Liberałowie wszystkich krajów łączcie się, czyli supermarket w domu i w zagrodzie

Każde szanujące się społeczeństwo ma świadomość, że jeśli ono samo nie zadba o swoją fizyczną, psychiczną i duchową kondycję, to już nikt o nią nie zadba
     

      Debiutując na tym nie byle przecież jakim portalu, pragnę najpierw wszystkich radośnie przywitać, i od razu zaproponować tekst, który ledwo co opublikowałem na swoim blogu www.toyah.pl, a który dotyczy spraw absolutnie kluczowych. Życzę dobrych refleksji.

      Regularnie powracająca już od wielu lat debata na temat handlu w niedzielę wywołuje u mnie nieodmiennie dwa rodzaje refleksji. Pierwsza z nich dotyczy intencji, a druga jest już natury, że tak to ujmę, politycznej. Zacznijmy od intencji. Otóż, jeśli wsłuchamy się w padające z obu stron argumenty, będziemy potrafili niemal natychmiast opisać pozycje zajmowane przez zwolenników i przeciwników tak zwanego – zauważmy, że mocno zresztą niefortunnie – zakazu handlu w niedzielę. Jeśli się oprzeć na publicznie formułowanych deklaracjach, a jak wiemy, innych możliwości śledzenia intencji nie mamy, można przyjąć, że ludzie którzy chcą ustawowo uregulować kwestię handlu w niedziele i święta, kierują się głównie troską o dobro rodzin. Chodzi o to, że jeśli matka, żona, lub córka siedzą w niedzielę na kasie w sklepie sieci „Tesco”, przez co często nie można nawet zjeść wspólnie tzw. niedzielnego obiadu, to rodzina istnieje wyłącznie teoretycznie, a to, zdaniem, zwolenników „zakazu” jest złe ze względów zarówno indywidualnych, jak i społecznych. Staram się wyszukać w pamięci jeszcze jakiś poważny argument, przychodzi mi jednak do głowy tylko to: rodzina.
      Z drugiej strony stoją przeciwnicy ustawy ze swoim głównym hasłem: „Nie chcemy być uszczęśliwiani na siłę”, która to deklaracja stanowi mocno uproszczone podsumowanie teologii liberalnej, której inne wersje znane są z takich bon motów, jak „każdy może robić, co chce”, „człowiek jest panem własnego losu”, „nie ryba, lecz wędka”, czy wreszcie, „jak komuś się nie podoba, niech zmieni pracę, a jak ktoś nie ma kwalifikacji, niech się zapisze na szkolenie” (© ks.Stryczek). I znów, chcąc być tu maksymalnie uczciwym, szukam jeszcze jakiś innych poważnych argumentów, ale nic odpowiednio dużego nie znajduję. Wydaje się, że poza owymi wyznawcami nauk liberalnych, pozostaje już tylko grupka wariatów, którzy krzyczą, że nie będą nam księża dyktować, jak mamy spędzać czas, albo że skoro już zakazywać, to może dajmy też wolne pracownikom telewizji (tu z kolei © Łukasz Warzecha w TVP Info). No ale ich nie bierzemy pod uwagę, bo, jak mówię, nie zależy mi na tym, by sobie na siłę ułatwiać.
      A zatem poznaliśmy już intencje i widzimy jasno, że – powtarzam, wciąż wyłącznie na poziomie deklaracji – z jednej strony mamy współczucie, a z drugiej ideologię. Ktoś powie, że to nieprawda, bo z ideologią mamy do czynienia po obu stronach sporu. Przeciwnicy ustawy, owszem, kierują się wartościami liberalnymi, natomiast zwolennicy, nauką Kościoła, a to jest również jakaś tam ideologia. Otóż ja osobiście nie słyszałem nigdy, by ktoś mówił, że sklepy mają być w niedzielę zamknięte, bo praca w niedzielę to grzech. Z tego co słyszę, mówi się niemal wyłącznie o aspekcie cywilizacyjnym. Poza tym, z tego co wiem, przeciwko zmuszaniu kobiet do pracy w niedzielę występują też ludzie, którzy z Kościołem nie mają wiele wspólnego, a często są wszelkich religii ideowymi przeciwnikami. A oni też deklarują, że przymus pracy w niedzielę to wyzysk. I proszę mi nie mówić, że nikt nikogo do niczego nie zmusza, bo problem Łukasza Warzechy omówiliśmy już w poprzednim akapicie.
     Zgadzamy się więc, że z jednej strony jest współczucie, czy jak ktoś woli „sprawiedliwość społeczna”, a z drugiej ideologia. A skoro sprawiedliwość społeczna i ideologia, to jesteśmy już blisko polityki, a więc drugiego rodzaju zapowiedzianych na początku refleksji. Otóż mam wrażenie, że spór wokół ustawy ograniczającej niedzielny handel jest sporem w znacznym stopniu politycznym. Oczywiście musimy przyjąć, że zarówno ci, którzy mówią o społecznej sprawiedliwości, jak i tamci, zdaniem których jedyną szansą na normalny i niezakłócony kolejnymi szaleństwami historii rozwój jest przestrzeganie reguł sformułowanych przez głównych teoretyków myśli liberalnej, mają jak najbardziej dobrą wolę i chcą dla nas jak najlepiej, a w tej sytuacji na tych poziomach nie ma jak dyskutować. Sam oczywiście uważam, że cały ten liberalizm nadaje się wyłącznie do przemielenia i użycia w formie nawozu pod buraki, tym bardziej nie mam najmniejszych trudności z wykazaniem błędów w myśleniu tym wszystkim, którzy plotą coś o tym, że skoro kasjerki w supermarketach, to czemu nie kierowcy autobusów, lub kelnerki w pubach, albo o tym, że jak się komu nie podoba, to nikt mu nie każe pracować tam, gdzie jest mu źle, jednak, jak mówię, jeśli ktoś szczerze jest przekonany, że wszelka interwencja państwa w wolność obywatela niesie wyłącznie zniszczenie, to mogę na to jedynie wzruszyć ramionami. Problem jednak w tym, że moim zdaniem, gdyby nie polityka, problemu by w ogóle nie było. Gdyby nie różne polityczne interesy i tak zwane agendy, w Polsce już dawno w niedzielę by się nie handlowało z zasady i mielibyśmy tu dokładnie ten sam porządek, co w Wiedniu, Monachium, czy w Avignionie, czy w Brukseli, i nagle by się okazało, że owi mityczni liberałowie, to zaledwie garstka pryszczatej młodzieży wychowanej na książkach Janusza Korwina-Mikke plus wspomniany już Łukasz Warzecha.
      Dlaczego tak myślę? Dlatego, że nie mam najmniejszych wątpliwości, że każde szanujące się społeczeństwo ma świadomość, że jeśli ono samo nie zadba o swoją fizyczną, psychiczną i duchową kondycję, to już nikt o nią nie zadba. W zeszłym roku pojechaliśmy do Bratysławy, gdzie wynajęliśmy tani pokój w jakimś akademiku i stamtąd każdego ranka jeździliśmy szybkim pociągiem do Wiednia, skąd wracaliśmy wieczorem, by się przespać i rano znów wsiąść w pociąg. Przyszła niedziela, zajechaliśmy do naszego Wiednia i okazało się, że poza kościołami, praktycznie wszystko jest zamknięte: małe, rodzinne sklepy, duże sieci typu „Billa”, puby, kawiarnie, restauracje, nawet wielka galeria handlowa. Wszystko stało puste. Dopiero po południu, nieśmiało, to tu to tam, zaczęto wystawiać jakieś stoliki i parasole. Oczywiście był to dla nas pewien problem, bo to był nasz ostatni dzień w Wiedniu i liczyliśmy na to, że sobie kupimy na pamiątkę parę flaszek austriackiego wina, no ale nie mogliśmy mieć do nikogo pretensji. Wróciliśmy na Słowację, a tam oczywiście – impreza trwa. Wszystko, w tym, dwie jak najbardziej austriackie, „Bille”, otwarte do 21, a niekiedy nawet dłużej. I co teraz myśmy mieli sobie pomyśleć? Że ten Wiedeń to jakaś buraczana dziura? Otóż mnie akurat natychmiast przyszło do głowy, że cwani są ci Austriacy. Podczas gdy sami odpoczywają, w tej samej chwili próbują coś tam zarobić, przeganiając po swoich sklepach tam i z powrotem głupich Słowaków, ewentualnie Polaków, którzy tam wpadli na chwilę. I moim zdaniem, tego typu refleksja jest tak naturalna i oczywista, że poza kompletnie zaczadziałymi ideologicznie wariatami, rozpozna ją każdy.
        A zatem - polityka i interesy. To jest to, co każe się nam dziś spierać o coś tak bezdyskusyjnie prostego. Skoro Kościół, a za nim PiS, chce dać ludziom możliwość zaczerpnięcia oddechu od pracy i owej trucizny handlu, to Platforma, Nowoczesna i wspierające je media będą sączyć swoje kłamstwa na temat „wolności wyboru” i „uszczęśliwianiu na siłę”. I ja nie mam wątpliwości, że gdyby dziś posłowie Gowin i Żalek byli wciąż w Platformie, a Kluzik, Kamiński i Wołek uchodzili, jak kiedyś, za polskich patriotów, tamci od rana do wieczora siedzieliby w studiu TVN24 i opowiadali, jak to PiS chce ludzi pozbawić prawa do pracy i możliwości decydowania o swoim losie, a ci z kolei z zatroskanymi minami mówiliby coś o prawie do wypoczynku i braku zgody na wyzysk. Dlaczego tak? To proste. Bo nie ma takiego moralnego odruchu, który okaże się silniejszy od partyjnego interesu, zwłaszcza gdy ten dodatkowo jest wsparty odpowiednio tłustym lobbyingiem.
       Nie dajmy się więc nabrać i nie pozwólmy sobie wmówić, że wystarczy tylko zacisnąć zęby, zakasać rękawy i nastawiać uszy na gwizdek, a zakupy, na które przecież kiedyś znajdziemy czas, nam wszystko co straciliśmy oddadzą.
 
Polecam wszystkim księgarnię pod adresem www.coryllus.pl, gdzie można kupować nie tylko moje książki.
 

 

POLECANE
Rozpoznajesz tego mężczyznę? Policja apeluje o pomoc z ostatniej chwili
Rozpoznajesz tego mężczyznę? Policja apeluje o pomoc

Poszukiwany jest mężczyzna zmarły 16.05.2025 w Opolu. Policja publikuje rekonstrukcję wizerunku i prosi o kontakt osoby, które go rozpoznają.

Donald Trump ogłosił przełom. Izrael i Hamas reagują z ostatniej chwili
Donald Trump ogłosił przełom. Izrael i Hamas reagują

Prezydent USA Donald Trump poinformował w środę, że Izrael i Hamas zatwierdziły pierwszy etap amerykańskiego planu pokojowego dla Strefy Gazy. Zapewnił, że zgodnie z przyjętymi ustaleniami wszyscy żydowscy zakładnicy zostaną wkrótce uwolnieni, a Izrael wycofa swoje wojska na uzgodnione wcześniej pozycje.

Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego

Małopolska rusza z Małopolskim Systemem Wspierania Transformacji Cyfrowej Szkół (MSWTCS). 49 partnerów, 220 szkół i 12,5 tys. osób obejmie cyfrowa transformacja finansowana z UE.

Kanał Zero dostał koncesję. Jest komunikat KRRiTV gorące
Kanał Zero dostał koncesję. Jest komunikat KRRiTV

- KRRiT udzieliła koncesji satelitarnej spółce KANAŁ ZERO TV na rozpowszechnianie programu telewizyjnego pod nazwą „Kanał Zero TV” - czytamy w komunikacie po posiedzeniu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji 08.10.2025.

Możliwe bliskie porozumienie w sprawie Strefy Gazy. Padła data z ostatniej chwili
Możliwe bliskie porozumienie w sprawie Strefy Gazy. Padła data

Przedstawiciele władz USA, Izraela i Kataru są optymistycznie nastawieni do tego, że w tym tygodniu może zostać osiągnięte porozumienie w sprawie wojny w Strefie Gazy - napisał w środę serwis Axios, powołując się na źródła, zaangażowane w rozmowy w Egipcie bądź poinformowane o ich przebiegu.

Eksperyment nad Wisłą 2.0 tylko u nas
Eksperyment nad Wisłą 2.0

Kiedyś mieliśmy „doktrynę Neumanna”, teraz mamy „eksperyment Tuska”. Zasada ta sama: prawo jest dla przeciwników, swoich się nie rusza, a dla celów politycznych poświęcimy wszystko: prawo, demokrację, polską gospodarkę i zawartość portfeli obywateli.

Szalony pościg przez granicę polsko-czeską. Nagranie robi furorę w sieci Wiadomości
Szalony pościg przez granicę polsko-czeską. Nagranie robi furorę w sieci

Polscy policjanci zatrzymali 30-letniego mężczyznę, który ukradł busa w Czechach i uciekał przez granicę. Podczas pościgu próbował przejechać funkcjonariusza i uszkodził radiowóz. Został ujęty dopiero po 20 kilometrach, gdy jego pojazd ugrzązł w błocie. Grozi mu do 10 lat więzienia.

Bezczelny tweet ambasadora Niemiec w Polsce gorące
Bezczelny tweet ambasadora Niemiec w Polsce

Nie od dziś Niemcy usiłują ingerować w sprawy wewnętrzne Polski. Również obecny ambasador Niemiec w Polsce Miguel Berger pouczył dziś Polaków w zakresie tzw. "praworządności".

Polacy o prezydenturze Karola Nawrockiego. Jest nowy sondaż Wiadomości
Polacy o prezydenturze Karola Nawrockiego. Jest nowy sondaż

49 proc. badanych przez CBOS uważa, że Karol Nawrocki będzie lepszym prezydentem niż jego poprzednik Andrzej Duda; 27 proc. jest przeciwnego zdania. Według 44 proc. Nawrocki będzie się kierował wyłącznie dobrem kraju, 42 proc. uważa, że będzie kierował się interesami sił politycznych, z których się wywodzi.

Prezydent: Nie potwierdzam wygaśnięcia kadencji członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z ostatniej chwili
Prezydent: Nie potwierdzam wygaśnięcia kadencji członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

W opublikowanym w środę oświadczeniu prezydent Karol Nawrocki poinformował, że nie potwierdza wygaśnięcia kadencji członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Odniósł się do odrzucenia przez Sejm i Senat sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z działalności w 2024 roku.

REKLAMA

Liberałowie wszystkich krajów łączcie się, czyli supermarket w domu i w zagrodzie

Każde szanujące się społeczeństwo ma świadomość, że jeśli ono samo nie zadba o swoją fizyczną, psychiczną i duchową kondycję, to już nikt o nią nie zadba
     

      Debiutując na tym nie byle przecież jakim portalu, pragnę najpierw wszystkich radośnie przywitać, i od razu zaproponować tekst, który ledwo co opublikowałem na swoim blogu www.toyah.pl, a który dotyczy spraw absolutnie kluczowych. Życzę dobrych refleksji.

      Regularnie powracająca już od wielu lat debata na temat handlu w niedzielę wywołuje u mnie nieodmiennie dwa rodzaje refleksji. Pierwsza z nich dotyczy intencji, a druga jest już natury, że tak to ujmę, politycznej. Zacznijmy od intencji. Otóż, jeśli wsłuchamy się w padające z obu stron argumenty, będziemy potrafili niemal natychmiast opisać pozycje zajmowane przez zwolenników i przeciwników tak zwanego – zauważmy, że mocno zresztą niefortunnie – zakazu handlu w niedzielę. Jeśli się oprzeć na publicznie formułowanych deklaracjach, a jak wiemy, innych możliwości śledzenia intencji nie mamy, można przyjąć, że ludzie którzy chcą ustawowo uregulować kwestię handlu w niedziele i święta, kierują się głównie troską o dobro rodzin. Chodzi o to, że jeśli matka, żona, lub córka siedzą w niedzielę na kasie w sklepie sieci „Tesco”, przez co często nie można nawet zjeść wspólnie tzw. niedzielnego obiadu, to rodzina istnieje wyłącznie teoretycznie, a to, zdaniem, zwolenników „zakazu” jest złe ze względów zarówno indywidualnych, jak i społecznych. Staram się wyszukać w pamięci jeszcze jakiś poważny argument, przychodzi mi jednak do głowy tylko to: rodzina.
      Z drugiej strony stoją przeciwnicy ustawy ze swoim głównym hasłem: „Nie chcemy być uszczęśliwiani na siłę”, która to deklaracja stanowi mocno uproszczone podsumowanie teologii liberalnej, której inne wersje znane są z takich bon motów, jak „każdy może robić, co chce”, „człowiek jest panem własnego losu”, „nie ryba, lecz wędka”, czy wreszcie, „jak komuś się nie podoba, niech zmieni pracę, a jak ktoś nie ma kwalifikacji, niech się zapisze na szkolenie” (© ks.Stryczek). I znów, chcąc być tu maksymalnie uczciwym, szukam jeszcze jakiś innych poważnych argumentów, ale nic odpowiednio dużego nie znajduję. Wydaje się, że poza owymi wyznawcami nauk liberalnych, pozostaje już tylko grupka wariatów, którzy krzyczą, że nie będą nam księża dyktować, jak mamy spędzać czas, albo że skoro już zakazywać, to może dajmy też wolne pracownikom telewizji (tu z kolei © Łukasz Warzecha w TVP Info). No ale ich nie bierzemy pod uwagę, bo, jak mówię, nie zależy mi na tym, by sobie na siłę ułatwiać.
      A zatem poznaliśmy już intencje i widzimy jasno, że – powtarzam, wciąż wyłącznie na poziomie deklaracji – z jednej strony mamy współczucie, a z drugiej ideologię. Ktoś powie, że to nieprawda, bo z ideologią mamy do czynienia po obu stronach sporu. Przeciwnicy ustawy, owszem, kierują się wartościami liberalnymi, natomiast zwolennicy, nauką Kościoła, a to jest również jakaś tam ideologia. Otóż ja osobiście nie słyszałem nigdy, by ktoś mówił, że sklepy mają być w niedzielę zamknięte, bo praca w niedzielę to grzech. Z tego co słyszę, mówi się niemal wyłącznie o aspekcie cywilizacyjnym. Poza tym, z tego co wiem, przeciwko zmuszaniu kobiet do pracy w niedzielę występują też ludzie, którzy z Kościołem nie mają wiele wspólnego, a często są wszelkich religii ideowymi przeciwnikami. A oni też deklarują, że przymus pracy w niedzielę to wyzysk. I proszę mi nie mówić, że nikt nikogo do niczego nie zmusza, bo problem Łukasza Warzechy omówiliśmy już w poprzednim akapicie.
     Zgadzamy się więc, że z jednej strony jest współczucie, czy jak ktoś woli „sprawiedliwość społeczna”, a z drugiej ideologia. A skoro sprawiedliwość społeczna i ideologia, to jesteśmy już blisko polityki, a więc drugiego rodzaju zapowiedzianych na początku refleksji. Otóż mam wrażenie, że spór wokół ustawy ograniczającej niedzielny handel jest sporem w znacznym stopniu politycznym. Oczywiście musimy przyjąć, że zarówno ci, którzy mówią o społecznej sprawiedliwości, jak i tamci, zdaniem których jedyną szansą na normalny i niezakłócony kolejnymi szaleństwami historii rozwój jest przestrzeganie reguł sformułowanych przez głównych teoretyków myśli liberalnej, mają jak najbardziej dobrą wolę i chcą dla nas jak najlepiej, a w tej sytuacji na tych poziomach nie ma jak dyskutować. Sam oczywiście uważam, że cały ten liberalizm nadaje się wyłącznie do przemielenia i użycia w formie nawozu pod buraki, tym bardziej nie mam najmniejszych trudności z wykazaniem błędów w myśleniu tym wszystkim, którzy plotą coś o tym, że skoro kasjerki w supermarketach, to czemu nie kierowcy autobusów, lub kelnerki w pubach, albo o tym, że jak się komu nie podoba, to nikt mu nie każe pracować tam, gdzie jest mu źle, jednak, jak mówię, jeśli ktoś szczerze jest przekonany, że wszelka interwencja państwa w wolność obywatela niesie wyłącznie zniszczenie, to mogę na to jedynie wzruszyć ramionami. Problem jednak w tym, że moim zdaniem, gdyby nie polityka, problemu by w ogóle nie było. Gdyby nie różne polityczne interesy i tak zwane agendy, w Polsce już dawno w niedzielę by się nie handlowało z zasady i mielibyśmy tu dokładnie ten sam porządek, co w Wiedniu, Monachium, czy w Avignionie, czy w Brukseli, i nagle by się okazało, że owi mityczni liberałowie, to zaledwie garstka pryszczatej młodzieży wychowanej na książkach Janusza Korwina-Mikke plus wspomniany już Łukasz Warzecha.
      Dlaczego tak myślę? Dlatego, że nie mam najmniejszych wątpliwości, że każde szanujące się społeczeństwo ma świadomość, że jeśli ono samo nie zadba o swoją fizyczną, psychiczną i duchową kondycję, to już nikt o nią nie zadba. W zeszłym roku pojechaliśmy do Bratysławy, gdzie wynajęliśmy tani pokój w jakimś akademiku i stamtąd każdego ranka jeździliśmy szybkim pociągiem do Wiednia, skąd wracaliśmy wieczorem, by się przespać i rano znów wsiąść w pociąg. Przyszła niedziela, zajechaliśmy do naszego Wiednia i okazało się, że poza kościołami, praktycznie wszystko jest zamknięte: małe, rodzinne sklepy, duże sieci typu „Billa”, puby, kawiarnie, restauracje, nawet wielka galeria handlowa. Wszystko stało puste. Dopiero po południu, nieśmiało, to tu to tam, zaczęto wystawiać jakieś stoliki i parasole. Oczywiście był to dla nas pewien problem, bo to był nasz ostatni dzień w Wiedniu i liczyliśmy na to, że sobie kupimy na pamiątkę parę flaszek austriackiego wina, no ale nie mogliśmy mieć do nikogo pretensji. Wróciliśmy na Słowację, a tam oczywiście – impreza trwa. Wszystko, w tym, dwie jak najbardziej austriackie, „Bille”, otwarte do 21, a niekiedy nawet dłużej. I co teraz myśmy mieli sobie pomyśleć? Że ten Wiedeń to jakaś buraczana dziura? Otóż mnie akurat natychmiast przyszło do głowy, że cwani są ci Austriacy. Podczas gdy sami odpoczywają, w tej samej chwili próbują coś tam zarobić, przeganiając po swoich sklepach tam i z powrotem głupich Słowaków, ewentualnie Polaków, którzy tam wpadli na chwilę. I moim zdaniem, tego typu refleksja jest tak naturalna i oczywista, że poza kompletnie zaczadziałymi ideologicznie wariatami, rozpozna ją każdy.
        A zatem - polityka i interesy. To jest to, co każe się nam dziś spierać o coś tak bezdyskusyjnie prostego. Skoro Kościół, a za nim PiS, chce dać ludziom możliwość zaczerpnięcia oddechu od pracy i owej trucizny handlu, to Platforma, Nowoczesna i wspierające je media będą sączyć swoje kłamstwa na temat „wolności wyboru” i „uszczęśliwianiu na siłę”. I ja nie mam wątpliwości, że gdyby dziś posłowie Gowin i Żalek byli wciąż w Platformie, a Kluzik, Kamiński i Wołek uchodzili, jak kiedyś, za polskich patriotów, tamci od rana do wieczora siedzieliby w studiu TVN24 i opowiadali, jak to PiS chce ludzi pozbawić prawa do pracy i możliwości decydowania o swoim losie, a ci z kolei z zatroskanymi minami mówiliby coś o prawie do wypoczynku i braku zgody na wyzysk. Dlaczego tak? To proste. Bo nie ma takiego moralnego odruchu, który okaże się silniejszy od partyjnego interesu, zwłaszcza gdy ten dodatkowo jest wsparty odpowiednio tłustym lobbyingiem.
       Nie dajmy się więc nabrać i nie pozwólmy sobie wmówić, że wystarczy tylko zacisnąć zęby, zakasać rękawy i nastawiać uszy na gwizdek, a zakupy, na które przecież kiedyś znajdziemy czas, nam wszystko co straciliśmy oddadzą.
 
Polecam wszystkim księgarnię pod adresem www.coryllus.pl, gdzie można kupować nie tylko moje książki.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe