[Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Bezzębne szczęki niemieckich kłamców

Kiedy w sporach z Warszawą wszelkie merytoryczne argumenty zawodzą, niemieckie media wytaczają najcięższe działa, świadomie posługując się kłamstwami.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Bezzębne szczęki niemieckich kłamców
/ Pixabay.com
Próbuję sobie wyobrazić jakiegoś lidera partii opozycyjnej w Niemczech (choćby szefa Zielonych Roberta Habecka), który donosi w Strasburgu na kanclerz Angelę Merkel, utrzymując, jakoby CDU wygrała ostatnie wybory tylko 'przypadkiem'. Albo burmistrza Berlina Michaela Müllera (SPD), który ostentacyjnie bojkotuje posiedzenie z szefową rządu federalnego, ponieważ jej 'nie lubi'. Albo grupę 'niezawisłych' niemieckich sędziów, wznoszących w Parlamencie Europejskim lament, że wybór prezesa Federalnego Trybunału Konstytucyjnego Andreasa Voßkuhlego był 'polityczny' (bo był, więcej: w 2012 r. Voßkuhle miał być kandydatem na prezydenta Niemiec).
 
Lub przewodniczącego Bundestagu Wolfganga Schäublego, który - skorzystawszy z prerogatyw 'drugiej osoby w państwie' - wybiera się do Brukseli, aby zapytać zagranicznych prawników, czy zawieszenie konwencji dublińskiej i tym samym otwarcie granic dla milionów imigrantów było 'zgodne z prawem unijnym'. Niestety jakoś sobie tego wyobrazić nie mogę.
 
Niedawno można było odnieść wrażenie, że w ramach ogólnej strategii przekonywania Brukseli, jakoby nad Wisłą panowała 'dyktatura', opozycja już dalej posunąć się nie może. Cztery lata bezmyślnego atakowania prezydenta, rządu oraz fundamentalnych dla Polski spraw spokojnie wystarczyłoby do przegrania kolejnych wyborów prezydenckich. Ściągnięcie na Polskę gromów z Zachodu okazało się wizerunkowym prezentem dla PiS. Gniew wyborców na 'opozycyjną targowicę', która chce na arenie międzynarodowej położyć kres reformie sądownictwa, umocnił poparcie dla rządzących.
 
Najpóźniej po drugich przegranych z rzędu wyborach parlamentarnych rozsądny polityk postarałby się przekonać wyborców, że nie potępia ich poglądów. Usiłowałby przykuć uwagę Polaków perswazją, iż zmiany w polskim sądownictwie są jak najbardziej pożądane, z tym że mogłyby być np. przeprowadzone lepiej. Po czterech latach narastającego rozczarowania powinno dotrzeć do podnieconego własną propagandą obozu opozycji, ze coś jest nie tak.  
 
Tymczasem jej liderzy dalej nakręcają się własnymi rojeniami, podobnie jak oddane im media, które agregują mrzonki o 'milionach Polaków' pragnących przywrócić 'stan poprzedni'. W dalszym ciągu nie widać u nich zdolności do przewidzenia skutków własnych posunięć. Działania marszałka Tomasza Grodzkiego oraz 'niezawisłych' sędziów, którzy kosztem Polski próbują w Unii Europejskiej podbudować własne poczucie wyższości, w kraju budzą jedynie zażenowanie. Trudno przypuszczać, że spotkanie Grodzkiego z wiceszefową KE oraz zaproszenie przezeń do Warszawy Komisji Weneckiej przywróci Platformie Obywatelskiej utraconą popularność. Nie trzeba być wielkim analitykiem, aby dostrzec, że w ostatnich dniach opozycja i jej przystawki straciły kolejne pokłady zaufania. Zresztą jej czołowi politycy o tym wiedzą i właśnie dlatego szukają pomocy w Europie.
 
Z drugiej strony trudno nie powstrzymać się od obaw, że przyjęta przez opozycję strategia obrzydzania Polski przynosi nam za granicą więcej szkód niż korzyści. To nikt inny jak 'totalsi', kierując się nieprzemyślanymi odruchami własnej pychy, izolują Polskę w Unii Europejskiej. Instynkt, którym są przesiąknięci posłowie PO, musi być przemożny, skoro są w stanie zagłosować za rezolucją przeciwko własnej ojczyźnie, a marszałek Senatu RP ściąga na Warszawę falę niechęci, posuwając się do nieuprawnionego realizowania własnej polityki zagranicznej.   
 
Zresztą tego rodzaju filipiki natychmiast zostają zacytowane przez niechętne Polsce media na Zachodzie, sprzyjające twardej linii eurokratów. W niemieckiej prasie każde wystąpienie Tomasza Grodzkiego otrąbiane jest przeto jako poważne polityczne wydarzenie, dostarczające czytelnikowi satysfakcji, że polska demokracja jeszcze 'oddycha'. W ubiegłą środę dziennik 'Süddeutsche Zeitung' po raz kolejny wzbudził niepokój przypominaniem, jakoby 'narodowo-populistyczny' rząd w Warszawie 'rujnował' wizerunek 'trzeciej osoby w państwie'.
 

"Prokuratura w Szczecinie wszczęła śledztwo w sprawie podejrzeń o korupcję, mimo że wszelkie zarzuty są oparte na wypowiedziach anonimowych osób, które prawdopodobnie zostały przekupione. [...] Z kolei sterowane przez PiS media państwowe i portale internetowe powtarzają te zarzuty, choć są pozbawione wszelkich podstaw"

 
- przekonuje Florian Hassel.
 
Jego artykuł ukazał się już po opublikowaniu wywiadów z osobami, które wbrew zapewnieniom niemieckiego redaktora nie zasłaniały się 'maską anonimowości', jak choćby prof. Agnieszka Popiela czy Henryk Osiewalski. Dlaczego w takim razie Hassel znów wprowadza czytelnika w błąd?
 
Trudno oprzeć się wrażeniu, że monachijski dziennik prowadzi świadomą grę obliczoną na wzmożenie negatywnych emocji wobec polskiego rządu. W niemieckich mediach nie ma miejsca na argumenty czy zastrzeżenia, które mogłyby złagodzić przekaz. Wystarczą określenia jak 'narodowo-populistyczny' lub 'niszczenie wymiaru sprawiedliwości', aby wszystkie portale przeżuwające codzienną prasę skróciły leady tekstów o Polsce do jednej linijki, która potem przez kilka dni zajmuje umysł odbiorcy.
 
Tyle że artykuły prasowe o Polsce, im bardziej pełne kategorycznych wezwań i ostrych słów, tym bardziej odsłaniają bezzębne szczęki ich autorów.
 

"Mimo wytoczenia najcięższych posiadanych armat Komisja Europejska ma nadal związane ręce, a Parlament Europejski może jedynie przyjmować rezolucje, które w Warszawie nic nie znaczą"

 
- pisze w przypływie szczerości lewicowy dziennik 'die tageszeitung'.
 
Kiedy więc wszystkie środki zawodzą, trzeba dostarczyć czytelnikowi mocnych obrazów i zdań, którymi będą się również żywili niemieccy politycy. Nieprzypadkowym ukoronowaniem ostatniego tekstu w 'Süddeutsche Zeitung', w którym Hassel miota bezsilne gromy na polski rząd, jest umieszczony na tej samej stronie wywiad z Kathariną Barley, byłą minister sprawiedliwości w rządzie Angeli Merkel i obecną wiceszefową PE. Jak widać - nader podatną na narrację szerzoną przez polską opozycję i zachodnie media.
 

"Jeśli ustawa dyscyplinująca sędziów zostanie przyjęta, to natychmiast musi zadziałać Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej i zawnioskować o środki tymczasowe, by wykonanie prawa zostało zawieszone. Gdyby to nie poskutkowało, trzeba zagrozić Polsce dotkliwymi karami finansowymi. [...] Nawet najostrzejsze postępowania nie robią na tym rządzie wrażenia. To jest jawna prowokacja, prawdziwy afront"

 
- martwi się Barley w obłudnie zbolałym tonie, pozwalającym w tych dniach zakrzyczeć wszelkie poczynania francuskiej policji oraz spory na linii Madryt-TSUE.

Czy była szefowa resortu sprawiedliwości w RFN naprawdę nie wie, jak funkcjonuje system sądowniczy w jej własnym kraju? Oczywiście, że wie. Tu można się śmiało zgodzić z argumentacją Patryka Jakiego: to jest przemyślana cyniczna kampania, niezbędna do realizowania neokolonizatorskich zamiarów w Polsce. Czynny udział w organizowaniu zewnętrznego nacisku na Warszawę bierze również Katharina Barley, która podczas środowej dyskusji z eurposłem Jakim w PE poległa merytorycznym sztychem polemicznej szpady.

Otóż w Niemczech w skład komisji ds. wyboru sędziów federalnych wchodzi 16 ministrów landowych oraz 16 ekspertów wskazanych przez Bundestag. Owe gremium 'eksperckie' odzwierciedla zatem układ sił w parlamencie, dopuszczając teoretycznie do głosu wszystkie siły polityczne. Teoretycznie, bo w rzeczywistości o wyborze sędziów decydują dwa największe współrządzące obozy - CDU i SPD (z której wywodzi się pani Barley). Pozostałe partie odgrywają więc w najlepszym razie drugorzędną rolę.

"Przebieg wyboru sędziów federalnych w Niemczech jest wysoce niesprawiedliwy i niekonstytucyjny"


- twierdzi wiceszefowa Die Grünen Annalena Baerbock.

Na szczególną uwagę zasługuje także dobór członków Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe (BVerG). W tym przypadku niemieccy politycy nawet nie chcą ocalić pozorów: sędziowie BVerG wybierani są przez czysto polityczne gremium, składające się z dwunastu posłów Bundestagu.

"To zdumiewające, że wymagania dotyczące sędziów niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego są niższe niż np. w przypadku wyboru pełnomocnika ds. ochrony danych"


dziwi się Norbert Lammert, profesor prawa i wieloletni przewodniczący Bundestagu z ramienia CDU, który uważa wybór sędziów do BVerG za (sympatycy KOD-u, uwaga!) 'sprzeczny z konstytucją'.

Tym niemniej ta ścisła partyjno-polityczna kontrola przy obsadzaniu stanowisk w najwyższych niemieckich sądach nie jest przedmiotem debaty publicznej. Wprawdzie co inteligentniejsi publicyści (jak np. były redaktor naczelny tygodnika 'Wirtschaftswoche' Roland Tichy), zauważają, że histeria, z jaką niemieccy europosłowie rzucają pod adresem PiS swoje oskarżenia, jest grubą kpiną ze zdrowego rozsądku. Ale wykazywanie się nadmiarem ciekawości grozi także za Odrą zepchnięciem do medialnych nisz.
 
Można się więc spodziewać, że spór o reformę polskiego sądownictwa tak szybko nie wygaśnie, bo jest jednym z ostatnich żywiołów napędzających opozycję. Jej frakcja w PE zdążyła nas już przyzwyczaić do tego, że potrafi przyznać rację nawet Putinowi, z zupełnym lekceważniem interesu Polski. Natomiast zajadłość, z jaką niemieccy dziennikarze rzucają się do gardeł polskim rządzącym, powinna niektóre środowiska decyzyjne nad Sprewą poważnie zastanowić. Sypane bez umiaru oskarżenia mogą się bowiem okazać zgniecioną sprężyną, która kiedyś niespodziewanie odbije się w zęby (jeśli jeszcze będą).
 
Wojciech Osiński

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Waldemar Krysiak: Lekarze zmieniający dzieciom płeć zostaną zmuszeni do ujawnienia szczegółów swoich eksperymentów Wiadomości
Waldemar Krysiak: Lekarze "zmieniający dzieciom płeć" zostaną zmuszeni do ujawnienia szczegółów swoich eksperymentów

Kolejny, ciężki cios dla ideologii gender: Szkocja wycofuje się z prób „zmiany płci” u dzieci, a angielscy lekarze, którzy takich procedur się dopuszczali, zostaną zmuszeni do ujawnienia szczegółów eksperymentów. W Wielkiej Brytanii kończy się masowe okaleczanie dzieci motywowane lewicowym szaleństwem.

Naukowy wieczór z dr Kaweckim: Polacy tworzą urządzenie do badania naszej pozycji względem czasoprzestrzeni Wiadomości
Naukowy wieczór z dr Kaweckim: Polacy tworzą urządzenie do badania naszej pozycji względem czasoprzestrzeni

Moc polskiej nauki! Polacy tworzą najczulsze na Ziemi urządzenie do badania naszej pozycji względem czasoprzestrzeni! To jest projekt rodem science - fiction.

Polacy na lotnisku w Dubaju: 27 godzin czekania, a linie proponują nam lot za pięć dni z ostatniej chwili
Polacy na lotnisku w Dubaju: 27 godzin czekania, a linie proponują nam lot za pięć dni

Główne lotnisko w Dubaju powoli wraca do normalnej pracy po zakłóceniach związanych z gwałtownymi deszczami. "Dziś odleciał do Warszawy w połowie pusty samolot, a naszych bagaży nie ma. Po 27 godzinach czekania na lotnisku linie proponują nam lot powrotny dopiero 23 kwietnia" - powiedziała PAP Nina, jedna z pasażerek.

Prezydent Duda: Idea włączenia się do tzw. kopuły europejskiej dla nas jest nieco spóźniona z ostatniej chwili
Prezydent Duda: Idea włączenia się do tzw. kopuły europejskiej dla nas jest nieco spóźniona

Prezydent Andrzej Duda ocenił w czwartek, że jeśli chodzi o plan włączenia się Polski tzw. kopuły europejskiej, to "ta idea, kiedy dwa lata temu została ogłoszona, była dla nas nieco spóźniona". Jak przypomniał od kilku lat realizujemy nasz system obrony przeciwlotniczej.

Szokujący tytuł Rzeczpospolitej. Ekspert łapie się za głowę z ostatniej chwili
Szokujący tytuł "Rzeczpospolitej". Ekspert łapie się za głowę

Prokuratura Krajowa podała w czwartek, że na terytorium Polski zatrzymano i postawiono zarzuty Pawłowi K., który zgłosił gotowość do działania dla wywiadu wojskowego Rosji. Jak wynika ze śledztwa, informacje Pawła K. miały pomóc w ewentualnym zamachu na życie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Artykuł w tej sprawie pojawił się na wielu portalach, w tym rownież na stronie "Rzeczpospolitej". Problem w tym, że na portalu "Rzeczpospolitej" okraszono go szokującym tytułem. Głos zabrał ekspert ds. wojskowych Paweł Zariczny.

Polak z poważnymi zarzutami. W tle plan zamachu na Zełenskiego z ostatniej chwili
Polak z poważnymi zarzutami. W tle plan zamachu na Zełenskiego

Prokuratura Krajowa podała w czwartek, że na terytorium Polski zatrzymano i postawiono zarzuty Pawłowi K., który zgłosił gotowość do działania dla wywiadu wojskowego Rosji. Jak wynika ze śledztwa, informacje Pawła K. miały pomóc w ewentualnym zamachu na życie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.

Dramat w Bydgoszczy. Nie żyje 15-latka z ostatniej chwili
Dramat w Bydgoszczy. Nie żyje 15-latka

Nie żyje 15-letnia dziewczyna, która w czwartek w Bydgoszczy wpadła pod tramwaj na ul. Fordońskiej. Wypadek spowodował poważne utrudnienia w ruchu samochodów i kursowaniu tramwajów - poinformowała kom. Lidia Kowalska z bydgoskiej Komendy Miejskiej Policji.

Mariusz Błaszczak żąda wyjaśnień od kierownictwa MON z ostatniej chwili
Mariusz Błaszczak żąda wyjaśnień od kierownictwa MON

W środę w Warszawie doszło do spotkania generalnego inspektora Bundeswehry gen. Carstena Breuera z szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesławem Kukułą. Wpis niemieckiego generała wywołał burzę. Mariusz Błaszczak żąda wyjaśnień od kierownictwa MON.

Niemcy przejmują odpowiedzialność za wschodnią flankę NATO. Burza po słowach szefa Bundeswehry z ostatniej chwili
"Niemcy przejmują odpowiedzialność za wschodnią flankę NATO". Burza po słowach szefa Bundeswehry

W środę w Warszawie doszło do spotkania generalnego inspektora Bundeswehry gen. Carstena Breuera z szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesławem Kukułą. Wpis niemieckiego generała wywołał burzę.

Oni również musieli zrezygnować z Tańca z gwiazdami z ostatniej chwili
Oni również musieli zrezygnować z "Tańca z gwiazdami"

Na trzy dni przed kolejnym odcinkiem „Tańca z gwiazdami” jedna z uczestniczek ogłosiła, że rezygnuje z dalszego uczestnictwa w programie.

REKLAMA

[Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Bezzębne szczęki niemieckich kłamców

Kiedy w sporach z Warszawą wszelkie merytoryczne argumenty zawodzą, niemieckie media wytaczają najcięższe działa, świadomie posługując się kłamstwami.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Bezzębne szczęki niemieckich kłamców
/ Pixabay.com
Próbuję sobie wyobrazić jakiegoś lidera partii opozycyjnej w Niemczech (choćby szefa Zielonych Roberta Habecka), który donosi w Strasburgu na kanclerz Angelę Merkel, utrzymując, jakoby CDU wygrała ostatnie wybory tylko 'przypadkiem'. Albo burmistrza Berlina Michaela Müllera (SPD), który ostentacyjnie bojkotuje posiedzenie z szefową rządu federalnego, ponieważ jej 'nie lubi'. Albo grupę 'niezawisłych' niemieckich sędziów, wznoszących w Parlamencie Europejskim lament, że wybór prezesa Federalnego Trybunału Konstytucyjnego Andreasa Voßkuhlego był 'polityczny' (bo był, więcej: w 2012 r. Voßkuhle miał być kandydatem na prezydenta Niemiec).
 
Lub przewodniczącego Bundestagu Wolfganga Schäublego, który - skorzystawszy z prerogatyw 'drugiej osoby w państwie' - wybiera się do Brukseli, aby zapytać zagranicznych prawników, czy zawieszenie konwencji dublińskiej i tym samym otwarcie granic dla milionów imigrantów było 'zgodne z prawem unijnym'. Niestety jakoś sobie tego wyobrazić nie mogę.
 
Niedawno można było odnieść wrażenie, że w ramach ogólnej strategii przekonywania Brukseli, jakoby nad Wisłą panowała 'dyktatura', opozycja już dalej posunąć się nie może. Cztery lata bezmyślnego atakowania prezydenta, rządu oraz fundamentalnych dla Polski spraw spokojnie wystarczyłoby do przegrania kolejnych wyborów prezydenckich. Ściągnięcie na Polskę gromów z Zachodu okazało się wizerunkowym prezentem dla PiS. Gniew wyborców na 'opozycyjną targowicę', która chce na arenie międzynarodowej położyć kres reformie sądownictwa, umocnił poparcie dla rządzących.
 
Najpóźniej po drugich przegranych z rzędu wyborach parlamentarnych rozsądny polityk postarałby się przekonać wyborców, że nie potępia ich poglądów. Usiłowałby przykuć uwagę Polaków perswazją, iż zmiany w polskim sądownictwie są jak najbardziej pożądane, z tym że mogłyby być np. przeprowadzone lepiej. Po czterech latach narastającego rozczarowania powinno dotrzeć do podnieconego własną propagandą obozu opozycji, ze coś jest nie tak.  
 
Tymczasem jej liderzy dalej nakręcają się własnymi rojeniami, podobnie jak oddane im media, które agregują mrzonki o 'milionach Polaków' pragnących przywrócić 'stan poprzedni'. W dalszym ciągu nie widać u nich zdolności do przewidzenia skutków własnych posunięć. Działania marszałka Tomasza Grodzkiego oraz 'niezawisłych' sędziów, którzy kosztem Polski próbują w Unii Europejskiej podbudować własne poczucie wyższości, w kraju budzą jedynie zażenowanie. Trudno przypuszczać, że spotkanie Grodzkiego z wiceszefową KE oraz zaproszenie przezeń do Warszawy Komisji Weneckiej przywróci Platformie Obywatelskiej utraconą popularność. Nie trzeba być wielkim analitykiem, aby dostrzec, że w ostatnich dniach opozycja i jej przystawki straciły kolejne pokłady zaufania. Zresztą jej czołowi politycy o tym wiedzą i właśnie dlatego szukają pomocy w Europie.
 
Z drugiej strony trudno nie powstrzymać się od obaw, że przyjęta przez opozycję strategia obrzydzania Polski przynosi nam za granicą więcej szkód niż korzyści. To nikt inny jak 'totalsi', kierując się nieprzemyślanymi odruchami własnej pychy, izolują Polskę w Unii Europejskiej. Instynkt, którym są przesiąknięci posłowie PO, musi być przemożny, skoro są w stanie zagłosować za rezolucją przeciwko własnej ojczyźnie, a marszałek Senatu RP ściąga na Warszawę falę niechęci, posuwając się do nieuprawnionego realizowania własnej polityki zagranicznej.   
 
Zresztą tego rodzaju filipiki natychmiast zostają zacytowane przez niechętne Polsce media na Zachodzie, sprzyjające twardej linii eurokratów. W niemieckiej prasie każde wystąpienie Tomasza Grodzkiego otrąbiane jest przeto jako poważne polityczne wydarzenie, dostarczające czytelnikowi satysfakcji, że polska demokracja jeszcze 'oddycha'. W ubiegłą środę dziennik 'Süddeutsche Zeitung' po raz kolejny wzbudził niepokój przypominaniem, jakoby 'narodowo-populistyczny' rząd w Warszawie 'rujnował' wizerunek 'trzeciej osoby w państwie'.
 

"Prokuratura w Szczecinie wszczęła śledztwo w sprawie podejrzeń o korupcję, mimo że wszelkie zarzuty są oparte na wypowiedziach anonimowych osób, które prawdopodobnie zostały przekupione. [...] Z kolei sterowane przez PiS media państwowe i portale internetowe powtarzają te zarzuty, choć są pozbawione wszelkich podstaw"

 
- przekonuje Florian Hassel.
 
Jego artykuł ukazał się już po opublikowaniu wywiadów z osobami, które wbrew zapewnieniom niemieckiego redaktora nie zasłaniały się 'maską anonimowości', jak choćby prof. Agnieszka Popiela czy Henryk Osiewalski. Dlaczego w takim razie Hassel znów wprowadza czytelnika w błąd?
 
Trudno oprzeć się wrażeniu, że monachijski dziennik prowadzi świadomą grę obliczoną na wzmożenie negatywnych emocji wobec polskiego rządu. W niemieckich mediach nie ma miejsca na argumenty czy zastrzeżenia, które mogłyby złagodzić przekaz. Wystarczą określenia jak 'narodowo-populistyczny' lub 'niszczenie wymiaru sprawiedliwości', aby wszystkie portale przeżuwające codzienną prasę skróciły leady tekstów o Polsce do jednej linijki, która potem przez kilka dni zajmuje umysł odbiorcy.
 
Tyle że artykuły prasowe o Polsce, im bardziej pełne kategorycznych wezwań i ostrych słów, tym bardziej odsłaniają bezzębne szczęki ich autorów.
 

"Mimo wytoczenia najcięższych posiadanych armat Komisja Europejska ma nadal związane ręce, a Parlament Europejski może jedynie przyjmować rezolucje, które w Warszawie nic nie znaczą"

 
- pisze w przypływie szczerości lewicowy dziennik 'die tageszeitung'.
 
Kiedy więc wszystkie środki zawodzą, trzeba dostarczyć czytelnikowi mocnych obrazów i zdań, którymi będą się również żywili niemieccy politycy. Nieprzypadkowym ukoronowaniem ostatniego tekstu w 'Süddeutsche Zeitung', w którym Hassel miota bezsilne gromy na polski rząd, jest umieszczony na tej samej stronie wywiad z Kathariną Barley, byłą minister sprawiedliwości w rządzie Angeli Merkel i obecną wiceszefową PE. Jak widać - nader podatną na narrację szerzoną przez polską opozycję i zachodnie media.
 

"Jeśli ustawa dyscyplinująca sędziów zostanie przyjęta, to natychmiast musi zadziałać Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej i zawnioskować o środki tymczasowe, by wykonanie prawa zostało zawieszone. Gdyby to nie poskutkowało, trzeba zagrozić Polsce dotkliwymi karami finansowymi. [...] Nawet najostrzejsze postępowania nie robią na tym rządzie wrażenia. To jest jawna prowokacja, prawdziwy afront"

 
- martwi się Barley w obłudnie zbolałym tonie, pozwalającym w tych dniach zakrzyczeć wszelkie poczynania francuskiej policji oraz spory na linii Madryt-TSUE.

Czy była szefowa resortu sprawiedliwości w RFN naprawdę nie wie, jak funkcjonuje system sądowniczy w jej własnym kraju? Oczywiście, że wie. Tu można się śmiało zgodzić z argumentacją Patryka Jakiego: to jest przemyślana cyniczna kampania, niezbędna do realizowania neokolonizatorskich zamiarów w Polsce. Czynny udział w organizowaniu zewnętrznego nacisku na Warszawę bierze również Katharina Barley, która podczas środowej dyskusji z eurposłem Jakim w PE poległa merytorycznym sztychem polemicznej szpady.

Otóż w Niemczech w skład komisji ds. wyboru sędziów federalnych wchodzi 16 ministrów landowych oraz 16 ekspertów wskazanych przez Bundestag. Owe gremium 'eksperckie' odzwierciedla zatem układ sił w parlamencie, dopuszczając teoretycznie do głosu wszystkie siły polityczne. Teoretycznie, bo w rzeczywistości o wyborze sędziów decydują dwa największe współrządzące obozy - CDU i SPD (z której wywodzi się pani Barley). Pozostałe partie odgrywają więc w najlepszym razie drugorzędną rolę.

"Przebieg wyboru sędziów federalnych w Niemczech jest wysoce niesprawiedliwy i niekonstytucyjny"


- twierdzi wiceszefowa Die Grünen Annalena Baerbock.

Na szczególną uwagę zasługuje także dobór członków Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe (BVerG). W tym przypadku niemieccy politycy nawet nie chcą ocalić pozorów: sędziowie BVerG wybierani są przez czysto polityczne gremium, składające się z dwunastu posłów Bundestagu.

"To zdumiewające, że wymagania dotyczące sędziów niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego są niższe niż np. w przypadku wyboru pełnomocnika ds. ochrony danych"


dziwi się Norbert Lammert, profesor prawa i wieloletni przewodniczący Bundestagu z ramienia CDU, który uważa wybór sędziów do BVerG za (sympatycy KOD-u, uwaga!) 'sprzeczny z konstytucją'.

Tym niemniej ta ścisła partyjno-polityczna kontrola przy obsadzaniu stanowisk w najwyższych niemieckich sądach nie jest przedmiotem debaty publicznej. Wprawdzie co inteligentniejsi publicyści (jak np. były redaktor naczelny tygodnika 'Wirtschaftswoche' Roland Tichy), zauważają, że histeria, z jaką niemieccy europosłowie rzucają pod adresem PiS swoje oskarżenia, jest grubą kpiną ze zdrowego rozsądku. Ale wykazywanie się nadmiarem ciekawości grozi także za Odrą zepchnięciem do medialnych nisz.
 
Można się więc spodziewać, że spór o reformę polskiego sądownictwa tak szybko nie wygaśnie, bo jest jednym z ostatnich żywiołów napędzających opozycję. Jej frakcja w PE zdążyła nas już przyzwyczaić do tego, że potrafi przyznać rację nawet Putinowi, z zupełnym lekceważniem interesu Polski. Natomiast zajadłość, z jaką niemieccy dziennikarze rzucają się do gardeł polskim rządzącym, powinna niektóre środowiska decyzyjne nad Sprewą poważnie zastanowić. Sypane bez umiaru oskarżenia mogą się bowiem okazać zgniecioną sprężyną, która kiedyś niespodziewanie odbije się w zęby (jeśli jeszcze będą).
 
Wojciech Osiński


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe