robiłam zdjęcia. Miałam prosty radziecki aparat fotograficzny marki „Smiena”, ale nie miałam ciemni. Andrzej najpierw nauczył mnie, jak się wywołuje film i zdjęcia, a potem udostępnił mi ciemnię i pozwolił korzystać ze swojego powiększalnika i odczynników, nawet wtedy, kiedy nie było go w domu. Oczywiście nie nadużywałam tego pozwolenia, byłam tam chyba 3 razy – wspomina siostra.

Kolejna tragedia Cieplińskich

W 1971 roku Andrzej się ożenił. Swoją przyszłą żonę, Magdalenę, pochodzącą z Wielkopolski, poznał w Kamieniu Pomorskim, będąc na koncercie organowym, czy też zwiedzając wystawę instrumentów muzycznych. Po przyjeździe do Rzeszowa podjęła ona pracę w bibliotece WSP.

- Magda robiła na mnie i kolegach z naszego roku wrażenie bardzo poważnej, wręcz smutnej osoby. Po ślubie mieszkała jeszcze jakiś czas w Poznaniu. Odkąd zamieszkała w Rzeszowie nie bywałam już w domu Cieplińskich


– wspomina siostra.

Ich szczęście rodzinne nie trwało jednak długo. We wrześniu 1972 toku Andrzej przyszedł do Lucyny prosząc ją by się za niego modliła, nie wyjawiając dlaczego o to prosi. Pamiętam, że po tej rozmowie siostra była bardzo roztrzęsiona, gdyż Andrzej patrzył na nią niezwykle poważnie, a w jego głosie wyczuwalna była rozpacz. Zastanawialiśmy się, co się z nim dzieje.

- Opiekunem naszego roku był doktor Andrzej Reyman – chemik, człowiek ciepły, serdeczny i troskliwy. Kiedy zaczął się rok akademicki i Andrzej nie pojawił się na zajęciach doktor Reyman zapytał mnie, czy nie wiem, co się z nim dzieje. Opowiedziałam mu o słowach Andrzeja. Zaczął mnie pocieszać, że może to nic złego, że wszystko się wyjaśni. I wyjaśniło się, tylko że niepomyślnie


- wspomina Lucyna.

Niedługo potem, moja ciotka powiedziała mi, że Andrzej leży w szpitalu, ma raka, bardzo cierpi, ale ukrywa swój stan przed matką (dowiedziała się o tym ponoć od znajomej pielęgniarki). 23 grudnia 1972 roku Andrzej zmarł, w wieku zaledwie 25 lat.

- Z całego roku na pogrzebie byłam chyba tylko ja, chociaż uczestniczyło w nim wiele osób, również dawnych kolegów z WSI. Pochowano go w grobowcu rodziny Dzierżyńskich, w tej samej alejce, w której leży obecnie, tylko bardziej na lewo. Magdalena nie wytrzymała napięcia, zemdlała przy grobie


– wspomina siostra.

Po śmierci Andrzeja nie byłem już nigdy więcej w mieszkaniu Cieplińskich. Pani Wisia przyszła jeszcze raz, czy dwa razy do naszego domu, spotkałem ją natomiast kilka razy bywając w domu mojej ciotki. Witała się zawsze ze mną bardzo serdecznie. Po upływie dwóch, może trzech lat, Magdalena, wdowa po Andrzeju, prawdopodobnie za radą Pani Wisi, powróciła w swoje rodzinne strony i powtórnie wyszła za mąż. Nie zapomniała jednak o matce swojego pierwszego męża i wraz z nowym mężem odwiedzała ją.

Prawda zwyciężyła kłamstwo

Przez pozostałe lata swojego życia Pani Wisia żyła bardzo skromnie, wręcz ubogo… 

Losem wdowy po bohaterskim pułkowniku zainteresowali się w latach osiemdziesiątych członkowie podziemnej „Solidarności”, działający w Komitecie Pomocy Internowanym, Aresztowanym, Skazanym, Pozbawionym Pracy oraz Ich Rodzinom - przemianowanym później na Diecezjalny Zespół Charytatywno-Społeczny (funkcjonował przy rzeszowskim Klasztorze OO. Bernardynów) m.in.: dostarczając jej paczki żywnościowe, zakupując niezbędne do życia przedmioty, przyznając niewielkie zapomogi pieniężne*. Z ich inicjatywy do akcji pomocy włączyli się m.in. rzeszowscy Harcerze przynosząc jej do domu obiady. Pod koniec roku 1989 członkowie wspomnianego wyżej Zespołu Charytatywno-Społecznego wywalczyli przyznanie Pani Wisi specjalnej renty, którą niestety zdążyła pobrać jedynie trzy razy.

Jadwiga Cieplińska zmarła 16 stycznia 1990 roku. Nie doczekała wprawdzie oficjalnej rehabilitacji swojego męża, jednakże na kilka miesięcy przed śmiercią mogła już w oficjalnie wydawanych publikacjach przeczytać uczciwe teksty o działalności płk. Łukasza Cieplińskiego i jego męczeńskiej śmierci z rąk komunistycznych oprawców.

