Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wyrównywaniu szans, czyli palimy gimnazja

To że gimnazja stanowią nieszczęście, jakiego polska edukacja w swojej dotychczasowej historii nie przeżyła, jest jasne dla każdego, poza może pewną, niestety dość dużą, grupą samych gimnazjalistów, dla których te trzy lata stanowią być może jedyną okazję w życiu, by zanurzyć się w chaosie bezkarności, jakiego oni dotychczas nie doświadczyli i nigdy więcej już nie doświadczą.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wyrównywaniu szans, czyli palimy gimnazja
/ morguefile.com
             Jakimś niezbadanym cudem, dotarła do mnie wiadomość, że była minister edukacji, Joanna Kluzik-Rostkowska, plus jeszcze bardziej była minister tej samej edukacji, Krystyna Szumilas, plus na doczepkę jakiś wynajęty ekspert od wspomnianej edukacji o niezapamiętanym przeze mnie nazwisku, wystąpili na wspólnej konferencji prasowej, na której ogłosili co następuje:
      „Badania dowodzą, że gimnazja wyrównują szanse dzieci rodziców mniej wykształconych. W 2015 r. aż 34,6 proc. takich gimnazjalistów osiągnęło najlepsze wyniki. Polscy uczniowie dzięki wprowadzeniu gimnazjów zaczęli osiągać bardzo dobre wyniki. Dziś są w czołówce”.
      Powiem szczerze, że od samego początku, gdy nowy rząd ogłosił plan likwidacji gimnazjów, a zjednoczona opozycja natychmiast zaczęła go kontestować, postanowiłem sobie, że nie będę zabierał głosu na ten temat, z tego prostego powodu, że bardzo nie lubię sytuacji karykaturalnie wręcz oczywistych, a ta taką właśnie od samego początku była. To że gimnazja stanowią nieszczęście, jakiego polska edukacja w swojej dotychczasowej historii nie przeżyła, jest jasne dla każdego, poza może pewną, niestety dość dużą, grupą samych gimnazjalistów, dla których te trzy lata stanowią być może jedyną okazję w życiu, by zanurzyć się w chaosie bezkarności, jakiego oni dotychczas nie doświadczyli i nigdy więcej już nie doświadczą. Tak naprawdę to tylko oni będą płakać za gimnazjami; wszyscy pozostali, w tym jak najbardziej ci, którzy tak bardzo dziś protestują, wiedzą, że obecny stan jest nie do utrzymania i że jeszcze parę lat tego eksperymentu i polska edukacja zwyczajnie umrze.
       Wyszli jednak oto na scenę Kluzik z Szumilas i tym trzecim, przedstawili swoje wyliczenia, a ja dostałem takiej cholery, że postanowiłem złamać dane sobie słowo i to kuriozum choćby bardzo krótko skomentować. Rzecz mianowicie w tym, że jeśli w sytuacji w jakiej znajdują się dziś gimnazja, „bardzo dobre wyniki” osiąga zaledwie 34,6% dzieci, oznaczać to musi, że pozostałe 65,4% to albo młodociani bandyci, albo idioci, dla których już nie ma najmniejszych szans. Bezhołowie, jakie panuje w zdecydowanej większości gimnazjów doprowadziło do tego, że jeśli nauczyciele mają przed sobą dziecko w najbardziej podstawowym stopniu spokojne i grzeczne, dają mu piątki i szóstki niemal z automatu. Wystarczy, że dziecko ma zeszyt, długopis i podręcznik, wie, jak każdego z nich używać, do nauczyciela zwraca się per „pani”, a jeszcze, nie daj Panie Boże, jego rodzice znajdują czas na to, by od czasu do czasu przyjść na zebranie i zapytać wychowawczynię o postępy, zostaje w jednej chwili prymusem. A jeśli w dodatku dziadkowie opłacili mu korepetycje, to właściwie wystarczy, że siedzi grzecznie, uśmiecha się i mówi „dzień dobry” i „do widzenia”. A to, że w śród nich większość stanowią dzieci rodziców „mniej wykształconych” jest skrajną oczywistością. Charakter dzisiejszych czasów jest taki, że dla przeciętnego dziecka nie ma nic gorszego, niż trafić na tak zwanych „rodziców wykształconych”, choćby z tego względu, że tam ojciec od dawna mieszka z druga żoną, a mama jest zarobiona po uszy.
