Marcin Królik. Czy w Kościele zaczyna się cicha schizma?

To, że zwykli wierni są coraz bardziej skołowani, da się od biedy wytłumaczyć. Tylko że ten pełzający rozłam dosięga już kluczowych hierarchów i teologów.

Podobno niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu. Mogę nawet w to uwierzyć. Niestety po drodze do owej komunii mamy całą masę pośredników, którzy nauczają, jakiż to ten Bóg rzekomo jest, a jaki nie, oraz jak należy interpretować Jego przesłanie. Mówię „niestety”, bo choć idea oddzielenia Boga od Kościoła wydaje mi się z gruntu absurdalna, to jednak trudno nie zauważyć, że z samym Kościołem dzieje się ostatnio coś bardzo niepokojącego. Mam tutaj oczywiście na myśli jedynie ten katolicki, rzymski, formalnie uznający za swoją głowę papieża.

Dla mnie jako nowo powracającego jest to kwestia być może o wiele bardziej newralgiczna niż dla tych, którzy więzi z Kościołem nigdy nie zerwali. Co bynajmniej nie oznacza, że oni też nie mają prawa czuć zamętu. Tacy jak ja czują go jednak – jak sądzę – o wiele silniej. Bo oto znajdujemy się trochę w sytuacji gości, którzy po długiej i często wyboistej podróży wchodzą na ucztę i już od progu, zamiast po prostu zasiąść za stołem i cieszyć się byciem razem, są zmuszani do opowiedzenia się za jedną albo drugą frakcją. A kością niezgody jest oczywiście – no bo jakżeby inaczej – Franciszek. Jak zwykle ten cholerny Franciszek!

Przez cały czas, gdy byłem odłączony, nie żyłem na żadnej bezludnej wyspie. Wiedziałem, co się dzieje. Czytałem różne artykuły, słuchałem ekspertów itp. Miałem jednak komfort stania z boku. A wręcz cieszyłem się, że nie muszę doświadczać dylematu, czy słuchać tego dziwnego, wypowiadającego się iście ezopowym językiem Argentyńczyka, czy jednak usytuować się po stronie coraz wyraźniej rysującej się opozycji. Gdybym musiał takiego wyboru dokonać, to z moimi zapatrywaniami na różne sprawy prawdopodobnie stanąłbym przeciw niemu.

Ale z drugiej strony – czy aby nie ulegamy pewnego rodzaju manipulacjom? Czy nie jest tu trochę tak, że otrzymujemy zniekształcony przez media obraz tego nader egzotycznego (copyright by Aleksandra Dulkiewicz) papieża? Na ile prawdziwy papież Franciszek i ten z mokrych snów różnych lewicowych jakobinów to jedna osoba? On sam przecież wysyła mocno sprzeczne sygnały. Niby bardzo łatwo wykazać, że liberałowie wszelkiej maści nagminnie wyrywają z kontekstu fragmenty jego różnych wypowiedzi – jak choćby tej o szacunku dla homoseksualistów – a mimo to kontrowersje się piętrzą.

To, że my jesteśmy skołowani, da się jeszcze od biedy wytłumaczyć. Nie każdy musi być watykanistą. Nie każdy też ma czas dokładnie śledzić wszystkie doniesienia, analizować encykliki czy adhortacje. Coś może nam umknąć. A dodatkowo należy uwzględnić celowe zakrzywienia, co do występowania których nie może być wątpliwości. W końcu, do cholery, na naszych oczach rozgrywa się bezwzględna wojna cywilizacji i nie ma takiego brudnego chwytu, którego ten czy ów by nie wykorzystał. Tylko że ten pełzający rozłam dosięga już ludzi uplasowanych w samym jądrze systemu – kluczowych hierarchów, teologów... Tu już naprawdę robi się grubo.

Teraz mamy kolejną odsłonę. Ostatnio spore poruszenie wywołała informacja, że wśród nowych mianowanych przez Franciszka kardynałów znów nie ma żadnego Polaka. Przy czym nie chodzi tutaj o jakieś pretensje do naszej wyjątkowości, bo czasy, gdy Watykan Polakami stał, dawno minęły i wszyscy chyba zdążyli się do tego przyzwyczaić. Chodzi raczej – jak wskazywali niektórzy obserwatorzy – o to, że polscy hierarchowie w swojej masie pozostają konserwatywni i – ach, jak mi się ten neologizm podoba – wojtyliańscy. A przecież duch Karola Wojtyły ma z Kościoła Franciszka zniknąć.

Niechęć Franciszka do hierarchów tej proweniencji nie jest tajemnicą dla nikogo, kto choć trochę się w tematach okołokościelnych orientuje. Obecnie kolegium kardynalskie jest zdominowane przez ludzi o poglądach progresywistycznych i wiele wskazuje na to, że taki kurs będzie dalej utrzymywany. Czyli w słowach niby decentralizacja i dialog, a w praktyce wycinanie wszelkich zarzewi ewentualnego oporu i utwardzanie jednomyślności niczym w jakimś politbiurze.

Jednak o co w tym tak naprawdę chodzi? Czy rzeczywiście o dokonanie jakiejś gruntownej reformy, a nawet przeprowadzenie nowej reformacji? Co stanowi jej sedno? Czy papież chce dokonać przeorania podstawowych dogmatów? A jeśli tak, to w imię czego? Znawcy wskazują tu przede wszystkim na wałkowaną od wielu miesięcy sprawę Komunii św. dla rozwodników w nowych związkach. Podobno dziś kardynałami są już tylko ci, którzy takie rozwiązanie popierają – na przykład Blaise Kupich, znany między innymi z progejowskich wypowiedzi i niechęci do twardej obrony życia. To oni wybiorą kolejnego papieża.

Ale przecież istota nie może się wyczerpywać jedynie w sporach doktrynalnych. Bo one są tylko przejawem czegoś głębszego. A owym czymś przynajmniej moim skromnym zdaniem jest próba dostosowania Kościoła do ducha czasów. I to za wszelką cenę. Próba nagięcia go do widzimisię współczesnego, pozbawionego metafizycznych korzeni człowieka, który chce mieć wszystko, nie dając w zamian nic. To jedyne sensowne wyjaśnienie, jakie mi się nasuwa. Nie jestem w nim zresztą szczególnie oryginalny. Pytanie tylko: po co? Po co oni to robią?

Bo sami są już dziećmi swojej epoki? Bo pomimo noszenia księżowskich strojów przestał im smakować ciężar krzyża? Nie wiem, naprawdę nie wiem i na dłuższą metę nie ma to chyba większego znaczenia. Nie interesuje mnie, czy są agentami masonerii mającymi za zadanie zniszczyć ten znienawidzony, zawsze stający okoniem Kościół od środka, czy po prostu starymi, otumanionymi ideologią „róbta, co chceta” kretynami o śliskich palcach i szczątkowym sumieniu. Efekt jest ten sam. A jest nim pogłębiający się brak pewności co do najprostszych zagadnień.

Tylko gdzie, u licha, w tym wszystkim my – zwykli ludzie, próbujący wierzyć i pokładający nadzieję, że powołani do roli przewodników nie wywiodą nas na manowce? Doczekamy czasów, gdy w trakcie mszy będziemy nieufnie spoglądać na sąsiada z ławki i zastanawiać się, czy on z linii Franciszka, czy może jednak z tej naszej? O to chodzi Franciszkowi? To jest ten jego pomysł na robienie rabanu i przewietrzanie skostniałych struktur? Jakoś słabo to widzę. Za dużo tu przepychania kolanem. I komu ja mam niby wierzyć? Do bani z takim interesem.

Uwierzyć... tak, uwierzyć z tego wszystkiego jest najłatwiej. Tylko co potem z tym fantem zrobić? Komu zaufać? Własnemu sercu, które podpowiada ci, że ta krypa płynie na skały? Rozsądkowi, który każe precyzyjnie filtrować informacje i nie dawać się nieść emocjom? Autorytetowi instytucji, za którą tyle razy nadstawiało się kark, a finalnie może się okazać, że nie było warto? No, Franciszku – niezły raban. Kiedyś odszedłem, bo wydawało mi się, że przedstawiany w Kościele Bóg jest zbyt antropocentryczny, a teraz to samo może mi utrudnić powrót. Niech to szlag!

I jak tutaj nie zanucić za Stachurą: ze mną można tylko pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko? Tylko że to też żadne rozwiązanie. Sted łaził po tych swoich wrzosowiskach, aż w końcu rozjechała go biała lokomotywa. Myślałem, że Kościół został powołany do życia między innymi po to, aby człowiekowi takiego losu oszczędzić. No właśnie, myślałem. Ale kto inny dzierży ster.

Marcin Królik

 

POLECANE
Viktor Orbán o zaangażowaniu UE w pokój na Ukrainie: Niestety, nie mamy żadnej roli z ostatniej chwili
Viktor Orbán o zaangażowaniu UE w pokój na Ukrainie: Niestety, nie mamy żadnej roli

Premier Węgier Viktor Orbán spotkał się z papieżem Leonem XIV i premier Włoch Giorgią Meloni. W rozmowie z dziennikarzami powiedział: „Powierzyliśmy Amerykanom i Rosjanom możliwość zakończenia wojny. Niestety my nie mamy żadnej roli. Unia Europejska jest całkowicie poza grą w sprawie budowy w przyszłości swojego bezpieczeństwa i przyszłych relacji między Rosjanami i Ukraińcami”.

„Minister Kosiniak-Kamysz realnie nie steruje tym, co się dzieje w resorcie obrony narodowej” z ostatniej chwili
„Minister Kosiniak-Kamysz realnie nie steruje tym, co się dzieje w resorcie obrony narodowej”

Poseł Prawa i Sprawiedliwości i członek sejmowej komisji obrony narodowej Andrzej Śliwka w rozmowie z RMF FM ostro skrytykował ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza. Polityk stwierdził, że szef MON „realnie nie steruje tym, co dzieje się w resorcie”, a jego rolę określił jako w dużej mierze „figurancką”.

Jamajka szykuje się na najgorszy huragan w historii. Na miejscu znany polski aktor z ostatniej chwili
Jamajka szykuje się na najgorszy huragan w historii. Na miejscu znany polski aktor

Na Jamajkę zmierza huragan Melissa kategorii 5, wiejący z prędkością niemal 300 km/h. Może okazać się najpotężniejszym huraganem, jaki kiedykolwiek nawiedził wyspę. Na miejscu przebywa znany polski aktor Michał Żebrowski z rodziną.

Szef MSZ Węgier: Dopóki rządzimy, rozmowy akcesyjne Ukrainy z UE się nie rozpoczną z ostatniej chwili
Szef MSZ Węgier: Dopóki rządzimy, rozmowy akcesyjne Ukrainy z UE się nie rozpoczną

Dopóki Węgry będą miały rząd narodowy, rozmowy o przystąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej się nie rozpoczną - oświadczył w poniedziałek szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto.

Wyłączenia prądu na Śląsku. Ważny komunikat z ostatniej chwili
Wyłączenia prądu na Śląsku. Ważny komunikat

Tauron Dystrybucja poinformował o planowanych przerwach w dostawie energii elektrycznej w województwie śląskim. Przerwy obejmą największe miasta regionu, m.in. Katowice, Częstochowę, Dąbrowę Górniczą, Gliwice, Bytom, Zabrze i Sosnowiec.

Trump nie wyklucza ubiegania się o trzecią kadencję. Jego zaplecze ma „plan” z ostatniej chwili
Trump nie wyklucza ubiegania się o trzecią kadencję. Jego zaplecze ma „plan”

Prezydent USA Donald Trump nie wykluczył możliwości ubiegania się o trzecią kadencję w Białym Domu, mówiąc, że „chciałby to zrobić” – poinformował serwis BBC.

Rząd Tuska chce zlikwidować Centralne Biuro Antykorupcyjne. Jest projekt z ostatniej chwili
Rząd Tuska chce zlikwidować Centralne Biuro Antykorupcyjne. Jest projekt

Rządowy projekt przewidujący likwidację CBA od 1 maja 2026 r. został skierowany do Biura Legislacyjnego Sejmu, nie nadano mu jeszcze numeru druku – wynika z informacji zamieszczonych w poniedziałek na stronach internetowych Izby.

Minister rolnictwa Węgier: Utrzymamy zakaz importu ukraińskich produktów rolnych z ostatniej chwili
Minister rolnictwa Węgier: Utrzymamy zakaz importu ukraińskich produktów rolnych

– Węgry utrzymają krajowy zakaz importu ukraińskich produktów rolnych, ponieważ Bruksela nadal priorytetowo traktuje interesy Ukrainy nad interesami europejskich rolników – oświadczył minister rolnictwa Węgier Istvan Nagy. Podczas posiedzenia rady ministrów UE ds. rolnictwa, w którym wziął udział, pozostali ministrowie w większości podtrzymali narrację o konieczności sprowadzania żywności z Ukrainy i wprowadzenia zapisów Zielonego Ładu.

Rekordowy eksport polskiej broni. Polska zbrojeniówka bije historyczne wyniki z ostatniej chwili
Rekordowy eksport polskiej broni. Polska zbrojeniówka bije historyczne wyniki

Eksport uzbrojenia mocno urósł. Eksperci jednak ostrzegają, że bez wsparcia rządu dobra passa szybko może się skończyć – pisze we wtorkowym wydaniu „Dziennik Gazeta Prawna”.

Jest oświadczenie majątkowe prezydenta Karola Nawrockiego z ostatniej chwili
Jest oświadczenie majątkowe prezydenta Karola Nawrockiego

W poniedziałek na stronie internetowej Sądu Najwyższego pojawiło oświadczenie majątkowe prezydenta Karola Nawrockiego.

REKLAMA

Marcin Królik. Czy w Kościele zaczyna się cicha schizma?

To, że zwykli wierni są coraz bardziej skołowani, da się od biedy wytłumaczyć. Tylko że ten pełzający rozłam dosięga już kluczowych hierarchów i teologów.

Podobno niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu. Mogę nawet w to uwierzyć. Niestety po drodze do owej komunii mamy całą masę pośredników, którzy nauczają, jakiż to ten Bóg rzekomo jest, a jaki nie, oraz jak należy interpretować Jego przesłanie. Mówię „niestety”, bo choć idea oddzielenia Boga od Kościoła wydaje mi się z gruntu absurdalna, to jednak trudno nie zauważyć, że z samym Kościołem dzieje się ostatnio coś bardzo niepokojącego. Mam tutaj oczywiście na myśli jedynie ten katolicki, rzymski, formalnie uznający za swoją głowę papieża.

Dla mnie jako nowo powracającego jest to kwestia być może o wiele bardziej newralgiczna niż dla tych, którzy więzi z Kościołem nigdy nie zerwali. Co bynajmniej nie oznacza, że oni też nie mają prawa czuć zamętu. Tacy jak ja czują go jednak – jak sądzę – o wiele silniej. Bo oto znajdujemy się trochę w sytuacji gości, którzy po długiej i często wyboistej podróży wchodzą na ucztę i już od progu, zamiast po prostu zasiąść za stołem i cieszyć się byciem razem, są zmuszani do opowiedzenia się za jedną albo drugą frakcją. A kością niezgody jest oczywiście – no bo jakżeby inaczej – Franciszek. Jak zwykle ten cholerny Franciszek!

Przez cały czas, gdy byłem odłączony, nie żyłem na żadnej bezludnej wyspie. Wiedziałem, co się dzieje. Czytałem różne artykuły, słuchałem ekspertów itp. Miałem jednak komfort stania z boku. A wręcz cieszyłem się, że nie muszę doświadczać dylematu, czy słuchać tego dziwnego, wypowiadającego się iście ezopowym językiem Argentyńczyka, czy jednak usytuować się po stronie coraz wyraźniej rysującej się opozycji. Gdybym musiał takiego wyboru dokonać, to z moimi zapatrywaniami na różne sprawy prawdopodobnie stanąłbym przeciw niemu.

Ale z drugiej strony – czy aby nie ulegamy pewnego rodzaju manipulacjom? Czy nie jest tu trochę tak, że otrzymujemy zniekształcony przez media obraz tego nader egzotycznego (copyright by Aleksandra Dulkiewicz) papieża? Na ile prawdziwy papież Franciszek i ten z mokrych snów różnych lewicowych jakobinów to jedna osoba? On sam przecież wysyła mocno sprzeczne sygnały. Niby bardzo łatwo wykazać, że liberałowie wszelkiej maści nagminnie wyrywają z kontekstu fragmenty jego różnych wypowiedzi – jak choćby tej o szacunku dla homoseksualistów – a mimo to kontrowersje się piętrzą.

To, że my jesteśmy skołowani, da się jeszcze od biedy wytłumaczyć. Nie każdy musi być watykanistą. Nie każdy też ma czas dokładnie śledzić wszystkie doniesienia, analizować encykliki czy adhortacje. Coś może nam umknąć. A dodatkowo należy uwzględnić celowe zakrzywienia, co do występowania których nie może być wątpliwości. W końcu, do cholery, na naszych oczach rozgrywa się bezwzględna wojna cywilizacji i nie ma takiego brudnego chwytu, którego ten czy ów by nie wykorzystał. Tylko że ten pełzający rozłam dosięga już ludzi uplasowanych w samym jądrze systemu – kluczowych hierarchów, teologów... Tu już naprawdę robi się grubo.

Teraz mamy kolejną odsłonę. Ostatnio spore poruszenie wywołała informacja, że wśród nowych mianowanych przez Franciszka kardynałów znów nie ma żadnego Polaka. Przy czym nie chodzi tutaj o jakieś pretensje do naszej wyjątkowości, bo czasy, gdy Watykan Polakami stał, dawno minęły i wszyscy chyba zdążyli się do tego przyzwyczaić. Chodzi raczej – jak wskazywali niektórzy obserwatorzy – o to, że polscy hierarchowie w swojej masie pozostają konserwatywni i – ach, jak mi się ten neologizm podoba – wojtyliańscy. A przecież duch Karola Wojtyły ma z Kościoła Franciszka zniknąć.

Niechęć Franciszka do hierarchów tej proweniencji nie jest tajemnicą dla nikogo, kto choć trochę się w tematach okołokościelnych orientuje. Obecnie kolegium kardynalskie jest zdominowane przez ludzi o poglądach progresywistycznych i wiele wskazuje na to, że taki kurs będzie dalej utrzymywany. Czyli w słowach niby decentralizacja i dialog, a w praktyce wycinanie wszelkich zarzewi ewentualnego oporu i utwardzanie jednomyślności niczym w jakimś politbiurze.

Jednak o co w tym tak naprawdę chodzi? Czy rzeczywiście o dokonanie jakiejś gruntownej reformy, a nawet przeprowadzenie nowej reformacji? Co stanowi jej sedno? Czy papież chce dokonać przeorania podstawowych dogmatów? A jeśli tak, to w imię czego? Znawcy wskazują tu przede wszystkim na wałkowaną od wielu miesięcy sprawę Komunii św. dla rozwodników w nowych związkach. Podobno dziś kardynałami są już tylko ci, którzy takie rozwiązanie popierają – na przykład Blaise Kupich, znany między innymi z progejowskich wypowiedzi i niechęci do twardej obrony życia. To oni wybiorą kolejnego papieża.

Ale przecież istota nie może się wyczerpywać jedynie w sporach doktrynalnych. Bo one są tylko przejawem czegoś głębszego. A owym czymś przynajmniej moim skromnym zdaniem jest próba dostosowania Kościoła do ducha czasów. I to za wszelką cenę. Próba nagięcia go do widzimisię współczesnego, pozbawionego metafizycznych korzeni człowieka, który chce mieć wszystko, nie dając w zamian nic. To jedyne sensowne wyjaśnienie, jakie mi się nasuwa. Nie jestem w nim zresztą szczególnie oryginalny. Pytanie tylko: po co? Po co oni to robią?

Bo sami są już dziećmi swojej epoki? Bo pomimo noszenia księżowskich strojów przestał im smakować ciężar krzyża? Nie wiem, naprawdę nie wiem i na dłuższą metę nie ma to chyba większego znaczenia. Nie interesuje mnie, czy są agentami masonerii mającymi za zadanie zniszczyć ten znienawidzony, zawsze stający okoniem Kościół od środka, czy po prostu starymi, otumanionymi ideologią „róbta, co chceta” kretynami o śliskich palcach i szczątkowym sumieniu. Efekt jest ten sam. A jest nim pogłębiający się brak pewności co do najprostszych zagadnień.

Tylko gdzie, u licha, w tym wszystkim my – zwykli ludzie, próbujący wierzyć i pokładający nadzieję, że powołani do roli przewodników nie wywiodą nas na manowce? Doczekamy czasów, gdy w trakcie mszy będziemy nieufnie spoglądać na sąsiada z ławki i zastanawiać się, czy on z linii Franciszka, czy może jednak z tej naszej? O to chodzi Franciszkowi? To jest ten jego pomysł na robienie rabanu i przewietrzanie skostniałych struktur? Jakoś słabo to widzę. Za dużo tu przepychania kolanem. I komu ja mam niby wierzyć? Do bani z takim interesem.

Uwierzyć... tak, uwierzyć z tego wszystkiego jest najłatwiej. Tylko co potem z tym fantem zrobić? Komu zaufać? Własnemu sercu, które podpowiada ci, że ta krypa płynie na skały? Rozsądkowi, który każe precyzyjnie filtrować informacje i nie dawać się nieść emocjom? Autorytetowi instytucji, za którą tyle razy nadstawiało się kark, a finalnie może się okazać, że nie było warto? No, Franciszku – niezły raban. Kiedyś odszedłem, bo wydawało mi się, że przedstawiany w Kościele Bóg jest zbyt antropocentryczny, a teraz to samo może mi utrudnić powrót. Niech to szlag!

I jak tutaj nie zanucić za Stachurą: ze mną można tylko pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko? Tylko że to też żadne rozwiązanie. Sted łaził po tych swoich wrzosowiskach, aż w końcu rozjechała go biała lokomotywa. Myślałem, że Kościół został powołany do życia między innymi po to, aby człowiekowi takiego losu oszczędzić. No właśnie, myślałem. Ale kto inny dzierży ster.

Marcin Królik


 

Polecane
Emerytury
Stażowe