Znacznie wcześniej, bo w drugiej połowie lat 80-tych, mogła odczuwać satysfakcję z tego, że pomimo usilnych wysiłków komunistów, postaci jej bohaterskiego męża nie udało się wymazać z pamięci rzeszowian. Na początku kwietnia 1986 roku podczas II Katolickiego Tygodnia Historycznego - zorganizowanego przez Zespół Charytatywno-Społeczny (obywał się w Domu Katechetycznym Kościoła Farnego), prof. Jan Łopuszki (z Torunia) wygłosił prelekcję poświęconą wojennej działalności Łukasza Cieplińskiego, a ks. Michał Sternal (żołnierz, a zarazem kapelan AK, działacz WiN, przyjaciel i bliski współpracownik Ł. Cieplińskiego) uzupełnił ją emocjonalnym wystąpieniem, w którym zrelacjonował jego powojenną heroiczną działalność niepodległościową i ujawnił szczegóły męczeńskiej śmierci. Rok później, głównie z inicjatywy działaczy „S” z Zespołu Charytatywno-Społecznego, na grobowcu rodziny Sicińskich (gdzie m.in. pochowany jest Andrzej Ciepliński) wmurowana została tablica upamiętniająca płk. Cieplińskiego. A w 1988 roku w pierwszym numerze podziemnego kwartalnika społeczno-politycznego „Ultimatum” zamieszczona została część jego grypsów więziennych, wybrana i opracowana przez Zbigniewa K. Wójcika. Podobnych inicjatyw było więcej…

Na koniec krótka refleksja

Gdy w 1980 roku powstała „Solidarność” i zaczęto wreszcie (choć wtedy jeszcze nieśmiało) wspominać o tragicznych losach działaczy powojennego podziemia antykomunistycznego, żałowałem, że Andrzej nie dożył tej chwili. Jestem pewien, że po latach biedy, doznawania upokorzeń i szykan za bycie „synem wroga ludu” Andrzej skorzystałby ze sposobności upomnienia się w ukazujących się wydawnictwach niezależnych o pamięć o swoim Ojcu…

Jerzy Klus

* Tylko w roku 1986 przyznano jej trzy zapomogi po 5 tysięcy zł każda, zakupiono koc za 2 tys. 600 zł i upominek świąteczny za 300 zł (wartość pieniądza była wtedy niższa niż obecnie).




















P.S.
Informacja do zdjęć z żoną i synem Łukasza Cieplińskiego

Wszystkie znajdujące się w tym folderze zdjęcia wykonane zostały w połowie lat 50-tych w ogrodzie nieistniejącego już domu rodziny Klusów, w Rzeszowie przy ul. Grottgera 3. Teren, ma którym w tamtym czasie stał wspomniany dom z ogrodem (jak również budynki należące do różnych firm) został w 1962 roku przejęty przez przedsiębiorstwo PKS. Obecnie znajduje się tam Dworzec PKS. 

Zdjęcia 04 i 01 wykonane zostały we wrześniu 1955 roku. Widnieją na nich: Andrzej Ciepliński (wyższy blondynek) i Jerzy Klus.
Zdjęcia 05, 06, 07, 09 wykonane zostały we wrześniu 1955 roku, ale być może innego dnia niż poprzednie. Zdjęcie 05 przedstawia Jadwigę i Andrzeja Cieplińskich. Na zdjęciu 06 są: Jerzy Klus, Jadwiga Cieplińska i jej syn Andrzej. Na zdjęciu 07 jest sam Andrzej Ciepliński). Na zdjęciu 09 są (od lewej): Andrzej Ciepliński, Jerzy Klus, Jadwiga Cieplińska oraz Maria Klus (ciotka Jerzego Klusa).
Zdjęcia 02 i 03 wykonano w maju 1956 roku. Widnieją na nich od prawej (na lustrzanym odbiciu) od lewej: Andrzej Ciepliński, Tadeusz Bieda, Jerzy Klus.

Zdjęcia wykonane zostały przedwojennym aparatem firmy „Kodak” (skrzynkowym) na błonie formatu 6 x 9.
UWAGA! Skan zdjęć wykonany został z błony fotograficznej, stąd są one odbiciem lustrzane i przed umieszczeniem ich w gazecie wymagają odwrócenia.



Zdjęcia wykonane zostały przedwojennym aparatem firmy „Kodak” (skrzynkowym) na błonie formatu 6 x 9 w połowie lat 50-tych w ogrodzie nieistniejącego już domu rodziny Klusów w Rzeszowie przy ul. Grottgera 3. Tereny, na których w tamtym czasie stał wspomniany dom, jak również budynki należące do różnych firm zostały w 1962 roku przejęte przez przedsiębiorstwo PKS. Obecnie znajduje się tam Dworzec PKS. 

Zdjęcie 03 
Maj, 1956 r.Od lewej: Andrzej Ciepliński, Tadeusz Bieda, Jerzy Klus

05 
Wrzesień, 1955 r. Jadwiga i Andrzej Cieplińscy
07 
Wrzesień, 1955 r. Andrzej Ciepliński 
09 
Wrzesień, 1955 r. Od lewej: Andrzej Ciepliński, Jerzy Klus, Jadwiga Cieplińska oraz Maria Klus (ciotka Jerzego Klusa).
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Wicepremier Gawkowski stracił 100 tysięcy złotych z ostatniej chwili
Wicepremier Gawkowski stracił 100 tysięcy złotych

- Wczoraj dowiedziałem się, że auto, które legalnie kupiłem za 100 tys. zł. ma swojego „bliźniaka” we Francji, a mi sprzedano podrobioną w Polsce wersje. Finał jest taki, że samochód został zajęty przez Policję i Prokuraturę, a my z żoną straciliśmy 100 tys. zł - napisał w mediach społecznościowych Krzysztof Gawkowski.

Szokujące doniesienia ws. Dagmary Kaźmierskiej. Jest reakcja Polsatu z ostatniej chwili
Szokujące doniesienia ws. Dagmary Kaźmierskiej. Jest reakcja Polsatu

Polsat po cichu zareagował na doniesienia o mrocznej przeszłości celebrytki Dagmary Kaźmierskiej – informuje serwis plejada.pl.

Kaczyński reaguje na słowa Sikorskiego: Polska suwerenność ma stać się incydentem historycznym z ostatniej chwili
Kaczyński reaguje na słowa Sikorskiego: Polska suwerenność ma stać się incydentem historycznym

W ocenie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego projektowane zmiany w traktatach UE "oznaczają, że Polska właściwie we wszystkich ważnych sprawach całkowicie i zupełnie traci suwerenność". Podkreślił, że PiS takim zmianom traktatowym w UE mówi "jasno i twardo: nie".

