[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Intencja darczyńcy

W Stanach Zjednoczonych uniwersytety rutynowo oszukują darczyńców. Dobroczyńcy dają poważne sumy na uniwersytety, zwykle ściśle określając cel datku. Uniwersytety niezmiennie przyrzekają, że fundusze zostaną wydane właśnie w ten sposób, jednak zwykle pieniądze są w tajemnicy przeznaczane na projekty niezwiązane z celami wytyczonymi przez darczyńcę. Z reguły takie zjawiska mają kontekst ideologiczny. Darczyńcy najbardziej poszkodowani są zwykle konserwatywni. Uniwersytety są lewicowe. Opiszemy źródła tego procesu, konflikty z niego wynikające oraz ich rozmaite rozwiązania. 
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Intencja darczyńcy
/ Uniwersytet Yale, pixabay.com
Od początku istnienia USA szkoły, kolegia, uniwersytety i inne ośrodki naukowe powstawały z inicjatywy prywatnych obywateli. Najpierw instytucje takie powoływano prawie zawsze w ramach kościołów, zwykle rozmaitych sekt protestanckich. Utrzymywały je zbory i wspólnoty, a szczególnie bardziej zamożni ich członkowie.

Potem, od połowy XIX w., postępował proces ich laicyzacji, ale sposób wsparcia takich instytucji pozostawał taki sam: łożyli na nie zamożni obywatele. Nawet wtedy, kiedy w poszczególnych stanach zaczęto powoływać uczelnie stanowe (state universities/colleges), utrzymywane przez podatnika, zachowano opcję fundatorską dla prywatnych obywateli. 

Czasami zamożni społecznicy i filantropi łożyli hojnie na fundusze generalne kolegium czy uniwersytetu. Oznaczało to, że uczelnia mogła wydać datki tak, jak jej się podobało. Często jednak dobroczyńcy zastrzegali sobie sposób wykorzystania pieniędzy. Ustanawiano dla tych celów specjalne fundusze operacyjne. Nazywano je funduszami zastrzeżonymi. 

Na przykład około 150 lat temu przeznaczono pieniądze na whiskey i cygara dla pewnej korporacji studenckiej w Yale University i fundusz ten funkcjonuje do dziś. Zgodnie z kontraktem podpisanym z darczyńcą nie można tych pieniędzy wydać na nic innego, tylko whiskey i cygara, bo tak darczyńca sobie tego życzył. Jest to dokładnie zastrzeżone i administracja zupełnie nie może zmienić przeznaczenia tego daru.

Czasami – o ile kontrakt jest napisany w sposób elastyczny – istnieje możliwość użycia funduszu w sposób inny, niż zastrzegał sobie dobroczyńca. Początkowo chodziło o sprawy zdroworozsądkowe. Na przykład pamiętam opowieść, że Columbia University otrzymała fundusze na stypendium coroczne dla dziewczyny ze stanu Iowa, która miała być z sekty kwakrów i interesować się studiowaniem rolnictwa. Jednak gdyby takiej kandydatki nie było, to dobroczyńca zezwalał przyznać stypendium komuś o podobnym profilu: jakiejkolwiek dziewczynie-protestantce, niekoniecznie z Iowa, o zainteresowaniach nawet pozarolniczych.

Takie płynne kontrakty z uniwersytetami pozwalały administratorom uczelnianym zacząć ingerować w charakter przeznaczenia datku. W obecnych czasach biurokraci robią to coraz częściej. Zwykle obiecują formalnie uszanować wolę darczyńcy, ale nawet przy sztywnym kontrakcie zdarza się, że po wpłaceniu na konto uniwersyteckie datku dobroczyńca przestaje cokolwiek kontrolować. Tak stało się z wieloma darami, choćby kilkumilionowymi datkami rządu tureckiego i rządu greckiego dla Columbia University. Zamiast na badania nad historią Grecji, jak i historią Turcji – czego spodziewali się darczyńcy – pieniądze poszły na studia homoseksualne, genderowe i feministyczne. 

Podobny afront spotkał ostatnio braci Pearson, którzy przyrzekli 100 milionów dolarów na University of Chicago. Pierwsza transza daru liczyła prawie 23 miliony dolarów i została przekazana w 2015 r. UC obiecał ustanowić Instytut dla Studiów nad Globalnymi Konfliktami im. Pearsonów. Niestety uczelnia dopuściła się oszustwa. Po pierwsze, odcięto darczyńców od uczestnictwa w imprezach i konferencjach instytutu, tak aby nie wiedzieli, co się dzieje. Po drugie, za pieniądze darczyńców przyjęto skrajnie lewicowych i merytorycznie niewykwalifikowanych „naukowców”, którzy nie potrafili zająć się „studiami nad globalnymi konfliktami”. Po trzecie, biurokraci uniwersyteccy zaczęli bezprawnie przekazywać fundusze braci Pearsonów na Harris School of Public Policy, w budynku której mieścił się Instytut. Szkoła ta koncentruje się na rozmaitych sprawach postępowych, a nie na konfliktach globalnych. Pearsonowie domagają się zwrotu 23 milionów dolarów.

Jest to raczej typowa sytuacja. Na początku lat sześćdziesiątych rodzina Robertson podarowała Princeton University 35 milionów dolarów. Dar poszedł na Woodrow Wilson School of Public and International Affairs. Na szczęście pp. Robertsonowie stworzyli fundację, która zajmowała się tym darem wspólnie z uniwersytetem. Dało im to pewną kontrolę i wgląd w sposób wydatkowania pieniędzy. Na początku wieku XXI – dzięki inwestycjom giełdowym – wartość daru doszła do ponad miliarda dolarów. Pieniądze te zgodnie z intencją darczyńców miały być przeznaczone dla niezamożnych studentów, którzy chcieliby poświęcić się służbie Stanom Zjednoczonym w dyplomacji, wywiadzie oraz wojsku. 

Princeton obiecał dobroczyńcom, że na pewno dotrzyma słowa. Tak się nie stało. Uniwersytet finansował co roku odpowiednie stypendia zaledwie dla dwóch-trzech studentów. Reszta funduszów poszła na cele niezwiązane z warunkami postawionymi przez darczyńców. Pieniądze przeznaczono m.in. na studia homoseksualne, feministyczne i gender. Dobroczyńcy podali Princeton do sądu i domagają się zwrotu minimum 100 milionów dolarów. Uniwersytet zgodził się w 2008 r. wpłacić w ciągu następnych lat żądane pieniądze na rzecz fundacji pp. Robertsonów, którzy mają zamiar wydać je zgodnie z oryginalną wolą swoich rodziców: na stypendia dla osób chcących służyć USA. Niestety same rachunki za prawników pochłonęły 40 milionów dolarów. Notabene opisał tę sprawę Doug White w pracy „Abusing Donor Intent: The Robertson Family’s Epic Lawsuit Against Princeton University”.

Tak więc nie zawsze uniwersytetom udaje się oszustwo. Ale zawsze kosztuje to wiele zachodu dobroczyńców, aby odzyskać fundusze od biurokratów. Na przykład na początku lat dziewięćdziesiątych teksańska rodzina Bass podarowała Yale University 20 milionów dolarów. Dar był przeznaczony na naukę „Cywilizacji Zachodniej”, czyli filozofii greckiej antycznej, tradycji chrześcijańskiej etc. Uniwersytet przyjął dar w 1991 r. Ale przeznaczył te pieniądze na studia homoseksualne (gay studies) i temu podobne.

W 1994 r. darczyńcy dowiedzieli się o oszustwie i zażądali zwrotu daru. Zajęło to trochę czasu. Yale protestowało, jego rektor wykrzykiwał, że chodziło o naruszanie wolności akademickiej. A darczyńcy rzekomo nie mieli prawa się wtrącać. W końcu udało się odzyskać datek od Yale. Państwo Bass przekazali całą sumę na konserwatywny Intercollegiate Studies Institute, centrum edukacyjne i think tank, którego celem jest propagowanie Cywilizacji Zachodniej wśród studentów undergraduate (licencjackich).

To tylko garść przykładów. Za każdym razem chodziło o rozrost biurokracji i wspieranie radykalnych ideologii, a nie o dobro studentów. Warto wspierać edukację, ale tylko wtedy, gdy kontroluje się jej jakość. Inaczej zwycięży rozszalały marksizm-lesbianizm. Wara lewakom od nie swoich pieniędzy!

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 28 listopada 2018 r.
www.iwp.edu

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (49/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Wystawa Michała Wiertla Przebłysk w Centrum Sztuki Współczesnej Wiadomości
Wystawa Michała Wiertla "Przebłysk" w Centrum Sztuki Współczesnej

Wystawa Michała Wirtela jest czwartą ekspozycją z cyklu prezentacji młodych twórców {Project Room} 23/24, w ramach którego dostają szansę zrealizowania indywidualnej wystawy w jednej z najważniejszych instytucji sztuki współczesnej w Polsce. Wystawę można oglądać w CSW Zamek Ujazdowski do 19 maja.

Uczestnik programu Gogglebox przekazał radosną wiadomość z ostatniej chwili
Uczestnik programu "Gogglebox" przekazał radosną wiadomość

"Gogglebox. Przed telewizorem" to program cieszący się popularnością wśród polskich widzów. Jeden z uczestników show podzielił się właśnie radosną wiadomością.

Akcja służb w Paryżu: Mężczyzna groził, że się wysadzi w konsulacie Iranu z ostatniej chwili
Akcja służb w Paryżu: Mężczyzna groził, że się wysadzi w konsulacie Iranu

Zatrzymano mężczyznę, który groził, że się wysadzi w konsulacie Iranu w Paryżu –Według informacji podanych przez media, około godz. 11 widziano mężczyznę, który wszedł do irańskiego konsulatu około godz. 11 z czymś, co przypominało granat i kamizelkę z materiałami wybuchowymi. Niedługo potem policja przekazała, że jest na miejscu zdarzenia, a ruch na linii metra nr 6, położonej koło konsulatu, został zawieszony. Zatrzymano mężczyznę grożącego wysadzeniem się w konsulacie Jak podkreśla stacja BFM, policja zatrzymała mężczyznę, który groził, że wysadzi się w irańskim konsulacie. Dodano, że zatrzymany nie miał przy sobie materiałów wybuchowych. informuje telewizja BFM. Zatrzymany nie miał przy sobie materiałów wybuchowych.

Wyciek niebezpiecznej substancji. Dwie osoby w szpitalu z ostatniej chwili
Wyciek niebezpiecznej substancji. Dwie osoby w szpitalu

W zakładzie piekarniczym w Nowym Dworze Mazowieckim doszło do wycieku amoniaku. Dziesięć osób skarżyło się na złe samopoczucie, dwie z nich trafiły do szpitala. Na miejscu w pierwszej fazie akcji działało dziewięć zastępów straży pożarnej. Wyciek został szybko zatrzymany.

Współorganizator protestów na granicy z Ukrainą dla Tysol.pl: Nie zamierzamy się poddawać! z ostatniej chwili
Współorganizator protestów na granicy z Ukrainą dla Tysol.pl: Nie zamierzamy się poddawać!

– Tusk sprzedał polskie rolnictwo w imię dobrych relacji z Ursulą von der Leyen, to działanie w interesie Komisji Europejskiej, przeciwko polskim rolnikom – twierdzi Jan Błajda, współorganizator protestów na przejściu granicznym w Hrebennej.

Książę William wrócił do obowiązków publicznych. Złożył ważną deklarację z ostatniej chwili
Książę William wrócił do obowiązków publicznych. Złożył ważną deklarację

Wiadomość o chorobie nowotworowej księżnej Kate odbiła się głośnym echem w mediach. Nie tylko członkowie rodziny królewskiej martwią się o nią, ale także poddani.

Atak nożownika w niemieckiej szkole. Pilna akcja służb z ostatniej chwili
Atak nożownika w niemieckiej szkole. Pilna akcja służb

Jak informuje serwis dziennika „Bild”, w jednej ze szkół w mieście Wuppertal na zachodzie Niemiec doszło do groźnego incydentu. Na miejscu zjawiły się służby, w tym policyjni antyterroryści.

Ławrow: „Teraz Polska, kraje bałtyckie, Czechy, Bułgaria – oni nadają ton” z ostatniej chwili
Ławrow: „Teraz Polska, kraje bałtyckie, Czechy, Bułgaria – oni nadają ton”

Sergiej Ławrow wymienił Polskę wśród państw, których żołnierze i funkcjonariusze służb mają być obecni na Ukrainie.

Problemy zdrowotne Zbigniewa Ziobry. Nowe informacje z ostatniej chwili
Problemy zdrowotne Zbigniewa Ziobry. Nowe informacje

W sprawie chorego na nowotwór byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry pojawiły się nowe informacje. Szczegóły zdradzili dziennikarze portalu Gazeta.pl.

Co się dzieje na granicy? Straż Graniczna wydała komunikat z ostatniej chwili
Co się dzieje na granicy? Straż Graniczna wydała komunikat

210 cudzoziemców próbowało w ostatnich dwóch dniach nielegalnie przedostać się przez białorusko-polską granicę – poinformowała w piątek na platformie X Straż Graniczna. Podała też, że zatrzymano kolejnych tzw. kurierów.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Intencja darczyńcy

W Stanach Zjednoczonych uniwersytety rutynowo oszukują darczyńców. Dobroczyńcy dają poważne sumy na uniwersytety, zwykle ściśle określając cel datku. Uniwersytety niezmiennie przyrzekają, że fundusze zostaną wydane właśnie w ten sposób, jednak zwykle pieniądze są w tajemnicy przeznaczane na projekty niezwiązane z celami wytyczonymi przez darczyńcę. Z reguły takie zjawiska mają kontekst ideologiczny. Darczyńcy najbardziej poszkodowani są zwykle konserwatywni. Uniwersytety są lewicowe. Opiszemy źródła tego procesu, konflikty z niego wynikające oraz ich rozmaite rozwiązania. 
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Intencja darczyńcy
/ Uniwersytet Yale, pixabay.com
Od początku istnienia USA szkoły, kolegia, uniwersytety i inne ośrodki naukowe powstawały z inicjatywy prywatnych obywateli. Najpierw instytucje takie powoływano prawie zawsze w ramach kościołów, zwykle rozmaitych sekt protestanckich. Utrzymywały je zbory i wspólnoty, a szczególnie bardziej zamożni ich członkowie.

Potem, od połowy XIX w., postępował proces ich laicyzacji, ale sposób wsparcia takich instytucji pozostawał taki sam: łożyli na nie zamożni obywatele. Nawet wtedy, kiedy w poszczególnych stanach zaczęto powoływać uczelnie stanowe (state universities/colleges), utrzymywane przez podatnika, zachowano opcję fundatorską dla prywatnych obywateli. 

Czasami zamożni społecznicy i filantropi łożyli hojnie na fundusze generalne kolegium czy uniwersytetu. Oznaczało to, że uczelnia mogła wydać datki tak, jak jej się podobało. Często jednak dobroczyńcy zastrzegali sobie sposób wykorzystania pieniędzy. Ustanawiano dla tych celów specjalne fundusze operacyjne. Nazywano je funduszami zastrzeżonymi. 

Na przykład około 150 lat temu przeznaczono pieniądze na whiskey i cygara dla pewnej korporacji studenckiej w Yale University i fundusz ten funkcjonuje do dziś. Zgodnie z kontraktem podpisanym z darczyńcą nie można tych pieniędzy wydać na nic innego, tylko whiskey i cygara, bo tak darczyńca sobie tego życzył. Jest to dokładnie zastrzeżone i administracja zupełnie nie może zmienić przeznaczenia tego daru.

Czasami – o ile kontrakt jest napisany w sposób elastyczny – istnieje możliwość użycia funduszu w sposób inny, niż zastrzegał sobie dobroczyńca. Początkowo chodziło o sprawy zdroworozsądkowe. Na przykład pamiętam opowieść, że Columbia University otrzymała fundusze na stypendium coroczne dla dziewczyny ze stanu Iowa, która miała być z sekty kwakrów i interesować się studiowaniem rolnictwa. Jednak gdyby takiej kandydatki nie było, to dobroczyńca zezwalał przyznać stypendium komuś o podobnym profilu: jakiejkolwiek dziewczynie-protestantce, niekoniecznie z Iowa, o zainteresowaniach nawet pozarolniczych.

Takie płynne kontrakty z uniwersytetami pozwalały administratorom uczelnianym zacząć ingerować w charakter przeznaczenia datku. W obecnych czasach biurokraci robią to coraz częściej. Zwykle obiecują formalnie uszanować wolę darczyńcy, ale nawet przy sztywnym kontrakcie zdarza się, że po wpłaceniu na konto uniwersyteckie datku dobroczyńca przestaje cokolwiek kontrolować. Tak stało się z wieloma darami, choćby kilkumilionowymi datkami rządu tureckiego i rządu greckiego dla Columbia University. Zamiast na badania nad historią Grecji, jak i historią Turcji – czego spodziewali się darczyńcy – pieniądze poszły na studia homoseksualne, genderowe i feministyczne. 

Podobny afront spotkał ostatnio braci Pearson, którzy przyrzekli 100 milionów dolarów na University of Chicago. Pierwsza transza daru liczyła prawie 23 miliony dolarów i została przekazana w 2015 r. UC obiecał ustanowić Instytut dla Studiów nad Globalnymi Konfliktami im. Pearsonów. Niestety uczelnia dopuściła się oszustwa. Po pierwsze, odcięto darczyńców od uczestnictwa w imprezach i konferencjach instytutu, tak aby nie wiedzieli, co się dzieje. Po drugie, za pieniądze darczyńców przyjęto skrajnie lewicowych i merytorycznie niewykwalifikowanych „naukowców”, którzy nie potrafili zająć się „studiami nad globalnymi konfliktami”. Po trzecie, biurokraci uniwersyteccy zaczęli bezprawnie przekazywać fundusze braci Pearsonów na Harris School of Public Policy, w budynku której mieścił się Instytut. Szkoła ta koncentruje się na rozmaitych sprawach postępowych, a nie na konfliktach globalnych. Pearsonowie domagają się zwrotu 23 milionów dolarów.

Jest to raczej typowa sytuacja. Na początku lat sześćdziesiątych rodzina Robertson podarowała Princeton University 35 milionów dolarów. Dar poszedł na Woodrow Wilson School of Public and International Affairs. Na szczęście pp. Robertsonowie stworzyli fundację, która zajmowała się tym darem wspólnie z uniwersytetem. Dało im to pewną kontrolę i wgląd w sposób wydatkowania pieniędzy. Na początku wieku XXI – dzięki inwestycjom giełdowym – wartość daru doszła do ponad miliarda dolarów. Pieniądze te zgodnie z intencją darczyńców miały być przeznaczone dla niezamożnych studentów, którzy chcieliby poświęcić się służbie Stanom Zjednoczonym w dyplomacji, wywiadzie oraz wojsku. 

Princeton obiecał dobroczyńcom, że na pewno dotrzyma słowa. Tak się nie stało. Uniwersytet finansował co roku odpowiednie stypendia zaledwie dla dwóch-trzech studentów. Reszta funduszów poszła na cele niezwiązane z warunkami postawionymi przez darczyńców. Pieniądze przeznaczono m.in. na studia homoseksualne, feministyczne i gender. Dobroczyńcy podali Princeton do sądu i domagają się zwrotu minimum 100 milionów dolarów. Uniwersytet zgodził się w 2008 r. wpłacić w ciągu następnych lat żądane pieniądze na rzecz fundacji pp. Robertsonów, którzy mają zamiar wydać je zgodnie z oryginalną wolą swoich rodziców: na stypendia dla osób chcących służyć USA. Niestety same rachunki za prawników pochłonęły 40 milionów dolarów. Notabene opisał tę sprawę Doug White w pracy „Abusing Donor Intent: The Robertson Family’s Epic Lawsuit Against Princeton University”.

Tak więc nie zawsze uniwersytetom udaje się oszustwo. Ale zawsze kosztuje to wiele zachodu dobroczyńców, aby odzyskać fundusze od biurokratów. Na przykład na początku lat dziewięćdziesiątych teksańska rodzina Bass podarowała Yale University 20 milionów dolarów. Dar był przeznaczony na naukę „Cywilizacji Zachodniej”, czyli filozofii greckiej antycznej, tradycji chrześcijańskiej etc. Uniwersytet przyjął dar w 1991 r. Ale przeznaczył te pieniądze na studia homoseksualne (gay studies) i temu podobne.

W 1994 r. darczyńcy dowiedzieli się o oszustwie i zażądali zwrotu daru. Zajęło to trochę czasu. Yale protestowało, jego rektor wykrzykiwał, że chodziło o naruszanie wolności akademickiej. A darczyńcy rzekomo nie mieli prawa się wtrącać. W końcu udało się odzyskać datek od Yale. Państwo Bass przekazali całą sumę na konserwatywny Intercollegiate Studies Institute, centrum edukacyjne i think tank, którego celem jest propagowanie Cywilizacji Zachodniej wśród studentów undergraduate (licencjackich).

To tylko garść przykładów. Za każdym razem chodziło o rozrost biurokracji i wspieranie radykalnych ideologii, a nie o dobro studentów. Warto wspierać edukację, ale tylko wtedy, gdy kontroluje się jej jakość. Inaczej zwycięży rozszalały marksizm-lesbianizm. Wara lewakom od nie swoich pieniędzy!

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 28 listopada 2018 r.
www.iwp.edu

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (49/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe