[Tylko na Tysol.pl] Tadeusz Płużański: Kat majora „Zapory” jest wśród nas

Uwaga! Uwaga! Jeden z ubeckich sadystów, najokrutniejszych śledczych stalinowskiej bezpieki, po krótkiej odsiadce na warszawskiej Białołęce, przebywa na wolności! Nazywa się Jerzy Kędziora i mieszka w stolicy, na Bródnie. To on tak katował cichociemnego majora Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”, że polski bohater w wieku 30 lat wyglądał jak starzec: miał połamane kości i wybite zęby. Właśnie minęła 70 rocznica zamordowania komendanta AK/WiN z Lubelszczyzny. 7 marca „Zapora” zginął od strzału w tył głowy w katowni bezpieki przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.
 [Tylko na Tysol.pl] Tadeusz Płużański: Kat majora „Zapory” jest wśród nas
/ Zapora, Uskok, Wikipedia domena publiczna
W Internecie pojawiły się informacje, że może warto byłoby zorganizować w miejscu zamieszkania tego potwora jakiś happening grupy rekonstrukcyjnej.

Przypomnę, że już raz taka akcja edukacyjna miała miejsce. Zanim ubek trafił do więzienia, patriotyczna młodzież udała się na warszawskie Bródno, na ulicę Chodecką, gdzie mieszka Kędziora. Tam rozwiesili plakaty z informacjami: „Tu mieszka ubecki sadysta”. Na plakatach wymieniono nazwiska osób, których ten czerwony kat represjonował, wśród nich mjr Hieronima Dekutowskiego, ps. Zapora, i kolejnych prezesów Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość:

płk Franciszka Niepokólczyckiego,

ppłk. Wincentego Kwiecińskiego,

ppłk. Łukasza Cieplińskiego.

Specjalista od WiN – można by powiedzieć. Według relacji świadków następnego dnia po odwiedzinach Kędziora szybko spakował manatki i wraz z żoną wyprowadził się. Na miejsce przyjechała policja, lecz nie po skazanego Kędziorę, a w poszukiwaniu patriotycznej młodzieży.

„Pracownik umysłowy”

Jerzy Kędziora urodził się w 1925 r. w Ostrowcu Świętokrzyskim. Jego matka, Lucyna Gajewska, była krawcową. Ojciec Daniel, z zawodu szewc, w II Rzeczypospolitej został skazany za działalność w Komunistycznej Partii Polski, w czasie II wojny światowej w Związku Patriotów Polskich w Gruzji, po 1945 r. w Polskiej Partii Robotniczej. Matka awansowała na pracownika Wydziału ds. Kultury i Oświaty Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Bezpieka, sprawdzając rodzinę swojego pracownika, nie znalazła żadnych haków, prócz tego, że ojciec lubił alkohol.

W powojennej ankiecie Jerzego Kędziory czytamy, że po wrześniu 1939 r. przebywał we Lwowie, gdzie skończył trzy klasy gimnazjum, miał obywatelstwo sowieckie. W rubryce języki wpisał: rosyjski, niemiecki (dobrze), francuski (słabo). A więc erudyta.

Jak trafił do bezpieczeństwa? Służył w GL (od czerwca 1943 r., ps. „Stefan”) i AL (do stycznia 1945 r., ps. „Francuz”, ale, jak wynika z resortowych ustaleń, był mało aktywny).

Współpracownikiem MBP został w lutym 1945 r., a pracownikiem w maju tego roku. Do grudnia 1947 r. „brał udział w walce z bandami i reakcyjnym podziemiem”. A tak o Kędziorze pisali przełożeni: „pochodzenia rzemieślniczego, przynależności społecznej inteligencji pracującej (…) z zawodu pracownik umysłowy [sic!!!]”. Aby jeszcze bardziej podnieść swoje „umysłowe” kwalifikacje ukończył dwuletnią Szkołę Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego. W styczniu 1951 r. zdał egzamin MBP z zajęć politycznych z wynikiem bardzo dobrym: „materiał opanowany, lotność umysłu”.

Różański dość zadowolony

W MBP Kędziora dochrapał się stanowiska kierownika sekcji śledczej i pozytywnych opinii szefa wszystkich „śledzi” Jacka Różańskiego (Józefa Goldberga), który 4 kwietnia 1953 r. pisał o Kędziorze: „jest pracownikiem samodzielnym i posiada dużo własnej inicjatywy”. Ale ober-ubek miał też uwagi: „mocno zarozumiały, posiada manię wyższości, wobec podwładnych niewyrozumiały – co ujemnie odbija się na wychowaniu podległych mu oficerów”.