Hiszpańskie media: FC Barcelona chce zastąpić Roberta Lewandowskiego z ostatniej chwili
Hiszpańskie media: FC Barcelona chce zastąpić Roberta Lewandowskiego

Władze FC Barcelony są zainteresowane sprowadzeniem jednego z zawodników angielskiego klubu Newcastle na miejsce polskiego napastnika Roberta Lewandowskiego” - napisał w czwartek wydawany w Madrycie dziennik “Que!”.

Niemieckie media: Rząd w Berlinie oszukany ws. elektrowni atomowych z ostatniej chwili
Niemieckie media: Rząd w Berlinie oszukany ws. elektrowni atomowych

Pracownicy niemieckiego Ministerstwa Gospodarki i Środowiska mieli ignorować obawy dotyczące wycofania się z energii jądrowej zgodnie z harmonogramem – informuje magazyn "Cicero". Ministerstwo Gospodarki zaprzecza oskarżeniom.

To już koniec wczasów all inclusive jakie znamy? z ostatniej chwili
To już koniec wczasów all inclusive jakie znamy?

W Turcji pojawiły się pomysł przekształcenia popularnej formuły wyżywienia all inclusive, aby "była ona zgodna z zasadami zrównoważonego rozwoju". Taką propozycję wysnuł prezes tureckiego stowarzyszenia menedżerów hoteli.

Spotkanie Tusk-Duda odwołane. Podano powód z ostatniej chwili
Spotkanie Tusk-Duda odwołane. Podano powód

Ze względu na zaawansowaną formą zapalenia płuc, aktywność pana premiera Donalda Tuska, w najbliższych dniach nie będzie możliwa - powiedział szef KPRP Jan Grabiec pytany o to, czy premier skorzysta z zaproszenie prezydenta i pojawi się 1 maja w Pałacu Prezydenckim.

Nie żyje żołnierz WOT. Pełnił służbę na granicy z Białorusią z ostatniej chwili
Nie żyje żołnierz WOT. Pełnił służbę na granicy z Białorusią

"Z ogromnym smutkiem i żalem informujemy o śmierci naszego żołnierza z 14 Zachodniopomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej, który zmarł z przyczyn naturalnych podczas pełnienia służby na granicy polsko-białoruskiej" – poinformowano w komunikacie WOT.

„W warszawskiej PO panika. Kierwiński został politycznie zabity” z ostatniej chwili
„W warszawskiej PO panika. Kierwiński został politycznie zabity”

Na łamach „Wprost” red. Joanna Miziołek opisuje kulisy nadchodzącej zmiany na stanowisku szefa MSWiA. Okazuje się, że decyzja Donalda Tuska o wysłaniu Kierwińskiego do Parlamentu Europejskiego zszokowała samego zainteresowanego. 

Pożegnano Polaka zamordowanego w Sztokholmie z ostatniej chwili
Pożegnano Polaka zamordowanego w Sztokholmie

Na cmentarzu św. Botwida w Huddinge pod Sztokholmem pożegnano w czwartek Polaka zamordowanego na początku kwietnia w stolicy Szwecji.

REKLAMA

1 marca 1951 roku, w więzieniu mokotowskim, został zamordowany ppłk Łukasz Ciepliński ps. "Pług"

W dniu 1 marca 1951 roku, w więzieniu mokotowskim w Warszawie zamordowany został ppłk Łukasz Ciepliński i sześciu jego podkomendnych, członków IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”: Adam Lazarowicz, Mieczysław Kawalec, Józef Rzepka, Franciszek Błażej, Józef Batory i Karol Chmiel. O rodzinie Łukasza na str. III
 1 marca 1951 roku, w więzieniu mokotowskim, został zamordowany ppłk Łukasz Ciepliński ps.
/ Zbiory Jerzy Klus

Niezrealizowany testament

W swoich grypsach z celi śmierci płk Łukasz Ciepliński, prezes IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, żegnając się z żoną i swoim malutkim synkiem pisał m.in.: „Andrzejku! (…) Cieszę się, że umierał będę jako katolik za Boga, Polak za Ojczyznę i człowiek za prawo i sprawiedliwość. Ja odchodzę, Ty zostaniesz, by w czyn wprowadzać pracę ojca. Wierzę w Ciebie! Błogosławię Ciebie! Matce Bożej polecam!” A w innym: „W tej ciężkiej dla mnie godzinie życia, świadomość, że ofiara moja nie pójdzie na marne, że niespełnione sny i marzenia nie zamknie nieznana mogiła, ale, że będziesz je realizował Ty, jest dla mnie wielkim szczęściem. Będę umierał w wierze, że nie zawiedziesz nadziei w Tobie pokładanych.” 

Płk Ciepliński przewidywał, że w komunistycznej Polsce jego rodzina może być szykanowana, lecz był przekonany, że zbrodniczy system wkrótce upadnie „Polska niepodległość, a człowiek pohańbiony godność ludzką, odzyska”. Niestety! Wprowadzony na sowieckich bagnetach komunizm trwał aż 45 lat, a Synowi Bohatera nie dane było zrealizować Testamentu Ojca…

Kilka zdań o Rodzinie Cieplińskich

Andrzeja - syna płk. Łukasza Cieplińskiego i Panią Jadwigę Cieplińską z Sicińskich – żonę Łukasza, a matkę Andrzeja, poznałem będąc kilkuletnim chłopcem w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Mogę jednak powiedzieć, że znałem ich od zawsze, gdyż odkąd sięgam pamięcią Andrzej był towarzyszem moich dziecięcych zabaw. Mieszkałem wówczas z rodzicami i moimi trzema siostrami w domu rodzinnym przy ulicy Grottgera w Rzeszowie. Dom składał się z ośmiu izb, w dwóch z nich zmuszona była pomieścić się nasza sześcioosobowa rodzina, a w dwóch kolejnych moje dwie ciotki i stryj, bo pozostałe izby władze miejskie przydzieliły lokatorom (dom był naszą własnością lecz podlegał zarządowi komunalnemu). Za domem było podwórko, a za nim dość duży ogród, będący doskonałym miejscem do dziecięcych zabaw.

