[Tylko u nas] Marek Budzisz: Putin – "historyk" II Rzeczpospolitej i roli Polski w dziejach
Jak jest prawda według Putina?
Dość prosta. Za wybuch II wojny światowej odpowiada faktycznie Polska i polska dyplomacja. Polacy jako jedni z pierwszych zawarli z Niemcami traktat o nieagresji, sympatyzowali z antysemicką polityką Berlina, wręcz ambasador Lipski namawiał Hitlera i innych dygnitarzy niemieckich do „rozwiązania kwestii żydowskiej”, którą jeśli uda się rozwikłać to w Warszawie stanąć może nawet pomnik przywódcy III Rzeszy. Mało tego, zdaniem Putina, ambasador Polski w Paryżu, Łukasiewicz pytany przez francuskiego ministra spraw zagranicznych o to czy Polska przyjdzie z pomocą wojskom francuskim chcącym wywiązać się z paktów, jakie Paryż miał z Czechosłowacją, miał odpowiedzieć, że nie tylko nie pomożemy, ale również gotowi jesteśmy wystąpić zbrojnie przeciw Pradze. Podobne stanowisko warszawa prezentowała wobec propozycji Moskwy, która chciała pomagać Czechosłowacji. Zdaniem Putina, już wówczas Warszawa doprowadziła do faktycznej śmierci swych porozumień wojskowych z Paryżem, dostała więc w '39 to co sama wywołała i faktycznie współdziałała z Hitlerem, czego dowodem jest udział w rozbiorze Czechosłowacji. Ale to nie jedyne grzechy Warszawy. Otóż zdaniem Putina, nasza dyplomacja podżegała Budapeszt do kwestionowania Ładu Wersalskiego i wysuwania żądań terytorialnych wobec Czechosłowacji. W tej sytuacji Moskwa, i to nie jest nowa teza, znamy ją jeszcze z czasów stalinowskich, nie miała innego wyjścia, jak tylko porozumieć się z Hitlerem, zawrzeć Pakt Ribbentrop – Mołotow i zająć opuszczone przez polski rząd wschodnie ziemie Rzeczpospolitej.
Ale to nie jedyne grzechy Polski, wypomniane nam przez Putina. Irracjonalna nienawiść Polaków do Rosjan i wszystkich innych ludów Wschodu, zdaniem rosyjskiego prezydenta, pozbawiła nas możliwości realistycznej oceny sytuacji. Dlatego knuliśmy z Hitlerem, a nie dążyliśmy do porozumienia z Moskwą. I tu Władimir Władimirowicz czyni przeskok do czasów współczesnych. Otóż, jego zdaniem, Polska nie dlatego likwiduje sowieckie upamiętnienia w swej przestrzeni publicznej, że nie zgadza się z ich przesłaniem, ale z tego powodu, że podobnie jak przed II wojną światową nasze elity przeniknięte są rasistowskimi w gruncie rzeczy uprzedzeniami wobec ludzi ze Wschodu i nie mogą pogodzić się z myślą, że cokolwiek Polska może im zawdzięczać. Podobnie jak przed II wojną i dziś, jego zdaniem, Warszawa uprawia politykę przekraczająca polskie możliwości, która równie źle może się skończyć.
Putin, sporo też mówił o historii w trakcie swej corocznej wielkiej konferencji prasowej. I tu też Polska była jednym, a może wręcz jedynym bohaterem. Tożsamość ukraińska, jest jego zdaniem tworem sztucznym, wymyślonym, na początku XIX wieku przez Polaków, a konkretnie przez Jana Potockiego. W istocie, i tu Władimir Władimirowicz, podtrzymał wypowiadaną już wcześniej myśl, żadnych Ukraińców nie ma, są Rosjanie, mówiący ukraińskim narzeczem. A to, że uważają się za odrębny naród to wynik antyrosyjskich knowań Polaków.
Pytany o swój stosunek do Lenina też powiedział interesującą rzecz. Otóż jego zdaniem, to nie był „polityk państwowy” a rewolucjonista, który powodowany rewolucyjnymi przekonaniami popełnił straszny grzech – zgodził się na zasadę samostanowienia narodowego, co doprowadziło do rozpadu Imperium Rosyjskiego. Co ciekawe, Putin powiedział przy okazji, że Stalin był przeciwnikiem tego rodzaju polityki. Nie chodzi tu o prawdę historyczną, bo nie trzeba wielkiej wiedzy aby wiedzieć, że w tezach Putina jest jej niewiele, ale o wyraźną gloryfikację Józefa Wisarionowicza, dającą się też zauważyć we współczesnej Rosji. Przy okazji rosyjski prezydent dodał, że błędem było „oddanie” jak się wyraził przez Lenina ziem „rdzennie rosyjskich” nad Morzem Czarnym Ukrainie, po to aby w nowej republice było więcej elementu proletariackiego. Tym spostrzeżeniom towarzyszy afirmacja Imperium Mikołaja II, które zdaniem Putina było kwitnącym i silnym państwem.
Warto przypomnieć, że niedawne uroczystości pogrzebowe w Wilnie, w czasie których grzebane były szczątki Zygmunta Sierakowskiego i Kostusia Kalinowskiego, rosyjskie kręgi oficjalne nazwały uroczystościami nie ku czci powstańców, ale buntowników i organizatorów miatieżu, nawiązując w ten sposób do tytułu słynnej pracy Berga na temat Powstania Styczniowego. W rosyjskiej narracji świadomość narodowa Białorusinów jest również polskim wymysłem i polskim spiskiem.
Innymi słowy, Polacy, w putinowskiej narracji historycznej to nie tylko wieczni buntownicy, ale przede wszystkim ludzie ogarnięci irracjonalną niechęcią do wszystkiego co rosyjskie. Czyli rasiści, a dodatkowo i to też kremlowska propaganda stara się udowodnić przy każdej okazji, antysemici. Jest jeszcze w opowieści o historii, jaką snuje Putin jeden jeszcze wątek na który warto zwrócić uwagę. Dlaczego bowiem Niemcy, zdaniem rosyjskiego prezydenta, konsekwentnie przez cały okres 20-lecia występowali przeciw europejskiemu ładowi ustalonemu w Wersalu? Z tego prostego powodu, że był on wobec Berlina niesprawiedliwy. Podobnie zresztą jak wobec ZSRR, tylko, że Moskwa nie brała w nim udziału oraz dla Budapesztu, ale tu już wiemy, że to Warszawa namawiała Budapeszt do jego kwestionowania. I tu mamy do czynienia z istotą tej argumentacji. Polska - państwo, które było głównym beneficjentem Wersalu, z tej prostej przyczyny, że dzięki niemu wróciło na mapę Europy, uprawiało politykę destrukcji tego porządku. Przede wszystkim z tego względu, że polskie elity zawsze uprawiają politykę nieracjonalną i na wyrost. I zdaniem Putina, zbudowanie przez główne siły europejskiego Ładu Wersalskiego było jedną z zasadniczych przyczyn wybuchu II wojny światowej. Putin nie mówi tego wprost, ale wniosek jest oczywisty i równie oczywiste przesłanie pod adresem stolic europejskich. Uważajcie na Polaków. Nie pogodzą się ze swoją rolą, jaką im wspaniałomyślnie przyznaliście w Europie. Będą knuć, spiskować, podburzać i w rezultacie mogą doprowadzić do kolejnego wielkiego konfliktu. A przy tym w swej megalomańskiej polityce są fundamentalnie nierealistyczni. Również mało sympatyczni, bo to nacjonaliści, rasiści i antysemici.
Zaczęliśmy od kwestii historycznych, a dochodzimy do przesłania jak najbardziej współczesnego. I to jest istotą komunikatu płynącego z Moskwy, który teraz przez tysiące funkcjonariuszy „frontu propagandy” rosyjskiego reżimu będzie wzmacniany, niuansowany i powtarzany. Pierwszą okazją ku temu będą obchody wyzwolenia Obozu w Auschwitz, które w tym roku odbędą się w Izraelu, a jednym z honorowych gości będzie Władimir Putin.
Marek Budzisz