Rosemann: Bajka o tym jak Jaruzelski ratował Polskę

Wszędzie po tej stronie „żelaznej kurtyny”, gdzie obywatele próbowali podnosić głowy by wyrwać się spod czerwonego terroru, prędzej czy później musiały wjechać ruskie czołgi. Tak było w Budapeszcie w 1956, w Pradze w 1968 a nawet w uchodzącym za najczerwieńszy z czerwonych wschodnim Berlinie w 1953 r. Tylko u nas nigdy ruskie tanki nie były potrzebne. Ani w czerwce, ani w grudnie ani w marcu. Bo u nas zawsze był jakiś renegat, którego byli w Moskwie bardziej pewni niż jakiegokolwiek generała z Węgier, Czechosłowacji czy NRD.
Mit Jaruzelskiego, który „uratował Polskę przed sowiecką interwencją” zaczęto tworzyć bodaj z pierwszą minutą wojny, którą ruski namiestnik wypowiedział polskiemu społeczeństwu. Poza najskuteczniejszą w szerzeniu tej „wersji prawdy” „szeptaną propagandą” kierowaną nie wiadomo dokładnie skąd, podawaną z ust nie wiadomo kogo do uszu nie wiadomo kogo tak długo, aż dała się na to nabrać i pozostała w tym stanie spora część Polaków, zadania tego z imienia i nazwiska podejmowali się konkretni ludzie w bardzo konkretny sposób. Ot choćby taki Edward Redliński swoją sajens-fikszyn zatytułowaną „Krfotok”.

Czy w tym micie jest choć odrobina prawdy? Dokładnie taka sama jak w twierdzeniu, że gdyby w 1965 r. poznańskiego powstania a w 1970 trójmiejskiego buntu nie rozjechały gąsienice polskich czołgów, zrobiłyby to ruskie tanki. I rzecz w tym właśnie, że dla zabitych, poranionych i wtrąconych wówczas do więzień różnica byłaby żadna.

Swego czasu to samo, co zaraz napiszę o Jaruzelskim, napisałem o Kiszczaku, gdy po jego niewątpliwym piekłowstąpieniu próbowano z niego robić „ojca wolnej Polski”*

Wtedy w odniesieniu do Kiszczaka i teraz na chwilę przyjmę, że faktycznie Wojciech Jaruzelski nie był  (jak go nazwano w „adresie” wygłoszonym do niego przez Emiliana Kamińskiego) ruskim zupakiem lecz zatroskanym o Polskę i Polaków patriotą i jak najbardziej poważnie brać trzeba pogląd, że uratował nas wtedy przed ruskim najazdem. Zatem zastanówmy się co by było, gdyby nie ten „patriotyzm” Jaruzelskiego. Co by się stało, gdyby ruskich nie miał kto wyręczyć i musieliby sami się fatygować zrywając na nogi własnych „szwejów” z „giwerami”, odpalając silniki tanków i BWP-ów?

Niewątpliwie wkroczyliby i spacyfikowali „rozzuchwalone” od wielu miesięcy społeczeństwo. Przerwaliby łączność w całym kraju, ogłosili stan wyjątkowy czy tam wojenny, zamknęliby porty i lotniska, o ile by zdążyli, obstawiliby granice. Na tyle szybko, na ile byłoby to możliwe, zamknęliby w odosobnieniu cały „podejrzany element”.

I jeśli gdzieś napotkaliby opór, użyliby broni.

Tego możemy być pewni.

I teraz pytanie do broniących tezy o „uratowaniu Polski” i o „wyborze mniejszego zła”. Której z tych rzeczy nie zrobił Jaruzelski po wprowadzeniu stanu wojennego?

Twierdzących, że ruscy zrobiłby to „bardziej” zapytam jaki mają na to dowód.

Od lat biję się z propagatorami mitu „najweselszego baraku w demoludach” tłumacząc, że jeśli już, PRL był raczej „najwierniejszym barakiem”. Wszędzie po tej stronie „żelaznej kurtyny”, gdzie obywatele próbowali podnosić głowy by wyrwać się spod czerwonego terroru, prędzej czy później musiały wjechać ruskie czołgi. Tak było w Budapeszcie w 1956, w Pradze w 1968 a nawet w uchodzącym za najczerwieńszy z czerwonych wschodnim Berlinie w 1953 r. Tylko u nas nigdy ruskie tanki nie były potrzebne. Ani w czerwce, ani w grudnie ani w marcu. Bo u nas zawsze był jakiś renegat, którego byli w Moskwie bardziej pewni niż jakiegokolwiek generała z Węgier, Czechosłowacji czy NRD.