Jedna z moich ciotek, Maria Klus, była dobrą znajomą Jadwigi Cieplińskiej. Pani Jadwiga, lub jak ją nazywaliśmy Pani Wisia, przychodziła do niej często ze swoim starszym ode mnie o rok synkiem Andrzejkiem, nazywanym przez nią pieszczotliwie Alusiem, a czasami także ze swoją sędziwą matką Józefą Sicińską. A ponieważ ciotka mieszkała w tym samym domu co my, w naturalny sposób staliśmy się znajomymi Cieplińskich, a Andrzejek towarzyszem moich dziecięcych zabaw. Najczęściej bawiliśmy się w ogrodzie naszego domu, ale bywałem także w mieszkaniu Cieplińskich, którzy mieszkali w starej kamienicy przy ulicy Turkienicza (obecnie ks. Jałowego).

Rodzina Sicińskich, skąd wywodziła się Jadwiga Cieplińska, należała przed wojną do bogatych. Sicińscy mieli przy ulicy Sobieskiego duży dom z ogrodem, a mąż Józefy był znanym i cenionym geodetą (śp. ks. Inf. Józef Sondej powiedział mi, że m.in. dokonywał on pomiarów pod budowę kościoła Chrystusa Króla). Jednak w okresie PRL Jadwiga Cieplińską, jej matka i synek cierpieli biedę.

Pani Wisia była bardzo miłą osobą, niezwykle ciepłą szczególnie dla dzieci. Potrafiła być wesołą, ale pod tą pozorną wesołością zauważyć można było głęboki smutek. Niekiedy widziałem, jak podczas prowadzenia z pozoru zwyczajnej, beztroskiej rozmowy zaczynały nagle cieknąć jej łzy. Nigdzie nie pracowała (podobno miała zakaz podejmowania pracy), utrzymując się głównie z robieniu swetrów na drutach i udzielaniu lekcji na pianinie. W latach 50-tych w jej mieszkaniu widziałem jeszcze nieco starych luksusowych mebli, które systematycznie wysprzedawała, by za uzyskane pieniądze kupić artykuły pierwszej potrzeby. 

Jej matka, Józefa Sicińska, była szczupłą stosunkowo niską kobietą, jak na swój wiek (urodziła się w 1875 roku) w bardzo dobrej kondycji. Była grzeczna, ale nerwowo reagowała gdy ktoś miał odmienne od niej zdanie, dotyczyło to nawet dzieci, które lubiła i zdarzało się, że opowiadała im o dawnych czasach. Nosiła długą do ziemi spódnicę.

Mieszkanie Cieplińskich składało się z kuchni i dwóch pokoi. Cieplińscy zajmowali ostatni pokój, do którego przechodziło się przez pokój zajmowany przez Marię Dzierżyńską - zasłużoną działaczkę WiN. Była ona kuzynką Jadwigi, a Andrzej zwracał się do niej przez ciociu. Dzierżyńska była osobą impulsywną. Pamiętam, jak pewnego razu, usłyszawszy w radiu jakieś kłamstwa na temat „bandytów” z WiN, wpadła do pokoju Cieplińskich krzycząc, że „jak oni mogą tak kłamać, gdy żyją jeszcze ludzie, którzy doskonale pamiętają jak było naprawdę!”.
Zarówno Jadwiga, jak i jej matka, bardzo kochały swojego Alusia i chyba zbyt nadmiernie go rozpieszczały. Spacerując z nim podczas chłodniejszych dni ubierały go w sweterki-płaszczyki, wykonywane na drutach przez Panią Wisię.

Tragedia Cieplińskich

Od najmłodszych lat słyszałem w domu o wielkiej tragedii, jaka dotknęła Cieplińskich. Opowiadała mi o niej zarówno ciotka, jak i mój ojciec. Jako dziecko nie znalem oczywiście szczegółów (zresztą znały je wtedy tylko nieliczne osoby) lecz wiedziałem, że ojciec Andrzejka był znanym działaczem podziemia antykomunistycznego i że zamordowany został strzałem w tył głowy, podobnie jak oficerowie polscy w Katyniu. Jednakże pouczano mnie w domu, że nie należy na ten temat rozmawiać z innymi osobami. Również w domu Cieplińskich na ogół nie poruszano tego tematu przy dzieciach, choć czasami wspominano przy nas o tragicznych losach płk. Cieplińskiego. Pamiętam, jak pewnego razu, podczas rozmowy o trudnych czasach, Pani Wisia wspomniała o śmierci ojca Andrzeja, a Andrzejek zamyślił się i powiedział, że jacy ci komuniści są źli, skoro zamordowali mi tatusia. Znacznie częściej rozmawiała Pani Wisia o tych sprawach z moją ciotką Marią, przekazując jej więcej szczegółów dotyczących m.in. swoich przeżyć związanych z aresztowaniem męża, jego procesem i tragiczną śmiercią. Ciotka w późniejszych latach zrelacjonowała mi te rozmowy. 

Z tego, co mi przekazała zapamiętałem, że Pani Wisia nie podejrzewała, że jej mąż mógł być zaangażowany w działalność w organizacji antykomunistycznej. Niepokoiło ją jednak to, że siedział czasami przez kilka godzin głęboko zamyślany i mimo jej nalegań nie chciał ujawnić o czym rozmyślał. Stąd też wielkim zaskoczeniem dla Pani Wisi było aresztowanie Łukasza przez UB i dopiero podczas jego procesu dowiedziała się, że nie tylko działał w konspiracji niepodległościowej, ale był jej przywódcą, jako prezes IV Zarządu Głównego WiN.

