[Tylko u nas] Marek Budzisz: Macron – Putin, czyli strategiczne zbliżenia słabnących mocarstw.
W przeddzień spotkania obydwu prezydentów, doradca Putina ds. polityki zagranicznej Jurij Uszakow poinformował, że w nieodległej przyszłości w Moskwie, po długiej przerwie, odbędzie się spotkanie ministrów spraw zagranicznych i obrony obydwu krajów. Uszakow pochwalił też Francję za jak to określił „konstruktywną rolę” w Radzie Europy. A co z ustępstwami ze strony Moskwy? Na zdrowy rozum ta polityka gestów dobrej woli i odmrażania kolejnych formatów przez Francję winna, choćby dla pozoru, być obustronna. Tym bardziej, że nieoficjalnie Paryż, też w geście dobrej woli, informuje, iż raczej nie zgodzi się na rozszerzenie tzw. formatu mińskiego, co postulował prezydent Zełenski, o Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię.
W rosyjskich mediach ukazywały się nawet przecieki, że Moskwa co do zasady nie jest przeciwna takiemu rozwiązaniu, choć nie byłaby najszczęśliwsza, gdyby sprawy przybrały taki obrót. Ale teraz ma „problem z głowy” jeśli w roli orędownika jej interesów wystąpi Paryż, który chciałby w zamian za te póki co jednostronne ustępstwa, aby wznowić rokowania w sprawie pokoju w Donbasie i jednocześnie opowiada się za wymianą jeńców. Gdyby tego rodzaju ruch udało się przeprowadzić, to Makron mógłby kreować się na pecemakera i lidera Europy. Chodzi nie tylko o wybujałe ego francuskiego przywódcy i to, że Francja próbuje, z miernym skutkiem, uprawiać politykę zagraniczną przerastającą jej możliwości i potencjał, ale o wykorzystanie potencjalnie dobrej koniunktury. Związana jest ona z tym, że inne europejskie kraje wchodzące w skład grupy G 7 zajęte są własnymi problemami – Włochy mają właśnie kryzys rządowy, Wielka Brytania mierzy się z Brexitem, a elity Niemiec przygotowują do odejścia kanclerz Merkel i czekają na wyniki wyborów w współtworzącej rządzącą koalicję socjaldemokracji. Paryż może też chcieć zdyskontować dobre relacje, jakie ma z prezydentem Zełenskim, który jeszcze w trakcie kampanii wyborczej przyjęty został w Pałacu Elizejskim (trudno zrozumieć dlaczego w Warszawie nikt nie wpadł na pomysł tego rodzaju). Jednak nadzieje na przełom wydają się studzić Rosjanie. Doradca Putina ds. polityki zagranicznej Uszakow, który będzie uczestniczył w spotkaniu w Brégançon powiedział, że wznowienie Formatu Mińskiego winno być dobrze przygotowana, a trudno o to, jeśli dziś nie wiadomo kto na Ukrainie odpowiada za politykę zagraniczną. I jeszcze przez jakiś czas nie będzie wiadomo skoro nowa Rada Najwyższa spotka się pod koniec miesiąca i dopiero wówczas rozpoczną się procedury związane z wyłonieniem nowego gabinetu i szefa tamtejszego MSZ-u. O tym, że w Moskwie nie liczą na żaden przełom świadczyć też ma również to, prócz dość sceptycznego tonu rosyjskiej prasy, że konferencja prasowa obydwu prezydentów zapowiedziana jest przed a nie po rozmowach. Tym nie mniej być może z jakimiś drobnymi i symbolicznymi gestami najprawdopodobniej będziemy mieli do czynienia. Rosyjski minister obrony Szojgu występując w niedzielę na zakończenie igrzysk wojskowych Armia 2019, powiedział, że wystosowane już znacznie wcześniej, ale zignorowane, zaproszenie pod adresem „armii państw NATO”, aby jej reprezentanci wzięli udział w tej „sportowej” rywalizacji, pozostaje otwarte. Nie można zatem wykluczyć, że w przyszłym roku być może pojawi się tam reprezentacja np. Francji. Szojgu złożył też przy okazji ważną deklarację, która prawdopodobnie ujawnia to o co toczy się gra dyplomatyczna. Otóż zapowiedział, że dopóki Stany Zjednoczone nie rozmieszczą w Europie i Azji rakiet średniego zasięgu, co może być bezpośrednim skutkiem kresu układu IMF, to Rosja nie będzie pierwsza podejmowała działań w tym zakresie. Już wcześniej Moskwa mówiła, że ewentualne nowe rokowania rozbrojeniowe winny mieć charakter wielostronny i prócz Stanów Zjednoczonych, Rosji i Chin winny w nich wziąć udział również Francja i Wielka Brytania. Nie można zatem wykluczyć jakiejś wspólnej rosyjsko–francuskiej deklaracji w tej sprawie.
Jest to dla Rosji tym bardziej istotne, że coraz silniej rozlegają się w jej elitach głosy o konieczności równoważenia współpracy z Chinami poprawą relacji „na innych kierunkach”. W Moskwie nikt nie ma pomysłu, aby rewidować politykę „zwrotu na Wschód” jaka się tam rozpoczęła po 2014 roku, ale wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że rosnąca nierównowaga potencjałów między Chinami a Rosją w dłuższej perspektywie skazuje ją na rolę młodszego brata, tym bardziej bezwolnego jeśli pozbawionego swobody manewru. Przez dłuższy czas rosyjska dyplomacja była przekonana, że takim czynnikiem, który może zrównoważyć siłę Pekinu będą Indie. Z tego powodu Moskwa doprowadziła do wejścia Delhi do Szanghajskiej Organizacji Współpracy, licząc, że ta wielostronna formuła współpracy pozwoli nieco okiełznać rosnące wprost proporcjonalnie do możliwości i potencjału ambicje Chin. Ale teraz, w związku z sytuacją w Kaszmirze, gołym okiem widać, że te nadzieje to mrzonki. Po pierwsze Chiny poparły w sposób stanowczy na forum ONZ stanowisko Pakistanu domagającego się szybkiej reakcji świata na to co dzieje się w tej zamieszkałej przez muzułmanów indyjskiej prowincji. Rosja, ograniczyła się jedynie do wezwania stron konfliktu aby te usiadły do rozmów. Sytuacja się zaognia, padły już nawet pierwsze strzały na granicy. W dłuższej perspektywie oznacza to, że Szanghajska Organizacja Współpracy, do której należą i Indie i Pakistan, właśnie przez wzgląd na konflikt między obydwoma państwami będzie wewnętrznie zablokowana, a każde z państw, w tym zarówno Chiny jak i Indie, będą realizowały politykę zgodną z ich partykularnymi interesami. Stawia to Rosję w bardzo niewygodnej sytuacji.
Ostatnio w kręgach moskiewskiej elity, właśnie w wyniku, jak można przypuszczać, rozczarowania „egoistyczną” postawa Chin, które np. nie chcąc zaostrzania konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi dostosowały się do amerykańskich sankcji i wstrzymały zakupy ropy naftowej w Wenezueli, znacznie osłabiając w ten sposób rosyjskiego sojusznika, pojawiła się koncepcja wspólnej rosyjsko – europejskiej polityki wobec Pekinu. Nie chodzi w tym wypadku o rywalizację, ale o próbę zmniejszenia różnicy potencjałów i wykorzystania przez Moskwę dobrych relacji z Pekinem. W takiej konstrukcji Rosja staje się pomostem (raczej kanałem komunikacyjnym niźli pośrednikiem) między Unią a Państwem Środka. Państwa starej Unii, chcące ożywić swe gospodarki, mogą być zainteresowane taką polityką. Dla Rosji dodatkowym bonusem będzie osłabienie więzi atlantyckich. Francja wiele mówiąca o swoich interesach w Syrii, na Bliskim Wschodzie czy w Afryce i nie odżegnująca się od współpracy, w tym inwestycyjnej, z Rosją a przy tym często demonstracyjnie antyamerykańska, jest wymarzonym partnerem dla takiego mariażu. O to w gruncie rzeczy chodzi Moskwie przed rozmowami w Forcie Brégançon.
Marek Budzisz