      Jak czytelnicy tego bloga wiedzą, od wielu już lat pracuję jako nauczyciel i o szkole wiem niemal wszystko. Kilka lat temu pracowałem w gimnazjum, a dziś kontakt z gimnazjami mam przez lekcje prywatne. Proszę zatem sobie wyobrazić, że dziś, ile razy próbuje się dowiedzieć od któregokolwiek z moich uczniów, co było w szkole, na ich twarzach niezmiennie widzę znużenie, a odpowiedź jest wiecznie jedna i ta sama: „Nic”. Dzieci, które uczę, lub uczyłem, były naprawdę różne. Niektóre z nich były bardzo słabe i jedyne czego ode mnie chciały, to bym, w owych nielicznych sytuacjach, kiedy coś tam miały zadane, odrobił za nie lekcje, niekiedy coś im tam opowiadałem, a one starały się to zapamiętać, w niektórych wypadkach były to dzieci naprawdę dobre, często najlepsze w klasie. I one wszystkie, bez jednego wyjątku, ile razy ich pytałem, co tam w szkole, odpowiadały, że nic. Właśnie tak: „Nic”.
      Ale też, proszę sobie wyobrazić, każde z owych dzieci regularnie otrzymywało i otrzymuje na świadectwie same piątki i szóstki. Dziś jest tak, że wśród tych, które uczę, jest dwoje, które nie znają języka w stopniu choćby najbardziej podstawowym, w tym sensie, że nie pamiętają nawet, jak jest po angielsku „kiedy”, „wiosna”, czy „jutro”. I one też mają same piątki, lub, zgodnie z nomenklaturą stosowaną przez Kluzik i Szumilas, „osiągają bardzo dobre wyniki”. W jaki sposób? A to w taki mianowicie, że to przede wszystkim nie są durnie, dla których produkowane przez wypuszczonych przez wykształconych w ostatnich latach metodyków testy mogłyby stanowić jakąkolwiek językową zagadkę, a poza tym, one akurat, jeśli tylko trzeba, potrafią się zachować.
      I tak wędrują owe dzieci przez lata gimnazjum, licząc w głębi serca na to, że kiedy dostaną się do liceum, to wtedy może się czegoś nauczą. No a kiedy przyjdzie wreszcie ten moment, okazuje się, że przed nimi jut tylko trzy lata nauki, z tym zastrzeżeniem, że pierwszy rok musi im minąć na przystosowanie się do nowych warunków, drugi na nadrabianie zaległości i myślenie o tym, że za rok matura, no a trzecia klasa, to tak naprawdę zaledwie kilka miesięcy z przeznaczeniem na rozwiązywanie maturalnych zadań. No a w końcu, kiedy już przyjdzie czas matur, to jednym pójdzie lepiej, innym gorzej, natomiast wszystkich połączy fakt, że nikt z nich nie potrafi pisać tak, by się to dało rozczytać. Siedzą więc te dzieci, bazgrzą po tych kartkach, które udają druki urzędowe, a biedni egzaminatorzy próbują się przedrzeć przez stosy owego strasznego chaosu i wszyscy oczywiście świetnie wiedzą, że to wszystko przez to, że kiedy te dzieci miały czas, by się nauczyć staranności, akurat gniły w gimnazjach.
      Wie to każdy z nich znakomicie, co jednak – i to jest wiadomość już naprawdę dobijająca – nie przeszkadza żadnemu z nich, by, jeśli minister Kluzik-Rostkowska dmuchnie w gwizdek, pędzić na demonstrację przeciwko likwidacji gimnazjów. Dlaczego? No jak to dlaczego? Bo PiS łamie Konstytucję, obraża sędziów, no i jeszcze ten prokurator Piotrowicz, cholera jasna!
 
Okres targów się już skończył, zapraszam więc wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl i do kupowania naszych książek. 
 

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Kolizja łodzi na Dunaju. Są ofiary śmiertelne i zaginieni z ostatniej chwili
Kolizja łodzi na Dunaju. Są ofiary śmiertelne i zaginieni

Dwie osoby zginęły, a pięć innych uznano za zaginione zapewne w wyniku zderzenia małej motorówki ze statkiem wycieczkowym na Dunaju na północ od Budapesztu, które miało miejsce w sobotę późnym wieczorem – podała węgierska policja.

To skandal. Znany pięściarz wyprowadzony z samolotu z ostatniej chwili
"To skandal". Znany pięściarz wyprowadzony z samolotu

Tomasz Adamek opowiedział, co spotkało go w samolocie. Znany pięściarz zaplanował powrót do domu w Stanach Zjednoczonych, kiedy spotkała go niemiła przygoda.

Zamach na premiera Słowacji. Nowy trop śledczych z ostatniej chwili
Zamach na premiera Słowacji. Nowy trop śledczych

Ministrowie spraw wewnętrznych i obrony Słowacji Matusz Szutaj Esztok i Robert Kaliniak powiedzieli w niedzielę, że policja zaczęła pracować nad nową wersją śledczą.

Katastrofa lotnicza w Iranie. Na pokładzie prezydent Ebrahim Raisi z ostatniej chwili
Katastrofa lotnicza w Iranie. Na pokładzie prezydent Ebrahim Raisi

Trwają poszukiwania śmigłowca z prezydentem Iranu Ebrahimem Raisim na pokładzie po wypadku w pobliżu Dżolfy w irańskiej prowincji Azerbejdżan Wschodni - przekazała telewizja Al_Dżazira, powołując się na irańskie media państwowe.

Dobrze, że umiem karate. Dramat Anny Lewandowskiej na lotnisku z ostatniej chwili
"Dobrze, że umiem karate". Dramat Anny Lewandowskiej na lotnisku

Anna Lewandowska, żona słynnego piłkarza opowiedziała, co niedawno spotkało ją na lotnisku w Barcelonie. Wystarczyła chwila nieuwagi, by trenerka padła ofiarą ataku.

Uderzenie w całą gospodarkę. Prezes PiS ostrzega przed euro w Polsce z ostatniej chwili
"Uderzenie w całą gospodarkę". Prezes PiS ostrzega przed euro w Polsce

Wprowadzenie euro w Polsce będzie uderzeniem w stopę życiową i w popyt, czyli uderzeniem w całą gospodarkę – ocenił w niedzielę w Tomaszowie Mazowieckim prezes PiS Jarosław Kaczyński. Tak dla polskiej złotówki, to jest część polskiej racji stanu – powiedział.

Nie żyje dziennikarka CNN. Miała 58 lat z ostatniej chwili
Nie żyje dziennikarka CNN. Miała 58 lat

Media obiegły wieści o śmierci znanej prezenterki i dziennikarki CNN. Alicia Steward odeszła w wieku 58 lat. Okoliczności jej śmierci badają służby.

Czarnek ostro odpowiada Tuskowi: Niech Pan nie robi z siebie klauna z ostatniej chwili
Czarnek ostro odpowiada Tuskowi: "Niech Pan nie robi z siebie klauna"

Nie milkną echa niedzielnej awantury, która miała miejsce na antenie Polsat News. Były minister edukacji i poseł PiS Przemysław Czarnek w ostrych słowach odniósł się do wpisu Donalda Tuska.

Jarosław Kaczyński ogłosił plan Siedem razy tak z ostatniej chwili
Jarosław Kaczyński ogłosił plan "Siedem razy tak"

Prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłosił w niedzielę na konwencji PiS plan "Siedem razy tak", wymieniając na pierwszym miejscu potrzebę działań na rzecz rozwoju Polski. Podkreślił, że to konieczność realizowania wielkich inwestycji, takich jak Centralnego Portu Komunikacyjnego.

Gorąco w Izraelu. Demonstranci blokują wjazd do Jerozolimy z ostatniej chwili
Gorąco w Izraelu. Demonstranci blokują wjazd do Jerozolimy

Grupa demonstrantów zablokowała w niedzielę główny wjazd do Jerozolimy, domagając się przeprowadzenia w Izraelu ogólnokrajowych wyborów - poinformował dziennik "Harec".

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wyrównywaniu szans, czyli palimy gimnazja

To że gimnazja stanowią nieszczęście, jakiego polska edukacja w swojej dotychczasowej historii nie przeżyła, jest jasne dla każdego, poza może pewną, niestety dość dużą, grupą samych gimnazjalistów, dla których te trzy lata stanowią być może jedyną okazję w życiu, by zanurzyć się w chaosie bezkarności, jakiego oni dotychczas nie doświadczyli i nigdy więcej już nie doświadczą.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wyrównywaniu szans, czyli palimy gimnazja
/ morguefile.com
             Jakimś niezbadanym cudem, dotarła do mnie wiadomość, że była minister edukacji, Joanna Kluzik-Rostkowska, plus jeszcze bardziej była minister tej samej edukacji, Krystyna Szumilas, plus na doczepkę jakiś wynajęty ekspert od wspomnianej edukacji o niezapamiętanym przeze mnie nazwisku, wystąpili na wspólnej konferencji prasowej, na której ogłosili co następuje:
      „Badania dowodzą, że gimnazja wyrównują szanse dzieci rodziców mniej wykształconych. W 2015 r. aż 34,6 proc. takich gimnazjalistów osiągnęło najlepsze wyniki. Polscy uczniowie dzięki wprowadzeniu gimnazjów zaczęli osiągać bardzo dobre wyniki. Dziś są w czołówce”.
      Powiem szczerze, że od samego początku, gdy nowy rząd ogłosił plan likwidacji gimnazjów, a zjednoczona opozycja natychmiast zaczęła go kontestować, postanowiłem sobie, że nie będę zabierał głosu na ten temat, z tego prostego powodu, że bardzo nie lubię sytuacji karykaturalnie wręcz oczywistych, a ta taką właśnie od samego początku była. To że gimnazja stanowią nieszczęście, jakiego polska edukacja w swojej dotychczasowej historii nie przeżyła, jest jasne dla każdego, poza może pewną, niestety dość dużą, grupą samych gimnazjalistów, dla których te trzy lata stanowią być może jedyną okazję w życiu, by zanurzyć się w chaosie bezkarności, jakiego oni dotychczas nie doświadczyli i nigdy więcej już nie doświadczą. Tak naprawdę to tylko oni będą płakać za gimnazjami; wszyscy pozostali, w tym jak najbardziej ci, którzy tak bardzo dziś protestują, wiedzą, że obecny stan jest nie do utrzymania i że jeszcze parę lat tego eksperymentu i polska edukacja zwyczajnie umrze.
       Wyszli jednak oto na scenę Kluzik z Szumilas i tym trzecim, przedstawili swoje wyliczenia, a ja dostałem takiej cholery, że postanowiłem złamać dane sobie słowo i to kuriozum choćby bardzo krótko skomentować. Rzecz mianowicie w tym, że jeśli w sytuacji w jakiej znajdują się dziś gimnazja, „bardzo dobre wyniki” osiąga zaledwie 34,6% dzieci, oznaczać to musi, że pozostałe 65,4% to albo młodociani bandyci, albo idioci, dla których już nie ma najmniejszych szans. Bezhołowie, jakie panuje w zdecydowanej większości gimnazjów doprowadziło do tego, że jeśli nauczyciele mają przed sobą dziecko w najbardziej podstawowym stopniu spokojne i grzeczne, dają mu piątki i szóstki niemal z automatu. Wystarczy, że dziecko ma zeszyt, długopis i podręcznik, wie, jak każdego z nich używać, do nauczyciela zwraca się per „pani”, a jeszcze, nie daj Panie Boże, jego rodzice znajdują czas na to, by od czasu do czasu przyjść na zebranie i zapytać wychowawczynię o postępy, zostaje w jednej chwili prymusem. A jeśli w dodatku dziadkowie opłacili mu korepetycje, to właściwie wystarczy, że siedzi grzecznie, uśmiecha się i mówi „dzień dobry” i „do widzenia”. A to, że w śród nich większość stanowią dzieci rodziców „mniej wykształconych” jest skrajną oczywistością. Charakter dzisiejszych czasów jest taki, że dla przeciętnego dziecka nie ma nic gorszego, niż trafić na tak zwanych „rodziców wykształconych”, choćby z tego względu, że tam ojciec od dawna mieszka z druga żoną, a mama jest zarobiona po uszy.
      Jak czytelnicy tego bloga wiedzą, od wielu już lat pracuję jako nauczyciel i o szkole wiem niemal wszystko. Kilka lat temu pracowałem w gimnazjum, a dziś kontakt z gimnazjami mam przez lekcje prywatne. Proszę zatem sobie wyobrazić, że dziś, ile razy próbuje się dowiedzieć od któregokolwiek z moich uczniów, co było w szkole, na ich twarzach niezmiennie widzę znużenie, a odpowiedź jest wiecznie jedna i ta sama: „Nic”. Dzieci, które uczę, lub uczyłem, były naprawdę różne. Niektóre z nich były bardzo słabe i jedyne czego ode mnie chciały, to bym, w owych nielicznych sytuacjach, kiedy coś tam miały zadane, odrobił za nie lekcje, niekiedy coś im tam opowiadałem, a one starały się to zapamiętać, w niektórych wypadkach były to dzieci naprawdę dobre, często najlepsze w klasie. I one wszystkie, bez jednego wyjątku, ile razy ich pytałem, co tam w szkole, odpowiadały, że nic. Właśnie tak: „Nic”.
      Ale też, proszę sobie wyobrazić, każde z owych dzieci regularnie otrzymywało i otrzymuje na świadectwie same piątki i szóstki. Dziś jest tak, że wśród tych, które uczę, jest dwoje, które nie znają języka w stopniu choćby najbardziej podstawowym, w tym sensie, że nie pamiętają nawet, jak jest po angielsku „kiedy”, „wiosna”, czy „jutro”. I one też mają same piątki, lub, zgodnie z nomenklaturą stosowaną przez Kluzik i Szumilas, „osiągają bardzo dobre wyniki”. W jaki sposób? A to w taki mianowicie, że to przede wszystkim nie są durnie, dla których produkowane przez wypuszczonych przez wykształconych w ostatnich latach metodyków testy mogłyby stanowić jakąkolwiek językową zagadkę, a poza tym, one akurat, jeśli tylko trzeba, potrafią się zachować.
      I tak wędrują owe dzieci przez lata gimnazjum, licząc w głębi serca na to, że kiedy dostaną się do liceum, to wtedy może się czegoś nauczą. No a kiedy przyjdzie wreszcie ten moment, okazuje się, że przed nimi jut tylko trzy lata nauki, z tym zastrzeżeniem, że pierwszy rok musi im minąć na przystosowanie się do nowych warunków, drugi na nadrabianie zaległości i myślenie o tym, że za rok matura, no a trzecia klasa, to tak naprawdę zaledwie kilka miesięcy z przeznaczeniem na rozwiązywanie maturalnych zadań. No a w końcu, kiedy już przyjdzie czas matur, to jednym pójdzie lepiej, innym gorzej, natomiast wszystkich połączy fakt, że nikt z nich nie potrafi pisać tak, by się to dało rozczytać. Siedzą więc te dzieci, bazgrzą po tych kartkach, które udają druki urzędowe, a biedni egzaminatorzy próbują się przedrzeć przez stosy owego strasznego chaosu i wszyscy oczywiście świetnie wiedzą, że to wszystko przez to, że kiedy te dzieci miały czas, by się nauczyć staranności, akurat gniły w gimnazjach.
      Wie to każdy z nich znakomicie, co jednak – i to jest wiadomość już naprawdę dobijająca – nie przeszkadza żadnemu z nich, by, jeśli minister Kluzik-Rostkowska dmuchnie w gwizdek, pędzić na demonstrację przeciwko likwidacji gimnazjów. Dlaczego? No jak to dlaczego? Bo PiS łamie Konstytucję, obraża sędziów, no i jeszcze ten prokurator Piotrowicz, cholera jasna!
 
Okres targów się już skończył, zapraszam więc wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl i do kupowania naszych książek. 
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe