"Polska Wschodnia". Adam Bujak, fotograf Jana Pawła II mówi nam o swoim nowym albumie

Adam Bujak: Chciałem pokazać piękno Polski Wschodniej, która przecież przed wojną była Polską Środkowo-Północną i częściowo Wschodnią. Myślę, że wschodnie województwa dzisiejszej Polski to takie miejsca, którymi możemy się szczycić i chwalić w całym świecie. Tam jest nie tylko wspaniała natura, Puszcza Białowieska, najwięcej parków narodowych, ale są tam też niesamowite zabytki, miejsca naszej martyrologii i ludzie, których nie spotkamy już nigdzie indziej. Tutaj każde miejsce zachwyca. „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie” – w albumie jest zdjęcie wielkiego chrząszcza, który stoi na rynku w Szczebrzeszynie.

We wschodniej części dzisiejszej Polski można jeszcze spotkać odpryski sienkiewiczowskich dawnych Kresów Wschodnich?
Oczywiście tak. Tam jest np. Rejowiec, miejscowość, o której niedawno się dowiedziałem, stamtąd pochodził Mikołaj Rej. Żyją tam wygnani z Rosji 300 lat temu staroobrzędowcy, którzy kultywują swoje oryginalne tradycje i obrzędy. Niezwykle zamknięty świat, w który udało mi się w niknąć i uzyskać unikalne fotografie. Oni są tak hermetyczni, że nawet myją klamki po innowiercach. To superortodoksyjna odmiana prawosławia. Warto odwiedzić tamtejszych Tatarów, niezwykle otwartych i przyjaznych dla ludzi z zewnątrz.

Jak żyją staroobrzędowcy we współczesnej rzeczywistości?
Mają swoje obrzędy, mają nastawnika, czyli przewodniczącego, którego wybierają i on celebruje nabożeństwa, śpiewy trwające nieraz dwie, trzy godziny. Oni nawet cerkiew moskiewską uważają za zbyt mało ortodoksyjna i konserwatywną.

Te rejony ubogaciły pana duchowo, przemierzając z aparatem dzisiejsze Kresy, prócz doznań estetycznych miał pan również strawę duchową? Tak, duchowo wiele zyskałem na tych wyjazdach do Polski Wschodniej. Te dzisiejsze Kresy bardzo mnie ubogaciły. Bardzo lubię jeździć do Kalwarii Pacławskiej, tuż nad granicą z Ukrainą, do Grabarki prawosławnej, która jest tuż nad granicą z Białorusią. Do Odrynek, które założył prawosławny ojciec Gabriel. Proszę sobie wyobrazić, że prawosławny mnich założył na bagnach, na wyspie sanktuarium-pustelnię. Ojciec Gabriel przywitał mnie z otwartymi ramionami i powiedział „Witajcie, panie Adamie, sfotografował pan całą Ruś, od krańca, do krańca. Tysiące kilometrów objechał”. Dostałem miód i jakieś zioła, bo on był zielarzem. To zupełnie niesamowite. To wszystko jest niedaleko stąd, trzy godziny jazdy samochodem z Warszawy. Zachęcam do odwiedzania tych miejsc.
Ile lat zajęła panu penetracja Polski Wschodniej?
W albumie są zdjęcia od 1976 do 2018 roku. Przynosiłem nowe fotografie dosłownie do ostatniej chwili, gdy robiona była już szata graficzna do albumu. Prezes Białego Kruka żartobliwie mówił, że najlepsze fotografie przynoszę mu na sam koniec. W albumie są zdjęcia dokumentujące, gdzie mieszkałem i żyłem z tamtymi ludźmi; fotografowałem całe ich życie. To też dla mnie zaszczyt, że zostałem dopuszczony do ich tajemnic jako człowiek z zewnątrz, niejako z innego świata.
Możemy powiedzieć, że tam mentalnie jest inna Polska?
Nie, ja uważam, że Polska jest jedna, ale w różnych rejonach ma swój niepowtarzalny koloryt. Polska Wschodnia jest według mnie znacznie bogatsza kulturowo i duchowo od Polski Zachodniej.

W Polsce Wschodniej to dla pańskiego aparatu nie ma już chyba białych plam?
O, jeszcze są. To kraina przebogata w historię, architekturę, kościoły, cerkwie, ludzi, przyrodę. Myślę, że z tych małych plam można by było zrobić drugi tom, a ten, który teraz wydałem, ma 440 stron.
Nasycił się pan tą Polską Wschodnią?
Nie nasyciłem się, chcę tam jeszcze pojechać. Ale muszę wszystko planować, bo mam też inne obowiązki. Jestem starszym Arcybractwa Dobrej Śmierci, które istnieje od 1590 roku. Niedaleko nas, bo na kolumnie Zygmunta, a jesteśmy w Domu Literata w Warszawie, mamy naszego arcybrata. Król był członkiem Arcybractwa. Należeli też do nas Zygmunt III, Władysław IV, Jan Kazimierz i Sobieski.

