Akt terrorystyczny, jakiego w pierwszych dniach marca dopuścił się obywatel Nowej Zelandii w Christchurch, strzelając w meczecie do wiernych, zelektryzował całą społeczność międzynarodową. W zamachu zginęło 50 osób, a terrorysta, poprzez kamerkę zamocowaną przy kasku, nadawał na żywo relację z masakry. Premier kraju Jacinda Ardern zadeklarowała, że nigdy nie wypowie nazwiska terrorysty i na znak solidarności z ofiarami założyła burkę. Z przedsięwzięć mniej spektakularnych, ale za to konkretnych: ograniczono dostęp do broni.
W tym samym czasie w innym miejscu na Ziemi w ciągu miesiąca dokonano rzezi 120 osób. Jednorazowo zamordowano tam 52 osoby, a kilkadziesiąt zostało ciężko rannych. Zniszczono 143 domy. Dzień wcześniej, już w innej wiosce, dokonano masakry kolejnych 17 osób. Pod koniec lutego – 38 osób. A mimo to światowe media nie wysłały tam swoich reporterów (jest zbyt niebezpiecznie?!). Ba, nie było ani słów potępienia dla sprawców, ani empatii dla ofiar. Czołowi politycy milczeli. Świat zobojętniał. Przyzwyczaił się, że od dziesięciu lat w północno-wschodniej Nigerii dochodzi do ustawicznych aktów terroru, zwłaszcza wobec chrześcijan? Uznał to za normalne? W 2012 r. prezydent kraju ogłosił, że członkowie Boko Haram, islamskiej ekstremistycznej organizacji, przeniknęli do wszystkich struktur władzy państwowej, wojska i policji, utrudniając państwu walkę z rebeliantami. Napadają na miasta i wsie, palą domy, kościoły, szkoły i uniwersytety. Porywają i gwałcą kobiety i dziewczynki. Dokonują rzezi. Pozbawili życia ok. 30 tysięcy ludzi, a około 3 milionów zostało zmuszonych do ucieczki. Rada Bezpieczeństwa ONZ uznała Boko Haram za organizację terrorystyczną powiązaną z Al-Kaidą.
Ksiądz Ignatius Kaigama, arcybiskup Jos, przytacza liczne przykłady bestialstwa Boko Haram udokumentowane przez Organizację Misyjną Głos Prześladowanych: „[…] Kolejny chrześcijanin z Attagora powiedział, że był przywiązany do drzewa i torturowany za pomocą maczet i noży przez rebeliantów próbujących zmusić go do przejścia na islam”. 55-letni S. Wahdala z kolei opowiadał o tym, jak ponad 100 bojowników ubranych w wojskowe mundury weszło w czasie niedzielnego nabożeństwa do wioski zamieszkiwanej głównie przez chrześcijan. Zaatakowali maczetami i otworzyli ogień. On próbował ocalić 6-letniego chłopca, który mimo wielu ciosów maczetą przeżył. Gdy to zobaczyli, dziecku ścięli głowę, a Wahdalę pobili do nieprzytomności. Ważne jest to, żeby społeczność międzynarodowa okazywała więcej uwagi miejscom, które dotknięte są przemocą i aktami terroru, a które, z racji czy to poprawności politycznej, czy też słabej dostępności, umykają naszej uwadze.
Mieczysław Gil Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (14/2019) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.