4 czerwca 1989 r. Trudno jeszcze cokolwiek powiedzieć o wynikach wyborów. Ale już wieczorem – są pierwsze informacje, telefon dzwoni bez przerwy. W tej komisji są dobre wyniki, w tamtej – komuniści dostali prawdziwy łomot! Gdzie indziej też jest super, a nieco po północy w słuchawce słyszę znajomy, radosny głos: „Jest świetnie! Niemal czysty spirytus!”*.
Ten wynik oddawał skalę poparcia mieszkańców Nowej Huty dla kandydatów wystawionych przez Solidarność. Bo społeczeństwo oczekiwało gruntownych zmian. Można powiedzieć, że Sejm miał być kontraktowy, ale wybory okazały się kontraktem społeczeństwa z Solidarnością. Ogromna radość, ale i obawa. Czy władza uszanuje wyniki wyborów? Czy następnej nocy nie wygarną nas z domów? Co wtedy łączyło kandydatów Komitetu Obywatelskiego? Niewątpliwie ogromna wiara w to, że damy radę zmienić Polskę. A pamiętajmy, że był czas jedynowładztwa RSW „Prasa-Książka-Ruch”, nie było ani internetu, ani komórek. Kandydaci odwiedzali niemal wszystkie wiejskie i miejskie świetlice w okręgu. Zebrania były nawet na wiejskich podwórkach. Miejsce nie było ważne, to, co się liczyło, to obywatelska rozmowa o ważnych sprawach. Dyskusje nad naprawą Rzeczypospolitej trwały najczęściej do późnych godzin nocnych. Nie były wcześniej aranżowane, nic nie było ustawiane. Taka to była kampania i zakończyła się pogromem komunistów. Ich lista krajowa niemal w całości (poza 2 nazwiskami) nie przeszła w wyborach. Niestety, strona solidarnościowa zgodziła się na zmiany w ordynacji wyborczej, w rezultacie czego zarządzono 2. turę wyborów, by kandydaci władzy mogli zająć wynegocjowaną dla nich wcześniej pulę 65 proc. miejsc w Sejmie.
Trzydzieści lat później, 4 czerwca 2019 r., nie pojechałem do Gdańska, choć niemal codziennie przychodziły maile, że wszyscy tam się spotykamy. Tam, to znaczy w Wolnym Mieście Gdańsku? Nie jestem zainteresowany. Nie podobają mi się, i to bardzo, bełkotliwe i skandaliczne dywagacje przedstawicieli gdańskiego Magistratu na temat tego, kto pierwszy wzniecił wojnę, albo te, że państwo polskie nie ma prawa do Westerplatte. Że trzeba zdecentralizować Polskę. Nie zamierzam burzyć polskiego Kościoła razem z Leszkiem Jażdżewskim ani też obchodzić tej rocznicy z Kubą Wojewódzkim. Nie uwierzyłem zapewnieniom, że J.K. Bielecki, W. Pawlak, J. Buzek, A. Hall, L. Miller i L. Balcerowicz opowiedzą w Gdańsku „jedyną i prawdziwą” wizję historii. Bo opowiedzą tylko swoją. Zresztą, cała ta gdańska huczna impreza ma własne, dalekie od budowania polskiej wspólnoty, przesłanie.
Mieczysław Gil[Przypis]
* W czerwcu 1989 r. Mieczysław Gil, ówczesny szef komisji zakładowej Solidarności w Hucie im. Lenina w Krakowie, stratował w wyborach do Sejmu z ramienia Komitetu Obywatelskiego w okręgu nowohuckim i uzyskał najlepszy indywidualny wynik – 89,3 proc. głosów! [przyp. red.].
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (24/2019) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.