Waldemar Żyszkiewicz: Pożytki z czytania (dobrych) historyków

O sąsiadach zza Bałtyku oraz przodkach naszego króla, co stoi w Warszawie na kolumnie…
 Waldemar Żyszkiewicz: Pożytki z czytania (dobrych) historyków
/ Wikipedia domena publiczna
O buncie wójta Alberta, złych mieszczanach krakowianach albo o mieście Kazimierz, założonym w opozycji do Krakowa przez polskiego króla obdarzonego przydomkiem Wielki, słyszał pewnie każdy, kto nie zakończył zbyt wcześnie procesu edukacji. Z dumnie wypowiadaną frazą o lokacji miasta, osady czy wsi na prawie niemieckim też pewnie wielu się zetknęło. Jednak czy te pozornie pozostające bez związku ze sobą fakty niosą wiedzę o rzeczywistym sensie ważnych elementów procesu dziejowego?

Można w to wątpić nie tylko z powodu konsekwentnej dziś eliminacji historii z programów nauczania, ale przede wszystkim z racji dość czytelnej tendencji, by poszczególne spory, waśnie, wojny i konflikty rozpatrywać jako przejawy warcholstwa szlachty, arbitralnej samowoli panów, wreszcie kaprysów władcy lub nieudolności jego doradców, za to w oderwaniu od nacechowanych politycznie bądź etnicznie planów, usiłowań i knowań ekspansywnych, często wręcz agresywnych sąsiadów Polski. Wszelkie zło – zawsze po naszej stronie! Przy całkowitym ignorowaniu tendencji do podboju, grabieży oraz okupowania ziem Rzeczypospolitej przez obce żywioły. Tendencji bardzo zresztą trwałych, niejednokrotnie przekraczających perspektywę nawet kilku kolejnych pokoleń.
 
Rewoltujący czynnik obcoplemienny
Że patrycjat niemiecki w grodzie pod Wawelem wrogo odnosił się do starań Władysława Łokietka, który zamierzał scalić ziemie polskie po rozbiciu dzielnicowym, to wiadomo. Czy jednak działo się tak tylko dlatego, że najbogatsi mieszczanie z powodów czysto ekonomicznych – jak twierdziła część badaczy – woleli mieć Jana Luksemburskiego na polskim tronie? Wolno w to wątpić, skoro nawet wysłannik Luksemburczyka książę Bolesław I opolski nie był zbyt przekonany do osoby Alberta, bo ostatecznie, zabrawszy ze sobą buntownika z Krakowa, uwięził go w Opolu.

W przypadku o półtora stulecia późniejszego zabójstwa Jędrzeja Tęczyńskiego bardziej eksponowany był wątek wrogości stanowej: szlachcic-starosta versus płatnerz Klemens. Ale już czeskie i niemieckie brzmienie nazwisk radnych miejskich, którzy zaangażowali się w sprawę, a przede wszystkim miejsce i sposób dokonania mordu, a następnie pohańbienia zwłok Tęczyńskiego wskazują na istotną kulturową odmienność ludzi, którzy dopadli swego wroga w krakowskim kościele oo. Franciszkanów.
 
Lokowanie wsi i miast na prawie niemieckim, zwykle magdeburskim, rzadziej lubeckim, miało swe demograficzno-gospodarcze przyczyny oraz społeczno-etniczne konsekwencje. Te pierwsze, pomnażające liczbę rąk do pracy, zwiększające i unowocześniające produkcję rolną (trójpolówka, prawo wychodu) oraz wytwórczość rzemieślniczą – dla adresata opłat czynszowych, czyli założyciela osady, były korzystne.
Puszczańskie, słabo zaludnione tereny Europy Środkowo-Wschodniej zyskiwały nowe ręce do pracy i powiększały areał ziem uprawnych. Oczywistą korzyść odnosili też osadnicy przybywający głównie z gęsto zasiedlonych regionów Europy Zachodniej. Ale zróżnicowana struktura etniczna, odmienność obyczajów czy odrębność wyznawanej wiary prowadziły, bo nie mogło być inaczej, do waśni i konfliktów między ludnością miejscową a przybyszami. Spory o „skuteczność i nowoczesność” działania z jednej strony, a „prawowitość” religijnej konfesji z drugiej – nasiliły się zwłaszcza w czasach Reformacji.  
 
Mecz Hozjusz – Possevino
Te refleksje nasunęły mi się przy lekturze po raz pierwszy wydanej w zwartej postaci książkowej rozprawy prof. Feliksa Konecznego Jan III Waza i misja Possewina. Opublikowana jako seria artykułów w „Przeglądzie Powszechnym” blisko sto dwadzieścia lat temu praca krakowskiego badacza pozostaje ciekawa na dwa sposoby. Koneczny, w oparciu o materiały źródłowe i wcześniejsze opracowania, przede wszystkim dowiódł trafności diagnoz polskiego kardynała Stanisława Hozjusza, humanisty i dyplomaty, w sprawie rzekomej katolickości Jana III Wazy. Wykazując jego interpretacyjną i poznawczą przewagę nad Antoniem Possevinem SJ, dyplomatą oraz legatem papieskim, który dał się podejść szwedzkiemu królowi, uwierzył w jego rzekomą chęć przywrócenia w Szwecji katolicyzmu. Co gorsza, życzeniowe w tym przypadku myślenie papieskiego wysłannika, skądinąd jednego z lepiej poinformowanych ludzi tamtej epoki, wprowadziło w błąd papieża Grzegorza XIII oraz kilku katolickich władców Europy.

Ale, co dla osób spoza branży historycznej od meczu Hozjusz-Possevino ważniejsze, Koneczny analizując sposób prowadzenia polityki przez tego szwedzkiego władcę, ukazał pewne – istotne z polskiej perspektywy – niuanse jego relacji politycznych z królem Rzeczypospolitej Batorym oraz całkowite zinstrumentalizowanie kwestii obowiązującego w państwie wyznania wobec osobistych ambicji domorosłego teologa oraz chęci wzięcia odwetu na Danii. Można by rzec, że co do metody mąż Katarzyny Jagiellonki i ojciec późniejszego polskiego króla Zygmunta III Wazy, wzorował się na własnym rodzicielu, ale w przeciwieństwie do tamtego całkiem brakło mu skuteczności.
 
Gustaw Waza i lud z Dalecarlii  
Gustaw, założyciel dynastii Wazów, syn jednej z ofiar tzw. krwawej łaźni sztokholmskiej w listopadzie 1520, już wkrótce stanął na czele buntu przeciwko Duńczykom, pokonał ich pod Västerås (1521),  opierając się na bitnych chłopach i górnikach z prowincji Dalecarlia (dziś jej nazwa brzmi Dalarna). Został regentem, a zgromadzenie wszystkich stanów w Strängnäs ogłosiło go królem (1923). Gustaw I Waza zsekularyzował majątek Kościoła katolickiego, zasilając w ten sposób pustą kiesę państwową i ogłosił przyjęcie luteranizmu.

Przyczyny tego kroku tłumaczy Koneczny następująco: „Był (…) król Gustaw ostrożnym politykiem. Nie trzeba go bynajmniej uważać za fanatyka protestantyzmu. Był on nie bardzo czułym na sprawy religijne i nie miał nienawiści do Rzymu ani miłości do Wittenbergi. Chciał podnieść tron, a do tego trzeba było pełnego skarbca; chciał zaprowadzić tron dziedziczny i władzę absolutną, a do tego trzeba było, żeby stany wyższe w interesie korony widziały zarazem swój własny. Luteranizm był dlań tylko politycznym środkiem, ale sam przez się nie miał żadnego znaczenia i żadnej wartości. Ani też myślał narażać się dla protestantyzmu. Ilekroć tedy Niemcy w Szwecji posuwają się za daleko, ilekroć miasta rozdrażnią wiejski lud okoliczny, tylekroć występuje Gustaw Waza w roli poskromiciela miejskich predykantów”.

Czyż ta przenikliwa uwaga krakowskiego historyka nawet po stu latach, oczywiście mutatis mutandis, nie charakteryzuje świetnie postawy i metody działania wielu współczesnych liderów klasy politycznej, zresztą bynajmniej nie tylko w Polsce?
 
Niemiecki patrycjat Sztokholmu
Nowemu wyznaniu sprzyjali możni panowie, zwłaszcza ci, którzy mieli sposobność uwłaszczyć się na części majątku kościelnego, a także bogaci mieszkańcy Sztokholmu, w znacznej przecież mierze pochodzenia niemieckiego. Oddajmy znów głos Konecznemu: „Mieszczaństwa naród szwedzki nie posiadał prawie całkiem; pod tym względem stosunki szwedzkie podobne są do polskich. Dziś jeszcze znać w Sztokholmie, że obywatele stolicy pochodzą z krwi niemieckiej, a do niedawna język niemiecki był tam w użyciu nie mniej od szwedzkiego. Za czasów Wazowskich pieniądz był po miastach tylko w niemieckim ręku, a niemiecki żywioł pochodził z północnych miast Hanzy, z krajów i okolic, w których jawnie głoszono ‘piątą ewangelię’. (…) Niemieckie to mieszczaństwo w Szwecji czekało tylko sposobności, żeby jawnie porzucić katolicyzm; król nie potrzebował ich zachęcać, lecz przeciwnie nie raz musiał hamować”.

Natomiast rdzenna ludność Szwecji, ów lud szwedzki, który wyniósł Gustawa Wazę do władzy, okazywał wielkie przywiązanie do katolicyzmu. Między rokiem 1525 a 1543 wybuchło osiem powstań przeciwko narzuconej religii państwowej, z których ostatnie – pod wodzą Niklasa Dacke, prowadzącego nieraz i do dziesięciu tysięcy zbrojnych –  przerodziło się w wojnę chłopską. Król Gustaw tłumił kolejne powstania z użyciem wojsk, później już nawet zaciężnych, z obcych stron. Obsadzając jednocześnie kolejne „biskupstwa” powolnymi sobie postaciami, uzyskał całkowitą kontrolę, czyniąc panującego monarchę głową narodowo-luterańskiego kościoła Szwecji. Powołał także stałą armię. Stopniowo umacniając władzę, Gustaw I Waza wprowadził  dziedziczność tronu, według zasady starszeństwa męskich potomków władcy. Zasadę primogenitury bez względu na płeć (wbrew opinii obecnego monarchy) wprowadzono retroaktywnie dopiero w ostatnim ćwierćwieczu minionego stulecia, umożliwiając objęcie tronu królewnie Wiktorii Bernadotte, najstarszej córce Karola XVI Gustawa, a pozbawiając tym samym prawa do sukcesji jej nieco tylko młodszego brata Karola Filipa.
 
Odebrać Danii zamek Hamleta
O ile rozwiązania ustrojowe wprowadzane twardą ręką Gustawa Wazy w istotny sposób odcisnęły się na kształcie szwedzkiego państwa, o tyle eksperymenty i „wynalazki” liturgiczne, które wyszły spod ręki jego syna Jana III, dokonały żywota zaraz po śmierci swego twórcy. Koneczny trafnie wskazuje na podobieństwa między tym szwedzkim monarchą a Henrykiem VIII, królem Anglii. Obaj tworzyli swoje niby katolickie „kościoły” w oderwaniu od Stolicy Apostolskiej, tyle że Henrykiem powodowała jedynie przemożna chęć pozyskania nowej żony, natomiast Janem – kaprys teologa-kreatora nowej liturgii przeświadczonego, że on sam lepiej niż papieże wie, na czym polega prawdziwa katolickość. Inaczej rzecz ujmując, motywowała go po prostu pycha.

Z drugiej strony, kokietowanie papiestwa (za pośrednictwem legata Possevina) oraz ówczesnych katolickich władców, w tym głównie Habsburgów, miało być jedynie sposobem na zmontowanie w Europie  antyduńskiej koalicji i wojenny tryumf nad znienawidzonym władcą Danii Fryderykiem II Oldenburgiem. Finalizując swą usilną walkę z pokutującym w historiografii mitem jakoby ojciec naszego Zygmunta III Wazy był kryptopapistą i zamierzał przywrócić w Szwecji katolicyzm, zauważa Koneczny sentencjonalnie, że „nie zostało ani śladu z tego, czemu poświęcił był całe swoje panowanie”.
 
Feliks Koneczny, Jan III Waza i misja Possewina, Wydawnictwo Prohibita, Warszawa 2019 
 
Pierwodruk: Obywatelska. Gazeta Kornela Morawieckiego nr 191, 26 kwietnia – 9 maja 2019
 
Waldemar Żyszkiewicz

 

POLECANE
Rozdzierający ból. Nie żyje młody piłkarz Wiadomości
"Rozdzierający ból". Nie żyje młody piłkarz

Camilo Nuin, młody piłkarz z Argentyny, zmarł podczas planowanej operacji kolana. Miał zaledwie 18 lat. Rodzina i klub są w szoku.

Strzelanina pod Limanową. Nowy komunikat prokuratury z ostatniej chwili
Strzelanina pod Limanową. Nowy komunikat prokuratury

W piątek doszło do tragicznej strzelaniny w pow. limanowskim. 57-latek ranił teściową, zabił córkę i zięcia, a sam uciekł z bronią do lasu. Jest nowy komunikat prokuratury.

Poszukiwania ciemnej materii. Polscy naukowcy mają nowy trop Wiadomości
Poszukiwania ciemnej materii. Polscy naukowcy mają nowy trop

Zespół badaczy z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Jana Gutenberga w Moguncji przeprowadził eksperyment z wykorzystaniem interferometru kwantowego o długości 1000 km. Za pomocą tej aparatury naukowcy poszukują ciemnej materii.

Dramat Małgorzaty Kożuchowskiej. Aktorka miała wypadek z ostatniej chwili
Dramat Małgorzaty Kożuchowskiej. Aktorka miała wypadek

Aktorka Małgorzata Kożuchowska nabawiła się urazu stopy podczas zabawy z synem. Informację przekazała na Instagramie.

Estonia chce przyjąć myśliwce NATO. Jest reakcja Moskwy z ostatniej chwili
Estonia chce przyjąć myśliwce NATO. Jest reakcja Moskwy

Minister obrony Estonii Hanno Pevkur potwierdził gotowość kraju do przyjęcia w przyszłości na terytorium kraju myśliwców krajów NATO zdolnych do przenoszenia ładunków nuklearnych – podało w piątek estońskie radio ERR. Na tę deklarację zareagował już Kreml.

Niemcy wycofują się z austriackich mediów tylko u nas
Niemcy wycofują się z austriackich mediów

Niemiecki wydawca Funke - Gruppe sprzedał 50% udziałów w austriackim tabloidzie „Kronen-Zeitung”. Transakcja, choć obecnie już zakończona w atmosferze względnej zgody, była kulminacją trudnej współpracy między Niemcami a Austriakami.

Wimbledon 2025: Iga Świątek poznała pierwszą rywalkę z ostatniej chwili
Wimbledon 2025: Iga Świątek poznała pierwszą rywalkę

W piątek Iga Świątek (8. WTA) poznała swoją pierwszą przeciwniczkę w tegorocznym Wimbledonie. Turniej rozpocznie od starcia z Rosjanką Poliną Kudiermietową (63. WTA), która nigdy nie grała w głównej drabince tego turnieju i ma niewielkie doświadczenie na trawie.

Andrzej Duda napisał książkę. Szczera opowieść o prezydenturze z ostatniej chwili
Andrzej Duda napisał książkę. Szczera opowieść o prezydenturze

Prezydent Andrzej Duda ogłosił, że napisał autobiograficzną książkę zatytułowaną „To ja, Andrzej Duda”. Publikacja ma 640 stron i ponad 250 ilustracji, w tym wiele wcześniej niepublikowanych zdjęć z prywatnych zbiorów. Wysyłka rozpocznie się 6 sierpnia – dokładnie w dniu zaprzysiężenia jego następcy, Karola Nawrockiego.

Milczenie Pałacu Buckingham. Rośnie niepokój o księżną Kate Wiadomości
Milczenie Pałacu Buckingham. Rośnie niepokój o księżną Kate

W ostatnich dniach pojawiły się plotki dotyczące stanu zdrowia księżnej Kate, po tym, jak niespodziewanie zrezygnowała z udziału w wyścigach konnych Royal Ascot. Wszyscy - od fanów, przez media, po analityków brytyjskiej rodziny królewskiej - zaczęli się zastanawiać, czy jej zdrowie ponownie dało o sobie znać.

Komunikat dla mieszkańców Katowic z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Katowic

Oficjalna strona Katowice Airport aktualizuje listę regularnych połączeń: nowe trasy, sezonowe zawieszenia i inauguracyjne loty aż do października 2025.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Pożytki z czytania (dobrych) historyków

O sąsiadach zza Bałtyku oraz przodkach naszego króla, co stoi w Warszawie na kolumnie…
 Waldemar Żyszkiewicz: Pożytki z czytania (dobrych) historyków
/ Wikipedia domena publiczna
O buncie wójta Alberta, złych mieszczanach krakowianach albo o mieście Kazimierz, założonym w opozycji do Krakowa przez polskiego króla obdarzonego przydomkiem Wielki, słyszał pewnie każdy, kto nie zakończył zbyt wcześnie procesu edukacji. Z dumnie wypowiadaną frazą o lokacji miasta, osady czy wsi na prawie niemieckim też pewnie wielu się zetknęło. Jednak czy te pozornie pozostające bez związku ze sobą fakty niosą wiedzę o rzeczywistym sensie ważnych elementów procesu dziejowego?

Można w to wątpić nie tylko z powodu konsekwentnej dziś eliminacji historii z programów nauczania, ale przede wszystkim z racji dość czytelnej tendencji, by poszczególne spory, waśnie, wojny i konflikty rozpatrywać jako przejawy warcholstwa szlachty, arbitralnej samowoli panów, wreszcie kaprysów władcy lub nieudolności jego doradców, za to w oderwaniu od nacechowanych politycznie bądź etnicznie planów, usiłowań i knowań ekspansywnych, często wręcz agresywnych sąsiadów Polski. Wszelkie zło – zawsze po naszej stronie! Przy całkowitym ignorowaniu tendencji do podboju, grabieży oraz okupowania ziem Rzeczypospolitej przez obce żywioły. Tendencji bardzo zresztą trwałych, niejednokrotnie przekraczających perspektywę nawet kilku kolejnych pokoleń.
 
Rewoltujący czynnik obcoplemienny
Że patrycjat niemiecki w grodzie pod Wawelem wrogo odnosił się do starań Władysława Łokietka, który zamierzał scalić ziemie polskie po rozbiciu dzielnicowym, to wiadomo. Czy jednak działo się tak tylko dlatego, że najbogatsi mieszczanie z powodów czysto ekonomicznych – jak twierdziła część badaczy – woleli mieć Jana Luksemburskiego na polskim tronie? Wolno w to wątpić, skoro nawet wysłannik Luksemburczyka książę Bolesław I opolski nie był zbyt przekonany do osoby Alberta, bo ostatecznie, zabrawszy ze sobą buntownika z Krakowa, uwięził go w Opolu.

W przypadku o półtora stulecia późniejszego zabójstwa Jędrzeja Tęczyńskiego bardziej eksponowany był wątek wrogości stanowej: szlachcic-starosta versus płatnerz Klemens. Ale już czeskie i niemieckie brzmienie nazwisk radnych miejskich, którzy zaangażowali się w sprawę, a przede wszystkim miejsce i sposób dokonania mordu, a następnie pohańbienia zwłok Tęczyńskiego wskazują na istotną kulturową odmienność ludzi, którzy dopadli swego wroga w krakowskim kościele oo. Franciszkanów.
 
Lokowanie wsi i miast na prawie niemieckim, zwykle magdeburskim, rzadziej lubeckim, miało swe demograficzno-gospodarcze przyczyny oraz społeczno-etniczne konsekwencje. Te pierwsze, pomnażające liczbę rąk do pracy, zwiększające i unowocześniające produkcję rolną (trójpolówka, prawo wychodu) oraz wytwórczość rzemieślniczą – dla adresata opłat czynszowych, czyli założyciela osady, były korzystne.
Puszczańskie, słabo zaludnione tereny Europy Środkowo-Wschodniej zyskiwały nowe ręce do pracy i powiększały areał ziem uprawnych. Oczywistą korzyść odnosili też osadnicy przybywający głównie z gęsto zasiedlonych regionów Europy Zachodniej. Ale zróżnicowana struktura etniczna, odmienność obyczajów czy odrębność wyznawanej wiary prowadziły, bo nie mogło być inaczej, do waśni i konfliktów między ludnością miejscową a przybyszami. Spory o „skuteczność i nowoczesność” działania z jednej strony, a „prawowitość” religijnej konfesji z drugiej – nasiliły się zwłaszcza w czasach Reformacji.  
 