Jednym z takich renegatów, z punktu widzenia Moskwy „najwierniejszym z wiernych” był Jaruzelski.
Pamiętam łzawe wspomnienie córki Jaruzelskiego z 16 grudnia 1981 r., gdy ojciec miał powiedzieć jej, że zdarzyło się „nieszczęście”, którego nie chciał. Nie wiem czy rzeczywiście tak jej powiedział ale jeśli faktycznie tak było, znaczy, że okłamywał nawet najbliższych.

Tragedia w i ofiary w „Wujku:” nie były żadnym działaniem przypadkowym. Dzień wcześniej, podczas pacyfikowania kopalni „Manifest Lipcowy”  w Jastrzębiu Zdroju, dziś noszącej nazwę „Zofiówka”,  pluton specjalny ZOMO użył przeciwko strajkującym górnikom broni z ostrą amunicją raniąc niektórych z nich. Gdyby było to przypadkiem i zdarzeniem, którego dowodzący akcją i ich przełożeni nie planowali, nie zakładali ani nie chcieli, oddział zostałby natychmiast wycofany z akcji a wobec jego członków wszczęto by postępowanie mające wyjaśnić  przyczyny i wskazać winnych przekroczenia uprawnień.

Wysłanie plutonu do „Wujka” i włączenie go do pacyfikacji świadczy, że działanie zomowców w „Manifeście Lipcowym” a potem w „Wujku” było co najmniej akceptowane. Także przez Jaruzelskiego, który 16 grudnia o użyciu broni w Jastrzębiu musiał wiedzieć.

A później był jeszcze Lubin. Który nie miał się prawa zdarzyć, gdyby Jaruzelski naprawdę chciał unikać rozlewu krwi.
 
* http://rosemann.salon24.pl/678110,od-czego-uratowal-nas-kiszczak

 

POLECANE
Napad na Luwr. Słynne muzeum zostało zamknięte z ostatniej chwili
Napad na Luwr. Słynne muzeum zostało zamknięte

W niedzielny poranek doszło do zuchwałego rabunku w Luwrze – jednym z najbardziej rozpoznawalnych muzeów świata.

Izrael przeprowadza naloty na Strefę Gazy  z ostatniej chwili
Izrael przeprowadza naloty na Strefę Gazy 

Izraelskie siły zbrojne przeprowadziły naloty na południową część Strefy Gazy po tym, jak – według doniesień – członkowie Hamasu z Rafah zaatakowali izraelskich żołnierzy. Informacje o działaniach zbrojnych przekazała agencja Reuters, powołując się na izraelski Kanał 12 oraz dziennik The Times of Israel.

PSL dogada się z Lewicą ws. aborcji? Zgorzelski: Jest taka możliwość, są dwa punkty kluczowe Wiadomości
PSL dogada się z Lewicą ws. aborcji? Zgorzelski: "Jest taka możliwość, są dwa punkty kluczowe"

Wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski w rozmowie z TVP Info podjął temat stanowiska PSL w kwestii aborcji. Jak zaznaczył, ugrupowanie nie wpisywało tej sprawy do swojego programu, a ewentualne porozumienie z Lewicą może jednak dotyczyć ograniczonego zakresu dotyczących jej przepisów.

„The Economist” przewiduje, kiedy w tym tempie walk Rosja zajęłaby Ukrainę. Zaskakujący termin Wiadomości
„The Economist” przewiduje, kiedy w tym tempie walk Rosja zajęłaby Ukrainę. Zaskakujący termin

W tempie obecnych postępów na polu walki zajęcie całej Ukrainy zajęłoby Rosji 103 lata - ocenił brytyjski tygodnik „The Economist”, zauważając, że setki tysięcy rosyjskich żołnierzy oddaje życie, nie zdobywając praktycznie żadnego terenu.

AfD bije rekord w sondażu. Partia Alice Weidel wyprzedza CDU/CSU polityka
AfD bije rekord w sondażu. Partia Alice Weidel wyprzedza CDU/CSU

Alternatywa dla Niemiec notuje historyczny wynik w badaniu opublikowanym przez dziennik „Bild”. Partia Alice Weidel prowadzi w sondażu z 27 proc. poparcia, wyprzedzając chadeków z CDU/CSU i pogrążoną w stagnacji SPD.

Samochód ambasady rosyjskiej dachował na Wisłostradzie Wiadomości
Samochód ambasady rosyjskiej dachował na Wisłostradzie

W sobotni wieczór w Warszawie doszło do groźnie wyglądającego zdarzenia drogowego z udziałem samochodu należącego do ambasady Federacji Rosyjskiej. Jedna osoba została przewieziona do szpitala, a ruch na Wisłostradzie został całkowicie wstrzymany w obu kierunkach.

XV Kongres Polska Wielki Projekt. Dzień 2 [NA ŻYWO] Wiadomości
XV Kongres Polska Wielki Projekt. Dzień 2 [NA ŻYWO]

W warszawskim Centrum Olimpijskim trwa XV Kongres Polska Wielki Projekt. Zapraszamy do śledzenia relacji wideo na żywo.

Kanclerz Niemiec oskarżony o rasizm po wypowiedzi o „krajobrazie miejskim” Wiadomości
Kanclerz Niemiec oskarżony o rasizm po wypowiedzi o „krajobrazie miejskim”

Uwaga kanclerza Niemiec Friedricha Merza o „problemie w krajobrazie miejskim” wywołała burzę polityczną i oskarżenia o rasizm. Choć kanclerz próbował później łagodzić ton, jego słowa zostały uznane przez wielu za wykluczające wobec osób pochodzenia migranckiego.

Putin powiedział Trumpowi, czego żąda w zamian za pokój z ostatniej chwili
Putin powiedział Trumpowi, czego żąda w zamian za pokój

Przywódca Rosji Władimir Putin w czwartkowej rozmowie z prezydentem USA Donaldem Trumpem zażądał, by Ukraina przekazała Rosji pełną kontrolę nad obwodem donieckim w Donbasie - napisał dziennik „Washington Post”. Miałby to być warunek zakończenia wojny.

Silesius 2025 rozdany. Najlepsi poeci roku nagrodzeni we Wrocławiu z ostatniej chwili
Silesius 2025 rozdany. Najlepsi poeci roku nagrodzeni we Wrocławiu

Kacper Bartczak za całokształt twórczości, Marcin Czerkasow za książkę roku, Dominika Parszewska w kategorii debiut roku - to tegoroczni laureaci Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius.

REKLAMA

Rosemann: Bajka o tym jak Jaruzelski ratował Polskę

Wszędzie po tej stronie „żelaznej kurtyny”, gdzie obywatele próbowali podnosić głowy by wyrwać się spod czerwonego terroru, prędzej czy później musiały wjechać ruskie czołgi. Tak było w Budapeszcie w 1956, w Pradze w 1968 a nawet w uchodzącym za najczerwieńszy z czerwonych wschodnim Berlinie w 1953 r. Tylko u nas nigdy ruskie tanki nie były potrzebne. Ani w czerwce, ani w grudnie ani w marcu. Bo u nas zawsze był jakiś renegat, którego byli w Moskwie bardziej pewni niż jakiegokolwiek generała z Węgier, Czechosłowacji czy NRD.
Mit Jaruzelskiego, który „uratował Polskę przed sowiecką interwencją” zaczęto tworzyć bodaj z pierwszą minutą wojny, którą ruski namiestnik wypowiedział polskiemu społeczeństwu. Poza najskuteczniejszą w szerzeniu tej „wersji prawdy” „szeptaną propagandą” kierowaną nie wiadomo dokładnie skąd, podawaną z ust nie wiadomo kogo do uszu nie wiadomo kogo tak długo, aż dała się na to nabrać i pozostała w tym stanie spora część Polaków, zadania tego z imienia i nazwiska podejmowali się konkretni ludzie w bardzo konkretny sposób. Ot choćby taki Edward Redliński swoją sajens-fikszyn zatytułowaną „Krfotok”.

Czy w tym micie jest choć odrobina prawdy? Dokładnie taka sama jak w twierdzeniu, że gdyby w 1965 r. poznańskiego powstania a w 1970 trójmiejskiego buntu nie rozjechały gąsienice polskich czołgów, zrobiłyby to ruskie tanki. I rzecz w tym właśnie, że dla zabitych, poranionych i wtrąconych wówczas do więzień różnica byłaby żadna.

Swego czasu to samo, co zaraz napiszę o Jaruzelskim, napisałem o Kiszczaku, gdy po jego niewątpliwym piekłowstąpieniu próbowano z niego robić „ojca wolnej Polski”*

Wtedy w odniesieniu do Kiszczaka i teraz na chwilę przyjmę, że faktycznie Wojciech Jaruzelski nie był  (jak go nazwano w „adresie” wygłoszonym do niego przez Emiliana Kamińskiego) ruskim zupakiem lecz zatroskanym o Polskę i Polaków patriotą i jak najbardziej poważnie brać trzeba pogląd, że uratował nas wtedy przed ruskim najazdem. Zatem zastanówmy się co by było, gdyby nie ten „patriotyzm” Jaruzelskiego. Co by się stało, gdyby ruskich nie miał kto wyręczyć i musieliby sami się fatygować zrywając na nogi własnych „szwejów” z „giwerami”, odpalając silniki tanków i BWP-ów?

Niewątpliwie wkroczyliby i spacyfikowali „rozzuchwalone” od wielu miesięcy społeczeństwo. Przerwaliby łączność w całym kraju, ogłosili stan wyjątkowy czy tam wojenny, zamknęliby porty i lotniska, o ile by zdążyli, obstawiliby granice. Na tyle szybko, na ile byłoby to możliwe, zamknęliby w odosobnieniu cały „podejrzany element”.

I jeśli gdzieś napotkaliby opór, użyliby broni.

Tego możemy być pewni.

I teraz pytanie do broniących tezy o „uratowaniu Polski” i o „wyborze mniejszego zła”. Której z tych rzeczy nie zrobił Jaruzelski po wprowadzeniu stanu wojennego?

Twierdzących, że ruscy zrobiłby to „bardziej” zapytam jaki mają na to dowód.

Od lat biję się z propagatorami mitu „najweselszego baraku w demoludach” tłumacząc, że jeśli już, PRL był raczej „najwierniejszym barakiem”. Wszędzie po tej stronie „żelaznej kurtyny”, gdzie obywatele próbowali podnosić głowy by wyrwać się spod czerwonego terroru, prędzej czy później musiały wjechać ruskie czołgi. Tak było w Budapeszcie w 1956, w Pradze w 1968 a nawet w uchodzącym za najczerwieńszy z czerwonych wschodnim Berlinie w 1953 r. Tylko u nas nigdy ruskie tanki nie były potrzebne. Ani w czerwce, ani w grudnie ani w marcu. Bo u nas zawsze był jakiś renegat, którego byli w Moskwie bardziej pewni niż jakiegokolwiek generała z Węgier, Czechosłowacji czy NRD.

Jednym z takich renegatów, z punktu widzenia Moskwy „najwierniejszym z wiernych” był Jaruzelski.
Pamiętam łzawe wspomnienie córki Jaruzelskiego z 16 grudnia 1981 r., gdy ojciec miał powiedzieć jej, że zdarzyło się „nieszczęście”, którego nie chciał. Nie wiem czy rzeczywiście tak jej powiedział ale jeśli faktycznie tak było, znaczy, że okłamywał nawet najbliższych.

Tragedia w i ofiary w „Wujku:” nie były żadnym działaniem przypadkowym. Dzień wcześniej, podczas pacyfikowania kopalni „Manifest Lipcowy”  w Jastrzębiu Zdroju, dziś noszącej nazwę „Zofiówka”,  pluton specjalny ZOMO użył przeciwko strajkującym górnikom broni z ostrą amunicją raniąc niektórych z nich. Gdyby było to przypadkiem i zdarzeniem, którego dowodzący akcją i ich przełożeni nie planowali, nie zakładali ani nie chcieli, oddział zostałby natychmiast wycofany z akcji a wobec jego członków wszczęto by postępowanie mające wyjaśnić  przyczyny i wskazać winnych przekroczenia uprawnień.

Wysłanie plutonu do „Wujka” i włączenie go do pacyfikacji świadczy, że działanie zomowców w „Manifeście Lipcowym” a potem w „Wujku” było co najmniej akceptowane. Także przez Jaruzelskiego, który 16 grudnia o użyciu broni w Jastrzębiu musiał wiedzieć.

A później był jeszcze Lubin. Który nie miał się prawa zdarzyć, gdyby Jaruzelski naprawdę chciał unikać rozlewu krwi.
 
* http://rosemann.salon24.pl/678110,od-czego-uratowal-nas-kiszczak


 

Polecane
Emerytury
Stażowe