W opinii z 9 września 1953 r. Różański był bardziej zadowolony ze swojego „pracownika umysłowego”: „Prowadząc śledztwo w szeregu sprawach o znaczeniu ogólnopaństwowym osiągnął poważne wyniki operacyjne i polityczne (…) wykazuje wielki wysiłek w walce ze swoimi wadami. Ostatnio wykazuje szereg pozytywnych cech, jak wzmożenie opieki nad podwładnymi, naukę własną, itd.” Ale prócz pochwał były też kary, np. trzydniowy areszt domowy.

„Nasze postępowanie było łagodne”

Prócz pracy na Mokotowie ubek Kędziora należał do Grupy Specjalnej MBP – tajnej komórki powołanej latem 1948 r., przekształconej następnie w X Departament, który zajmował się sprawami szczególnymi – „oczyszczaniem” szeregów PZPR z agentów i prowokatorów. Grupa działała w równie tajnym więzieniu bezpieki (kryptonim „Spacer”) w Miedzeszynie pod Warszawą.

Kędziora mówił: „Kiedy zostałem skierowany do Miedzeszyna, miałem 23 lata. Podczas przesłuchań używano takich metod jak: klęczenie na stołku, karcer czy wkładanie ołówka między palce. Pierwszy wypadek z ołówkiem zastosował Światło [Józef Światło, zastępca dyrektora X Departamentu]. (...) Słyszeliśmy w tym czasie opowiadania na temat metod stosowanych w »dwójce« i dlatego wydawało się nam, że nasze postępowanie było łagodne”.

Wkrótce jednak sielanka życia „oficera” bezpieki skończyła się. W 1955 r., na fali „odwilży”, przełożeni wyciągnęli mu, że podczas przesłuchań ciężko pobił Wacława Dobrzyńskiego (w czasie niemieckiej okupacji oficera Sztabu Głównego AL, przed aresztowaniem naczelnika wydziału w IV Departamencie MBP), w wyniku czego Dobrzyński zmarł.

Wyrokiem z 2 stycznia 1956 r. Sąd Wojewódzki dla m. st. Warszawy skazał Kędziorę na trzy lata więzienia. W areszcie spędził jednak tylko kilka miesięcy. Sprawę ostatecznie zatuszowano, ale 13 lipca 1955 r. zwolniono go z MBP.

„Huknął mnie w lewe ucho”

Jerzy Kędziora, brutalny ubek, w III RP znów stanął przed sądem. Kilka lat temu jego proces został jednak zawieszony ze względu na rzekomą śmierć wszystkich jego ofiar. Tak, jakby nie wystarczyły dokumenty i pisemne zeznania świadków. Takie wadliwe prawo mamy do dziś w Polsce. Ale zaprotestował Wacław Sikorski: ja przecież jeszcze żyję. Tylko dzięki byłemu AK-owcowi sprawa była kontynuowana.

Sikorski (zmarł w październiku 2018 r.) wspominał : - Mój śledczy, którego nazwiska nie znam, przesłuchiwał mnie 2-3 razy w tygodniu. Mówił mi: „Ty jesteś młody, ja nawet ciebie polubiłem, mnie ciebie szkoda. Ale ja ci radzę, podpisz pismo, bo przyjdzie tu kpt. Kędziora, któremu nikt nigdy nie odmówił podpisu. Odbije ci nerki i zdechniesz w więzieniu. Gdy kolejny raz nie chciałem podpisywać, śledczy zwrócił się do strażnika: „Poproście kpt. Kędziorę”. Do pokoju wszedł człowiek w mundurze, w oficerkach. Miał w ręku jakiś drąg (potem przynosił coś gumowego). Spytał mnie: „Taki, nie taki, job twoju mać, podpiszesz?”. Nie podpiszę. Próbowałem mu wytłumaczyć, że jestem niewinny, że jako oficer miałem dobrą opinię. A on na to: „Każdy szpieg ma dobrą opinię”. Podszedł do mnie bliżej i spytał: „Podpiszesz?” Ja na to, że nie. Wtedy zaczął mnie kopać w lewy pośladek. „Podpiszesz?” Nie. Otwartą ręką huknął mnie w lewe ucho. O tu – Sikorski pokazywał mi aparat słuchowy. - To jest po panu Kędziorze. Innym razem tak rąbnął mnie w tył głowy, że upadłem nosem na ścianę. Do dziś mam uszkodzoną przegrodę nosa.

Bez przedawnienia

Prowadzący proces Kędziory Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa w pewnym momencie uznał, że sprawa wymaga wiedzy historycznej i nie jest kompetentny, aby ją właściwie ocenić. Dlatego chciał, aby rozpatrywał ją sąd wyższej instancji (okręgowy). Ten jednak odmówił, twierdząc, że… oskarżony nie jest osobą znaną i nie budzi zainteresowania opinii publicznej. A pojedyncze artykuły w specjalistycznej prasie nie są w stanie tego zmienić. Cóż, gdyby Kędziora był celebrytą, warto byłoby się nim zająć, bo część splendoru takiej „gwiazdy” mogłaby spłynąć na sędziów i nazwisko pojawiłoby się w czołowych mediach.

Kędziora i jego obrońca domagali się umorzenia sprawy ze względu na przedawnienie. Powoływali się na dwa wyroki Sądu Najwyższego: w sprawie zbrodni komunistycznych z 25 maja 2010 r, i w sprawie Ireneusza Kościuka, milicjanta, który katował studenta Grzegorza Przemyka z 28 lipca 2010 r. Zarzuty wobec Kędziory miały się przedawnić 1 stycznia 1990 r.

Pełnomocnik Wacława Sikorskiego (oskarżyciela posiłkowego) powoływała się na IPN-owski akt oskarżenia, który czyny Kędziory uznał za zbrodnię komunistyczną będącą jednocześnie zbrodnią przeciwko ludzkości, nie ulegającą przedawnieniu. Tłumaczyła, że w tego typu sprawach obowiązująca jest wykładnia Sądu Najwyższego, zastosowana wcześniej wobec skazanego w 1994 r. Adama Humera, wiceszefa departamentu śledczego MBP, przełożonego Kędziory. A od tego czasu ustawodawstwo się nie zmieniło.

„Szkaluje władze bezpieczeństwa”

„Oskarżam Jerzego Kędziorę o prześladowanie Władysława Jedlińskiego i Wacława Sikorskiego. Jako starszy oficer śledczy MBP znęcał się nad nimi, bił gumą, przypalał papierosami, stosował przysiady, kopanie po nerkach, karcer. Oskarżony był funkcjonariuszem państwa totalitarnego, realizował politykę tego państwa i dopuścił się przestępstw z pobudek politycznych” – brzmiał akt oskarżenia przeciwko Kędziorze.

Władysława Jedlińskiego, oficera wywiadu AK, a po wojnie kierownika sieci informacyjnej IV Zarządu Głównego WiN, Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie 15 lipca 1955 r. skazał na dożywocie. 8 września 1955 r. Najwyższy Sąd Wojskowy pod przewodnictwem płk Mieczysława Widaja, jednego z najkrwawszych stalinowskich sędziów, utrzymał wyrok w mocy. Z więzienia mokotowskiego został warunkowo zwolniony w grudniu 1957 r. Jako strzęp człowieka.

Wacław Sikorski: „Straszono mnie, że jeśli nie podpiszę dokumentu kończącego śledztwo, znów będę miał do czynienia z Kędziorą”. Innym razem usłyszał: „Ty jesteś ch..., a nie oficer. Wyrok to ja tutaj piszę, a w sądzie ci tylko odczytają. Dostaniesz KS”.

I faktycznie, w 1948 r. w kiblowym procesie (w celi, bez prokuratora i obrońcy) Sikorski został skazany na karę śmierci, ale „prezydent” Bierut ostatecznie zamienił ją na dożywocie. Gdy próbował złożyć skargę, usłyszał, że „szkaluje władze bezpieczeństwa”. W celi przebywał razem z mjr Hieronimem Dekutowskim.

Nieudana ucieczka

Przed wyrokiem „Zapora” próbował jeszcze, wraz z kolegami, uciec z więzienia, ale wsypał ich więzień kryminalny, licząc na złagodzenie wyroku. 3 grudnia 1955 r. z innego więzienia – w Sieradzu - chciał uciec Marian Gołębiewski, ale próbę udaremnili funkcjonariusze KBW. Gołębiewski - inspektor WiN (wcześniej AK i DSZ) na Zamojszczyźnie - to kolejna ofiara Kędziory. Zanim trafił na Rakowiecką, miał plan, żeby odbić stąd więźniów. Ułaskawiony ostatecznie przez „prezydenta” Bieruta na dożywocie, działał potem w opozycyjnej organizacji „Ruch”.

Jerzy Kędziora katował też wielu innych WiN-owców, np. Edwarda Bzymka–Strzałkowkiego, oficera wywiadu i kontrwywiadu Okręgu Kraków ZWZ–AK, po 1945 r. szefa Brygad Wywiadowczych DSZ-WiN (opracowywał i przekazywał Rządowi RP na Uchodźstwie miesięczne sprawozdania o sytuacji w kraju). Skazanemu na trzykrotną karę śmierci we wrześniu 1947 r. w tzw. procesie krakowskim WiN i Polskiego Stronnictwa Ludowego, złagodzono następnie wyrok do 15 lat. Z więzienia wyszedł w sierpniu 1956 r.

W tej samej sprawie Kędziora przesłuchiwał prezesa II Zarządu WiN, Franciszka Niepokólczyckiego, skazanego na trzykrotny KS. Po zmianie kary na dożywocie na wolność wypuszczono go w grudniu 1956 r.

Prześladował biskupa Kaczmarka

Ostatecznie sąd III RP skazał Jerzego Kędziorę, w styczniu 2012 r. – za znęcanie się w stalinowskim śledztwie nad AK-owcami - na cztery lata więzienia bez zawieszenia. Sąd wyższej instancji obniżył „ze względów humanitarnych” wyrok do 3 lat. Natomiast Sąd Najwyższy – co precedensowe - wstrzymał wykonanie kary. Ostatecznie jednak odrzucił kasację Kędziory. 

Oznaczało to, że komunistyczny zbrodniarz powinien trafić do więzienia. I w końcu – jak już wiemy - trafił na Białołękę.

Współwięzień z celi opowiadał, że Kędziora był w bardzo dobrej kondycji fizycznej - codziennie rozciągał się, robił pompki. Na Białołękę przyjechał z dużą ilością papierosów, aby zamiast niego inni osadzeni dbali o porządek w celi. W końcu wystarał się o przedterminowe zwolnienie ze względu na… zły stan zdrowia. Krwawy ubecki kat Jerzy Kędziora powrócił do swojego mieszkania na warszawskim Bródnie.

Nowe zarzuty?

Ale Kędziora powinien także odpowiedzieć za brutalne przesłuchania biskupa Czesława Kaczmarka. Ordynariusz kielecki został aresztowany w styczniu 1951 r. pod zarzutami szpiegostwa na rzecz USA oraz Watykanu, „faszyzacji życia społecznego”, nielegalnego handlu walutami oraz kolaboracji z Niemcami. Na skutek zastosowanych przez ubeków metod śledczych biskup przyznał się do zarzucanych mu czynów. W 1953 r. odbył się jego pokazowy proces. Hierarchę skazano na 12 lat więzienia. Zdaniem prokuratury IPN funkcjonariusze bezpieki znęcali się nad nim fizycznie i psychicznie. Wśród kilkunastu ubeków brutalnością wyróżniał się Jerzy Kędziora – na tę okoliczność został przesłuchany w więzieniu na Białołęce. Czy za zbrodnie na bp Czesławie Kaczmarku też zostanie skazany?

Tadeusz Płużański

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Waldemar Krysiak: Lekarze zmieniający dzieciom płeć zostaną zmuszeni do ujawnienia szczegółów swoich eksperymentów Wiadomości
Waldemar Krysiak: Lekarze "zmieniający dzieciom płeć" zostaną zmuszeni do ujawnienia szczegółów swoich eksperymentów

Kolejny, ciężki cios dla ideologii gender: Szkocja wycofuje się z prób „zmiany płci” u dzieci, a angielscy lekarze, którzy takich procedur się dopuszczali, zostaną zmuszeni do ujawnienia szczegółów eksperymentów. W Wielkiej Brytanii kończy się masowe okaleczanie dzieci motywowane lewicowym szaleństwem.

Naukowy wieczór z dr Kaweckim: Polacy tworzą urządzenie do badania naszej pozycji względem czasoprzestrzeni Wiadomości
Naukowy wieczór z dr Kaweckim: Polacy tworzą urządzenie do badania naszej pozycji względem czasoprzestrzeni

Moc polskiej nauki! Polacy tworzą najczulsze na Ziemi urządzenie do badania naszej pozycji względem czasoprzestrzeni! To jest projekt rodem science - fiction.

Polacy na lotnisku w Dubaju: 27 godzin czekania, a linie proponują nam lot za pięć dni z ostatniej chwili
Polacy na lotnisku w Dubaju: 27 godzin czekania, a linie proponują nam lot za pięć dni

Główne lotnisko w Dubaju powoli wraca do normalnej pracy po zakłóceniach związanych z gwałtownymi deszczami. "Dziś odleciał do Warszawy w połowie pusty samolot, a naszych bagaży nie ma. Po 27 godzinach czekania na lotnisku linie proponują nam lot powrotny dopiero 23 kwietnia" - powiedziała PAP Nina, jedna z pasażerek.

Prezydent Duda: Idea włączenia się do tzw. kopuły europejskiej dla nas jest nieco spóźniona z ostatniej chwili
Prezydent Duda: Idea włączenia się do tzw. kopuły europejskiej dla nas jest nieco spóźniona

Prezydent Andrzej Duda ocenił w czwartek, że jeśli chodzi o plan włączenia się Polski tzw. kopuły europejskiej, to "ta idea, kiedy dwa lata temu została ogłoszona, była dla nas nieco spóźniona". Jak przypomniał od kilku lat realizujemy nasz system obrony przeciwlotniczej.

Szokujący tytuł Rzeczpospolitej. Ekspert łapie się za głowę z ostatniej chwili
Szokujący tytuł "Rzeczpospolitej". Ekspert łapie się za głowę

Prokuratura Krajowa podała w czwartek, że na terytorium Polski zatrzymano i postawiono zarzuty Pawłowi K., który zgłosił gotowość do działania dla wywiadu wojskowego Rosji. Jak wynika ze śledztwa, informacje Pawła K. miały pomóc w ewentualnym zamachu na życie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Artykuł w tej sprawie pojawił się na wielu portalach, w tym rownież na stronie "Rzeczpospolitej". Problem w tym, że na portalu "Rzeczpospolitej" okraszono go szokującym tytułem. Głos zabrał ekspert ds. wojskowych Paweł Zariczny.

Polak z poważnymi zarzutami. W tle plan zamachu na Zełenskiego z ostatniej chwili
Polak z poważnymi zarzutami. W tle plan zamachu na Zełenskiego

Prokuratura Krajowa podała w czwartek, że na terytorium Polski zatrzymano i postawiono zarzuty Pawłowi K., który zgłosił gotowość do działania dla wywiadu wojskowego Rosji. Jak wynika ze śledztwa, informacje Pawła K. miały pomóc w ewentualnym zamachu na życie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.

Dramat w Bydgoszczy. Nie żyje 15-latka z ostatniej chwili
Dramat w Bydgoszczy. Nie żyje 15-latka

Nie żyje 15-letnia dziewczyna, która w czwartek w Bydgoszczy wpadła pod tramwaj na ul. Fordońskiej. Wypadek spowodował poważne utrudnienia w ruchu samochodów i kursowaniu tramwajów - poinformowała kom. Lidia Kowalska z bydgoskiej Komendy Miejskiej Policji.

Mariusz Błaszczak żąda wyjaśnień od kierownictwa MON z ostatniej chwili
Mariusz Błaszczak żąda wyjaśnień od kierownictwa MON

W środę w Warszawie doszło do spotkania generalnego inspektora Bundeswehry gen. Carstena Breuera z szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesławem Kukułą. Wpis niemieckiego generała wywołał burzę. Mariusz Błaszczak żąda wyjaśnień od kierownictwa MON.

Niemcy przejmują odpowiedzialność za wschodnią flankę NATO. Burza po słowach szefa Bundeswehry z ostatniej chwili
"Niemcy przejmują odpowiedzialność za wschodnią flankę NATO". Burza po słowach szefa Bundeswehry

W środę w Warszawie doszło do spotkania generalnego inspektora Bundeswehry gen. Carstena Breuera z szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesławem Kukułą. Wpis niemieckiego generała wywołał burzę.

Oni również musieli zrezygnować z Tańca z gwiazdami z ostatniej chwili
Oni również musieli zrezygnować z "Tańca z gwiazdami"

Na trzy dni przed kolejnym odcinkiem „Tańca z gwiazdami” jedna z uczestniczek ogłosiła, że rezygnuje z dalszego uczestnictwa w programie.

REKLAMA

[Tylko na Tysol.pl] Tadeusz Płużański: Kat majora „Zapory” jest wśród nas

Uwaga! Uwaga! Jeden z ubeckich sadystów, najokrutniejszych śledczych stalinowskiej bezpieki, po krótkiej odsiadce na warszawskiej Białołęce, przebywa na wolności! Nazywa się Jerzy Kędziora i mieszka w stolicy, na Bródnie. To on tak katował cichociemnego majora Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”, że polski bohater w wieku 30 lat wyglądał jak starzec: miał połamane kości i wybite zęby. Właśnie minęła 70 rocznica zamordowania komendanta AK/WiN z Lubelszczyzny. 7 marca „Zapora” zginął od strzału w tył głowy w katowni bezpieki przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.
 [Tylko na Tysol.pl] Tadeusz Płużański: Kat majora „Zapory” jest wśród nas
/ Zapora, Uskok, Wikipedia domena publiczna
W Internecie pojawiły się informacje, że może warto byłoby zorganizować w miejscu zamieszkania tego potwora jakiś happening grupy rekonstrukcyjnej.

Przypomnę, że już raz taka akcja edukacyjna miała miejsce. Zanim ubek trafił do więzienia, patriotyczna młodzież udała się na warszawskie Bródno, na ulicę Chodecką, gdzie mieszka Kędziora. Tam rozwiesili plakaty z informacjami: „Tu mieszka ubecki sadysta”. Na plakatach wymieniono nazwiska osób, których ten czerwony kat represjonował, wśród nich mjr Hieronima Dekutowskiego, ps. Zapora, i kolejnych prezesów Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość:

płk Franciszka Niepokólczyckiego,

ppłk. Wincentego Kwiecińskiego,

ppłk. Łukasza Cieplińskiego.

Specjalista od WiN – można by powiedzieć. Według relacji świadków następnego dnia po odwiedzinach Kędziora szybko spakował manatki i wraz z żoną wyprowadził się. Na miejsce przyjechała policja, lecz nie po skazanego Kędziorę, a w poszukiwaniu patriotycznej młodzieży.

„Pracownik umysłowy”

Jerzy Kędziora urodził się w 1925 r. w Ostrowcu Świętokrzyskim. Jego matka, Lucyna Gajewska, była krawcową. Ojciec Daniel, z zawodu szewc, w II Rzeczypospolitej został skazany za działalność w Komunistycznej Partii Polski, w czasie II wojny światowej w Związku Patriotów Polskich w Gruzji, po 1945 r. w Polskiej Partii Robotniczej. Matka awansowała na pracownika Wydziału ds. Kultury i Oświaty Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Bezpieka, sprawdzając rodzinę swojego pracownika, nie znalazła żadnych haków, prócz tego, że ojciec lubił alkohol.

W powojennej ankiecie Jerzego Kędziory czytamy, że po wrześniu 1939 r. przebywał we Lwowie, gdzie skończył trzy klasy gimnazjum, miał obywatelstwo sowieckie. W rubryce języki wpisał: rosyjski, niemiecki (dobrze), francuski (słabo). A więc erudyta.

Jak trafił do bezpieczeństwa? Służył w GL (od czerwca 1943 r., ps. „Stefan”) i AL (do stycznia 1945 r., ps. „Francuz”, ale, jak wynika z resortowych ustaleń, był mało aktywny).

Współpracownikiem MBP został w lutym 1945 r., a pracownikiem w maju tego roku. Do grudnia 1947 r. „brał udział w walce z bandami i reakcyjnym podziemiem”. A tak o Kędziorze pisali przełożeni: „pochodzenia rzemieślniczego, przynależności społecznej inteligencji pracującej (…) z zawodu pracownik umysłowy [sic!!!]”. Aby jeszcze bardziej podnieść swoje „umysłowe” kwalifikacje ukończył dwuletnią Szkołę Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego. W styczniu 1951 r. zdał egzamin MBP z zajęć politycznych z wynikiem bardzo dobrym: „materiał opanowany, lotność umysłu”.

Różański dość zadowolony

W MBP Kędziora dochrapał się stanowiska kierownika sekcji śledczej i pozytywnych opinii szefa wszystkich „śledzi” Jacka Różańskiego (Józefa Goldberga), który 4 kwietnia 1953 r. pisał o Kędziorze: „jest pracownikiem samodzielnym i posiada dużo własnej inicjatywy”. Ale ober-ubek miał też uwagi: „mocno zarozumiały, posiada manię wyższości, wobec podwładnych niewyrozumiały – co ujemnie odbija się na wychowaniu podległych mu oficerów”.

W opinii z 9 września 1953 r. Różański był bardziej zadowolony ze swojego „pracownika umysłowego”: „Prowadząc śledztwo w szeregu sprawach o znaczeniu ogólnopaństwowym osiągnął poważne wyniki operacyjne i polityczne (…) wykazuje wielki wysiłek w walce ze swoimi wadami. Ostatnio wykazuje szereg pozytywnych cech, jak wzmożenie opieki nad podwładnymi, naukę własną, itd.” Ale prócz pochwał były też kary, np. trzydniowy areszt domowy.

„Nasze postępowanie było łagodne”

Prócz pracy na Mokotowie ubek Kędziora należał do Grupy Specjalnej MBP – tajnej komórki powołanej latem 1948 r., przekształconej następnie w X Departament, który zajmował się sprawami szczególnymi – „oczyszczaniem” szeregów PZPR z agentów i prowokatorów. Grupa działała w równie tajnym więzieniu bezpieki (kryptonim „Spacer”) w Miedzeszynie pod Warszawą.

Kędziora mówił: „Kiedy zostałem skierowany do Miedzeszyna, miałem 23 lata. Podczas przesłuchań używano takich metod jak: klęczenie na stołku, karcer czy wkładanie ołówka między palce. Pierwszy wypadek z ołówkiem zastosował Światło [Józef Światło, zastępca dyrektora X Departamentu]. (...) Słyszeliśmy w tym czasie opowiadania na temat metod stosowanych w »dwójce« i dlatego wydawało się nam, że nasze postępowanie było łagodne”.

Wkrótce jednak sielanka życia „oficera” bezpieki skończyła się. W 1955 r., na fali „odwilży”, przełożeni wyciągnęli mu, że podczas przesłuchań ciężko pobił Wacława Dobrzyńskiego (w czasie niemieckiej okupacji oficera Sztabu Głównego AL, przed aresztowaniem naczelnika wydziału w IV Departamencie MBP), w wyniku czego Dobrzyński zmarł.

Wyrokiem z 2 stycznia 1956 r. Sąd Wojewódzki dla m. st. Warszawy skazał Kędziorę na trzy lata więzienia. W areszcie spędził jednak tylko kilka miesięcy. Sprawę ostatecznie zatuszowano, ale 13 lipca 1955 r. zwolniono go z MBP.

„Huknął mnie w lewe ucho”

Jerzy Kędziora, brutalny ubek, w III RP znów stanął przed sądem. Kilka lat temu jego proces został jednak zawieszony ze względu na rzekomą śmierć wszystkich jego ofiar. Tak, jakby nie wystarczyły dokumenty i pisemne zeznania świadków. Takie wadliwe prawo mamy do dziś w Polsce. Ale zaprotestował Wacław Sikorski: ja przecież jeszcze żyję. Tylko dzięki byłemu AK-owcowi sprawa była kontynuowana.

Sikorski (zmarł w październiku 2018 r.) wspominał : - Mój śledczy, którego nazwiska nie znam, przesłuchiwał mnie 2-3 razy w tygodniu. Mówił mi: „Ty jesteś młody, ja nawet ciebie polubiłem, mnie ciebie szkoda. Ale ja ci radzę, podpisz pismo, bo przyjdzie tu kpt. Kędziora, któremu nikt nigdy nie odmówił podpisu. Odbije ci nerki i zdechniesz w więzieniu. Gdy kolejny raz nie chciałem podpisywać, śledczy zwrócił się do strażnika: „Poproście kpt. Kędziorę”. Do pokoju wszedł człowiek w mundurze, w oficerkach. Miał w ręku jakiś drąg (potem przynosił coś gumowego). Spytał mnie: „Taki, nie taki, job twoju mać, podpiszesz?”. Nie podpiszę. Próbowałem mu wytłumaczyć, że jestem niewinny, że jako oficer miałem dobrą opinię. A on na to: „Każdy szpieg ma dobrą opinię”. Podszedł do mnie bliżej i spytał: „Podpiszesz?” Ja na to, że nie. Wtedy zaczął mnie kopać w lewy pośladek. „Podpiszesz?” Nie. Otwartą ręką huknął mnie w lewe ucho. O tu – Sikorski pokazywał mi aparat słuchowy. - To jest po panu Kędziorze. Innym razem tak rąbnął mnie w tył głowy, że upadłem nosem na ścianę. Do dziś mam uszkodzoną przegrodę nosa.

Bez przedawnienia

Prowadzący proces Kędziory Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa w pewnym momencie uznał, że sprawa wymaga wiedzy historycznej i nie jest kompetentny, aby ją właściwie ocenić. Dlatego chciał, aby rozpatrywał ją sąd wyższej instancji (okręgowy). Ten jednak odmówił, twierdząc, że… oskarżony nie jest osobą znaną i nie budzi zainteresowania opinii publicznej. A pojedyncze artykuły w specjalistycznej prasie nie są w stanie tego zmienić. Cóż, gdyby Kędziora był celebrytą, warto byłoby się nim zająć, bo część splendoru takiej „gwiazdy” mogłaby spłynąć na sędziów i nazwisko pojawiłoby się w czołowych mediach.

Kędziora i jego obrońca domagali się umorzenia sprawy ze względu na przedawnienie. Powoływali się na dwa wyroki Sądu Najwyższego: w sprawie zbrodni komunistycznych z 25 maja 2010 r, i w sprawie Ireneusza Kościuka, milicjanta, który katował studenta Grzegorza Przemyka z 28 lipca 2010 r. Zarzuty wobec Kędziory miały się przedawnić 1 stycznia 1990 r.

Pełnomocnik Wacława Sikorskiego (oskarżyciela posiłkowego) powoływała się na IPN-owski akt oskarżenia, który czyny Kędziory uznał za zbrodnię komunistyczną będącą jednocześnie zbrodnią przeciwko ludzkości, nie ulegającą przedawnieniu. Tłumaczyła, że w tego typu sprawach obowiązująca jest wykładnia Sądu Najwyższego, zastosowana wcześniej wobec skazanego w 1994 r. Adama Humera, wiceszefa departamentu śledczego MBP, przełożonego Kędziory. A od tego czasu ustawodawstwo się nie zmieniło.

„Szkaluje władze bezpieczeństwa”

„Oskarżam Jerzego Kędziorę o prześladowanie Władysława Jedlińskiego i Wacława Sikorskiego. Jako starszy oficer śledczy MBP znęcał się nad nimi, bił gumą, przypalał papierosami, stosował przysiady, kopanie po nerkach, karcer. Oskarżony był funkcjonariuszem państwa totalitarnego, realizował politykę tego państwa i dopuścił się przestępstw z pobudek politycznych” – brzmiał akt oskarżenia przeciwko Kędziorze.

Władysława Jedlińskiego, oficera wywiadu AK, a po wojnie kierownika sieci informacyjnej IV Zarządu Głównego WiN, Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie 15 lipca 1955 r. skazał na dożywocie. 8 września 1955 r. Najwyższy Sąd Wojskowy pod przewodnictwem płk Mieczysława Widaja, jednego z najkrwawszych stalinowskich sędziów, utrzymał wyrok w mocy. Z więzienia mokotowskiego został warunkowo zwolniony w grudniu 1957 r. Jako strzęp człowieka.

Wacław Sikorski: „Straszono mnie, że jeśli nie podpiszę dokumentu kończącego śledztwo, znów będę miał do czynienia z Kędziorą”. Innym razem usłyszał: „Ty jesteś ch..., a nie oficer. Wyrok to ja tutaj piszę, a w sądzie ci tylko odczytają. Dostaniesz KS”.

I faktycznie, w 1948 r. w kiblowym procesie (w celi, bez prokuratora i obrońcy) Sikorski został skazany na karę śmierci, ale „prezydent” Bierut ostatecznie zamienił ją na dożywocie. Gdy próbował złożyć skargę, usłyszał, że „szkaluje władze bezpieczeństwa”. W celi przebywał razem z mjr Hieronimem Dekutowskim.

Nieudana ucieczka

Przed wyrokiem „Zapora” próbował jeszcze, wraz z kolegami, uciec z więzienia, ale wsypał ich więzień kryminalny, licząc na złagodzenie wyroku. 3 grudnia 1955 r. z innego więzienia – w Sieradzu - chciał uciec Marian Gołębiewski, ale próbę udaremnili funkcjonariusze KBW. Gołębiewski - inspektor WiN (wcześniej AK i DSZ) na Zamojszczyźnie - to kolejna ofiara Kędziory. Zanim trafił na Rakowiecką, miał plan, żeby odbić stąd więźniów. Ułaskawiony ostatecznie przez „prezydenta” Bieruta na dożywocie, działał potem w opozycyjnej organizacji „Ruch”.

Jerzy Kędziora katował też wielu innych WiN-owców, np. Edwarda Bzymka–Strzałkowkiego, oficera wywiadu i kontrwywiadu Okręgu Kraków ZWZ–AK, po 1945 r. szefa Brygad Wywiadowczych DSZ-WiN (opracowywał i przekazywał Rządowi RP na Uchodźstwie miesięczne sprawozdania o sytuacji w kraju). Skazanemu na trzykrotną karę śmierci we wrześniu 1947 r. w tzw. procesie krakowskim WiN i Polskiego Stronnictwa Ludowego, złagodzono następnie wyrok do 15 lat. Z więzienia wyszedł w sierpniu 1956 r.

W tej samej sprawie Kędziora przesłuchiwał prezesa II Zarządu WiN, Franciszka Niepokólczyckiego, skazanego na trzykrotny KS. Po zmianie kary na dożywocie na wolność wypuszczono go w grudniu 1956 r.

Prześladował biskupa Kaczmarka

Ostatecznie sąd III RP skazał Jerzego Kędziorę, w styczniu 2012 r. – za znęcanie się w stalinowskim śledztwie nad AK-owcami - na cztery lata więzienia bez zawieszenia. Sąd wyższej instancji obniżył „ze względów humanitarnych” wyrok do 3 lat. Natomiast Sąd Najwyższy – co precedensowe - wstrzymał wykonanie kary. Ostatecznie jednak odrzucił kasację Kędziory. 

Oznaczało to, że komunistyczny zbrodniarz powinien trafić do więzienia. I w końcu – jak już wiemy - trafił na Białołękę.

Współwięzień z celi opowiadał, że Kędziora był w bardzo dobrej kondycji fizycznej - codziennie rozciągał się, robił pompki. Na Białołękę przyjechał z dużą ilością papierosów, aby zamiast niego inni osadzeni dbali o porządek w celi. W końcu wystarał się o przedterminowe zwolnienie ze względu na… zły stan zdrowia. Krwawy ubecki kat Jerzy Kędziora powrócił do swojego mieszkania na warszawskim Bródnie.

Nowe zarzuty?

Ale Kędziora powinien także odpowiedzieć za brutalne przesłuchania biskupa Czesława Kaczmarka. Ordynariusz kielecki został aresztowany w styczniu 1951 r. pod zarzutami szpiegostwa na rzecz USA oraz Watykanu, „faszyzacji życia społecznego”, nielegalnego handlu walutami oraz kolaboracji z Niemcami. Na skutek zastosowanych przez ubeków metod śledczych biskup przyznał się do zarzucanych mu czynów. W 1953 r. odbył się jego pokazowy proces. Hierarchę skazano na 12 lat więzienia. Zdaniem prokuratury IPN funkcjonariusze bezpieki znęcali się nad nim fizycznie i psychicznie. Wśród kilkunastu ubeków brutalnością wyróżniał się Jerzy Kędziora – na tę okoliczność został przesłuchany w więzieniu na Białołęce. Czy za zbrodnie na bp Czesławie Kaczmarku też zostanie skazany?

Tadeusz Płużański


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe