Marek Budzisz: Jak w Rosji dba się o prawo i wolność wyborów...

W Moskwie odbył się wczoraj protest zorganizowany przez opozycyjnych kandydatów do lokalnej Dumy, którzy obawiają się, że nie zostaną oni zarejestrowani i w efekcie nie będą mogli uczestniczyć w jesiennych wyborach. Najpierw odbył się wiec, na który, według różnych relacji przyszło od tysiąca do 5 tysięcy mieszkańców miasta, co jak na 8 milionową aglomerację, nie jest oszałamiająca liczbą. Potem demonstrujący postanowili przejść pod budynek w którym znajduje się lokalna komisja wyborcza rejestrująca kandydatów i tam kontynuowali swój protest. Kiedy oświadczyli, że zostają na noc i przystąpili do rozbijania namiotów, wkroczyła policja i brutalnie rozpędziła demonstrujących, bo przecież władze nie wydały na wiec zgody i zgromadzenie było nielegalne.
 Marek Budzisz: Jak w Rosji dba się o prawo i wolność wyborów...
/ screen YT
W całej sprawie chodzi o trwający właśnie proces sprawdzania podpisów na listach poparcia, które przedłożyć musi każdy niezależny kandydat, chcący uczestniczyć w wyborach. W świetle rosyjskiego prawa jedynie partie mające swe frakcje w Dumach rozmaitych szczebli mogą uniknąć tej procedury, bo wystawieni przez nich kandydaci są rejestrowani automatycznie. Ale np. w Moskwie Jedna Rosja, rosyjska partia władzy, nie korzysta z tej możliwości, bo w obliczu fatalnych notowań (najniższych od 2008 roku) jej kandydaci wolą występować w charakterze „niezależnych”, niźli wysuniętych przez organizację partyjną, bo zdaniem wielu socjologów taka afiliacja może być wyborczym „pocałunkiem śmierci”. A zatem wszyscy niezależni, zgodnie z prawem musieli zebrać, po 3 % podpisów z grona wszystkich uprawnionych do głosowania w okręgu z którego chcą kandydować. A sprawa nie jest łatwa, bo trzeba zgromadzić około 4500 – 5000 podpisów, w zależności od wielkości okręgu. Władze czynią co mogą aby ten proces utrudnić. „Nieznani sprawcy” napadają na aktywistów z listami zabierając im już zebrane podpisy. Inni nieznani sprawcy zgłaszają się do komitetów kandydatów w charakterze wolontariuszy chcących wspierać zbieranie i szybko przynoszą wypełnione podpisami listy, tylko, że bardzo często fałszywe. Takich problemów nie mają kandydaci władzy, nawet ci, którzy kandydują jako „niezależni”. Napisał o tym Ilja Jaszyn, jeden z liderów moskiewskiej opozycji na swej stronie w jednym z portali społecznościowych. Otóż listy opozycjonistów, które siła rzeczy przechodzą przez wiele rąk, bo nie tylko dotykają ich zbierający i podpisujący, ale później w sztabach sprawdza się czy wszystko jest ok. wyglądają na „nieco sfatygowane”, trochę są pogniecione i takie listy przygotowane do złożenia w komisji wyborczej nie są równiutko poukładane. Nawet jeśli człowiek się stara to i tak nie uda się ich inaczej poskładać. Jeśli ktoś nie wierzy to niech rozsypie ryzę papieru a potem spróbuje ją równo ułożyć. Ale podpisy kandydatów władzy wyglądają zupełnie inaczej, co zresztą nie musi dziwić, bo aktywistów zbierających dla nich podpisy nie można było zobaczyć na moskiewskich ulicach. Tutaj do komisji wyborczej przyniesiono ryzy arkuszy z podpisami, które wyglądały tak, jakby ktoś je właśnie rozpakował.

Ale przygody zaczynają się potem. Otóż komisja przystępuje do sprawdzenia, czy aby podpisy na listach nie zostały sfałszowane. Ma do tego specjalny program komputerowy, który sprawdza, czy dane nie są błędne. Tylko, że operatorzy systemu „Wybory”, bo tak nazywa się program używany przez komisję, wprowadzają te dane ręcznie a przedstawiciele kandydatów nie mogą asystować w tym procesie i nie ma żadnych gwarancji, że to operatorzy, a nie zbierający podpisy, popełnili błąd. Ale to jeszcze nie wszystko. Jaszyn napisał, iż spytał, jedną z pań, która obsługuje system, jak to jest możliwe, że ona i jej koleżanka, w ciągu 17 godzin były w stanie sprawdzić 15 tysięcy podpisów, wszak całe procedura zakłada wpisanie wszystkich danych do programu, sprawdzenie czy nie popełniło się błędu i poczekanie na wyniki. Jak łatwo obliczyć, nawet gdyby dzielne dziewczyny nie miały żadnych przerw w tym czasie i pracowały jak mróweczki bez wytchnienia, to i tak na jeden podpis mogłyby poświęcić jedynie 4 sekundy, co wydaje się trudne bo dane jednej osoby, to przecież kilkadziesiąt liter i cyfr. I nawet jeśli jedna z nich nie będzie się zgadzać, to podpis jest uznawany za nieprawidłowy. Ale zdarza się też tak, i kilkakrotnie odnotowano taki wypadek, że mieszkaniec okręgu wyborczego popiera kandydata, podpisał jego listę i twierdzi, że zrobił to prawidłowo, a komisja jest innego zdania i unieważnia podpis. Nieco światła na to jak możliwe jest to, że sprawdzający pracują tak szybko rzucił Walentin Gorbunow, kierujący moskiewską komisją wyborczą, fachowiec w swej dziedzinie zaiste wybitny, bo już 25 lat sprawujący funkcję. Otóż powiedział on, że przecież nie są sprawdzane wszystkie podpisy na listach poparcia, a tylko te, „które budzą wątpliwości”. I zapewne jest kwestią przypadku, że wątpliwości budzą najczęściej listy opozycjonistów. Gorbunow doradził protestującym, aby ci zamiast wiecować, szli do sądu, albo wyjaśnili sprawy na posiedzeniu komisji. Tylko jak to zrobić, zastanawiają się skreśleni kandydaci, jeśli nie ma mechanizmów sprawdzenia czy podpis poparcia jest autentyczny czy „wydrukowany”. Moskiewskie media piszą też o innych ciekawych zjawiskach. Otóż tych, którzy podpisali listy opozycjonistów zaczynają odwiedzać patrole policji, chcące potwierdzenia, czy rzeczywiście złożyli oni swe autografy na listach.

Ponad 100 deputowanych do moskiewskich rad różnych szczebli, w tym i ci związani z „opozycja systemową” np. z partii komunistycznej, wystąpiło z oficjalnym apelem, aby dopuścić do wyborów wszystkich kandydatów. Niech wyborcy zdecydują kto będzie ich reprezentował w miejskich zgromadzeniach, mówią publicznie. Ale władza, w osobie Gorbunowa, odpowiada na te wezwania jednoznacznie – Rosja jest państwem prawa i prawo musi być przestrzegane. Na konferencji prasowej nawet on przyznał, że może restrykcje są zbyt ostre a bariery wysokie, ale przecież dura lex sed lex.

Politolodzy zauważają, że strategia władzy na moskiewskie wybory jest dość oczywista. Nie polega ona na odrzuceniu kandydatur wszystkich opozycjonistów, ale jedynie tych, którzy są najbardziej znani, popularni i w przyszłości mogą wyrosnąć na liderów anty-kremlowskiego ruchu. Ci, którzy są bardziej spolegliwi, albo ich nazwiska niewiele komukolwiek mówią zapewne prześlizgną się między oczkami rosyjskiego systemu wyborczego. Oczywiście piłka jest nadal w grze i nawet w ostatniej chwili, ktoś na Kremlu, może stwierdzić, że konkurencyjne do pewnego stopnia wybory z punktu widzenia wizerunku Rosji, lub strategii politycznej jej władz, są Moskwie potrzebne.

Marek Budzisz

#REKLAMA_POZIOMA#

 

POLECANE
Jest komunikat MSZ Sikorskiego ws. raportu ONZ o ludobójstwie Izraela z ostatniej chwili
Jest komunikat MSZ Sikorskiego ws. raportu ONZ o ludobójstwie Izraela

- Polska jest zaniepokojona rozszerzeniem operacji lądowej IDF w Strefie Gazy, która nie ma dostatecznego uzasadnienia wojskowego, a rodzi nieakceptowalne skutki humanitarne dla cywilnych mieszkańców enklawy - czytamy w komunikacie polskiego MSZ.

Hanna Radziejowska i Mateusz Fałkowski przywróceni do pracy w Instytucie Pileckiego z ostatniej chwili
Hanna Radziejowska i Mateusz Fałkowski przywróceni do pracy w Instytucie Pileckiego

Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego poinformował w czwartek, że Hanna Radziejowska oraz Mateusz Fałkowski na mocy zawartego z Instytutem porozumienia zostają przywróceni do pracy w berlińskim oddziale.

Kanclerz Merz zmienia podejście do polityki energetycznej. Eksperci: Niemcy będą chciały gazu z Rosji Wiadomości
Kanclerz Merz zmienia podejście do polityki energetycznej. Eksperci: Niemcy będą chciały gazu z Rosji

Kanclerz Niemiec Friedrich Merz zapowiedział odejście od dotychczasowej polityki energetycznej. Niemcy mają spowolnić rozwój odnawialnych źródeł energii, postawić na budowę elektrowni gazowych i utrzymać dłużej w systemie elektrownie węglowe. Zdaniem ekspertów rośnie też prawdopodobieństwo, że Niemcy będą zainteresowane ponownym otwarciem dostaw gazu z Rosji.

Sikorski ma towarzyszyć prezydentowi Nawrockiemu na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ z ostatniej chwili
Sikorski ma towarzyszyć prezydentowi Nawrockiemu na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ

Udział w 80. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ rozpoczynającej się w niedzielę, oprócz prezydenta weźmie również szef MSZ Radosław Sikorski. Będzie to pierwszy raz, kiedy szef polskiej dyplomacji będzie towarzyszyć prezydentowi Nawrockiemu w jego zagranicznej wizycie – informuje Polska Agencja Prasowa.

Zostaję czy opuszczam kraj w razie ataku Rosji? Polacy zdecydowali z ostatniej chwili
Zostaję czy opuszczam kraj w razie ataku Rosji? Polacy zdecydowali

70 proc. badanych Polaków zadeklarowało, że nie wyjedzie z Polski w razie rosyjskiej agresji; przeciwne deklaracje złożyło 30 proc. ankietowanych – wynika z opublikowanego w czwartek sondażu Instytutu Badań Pollster dla „Super Expressu”.

Szef MON w Kijowie. Ogłosił podpisanie porozumienia z Ukrainą z ostatniej chwili
Szef MON w Kijowie. Ogłosił podpisanie porozumienia z Ukrainą

– Podpiszemy z ukraińskim resortem obrony porozumienie o współpracy dotyczące m.in. zdobywania umiejętności w zakresie operowania dronami – powiedział w czwartek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz podczas wizyty w Kijowie.

Groźna bakteria w Niemczech. Naukowcy: wyjątkowo agresywna i rzadko spotykana w Europie z ostatniej chwili
Groźna bakteria w Niemczech. Naukowcy: wyjątkowo agresywna i rzadko spotykana w Europie

W niemieckim landzie Meklemburgia-Pomorze Przednie od ponad miesiąca notuje się rosnącą liczbę zakażeń bakterią EHEC. Mimo intensywnych działań służb sanitarnych wciąż nie udało się jednoznacznie wskazać źródła infekcji. We wrześniu naukowcy zidentyfikowali występujący w regionie szczep jako wyjątkowo agresywny i rzadko spotykany w Europie.

Donald Trump zdecydował ws. Antify. Chora, niebezpieczna, radykalnie lewicowa katastrofa Wiadomości
Donald Trump zdecydował ws. Antify. "Chora, niebezpieczna, radykalnie lewicowa katastrofa"

Prezydent USA Donald Trump ogłosił w czwartek, że uznał Antifę za organizację terrorystyczną. Polecił również zbadanie osób finansujących działalność tego ruchu.

Badanie zaufania do służb. Policji się to nie spodoba z ostatniej chwili
Badanie zaufania do służb. Policji się to nie spodoba

Policji ufa niewiele ponad 63 proc. Polaków, a straży miejskiej 51 proc. – wynika z badania IBRiS dla PAP. Niezmiennie od wielu lat niemal wszyscy badani deklarują natomiast zaufanie do straży pożarnej.

Wykłady nt. wpływu myśli chrześcijańskiej na społeczeństwo i gospodarkę Wiadomości
Wykłady nt. wpływu myśli chrześcijańskiej na społeczeństwo i gospodarkę

Powszechny Uniwersytet Nauczania Chrześcijańsko-Społecznego (PUNCS) to działanie edukacyjne prowadzone przez fundację Instytut Myśli Schumana.

REKLAMA

Marek Budzisz: Jak w Rosji dba się o prawo i wolność wyborów...

W Moskwie odbył się wczoraj protest zorganizowany przez opozycyjnych kandydatów do lokalnej Dumy, którzy obawiają się, że nie zostaną oni zarejestrowani i w efekcie nie będą mogli uczestniczyć w jesiennych wyborach. Najpierw odbył się wiec, na który, według różnych relacji przyszło od tysiąca do 5 tysięcy mieszkańców miasta, co jak na 8 milionową aglomerację, nie jest oszałamiająca liczbą. Potem demonstrujący postanowili przejść pod budynek w którym znajduje się lokalna komisja wyborcza rejestrująca kandydatów i tam kontynuowali swój protest. Kiedy oświadczyli, że zostają na noc i przystąpili do rozbijania namiotów, wkroczyła policja i brutalnie rozpędziła demonstrujących, bo przecież władze nie wydały na wiec zgody i zgromadzenie było nielegalne.
 Marek Budzisz: Jak w Rosji dba się o prawo i wolność wyborów...
/ screen YT
W całej sprawie chodzi o trwający właśnie proces sprawdzania podpisów na listach poparcia, które przedłożyć musi każdy niezależny kandydat, chcący uczestniczyć w wyborach. W świetle rosyjskiego prawa jedynie partie mające swe frakcje w Dumach rozmaitych szczebli mogą uniknąć tej procedury, bo wystawieni przez nich kandydaci są rejestrowani automatycznie. Ale np. w Moskwie Jedna Rosja, rosyjska partia władzy, nie korzysta z tej możliwości, bo w obliczu fatalnych notowań (najniższych od 2008 roku) jej kandydaci wolą występować w charakterze „niezależnych”, niźli wysuniętych przez organizację partyjną, bo zdaniem wielu socjologów taka afiliacja może być wyborczym „pocałunkiem śmierci”. A zatem wszyscy niezależni, zgodnie z prawem musieli zebrać, po 3 % podpisów z grona wszystkich uprawnionych do głosowania w okręgu z którego chcą kandydować. A sprawa nie jest łatwa, bo trzeba zgromadzić około 4500 – 5000 podpisów, w zależności od wielkości okręgu. Władze czynią co mogą aby ten proces utrudnić. „Nieznani sprawcy” napadają na aktywistów z listami zabierając im już zebrane podpisy. Inni nieznani sprawcy zgłaszają się do komitetów kandydatów w charakterze wolontariuszy chcących wspierać zbieranie i szybko przynoszą wypełnione podpisami listy, tylko, że bardzo często fałszywe. Takich problemów nie mają kandydaci władzy, nawet ci, którzy kandydują jako „niezależni”. Napisał o tym Ilja Jaszyn, jeden z liderów moskiewskiej opozycji na swej stronie w jednym z portali społecznościowych. Otóż listy opozycjonistów, które siła rzeczy przechodzą przez wiele rąk, bo nie tylko dotykają ich zbierający i podpisujący, ale później w sztabach sprawdza się czy wszystko jest ok. wyglądają na „nieco sfatygowane”, trochę są pogniecione i takie listy przygotowane do złożenia w komisji wyborczej nie są równiutko poukładane. Nawet jeśli człowiek się stara to i tak nie uda się ich inaczej poskładać. Jeśli ktoś nie wierzy to niech rozsypie ryzę papieru a potem spróbuje ją równo ułożyć. Ale podpisy kandydatów władzy wyglądają zupełnie inaczej, co zresztą nie musi dziwić, bo aktywistów zbierających dla nich podpisy nie można było zobaczyć na moskiewskich ulicach. Tutaj do komisji wyborczej przyniesiono ryzy arkuszy z podpisami, które wyglądały tak, jakby ktoś je właśnie rozpakował.

Ale przygody zaczynają się potem. Otóż komisja przystępuje do sprawdzenia, czy aby podpisy na listach nie zostały sfałszowane. Ma do tego specjalny program komputerowy, który sprawdza, czy dane nie są błędne. Tylko, że operatorzy systemu „Wybory”, bo tak nazywa się program używany przez komisję, wprowadzają te dane ręcznie a przedstawiciele kandydatów nie mogą asystować w tym procesie i nie ma żadnych gwarancji, że to operatorzy, a nie zbierający podpisy, popełnili błąd. Ale to jeszcze nie wszystko. Jaszyn napisał, iż spytał, jedną z pań, która obsługuje system, jak to jest możliwe, że ona i jej koleżanka, w ciągu 17 godzin były w stanie sprawdzić 15 tysięcy podpisów, wszak całe procedura zakłada wpisanie wszystkich danych do programu, sprawdzenie czy nie popełniło się błędu i poczekanie na wyniki. Jak łatwo obliczyć, nawet gdyby dzielne dziewczyny nie miały żadnych przerw w tym czasie i pracowały jak mróweczki bez wytchnienia, to i tak na jeden podpis mogłyby poświęcić jedynie 4 sekundy, co wydaje się trudne bo dane jednej osoby, to przecież kilkadziesiąt liter i cyfr. I nawet jeśli jedna z nich nie będzie się zgadzać, to podpis jest uznawany za nieprawidłowy. Ale zdarza się też tak, i kilkakrotnie odnotowano taki wypadek, że mieszkaniec okręgu wyborczego popiera kandydata, podpisał jego listę i twierdzi, że zrobił to prawidłowo, a komisja jest innego zdania i unieważnia podpis. Nieco światła na to jak możliwe jest to, że sprawdzający pracują tak szybko rzucił Walentin Gorbunow, kierujący moskiewską komisją wyborczą, fachowiec w swej dziedzinie zaiste wybitny, bo już 25 lat sprawujący funkcję. Otóż powiedział on, że przecież nie są sprawdzane wszystkie podpisy na listach poparcia, a tylko te, „które budzą wątpliwości”. I zapewne jest kwestią przypadku, że wątpliwości budzą najczęściej listy opozycjonistów. Gorbunow doradził protestującym, aby ci zamiast wiecować, szli do sądu, albo wyjaśnili sprawy na posiedzeniu komisji. Tylko jak to zrobić, zastanawiają się skreśleni kandydaci, jeśli nie ma mechanizmów sprawdzenia czy podpis poparcia jest autentyczny czy „wydrukowany”. Moskiewskie media piszą też o innych ciekawych zjawiskach. Otóż tych, którzy podpisali listy opozycjonistów zaczynają odwiedzać patrole policji, chcące potwierdzenia, czy rzeczywiście złożyli oni swe autografy na listach.

Ponad 100 deputowanych do moskiewskich rad różnych szczebli, w tym i ci związani z „opozycja systemową” np. z partii komunistycznej, wystąpiło z oficjalnym apelem, aby dopuścić do wyborów wszystkich kandydatów. Niech wyborcy zdecydują kto będzie ich reprezentował w miejskich zgromadzeniach, mówią publicznie. Ale władza, w osobie Gorbunowa, odpowiada na te wezwania jednoznacznie – Rosja jest państwem prawa i prawo musi być przestrzegane. Na konferencji prasowej nawet on przyznał, że może restrykcje są zbyt ostre a bariery wysokie, ale przecież dura lex sed lex.

Politolodzy zauważają, że strategia władzy na moskiewskie wybory jest dość oczywista. Nie polega ona na odrzuceniu kandydatur wszystkich opozycjonistów, ale jedynie tych, którzy są najbardziej znani, popularni i w przyszłości mogą wyrosnąć na liderów anty-kremlowskiego ruchu. Ci, którzy są bardziej spolegliwi, albo ich nazwiska niewiele komukolwiek mówią zapewne prześlizgną się między oczkami rosyjskiego systemu wyborczego. Oczywiście piłka jest nadal w grze i nawet w ostatniej chwili, ktoś na Kremlu, może stwierdzić, że konkurencyjne do pewnego stopnia wybory z punktu widzenia wizerunku Rosji, lub strategii politycznej jej władz, są Moskwie potrzebne.

Marek Budzisz

#REKLAMA_POZIOMA#


 

Polecane
Emerytury
Stażowe