Po aresztowaniu płk. Cieplińskiego UB zorganizowało w mieszkaniu Cieplińskich tzw. „kocioł”, nie pozwalając pani Jadwidze na opuszczenie mieszkania, a zarazem zatrzymując w nim wszystkich, którzy tam przyszli (nawet zupełnie przypadkowe osoby). Długotrwała, stała obecność w mieszkaniu funkcjonariuszy UB (znanych z chamskiego zachowania i brutalności) nie pozwalała nawet na chwilę na zachowanie intymności. Dodatkowo, przypuszczając że być może wie ona coś na temat działalności męża, UB-cy podwali jej jakieś narkotyki lub środki psychotropowe. Z uwagi na to, że Pani Wisia była wtedy matką karmiącą, wszystko to musiało się w jakiś sposób odbić nie tylko na jej zdrowiu, ale także  na zdrowiu małego Andrzejka. Ciotka przypuszczała, że być może było to przyczyną tego, że Andrzejek stale później chorował.

Syn wroga ludu

Andrzej był stosunkowo dużym, dość grubym chłopcem, co osobom, które nie znały sytuacji materialnej Cieplińskich mogło sugerować, że był nadmiernie odżywiany, podczas gdy w rzeczywistości jego tusza była objawem chorobowym. Często chorował i być może z tego powodu był jak na swój wiek niezwykle spokojny i poważny. W gronie rówieśników miał opinię maminsynka, gdyż przebywał stale w towarzystwie matki i babki. Chodził z nimi na spacery, z wizytami i na wieczorne nabożeństwa w kościele bernardynów. Jako kilkuletni chłopiec został ministrantem. W zajmowanym przez Cieplińskich pokoju znajdowała się wnęka osłonięta kotarą, gdzie Andrzejek miał swój prywatny kącik, w którym bawił się i trzymał swoje zabawki.

Najczęściej bawiłem się z Andrzejem i innymi chłopcami w ogrodzie naszego domu, przeważnie w partyzantów (nieokreślonej formacji) i Niemców lub też w Indian i kowboi. Pamiętam, że pewnego razu, goniąc „Indianina” krzyczeliśmy na niego „ty czerwony diable” i zostaliśmy natychmiast przywołani do porządku przez dorosłych, że nie powinniśmy używać takich określeń, bo jakiś głupi milicjant uzna, że bawimy się w partyzantkę antykomunistyczną i będą z tego powodu poważne kłopoty. Podczas tych zabaw mój ojciec robił nam czasami zdjęcia.

Andrzej był wszechstronnie uzdolnionym chłopcem. Już jako kilkuletnie dziecko interesował się fotografią i historią fotografii (mając około dziesięciu lat opowiedział mi historię powstania firmy „Kodak”). Miał także zdolności do majsterkowania, w tym do konstruowania prostych urządzeń udogadniających życie. Jak wcześniej wspomniałem, do zajmowanego przez Cieplińskich pokoju wchodziło się przez pokój M. Dzierżyńskiej i kuchnię. Kuchnia ta oddzielona była od klatki schodowej solidnymi podwójnymi drzwiami, które dodatkowo ocieplono, obijając je kocami. Ponieważ w latach 50-tych Cieplińscy nie mieli przy drzwiach dzwonka elektrycznego, poprzez pukanie do drzwi nie sposób było powiadomić ich o przybyciu. Andrzej znalazł na to prosty sposób. Przewiercił jedne i drugie drzwi i przeciągnął przez nie cienki drut, od klatki schodowej zakończony uchwytem, a od strony kuchni niewielkim mosiężnym dzwonkiem. Cieplińscy posiadali stare pianino z przymocowanymi do niego lichtarzami na tradycyjne świece. Andrzej unowocześnił je montując w lichtarzach elektryczne żarówki imitujące świece. Podobnych udogodnień było więcej. Andrzej miał poetycką duszę i już jako kilkuletnie dziecko pisywał wiersze, z których Pani Wisia była bardzo dumna. Niejednokrotnie pokazywała mi je, zachęcając do przeczytania, ale mnie w tamtym czasie interesowały inne sprawy.

Obaj uczęszczaliśmy do Szkoły Podstawowej Nr 1 im. A. Mickiewicza, z tym, że Andrzej (będąc o rok starszym ode mnie) rozpoczął edukację w roku 1954, a ja w 1955. Choć uczyliśmy się w różnych klasach, spotykaliśmy się często na korytarzu szkolnym. Andrzej potrafił pięknie, z głębokim uczuciem, recytować wiersze, co natychmiast wykorzystały nauczycielki angażując go do recytowania wierszy podczas różnego rodzaju uroczystości szkolnych. Były to różne wiersze, w zależności od okoliczności, w jakich miał je recytować. Pamiętam, że podczas zakończenia roku szkolnego deklamował wiersz Staffa „Dwa wiatry”. Jednakże podczas rocznic świat komunistycznych zmuszony był recytować wiersze Broniewskiego, m.in.: „Towarzyszu więziennej celi”, „Na śmierć rewolucjonisty”, „Kłaniam się Rosyjskiej Rewolucji” itp. Z perspektywy lat oceniam angażowanie go przez nauczycielki do recytacji tego rodzaju utworów za co najmniej nietakt…

Obydwaj należeliśmy do funkcjonującej przy naszej szkole drużyny „Zuchów”. Każdy „Zuch” chciał mieć nóż-finkę, były one jednak wtedy bardzo drogie i tylko nielicznych rodziców stać było na ich zakup. Andrzej przychodził na zbiórki z przytroczonym do paska niewielkim kordzikiem w metalowej pochwie, którego rękojeść miała okładziny wykonane z jeleniego rogu. Bawił się nim także czasami w domu. Kordzik ten mógł być pamiątka po ojcu, gdyż przedwojenni oficerowie lubili tego rodzaju gadżety. Być może pamiątką po Łukaszu był także stary męski rower. Andrzej czasami na nim jeździł. Później, gdzieś na przełomie lat 50 i 60, by podreperować rodzinny budżet, Cieplińscy ten rower sprzedali. 

Dalsze losy Cieplińskich

Na początku lat 60-tych moje kontakty z rodziną Cieplińskich uległy pewnemu rozluźnieniu. Złożyło się na to kilka przyczyn. W pierwszym rzędzie było to związane z zabraniem nam w 1962 roku domu pod budowę dworca PKS. Przydzielono nam mieszkanie przy ówczesnej ulicy Obrońców Stalingradu (obecnie Hetmańskiej), a ciotkom i stryjkowi przy ul. Grottgera. A że Jadwiga Cieplińska przyjaźniła się z moją ciotką, przychodziła teraz głównie do niej, a do nas raczej sporadycznie. Dodatkowo, po ukończeniu szkoły podstawowej rozpoczęliśmy naukę w dwóch różnych liceach, ja w Nr 1 przy ul. 3-go Maja, a Andrzej w Nr 2 przy ul. Turkienicza.

Odwiedzałem wprawdzie nadal Andrzeja w jego domu, ale już znacznie rzadziej niż uprzednio, a Panią Wisię spotykałem głównie wtedy, gdy bywałem u ciotki, a ona przebywała u niej z wizytą. Andrzej starał się wszelkimi sposobami pomagać finansowo swojej matce, m.in. udzielając korepetycji mniej zdolnym uczniom. Dodatkowo, około połowy lat 60-tych, jako jeden z pierwszych fotografów-amatorów w Rzeszowie, rozpoczął wykonywanie odpłatnie zdjęć kolorowych, co chyba jednak nie przynosiło mu większych dochodów. We wspomnianej wcześniej wnęce w pokoju urządził ciemnię fotograficzną. Nie wiem skąd miał profesjonalny jak na tamte czasy aparat fotograficzny, który wtedy kosztował kilka tysięcy złotych, a także powiększalnik, kuwety itp. Osoba będąca szkolną koleżanką Andrzeja gdy pobierał nauki w L.O. Nr 2 mówiła mi, że Andrzej często bywał głodny. Zauważył to jeden z nauczycieli i wspomagał go w różny sposób, m.in. przynosząc mu do szkoły drugie śniadania.

Pomimo skrajnej biedy, Rodzina Cieplińskich starała się w miarę możliwości korzystać z dóbr kultury. Stąd też co jakiś czas Jadwiga Cieplińska udawała się z Andrzejem do pobliskiego Teatru im W. Siemaszkowej. Kupno biletów musiało się dla nich wiązać z wielkim wyrzeczeniem, choć możliwe jest także, że przekazywał im je za darmo jakiś znajomy aktor lub inny pracownik Teatru. Szczególnie lubili spektakle wystawiane na „Małej Scenie”. Jednym z pierwszych spektakli, jaki tam wystawiono po jej otwarciu była sztuka jakiegoś radzieckiego dramaturga nosząca chyba tytuł „Twój brat Abel” lub coś w tym rodzaju. Gdy kilka dni później odwiedziłem Andrzeja w jego domu, zarówno on, jak i jego mama wyrażali się o tej sztuce w superlatywach, podkreślając głęboki humanizm jej autora. Było to dla mnie zaskoczeniem, gdyż w tym czasie byłem głęboko uprzedzony do wszelkich wytworów kultury powstałych w Związku Sowieckim i ludzi, którzy je tworzyli. Dziwiłem się przy tym, że rodzina, która doznała tyle zła ze strony zbrodniczego systemu komunistycznego może odnosić się z szacunkiem do autora tworzącego i wystawianego w ZSRR. 

Człowiek Renesansu

Jak wcześniej wspomniałem Andrzej był wszechstronnie uzdolnionym chłopcem. Prawie z wszystkich przedmiotów uzyskiwał w szkole bardzo dobre oceny, ale z powodu ciągłych chorób zmuszony był powtórzyć klasę maturalną. Po zdaniu w 1966 roku matury, Andrzej rozpoczął studia w rzeszowskiej Wyższej Szkole Inżynieryjnej gdzie był w jakiś sposób szykanowany i zapewne z tej przyczyny przeniósł się do rzeszowskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej, gdzie studiował na kierunku „Wychowanie Techniczne”. Zetknął się tam z moja siostrą Lucyną.

- W roku akademickim 1970/71 na trzecim roku studiów pojawił się nowy student. Od razu rozpoznałam w nim Andrzeja Cieplińskiego, którego zapamiętałam z dzieciństwa, ale nie widziałam go od kilku lat. Zaczepiłam Andrzeja i przypomniałam mu się, chętnie nawiązał rozmowę


– wspomina po latach moja siostra.

Od tego czasu Andrzej znów zaczął częściej bywać w naszym domu. Chyba ostatni raz widziałem go na imieninach siostry, na których było także kilka koleżanek i kolegów z ich roku.

- Zdarzało mi się bywać u Andrzeja w domu. Jego mama – Pani Wisia, bardzo serdecznie mnie przyjęła. Była bardzo miłą, dobrą osobą, bez pretensji do świata. Andrzej nie utrzymywał z nikim bliższych stosunków, nie był rozrywkowy, nie mieszkał w akademiku, nie bywał tam, nie miał czasu na zabawę


– wspomina Lucyna.

Również ona zachwycona była wszechstronnymi zdolnościami Andrzeja, którego bez przesady określić można było jako „Człowieka Renesansu”.

- Uczyliśmy się razem do egzaminów z pedagogiki, historii wychowania, filozofii oraz ekonomii. Moje wielkie zdumienie wywoływała fenomenalna pamięć Andrzeja i umiejętność dostrzegania rzeczy ważnych podczas korzystania z zadanej nam lektury. Mieliśmy przedmiot Metodyka wychowania technicznego. Ćwiczenia prowadził młody asystent. Na każde zajęcia zadawał nam do przeczytania kilka tekstów i potem robił z nich kartkówki. Magister zadawał bardzo szczegółowe pytania. Trzeba było umieć odpowiedzieć konkretnymi zdaniami z przeczytanych lektur. Ja każdą książkę czytałam, podczas czytania robiłam notatki, potem w domu jeszcze kilka razy je przeglądałam. I nigdy nie udało mi się odpowiedzieć na wszystkie pytania. A Andrzej niczego nie notował i tylko on jeden był w stanie odpowiedzieć dokładnie tak, jak wymagał prowadzący zajęcia. To było niesamowite!