Mecz Hozjusz – Possevino
Te refleksje nasunęły mi się przy lekturze po raz pierwszy wydanej w zwartej postaci książkowej rozprawy prof. Feliksa Konecznego Jan III Waza i misja Possewina. Opublikowana jako seria artykułów w „Przeglądzie Powszechnym” blisko sto dwadzieścia lat temu praca krakowskiego badacza pozostaje ciekawa na dwa sposoby. Koneczny, w oparciu o materiały źródłowe i wcześniejsze opracowania, przede wszystkim dowiódł trafności diagnoz polskiego kardynała Stanisława Hozjusza, humanisty i dyplomaty, w sprawie rzekomej katolickości Jana III Wazy. Wykazując jego interpretacyjną i poznawczą przewagę nad Antoniem Possevinem SJ, dyplomatą oraz legatem papieskim, który dał się podejść szwedzkiemu królowi, uwierzył w jego rzekomą chęć przywrócenia w Szwecji katolicyzmu. Co gorsza, życzeniowe w tym przypadku myślenie papieskiego wysłannika, skądinąd jednego z lepiej poinformowanych ludzi tamtej epoki, wprowadziło w błąd papieża Grzegorza XIII oraz kilku katolickich władców Europy.

Ale, co dla osób spoza branży historycznej od meczu Hozjusz-Possevino ważniejsze, Koneczny analizując sposób prowadzenia polityki przez tego szwedzkiego władcę, ukazał pewne – istotne z polskiej perspektywy – niuanse jego relacji politycznych z królem Rzeczypospolitej Batorym oraz całkowite zinstrumentalizowanie kwestii obowiązującego w państwie wyznania wobec osobistych ambicji domorosłego teologa oraz chęci wzięcia odwetu na Danii. Można by rzec, że co do metody mąż Katarzyny Jagiellonki i ojciec późniejszego polskiego króla Zygmunta III Wazy, wzorował się na własnym rodzicielu, ale w przeciwieństwie do tamtego całkiem brakło mu skuteczności.
 
Gustaw Waza i lud z Dalecarlii  
Gustaw, założyciel dynastii Wazów, syn jednej z ofiar tzw. krwawej łaźni sztokholmskiej w listopadzie 1520, już wkrótce stanął na czele buntu przeciwko Duńczykom, pokonał ich pod Västerås (1521),  opierając się na bitnych chłopach i górnikach z prowincji Dalecarlia (dziś jej nazwa brzmi Dalarna). Został regentem, a zgromadzenie wszystkich stanów w Strängnäs ogłosiło go królem (1923). Gustaw I Waza zsekularyzował majątek Kościoła katolickiego, zasilając w ten sposób pustą kiesę państwową i ogłosił przyjęcie luteranizmu.

Przyczyny tego kroku tłumaczy Koneczny następująco: „Był (…) król Gustaw ostrożnym politykiem. Nie trzeba go bynajmniej uważać za fanatyka protestantyzmu. Był on nie bardzo czułym na sprawy religijne i nie miał nienawiści do Rzymu ani miłości do Wittenbergi. Chciał podnieść tron, a do tego trzeba było pełnego skarbca; chciał zaprowadzić tron dziedziczny i władzę absolutną, a do tego trzeba było, żeby stany wyższe w interesie korony widziały zarazem swój własny. Luteranizm był dlań tylko politycznym środkiem, ale sam przez się nie miał żadnego znaczenia i żadnej wartości. Ani też myślał narażać się dla protestantyzmu. Ilekroć tedy Niemcy w Szwecji posuwają się za daleko, ilekroć miasta rozdrażnią wiejski lud okoliczny, tylekroć występuje Gustaw Waza w roli poskromiciela miejskich predykantów”.

Czyż ta przenikliwa uwaga krakowskiego historyka nawet po stu latach, oczywiście mutatis mutandis, nie charakteryzuje świetnie postawy i metody działania wielu współczesnych liderów klasy politycznej, zresztą bynajmniej nie tylko w Polsce?
 
Niemiecki patrycjat Sztokholmu
Nowemu wyznaniu sprzyjali możni panowie, zwłaszcza ci, którzy mieli sposobność uwłaszczyć się na części majątku kościelnego, a także bogaci mieszkańcy Sztokholmu, w znacznej przecież mierze pochodzenia niemieckiego. Oddajmy znów głos Konecznemu: „Mieszczaństwa naród szwedzki nie posiadał prawie całkiem; pod tym względem stosunki szwedzkie podobne są do polskich. Dziś jeszcze znać w Sztokholmie, że obywatele stolicy pochodzą z krwi niemieckiej, a do niedawna język niemiecki był tam w użyciu nie mniej od szwedzkiego. Za czasów Wazowskich pieniądz był po miastach tylko w niemieckim ręku, a niemiecki żywioł pochodził z północnych miast Hanzy, z krajów i okolic, w których jawnie głoszono ‘piątą ewangelię’. (…) Niemieckie to mieszczaństwo w Szwecji czekało tylko sposobności, żeby jawnie porzucić katolicyzm; król nie potrzebował ich zachęcać, lecz przeciwnie nie raz musiał hamować”.

Natomiast rdzenna ludność Szwecji, ów lud szwedzki, który wyniósł Gustawa Wazę do władzy, okazywał wielkie przywiązanie do katolicyzmu. Między rokiem 1525 a 1543 wybuchło osiem powstań przeciwko narzuconej religii państwowej, z których ostatnie – pod wodzą Niklasa Dacke, prowadzącego nieraz i do dziesięciu tysięcy zbrojnych –  przerodziło się w wojnę chłopską. Król Gustaw tłumił kolejne powstania z użyciem wojsk, później już nawet zaciężnych, z obcych stron. Obsadzając jednocześnie kolejne „biskupstwa” powolnymi sobie postaciami, uzyskał całkowitą kontrolę, czyniąc panującego monarchę głową narodowo-luterańskiego kościoła Szwecji. Powołał także stałą armię. Stopniowo umacniając władzę, Gustaw I Waza wprowadził  dziedziczność tronu, według zasady starszeństwa męskich potomków władcy. Zasadę primogenitury bez względu na płeć (wbrew opinii obecnego monarchy) wprowadzono retroaktywnie dopiero w ostatnim ćwierćwieczu minionego stulecia, umożliwiając objęcie tronu królewnie Wiktorii Bernadotte, najstarszej córce Karola XVI Gustawa, a pozbawiając tym samym prawa do sukcesji jej nieco tylko młodszego brata Karola Filipa.
 
Odebrać Danii zamek Hamleta
O ile rozwiązania ustrojowe wprowadzane twardą ręką Gustawa Wazy w istotny sposób odcisnęły się na kształcie szwedzkiego państwa, o tyle eksperymenty i „wynalazki” liturgiczne, które wyszły spod ręki jego syna Jana III, dokonały żywota zaraz po śmierci swego twórcy. Koneczny trafnie wskazuje na podobieństwa między tym szwedzkim monarchą a Henrykiem VIII, królem Anglii. Obaj tworzyli swoje niby katolickie „kościoły” w oderwaniu od Stolicy Apostolskiej, tyle że Henrykiem powodowała jedynie przemożna chęć pozyskania nowej żony, natomiast Janem – kaprys teologa-kreatora nowej liturgii przeświadczonego, że on sam lepiej niż papieże wie, na czym polega prawdziwa katolickość. Inaczej rzecz ujmując, motywowała go po prostu pycha.

Z drugiej strony, kokietowanie papiestwa (za pośrednictwem legata Possevina) oraz ówczesnych katolickich władców, w tym głównie Habsburgów, miało być jedynie sposobem na zmontowanie w Europie  antyduńskiej koalicji i wojenny tryumf nad znienawidzonym władcą Danii Fryderykiem II Oldenburgiem. Finalizując swą usilną walkę z pokutującym w historiografii mitem jakoby ojciec naszego Zygmunta III Wazy był kryptopapistą i zamierzał przywrócić w Szwecji katolicyzm, zauważa Koneczny sentencjonalnie, że „nie zostało ani śladu z tego, czemu poświęcił był całe swoje panowanie”.
 
Feliks Koneczny, Jan III Waza i misja Possewina, Wydawnictwo Prohibita, Warszawa 2019 
 
Pierwodruk: Obywatelska. Gazeta Kornela Morawieckiego nr 191, 26 kwietnia – 9 maja 2019
 
Waldemar Żyszkiewicz


 

Polecane
Emerytury
Stażowe