Nie sądzi pan, że bez poznania tych dzisiejszych polskich Kresów jesteśmy troszkę bardziej ubodzy, że powinniśmy częściej odwiedzać te miejsca?
Coraz częściej tam jeździmy. Ale jak pan wie, jesteśmy egocentrykami. Czy pan, warszawiak, czy ja krakus, to widzimy właściwie nasze wielkie wspaniałe metropolie, pełne kultury, teatrów. A tam też są wspaniałe teatry. Tam też jest wspaniała kultura. Dotarłem do teatru Fredreum, który jest w zamku w Przemyśli, to jest wspaniała placówka, mimo że nie profesjonalna.
Jakie trudności napotykał pan, pracując nad tym albumem?
Nie było wiele trudności, choć przyznaję, że do każdej wyprawy bardzo starannie się przygotowuję, co wymaga czasu i wysiłku. Starałem się wpisywać w miejsca, w których akurat jestem. I muszę przyznać, że udało mi się. Udało mi się wejść nie tylko w świat staroobrzędowców, co dla człowieka z zewnątrz jest niemal niemożliwe, ale także sfotografowałem ostatnią żyjącą mniszkę, która barykadowała się na noc.
Pan jest osobą kontemplacyjną, czy dobry artysta fotografik musi patrzeć na świat w sposób kontemplacyjny?
Myślę, że tak. Ale sprzęt jest równie ważny. Gdybym miał taki aparat jak dziś przy Janie Pawle II, to ile wspaniałych zdjęć by powstało dodatkowo. Dziś dobry aparat to właściwie komputer, gdzie wszystko można programować.
Czego pana nauczył Jan Paweł II?
Nauczył mnie miłości. W momencie, kiedy nie myślę, żeby być dobrym, to widzę jego wspaniałe oczy, wspaniałe spojrzenie, gesty i to co mówił. A miałem szczęście rozmawiać z nim nieraz, nie minutę czy dwie, ale do północy. Nieraz kardynał Dziwisz mówił: „Może byśmy Ojcze wreszcie Skwarnickiego i Bujaka wyrzucili?”. A papież mówił: „To zobaczymy się jutro”. I widzieliśmy się na drugi dzień.
O czym rozmawialiście?
O poezji, o historii, o Polsce, o polityce.
Ludzie, którzy się zetknęli z Janem Pawłem II, mówią, że miał w sobie jakiś magnetyzm, spotkanie z nim zmieniało człowieka.
Oczywiście tak było. Myśmy zawsze spotykali się z nim na Wigilię. Tam stawało się w takich kręgach po kilka osób i on do każdego podchodził. Jak się wychodziło z tych spotkań, to się czuło, jakby pod nogami coś nas unosiło. Dosłownie tak działał na człowieka. Pamiętam Mirelle Mathieu, tę wielką piosenkarkę francuską, czy gwiazdy amerykańskiego kina, niby ludzie obeznani ze sceną, z publicznością, a przy papieżu trzęsły im się ręce. Tam byli nagle jakby drugimi, mniejszymi osobami. To niesamowite. Z Gorbaczowem, przywódcami państw i królami było podobnie. Nawet Ali Ağca zmiękł i się wyspowiadał. Ten zbrodniarz, który miał zabić papieża. Miałem z nim widzenie.
Rozmawiał pan z nim?
Nie, miałem bezwzględny zakaz rozmowy. Mogłem stać metr przed nim, ale nie mogłem z nim rozmawiać. Patrzyłem mu w oczy i jego wzrok mnie zmroził. Pomyślałem: „Ty draniu, tymi oczyma patrzyłeś na tego pięknego człowieka w bieli i do niego strzelałeś”. Miał dostać milion dolarów za tę śmierć. Ağca żałował, że nie dostał tych pieniędzy, bo zamach nie wyszedł.
Czy Jan Paweł II towarzyszy panu w życiu?
Zawsze mi towarzyszy. Codziennie do niego się modlę i codziennie go wspominam. Kiedy wróciłem z pogrzebu Jana Pawła II z Rzymu do Polski, moje dzieci powiedziały: „Tato, masz relikwie na stole”. Otwieram kopertę, a tam kartka, na której napisane drżącą ręką „Jan Paweł II”. Trzy dni przed śmiercią napisał mi pożegnanie: „Dziękuję za znak, któremu sprzeciwiać się będą”. Bo w Białym Kruku ilustrowałem książkę z jego kazaniami, jeszcze jako kardynałem Wojtyłą, właśnie krzyżami. Nie przypuszczałem, że papież na łożu śmierci będzie myślał o tym. I wyliczał mi, za co mi jest wdzięczny. Mam całą stertę listów pisanych do mnie przez Jana Pawła II. Również tam, w Polsce Wschodniej Ojciec, bo tak do niego mówiłem, by cały czas ze mną obecny.
Wszystkie fotografie pochodzą z albumu Adama Bujaka "Polska Wschodnia"