Miał przy tym ogromne zdolności manualne. Kiedy przyszłam do jego domu pierwszy raz, pokazywał mi stare krzesła, które dokładnie czyścił, bo chciał je odnowić i ponownie polakierować. Pomyślałam, że to syzyfowa praca. Krzesła były dość skomplikowane w budowie i samo oczyszczenie ich wydawało mi się niemożliwe. Pomyliłam się, Andrzej te krzesła zregenerował. W trakcie studiów mieliśmy różne pracownie.

Między innymi kowalstwo. Każdy z naszej grupy miał wykonać jakiś prosty przedmiot na zaliczenie. Nikomu nie udało się wykuć niczego sensownego, tylko Andrzej się uparł, że zrobi świecznik. Mocno się natrudził. I zrobił. Udało mu się też coś wykonać w pracowni szklarskiej, ale nie pamiętam co to było. Wymagało to jednak formowania z gorącego szkła. Pokazywał mi też paski i klamry do nich, które zrobił dla swojej przyszłej żony.

Andrzej zajmował się fotografiką od dość wczesnych lat. Z dumą pokazywał mi zdjęcia, które zrobił na ślubie Grażyny Marzec i Olgierda Łukaszewicza. Sama też robiłam zdjęcia. Miałam prosty radziecki aparat fotograficzny marki „Smiena”, ale nie miałam ciemni. Andrzej najpierw nauczył mnie, jak się wywołuje film i zdjęcia, a potem udostępnił mi ciemnię i pozwolił korzystać ze swojego powiększalnika i odczynników, nawet wtedy, kiedy nie było go w domu. Oczywiście nie nadużywałam tego pozwolenia, byłam tam chyba 3 razy – wspomina siostra.

Kolejna tragedia Cieplińskich

W 1971 roku Andrzej się ożenił. Swoją przyszłą żonę, Magdalenę, pochodzącą z Wielkopolski, poznał w Kamieniu Pomorskim, będąc na koncercie organowym, czy też zwiedzając wystawę instrumentów muzycznych. Po przyjeździe do Rzeszowa podjęła ona pracę w bibliotece WSP.

- Magda robiła na mnie i kolegach z naszego roku wrażenie bardzo poważnej, wręcz smutnej osoby. Po ślubie mieszkała jeszcze jakiś czas w Poznaniu. Odkąd zamieszkała w Rzeszowie nie bywałam już w domu Cieplińskich


– wspomina siostra.

Ich szczęście rodzinne nie trwało jednak długo. We wrześniu 1972 toku Andrzej przyszedł do Lucyny prosząc ją by się za niego modliła, nie wyjawiając dlaczego o to prosi. Pamiętam, że po tej rozmowie siostra była bardzo roztrzęsiona, gdyż Andrzej patrzył na nią niezwykle poważnie, a w jego głosie wyczuwalna była rozpacz. Zastanawialiśmy się, co się z nim dzieje.

- Opiekunem naszego roku był doktor Andrzej Reyman – chemik, człowiek ciepły, serdeczny i troskliwy. Kiedy zaczął się rok akademicki i Andrzej nie pojawił się na zajęciach doktor Reyman zapytał mnie, czy nie wiem, co się z nim dzieje. Opowiedziałam mu o słowach Andrzeja. Zaczął mnie pocieszać, że może to nic złego, że wszystko się wyjaśni. I wyjaśniło się, tylko że niepomyślnie


- wspomina Lucyna.

Niedługo potem, moja ciotka powiedziała mi, że Andrzej leży w szpitalu, ma raka, bardzo cierpi, ale ukrywa swój stan przed matką (dowiedziała się o tym ponoć od znajomej pielęgniarki). 23 grudnia 1972 roku Andrzej zmarł, w wieku zaledwie 25 lat.

- Z całego roku na pogrzebie byłam chyba tylko ja, chociaż uczestniczyło w nim wiele osób, również dawnych kolegów z WSI. Pochowano go w grobowcu rodziny Dzierżyńskich, w tej samej alejce, w której leży obecnie, tylko bardziej na lewo. Magdalena nie wytrzymała napięcia, zemdlała przy grobie


– wspomina siostra.

Po śmierci Andrzeja nie byłem już nigdy więcej w mieszkaniu Cieplińskich. Pani Wisia przyszła jeszcze raz, czy dwa razy do naszego domu, spotkałem ją natomiast kilka razy bywając w domu mojej ciotki. Witała się zawsze ze mną bardzo serdecznie. Po upływie dwóch, może trzech lat, Magdalena, wdowa po Andrzeju, prawdopodobnie za radą Pani Wisi, powróciła w swoje rodzinne strony i powtórnie wyszła za mąż. Nie zapomniała jednak o matce swojego pierwszego męża i wraz z nowym mężem odwiedzała ją.

Prawda zwyciężyła kłamstwo

Przez pozostałe lata swojego życia Pani Wisia żyła bardzo skromnie, wręcz ubogo… 

Losem wdowy po bohaterskim pułkowniku zainteresowali się w latach osiemdziesiątych członkowie podziemnej „Solidarności”, działający w Komitecie Pomocy Internowanym, Aresztowanym, Skazanym, Pozbawionym Pracy oraz Ich Rodzinom - przemianowanym później na Diecezjalny Zespół Charytatywno-Społeczny (funkcjonował przy rzeszowskim Klasztorze OO. Bernardynów) m.in.: dostarczając jej paczki żywnościowe, zakupując niezbędne do życia przedmioty, przyznając niewielkie zapomogi pieniężne*. Z ich inicjatywy do akcji pomocy włączyli się m.in. rzeszowscy Harcerze przynosząc jej do domu obiady. Pod koniec roku 1989 członkowie wspomnianego wyżej Zespołu Charytatywno-Społecznego wywalczyli przyznanie Pani Wisi specjalnej renty, którą niestety zdążyła pobrać jedynie trzy razy.

Jadwiga Cieplińska zmarła 16 stycznia 1990 roku. Nie doczekała wprawdzie oficjalnej rehabilitacji swojego męża, jednakże na kilka miesięcy przed śmiercią mogła już w oficjalnie wydawanych publikacjach przeczytać uczciwe teksty o działalności płk. Łukasza Cieplińskiego i jego męczeńskiej śmierci z rąk komunistycznych oprawców.

Znacznie wcześniej, bo w drugiej połowie lat 80-tych, mogła odczuwać satysfakcję z tego, że pomimo usilnych wysiłków komunistów, postaci jej bohaterskiego męża nie udało się wymazać z pamięci rzeszowian. Na początku kwietnia 1986 roku podczas II Katolickiego Tygodnia Historycznego - zorganizowanego przez Zespół Charytatywno-Społeczny (obywał się w Domu Katechetycznym Kościoła Farnego), prof. Jan Łopuszki (z Torunia) wygłosił prelekcję poświęconą wojennej działalności Łukasza Cieplińskiego, a ks. Michał Sternal (żołnierz, a zarazem kapelan AK, działacz WiN, przyjaciel i bliski współpracownik Ł. Cieplińskiego) uzupełnił ją emocjonalnym wystąpieniem, w którym zrelacjonował jego powojenną heroiczną działalność niepodległościową i ujawnił szczegóły męczeńskiej śmierci. Rok później, głównie z inicjatywy działaczy „S” z Zespołu Charytatywno-Społecznego, na grobowcu rodziny Sicińskich (gdzie m.in. pochowany jest Andrzej Ciepliński) wmurowana została tablica upamiętniająca płk. Cieplińskiego. A w 1988 roku w pierwszym numerze podziemnego kwartalnika społeczno-politycznego „Ultimatum” zamieszczona została część jego grypsów więziennych, wybrana i opracowana przez Zbigniewa K. Wójcika. Podobnych inicjatyw było więcej…

Na koniec krótka refleksja

Gdy w 1980 roku powstała „Solidarność” i zaczęto wreszcie (choć wtedy jeszcze nieśmiało) wspominać o tragicznych losach działaczy powojennego podziemia antykomunistycznego, żałowałem, że Andrzej nie dożył tej chwili. Jestem pewien, że po latach biedy, doznawania upokorzeń i szykan za bycie „synem wroga ludu” Andrzej skorzystałby ze sposobności upomnienia się w ukazujących się wydawnictwach niezależnych o pamięć o swoim Ojcu…

Jerzy Klus

* Tylko w roku 1986 przyznano jej trzy zapomogi po 5 tysięcy zł każda, zakupiono koc za 2 tys. 600 zł i upominek świąteczny za 300 zł (wartość pieniądza była wtedy niższa niż obecnie).




















P.S.
Informacja do zdjęć z żoną i synem Łukasza Cieplińskiego

Wszystkie znajdujące się w tym folderze zdjęcia wykonane zostały w połowie lat 50-tych w ogrodzie nieistniejącego już domu rodziny Klusów, w Rzeszowie przy ul. Grottgera 3. Teren, ma którym w tamtym czasie stał wspomniany dom z ogrodem (jak również budynki należące do różnych firm) został w 1962 roku przejęty przez przedsiębiorstwo PKS. Obecnie znajduje się tam Dworzec PKS. 

Zdjęcia 04 i 01 wykonane zostały we wrześniu 1955 roku. Widnieją na nich: Andrzej Ciepliński (wyższy blondynek) i Jerzy Klus.
Zdjęcia 05, 06, 07, 09 wykonane zostały we wrześniu 1955 roku, ale być może innego dnia niż poprzednie. Zdjęcie 05 przedstawia Jadwigę i Andrzeja Cieplińskich. Na zdjęciu 06 są: Jerzy Klus, Jadwiga Cieplińska i jej syn Andrzej. Na zdjęciu 07 jest sam Andrzej Ciepliński). Na zdjęciu 09 są (od lewej): Andrzej Ciepliński, Jerzy Klus, Jadwiga Cieplińska oraz Maria Klus (ciotka Jerzego Klusa).
Zdjęcia 02 i 03 wykonano w maju 1956 roku. Widnieją na nich od prawej (na lustrzanym odbiciu) od lewej: Andrzej Ciepliński, Tadeusz Bieda, Jerzy Klus.

Zdjęcia wykonane zostały przedwojennym aparatem firmy „Kodak” (skrzynkowym) na błonie formatu 6 x 9.
UWAGA! Skan zdjęć wykonany został z błony fotograficznej, stąd są one odbiciem lustrzane i przed umieszczeniem ich w gazecie wymagają odwrócenia.



Zdjęcia wykonane zostały przedwojennym aparatem firmy „Kodak” (skrzynkowym) na błonie formatu 6 x 9 w połowie lat 50-tych w ogrodzie nieistniejącego już domu rodziny Klusów w Rzeszowie przy ul. Grottgera 3. Tereny, na których w tamtym czasie stał wspomniany dom, jak również budynki należące do różnych firm zostały w 1962 roku przejęte przez przedsiębiorstwo PKS. Obecnie znajduje się tam Dworzec PKS. 

Zdjęcie 03 
Maj, 1956 r.Od lewej: Andrzej Ciepliński, Tadeusz Bieda, Jerzy Klus

05 
Wrzesień, 1955 r. Jadwiga i Andrzej Cieplińscy
07 
Wrzesień, 1955 r. Andrzej Ciepliński 
09 
Wrzesień, 1955 r. Od lewej: Andrzej Ciepliński, Jerzy Klus, Jadwiga Cieplińska oraz Maria Klus (ciotka Jerzego Klusa).
 



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe