[Tylko u nas] Dr Łysakowski: NRD pierwsze niemieckie "państwo robotników i chłopów". Bierut niezadowolony
W tym czasie Biuro Polityczne Niemieckiej Socjalistycznej Partii Jedności (SED) wydało oświadczenie, w którym solidaryzowało się ze stanowiskiem ZSRS, które to „odpowiadało życzeniom Niemców z całej wschodniej strefy okupacyjnej” i ogniskowało się wokół tworzenia rządu ogólno - niemieckiego ze stolicą w Berlinie. Niemcy potrzebowali go, bo potrzebowali pracy, chleba i pokoju. Wobec zaistnienia sytuacji pustki politycznej należało zintensyfikować działania w celu jej zapełnienia i powołać do życia wspominany wyżej rząd. „Demokraci” przeszli bardzo szybko od dyskusji do czynów. Prezydium Niemieckiej Rady Ludowej proklamowało powołanie parlamentu (Rada Ludowa - Volksrat) i w ślad za tym „demokratycznego rządu” w Berlinie. Fakt tak szybkiego przezwyciężenia wszelkich biurokratycznych trudności, oczywistych przy takich przedsięwzięciach, świadczył o przygotowaniu gruntu pod całą akcję znacznie wcześniej. Błyskawicznie zebrana Rada Ludowa miała w agendzie obrad tylko dwa punkty. Ogłosiła manifest Narodowego Frontu Demokratycznego Niemiec i zajęła stanowisko wobec zaistniałej w kraju sytuacji politycznej. Stwierdzono też, że tylko to ciało polityczne jest uprawnione do powołania do życia konstytucyjnego rządu niemieckiego, który mógłby działać w imieniu wszystkich Niemców, całych Niemiec. We wschodniej części Niemiec czas gwałtownie przyspieszył: „[…] W piątek po południu zebrała się w Berlinie na sesję nadzwyczajną Niemiecka Rada Ludowa. Przewodniczący Rady Pieck odczytał tekst orędzia do Niemców, zawierającego główne postulaty dotyczące przyszłości Niemiec. Zgodnie z propozycjami manifestu [...] powołano do życia w stolicy Niemiec - Berlinie - Niemiecką Republikę Demokratyczną. Niemiecka Rada Ludowa przekształciła się w prowizoryczny Parlament Ludowy (Volkskammer), który na pierwszym posiedzeniu powołał przewodniczącego SED, Otto Grothewohla na stanowisko szefa rządu (ten miał się składać z premiera , 3 vce premierów i 14 ministrów) i powierzył mu misję utworzenia rządu Republiki. Postanowiono, że parlament będzie się składał z Parlamentu Ludowego (Volkskammer) i z Izby Krajów (Laenderkammer), […]” (ŻW, 8.10.1949 i 9.10.1949). Powstające w przyspieszonym tempie NRD witano z fanfarami i radością definiując przy okazji cele nowego bytu państwowego powstałego na niemieckiej ziemi. Cele te stały w opozycji do tego co reprezentowała i usiłowała realizować Republika Federalna. Kierunek zmian w niemieckim życiu politycznym miało wyznaczać przywrócenie jedności politycznej i ekonomicznej, której najważniejszym elementem była likwidacja „separatystycznego tworu” na zachodzie.
Trzeba było w jak najszybszym tempie wynegocjować i podpisać (ze zjednoczonymi Niemcami) traktat pokojowy. Należało też zaakceptować poczdamskie w kwestiach demokratyzacji i demilitaryzacji. Wiązało się z tym przywrócenie pełnej suwerenności narodu niemieckiego (trzeba było sporej dozy czarnego humoru, by mówić o suwerenności pod sowieckim władztwem), i podjęcie walki przeciwko tym, którzy parli do nowej wojny. Konieczne było wyeliminowanie z życia politycznego Niemiec „zdrajców narodu”. Należało też natychmiast przywrócić jedność stolicy - Berlina i wprowadzić jednolitą walutę dla całego kraju, wstrzymać demontaż zakładów przemysłowych, znieść ograniczenia handlowe. Ważnym było tez podniesienie stopy życiowej, poprzez odnowę gospodarki Niemiec i własności prywatnej (nie bardzo było wiadomo jak to ostatnie można było, w sowieckiej rzeczywistości ekonomiczno politycznej, rozumieć - ale to nie pierwszy i jedyny z postulatów, które niekoniecznie miały być realizowane w praktyce) i zwiększenie wydajności rolnictwa. Konieczne było zagwarantowanie pracy i dachu nad głową Niemcom „repatriowanym” ze wschodu. Mówiono tez o gwarancjach pełnego równouprawnienia, wolności wszelkich mediów i integralnie związanym z powyższym polepszeniem losu inteligencji niemieckiej, której miano otworzyć nieskrępowaną drogę awansu i badań naukowych. Informacje napływające z terenu czterech okupacji wskazywały na entuzjazm „zwykłych” ludzi dla realizowanych w strefie wschodniej idei. Idei, którą Niemcom dawał ZSRS niosąc, jako legat na nowe polityczne życie, możliwości zmian, na które zresztą wyrażał swą zgodę (sic !): „[…] Po czterech i pół latach okupacji, w czasie których przeprowadzona została w strefie radzieckiej nie tylko demilitaryzacja i denacyfikacja ale i radykalne i nieodwracalne reformy społeczne i za tym idące przemiany w nastawieniu politycznym części narodu niemieckiego [...] - Związek Radziecki mógł zgodnie z Poczdamem >>dać narodowi niemieckiemu sposobność przebudowy swego życia na podstawie demokratycznej i pokojowej<<. Stało się to 7 października w Berlinie, kiedy za zgodą Związku Radzieckiego powstała Demokratyczna Republika Niemiecka, […]” (ŻW, 11.10.49). Władze państwa konstytuowały się bardzo szybko. Prezydentem wschodnich Niemiec został wybrany jednogłośnie Wilhelm Pieck. Nowo wybrany szef państwa dziękował swoim dobroczyńcom za otrzymane stanowisko i serwituty jakie przypadły w udziale NRD, w demokratycznych warunkach byłoby to zupełnie niezwykłe: „[…] Z głębokim wzruszeniem, […] przyjęliśmy do wiadomości deklarację, w której rząd radziecki nie tylko uznał słuszność powstania tymczasowego rządu Republiki Niemieckiej w Berlinie, lecz również przekazał mu również te wszystkie uprawnienia administracyjne, jakie dotychczas wykonywała radziecka administracja wojskowa w Niemczech. Jest to dowód dalekowzrocznej i wspaniałomyślnej polityki rządu ZSRR pod kierownictwem wielkiego generalissimusa Stalina, […]”(ŻW, 13.10.49).
Generalissimus odpowiedział a jego list do władz NRD przedrukowała polska prasa. Jest on o tyle istotny, że pojawiły w nim słowa, które w sposób wyraźny wywołały w Polsce potężną konsternację i przypomniały polskim komunistom, że po pierwsze nie mają jakiejkolwiek gwarancji bycia „w obozie postępu” numerem drugim (za który się uważali), poza tym zaś unaoczniły im, że historia (nawet w tak paranoicznej formie) lubi się jednak powtarzać i to w zupełnie nieoczekiwanych momentach, mimo ciągłych zaklęć o tym , że jest inaczej. „Wódz całej postępowej ludzkości” pisał do swoich niemieckich popleczników, pomijając całkowicie wątki dotyczące Polski co następuje: „[…] Doświadczenie ostatniej wojny wykazało, że największe ofiary poniosły niemiecki i radziecki, że te dwa narody rozporządzają największymi możliwościami w Europie dla przeprowadzenia wielkich akcji o światowym znaczeniu. Jeśli te dwa narody wykażą swe zdecydowanie do walki o pokój z takim napięciem swych sił, z jakim prowadziły wojnę - to pokój w Europie uważać można za zapewniony, […]. MOŻECIE NIE MIEĆ WĄTPLIWOŚCI, ŻE KROCZĄC PO TEJ DRODZE SPOTKACIE SIĘ Z WIELKIM ZROZUMIENIEM I CZYNNYM POPARCIEM WSZYTKICH NARODÓW ŚWIATA W TEJ LICZBIE AMERYKAŃSKIEGIO, ANGIELSKIEGO I FRANCUSKIEGO, POLSKIEGO, … […] NIE MÓWIĄC JUŻ O MIŁUJĄCYM POKÓJ NARODZIE RADZIECKIM, (tak w tekście – P.Ł.)” (ŻW, 15.10.49). Jak już zauważyliśmy list Stalina pokazywał z kim chce on budować „lepszy świat”.
W przytaczanym piśmie widać było podziw dyktatora dla niemieckiej sprawności i dzielności. Wyraźnie pobrzmiewały w nim nuty sympatii Sowietów do Niemców gruntowane kilka lat wcześniej w pakcie jaki zawarli Ribbentrop z Mołotowem w sierpniu 1939 roku. Pojawienie się zaś w końcowej części tekstu słowa o „narodzie polskim” było tylko dyplomatycznym ozdobnikiem niewątpliwie umieszczonym tam bez konsultacji z „polskimi towarzyszami„ mającym osłodzić im pojawiający się problem współpracy Sowietów z Niemcami. Wydaje się, że było to niezmiernie trudne do przyjęcia dla komunistów rządzących w Warszawie łącznie z „pierwszym obywatelem” Rzeczpospolitej Bolesławem Bierutem. Jeśli dodamy do tego brak wzmianek na temat ofiar jakie w trakcie ostatniej wojny poniosła Polska i to, że „niemieccy towarzysze” twierdzili, iż list Stalina otworzył nowy rozdział w „historii Niemiec”, można powiedzieć, że sytuacja stawała się poważna (nie było chyba przypadkiem , że akurat w tym czasie rozpoczęto w Polsce, i nagłośniono w prasie, proces odpowiedzialnych za zbrodnie w Bydgoszczy popełnione we wrześniu 1939 roku). Mam wrażenie, że jakkolwiek kwestie zbrodni popełnionych przez Niemców na Polakach w czasie ostatniej wojny były, z różnych przyczyn obojętne panującej w Polsce komunie z dużym udziałem towarzyszy pochodzenia żydowskiego, to problem polegał na tym, że list mógł stanowić zawoalowaną groźbę, a w każdym bądź razie, prawie na pewno, był mocny sygnałem alarmowym wskazującym, że walka o sympatię satrapy z Kremla nie będzie ani łatwa, ani przyjemna, a na samym zaś końcu nie było wiadomo kto zostanie w niej zwycięzcą. Ostatecznie kto mógł wiedzieć jakie polityczne pomysły, a w ślad za tym decyzje kadrowe, ulęgną się w chorym umyśle rządzącego znaczną częścią świata z Kremla Stalina. Trzeba więc było jakoś reagować, choćby i przypominając polską daninę krwi w latach 1939 - 1945. Wydaje mi się, że miarą niepokoju, o którym wspomniałem wyżej, a także próbą znalezienia klucza do nazwania zaistniałej sytuacji, było prawie trzydniowe milczenie polskiej prasy w istotnych kwestiach dotyczących Niemiec i powiązanych bezpośrednio z cytowanym wyżej listem i jego przyczyną - powstaniem NRD. Problem polegał na tym, że pisma nie można było nie opublikować - trzeba było więc „zjeść tę żabę”. Taką próbą był opublikowany tego samego dnia co „list” odredakcyjny komentarz w Życiu Warszawy. Usiłowano w nim robić „dobrą minę do złej gry” i w sposób wyraźny „podstawiano nogę do podkucia” i tłumaczono polskiemu czytelnikowi „co autor miał na myśli„ wspominając o odpowiedzialności Niemców za II Wojnę Światową, polskiej granicy zachodniej i licznych polskich ofiarach tej wojny. Kryjąc się za komunistyczną nowomową jak rzadko, w publicystyce poświęconej Niemcom i sprawom niemieckim, nazywano sprawy po imieniu. Była to miara paniki jaka ogarnęła ówczesny „warszawski salon”. Potem nastąpiła wspominana „chwila na refleksję”, podczas której zaklinano rzeczywistość i informowano czytelników o sprawach niekoniecznie istotnych z punktu widzenia polskiego czytelnika jak i szeroko rozumianej kwestii Niemiec takimi na przykład wiadomościami jak te o wydatkach na utrzymanie w więzieniu Spandau Hessa, Funka, Raedera, Doenitza, Speera, von Schiracha czy von Neuratha. Wynosiły one rocznie 38 tysięcy funtów Szterlingów ogólnie co dawało dzienną sumę 15 funtów na głowę więźnia - dla porównania „zwykły„ więzień był utrzymywany w tym czasie za 6 Szylingów (ŻW, 18.10.49).
Dnia 19.10.49 polska prasa przyniosła informację o uznaniu NRD przez Polskę. Przedstawicielem tego państwa w naszym kraju został Friedrich Wolff (ojciec późniejszego szefa wywiadu STASI Niemieckiej Republiki Demokratycznej Markusa Wolffa). Napięcie w Warszawie musiało być spore skoro zdecydowano się opublikować w polskiej prasie list Cata (upubliczniony 25.09.49., roku w Londynie) do niemieckich katolików, w którym ten ostatni żądał od Niemców dowodów na to, że stali się innym, niż byli w czasie wojny, narodem.
Piotr Łysakowski