Wstrząsający list otwarty dr Pasierbiewicza do prof. Śpiewaka
- Tacie pękło serce. Zamęczyła go ubecja, a dokładniej mówiąc kilku oficerów bezpieki pochodzenia żydowskiego po tym, jak ujawnił swoją akowską przeszłość. Nie wytrzymał ciemiężenia i upokorzeń w pracy, obrzydliwych intryg, prowokacji, bezustannego śledzenia, ciągłych rewizji domowych i niekończących się wielogodzinnych przesłuchań na bezpiece. Zaś owdowiałej matce i osieroconym synom piętno odrzucenia i zaszczucia, - każdego dnia coraz głębiej wkłuwało się w duszę.
(...)
Matka nie umiała sobie poradzić z nieszczęściem, jakie nas spotkało. Więc musiałem z nią chodzić przez lata codziennie na cmentarz, choć przesiadywanie godzinami na ławeczce przy mogile w czasie, gdy koledzy grali w piłkę było dla małego chłopca prawdziwą torturą. Żebyśmy mogli jakoś przeżyć ten nieszczęsny czas, Mama musiała sprzedać obrazy, biżuterię, dywany, srebrne zastawy, a w końcu nasz ukochany fortepian, na którym podgrywali sobie z Tatą często na cztery ręce. Do śmierci też nie zapomnę dnia, kiedy Mama po przyjściu pracy stwierdziwszy, że nie ma mi, co dać jeść, a kasa domowa jest pusta, skrajnie zdesperowana i upokorzona pozamykała okna, odkręciła kurki w gazowej kuchence i powiedziała: „Chcesz to uciekaj Krzysiu, ja zostaję, bo już dłużej takiego życia nie zniosę”. Nigdy nie zapomnę tych kilku minut wahania zdających mi się wtedy wiecznością, kiedy toczyłem walkę pomiędzy solidarnością z Matką, a instynktem samozachowawczym. Na szczęście, jak już zaczęło mi się kręcić w głowie zwyciężył instynkt i uciekłem do państwa Tomczyków mieszkających po drugiej stronie ulicy, którzy przybiegli, wywietrzyli mieszkanie i przyrzekli Mamie, że będę mógł jeść u nich obiady do końca podstawówki. Ale traumatyczny ślad w sercu pozostał, bo przez całe dzieciństwo męczyła mnie myśl, że stchórzyłem i zdradziłem matkę, co okaleczyło mi duszę, bo zapach gazu do dziś mi przypomina tamto straszliwe zajście. Zaś mój starszy brat porzucił na zawsze szkołę, jak mu żydowska dyrektorka renomowanego krakowskiego liceum przy całej klasie powiedziała, że takie szczeniaki akowskie jak on trzeba było w wiadrze topić. Brat więcej do szkoły nie poszedł i został kierowcą ciężarówki, co matkę wpędzało w głęboką depresję i kilka lat po śmierci Taty również odeszła…, koniec opowieści. Verte!
- pisze dr Pasierbiewicz
Całość listu na Salon24.pl